Przedwzmacniacz gramofonowy
Phasemation
Producent: KYODO DENSHI ENGINEERING Co., Ltd. |
hoć Nautilus, polski dystrybutor japońskiej firmy Phasemation, jest nim już od ładnych kilku lat, to do tej pory jedynym moim bliższym kontaktem z jakimkolwiek jej produktem było kilka dni spędzonych z jednym z jej droższych przedwzmacniaczy gramofonowych, który dostałem kiedyś przy okazji recenzji gramofonu Transrotora. Czytelnicy „High Fidelity” markę znają nieźle, bo Wojtek testował już kilka jrj produktów. Również i testowany przedwzmacniacz gramofonowy, nowy model oznaczony symbolem EA-300, trafił do mnie niejako przez przypadek, znowu jako towarzysz gramofonu Transrotora, modelu Jupiter. A kiedy już do mnie trafił to uznałem, że tak łatwo go nie oddam. Flagowe phono tego producenta jest nad wyraz oryginalne – nie co dzień w końcu widuje się tego typu urządzenia osadzone w trzech, oddzielnych obudowach. EA-300 jest urządzeniem zdecydowanie tańszym, półprzewodnikowym (a nie lampowym, jak modele z wyższej półki). Układ elektroniczny umieszczono w jednej, solidnej skrzynce z grubym, aluminiowym frontem. To urządzenie oparte o elementy dyskretne, które może współpracować z zarówno z wkładkami MM jak i MC. Co więcej, wyposażono je w dwa wejścia RCA, co jest dobrą wiadomością dla wszystkich używających dwóch ramion (z wkładkami oczywiście), ponieważ eliminuje to konieczność przełączania kabli. Urządzenie jest również niemal bezobsługowe. Oczywiście biegnący z ramienia gramofonowego kabel należy podłączyć do jednego z wejść, wyjście z wejściem przedwzmacniacza liniowego lub integry, a następnie trzeba przełącznikami na froncie wybrać wejście (1 lub 2), rodzaj wkładki (MM/MC), mono/stereo, włączyć bądź wyłączyć filtr subsoniczny i ewentualnie wybrać krzywą korekcji Decca bądź Columbia, jeśli takich właśnie płyt używamy. I już – żadnego ślęczenia nad instrukcją, żadnego ustawiania niewygodnie umieszczonych z tyłu, czy wręcz na spodzie mikroprzełączników. Dodajmy jeszcze, że wzmocnienie dla wkładek MM wynosi: 38 dB, a dla MC: 65 dB. Urządzenie powinno więc bezproblemowo współpracować z większością wkładek dostępnych na rynku. Nagrania wykorzystane w teście (wybór)
W teście tym jako punkt odniesienia służył mi mój wierny przedwzmacniacz ESELabs Nibiru – jeden ze starszych elementów mojego systemu. Może i pochodzi z mało znanej firmy, może nie kosztuje majątku (ok 2 tys. euro), ale do tej pory nie trafił mi się żaden inny przedwzmacniacz gramofonowy, po odsłuchu którego zaistniałyby jednocześnie dwie okoliczności: po pierwsze chciałbym go koniecznie mieć, bo byłby wyraźnie lepszy od mojego, a po drugie jego cena dawałaby choćby cień nadziei na jego nabycie. Bez dwóch zdań wziąłbym każdy z odsłuchiwanych phono Audio Tekne, zachwycił mnie również koreański Allnic Audio H3000, który trafił do mnie przez przypadek. Tyle, że one kosztują od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro (i to chyba nie przypadek, że wszystkie wymienione to urządzenia lampowe). Słuchałem oczywiście wielu dobrych i bardzo dobrych przedwzmacniaczy gramofonowych z bardziej przyziemnego pułapu cenowego, choćby naszego rodzimego Sensora 2 RCM Audio, ale żaden z nich nie był na tyle dużym krokiem do przodu w stosunku do Nibiru, by skłonić mnie do zamiany (za Sensorem przemawia fakt, iż to produkt polski, więc kto wie, może się w końcu zdecyduję). Plusem posiadania tego samego urządzenia przez długi czas jest bardzo dobra znajomość jego brzmienia, a co za tym idzie łatwiejsze porównywania z innymi testowanymi urządzeniami. Takimi jak właśnie pochodzący z niewiele wyższej półki cenowej EA-300. Porównując te dwa urządzenia można zauważyć pewne podobieństwa – całkowitą bezobsługowość w przypadku Nibiru i jedynie bardzo prosty interface do obsługi Phasemation, czy brak lamp na pokładzie. Są i różnice – Nibiru ma zasilanie akumulatorowe, a Japończyk tradycyjne; funkcjonalność tego drugiego jest jednakże większa, bo umożliwia współpracę i z wkładkami MM i MC oraz posiada dwa wejścia. Tyle w zakresie funkcjonalności. A co z brzmieniem? Pierwsza różnica była jasna od dosłownie pierwszej sekundy – Phasemation daje nieco wyższe wzmocnienie dla wkładek MC, więc dla mojego phono musiałem nieco mocniej odkręcać pokrętło głośności w przedwzmacniaczu, by wyrównać poziom. Kolejnej byłem pewny już po kilku minutach słuchania – jasne było, że Phasemation ma balans tonalny ustawiony nieco wyżej. Jego dźwięk nie jest rozjaśniony, ani agresywny w zakresie tonów wysokich, ale faktem jest, że w górnej części pasma dzieje się sporo, że jest nieco bardziej otwarta, bardziej intensywna. Blachy i inne metalowe elementy perkusji potrafią lśnić, sypać wręcz skrami, trąbka potrafi nieźle przyciąć po uszach, nie przekraczając owej granicy, po której dźwięk staje się nieprzyjemny, a np. trójkąt wyskakujący nagle pośród wielkiej orkiestry robi duże wrażenie swoją dźwięcznością i soczystością brzmienia. Już przy takich właśnie popisach perkusistów słychać było, że mocną stroną tego phono jest szybkość i siła ataku – to na tej fazie dźwięku postawiony jest delikatny akcent. O ile tylko nagranie pozwala, dostajemy z nim także dużą ilość powietrza, które daje instrumentom swobodnie oddychać i wybrzmiewać, wspiera także wrażenie otwartości dźwięku. Scena jest naprawdę spora, choć odniosłem wrażenie, że jednak mocniejszą stroną EA-300 jest jej szerokość, a głębokością i gradacją planów ustępuje wspomnianym już referencyjnym przedwzmacniaczom gramofonowym w nieco większym stopniu. Owo spłycenie sceny (raz jeszcze podkreślę – przede wszystkim w porównaniu do kosztujących kosmiczne pieniądze Audio Tekne czy Allnic) to bardziej kwestia przybliżenia dźwięku do słuchacza, również w porównaniu do Nibiru, choć bez wyraźnego wypychania pierwszego planu przed kolumny, niż skomasowania wszystkich wydarzeń w ograniczonej przestrzeni. Co istotne, bardzo fajnie oddane jest otoczenie akustyczne muzyków. Świetnie było to słychać czy to na koncercie Jarretta, czy na Jazz at the Pawnshop, gdzie wysokiej klasy realizacja nagrania pozwoliła uchwycić na taśmie całe mnóstwo okołomuzycznych elementów. Rzecz więc nie tylko w wybrzmieniach, odbiciach, charakterystyce danej sali, ale także w elementach pozamuzycznych – reakcjach publiczności, a nawet dźwiękach dochodzących spoza sali koncertowej, które nie giną gdzieś w tle, ale są pełnoprawnymi, znającymi swoje miejsce elementami. Wszystko to razem wzięte, wraz z samą muzyką oczywiście, bardzo udanie odtwarza atmosferę, emocje z koncertu i to pomimo że nie ma tu aż takiej holografii, takiej namacalności dźwięku jak to potrafią zaoferować topowe (zwłaszcza lampowe) pre. Swoją drogą kolejną zaletą EA-300 była umiejętność przekazania ogromnego bogactwa detali, które moja wkładka, Air Tight PC-3, odczytywała z rowków płyty. Czasem, przy tańszych przedwzmacniaczach gramofonowych, słychać, że część tego planktonu, drobniutkich elementów muzyki obecnych na dobrze mi znanej płycie, gdzieś umyka. Tu takiego wrażenia nie miałem. Może nie każdy z tych najdrobniejszych elementów był aż tak wyraziście pokazany, jak zdarzało mi się to słyszeć, ale też i nie przyłapałem EA-300 na zgubieniu subtelności o których wiedziałem, że w danym momencie występują. |
Ciekawa sytuacja występuje na dole pasma. Zacząłem od stwierdzenia, że w porównaniu do Nibiru, Phasemation ma balans tonalny ustawiony nieco wyżej. Z jednej strony to wrażenie budowane jest przez opisany już sposób prezentacji góry pasma i wyższej średnicy, z drugiej jednakże również za sprawą prezentacji dołu pasma. Na pierwszych kilku płytach nie występował właściwie najniższy bas i stąd miałem wrażenie, że być może Phasemation po prostu nie schodzi za nisko i że w dolnym zakresie brakuje nieco dociążenia i nieco energii. Więc gdy na jednym z kolejnych albumów pojawiło się bardzo niskie, dociążone zejście basu szeroko otworzyłem oczy ze zdumienia. A więc najniższy bas i owszem jest i to potężny i dobrze kontrolowany. Po tym odkryciu skupiłem się nieco bardziej na basie. W mojej ocenie EA-300 więcej energii prezentuje na samym dole pasma niż w zakresie średniego i wyższego basu. Stąd jeśli tego najniższego w nagraniu nie ma, to brzmienie może się wydawać nieco lekkie. Gdy jednak przychodzi do odtworzenia jakichś „grzmotów” Phasemation pokazuje lwi pazur. Proszę mnie źle nie zrozumieć – rzecz nie w tym, że w zakresie średniego i wyższego basu japońskie phono ma dziurę. To bardziej kwestia przyzwyczajenia do pewnej reguły stosowanej przez wielu producentów niezbyt drogich urządzeń – akcent stawiany jest właśnie na średnim basie, co jest efektowne, stwarza wrażenie, że dołu jest sporo, a robi się to po to, by przykryć braki na samym dole. Tymczasem tu na samym dole niczego nie brakuje, a w średnim i wyższym basie owego akcentu nie ma, jest równe, dobrze kontrolowane i różnicowane granie. Takie podejście może nie do końca odpowiadać miłośnikom rocka, czy muzyki tanecznej, gdzie właśnie średni bas króluje i to jego podbicie jest wręcz oczekiwane. EA-300 docenią natomiast miłośnicy muzyki akustycznej, czy elektronicznej, ale takiej, gdzie generowany jest właśnie potężny, piekielnie niski bas – tu będzie pełen zachwyt (jeśli reszta systemu to udźwignie, oczywiście). I jeszcze parę słów o średnicy. Jest dobrze. Nie 'AudioTeknowo' dobrze, nie ma aż takiego nasycenia, aż takiej gładkości i płynności, ale to po prostu domena lamp. Sorry – nie słyszałem tranzystorowego phono, które w tym zakresie byłoby w stanie konkurować (podkreślam: w tym zakresie) z najlepszymi lampami jakie znam. Zapominając o moich rozbuchanych oczekiwaniach, za które mogę jedynie winić Harriego z Natural Sound, mogłem docenić to, co jest zaletą większości japońskich urządzeń jakie znam (przynajmniej od pewnej półki w górę), naturalność brzmienia. Zarówno wokale jak i instrumenty akustyczne wypadały naturalnie, a to za sprawą odpowiedniego nasycenia, gładkości, dobrego cieniowania barwy i dynamiki, niezłej rozdzielczości i wysokiej detaliczności dźwięku. Czy słuchałem Louisa Armstronga nagranego 60 lat temu, czy Tadzia Nalepy sprzed lat 30, czy Cassandry Wilson sprzed lat kilku – różnice w sposobach i klasie realizacji były oczywiste, ale poziom ekspresji przykuwający uwagę od pierwszej do ostatniej sekundy był podobny. Podsumowanie EA-300 to bez wątpienia ciekawa propozycja. To uniwersalny przedwzmacniacz gramofonowy, który obsłuży niemal każdą wkładkę dostępną na rynku. Dzielnie spisywał się z moim Air Tightem PC-3, kosztującym przecież nawet więcej niż on sam. Dodatkowym atutem jest fakt, iż Phasemation umożliwia podłączenie dwóch wkładek naraz – jasne, że wiele osób ma jedno ramię, z jedną wkładką, więc im dwa wejścia nic nie dają. Ale z drugiej strony wcale nie brakuje tych, który mają na swoich gramofonach zamontowane po dwa ramiona (czasem nawet więcej) i dla nich przełączanie kabli jest na dłuższą metę dość uciążliwe - dwa wejścia po prostu ułatwią im życie. To urządzenie, którego obsługa jest nieskomplikowana. Z jednej strony mnogość ustawień jest przez wymagających audiofilów pożądana, bo im lepiej dopasujemy ustawienia przedwzmacniacza do konkretnej wkładki tym lepsze rezultaty brzmieniowe można uzyskać. Z drugiej strony nie wszyscy są aż tak wymagający i wręcz woleliby nie nurkować z lupą i malutkim śrubokręcikiem gdzieś za stolik, czy nawet na spodnią stronę phono, żeby z instrukcją w garści wszystko właściwie ustawić. Tu wybory są proste, przełączniki znajdują się na froncie i żadna szczególna wiedza, ani zwinne palce i dobry wzrok nie są wymagane. A czy cierpi na tym najważniejszy aspekt tej całej zabawy, czyli brzmienie? Ujmują rzecz krótko – nie! To bardzo dobre urządzenie, oferujące otwarty, żywy, jasny, ale nie rozjaśniony (!) dźwięk, z nisko schodzącym, dociążonym basem, z bardzo szeroką sceną, detaliczny i dynamiczny. Daje ogromną przyjemność ze słuchania muzyki za ułamek ceny najlepszych przedwzmacniaczy gramofonowych jakie znam. Nie wstawiałbym go do systemów już jasno brzmiących, ale we wszystkich pozostałych sprawdzi się wybornie. EA-300 to przedwzmacniacz gramofonowy przeznaczony do współpracy zarówno z wkładkami typu MM, jak i MC. Umieszczono go w średniej wielkości, solidnej, metalowej obudowie. Ścianki górna i dolna zostały wykonane ze stalowej płyty o grubości 1,6 mm, która została pokryta warstwą miedzi. Pozwoliło to z jednej strony zredukować wpływ zakłóceń elektromagnetycznych, a z drugiej zwiększyło jeszcze sztywność całej konstrukcji. Gruby na 10 mm panel frontowy wykonano z aluminium. Na przedniej ściance, po lewej stronie, umieszczono włącznik urządzenia (dystrybutor sugerował zostawianie przedwzmacniacza przez cały czas pod prądem, do czego się zastosowałem), pośrodku niewielką diodę, sygnalizującą, iż urządzenie jest włączone, a powyżej charakterystyczne, złote logo firmy. Po prawej stronie umieszczono 5 przełączników hebelkowych obsługujących wszystkie, dostępne dla użytkownika ustawienia. Przedwzmacniacz gramofonowy Phasemation zbudowano od początku do końca z elementów dyskretnych. Jak pisze producent, podzespoły są starannie selekcjonowane, a następnie dobierane ręcznie, by nie dopuścić do pojawienia się błędów w procesie korekcji i wzmacniania sygnału. Ma to szczególne znaczenie ponieważ cały układ pracuje bez pętli sprzężenia zwrotnego. Do EA-300 można podłączyć jednocześnie dwie wkładki MM/MC. Wyboru rodzaju zastosowanej wkładki, a więc jednocześnie wzmocnienia i impedancji wejściowej, dokonuje się przełącznikiem umieszczonym na froncie urządzenia. Obok znajduje się drugi, identyczny przełącznik, którym wybieramy tryb pracy: mono, lub stereo, a kolejny to selektor wejść. Następny włącza/wyłącza filtr subsoniczny, odcinający częstotliwości poniżej 20 Hz, a ostatni to wybierak krzywej korekcji dla płyt stereofonicznych lub mono: Decca (UK) w pozycji Mono 1 oraz Columbia (USA) dla Mono 2. Zasilacz oparto na bardzo wysokiej jakości transformatorze z rdzeniem R, cechującym się minimalnym rozproszeniem pola magnetycznego. Phasemation podkreśla, że ten element stanowi autorskie opracowanie firmy. Trafo przykręcono do stalowej podstawy za pośrednictwem bakelitowej płyty o grubości 5 mm. Pełni ona rolę dodatkowego izolatora. Wibracje transformatora są dzięki temu niwelowane i nie zakłócają pracy komponentów elektronicznych. Phasemation EA-300 jest konstrukcją z całkowicie odrębnymi ścieżkami kanałów lewego i prawego. W torze sygnałowym wykorzystano m.in. metalizowane oporniki o niewielkiej tolerancji, a w zasilaniu diody SiC wykonane przez ROHM oraz niskoszumne diody Zenera. Dane techniczne (wg producenta)
Obsługa wkładek MM i MC Dystrybucja w Polsce: |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity