III Plichtowskie Spotkanie Soniczne – czyli „PSS społem” Audiofilskie „łu-bu-du”, ciąg dalszy: DOCISKI PŁYT GRAMOFONOWYCH Spotkanie I: czytaj TUTAJ Spotkanie II: czytaj TUTAJ Tekst i zdjęcia Witek Kamiński |
Data publikacji: 1. marzec 2013, No. 107 |
|
Trzecie sprawozdanie ze spotkania „PSS Społem” ukazuje się w materiałach redakcyjnych, jako „regularny” reportaż. Przypomnę, że pierwszy został opublikowany w dziale listów, zaś drugi w Hyde Parku. Ponieważ jednak to solidne artykuły, a także, na to się przynajmniej zanosi, regularne, postanowiliśmy publikować je jako „High Fidelity”. Red. Tak się składa, że są ludzie z ewidentnymi skłonnościami do umiłowania zjawisk paranormalnych i paranaukowych. Seanse spirytualistyczne, kukiełki nakłuwane szpilkami, głowa kurczaka znaleziona na progu, głęboka wiara, w życie pozaziemskie i pozagrobowe. Patrzymy na nich z uśmiechem, przynajmniej większość społeczeństwa, nie budzą w nas agresji, lecz raczej politowanie. Lecz kto z nas spróbował kiedyś którejkolwiek z rzeczy, o której oni mówią, bądź zweryfikował teorię, którą głoszą...? Odpowiedź brzmi...nikt! Naśmiewamy się z nich, obalamy ich teorię, nie dla tego że wiemy, że są one błędne, lecz dla tego, że tak nas „nauczono”, że wpojono nam w dzieciństwie pewien schemat wartości i norm społecznych, sposobu patrzenia na świat i wszystko co do niego nie pasuje, co go przerasta, uznajemy za wariactwo. W piątkowy wieczór „tatusiowaci” przy piwku ustalają werdykt, że Porsche boxter to samochód dla blondynki, że prawdziwemu mężczyźnie, na przykład takiemu jak oni..., nie wypada nim jeździć, bo co najwyżej może być uznany za geja. W sobotnie przedpołudnie pakują siebie i swoje rodziny do kombi z 75-cioma końmi mocy i na starcie z pod świateł są przez chwilę „Schumacher’ami”... Nikt z nich nigdy w życiu nie prowadził żadnego samochodu sportowego, tym bardziej na ciekawej górskiej drodze z zakrętami, ale w barze byli by w stanie się pobić o to, który jest lepszy. Takie zachowania są niestety normą, są nawet z punktu widzenia socjologii potrzebne, bo utrzymują społeczeństwo w pewnych ryzach, pozwalając mu sprawnie funkcjonować w systemie. Jednak nie dzięki takim ludziom świat idzie na przód. Jedynie ci „niepokorni” są w stanie spojrzeć z innej perspektywy, nie konia, lecz woźnicy. I tylko ci poprzez swoją ciekawość świata, skłonność do eksperymentów i ryzyka wyznaczają nowe horyzonty. To ile z ich idei przesiąknie do powszechnie uznanej wiedzy i normy w danym społeczeństwie zależy jedynie od jego otwartości, a z tym wydaje mi się, że jest nie mały kłopot w kraju nad Wisłą... Piszę ten wstęp o, tak naprawdę, tolerancji, lub raczej jej braku w naszym polskim społeczeństwie z dwóch powodów: Po pierwsze, bo bardzo często na łamach High-Fidelity ( chodzi o wydanie polskie, a nie greckie...) obserwuję „polemikę” z niektórymi czytelnikami, którzy w bardzo ostry i kategoryczny sposób twierdzą swoje, obalając równocześnie zdanie innych. Tak się dzieje zawsze kiedy na tapecie lądują rzeczy mniej przyziemne, dosłowne w swoim wyrazie. Kiedy testowane są poszczególne, „ważne” w opinii szanownego ogółu elementy toru audio jak wzmacniacz, odtwarzacz itp. rozbrzmiewa pełna zadowolenia cisza! Lecz kiedy testowane zaczynają być na przykład elementy antywibracyjne, szalone trójkąty ustawiane na kolumnach, kable ( nie daj Boże USB lub Ethernet ) rozpoczyna się prawdziwa wrzawa, każdy ma coś do powiedzenia. Korespondencja wręcz huczy od opinii, prawdziwych fachowców z 20-sto „letnim” doświadczeniem, popartym faktami i danymi technicznymi. Problem polega na tym, że owi czytelnicy, tak jak panowie z baru nigdy właśnie nie wsiedli nawet za kierownicę Porsche, a kwestionują zdanie i opinię człowieka, który zawodowo spędził za kółkiem samochodów sportowych setki godzin. Mam nadzieję, że analogia jest wystarczająco dosłowna...Panom tym już podziękujemy, jako reliktom minionych czasów wertowania ostatnich stron katalogów ze sprzętem i zwolennikom jedynej „prawdziwej” partii politycznej, wietrzącej wszędzie spisek... Po drugie, że w naszych III Plichtowskich Spotkaniach Sonicznych PSS-Społem, jak sugeruje już sam tytuł, podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna”. My, jako ludzie ni w ząb nie związani z branżą audio, możemy jednak ze stoickim spokojem, słonia kopanego przez mrówkę, odnieść się do krytykantów naszego eksperymentu para...( były dwa zespoły )...naukowego. I TESTY: PLICHTÓW 1. Uczestnicy spotkania i sprzęt, w Plichtowie – tak, jak w poprzednim spotkaniu. Przypomnę tylko, że to ludzie mało przywiązani do doktryny audiofilskiej. 2. Płyty użyte w odsłuchach:
„Testowane” dociski i używane wobec nich skróty (nie był to test docisków sensu stricte, lecz raczej ich wpływu na brzmienie systemu!):
Jak już napisałem, PJ jest „dociskiem” dokręcanym do trzpienia talerza, CA i obydwa PW to po prostu elementy wytoczone z kawałka niemagnetycznej stali kwasowej, lecz o zgoła odmiennych formach. Dwa wykonane dociski przeze mnie to również kawałki metali: stal i aluminium, wzbogacone o kawałki drewna. Najbardziej „pojechaną” jest konstrukcja TH. Docisk ten - o przepraszam: stabilizer - składa się z pojedynczego elementu nakładanego na trzpień i ośmiu małych walców dociśniętych do niego za pomocą dwóch gumowych ringów. Z płytą styka się za pośrednictwem filcowych stopek mocowanych do mniejszych walców, nie mających bezpośredniego kontaktu z trzpieniem talerza. Jak owe, bardzo różne pod względem technicznym oraz estetycznym, rozwiązania wpłynęły na dźwięk przekonamy się za chwilę. Opinie uczestników testu są przekazane oczywiście bez zniekształceń, bez względu na to czy się zgadzam z nimi, czy też nie - na tym polega jego atrakcyjność, że nie wszyscy byli zawsze zgodni co do rodzaju efektu. Wszyscy byli natomiast zgodni co do tego, że efekt występuje! Test przeprowadzaliśmy słuchając jednego, około dwuminutowego fragmentu płyty, z różnymi dociskami. Próby powtórzyliśmy jeszcze raz oraz por raz kolejny z innym materiałem muzycznym. Zrobiliśmy tak, aby wyeliminować efekt „zauroczenia” po odsłuchu pierwszego docisku, zamienionego z typowego PJ i aby ugruntować swoje opinie. Jako punkt wyjścia przyjęliśmy docisk PJ dostarczany z gramofonem. Przedstawione tu opinie są już wypadkową z trzech odsłuchów i aby nie powtarzać się za każdym razem przy opisie poszczególnych docisków napiszę, że każdy z nich dzieliła po prostu przepaść jakościowa w stosunku do dokręcanego PJ. W teście skupiliśmy się więc już tylko na porównaniu reszty docisków, wykluczając PJ. |
DOCISK TH MM - pierwsze wrażenie przestrzennej sceny dźwiękowej, detalu i osadzenia instrumentów. Lecz to jedynie pozory, bo dźwięk ten jest „udawany”. Wszystko jest za suche, za sztuczne i za twarde. JP - spłaszczony i skondensowany dźwięk, ostro, dalszy plan zamazany. Do d...y! WK - wrażenie powietrza dookoła instrumentu, wyraźnie, ale ostro. Dźwięk przesterowany, mocno podkreślone skraje pasma, sucho. DOCISK PW-5 MM - zlewa instrumenty, dominujący i miękki bas z pogłosem, gubi detal. JP - dźwięk wyraźny i głęboki, bardzo przejrzysty. Niezły „kop”. WK - dynamiczny i bardzo przejrzysty, precyzyjna scena i osadzenie instrumentów, ale dźwięk za ostry! DOCISK PW-6 MM - czystość sceny, fajny bas, dźwięk bardzo zrównoważony. „Technicznie” doskonały, ale trochę przez to sterylny. JP - dobrze i wyraźnie, trochę sterylnie i bez emocji, w stosunku do PW-5, który uważam za wyraźnie lepszy. WK - bardzo dobry detal i scena i powietrze. Dźwięk klarowny i uporządkowany, bardzo bezpośredni. Świetny, ale trochę bez emocji. DOCISK CA MM - szeroka scena i atrakcyjna prezentacja, ale dźwięk trochę techniczny i bez emocji. JP - za słaby bas i trochę za ostry dźwięk, suchy. WK - dźwięk gładki, przestrzenny, dobrze zrównoważony, bez wyostrzeń. Czaszami troszkę piskliwy. DOCISK WS MM - bardzo szeroka scena, homogeniczne i wręcz „studyjne” brzmienie. Otoczenie i zanurzenie dźwięku, wrażenie uczestnictwa. JP- silny bas i głęboka scena, ale mało wysokich. WK - brak wyostrzeń, spokój, głębia, dużo detali, długie wybrzmiewanie instrumentów. Soczyste brzmienie pełne wibrującego powietrza. DOCISK WA MM - brzmienie podobne do TH, „udawane”, ale szersze. JP - najbardziej prawdziwe instrumenty. Silny bas i wysokie tony. WK - w porównaniu do WS ostrzej, ciężej i wolniej. II TESTY: WRONOWICE Jak już napisałem powyżej, postanowiłem powtórzyć odsłuchy docisków gramofonowych w innych warunkach, z innym sprzętem, w innym pomieszczeniu i innymi słuchaczami. Celem było sprawdzenie, czy dany docisk jedynie „dopasowuje” się do charakteru danego gramofonu, czy też stanowi pewnego rodzaju „wartość netto”, która pozytywnie wpływa na dźwięk, bez względu na użyte komponenty w torze audio. Uczestnicy spotkania we Wronowicach: 2. Płyty użyte w odsłuchach:
3. Sprzęt użyty w testach:
4. Testowane dociski:
W przypadku gramofonu Clearaudio „odpadły” nam dwa dociski. Ze względów oczywistych docisk PJ, ponieważ jest dokręcany i docisk TH, który miał za małą średnicę, aby umieścić go na trzpieniu Clearaudio. Za punkt wyjścia potraktowaliśmy więc docisk CA. Testy były prowadzone na innej zasadzie niż w Plichtowie, tak zażyczyli sobie uczestnicy. Słuchane były długie fragmenty muzyki, około 15 minut każdy, i dopiero wtedy zmieniane dociski. Panowie w trakcie wszystkich odsłuchów milczeli jak zaklęci i dopiero po wyczerpaniu kombinacji - i mnie - zaczęli dzielić się spostrzeżeniami. DOCISK PW-5 Wszyscy byli zgodni, że w stosunku do wyjściowego docisku CA, zmiany w dźwięku były tak niewielkie, że wymagały długiego i męczącego wsłuchiwania się. Uznaliśmy jednak, że nie na tym nasze hobby polega i w związku z tym stwierdziliśmy, że różnice są pomijalne. DOCISK PW-6 TR - dźwięk trochę niższy i lepiej rozciągnięty, bardziej „studyjny”. LM - wrażenie mniejszej ilości powietrza w scenie, instrumenty bliżej słuchacza. WK - dźwięk gładszy i lepiej rozciągnięty, lepsza definicja instrumentów, które wydają się większe i bliżej słuchacza. Więcej basu i dynamiki. DOCISK WA TR - mocne ale ostre brzmienie, suchy dźwięk. LM - bardzo koncertowo, uśrednione wyższe tony. WK - ostro i sucho, tak jak TH w moim zestawie. DOCISK WS TR - dźwięk dużo bardziej detaliczny, wierniejsze brzmienie instrumentów, słychać powietrze w instrumencie, na przykład w ustniku trąbki. Ogromna precyzja w scenie. LM - zbliżenie do instrumentów, dokładniejsze i niższe brzmienie, bardzo detaliczne. WK - żywy i dynamiczny dźwięk, dużo detali, brak ostrości. Bardzo „energetyczny” przekaz emocji na płycie. Jak widać zdania były podzielone. Jednak w obu testach spostrzeżenia dotyczące poszczególnych docisków raczej się pokrywały. W podobny sposób wpłynęły na brzmienie nie tylko jednego systemu. Ewidentnie, jak wykazało nasze doświadczenie, rola docisku gramofonowego nie kończy się jedynie na jego roli ozdobnej, ma naprawdę duży wpływ na działanie, a poprzez to brzmienie gramofonu. W pewnym sensie wszystkie dociski, poza dokręcanym dociskiem PJ, okazały się bardzo dobre, a ich wpływ na polepszenie brzmienia gramofonu niekwestionowany. To który wybierzemy najbardziej będzie zależeć od naszych osobistych preferencji brzmieniowych. Uważam, że zjawisko to dałoby się wyjaśnić w naukowy sposób, przecież gramofon analogowy, to nic innego jak czysto mechaniczne urządzenie przetwarzające mikro-drgania na mikro-prądy. Docisk pełni w całym tym układzie tak samo ważną rolę eliminatora, lub wzmacniacza drgań, jak inne elementy. Tylko po co to robić? Przecież wystarczy usiąść i posłuchać. Jeśli jesteśmy miłośnikami muzyki, a nie tylko sprzętu grającego, jeśli mamy słuch, a nie tylko gruby portfel, to nie jest nam przecież potrzebne „naukowe” potwierdzenie tego co słyszymy lub raczej: powinniśmy słyszeć...! Nasze zmysły same odróżnią szarlatanerię od prawdy, lecz pod jednym podstawowym warunkiem, że sami staniemy się częścią eksperymentu, że po prostu będziemy słuchać! |
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity