Odtwarzacz plików/wzmacniacz
Lumïn
Producent: PIXEL MAGIC SYSTEMS Ltd. |
iedy w 2005 roku, a więc lata temu, firma Arcam, specjalista kojarzony do tamtej pory z dzielonymi urządzeniami ze średniej półki cenowej, zaproponował systemy Solo, wydawało się, że świat stanął na głowie. Pierwszy system Solo 5.1 przeznaczony był do kina domowego. Pomieszczono w nim multiformatowy transport (DVD, CD, ale także SACD i dekoder HDCD!), sekcję dekoderów kina domowego i pięć końcówek mocy. Niedługo potem światło dzienne ujrzały kolejne produkty tego typu – Solo Movie 2.1 (multiformatowy system stereo), Solo Music (stereo) oraz Solo Mini (stereo). Dzisiaj, po przystanku na stacji Solo Neo, Arcam ma w swojej ofercie kolejne dwa systemy Solo: Movie (z transportem Blu-ray) oraz Music (SACD oraz CD, Bluetooth). Jak widać, formuła ta, tj. urządzenia all-in-one, pochodzącego od znanego i uznanego producenta audio, przetrwała. I nie tylko – przyniosła owoce, bo podobne urządzenia mają teraz niemal wszystkie firmy w naszej branży, nawet tak wyrafinowane i egzotyczne, jak szwajcarski darTZeel. System all-in-one to taki, w którym w jednej obudowie mamy całą elektronikę, ze źródłem (źródłami) i wzmacniacze. Są też systemy tego typu z głośnikami (patrz – Naim Mu-so), jednak nie nimi się teraz zajmujemy. W pewnej mierze – ale tylko w planie systematyki – wyrosły one ze świata mini-wież (systemy z głośnikami z tzw. boom-boxów). Idea jest ta sama: w niewielkiej przestrzeni zmieścić wszystkie potrzebne elementy, a także ułatwić ich obsługę. M1 Lumïn jest producentem specjalizującym się w odtwarzaczach plików audio. Ma w swojej ofercie modele S1, A1, T1 oraz D1. M1 jest jego pierwszym urządzeniem tego typu. Zamiast powtarzać schemat działania innych producentów, wymyślono coś własnego. A schemat jest taki: bierzemy odtwarzacz plików, dodajemy do niego DAC, podłączamy do niego wzmacniacze i voilà! M1 jest znacznie bardziej minimalistycznym produktem, można by powiedzieć – purystycznym. Pamiętają państwo wzmacniacz cyfrowy firmy TacT? Sławny swego czasu, niezwykle wyrafinowany technologicznie, prze zlata był jedynym wzmacniaczem cyfrowym na rynku. Dzisiaj o co drugim wzmacniaczu mówi się „cyfrowy”, popełniając błąd – to niemal zawsze wzmacniacze pracujące w klasie D, ale analogowe (tj. z dowolnie dużą, ograniczana jedynie częstotliwością próbkowania, ilością poziomów; przyjmują sygnał analogowy). Wzmacniaczy cyfrowych jest niewiele. Mają one jedną ważną przewagę – to tak naprawdę przetworniki cyfrowo-analogowe dużej mocy; tak zresztą opisywany był TacT. I właśnie tego typu wzmacniacze, produkcji TI, zastosowano w systemie Lumïna. Ponieważ wchodzi się do nich sygnałem cyfrowym, niepotrzebny jest DAC, jak w klasycznych systemach audio. Sygnał odczytany z pamięci i zdekodowany do postaci PCM przez moduł odtwarzacza plików przesyłany jest bezpośrednio do wzmacniacza. Dzięki temu, że to wzmacniacze pracujące w klasie D, a więc grzejące się w minimalnym stopniu, dzięki zastosowaniu zasilacza impulsowego, M1 jest niewielki. Ładna, aluminiowa obudowa, z niebieskim, sensownym wyświetlaczem pośrodku, gałką siły głosu po prawej i przyciskiem standby po lewej stronie, stanowi studium umiaru. Nie więzło się to jednak z nikąd – nad jego projektem pracowano aż półtora roku. M1 oferuje 60 W przy 8 Ω i 100 W przy 4 Ω. Ponieważ nie ma w nim DAC-a, nie ma też żadnych wyjść, nie ma też żadnych wejść, poza dwoma USB 2.0 i jednym Ethernet (1000Base-T). Wszystko, czego potrzebujemy, to podłączenie do routera, przez który sterujemy Lumïnem, z dyskiem NAS lub/i dysku USB. Ten ostatni musi być sformatowany w FAT32 (pojedyncza partycja), NTFS lub EXT2/3. Sekcja odtwarzacza akceptuje sygnały PCM do 32 bitów i 384 kHz (DXD) oraz DSD64 (2,8 MHz) i DSD128 (5,6 MHz). Sygnał PCM może być zakodowany jako WAV, FLAC, Apple Lossless, MP3 i AAC w kontenerze M4A, a DSD jako DSF, DIFF i DoP. Pliki odtwarzane są w trybie „gapless”. Urządzenie obsługuje również popularne serwisy streamingowe Tidal i Qobuz. Jego siłą głosu można sterować gałką na przedniej ściance lub z poziomu aplikacji, na tablecie (smartfonie). W zapowiedziach i opisie na stronie producenta znajdziemy informację o tym, że sygnały do 96 kHz można upsamplować do DSD. W rzeczywistości opcja ta dostępna jest tylko dla odtwarzaczy tej firmy, dla M1 – NIE (patrz niżej). LI ON WOJCIECH PACUŁA: Skąd pomysł na M1? Mają panowie jakieś przemyślenia na temat różnic między wejściem USB i Ethernet? Wciąż trwa wyścig o to, kto da więcej – jak pan myśli, jakie wartości pliku, ilość bitów i częstotliwość próbkowania, są wystarczające? W waszych urządzeniach jest możliwość upsamplowania sygnału PCM do DSD – dlaczego to robicie? Mimo to sygnał DSD i tak w końcu musi być zamieniony na rodzaj PCM, to jest PWM (Pulse Width Modulation), prawda? – Nie ma obecnie na rynku wzmacniaczy cyfrowych wysokiej klasy typu PDM (Pulse Density Modulation), czyli DSD… Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Systemy all-in-one powstają po to, aby ułatwić ludziom życie. Trochę tez i po to, aby pozwolić zaoszczędzić im pieniądze, ale przede wszystkim dla wygody. Urządzenie musi działać bezbłędnie i bez „bagów”, jak Lumïn M1, żeby spełniło swoje zadanie. Tym bardziej, ze mamy do czynienia z systemem, który musi sobie poradzić z sortowaniem i odtwarzaniem tysięcy płyt, w różnych formatach i otagowanych w różnoraki sposób. Tym razem, słuchając muzyki, co było bardzo przyjemnym doświadczeniem, zwracałem więc baczniejszą uwagę na elementy pozamuzyczne. Aplikacja Sterowanie Lumïnem jest bardzo komfortowe. Aplikacja na iOS nie jest jakaś szczególnie ładna, ale bardzo dobrze spełnia swoją funkcję – jest czytelna i intuicyjna. Nie potrzebowałem korzystać z podpowiedzi online, żeby się w nim zorientować. Po jakimś czasie przeczytałem wszystko, co się dało, odkryłem parę sztuczek związanych z budowaniem playlisty, ale były to wątki poboczne. Główny, tj. obsługa urządzenia – był świetny. Ostatecznie chodzi o to, aby jak najmniej czasu spędzić na obsłudze, a jak najwięcej na słuchaniu. Setup System Lumïna jest „samoobsługowy” – stawiamy go na półce, podłączamy do sieci, wpinamy kabel sieciowy i głośnikowe i włączamy. Lumïn sam wyszuka podłączone do routera dyski sieciowe, a także wyświetli pendrajwy i dyski USB podłączone do gniazd na tylnej ściance. Sprawnie przebiega także pobieranie aplikacji i jej instalacja. Po pierwszym wybraniu dysków, system kataloguje sobie ich zawartość. Potem nie musimy do tego wracać, chyba, ze zmieniła się ich zwartość – wtedy system wprowadza poprawki. Dźwięk Odsłuch M1 był chyba jeszcze bardziej bezproblemowy niż jego obsługa. Kolejny raz słucham urządzenia tej firmy i kolejny raz słyszę wyraźny „odcisk palca” konstruktorów. Otrzymujemy z ich rąk dźwięk gładki, płynny, ciągły. Można powiedzieć: ciepły. W tym przypadku nie ma potrzeby opatrywać tego komentarzem, bo to akurat zaleta i to duża. A to dlatego, że pliki mają to do siebie, iż brzmią zwykle „pusto”, niezależnie od tego, ile bitów i kiloherców w nie władujemy. Lumïn ma dociążony średni bas i niską średnicę, co jest dobrym punktem wyjścia. Odtwarzacz ma przy tym zastanawiająco wysoki faktor „zaskoczenia”, przede wszystkim naturalnością. To nie jest drogi, jak na standardy audiofilskie, system. A mimo to prezentuje muzykę w wyrafinowany sposób. Pomimo przesunięcia balansu w dół dźwięk nie „siada”, nie zapada się w sobie. Wprost przeciwnie – rozwijany jest z tego miejsca w głąb, w kierunku emocji, „bebechów”. To bardzo zbliżony sposób prezentacji, jaki dostaniemy z fajnego źródła analogowego. To gra na emocjach, na wciągnięciu w świat przed nami. Nie ma analizy, jest zaciekawienie. Przesłuchałem pod tym kątem sporo płyt CD, których na co dzień słucham z wyczesanych wydań Platinum SHM-CD, HQCD i innych. Za każdym razem potwierdzało się pierwsze wrażenie – konstruktorzy Lumïna to zwolennicy prymatu barwy, plastyki nad wyodrębnianiem i selektywnością. Raczej gładkość niż akuratność, bardziej ogół niż szczegół. I nie da się ukryć, że w ten właśnie sposób brzmią nagrania DSD – zarówno z krążków SACD, jak i z plików. |
A przecież to firma która na DSD zbudowała całą swoją filozofię. Jak w wywiadzie udzielonym mi przez pana Li On przy okazji poprzednich testów mówił on, firma wystartowała tylko dlatego, że udało się zhakować konsolę PS3 i dzięki temu „wyciągnąć” sygnał DSD z płyt SACD. Teraz nie ma z tym problemu, pliki tego typu możemy ściągnąć bezpośrednio z sieci, ale wówczas był to przełom. M1 gra tak, jakby Lumïnowi zależało na jak najlepszym pokazaniu zalet DSD, nie tylko z plikami DSD, ale i PCM. Mówimy o grze między barwami różnych instrumentów, ich bryłami, o różnorodności, wiarygodności. To oczywiście niedrogi system, nie gra jak dzielone, high-endowe urządzenia. Ale wcale tego nie brakuje. M1 idzie w tym na tyle daleko, że przekaz jest interesujący, zmienia się, daje go myślenia. Różnicowanie między poszczególnymi płytami jest satysfakcjonujące i myślę, że jego posiadacze nie będą na nic narzekać. Tym bardziej, że dostaną dźwięk w wielu aspektach tak wyrafinowany, tak „skończony”, że z kolei dzielone systemy za sporo większe pieniądze tam nie dotrą, choćby bardzo się starały. Zaskoczy na przykład głębia źródeł. Scena dźwiękowa jako taka nie jest specjalnie duża, tego nie przeskoczymy. Za to w ramach bliskich planów – a są bliskie – instrumenty i głosy sprawiają wrażenie naturalnych, normalnych, takich, jak na żywo. A przecież tego właśnie szukamy, o tym marzymy, prawda? Duża w tym zasługa barwy, ukształtowanej tak, a nie inaczej. To, co w aspekcie „hi-fi” jest odejściem od pełnej liniowości, w aspekcie „muzycznym” jest przybliżeniem się do celu. Choć mówiłem o tym, że to ciepły dźwięk, to nie dzieje się to kosztem wycofania wysokich tonów, ani nawet wysokiej średnicy. Posłuchajmy Nat „King” Cole’a z płyty Love is The Thing w stereofonicznej wersji, przygotowanej przez Analogue Productions, a usłyszymy głos, w którym jest sporo sybilantów. Wersja mono jest ciemna, gładka – i taki głos Nata pamiętamy. Być może wersja stereo, jako backup, nie miała tak wyrafinowanego toru, albo jej produkcja nie była specjalnie zajmująca. W każdym razie – Lumïn tę jej właściwość pokazał bez zawoalowań, nie wygładził niczego, ani nie schował. Mowa o plikach DSD – to one brzmią najlepiej. Nie ma wątpliwości, że to jest oczko w głowie ludzi Lumïna i to słychać. Ale też nie ma mowy o tym, ze inne typy plików są traktowane „z buta”, bo także odzywają się pięknie. Nawet pliki mp3 są prowadzone w tym kierunku. A jeśli mamy 24-bitowy plik PCM, dojdziemy tam naprawdę blisko. Myślmy jednak o tym w ten sposób: Lumïn M1 gra wszystkie pliki ładnie, przyjemnie, gładko, „bebechowo”; ale też szukajmy plików DSD, jeśli tyko są dostępne, bo dostaniemy z nimi coś ekstra, co raz usłyszane będzie nam siedziało w głowie. Wybór takich, a nie innych technologii skutkuje konkretnymi kompromisami w dźwięku. Dla przykładu, trzeba się liczyć z niezbyt wysoką selektywnością. Wydarzenia nie są wycinane z tła, nie są wypunktowywane. Niczego im w ich bryłach nie brakuje, ale odbieramy je raczej jako spore wydarzenie, o dużym wolumenie, bez zbyt wielu szczegółów. Dynamika jest ładna, ale tylko w ramach danego instrumentu. Całość jest raczej uśredniana. To – tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia – cecha odtwarzaczy plików, ale i wzmacniaczy cyfrowych. I wreszcie bas – to jedyny element opisu „hi-fi”, który trzeba koniecznie przedyskutować ze swoim wewnętrznym cenzorem. Bas nie jest jakoś specjalnie kontrolowany, nie schodzi bardzo nisko. Jest świetnie zespolony z resztą pasma, ale uważałbym ze zbyt dużymi kolumnami. Z monitorami będzie super, bo sam dół będzie wycofany, z dużymi kolumnami może być zbyt „dowolnie”. Podsumowanie Tzw. „normalni użytkownicy” wybierają systemy zespolone, lajfstajlowe, ze względu na ich wygląd i funkcjonalność – o cenie nie wspomniawszy. Lumïn jest systemem audiofilskim, co jego konstruktorzy podkreślają na każdym kroku. Mogłoby się więc wydawać, że krąg jego potencjalnych odbiorców od razu zostaje zawężony. Uważam, że jest inaczej – jego wygląd jest bardzo mainstreamowy, a obsługa bardzo łatwa. Nie odstrasza więc tym, czym zwykle odstraszają systemy audiofilskie. A jest przy tym rasowym systemem muzycznym tego typu, dającym piękny, „analogowy” dźwięk, którym czaruje i uwodzi. Nie jest idealny, ale wszystkiego mieć nie można. Nie da się go rozbudować, to system zamknięty, ale też normalni ludzie rozbudowy nie oczekują. Prawdopodobnie jest to więc jeden z lepszych sposobów na połączenie wygody i dźwięku, jaki możemy za te pieniądze dostać. RED Fingerprint Obudowa urządzenia jest niewielka i ładnie wykonana w całości z aluminium. Pośrodku przedniej ścianki umieszczono niebieski wyświetlacz. Znajdziemy na nim sporo informacji, od tytułu, przez artystę, siłę głosu, rodzaj pliku (typ, bity, częstotliwość próbkowania), czas, na numeru pliku skończywszy – jest wszystko, czego trzeba. Budowa M1 nie przypomina niemal żadnego innego urządzenia audio – jakieś 10 lat temu nie wiedzielibyśmy na co patrzymy. System obsługiwany jest przez trzy sekcje, każda oparta na układach scalonych o dużej skali integracji. Przy wejściu umieszczono układ obsługujący gniazda USB, za którym jest mikroprocesor, serce odtwarzacza, ze sporym radiatorem. Po nim mamy kolejny układ, tym razem FPGA, Altera Cyclone IV, w którym umieszczono filtry cyfrowe. Sygnał przesyłany jest następnie do wzmacniaczy cyfrowych firmy Texas Instruments, ukrytych pod średniej wielkości radiatorem. Pracują one w trybie PWM (Pulse Width Modulation). Przedwzmacniacza nie ma, a regulacja siły głosu odbywa się w domenie cyfrowej w końcówkach mocy. Sygnał analogowy powstaje na samym końcu, w prostych filtrach analogowych – to od nich w znacznej mierze zależy dźwięk urządzenia. Tutaj mamy ładne kondensatory firmy Nichicon, cewki rdzeniowe, a na wyjściu dodatkowe kondensatory polipropylenowe Wima. Cewek jest sporo, ponieważ wyjście wzmacniacza jest zbalansowane – aktywne są obydwa biegi – ujemny i dodatni (zazwyczaj ujemny podłączony jest do masy). Obok, w ekranie z blachy, mamy zasilacz impulsowy. Ładna, czysta robota – aż trudno uwierzyć, że tak dobry dźwięk uzyskano z kilku kości półprzewodnikowych i paru kondensatorów. Dane techniczne (wg producenta) Protokół przesyłu: UPnP AV Dystrybucja w Polsce: J.S. Bach Wytwórnia Alpha od lat była synonimem smaku, zarówno od strony wykonawczej, jak i realizacyjnej. Założona w 1999 roku przez Jeana-Paula Combeta, znana jest również z wyjątkowych okładek, wybieranych przez Denisa Greniera. W grudniu 2014 roku jej szefem został pan Didier Martin, co wiązało się ze sporymi zmianami. Alpha Records jest obecnie częścią grupy OutThere Music i nosi nazwę Alpha Classical. Oprócz niej w grupie swoje miejsce znalazły także inne znane wydawnictwa, specjalizujące się w muzyce dawnej, jak: Fuga Libera, Æon, Ramée, Zig-Zag Territoires, Phi i Arcana. Od niedawna płyty Alpha Classics wydawane są w nowej szacie graficznej, bez charakterystycznych czarnych pasków nad i pod grafiką. Wydanie płyty przez Alphę było i jest nobilitacją, potwierdzeniem statusu dyrygenta i wykonawców. Z tym większą sympatią powitałem wejście do tego elitarnego klubu zespołu Capella Cracoviensis. Jej pierwsza płyta z charakterystycznym znaczkiem α to Te Deum Jean-Baptiste Lully’ego, pod dyrekcją Vincenta Dumestre’a, z Le Poème Harmonique (czytaj TUTAJ). To nie jest pierwsza płyta CC nagrana w Lutosławicach, wcześniej była to, wydana przez firmę Decca, Bach Rewrite. I słychać wspólne elementy tych realizacji. Przede wszystkim to nagranie, którego selektywność nie jest najwyższa. Brzmienie jest dość ciemne i trzeba dość mocno podkręcić gałkę siły głosu, aby uzyskać ładną czytelność. Kiedy to zrobimy usłyszymy gęsty, głęboki dźwięk, z dobrze ustawioną artykulacją i balansem tonalnym przesuniętym w kierunku niskiego środka. To tego typu nagranie, którego słucha się wielokrotnie bez zmęczenia, przy którym można wypocząć. Bo to także fantastyczne wykonanie – Capella jest wciąż i wciąż lepsza. Realizacje Alphy dokonane na jej rodzimym podwórku są bardziej rozdzielcze, co objawia się np. przez lepsze rysowanie głębi sceny dźwiękowej i wyraźniejsze wyodrębnianie body instrumentów i wokalistów. Motety bronią się jednak ładną barwą, gęstością i przede wszystkim wykonaniem – gorąco ją polecamy i wyróżniamy nagrodą RED Fingerprint. Jakość dźwięku: 7-8/10 |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.5TRIPLE C-FM, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-2.5TRIPLE C-FM, recenzja TUTAJ SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity