Przedwzmacniacz liniowy
Robert Koda
Producent: Robert Koda LLC |
ista japońskich firm, których w Polsce nie ma i zapewne jeszcze długo nie będzie jest dłuższa od tej, na której zanotowano firmy już przez nas „dotknięte”. Rzucając okiem do najnowszego wydania kwartalnika „Stereo Sound”, biblii japońskich wariatów, tj. melomanów i audiofilów (każdy kraj ma swoich własnych szaleńców), wyłapuję od razu takie nazwy, jak: Technical Brain, Kiso Acoustic, Uesugi (U-Bros), AET, Zonotone, TAOC, Aracraft (Tedius), Ikeda Sound Labs, Fundamental, ORB, Nanotec Systems. To wszystko znalazłem na dużych reklamach i w testach, nie wgłębiając się w ogłoszenia drobne. To zupełnie nieznany, nieskończony Kosmos. Bo przecież nawet niby dobrze znane marki jak Esoteric, Fostex albo Audio-Technica są znane u nas raczej z nazwy – ich produktów na półkach salonów audio nie uświadczysz. A to wszystko dlatego, że choć wydaje nam się, iż wiemy o Japonii i jej rynku związanym z perfekcjonistycznym audio sporo, prawda jest znacznie bardziej prozaiczna: łapiemy kątem oka jedynie powidoki bogactwa, z jakim Japończycy mają do czynienia na co dzień. Tym bardziej trzeba się więc przyssać, przytulić do wyrafinowanych produktów firm, które trafiają do nas po raz pierwszy. W czasie testu w nowościach na stronie firmy o której mowa na najwyższym miejscu widniały dwie informacje: o najnowszym dystrybutorze, polskiej firmie SoundClub oraz o nowym produkcie, przedwzmacniaczu K-15. Dokładnie w tym samym momencie otrzymałem informacje o tym, że K-15 jedzie już do mnie do testu. Globalna wioska. Tym razem. Zanim postanowił zrealizować marzenie życia i stworzyć własny system audio, Robert przez 16 lat zbierał doświadczenia pracując w branży audio: sprzedając i serwisując urządzenia wielu firm (co doprowadziło go również do wniosku, że sam może zaprojektować lepszy i trwalszy sprzęt). Po poznaniu produktów Kondo postanowił w swojej naiwności przesłać do Japonii swoje resume z prośbą o pracę. Jak się można było spodziewać, nic się niestało. W czasie długiej przerwy w pracy, którą spędzał w Wielkiej Brytanii, udało mu się „zaczepić” w firmie Audio Note UK. Dopiero tam, podczas jednej z wizyt, wypatrzył go Hiroyasu Kondo i ściągnął do Japonii. Pierwszym i najbardziej znanym produktem, dzięki któremu marka stała się w kręgach zaawansowanych poszukiwaczy absolutu znana był wzmacniacz mocy K-70. Raz zobaczony zapadał w pamięć na długo, nie tylko dzięki perfekcyjnemu wykonaniu i wyczuciu proporcji, ale także nietypowemu podziałowi – urządzenie składa się z trzech modułów, z których środkowy jest sekcją sterującą (na lampach), a dwie boczne to sekcje prądowe, na tranzystorach. Jak pan Koch powiedział magazynowi „Hi-Fi News & Record Review”, to „jego wizja amplifikacji w formie ultymatywnej” (John Bamford, Paul Miller, Robert Koda Takumi K-70 (£35,000), „Hi-Fi News & Record Review”, kwiecień 2011, czytaj TUTAJ). We wzmacniaczu, oprócz nietypowej konstrukcji mechanicznej, istotne było to, że to ważące 80 kg (!) urządzenie pracuje w czystej klasie A, oddając 70 W mocy. Każdy z wyprodukowanych egzemplarzy wykonywany jest ręcznie przez pana Roberta, dlatego powstaje tylko 20 egzemplarzy w ciągu roku. Jego szampański front, przywołujący na myśl kilka innych japońskich marek, powtórzony został w przedwzmacniaczu K-10, który powstał na wyraźne żądanie dystrybutorów firmy w roku 2011 – melomani chcieli mieć kompletny system. Przedwzmacniacz okazał się być urządzeniem półprzewodnikowym. Podobnie zresztą, jak trzeci produkt w historii firmy, testowany przedwzmacniacz K-15, rozumiany przez pana Roberta jako produkt flagowy. Urządzenie jest przepiękne. Szampański front „podbijany” jest przez złocone elementy – logo, niezwykle przypominające logo polskiej firmy Eryk S. Design, obwódki wokół gałek oraz dużą tabliczkę znamionową z tyłu, gdzie zapisano np. numer seryjny. Jestem pewien, że na zamówienie dostaniemy tabliczkę z własnym nazwiskiem. Choć z zewnątrz przedwzmacniacz przypomina model K-10, jego budowa jest bardziej wyrafinowana. Producent deklaruje mierzalną dynamikę na poziomie 148 dB, co byłoby – jeśli się to potwierdzi – osiągnięciem wręcz niesamowitym. Nawet hi-techowe produkty Soulution są o parę dB gorsze. Urządzenie ma pięć wejść liniowych, z czego każde w formie niezbalansowanej, na pięknych gniazdach RCA Furutecha i zbalansowanej, na gniazdach XLR. Siła głosu zmieniana jest w 32-krokowym przełączniku typu Lpad, tj. z dwoma opornikami w torze, w każdym położeniu. Sercem urządzenia jest układ wzmacniający ITC MKII, będący pomysłem pana Kody. Transformator zasilający oraz przełącznik włączający urządzenie do sieci zamknięte są w ekranie z Mu-metalu. Niezwykle charakterystycznym elementem jest kontrolka zasilania, ukryta pod dużym rubinem. Przedwzmacniacz nie ma zdalnego sterowania. Kilka prostych słów… Wojciech Pacuła: Dlaczego nie użył pan w K-15 lamp? Robert Koch: Dlaczego nie użyłem lamp? Cóż, jestem fanem lamp, ale opracowując poprzednika K-15, przedwzmacniacz K-10 chciałem zaoferować konstrukcję, która byłaby w stanie przebić wszystkie urządzenia lampowe, ale bez poświęcania zalet tranzystora. K-15 zbudowany jest na tych samych podstawach, które zostały opracowane dla K-10. Zarezerwowałem sobie możliwość stosowania lamp tam, gdzie mają one największy sens. Co to jest ITC MKII I jak nowa wersja tego opracowania różni się od poprzedniej? ITC to elegancki, unikatowy układ zaprojektowany specjalnie do pracy w przedwzmacniaczach. Wybrałem do niego półprzewodniki, w których szczególną uwagę przyłożono do minimalizacji zniekształceń – rodzajów rzadko wykazywanych przez standardowe pomiary, ale mających znacznie większy wpływ na dźwięk niż pomiary by to sugerowały. ITC MKII to po prostu poprawiona wersja oryginalnego ITC. W Marku II mamy dodatkowy stopień buforujący, a układ wykazuje jeszcze niższe zniekształcenia i charakteryzuje się wyższą dynamiką. Poprawa to pochodna zastosowania lepszych elementów i poprawek wprowadzonych do układu. To było dla nas naprawdę ciężkie poprawić oryginalny układ ITC, ale wierzę, że udało się nam zrobić duży krok naprzód. Kto robi dla was ten cudowny tłumik? Wykonywany jest w Tokio przez sławną, rodzinną firmę audio. Jesteśmy szczęśliwcami, ponieważ zgodzili się go dla nas robić. Ale być może to dlatego, że od dłuższego czasu współpracujemy z nimi, organizując niektóre, wysoko wyspecjalizowane elementy. Powiedz proszę, jaki masz w domu system audio. Ostatnio się przeprowadziłem i zbudowałem pokój odsłuchowy wykorzystując dwa pokoje. Jedynym problemem jest to, że po silnych tajfunach pojawiła się nam trochę wody… Staramy się temu zaradzić i kiedy tylko się nam to uda, dokończymy aranżację pomieszczenia. Jeśli chodzi o elektronikę, to używam K-10 z K-70, DAC mojego pomysłu z zewnętrznym zegarem taktującym. Kable to głównie Kondo. Niedawno kupiłem kolumny Vivid Audio G2, charakteryzujące się bardzo ładną przejrzystością. Nagrania użyte w teście (wybór)
Aż trudno uwierzyć, że to już niemal dwa lata minęły od numeru w całości poświęconego przedwzmacniaczom. Opublikowany w lipcu 2012 roku, noszący numer 99, miał za zadanie przepatrzenie rynku pod kątem najciekawszych, najbardziej obiecujących przedwzmacniaczy z kategorii high-end (czytaj w ARCHIWUM). Nie miałem szansy dotrzeć do wszystkich, nawet do jakiejś reprezentatywnej ich części. Nie miało to jednak znaczenia, bo chodziło o próbkę tego, co można w tej dziedzinie osiągnąć, a potem sukcesywnie wybierałem kolejne urządzenia, które wydały mi się godne zainteresowania: a to Aerius Jeffa Rowlanda, a ostatnio Momentum Preamplifier Dana D’Agostino. Dodajmy do tego jeszcze przeprowadzone wcześniej testy Spherisa II Ayon Audio oraz Convergent Audio Technology SL1 Legend i będziemy mieli całkiem solidny przekrój topowych przedwzmacniaczy liniowych. Niezależnie jednak od tego, ile bym produktów przywołał, jakimi kwotami bym nie rzucał, najpierw trzeba sobie postawić zasadnicze pytanie: czy przedwzmacniacz w ogóle jest potrzebny? Ponieważ za każdym razem staram się przedstawić jakąś ciekawą wersję tej samej odpowiedzi i powoli wyczerpuje się ich zapas, tym razem powiem krótko: w 99,99% przypadków TAK. Ta 0,01% to przypadki, w których system został zaprojektowany, wykonany i dostrojony pod kątem bezpośredniej współpracy źródła sygnału z końcówką mocy. Jak topowy system Ancient Audio, dla przykładu. Tyle tylko, że w ich przypadku chodzi o nieobecność przedwzmacniacza „na zewnątrz”, bo przecież regulacja siły głosu jest podstawowym i w pewnych przypadkach jedynym elementem przedwzmacniacza. Zdziwienia więc nie ma – Robert Koch ma swój własny pomysł na brzmienie systemu audio. Znając jego historię nietrudno się domyślić, że jednym ze źródeł inspiracji było brzmienie urządzeń Kondo. Czyli nasycone, ciepłe, gęste, stawiające emocje przed kalkulacją. To, jak to przełożył to na technikę półprzewodnikową wydaje mi się absolutnie wyjątkowe, a przez to niezwykle interesujące. „Lampowość” testowanego przedwzmacniacza przejawia się na przykład w braku jakiejkolwiek ostrości. To brzmienie gładkie jak jedwab. Równie zresztą kolorowe (myślę o jedwabiu japońskich kimon). Urządzenie robi coś w rodzaju „remasteringu” gorzej zrealizowanych płyt. Może nawet nie całkiem gorzej, a po prostu z jakimiś problemami. Płyta Martyny Jakubowicz ma sporą kompresję, inteligentną ale słyszaną w postaci przybliżenia wokalu i gitar z jednoczesnym stępieniem ich „czoła”, z zamgleniem faktury. Zdarza się też, że sybilanty nieco się „odkleją” od reszty wokalu. Nie są za jasne, ani za ostre, a po prostu nie zawsze stanowią część emisji głosu. K-15 zebrał to w jedną, mającą sens całość. Słuchałem tej płyty długo, bo to było interesujące doświadczenie: mamy coś nie bardzo „halo”, a za chwilę już nie. Efekt tego zabiegu jest jednoznaczny. Ale już to, ze to „zabieg”, coś naddanego na strukturę dźwięku – nie. To coś „pod spodem”, jakaś mechanika ukryta pod muzyką, która działa nie pozostawiając po sobie odcisków palców. Takim odciskiem jest oczywiście zmiana dźwięku, jest on jednak niewidoczny. |
Podejrzewałem przez jakiś czas, że może urządzenie zwyczajnie w świecie zaokrągla atak i wycofuje górę. Ale nie – wysokie tony są lepiej wybudowane niż w moim Polarisie III i jedynie przedwzmacniacz Dana D’Agostino pokazywał coś podobnego. Mamy więc przekaz pełniejszy i bardziej przez to zbliżony do rzeczywistości (myślę o ilości informacji). Kiedy Alan Grant zapowiada zespół towarzyszący Wesowi Montgomery’emu na płycie Smoking’…, jej wersji z pełnym zapisem występów, szum taśmy i mikrofonów jest słyszalny. Nie przeszkadza, nie ma się wrażenia syczenia – po prostu jest i wiemy, że to część nagrania, która do niego przynależy na amen. Jest dobrze. Kiedy jednak zaraz potem zaczyna grać cały zespół K-15 pokazał, że szum się podnosi, jakby wcześniej mikrofony przy instrumentach były przyciszone, albo człowiek od remasteringu mocniej zaingerował w intro. Normalnie szum jest maskowany przez głośniejsze dźwięki. W czasie występów na żywo wiemy, że tam jest, ale – podobnie jak przy winylu – nie rozumiemy tego jako zniekształcenia, a jako istniejące obok muzyki „dobrodziejstwo inwentarza”. Tutaj było podobnie – szum o dość niskiej częstotliwości nie zniknął, jak z niemal wszystkimi innym preampami, jakie znam, a był po prostu cichszy. Nie chodzi oczywiście o to, że słuchałem szumu. To po prostu część nagrania, pozwalająca się w wielu rzeczach zorientować i jednocześnie kształtująca dźwięk. K-15 nie eksponuje tego elementu, powiedziałbym nawet, że go wtapia w przekaz w wyjątkowo wyrafinowany sposób. Ma to sens i znaczenie dlatego, że przedwzmacniacz pana Roberta jest niebywale wręcz rozdzielczy. Najpierw jest gładki, gęsty i pełny, a zaraz potem rozdzielczy. Pokazuje w nagraniu rzeczy, które rzadko kiedy słyszę, nawet przez słuchawki magnetostatyczne, jak delikatne flażolety na basie we fragmencie rozpoczynającym Złe sny z płyty Jakubowicz (bas – Marcin Pospieszalski), jak zmiana barwy niskiego basu z utworu Tempest otwierającego płytę Tremoros Sohna. To drobne zmiany, które jednak powodują, że dźwięk jeszcze bardziej żyje, nabiera większego sensu muzycznego, jest po prostu ciekawszy. Przedwzmacniacz Octave Jubilee gra w bardzo zbliżonej manierze, z tym że u niego rzeczywiście wypływa to z lekkiego ocieplenia brzmienia. Dostajemy z nim lepszą plastykę i większą głębię, ale kosztem czytelności. Z kolei Convergent Audio Technology SL1 Legend brzmiał cieplej od obydwu wspomnianych urządzeń, prezentując dźwięk lampowy w pełnym tego słowa znaczeniu. Gęstość i mięsistość były z nim fenomenalne. Bardzo blisko amerykańskiej Legendy byłby inny amerykański preamp, Aries pana Jeffa Rowlanda. Rozdzielczość i różnicowanie są jednak i w Jubilee, i K-15 na zupełnie innym poziomie. Co jest prawdą, a co nią nie jest? I tu dochodzimy do meritum sporu o przedwzmacniacz: wszystko zależy, co zdefiniujemy jako „prawdę”. Jeśli dźwięk na żywo jako „dźwięk absolutny”, rację ma Robert Koch i inne przedwzmacniacze tego typu, np. Accuphase C-3800 (sorry, zapomniałem o nim wcześniej). Jeśli z kolei to, co znajduje się na nośniku, zapisane w czasie sesji lub podczas koncertu, to pozostałe. Nie odważę się publicznie opowiedzieć za którąkolwiek „prawdą”. Jeślibyśmy siedzieli przy piwie, było miło i ktoś się mnie zapytał o moje prywatne zdanie, powiedziałbym, że mam gdzieś prawdę i że wybieram to, co mi się bardziej podoba – brzmienie Momentum, Legend i Spherisa. Wiem jednak, że to jedynie moje prywatne zdanie i nie czuję potrzeby, aby było obowiązującym. Nie mogę bowiem nie zastanowić się nad tym, czy racji nie ma aby pan Robert. Być może trzeba dobrać pod jego kątem system i postawić na tę konkretną prezentację. Ponieważ tak słychać wszystkie nagrania, nie jest to aberracja, a konsekwentne prowadzenie dźwięku z najwyższej półki. Podsumowanie Jak mówiłem, każdy z topowych przedwzmacniaczy gra inaczej i wnosi z sobą inny pakiet cech – nie ma urządzenia, które robiłoby wszystko jednocześnie na równie dobrym poziomie, ani nawet takiego, które byłoby zwyczajnie „neutralne” – to gwarantuje tylko dźwięk na żywo. Dlatego trzeba wybierać, jak w bufecie – jesteśmy szczęśliwcami, bo półki są pełne. Show Band Płyta tego nieznanego, zupełnie dziś zapomnianego zespołu z lat 70. nosi podtytuł Lost Gem of Polish Funk, który jest absolutnie prawdziwy i dobrze opisuje z czym mamy do czynienia. Choć „nieznany” to określenie odnoszące się do znajomości jego nazwy – duża część Polaków mających powyżej 40 lat Show band słyszała, choć nie wiedzieli, że to zespół grającego na basie Anatola Wojdyny: utwór Trzy kroki wykorzystano w serialu telewizyjnym 07 zgłoś się. Zespół grał na statkach i restauracjach i, jak czytamy w materiałach firmowych, podbił całą Skandynawię. W Polsce rozkręcał karnawałowe imprezy w hotelu Forum. Znając ten knajpiano-sylwestrowy „background” trudno uwierzyć, że ludzie ci nagrali tak fantastyczny album. Zawarta na Punkcie styku muzyka to funk-jazz w najlepszym wydaniu. Ale jeśli wiemy, że Anatol Wojdyna, zakładając Show Band w 1972 roku ściągnął do niego muzyków Klanu (Maciej Głuszkiewicz, organy Hammonda) i Breakoutu (Jan Mazurek, perkusja), łatwiej przełknąć to, że materiał ten nigdy wcześniej nie ujrzał światła dziennego. Został zarejestrowany monofonicznie (!) w ciągu jednego dnia, 2 lutego 1974 roku w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie, a jego remasteringiem zajął się inny były muzyk Klanu, pan Andrzej Poniatowski, pracując na oryginalnych taśmach analogowych, a następnie na plikach o długości słowa 24 bity. Z takiego materiału, tj. cyfrowego, 24-bitowego, wytłoczono również ultralimitowaną edycję winylową. Nie mam jej już w sprzedaży, rozeszła się wcześniej – to było tylko 300, numerowanych sztuk. Front okładki to jest zdjęcie, którego autorem jest Jan Morek – jedna z legend polskiej fotografii prasowej. Ta szczęśliwa para bawiła się na Święcie „Trybuny Ludu”. Zdjęcie zespołu pochodzi z archiwum Anatola Wojdyny. Niestety nie ma na nim żadnego opisu czy informacji o fotografie, sam artysta też nie pamięta, kto je wykonał. Natomiast zdjęcia ozdabiające wkładkę pochodzą z obszernego archiwum Grażyny Rutowskiej, pracującej wówczas w „Dzienniku Ludowym”. Dokumentowała życie codzienne Warszawy - mnóstwo genialnych ujęć m.in. poszczególnych blokowisk... Na LP tego nie ma, ale na CD jest w książeczce ujęcie budowanego dopiero osiedla Stegny – tam, gdzie cały materiał powstał, w mieszkaniu Głuszkiewicza. Do tego, że materiał z lat 50., przede wszystkim jazzowy, zarówno z USA, jak i Europy, może brzmieć wyjątkowo, zdążyłem się przyzwyczaić. Niestety od lat 70. można mówić o uwiądzie sztuki rejestrowania muzyki. Dlatego tak fajną niespodzianką jest to, że materiał wydany przez wytwórnię GAD Records Punkt styku wydaje się zastygły w czasie najlepszych wydań funkowych, jakie znam. I jazzowych, z big-bandem na dokładkę. Zarejestrowany na potrzeby Polskiej Kroniki Filmowej miał w zamyśle być materiałem ilustracyjnym, dlatego nagrano go bez poprawek, właściwie na 100%. Myślę, że to jedna z przyczyn świetnego uchwycenia dynamiki, świetnej pracy basu, dobrego uderzenia stopy perkusji. Wysokie tony są trochę suche, tj. bez wypełnienia, nie tak soczyste jak chociażby na Dziwnym… Niemena. To jednak jedyny słabszy punkt, jaki znajduję. Płyta Punkt styku powinna być w kolekcji każdego melomana, lubiącego muzykę rozrywkową. Jest świetnie nagrana, ładnie zremasterowana i na światowym poziomie. Płyta została opatrzona niewiarygodnie dobrym zdjęciem (niestety nie mogę znaleźć informacji, czyim), za które można wersję analogową pokochać. To ten przypadek, w którym wielkość ma znaczenie. Na koniec powiem, że szkoda, iż GAD Records nie ma czegoś w rodzaju „klubu”, na kształt tego, jaki proponuje amerykańska firma Audio Fidelity, w której ofercie znajdziemy jedne z najlepszych remasterów CD (na złocie), SACD i winyli, remasterowanych w domenie analogowej. Zapisałem się tam niedawno i to jest super pomysł – szczegóły TUTAJ i TUTAJ. Zobowiązani jesteśmy do zakupu minimum dwóch płyt miesięcznie, ale przy 20% zniżce – to ostatnie w przypadku GAD raczej niemożliwe, bo ich ceny są naprawdę niewysokie. Ale można by wymyśleć jakieś inne fajne rzeczy. Na razie kupuję wszystko, co GAD wydaje, w przedsprzedaży, żeby mieć pewność, że czarne płyty do mnie dojdą. Do czego gorąco zachęcam również państwa. Personel: Anatol Wojdyna – gitara basowa Maciej Głuszkiewicz – organy Hammonda Jan Mazurek – perkusja Dodatkowo Jan Jarczyk – piano Fender Rhodes Aleksander Bem – instrumenty perkusyjne Nagrano 1974.02.02, Warszawa, Wytwórnia Filmów Dokumentalnych Wywiad z właścicielem GAD Records, panem Michałem Wilczyńskim TUTAJ. Jakość dźwięku: 8/10 (plus moja gorąca rekomendacja) K-15 jest przedwzmacniaczem liniowym, zbalansowanym, bez pilota zdalnego sterowania. Wzmocnienie układu wynosi +8 dB(V). Jego gabaryty są nieco inne niż klasycznych, „pełnowymiarowych” urządzeń, bo jest węższy i wyższy – wygląda trochę jak zawodnik sumo. Obudowę wykonano ze skręcanych aluminiowych płyt, anodowanych na kolor szampański. Śruby, którymi płyty zostały poskręcane są złocone, podobnie zresztą jak kilka innych detali: logo na przedniej ściance, ramki wokół gałek siły głosu i zmiany wejść oraz duża tabliczka znamionowa z tyłu urządzenia. Bardzo charakterystycznym detalem jest duży rubin, pod którym ukryto kontrolkę wskazującą włączenie do sieci. Robimy to małą gałką, przypominającą gałeczki z urządzeń Kondo. Obudowa, jak się okazuje, ma dwie warstwy – zewnętrzną, aluminiową, i wewnętrzną z pokrytych lakierem, grubych płyt z miedzi – to ta druga dokłada się do pokaźnej masy K-15. Wnętrze wygląda zjawiskowo i przypomina urządzenia lampowe. Z boku umieszczono największy tłumik, jaki w życiu widziałem – z czterema osobnymi przełącznikami, na których nalutowano ultra-precyzyjne oporniki. Wygląda, jakby tłumik robiony był na zamówienie – mnóstwo w nim miedzi, złota. Całość została zamknięta w przezroczystym boxie sklejonym z akrylowych płytek. Właściwy układ wzmacniający zamknięto pod płytą z Mu-metalu, której nie udało mi się odkręcić. Wiadomo jedynie, że na wejściu urządzenia umieszczono dławiki. Nad płytką biegnie długi trzpień. Łączy gałkę na przedniej ściance z otwartym przełącznikiem przy tylnej ściance, w którym wybierane jest aktywne wejście. Z boku jest duże pudełko z Mu-metalu, w którym jest transformator zasilający typu R-core i wyłącznik. Obok jest płytka z zasilaczem – rozbudowanym, z dużymi kondensatorami Elny i stabilizatorami. Niebywałe urządzenie! Dane techniczne (wg producenta) Stosunek sygnał/szum: 114 dB/1 V Dystrybucja w Polsce: |
Źródła analogowe - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ Źródła cyfrowe - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD Wzmacniacze - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ Kolumny - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-101/GL Słuchawki - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ Okablowanie System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA Sieć System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ Audio komputerowe - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB Akcesoria antywibracyjne - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 Czysta przyjemność - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity