VII PLICHTOWSKIE SPOTKANIE SONICZNE, czyli „PSS Społem”
audiophiles-hifi.de |
PRZED-WSTĘP złowiek ma taką dziwną cechę, że nie jest w stanie jasno określić celu, który z punktu widzenia jego rzeczywistości jest dla niego najlepszy. I nie chodzi tu o sposób „bycia” przykładowego Nowaka-Kowalskiego. Tezę tę stawiam raczej w odniesieniu do całego „mankind” – wystarczy chociażby prześledzić dzieje wynalazków. Człowiek z reguły nigdy nie znajdował tego czego szukał, ale prawie zawsze wynikało z tego coś dobrego. W odróżnieniu od takiego kota, który przychodzi do domu w jasno określonym celu: zjeść wołowinę (przypominam, że to jego naturalne pożywienie), pomiziać się, poleżeć na kolanach i tyle. Wyraźnie widać, że proces ewolucyjny kota zaszedł sporo dalej niż proces ewolucyjny człowieka. A natura przecież strzela na oślep! Tak więc możemy sobie zawinąć kanapeczkę z szyneczką i serkiem w folię aluminiową, nie dlatego, że ktoś od stuleci widział taką potrzebę i usilnie brnął do jasno wyznaczonego celu, aż w końcu wyszło, tylko dlatego, że chłopaki poleciały w kosmos i tak jakoś przy okazji im ta folia wyszła. Podobnie z resztą jest z magicznymi pisaczkami żelowymi, które zawsze piszą, nawet go góry nogami. To specjalny wynalazek dla kosmonautów, aby mogli pisać w stanie nieważkości! Oczywiście dla amerykańskich kosmonautów, bo rosyjscy pisali po prostu ołówkiem. To tylko kilka trywialnych przykładów ale w dzisiejszym „normalnym” życiu otacza nas mnóstwo przedmiotów, wynalazków i technologii, których przeznaczenia ich pomysłodawcy, ci nawet najbardziej łebscy, nie byli by w stanie przewidzieć. Gdy pod koniec XV w Kolumb szukał krótszej (czytaj: tańszej) drogi do Indii znalazł po drodze Amerykę i „ochrzcił” biednych autochtonów Indianami, a prawdziwi Indianie zostali Hindusami. Kolejny dzielny odkrywca pojechał po pieprz i wanilię ale usłyszał bajeczkę o El Dorado („EL Hombre Dorado” – człowiek olśniony złotem, a konkretnie pokryty złotym pyłem w celach rytualnych) i nagle całą katolicką Europę ogarnęła gorączka złota, która wyrżnęła w „Imię Boże” całą populację złych „Indian” tylko dlatego, że nie chcieli powiedzieć gdzie ono jest. O przepraszam, sporą część przed wyrżnięciem ochrzczono, że by nie poszli do piekła. A to wszystko z miłości do bliźniego, jak do siebie samego! Wizja El Dorado doprowadziła do kolejnych wypraw, stała się celem i marzeniem przeciętnego Europejczyka, tak jak dzisiaj samochód grupy Volkswagen i telewizor „ledowy” 60 cali. Wprawdzie jakieś 99% tych marzycieli nie tylko nie powróciło bogatymi, ale nie powróciło w ogóle - pochłonęła ich dżungla. Plądrowali za to podczas swoich poszukiwań kontynent tak dokładnie, że aby się nie pogubić w tym wszystkim, narysowali bardzo dobre mapy i dzięki czemu w zeszłym roku Amerykanie (już nie Indianie) mogli wybrać na swojego prezydenta Donalda Trumpa. Choć biorąc pod uwagę, że wygrał on w zasadzie jedynie głosami elektorskimi, to można zaryzykować stwierdzenie, że wybrali go jednak Indianie - czyli wszystko można zrzucić na Kolumba. Jest też pewna teoria mówiąca, że obywatele USA myśleli, że głosują na Donalda Tuska, ale ciężka do udowodnienia, bo przecież nie byliby tak głupi żeby głosować na Kaczora Donalda, prawda? Ale wracając do konkwistadorów – złota nie przywieźli, ale przywieźli za to ziemniaki, którymi polski chłop pańszczyźniany żywił się przez kolejne 500 lat i które do dziś, polane tłuszczykiem, stanowią smakowitą część typowego, zdrowego, polskiego posiłku obok surówki oraz smażonego na polskim złocie (olej rzepakowy) kawałka mięcha. A co – Polacy nie gęsi i też swoje El Dorado mają. Ale wracając do konkwistadorów (po raz drugi). Tak to jest, kiedy się obcej kultury i nie szanuje, i nie docenia, i poznać nie chce. Jest się wtedy ślepym na inną prawdę niż ta, której wersję się akurat uznaje. Indianie (już tak ich dalej nazywajmy, aby nie jątrzyć) od tysięcy lat, wysoko w górach uprawiali niewinną roślinkę, taki ot chwaścik. Mówię o komosie ryżowej zwanej popularnie Quinoą. Indianie ogólnie dość mądrzy byli. W odróżnieniu od Europejczyków nie uważali, że ziemia jest płaska, znali astronomię, medycynę (np. wiedzieli o nowotworach), zdawali sobie również sprawę z tego, że pożywienie nie jest tylko po to aby się najeść. Znali oni wręcz dobroczynne działanie nasionek Quinoi na organizm człowieka i była ona ich podstawą żywienia, szczególnie wysoko w górach, tam gdzie ani klimat ani warunki glebowe nie rozpieszczały i nie pozwalały zajadać się codziennie „szato z borowikami i popijać to wszystko Guinesikiem”. Dopiero współczesna medycyna i biochemia odkryły złożoność substancji odżywczych zaklętych w niepozornych ziarenkach, ich wręcz dobroczynne działanie na ludzkie organy wewnętrzne. Nie będę się tutaj o tym rozpisywał, w internacie jest mnóstwo opracowań na ten temat. Powiem tylko jedno, to właśnie Quinoa, a nie ziemniaczki polane tłuszczykiem, stanowi podstawę diety kosmonautów. A wracając znów do konkwistadorów – to niestety nie oni 500 lat temu przywieźli prawdziwe Złoto Inków, jak się zwykło w dzisiejszych czasach właśnie Quinoę nazywać... WSTĘP I co mój wstęp ma znów wspólnego z audio, przecież nie napisałem niczego o hiszpańskiej inkwizycji! Ano to, że wielu naszych „ziomków”, miłośników sprzętu i dobrego brzmienia, zachowuje się jak piętnastowieczni europejczycy owładnięci wizją El Dorado. W gorączce złota, która skłania ich do poszukiwania coraz lepszych urządzeń, coraz droższych systemów, tak samo jak konkwistadorzy nie tylko wykańczają się, na szczęście w tym przypadku tylko finansowo, ale i często zapominają o tym co naprawdę jest ważne. O dobrej akustyce pomieszczenia, o dobrym zasilaniu, o antywibracji. I tak samo jak konkwistadorzy przeoczyli Quinoę, bo była mała i niepozorna, tak samo audiofile często przeoczają małe i niepozorne, ale jakże istotne elementy swoich ukochanych systemów... Panie i Panowie, przedstawiam audiofilskie Złoto Inków! Testowane bezpieczniki: APH 2; 5X20 wersja „gold” Uczestnicy spotkania:
Sprzęt grający: SYSTEM I
Odsłuchów dokonywaliśmy w ten sposób, że najpierw słuchaliśmy źródeł z niezmienionymi bezpiecznikami, nie zmieniony bezpiecznik był również we wzmacniaczu. Następnie zmienialiśmy bezpieczniki na ahp w źródłach, i na końcu we wzmacniaczu, ale już z pozostawionymi bezpiecznikami ahp w źródłach. ODSŁUCH PLICHTÓW 1. MARANTZ CD-17 AS: Na Czajkowskim dźwięk ze standardowymi bezpiecznikami był praktycznie nie do przyjęcia. Był ostry płaski piszczący, wyjący - dramat! Po zamianie na bezpieczniki ahp dźwięk stał się bardziej pełny, miał więcej powietrza, stał się głębszy i dokładnie wybrzmiewał. W zasadzie zamiana bezpieczników dopiero umożliwiła mi wysłuchanie tej płyty. Na płycie Ray’a po zamianie bezpieczników nie było już takiej przepaści w różnicy dźwięku ale na przykład wokal Nory Jones stał się czystszy, bardziej wyodrębniony, dokładniejszy. Dźwięk nabrał również powietrza. Jest to przepaść jaka dzieli dźwięk przed i po zamianie ze standardowego bezpiecznika na lepszy. MM: Czajkowski ze standardowymi bezpiecznikami to dramat. Po zamianie bezpieczników na ahp na obu płytach słyszę dużą różnicę, dźwięk stał się bardziej miękki. Nie zmienił się według mnie przestrzeń ani bas, ale dźwięki są czystsze i lepiej od siebie odseparowane. Na przykład wyszedł wokal Nory i stał się bardziej czytelny. W porównaniu z nimi standardowe bezpieczniki są bardzo ostre i rysują jak nóż po szkle, że słuchać się nie da. Zamiana bezpieczników dała kolosalną i bardzo łatwo słyszalną zmianę na korzyść i aż dziw, że sprzęt się sprzedaje z takim „badziewiem” jak zwykły bezpiecznik. TG: Nie jestem ogólnie zwolennikiem basu u ciebie, ale z bezpiecznikami ahp stał się on czystszy i lepiej wyartykułowany. Także głos Nory stał się dużo czystszy i wyraźniejszy. Wokal wyszedł przed instrumenty i był po prostu lepiej słyszalny. 2. SACD YAMAHA CD-S2000 Tutaj zrobiliśmy odwrotnie...najpierw odsłuchaliśmy z bezpiecznikiem ahp, a potem włożyliśmy standardowy. AS: Po zamianie na zwykły bezpiecznik była znowu duża różnica dźwięk stał się taki, jak by na niego ktoś folię nałożył i go zamknął. MM: Mim zdaniem było tutaj słychać mniejszą różnicę niż na Marantzu , ale po wyjęciu ahp dźwięk stał się jak by skompresowany i skrzeczący jak byś puścił mp3. Głos Nory stał się płaski i jak by połowy tonów w nim nie było. Bas stracił wypełnienie i siadła dynamika, ale nie w sensie głośności, lecz w sensie umiejętności pokazania kontrastów. Na przykład w Mahlerze te ciche bębenki przy ahp brzmiały długo i wyraźnie a po zamianie prawie ich nie było. Z bezpiecznikiem ahp miło było słuchać, było przestrzennie i wyraźnie. Taka zamiana z lepszego na gorsze była bardziej dotkliwa. TG: W Marantz-u różnice były dla mnie trudniej wychwytywane, bo mi w jego dźwięku ogólnie wszystko przeszkadza, a tutaj zamiana zadziałała na mnie od razu piorunująco! Wszystko straciło wypełnienie, zrobiło się chudo, tak jak by zaczęło grać skompresowanym dźwiękiem. Niby wszystko słychać ale z dźwięku zniknęła jakaś esencja. Z dobrym bezpiecznikiem było słychać, że coś wisi w powietrzu, a teraz słychać, że po prostu idą jakieś dźwięki. |
3. LUXMAN L-507s Tutaj części naszych słuchaczy, zmiana bezpiecznika nastręczyła sporo kłopotu. Dla tego postanowiliśmy test przeprowadzić w sekwencji A/B/A. AS: Jest przepaść w dźwięku po wymianie bezpiecznika zarówno na płycie Mahler-a jak i Diany Krall, ale chyba bardziej na klasyce! Dźwięk ma dużo lepszą barwę i o wiele więcej słychać, wyszły detale, których dotąd nie słyszałam. W symfonice pojawiła się przestrzeń i głębia, instrumenty dłużej wybrzmiewały i było je słychać wyraźniej, to tak jak by ktoś zdjął folię z dźwięku. Na płycie Diany słychać było, że instrumenty są dokładnie porozstawiane i od siebie odseparowane oraz, że wszystko gra dynamiczniej-bardziej energetyczne! Również jej głoś był lepiej wyeksponowany. Słuchanie muzyki stało się prawdziwą przyjemnością, a dla mnie oznacza to, że jej odtworzenie musi mieć właściwą barwę pozbawioną szorstkości i wyostrzeń. W tym przypadku stało się to jeszcze z dodatkowym „dopaleniem” detali, dokładności, powietrza, energii i przestrzeni, a więc według mnie wymiana bezpiecznika przyniosła pożądane efekty i skierowała rozwój dźwięku systemu we właściwą stronę. MM: Nie wiem co się stało, ale po zamianie głównego bezpiecznika we wzmacniaczu na audiofilski ( T4-A-przyp. redakcja ) dźwięk na płycie Ray’a mi się mniej podoba. Wszystko się jakby zjechało, zwęziło i stało się trochę zapiaszczone, suche. Straciłem przyjemność słuchania. Uważam, że jest inaczej niż przy zamianie w źródle gdzie poprawa była natychmiastowa i bezdyskusyjna. Po raz drugi powiem, że nie wiem co się stało, ale po zamianie płyty na Mahlera wszystko tym razem gra dużo lepiej, jest więcej dynamiki i detalu. Trąbka na początku gra pełniej i bardziej prawdziwie, nie jest to jakiś tam dźwięk tylko konkretny instrument osadzony w konkretnej przestrzeni. Może w przypadku płyty Ray’a była to kwestia złego nagrania, którego błędy obnażył lepszy bezpiecznik? Po ponownej zamianie na zwykły bezpiecznik scena muzyczne się wyszczupliła a dźwięki instrumentów stały się jakby sztuczne. TG: Nie wiem czy bardziej mi się podobał dźwięk ze zwykłym bezpiecznikiem, czy z ahp, ale moim zdaniem na płycie Ray’a zwęziła się scena muzyczna i wszystko zaczęło iść jak by ze środka. Dźwięk stał się bardziej masywny. W Mahlerze moim zdaniem pewne zmiany były na korzyść a pewne nie. Dźwięk nabrał wypełnienia i masywności oraz potęgi brzmienia, natomiast lekko się zaokrąglił i stracił taki specyficzny element „natychmiastowości”. Wydaje mi się, że wiele zależy tutaj od tego jakiego konkretnie słuchamy nagrania. Jeśli włożymy tak zwaną „normalną” płytę CD, która z reguły jest nagrana dość jasno i sucho, to zamiana bezpiecznika na ahp przyniesie jednoznaczną korzyść, ale co do płyt, nazwijmy to pobieżnie, „audiofilskich zmiany na lepsze nie są już tak łatwo definiowalne. O ile w przypadku źródeł nie miałem wątpliwości o wręcz zbawiennym działaniu lepszego bezpiecznika na dźwięk, to we wzmacniaczu pewne aspekty dźwięku przed i po zamianie bezpiecznika miały swoje „zady i walety” w związku z tym nie umiałbym tak od razu podjąć wiążącej decyzji która opcja jest lepsza. Ogólnie mógł bym żyć ze zwykłymi bezpiecznikami we wzmacniaczu. POTIUS SERO QUAM NUMQUAM WK: Tym razem specjalnie się wyłączyłem z komentowania zmian dźwięku podczas wspólnych odsłuchów z dwóch powodów. Po pierwsze bo bezpieczniki wymagają wygrzewania, tak na mój gust kilkadziesiąt godzin słuchania, a co za tym idzie zostały one od razu wrzucone do mojego systemu jak tyko przyszły i grały tam ponad tydzień. Znając dźwięk mojego sprzętu i odtwarzanych na nim płyt na pamięć nie musiałem sobie robić testów A/B, A/B/A, żeby coś usłyszeć i coś porównać, mogłem sobie pozwolić na komfort długiego słuchania i powolnego wyrabiania opinii o zamianie bezpieczników. Oznacza to, że w momencie rozpoczęcia wspólnych odsłuchów miałem nad resztą uczestników sporą przewagę bo miałem już wyrobione zdanie na ten temat i nie chciałem w żaden sposób wpłynąć na opinię reszty. A po drugie bo nie chciałem oprzeć swojej opinii jedynie na krótkich 2-3 minutowych odsłuchach i góra dwóch, może trzech płyt. Taki rygor był koniecznością bo ze względu na czas wymiany bezpieczników, w przypadku Luxmana trzeba nie tylko wszystko porozłączać, ale również odkręcić dolną podstawę, inaczej nikt by i tak niczego nie zapamiętał i nie był w stanie porównać. Nie chciałem zatem „grać” z moimi współtowarzyszami w znaczone karty, wiedząc że oni mają zadanie ode mnie o wiele trudniejsze, bo ograniczone w czasie. Powiem tak, w najkrótszy sposób jaki potrafię. Zamiana bezpieczników w źródłach niesie dla mnie zmianę ilościową i jest absolutnie bezdyskusyjna. Zamiana ta jest również, jak pokazał test, najprostsza do wychwycenia w kategorii poprawy brzmienia (proszę pamiętać, że prosty nie znaczy łatwy). Dostajemy natychmiast wszystkiego więcej. Więcej detali, więcej powietrza, więcej dynamiki, lepszą definicję dźwięku. Dostajemy również lepszą barwę, dźwięk mniej suchy, mniej zapiaszczony, mniej „skompresowany” jak nazwał to trafnie Marek. Trywializując, nasza lokalna przepompownia dostała lepszą pompę i dla tego mamy lepsze ciśnienie w karanie-leci więcej wody. Inaczej sprawa ma się ze wzmacniaczem. Tutaj zamiana bezpieczników jest moim zdaniem procesem o wiele bardziej złożonym i wymagającym poświęcenia większej uwagi. Zamiana nie oznacza więcej, tylko lepiej! I w tym miejscu w światku audiofilskim powstaje rysa! Bo dla jednych „lepiej” oznacza więcej a dla drugich „lepiej” oznacza lepiej. I to właśnie było słychać w dyskusji. Pierwszym „wrażeniem” jest, że cały dźwięk zjechał na dół i zwolnił. Obecnie uważam, że taka obserwacja jest sensu stricte mylna. Nie oznacza to, że tego w pierwszym momencie nie usłyszymy, oznacza jedynie, że jest to jedynie złudzenie w stosunku do zjawiska, które właściwie się dzieje, i że to jedynie nasz mózg tak je mylnie w pierwszej chwili zinterpretował. Zaraz pewnie większość pomyśli, że kręcę i chcę przepchnąć śliski temat. Ale tę sprawę najłatwiej zobrazować poprzez przełączenie warstwy SACD na CD w odtwarzaczu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że CD ma większą dynamikę, bo gra głośniej. Tylko, że głośność ma niewiele wspólnego z dynamiką, bo większa dynamika oznacza większy kontrast pomiędzy tym co ciche a tym co głośne. A więc krótkie przełączenie warstw może nam dać jednoznacznie słyszalne, lecz również jednoznacznie mylne pojęcie na ten temat. Warstwa SACD ma obiektywnie większą dynamikę, i kropka. Wysokie tony nabierają prawdziwej, pełnej definicji. Przestają skrzeczeć w prosty i monotonny, skompresowany-uśredniony sposób. Może się więc laikowi wydawać, że jest ich mniej, lecz w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, jest ich więcej tylko, że posiadają lepszą dynamikę, bo nie w każdej sekundzie nagrania są tak samo głośne i tej samej częstotliwości. Tam, gdzie dotąd na przykład w dźwięku blach było słychać, że one są, teraz słychać że one grają, że ich dźwięk to wciąż są tony wysokie ale wielu składowych. Przecież podczas pobytu w filharmonii smyczki, trąbki, blachy... przecież nie zawsze grają wysokie „c”, nawet przez większość czasu poruszają się w zakresie tonów średnich. Czy oznacza to, ze w muzyce granej na żywo nie ma wysokich tonów? No przecież nie, bo jak przychodzi co do czego to potrafią tak przyciąć, że aż w uszach świdruje. Tony niskie nie grają absolutnie mocniej. Tak się jedynie może wydawać, bo wzmacniacz ma nad nimi po prostu lepszą kontrolę, a więc gra je dokładniej, lepsza jest ich definicja, głębia i zróżnicowanie. Jedynie poprzez to możemy odnieść mylne wrażenie, ze jest ich więcej. Bo poprzez swoją jakość są przez nas lepiej słyszalne, bardziej przykuwają naszą uwagę. Średnica wymaga szczególnej uwagi! Mogę się założyć, że w wielu systemach to ona teraz się dopiero pojawi...! Dzieje się tak, dla tego, że przy dobrym bezpieczniku wzmacniacz przestaje się zachowywać „nerwowo”. Zaczyna przypominać Porsche, którym ktoś jedzie 150 km/h i w odróżnieniu od właśnie wyprzedzającego go przedstawiciela handlowego w białym samochodzie z silnikiem 1,2, nie ma obłędu w oczach i duszy na ramieniu. Często się zastanawiam, co jest głównym wyznacznikiem dźwięku, który słyszymy na żywo. Wydaje mi się, że jego główną cechą jest brak kompresji zarówno dynamicznej jak i tonalnej. To tak jak by „żywy” dźwięk po prostu nie miał kompleksów i nie musiał nikomu udowadniać, że gdy gra akurat tonami średnimi, to musi je czymś podbarwić, bo ktoś powie, że nie ma na przykład basu, albo, że „muli”, bo nic tam nie świszczy. Takie właśnie zaczynają być tony średnie po wymianie bezpiecznika, „bezkompleksowe”. Stają się „piękne”, gładkie, płynne, długo wybrzmiewające. Są po prostu naturalne, nie podbarwione ani przez wyższy bas, ani przez niższe tony wysokie. Dla tego właśnie tak „pięknie” brzmią wokale. Tracą one szorstkość, zyskują barwy, stają się wyraźne i wibrujące. I dla tego właśnie uczestnicy testu wskazali, że zamiana bezpiecznika we wzmacniaczu od razu spodobała im się po włożeniu krążka Mahlera, bo muzyka klasyczna grana na prawdziwych instrumentach, w ich naturalnym otoczeniu jakim jest historyczna sala Filharmonii Wiedeńskiej, to przede wszystkim bogactwo tonów średnich. Całość przekazu staje się płynna. Dźwięki długo i dokładnie wybrzmiewają. Nie mamy tutaj żadnej nerwowości, żadnego rwania i niepotrzebnego pośpiechu. Te wszystkie cechy dźwięku są mylnie interpretowane ze spowolnieniem, bądź utratą dynamiki, a moim zdaniem oznaczają jedynie, że po prostu pięść dociera do nosa, a nie że ktoś szybko, lecz nieskutecznie macha przed nami rękami... PODSUMOWANIE Gwiazdka w świecie audiofilskim moim zdaniem zdarza się tylko raz. Tylko raz możemy za tak niewiele zmienić tak wiele, bo wymiana bezpiecznika ze standardowego na audiofilski to kropla w morzu wydatków na sprzęt. To co dostajemy w zamian jest zmianą ilościową w odniesieniu do źródeł i jakościową w odniesieniu do wzmacniaczy. Efekt końcowy jest po prostu zdumiewający, pełne, koherentne, dokładne i detaliczne brzmienie bez śladu wyostrzeń, z ogromną przestrzenią i oddechem. Jak to kolega Tomuś trafnie zauważył: przed wymianą bezpieczników słychać dźwięki a po wymianie czuć, że coś wisi w powietrzu. Bezpieczniki ahp, nie jestem tego pewien, ale to chyba najtańsza z tego typu propozycji na rynku, mimo tego ze swojego zadania wywiązały się doskonale odwdzięczając się nam za wydanie kilkudziesięciu złotych z dużą nawiązką. Myślę, że powinny być obowiązkową pozycja na liście mniej zamożnych, lub mniej doświadczonych audiofilów. U tych pierwszych pewnie pozostaną na zawsze, u tych drugich może będą początkiem dalszych poszukiwań. U mnie, na razie, bezpieczniki pozostają w systemie, jakoś nie wyobrażam sobie dalej słuchania bez nich ;-). Zmysł słuchu jest często złudny. Proszę pamiętać, że ucho ma taką samą zdolność akomodacji jak oko! Dla tego w naturze, np. na koncercie, możemy się skupić na jakiś dźwiękach które nas akurat zainteresują a o innych chwilowo „ zapomnieć”. To jak słuchamy w naszych domach to niestety jest „alter ego” hiperrealistycznych obrazów Canaletta, lub holenderskiego malarstwa na przykład Vermeer-a. To pierwsze było tworzone przy pomocy specjalnych ramek, tak aby zatrzymać na sztywno kadr unikając kręcenia głową a co za tym idzie zmian w perspektywie, a do drugiego była używana camera obscura. Nawet dzisiejsze aparaty fotograficzne muszą sobie poradzić z kontrastem na zasadzie uśrednień pomiarów z matrycy, bo w odróżnieniu od ludzkiego oka nie mają kontrastu dynamicznego, gdzie jeden obraz w mózgu powstaje na podstawie milionów ujęć. Te wyposażone w namiastkę tego rozwiązania, które budują finalny obraz złożony z kilku skrajnie kontrastowych, tworzą kreacje tak sztuczne jak zdjęcia z gazetek reklamowych hipermarketów. Napisałem o akomodacji bo po zamianie bezpieczników w sprzęcie od razu słyszymy, że dźwięk jest inny. Dajmy czas naszym uszom nie po to aby się do nowego dźwięku przyzwyczaiły, bo to by był jawny gwałt na naszej audiofilskiej naturze, lecz aby sobie przypomniały jak muzyka brzmi naprawdę. Wtedy odkryjemy, że to właśnie małe, niepozorne i tanie bezpieczniki zbliżają nas do niego bardziej niż często wymiana nie jednego elementu naszego zestawu. A tym, którzy wolą jaskrawy obraz z telewizora oLED 4K, krzyżyk na drogę i Hiszpańska Inkwizycja! NA KONIEC Dla czego w urządzeniach audio, często tych nawet bardzo drogich, znajdują się na wyposażeniu badziewne bezpieczniki, które mają tak destrukcyjny wpływ na ich dźwięk? Czy konstruktorzy i projektanci nie zdają sobie z tego sprawy? Czy podczas własnych odsłuchów w fazie projektowania nowego urządzenia stosują takie właśnie, zwykłe bezpieczniki, czy też te lepsze ogólnie zwane audiofilskimi? A może podczas tych prac w ogóle nie stosują bezpieczników, które później traktowane są jak zło konieczne? Na te pytania nie odpowiem ani ja, ani myślę, że również konstruktorzy. Tak, czy siak jedno jest pewne: natura nie znosi próżni i samoistnie wypełnia jakąś pustkę, jakąś dziurę. Tak właśnie się dzieje w przypadku bezpieczników. Ich wymiana jest po prostu naturalna. I tutaj można jeszcze przytoczyć jeden „śmieszny” przykład z innej branży, ale obrazujący taki sam sposób działania. Otóż do niedawna krążyła taka anegdota, dla czego jak ktoś się decyduje na zakup Porsche Turbo, to lepiej „trochę” dopłacić i wziąć już wersję Turbo S? Bo się dostaje od razu w pakiecie wycieraczkę tylnej szyby, a tak kupując samochód za około 15 000 euro, trzeba zapłacić za nią 50 euro... No i oczywiście powstaje pytanie skąd się wzięła akurat taka suma, bo 50 euro to ani taka wycieraczka nie kosztuje, ani godzina pracy robotnika, który ją będzie montował. Ot tak po prostu: „oszczędzają bogaci, ...tylko nam się to nie opłaci...” Bezpieczniki ahp 2 dostarczył do testów dystrybutor:
Audio Forte S.J. D. Bączewski, A. Wójtowicz Sp. Jawna ul. Rejtana 7/9 02-516 Warszawa biuro@audioforte.pl audioforte.com.pl POPRZEDNIO:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity