Technika
POLSKIE MAGNETOFONY SZPULOWE Temat magnetofonów szpulowych wydaje się być ciekawszy niż temat gramofonów, z którym rozpocząłem zmagania mniej więcej rok temu (Polskie gramofony – historia od początku do lat 70., czytaj TUTAJ). Oczywiście stanowi też mini odbicie tego, co generalnie działo się „w technice” w opisywanych latach. |
KONTEKST HISTORYCZNY Jakby na to nie patrzeć, od pewnego momentu magnetofony stanowiły (lata 60.) główny nurt audio, przynajmniej jeśli chodziło o ludzi interesujących się muzyką i kolekcjonujących nagrania. Kolekcjonerzy „zachodnich” płyt byli w zdecydowanej mniejszości i mogli stanowić udział na poziomie pojedynczych procentów w ogólnej rzeszy „fonoamatorów”. Stanowili oni jednak niezastąpione źródło nowości muzycznych, zwłaszcza nowej muzyki, czyli najbardziej wrogiej ideowo wobec „ludu pracującego miast i wsi”. Większość z nich traciła zresztą ogromne ilości czasu na obsłużenie kolegów z magnetofonami, zazwyczaj charytatywnie. Dlaczego tak? Przypominam, że jesteśmy w czasach Bambina, czyli maszyn strugających płyty z grubym wiórem. Pożyczenie płyty komuś, aby przegrał ją sobie sam, było aż nadto ryzykowne. Natomiast co innego przegranie jej na swoim gramofonie i wkładce o znanym przebiegu. Dlatego to raczej ludzie z magnetofonami pielgrzymowali do posiadaczy płyt niż płyty krążyły pod strzechami. To ujęcie tematu dotyczy, podkreślam, zainteresowanych muzyką „młodzieżową”, bowiem muzyka poważna rządziła się innymi prawami… PROLOG W latach 60. mieliśmy do czynienia ze swego rodzaju dramatem związanym z małymi silnikami elektrycznymi i właściwie trudno mi określić, czy była to kwestia zakorzenionej tradycji, czy skromnych możliwości technicznych rodzimych wytwórców. Wystarczy powiedzieć, że taki wynalazek jak wiertarka elektryczna był w gospodarstwie domowym elementem egzotycznym. Wiertarka „na korbę” owszem, tak, ale elektryczna… Kto to słyszał? POLSKIE MAGNETOFONY MONOFONICZNE Pierwszy magnetofon, jaki wyprodukowano w Polsce, powstał w Zakładach Radiowych im. M. Kasprzaka w Warszawie, w roku 1959. Magnetofon o nazwie Melodia był autorskim dziełem zespołu konstruktorów, którym dowodził mgr inż. R. Patyra. Niestety, stare źródła zwykle nie podają pełnych imion, wiec inicjałem posługuję się z konieczności. Takie wykorzystanie porządnego silnika pozwalało na skonstruowanie niezawodnego i stosunkowo prostego mechanizmu transportowania taśmy. W urządzeniu tego typu mamy symetrycznie dwie klawiatury obsługujące ruch taśmy w dwu kierunkach, co wygląda zupełnie unikatowo - na tyle, że, jak dotąd, nigdzie podobnego rozwiązania nie widziałem (co nie wyklucza jego występowania). Generalnie trudno jest tu określić tło historyczne magnetofonów z Zachodu, bo ze względu na cenę były one w Polsce rzadko spotykane. Tak wysoka cena miała swoje konsekwencje. Po pierwsze, w literaturze tematu tamtych lat pojawia się stosunkowo dużo opisów dotyczących tego, jak samodzielnie skonstruować magnetofon. To dość dziwne w kontekście braku opisów samodzielnego wykonania gramofonu. A przecież stopień trudności budowy magnetofonu jest nieporównywalnie większy. Po drugie, powstała potrzeba pojawienia się na rynku produktu tańszego. Aby jej sprostać, w roku 1961 powstał magnetofon Piosenka. W tym samym, 1961 roku, konkurencyjna firma o nazwie Zakłady Wytwórcze Głośników Tonsil we Wrześni wdrożyła do produkcji magnetofon własnej konstrukcji o nazwie Wilga. Magnetofon zaprojektował zespół pod kierunkiem inż. M. Słabego. O Wildze, podobnie jak o Piosence, wiadomo niewiele. Była to konstrukcja monofoniczna, dwuścieżkowa, z dwoma prędkościami przesuwu taśmy: 9,5 i 19 cm/s, oczywiście lampowa. Projekt, podobnie jak w przypadku Piosenki, nie trwał długo, nadchodziła bowiem „era plastiku”. Wszystkie opisane wyżej magnetofony w roku 1962 zastąpiła nowa konstrukcja o nazwie Tonette. Był to synonim nowoczesności: magnetofon w obudowie wykonanej z tworzyw sztucznych. Odlotowemu, w zestawieniu z drewnianymi obudowami, wyglądowi towarzyszył niestety dziwny kompromis co do jakości dźwięku. Ponieważ Tonette mieściła maksymalną szpulę taśmy 15 cm, podobnie jak Wilga i Piosenka, zdecydowano się na potencjalne wydłużenie czasu zapisu przez obniżenie prędkości przesuwu taśmy. I tak zamiast 9,5 i 19 cm/s użytkownik dostał do ręki sprzęt pozwalający na zapis 9,5 i 4,75 cm/s. Przy mniejszej prędkości można było uzyskać pasmo przenoszenia 30-9000 Hz, trudno więc określić, w jakim celu można by tę prędkość wykorzystywać, bo do muzyki chyba raczej nie. Przy tak nowoczesnym wyglądzie tzw. „tonetka” nadal była magnetofonem monofonicznym, dwuścieżkowym i lampowym. Jak widać, zaprezentowane magnetofony charakteryzowała całkiem udana konstrukcja, ale o bardzo drogiej technologii wykonania. Dlatego w roku 1968 roku zakupiono od niemieckiego Grundiga licencję na magnetofon. Produkcję licencyjnych konstrukcji zlokalizowano w ZRK im M. Kasprzaka w Warszawie, co dopełniło monopolistycznej roli tego przedsiębiorstwa, na krótko tylko zagrożonej przez Wilgę z Tonsilu. Pewną konkurencją mogłyby, być może, stanowić wyroby państw ościennych, czyli np. Szmaragd rodem z NRD albo Sonet z Czechosłowacji, ale magiczne słowo „grunding” (jak to wymawiano) zrobiło swoje. Licencja Grundiga, czyli tzw. „Zetki” Masowa produkcja tanich w produkcji, bo „technologicznych” w wykonaniu, Grundigów ruszyła pełna parą. Magnetofony licencji Grundiga miały następujące odmiany, w kolejności pojawienia się: W końcowej fazie produkcja „zetek” została przekazana zakładom Magmor, a końcowa ich wersja dożyła lat 80. i miała oznaczenie ZK 140 TM i logo Magmor. Na zdjęciach zaprezentowano przykładowy egzemplarz ZK 120, bowiem różnice w wyglądzie poszczególnych typów są minimalne. Janusz Zygadlewicz Większość polskich produktów audio z lat sprzed 1989 roku to projekty anonimowe, tj. nazwiska ludzi odpowiedzialnych za ich konstrukcję oraz wygląd nie były i nie są znane. Niektórzy projektanci, dzięki obecności na innych polach, wyrośli jednak ponad same produkty. Taką osobą jest Janusz Zygadlewicz (1931-1987), którego współpraca z Piotrem Tworzem (1935-2000) okazała się dla rozwoju polskiego designu przemysłowego niezwykle owocna. Piotr Tworz był inżynierem i konstruktorem radioodbiorników, pracującym od 1957 roku w zakładach produkcyjnych Diora. Firma powołana do życia 8 listopada 1945 roku pod nazwą Państwowa Fabryka Odbiorników Radiowych (PFOR) w Dzierżoniowie kilkakrotnie zmieniała nazwę, najpierw na DZWUR, czyli Dolnośląskie Zakłady Wytwórcze Urządzeń Radiowych, następnie T-6, by w końcu stać się Diorą. Janusz Zygadlewicz był projektantem, scenografem, który w latach 1956-1959 pracował w Biurze Konstrukcyjnym Przemysłu Motoryzacyjnego w Warszawie. Znany jest głównie jako autor nadwozia samochodu Smyk, dla Szczecińskiej Fabryki Motocykli (1957) i elektrycznego pojazdu Melex, dla Wytwórni Sprzętu Telekomunikacyjnego (1970). Jego biografia jest jednak ważna i dla nas, dla audio. W latach 1962-1970 współpracował bowiem z Zakładami Radiowymi Diora w Dzierżonowie i tym samym z Piotrem Tworzem. Zaprojektował wówczas obudowy dla radioodbiorników Rytm (1967) oraz Ewa (1969). Ten ostatni był drugim (po Izabeli) polskim radiem z zakresem UKF. Piotr Tworz opracował również m.in. odbiorniki Alina oraz (jak to byśmy dzisiaj powiedzieli) amplitunery Zodiak DSS-401 i Tosca. Odbiornik Ewa używany był w czasie wyprawy polskich himalaistów w 1971 roku. |
Lata 1972-1978 to dla niego okres pracy w Zakładach Radiowych im. Kasprzaka w Warszawie. Otwarte w 1951 roku były pierwszym polskim zakładem specjalnie zaprojektowanym i wybudowanym dla potrzeb przemysłu radiotechnicznego. POLSKIE MAGNETOFONY STEREOFONICZNE Na początku lat siedemdziesiątych pojawiły się w Magnetofonowych Zakładach Monopolowych ZRK dwie nowości: w roku 1971 wyprodukowano na licencji magnetofon kasetowy MK125, który leży poza zakresem tego opracowania, oraz pojawiła się kolejna własna konstrukcja ZRK im M. Kasprzaka, czyli pierwszy polski magnetofon stereofoniczny o symbolu ZK 246. Rodzina ZK 246 ZK 246 miał być wdrożony do produkcji w latach 1972-1973. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy była to konstrukcja udana. Przyglądając się mechanizmowi transportu taśmy w ZK 246 i próbując go porównać z jakimś typowym jednosilnikowym magnetofonem w klasie hi-fi, można dostrzec charakterystyczną rzecz: taśma jest prowadzona po głowicach tak, aby mogła się z nimi stykać na zasadzie napięcia pomiędzy rolką napędową, napinaczem i szpulą odwijającą taśmę. Tor taśmy jest tu zoptymalizowany do czynności odczytu, a zapewnić to ma wzajemna konfiguracja elementów prowadzących. Przy przejściu w tryb przewijania rolka dociskowa zostaje zwolniona, a rolka napędowa (capstan) przestaje wymuszać bieg taśmy. Jednocześnie, zwykle spomiędzy głowic, wysuwa się kołek prowadzący, który odsuwa od nich taśmę. Talerzyki zwijające i odwijające powodują przewijanie taśmy z odpowiednim naciągiem, o który dbają napinacze. Jest to sytuacja dla tego typu konstrukcji typowa. W lepszych, droższych rozwiązaniach na mostku z głowicami znajduje się rolka stabilizująca poprzeczny ruch taśmy. Możliwe jest też częściowe odsunięcie taśmy od głowic w trakcie przewijania, co pozwala na podsłuch w trakcie przewijania (cueing). Ważne jest również, że ZK 246, czyli „Zetka” dała początek całej rodzinie urządzeń, które produkowane były aż do samego zmierzchu świata magnetofonów szpulowych. Taki obrót sprawy nie jest niczym dziwnym, wystarczy popatrzyć na magnetofony Akai, Sony albo Tandberg, a już na pierwszy rzut oka widać, że mechanizmy magnetofonów żyją długo, mimo powierzchownych zmian wyglądu samego sprzętu. Trochę przypomina to, sięgając do innego działu techniki, długie życie płyt podłogowych w samochodach. Dobrze jest więc, jeśli konstrukcja mechanizmu jest udana, bo jeśli tak nie jest, to wszystkie wady żyją wraz z nią. ZK 246 towarzyszyła jego wersja monofoniczna ZK 240. Nie bardzo wiadomo, po co była produkowana, skoro rynek chciał magnetofonów stereofonicznych, ale widać tak „zaplenowało” stosowne plenum. No i dzięki takim niechcianym produktom półki w sklepach były jakby pełniejsze. Rodzina postlicencyjna Grundiga Równolegle z linia magnetofonów, której pramatką była „zetka” 246, postanowiono wykorzystać mechanizmy licencyjnych Grundigów serii ZK 120 itd. i poddać je specyficznemu „face liftingowi”. W ten sposób powstały, łagodnie mówiąc, kontrowersyjne w wyglądzie magnetofony monofoniczne dwu i czterościeżkowy ZK 127 i ZK 147. Powstała też wersja stereofoniczna ZK 146, stanowiąca przymusowe rozwiązanie dla tych, którzy nie mogli doczekać się zakupu poszukiwanej ZK 246. Już tylko dla porządku dodam, że ZK 146 była wyposażona we wzmacniacz. Zmiana oznaczeń magnetofonów, czyli epoka mnożenia bytów Podobnie jak to miało miejsce w przypadku gramofonów, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych nastąpiła zmiana oznaczeń: zniknęło „ZK”, co zamknęło w pewnym sensie epokę „Zetek”, zniknął bowiem z nazw skrót ZK. W sensie merytorycznym zmieniło to niewiele, bo w dalszym ciągu kontynuowane były linie ZK 246 i ZK 146. Linia 246: M 2403 (Dama Pik), M 2404 , M2405, M 2406, ARIA Kolejnym etapem rozwoju praprzodka, jakim był ZK 246, okazała się linia magnetofonów o nazwie Aria, do której zaliczyłbym także magnetofony Opus, Opera itp. Konstrukcje te nosiły symbole M 2407 S, M 2408, M 2411, M 2412, M 2425. Linia 146: UWERTURA Podobnie, jak z magnetofonami powstałymi z ewolucji ZK 246, było też z magnetofonami wywodzącymi się jeszcze z ZK 120, którego stereofoniczna mutacja nosiła symbol ZK 146. Otrzymały one nowe obudowy i nazwę Uwertura. Opatrzono je symbolami M 1416S i M 1417S. Charakter przemiany starego modelu w nowy był bardzo podobny do tego, jaki przeszła ZK 246 zmieniając się w Arię.
Magnetofon M 1416 musiał pracować „na leżąco” natomiast jego następca mógł już „stanąć do pionu”. M 3201 i M 3401 KONCERT Po latach prób i podejść mających na celu zaprojektowanie i wykonanie przyzwoitego magnetofonu, wydarzył się w Polsce Koncert. Jest to nominalnie konstrukcja własna ZRK, choć widać w niej zarówno myśl techniczną obecną w innych magnetofonach tamtego okresu, jak i „wsad dewizowy”, czyli importowane podzespoły. Po pierwsze, zamiast wiecznie psującego się i rozregulowującego systemu dźwigni, osiek, sprężynek i cięgieł pojawił się mechanizm trzysilnikowy z bocznymi silnikami bezpośrednio napędzającymi szpule (marki PAPST, podobnie jak np. w Tandbergu 10XD). Po drugie, tor prowadzenia taśmy był taki sam, jak w dobrych magnetofonach tego typu, czyli optymalizowany do zapisu i odtwarzania, a nie do przewijania. Po trzecie, zastosowano oddzielne głowice do zapisu i odczytu, co spowodowało skok jakościowy w parametrach. Po czwarte wreszcie, dla użytkowników przedkładających jakość nagrania ponad pojemność zapisu na szpuli, produkowano wersję dwuścieżkową M3201. Produkcja specjalna Równolegle do sprzętu powszechnego użytku, w zakładach ZRK produkowano magnetofony do „zadań specjalnych”. Czasami w ramach starych kronik czy programów historycznych można zobaczyć wizje lokalne dotyczące głośnych przestępstw. Za objaśniającym swe dokonania opryszkiem idzie zwykle funkcjonariusz, który z mikrofonem w dłoni nagrywa zeznania. Na ramieniu niesie magnetofon marki MAK. Epilog Świat magnetofonów szpulowych w zasadzie przestał istnieć, choć nadal ma swoich wiernych fanów także wśród profesjonalistów. Mimo kolosalnego postępu w dziedzinie cyfrowej rejestracji dźwięku, część artystów przedkłada taśmę nad twardy dysk i w ten sposób rejestruje swoje dzieła. Często argumentem jest stwierdzenie, że taśma w porównaniu do komputera nie może się „zawiesić” i pewnie jest w tym stwierdzeniu ziarnko prawdy. Literatura tematu • Historia Elektryki Polskiej, tom III, praca zbiorowa, Wydawnictwa Naukowo-Techniczne, Warszawa 1974 |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity