Wzmacniacz zintegrowany Fezz Audio
Producent: FEZZ AUDIO |
astanawiając się po jakie polskie urządzenie sięgnąć w ramach wrześniowego, polskiego numeru „High Fidelity”, pomyślałem że jakoś nieczęsto ostatnimi czasy trafiają do mnie SET-y (poza świetnym Audio Reveal First). A przecież to właśnie jest moje granie. Tego typu wzmacniaczy nie powstaje w naszym kraju zbyt wiele, ale kilka ciekawych propozycji można, i to bez większego wysiłku, znaleźć. Na lidera wśród producentów urządzeń lampowych w naszym kraju, w tym wzmacniaczy single-ended, ale producenta znanego już dobrze również w wielu krajach świata, wyrosła marka FEZZ AUDIO. Nie bez przyczyny – bazując na znanych i cenionych na całym świecie transformatorach marki Toroidy.pl, własnym parku maszynowym, czy lakierni, jest wstanie oferować konkurencyjnie wycenione wzmacniacze wysokiej klasy. Co ważne, ogromne pokłady wiedzy na temat transformatorów pozwoliły inżynierom Fezz Audio stworzyć rzadko spotykane konstrukcje, w których transformatory toroidalne są wykorzystywane również jako wyjściowe. | Mira Ceti 2A3 Jakiś czas temu miałem przyjemność testować relatywnie niedrogi wzmacniacz tej marki, bazujący na mojej ukochanej triodzie 300B. Nie było to najlepsze tego typu urządzenie, jakie zdarzyło mi się słyszeć, ale w kontekście ceny i klasy brzmienia okazał się znakomitym, godnym uwagi zawodnikiem. Pomimo owej (oczywiście relatywnie) bardzo atrakcyjnej ceny dał mi mnóstwo radości ze słuchania muzyki w niezwykle intymny, przemawiający do mnie sposób. Jego – choć nazwa wskazuje raczej, że powinienem użyć zaimka: ‘jej’ – młodszym bratem (czy jednak ‘siostrą’?) jest podobny układ, acz oparty na innej kultowej triodzie: 2A3. O pokrewieństwie tych konstrukcji świadczy choćby fakt, iż korzystają z tej samej nazwy, Mira Ceti, tyle że w przypadku testowanego modelu pojawia się wiele mówiący dopisek: 2A3. | Od 01A do 300B w pół minuty 2A3 jest triodą z bezpośrednim żarzeniem (direct heated triode = DHT), zaprojektowaną do zastosowań audio. W jej nazwie zakodowano napięcie żarzenia (‘2’), które wynosi, tak naprawdę, 2,5 V, zastosowanie: wzmacniacze (‘a = amplifier’) oraz typ: lampa trójelementowa (‘3’); można z niej uzyskać moc 3 W. Często spotyka się ją także w układach równoległych, ze wspólnym układem anody, a także we układach push-pull. ▪ To równie szlachetna, choć może nie aż tak kultowa, co 300B, trioda bezpośrednio żarzona, na dodatek nieco starsza. Wprowadzono ją bowiem na rynek w 1932 roku, a więc sześć lat wcześniej niż tę drugą. Nieco mniejsza popularność wynika z faktu, iż oferuje ona ledwie ok. 3 W mocy, podczas gdy z 300B uzyskuje się ok. 8 W. Różnica niby niewielka, ale w praktyce dobór kolumn do wzmacniacza opartego o 2A3 jest znacznie większym wyzwaniem. A przecież dobór głośników w przypadku wzmacniaczy niskiej mocy jest kwestią absolutnie kluczową. O ile w przypadku mocnych tranzystorów, czy nawet dysponujących wysoką mocą lampowców, kolumny dobiera się bardziej pod kątem brzmienia niż parametrów (oczywiście po części też, ale grają mniejszą rolę), o tyle niewielka moc wymaga dość wysokiej skuteczności, a przede wszystkim przyjaznego (czyli pozbawionego większych zmian) przebiegu impedancji. Niedawny odsłuch kolumn Falcon Acoustic LS 3/5a (ledwie 83 dB skuteczności, ale przy impedancji nominalnej wynoszącej 15 Ω) pokazał dobitnie, że to właśnie ten drugi parametr jest zdecydowanie ważniejszy. Z moim modyfikowanym wzmacniaczem Art Audio Symphony II, czyli SET-em na 300B Western Electric, grało to absolutnie magicznie i z miejsca stało się moim rekomendowanym systemem do małego pokoju. Wróćmy jednakże do 2A3. Mój najbardziej ukochany z ukochanych wzmacniaczy, albo jak mówią Anglosasi: to die for, czyli Kondo Souga, w stopniu wyjściowym także wykorzystuje lampy 2A3, acz po dwie na kanał, oferując 6-7 W mocy. Słuchany w czasie testu z kolumnami Bastanis Matterhorn dostarczył mi absolutnie niezwykłych, wyjątkowych, wspaniałych wrażeń i emocji sprawiając, że 2A3 w moim prywatnym rankingu dogoniła 300B i od tego czasu obie ex aequo zajmują w nim najwyższe miejsce. Kondo Souga kosztuje jednakże majątek i nic nie wskazuje na to, żeby było mnie na nią – w przewidywalnej przyszłości – stać. Odsłuch wzmacniacza Mira Ceti 2A3 był więc próbą odnalezienia jakiejś części magii japońskiego wzmacniacza w zdecydowanie przystępniejszym cenowo urządzeniu „Made in Poland”. Od czasu testu japońskiego wzmacniacza zmieniły się w moim systemie kolumny. Bastanisy zastąpione zostały przez znakomite MACH 4 Maxa Magri (GrandiNote), czyli jedne z najbardziej uniwersalnych, a jednocześnie świetnie grających, znanych mi kolumn. Moc napędzającego je wzmacniacza właściwie nie gra roli. Czy będzie to kilka, czy kilkaset watów, MACHy 4 „łykają wszystko” bez mrugnięcia okiem, dostarczając za każdym razem co najmniej dobre, a zwykle znakomite brzmienie (to zależy przede wszystkim od klasy wzmacniacza, tudzież reszty systemu). Zgodnie z oczekiwaniami okazały się więc doskonałymi partnerami dla Mira Ceti 2A3. Nagrania użyte w teście (wybór):
Z zewnątrz oryginalny model Mira Ceti i wersja 2A3 byłyby niemal nie do rozróżnienia, gdyby nie fakt użycia okrągłych srebrnych osłon transformatorów w pierwszej i kwadratowych, malowanych na czarno, w drugiej. Lampy 2A3 są co prawda fizycznie nieco mniejsze niż 300B, ale bez postawienia ich obok siebie tej różnicy właściwie nie widać. O ile więc dana osoba nie ma sokolego wzroku pozwalającego jej z miejsca odsłuchowego odczytać oznaczenia na lampach, to kształt osłon transformatorów jest jedyną wskazówką, który model mamy przed sobą. Wzmacniacz jest niewielki, mierzy bowiem zaledwie (jak na lampową integrę) 34 na 36 na 21,5 cm i waży dość skromne 14 kg. Egzemplarz, który otrzymałem do testu, tym razem wykończony był kolorem białym, który doskonale sprawdzi się właściwie w każdym wnętrzu. Ozdoby kończą się na dwóch srebrnych gałkach (regulacja głośności i selektor wejść) po bokach frontu i owalnej tabliczce z firmowym logo pośrodku. Całość ustawiona jest jeszcze na srebrnych nóżkach antywibracyjnych, które także świetnie komponują się z całością dizajnu. Dostajemy więc proste, estetycznie wykonane urządzenie bez jakichkolwiek udziwnień, bądź fajerwerków estetycznych, ale po prostu ładne. Dostępne jest w czterech kolorach do wyboru, opcjonalnie można zamówić zdalne sterowanie, osłonę na lampy, wejście pre-in, czy nawet moduł Bluetooth – czego chcieć więcej? Dostarczona w zestawie, opcjonalna osłona na lampy, malowana jest na czarno, co fajnie kontrastuje z biało srebrnym wykończeniem wzmacniacza. Jako miłośnik magicznego poblasku lamp, choć z 2A3 jest go niewiele, osłony nie używałem, ale zdecydowanie przyda się ona wszędzie tam, gdzie istnieje ryzyko poparzenia ciekawskich rączek. Na tylnej ściance znajdziemy główny włącznik, gniazdo zasilające, gniazda głośnikowe (osobne dla kolumn o impedancji 4 i 8 Ω), trzy wejścia liniowe (RCA) i… tyle. By rozpocząć odsłuch wystarczy więc podpiąć kolumny pod odpowiednie wyjścia, źródło (bądź kilka - maksymalnie trzy) do wejścia i możemy zaczynać odsłuch. Powtórzę się, ale trudno, czasem trzeba: kilkuwatowe SET-y są specjalnym rodzajem wzmacniaczy. Choć kiedyś były używane do nagłaśniania sal kinowych, to dziś mają służyć tym, którzy dobiorą odpowiednie kolumny, słuchają w relatywnie niedużych pomieszczeniach i... faktycznie skupiają się na słuchaniu/doświadczaniu muzyki, a nie organizowaniu dyskotek dla sąsiadów. Jasne, jak sądzę, jest również, że nie są one raczej pierwszym wyborem fanów metalu, czy hip-hopu. To propozycje skierowane do miłośników, przede wszystkim, choć jak się okazało w tym przypadku nie tylko, fanów muzyki akustycznej. Ich rolą jest przede wszystkim czarować barwą, bliskim, intymnym wręcz kontaktem z muzyką, holografią prezentacji, na jaką nie stać właściwie żadnych innych konstrukcji. Atmosfera, emocje, zaangażowanie w muzyczny spektakl – tego możecie się spodziewać, możecie wręcz wymagać od takiego wzmacniacza. Howgh! |
U mnie Mira Ceti 2A3 zestawiona z MACHami 4 od pierwszych sekund odsłuchu z zapałem zabrała się do pracy. Nie mówię jeszcze nawet o właściwym odsłuchu, a raczej o czasie akomodacji w systemie, że tak to ujmę, który każde urządzenie u mnie dostaje, zanim zacznę go na poważnie słuchać. Wyglądało to więc tak, że w Roonie kliknąłem po prostu „play”, wznawiając słuchanie tego samego krążka, na którym zakończyłem poprzedniego wieczora z innym wzmacniaczem. A sam zająłem się kończeniem innego tekstu. Ów wznowiony album bynajmniej nie był jednym z tych, które świadomie odtworzyłbym na trzywatowym wzmacniaczu w pierwszej kolejności. Była to bowiem ścieżka dźwiękowa z Ostatniego Jedi, w której palce mocno maczał oczywiście John Williams. Fani Gwiezdnych Wojen wiedzą doskonale, że to zagrane z rozmachem, orkiestrowe soundtracki, robiące wrażenie dynamiką. Niemniej nie chodziło jeszcze o krytyczne słuchanie, więc się tym specjalnie nie przejąłem. Zaznaczę jeszcze, że pokrętło głośności znajdowało się w 1/8 skali. Nie, nie napiszę, że Mira Ceti 2A3 dorównała skalą i rozmachem mocnym tranzystorom, ale muszę powiedzieć, że wcale nie ustępowała im w zakresie kontroli kolumn, a co za tym idzie stopnia poukładania dość złożonej przecież muzyki. Dała radę z odtworzeniem zmian tempa i skoków dynamiki, nie „przytykała się”, więc nawet w najgorętszych momentach i właściwie nie było słychać owej niskiej mocy. „Moc była ze mną” w czasie tego odsłuchu, zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Pomimo umiarkowanego poziomu głośności słychać było zaskakująco dobrze złożoność tej muzyki, ogromną ilość informacji, nawet tych na poziomie mikro. Brzmienie było na tyle ciekawe i wciągające, że szybko porzuciłem klepanie w klawiaturę, skupiając się na słuchaniu. Może i jestem trochę „skrzywiony” i SET-y z założenia traktuję inaczej, ale nie przypominam sobie żadnego wzmacniacza opartego o kwarc w podobnej cenie, który potrafiłby od pierwszych chwil tak mnie zaangażować w jakąkolwiek muzykę, a tym bardziej w taką, która na pozór powinna być dla niego zbyt trudna do prawidłowego zagrania. Kolejnym krążkiem, którego posłuchałem zaciekawiony tak dobrym pierwszym wrażeniem, był album dawno niesłuchanego Lee Ritenoura pt. Rhythm sessions. Sporo tu elektrycznego basu i gitary, mocnej perkusji, a kluczem do wszystkiego jest, jak wskazuje tytuł, rytm. Konia z rzędem temu, kto w ślepym odsłuchu wymyśliłby, że za wzmocnienie sygnału i kontrolę kolumn odpowiada 3 W SET! Było to bowiem granie mocne, z wysokim poziomem energii, z niezłym „wykopem”. Może ciut zaokrąglone, co mogło sugerować lampę w torze, ale raczej mocną, pełnokrwistą, że tak to ujmę. A wszystko to już na rozsądnym poziomie głośności, bez używania tricku, czyli pogłaśniania do momentu, kiedy wszystko zaczyna brzmieć dobrze, a sąsiedzi zaczynają się zbroić do „przyjacielskiej” interwencji. Idąc tym tropem wybierałem kolejne płyty ze Stanleyem Clarkem, Marcusem Millerem, czy bluesowe Muddy Watersa, Johna Lee Hookera i Steve Ray’a i bawiłem się przy każdej z nich doskonale. Tempo i rytm prowadzone były pewną ręką i nawet jeśli jakiegoś drobnego zaokrąglenia w zakresie basu można się było dosłuchać, to i tak odbierałem je jako naturalny element grania. Jasne, że to średnica była najmocniejszą stroną tej prezentacji – inaczej w przypadku wzmacniacza typu SET być nie może, ale wiedząc o nich cokolwiek, tego właśnie się spodziewamy. Z tym, że zwykle myślimy raczej o fantastycznej prezentacji wokali, czy instrumentów akustycznych, tymczasem w przypadku niemal wszystkich słuchanych do tej pory płyt główną rolę grały gitary elektryczne. I brzmiały świetnie – z zębem, energetycznie, gęsto, bez sztucznego dosładzania, czy ocieplania, a gdy trzeba było nawet nieco surowo. Po prostu tak, jak zabrzmiałyby w czasie koncertu w niedużym klubie. Jednocześnie polski wzmacniacz dość jasno dawał do zrozumienia, że jest raczej wyrozumiałym mistrzem ceremonii, że gotów jest przyjąć „na klatę” materiał niemal dowolnej jakości. I jedynie delikatnie, między wierszami, sugerował, że doskonale wie, że to nie jest nagranie audiofilskie, robił co mógł, żeby nawet ze słabszego brzmienia wyciągnąć maksimum muzyki i emocji. W końcu nie wszystkie bluesowe płyty są nagrane wzorcowo. Nie da się jednakże ukryć, że to, co Mira Ceti 2A3 potrafi pokazać najlepiej, to nagrania akustyczne, a jeśli na dodatek zarejestrowano je na żywo, to dostajemy już prawdziwą bajkę. Choć wzmacniacz ten oceniłbym jako odrobinę chłodniejszy niż siostrzany model na 300B, to naturalności brzmienia po prostu nie da się nic zarzucić. Instrumenty swobodnie oddychają na wyjątkowo dużej scenie, a poszczególne źródła pozorne są trójwymiarowe, wypełnione, namacalne, po prostu obecne w pokoju (w nagraniach studyjnych). Gdy natomiast zabrałem się za odsłuchy kilku jazzowych, dobrze zarejestrowanych koncertów, integra Fezz Audio z łatwością zabrała mnie do klubów rozsianych po całym świecie. Żaden inny rodzaj wzmacniacza nie potrafi w tak przekonujący sposób oddać akustyki pomieszczenia – tej prawdziwej, a nie wykreowanej w studio – tudzież niepowtarzalnej atmosfery, którą tworzą muzycy wraz z publicznością. A to właśnie atmosfera właśnie jest jednym z kilku najważniejszych elementów które sprawiają, że odsłuch w domu nigdy nie dorównuje temu, co dzieje się na koncertach. Choć pod względem rozdzielczości, umiejętności różnicowania, oddania pełni bogactwa barwy i faktury instrumentów polskiemu wzmacniaczowi trochę brakuje do mojej wymarzonego Kondo Souga, kosztującego – dla przypomnienia – jakieś dwadzieścia pięć razy więcej, to jednak atmosferę potrafi stworzyć (żeby napisać „odtworzyć” musiałbym być świadkiem nagrania) niemal równie przekonująco. To z kolei sprawia, że bardzo łatwo jest dać się porwać muzyce i, niczym na dobrym koncercie, przestać zwracać uwagę na ewentualne niedoskonałości techniczne pomieszczenia, czy nagłośnienia. Muzyka grana przez Mira Ceti jest po prostu bajecznie płynna i angażująca emocjonalnie. Z przyjemnością sięgałem po kolejne krążki, jedynie od czasu do czasu zmieniając gatunki muzyczne. Wśród przesłuchanych płyt sporo było oper, „dużych” ścieżek filmowych, trochę rocka, elektroniki, plus oczywiście muzyka akustyczna na wszelkie możliwe sposoby. Nie zawiodłem się ani razu. To nie jest najlepszy wzmacniacz świata, ale gdy już człowiek wsiąknie w tworzony przezeń klimat, liczy się tylko muzyka, a ta brzmi z Mirą Ceti 2A3 po prostu pięknie! | PODSUMOWANIE Mając takie kolumny jak MACH 4, doskonale grające z obydwoma modelami wzmacniacza Mira Ceti, chętnie postawiłbym oba obok siebie i słuchając tego samego repertuaru wybrał ten, który bardziej mi się podoba. Jak pisałem wcześniej, wydaje mi się, że 2A3 jest nieco chłodniejszy, czytaj: bardziej neutralny, ale i tak naturalnie ciepły. Kreuje piękne, plastyczne, angażujące emocjonalnie pejzaże muzyczne, od których trudno się oderwać. Dodatkowo, z odpowiednimi kolumnami, jest to wzmacniacz naprawdę zaskakująco uniwersalny. Potrafi nieco „przymknąć oko” na słabsze sonicznie rockowe, czy bluesowe realizacje, ale potrafi również w pełni wykazać się na tych bardziej audiofilskich, nieźle je różnicując. Za każdym razem serwuje słuchaczowi mnóstwo pozytywnych muzycznych emocji. Ze słabszymi realizacyjnie nagraniami potrafi wykrzesać z głośników sporo ognia, dobrze trzymać tempo i rytm, z tymi wypieszczonymi imponuje czystością, płynnością, naturalnością i wyrafinowaniem prezentacji. Jasne, że nie jest to Kondo Souga, ale pewnym ogólnym, niesamowicie przyjemnym dla ucha, zachęcającym do ciągłych eksploracji muzycznej biblioteki charakterem brzmienia i owszem, przywoływał w pamięci tamto niesamowite doświadczenie z japońską legendą. Dziesięć tysięcy to oczywiście nie jest mało pieniędzy i za tę kwotę da się na rynku znaleźć kilka SET-ów. Ale patrząc realnie na to, co oferuje dzisiejszy rynek, klasa i przyjazność brzmienia testowanego wzmacniacza, przeznaczonego może trochę bardziej dla miłośników muzyki niż audiofilów, sprawia że muszę uznać Mirę Ceti 2A3 za bardzo atrakcyjną propozycję. Proszę spróbować! Byle z odpowiednimi kolumnami!!! Mira Ceti 2A3 firmy Fezz Audio to lampowy wzmacniacz zintegrowany, pracujący w układzie Single Ended Triode (tzw. SET). W jego stopniu wyjściowym pracują kultowe, bezpośrednio żarzone triody 2A3, po jednej na kanał, co pozwala wzmacniaczowi uzyskać moc wyjściową rzędu 3 W (na kanał). W przedwzmacniaczu pracują natomiast triody 6SN7EH. Te ostatnie pochodzą z rosyjskiej firmy Electro-Harmonix, natomiast lampy mocy z firmy Sovtek (obydwie należą zresztą do tej samej grupy kapitałowej New Sensor Corporation). Urządzenie wyposażono w trzy wejścia liniowe (z pozłacanymi gniazdami RCA). Zastaw złącz na tylnym panelu uzupełnia gniazdo zasilania IEC, zintegrowane z włącznikiem i gniazdem głównego bezpiecznika, oraz proste, ale solidne gniazda głośnikowe, z osobnych odczepów dla kolumn o impedancji nominalnej 8 i 4 Ω. Sam wzmacniacz jest stosunkowo nieduży, nie jest także specjalnie ciężki. Jego dość prostą, metalową, prostokątną obudowę o niskim profilu wykonano bardzo porządnie. Spasowanie, sztywność ani jakość lakierowania nie budzą żadnych zastrzeżeń. Do testu trafił egzemplarz w kolorze białym, ale dostępne są również inne wersje kolorystyczne: czerwona, czarna i brązowa. Srebrne, metalowe gałki odpowiadają za regulację głośności i wybór aktywnego wejścia. Centralnie na froncie umieszczono także srebrną, metalową tabliczkę z wyciętym w niej logiem firmy, a obok znalazło się miejsce dla nazwy modelu – bez dodatku 2A3, co pokazuje tylko, że producent optymalizuje koszty, używając takich samych obudów dla obu modeli Mira Ceti. Wszystkie te elementy w połączeniu z – również srebrnymi – nóżkami i białymi, tym razem prostopadłościennymi kubkami transformatorów, tworzą prostą, ale i elegancką całość. Na górnej powierzchni obudowy z przodu umieszczono gniazda dla lamp, z tyłu natomiast spore, białe puszki skrywające transformatory głośnikowe. Urządzenie może być opcjonalnie dostarczone ze zdejmowaną, czarną osłoną na lampy. Opcje | Mira Ceti nie została w standardzie wyposażona w zdalne sterowanie, ale jest ono dostępne na zamówienie. Dostarczony egzemplarz tej opcji nie posiadał. Inne dostępne (oczywiście płatne) opcje dla tego modelu obejmują jeszcze wejście HT (dla kina domowego, wejście omijające tłumik w torze), moduł Bluetooth a kodekiem 4.2 Aptx Low latency oraz aluminiowy front. ■ Dane techniczne (wg producenta) Typ: stereofoniczny wzmacniacz lampowy |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity