pl | en

Wzmacniacz mocy

 

Tellurium Q
IRIDIUM 20

Producent: Tellurium Q Ltd
Cena: 6000 GBP

Kontakt:
The Willows | Bonds Pool
Langport | Somerset | TA109QJ | UK

tel.: +44 (0) 1458 251997
e-mail: admin@telluriumq.com

Kraj pochodzenia: Wielka Brytania
www.telluriumq.com
Dystrybucja w Polsce: HiFiElements


ingle-ended triode (SET): marzenie i przedmiot westchnień melomanów, zwykle bardziej doświadczonych i najczęściej mających na tyle lat, aby – dla przykładu – zburzenie Muru Berlińskiego było dla nich wydarzeniem z historii najnowszej, nie opowieścią z dzieciństwa. Wiek marzącego jest dla zrozumienia tego fenomenu kluczowy. Wcale nie chodzi o przytępienie słuchu, a o coś innego. Gorsze słyszenie wysokich częstotliwości jest nieuniknione i jeśli mózg nie skompensuje sobie tego w jakiś sposób rzeczywiście pogarsza odbiór dźwięku w ogóle; to trybut płacony upływającemu czasowi. Z wiekiem zyskujemy jednak coś innego: doświadczenie. O ile nie damy się mu skostnieć, to niesamowita siła. A w przypadku wzmacniaczy doświadczenie większości melomanów zdaje się podpowiadać, że jeśli nie zależy nam na ultra-niskim basie, nie słuchamy ciężkich odmian muzyki, nie mamy dużego pokoju, wówczas najlepszym wyjściem jest SET, najlepiej na pojedynczej lampie, oddający jakieś 5-8 W na kanał. Takie urządzenie produkuje niemal wyłącznie zniekształcenia w postaci parzystych harmonicznych, bardzo dobrze przez ludzki słuch odbieranych i interpretowanych jako składnik dźwięku podstawowego. Z kolei w dźwięku wzmacniaczy typu push-pull, czyli znakomitej większości spotykanych na rynku, dominują zniekształcenia harmoniczne nieparzyste, wprowadzające nerwowość i ostrość.
To, co piszę jest oczywiście uogólnieniem. Wystarczy wspomnieć o wzmacniaczach Lavardin IT-15, Jeff Rowland 625, czy Dan D’Agostino Momentum Stereo, które ze stereotypowym dźwiękiem tranzystorowym push-pull nie mają nic wspólnego. Z drugiej strony duża część wzmacniaczy lampowych, np. część urządzeń Ayon Audio, gra w otwarty, dynamiczny sposób, nawet jeśli to modele z pojedynczymi triodami na końcu. Stereotyp ten ma jednak niesamowitą żywotność i wciąż klasyfikujemy wzmacniacze przez jego pryzmat.


SET to skrót od single-ended triode, czyli rodzaj wzmacniacza lampowego, na wyjściu którego pracuje pojedyncza trioda. W środowisku lampowym to często spotykane rozwiązanie. Spotkać można też jego odmiany, jak np. parallel single-ended triode, czyli wzmacniacze ze stopniem wyjściowym opartym na pracujących równolegle dwóch (lub więcej) triodach w układzie single-ended oraz pentode single-ended, z pentodą lub tetrodą strumieniową w układzie single-ended. Wszystkie spotykamy całkiem często i jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Zupełnie inaczej ma się sprawa ze wzmacniaczami tranzystorowymi. Niemal 100% to układy typu push-pull. Ich odmiany bazują na rożnych typach tranzystorów końcowych – bipolarnych lub polowych (MOSFET, HEXFET itp.) i na różnych typach układów push-pull. Może to być powiem klasyczne rozwiązanie z komplementarną parą (lub równoległymi parami), tj. złożeniem tranzystora PNP i NPN (tranzystory bipolarne) lub o kanale N i kanale P (tranzystory polowe). Wzmacniacze tranzystorowe z układem wyjściowym pracującym w układzie single-ended występują ekstremalnie rzadko. U podstaw tego stanu rzeczy leży filozofia produktu. Główny powód zmiany w myśleniu o wzmacnianiu sygnału, tranzystor, został opracowany po to, aby zastąpić lampy. Jest mniejszy, bardziej efektywny, mniej szumi, jest bardziej niezawodny. Jego problemem jest konieczność stosowania bardziej skomplikowanych układów, jednak to przez długi czas konstruktorów nie martwiło. Po jakimś czasie wyszły na jaw wady tego rozwiązania, jednak historia już wykonała skręt i do lamp powrotu już nie było. Na szczęście, choć pozostały niszą, wciąż są w audio obecne. Jedną z ważniejszych zalet nowego typu elementu wzmacniającego – tranzystora – była wysoka moc, jaką można z niego uzyskać. Żeby ją powiększyć, stosuje się układy push-pull. Układ ten ma dodatkowe zalety, ponieważ likwiduje dużą część zniekształceń harmonicznych. Tak więc budowa wzmacniacza tranzystorowego niskiej mocy, a tym bardziej w układzie single-ended, jest wbrew obowiązującemu kanonowi myśli technicznej.
Skąd więc pomysł na to, żeby budować tego typu urządzenia? Dlaczego poważani inżynierowie, np. Nelson Pass (Pass Labs) i Colin Wonfor (Telluriun Q) decydują się na coś takiego? Odpowiedź jest prosta: dźwięk.

Srajan Ebaen, człowiek kochający kolumny z pojedynczym przetwornikiem, jest jednym z większych admiratorów wzmacniaczy tranzystorowych single-ended. Od dawna korzysta ze wzmacniaczy FirstWatt, „kuchennej” firmy Passa, a jakiś czas temu, jak mówi, sprzedał wszystkie swoje wzmacniacze lampowe, robiąc miejsce na jego monobloki SIT-1 (czytaj TUTAJ). W tych niezwykłych konstrukcjach zastosowano pojedynczy element wzmacniający na wyjściu, specjalnie do tego celu przygotowany, krzemowo-węglowy tranzystor JFET, pracujący w takim punkcie krzywej, w której wykazuje podobne zalety, co trioda. Wzmacniacz oddaje 10 W na kanał.
Jednak nie tylko Pass jest zwolennikiem tego typu rozwiązań. Znana z niezwykłych kabli brytyjska firma Tellurium Q ma w swojej ofercie elektronikę, z końcówką mocy Iridium 20 (teraz w wersji „II”, wyróżniającą się czerwonym przyciskiem „Power”). To duże urządzenie, pracujące w trybie single-ended z tranzystorami MOSFET na końcu, bez kondensatorów w torze (DC-coupled) o ciekawym sposobie ustawiania biasu tranzystorów końcowych. Urządzenie oddaje bowiem 18 W przy obciążeniu 8 Ω i tylko 9 W przy obciążeniu 4 Ω, a więc dokładnie odwrotnie niż klasyczne wzmacniacze, pracujące jak idealne źródło prądowe podaję za „HiFi World”). Jego impedancja wyjściowa jest bardzo niska, dzięki czemu otrzymano naprawdę wysoki współczynnik tłumienia: 93. Tak wysoki damping factor jest możliwy dzięki zastosowaniu na wyjściu dwóch, pracujących równolegle tranzystorów z kanałem typu N. te pracują z wysokim napięciem zasilającym (100 VDS) i maja bardzo wysoką maksymalna temperaturę pracy – 175ºC. Ich napięcie zasilające jest stabilizowane w parze tranzystorów bipolarnych.

Brak kondensatorów i niskie zniekształcenia w pętli otwartej to pokłosie filozofii, jaką kierują się twórcy Tellurium Q. Dla nich zabójcą muzyki są przesunięcia fazowe. Dlatego starają się wszelkimi sposobami je minimalizować, zarówno w swoich kablach, jak i elektronice. Po odsłuchach modelu Ultra Black, kabli głośnikowych, byłem pod wrażeniem tego, co udało się uzyskać z bardzo prostego w budowie kabla. Podchodząc więc do testu końcówki mocy poprosiłem o komplet okablowania, uznając, że tylko w takim otoczeniu urządzenie pokaże swoje mocne strony najpełniej. Do testu otrzymałem interkonekt Black Diamond (przedwzmacniacz – wzmacniacz mocy), kabel głośnikowy Black Diamond oraz kabel sieciowy Black Power. Trzeba więc traktować ten test jako test systemu, nie samej końcówki. Test kabli ukaże się osobno w styczniowym wydaniu „High Fidelity”.
W czasie testu końcówka pracowała z przedwzmacniaczem Ayon Audio Polaris III oraz Dan D’Agostini Momentum Preamplifier. Wzmacniacz napędzał dwie pary kolumn: Harbethy M40.1 oraz JBL-e S3900.

O Tellurium pisaliśmy
  • MikroTEST: Tellurium Q ULTRA BLACK – kable głośnikowe, czytaj TUTAJ
  • Nagrania użyte w teście (wybór)

    • Antonio Caldara, Maddalena ai piedi di Cristo, dyr. René Jacobs, wyk. Schola Cantorum Basiliensis, Harmonia Mundi France HMC 905221.22, 2 x CD (1996/2002).
    • Black Sabbath, 13, Vertigo/Universal Music LLC (Japan) UICN-1034/5, 2 x SHM-CD (2013).
    • Can, Tago Mago. 40th Anniversary Edition, Spoon Records/Hostess K.K. (Japan) 40SPOON6/7J, 2 x Blu-Spec CD (1971/2011).
    • Carmen McRae, Carmen McRae, Bethlehem/JVC VICJ-61458, K2HD CD (1955/2007).
    • Charlie Haden, The Private Collection, The Naim Label naimcd108, 2 x CD (2007).
    • Clifford Jordan Quartet, Glass Bead Games, Strata-East/Bomba Records BOM24104, CD (1973/2006).
    • Massive Attack, Heligoland, Virgin Records 996094662, CD (2010).
    • Mel Tormé, Mel Tormé sings Fred Astaire, Bethlehem/JVC VICJ-61457, K2HD CD (1956/2007).
    • Mike Oldfield, Tubular Bells, Mercury Records/Universal Music LLC (Japan) UICY-40016, Platinum SHM-CD (1973/2013).
    • Mills Brothers, Spectacular, Going for a Song GFS275, CD (?).
    • Nat “King” Cole, Welcome to the Club, Columbia/Audio Fidelity AFZ 153, SACD/CD (1959/2013).
    • Ornette Coleman, The Shape of Jazz to Come, Atlantic Records/ORG Music ORGM-1081, SACD/CD (1959/2013).
    • Sting, All This Time, A&M Records 212354-2, SP CD (1991).
    • Vangelis, Blade Runner, soundtrack, reż. Ridley Scott, Atlantic Records/Audio Fidelity AFZ 154, “Limited Numbered Edition No. 2398”, SACD/CD (1982/2013).
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Jedną z podstawowych zasad rządzących badaniami naukowymi, także eksperymentalnymi, jest wstępne zebranie jak największej ilości informacji na dany temat, w tym bibliografii. Audio, gdzie odsłuch jest eksperymentem polegającym na badaniu produktu przez odsłuch, nie jest żadnym wyjątkiem.
    Test tak interesującego urządzenia, jak wzmacniacz Iridium 20 wręcz domagał się szukania, rozmów i maili. Sporo informacji znalazłem w poprzednich testach, ich spis znajdziecie państwo na stronie internetowej producenta. Nie wszystkie szczegóły techniczne są jednak dostępne, choć i tak wiadomo więcej niż w przypadku kabli, których budowa objęta jest tajemnicą. Kilka rzeczy wydało mi się jednak interesujące, na przykład porównanie, jakiego użył w swojej recenzji Srajan Ebaen, a mianowicie, że choć zwykle wzmacniacze tranzystorowe pracujące w klasie A, szczególnie typu SE, można porównać do wzmacniaczy triodowych, o tyle Tellurium Q bardziej pasuje do opisu wzmacniacza lampowego w klasie A, także SE, ale opartego o pojedynczą pentodę. Druga rzecz, jaka mnie zainteresowała pochodzi z testu Marka Dyby i dotyczy zupełnie innego produktu, wzmacniacza zintegrowanego Sugden Masterclass IA-4. Marek porównał to, pracujące w klasie A, oddające zaledwie 33 W na kanał urządzenie do słuchawek Audeze LCD-3.
    I Srajan, i Marek odnoszą się do bardzo szczególnej grupy produktów, pracujących w klasie A wzmacniaczy tranzystorowych. I obydwaj gdzieś z tyłu głowy mają stereotyp „wzmacniacza w klasie A”, nawet jeśli go dekonstruują i odwołują się do niego nie wprost.
    A stereotyp mówi o dźwięku ciepłym, lejącym się, głębokim, z delikatną górą i słabo kontrolowanym basem. Jak każdy stereotyp, tak i ten ma u swoich korzeni coś prawdziwego – rzeczywiście duża część wzmacniaczy tranzystorowych z tranzystorami końcowymi mającymi wysoko ustawiony bias tak brzmiała – żeby wspomnieć chociażby Sugdema A21, Pass Aleph 0 czy Musical Fidelity A1. Tyle tylko, że od tamtego czasu wiele się zmieniło. Nowoczesne, dobrze wykonane wzmacniacze tego typu, na przykład A65 i A200 Accuphase’a, a z lamp wzmacniacze SET Ayon Audio, grają zupełnie inaczej. Iridium 20 jest przykładem na jeszcze inne podejście do tematu.


    Zanim jednak przejdziemy do opisu dźwięku, kilka słów o tym wzmacniaczu w szerszym kontekście. To urządzenie przeznaczone dla tzw. „hardkorowych” audiofilów. Są w jego działaniu rzeczy, które dla „normalnego” melomana będą nie do przyjęcia i chodzi przede wszystkim o użytkowość. Przy włączaniu i wyłączaniu słychać mocny „puff” w głośnikach. Harbethy, niezbyt przecież skuteczne konstrukcje, „pukały” dość mocno, JBL-e jeszcze mocniej i nie bardzo wyobrażam sobie, jak głośno musi to być słychać z naprawdę wysokoskutecznymi kolumnami, będącymi dla Iridium 20 najlepszym partnerem. To bezpośredni spadek po braku w torze kondensatorów i cewek. Te zniknęły dlatego, że wprowadzają przesunięcia fazowe. Owo „puff” niczego nie uszkodzi, nie zniszczy kolumn, jednak jest czymś, czego normalny słuchacz nie zaakceptuje.

    Problematyczna jest także bardzo wysoka temperatura, jaką osiągają radiatory chłodzące tranzystory, a tym samym obudowa. Rzecz niby normalna, a wspomniany A200 grzeje się jeszcze bardziej. Tyle tylko, że po trzech godzinach, niemal jak w zegarku, wzmacniacz się u mnie przegrzewał i wyłączał. Trzeba powiedzieć, że układy zabezpieczające sprawdziły się w 100 procentach i po ochłodzeniu wszystko wracało do normy. Chłodzenie przeprowadziłem przy pomocy suszarki, tak było szybciej. Wyraźnie widać jednak, że radiatory powinny mieć większą powierzchnię chłodzącą, powinny być po prostu większe. Alternatywą jest zastosowanie wiatraczków, jednak te zawsze słychać. Być może z kolumnami o wyższej impedancji nie będzie tego problemu. Słuchając tego wzmacniacza nie sposób nie polemizować ze stereotypami, z innymi spojrzeniami. To jednak dialog konstruktywny, z którego – tak przynajmniej zakładam – wyniknie większe dobro.

    Jego brzmienia nie da się pomylić z niczym innym. Wzmacniacz gra dużym, ofensywnym dźwiękiem. Zaskakuje mocnymi skrajami pasma oraz wysoką mikrodynamiką. Zarazem jednak bas, mocny, niski, duży, jest słabo kontrolowany. Ani z Harbethami, ani z JBL-ami nie udało mi się uzyskać zwartego niskiego dźwięku, do jakiego jestem przyzwyczajony. I tego nie da się obejść. Chyba że stosując kolumny tak niskiego basu nie odtwarzające, albo odtwarzające słabiej. I pod tym względem wpisywałby się w to, co o klasie A się sądzi. Nie trzeba szukać daleko, bo na przykład kontrabas Charliego Hadena z The Private Collection dłużył się i wybrzmiewał sporo za długo. Nie przeszkadzało to w odbiorze, co było całkiem fajne, jednak nie było to „wierne” odtworzenie.
    Drugi skraj pasma brzmi zupełnie inaczej. Otwartością i rozdzielczością przypomina najlepsze wzmacniacze SET. Nie mam wątpliwości, że właśnie o coś takiego chodziło konstruktorom Iridium 20, bo jakość górnego zakresu wręcz bije po oczach, o tyle jest lepsza od większości innych wzmacniaczy tranzystorowych. Nie we wszystkim, trzeba to powiedzieć, ale jej słabsze strony są wręcz przygniecione przez dobre. Biorąc pod uwagę to, jak wpisuje się to w szerszy kontekst, w dźwięk jako całość, ocena musi być bardzo wysoka.
    Rzecz w tym, że zwykle góra pasma we wzmacniaczach tranzystorowych jest lekko zamglona i niezbyt dynamiczna. najczęściej tego nie słychać, kolumny skutecznie tę słabość maskują, jednak jeśli wiemy czego szukać, już zawsze będziemy na to zwracali uwagę. Jedynie naprawdę topowe, bardzo drogie urządzenia są w stanie w znacznej mierze się tego pozbyć. Nawet one nie są aż tak rozdzielcze, aż tak otwarte, w tym sensie, że słychać powiązania między dźwiękami, większe struktury i dopiero w NICH same dźwięki. Tranzystory robią dokładnie odwrotnie: szlifują rozdzielczość i selektywność po to, żeby na bazie detaliczności zbudować coś więcej. Dobre, udane wzmacniacze lampowe SET mają to „wrodzone”. Iridium 20 robi coś bardzo zbliżonego.


    Skraje pasma, o których właśnie powiedziałem w dużej mierze „ustawiają” ten dźwięk. Myliłby się jednak ten, kto by na tej podstawie opisał brzmienie brytyjskiego wzmacniacza jako „konturowe”. To fenomen, z którym co jakiś czas się spotykam. Ilość góry i dołu nie determinuje odbioru środka, ten nie jest ukrywany. Po jakimś czasie orientujemy się po prostu, że cały dźwięk jest energetyczny, energiczny i dopominający się o uwagę. A góra i dół są najlepiej w nim słyszane, dlatego zwracamy na nie uwagę przede wszystkim. Dopóki nie puścimy płyty z wokalem. Wówczas to, co się na wydawało, że o tym urządzeniu wiemy staje pod znakiem zapytania.
    Specjalnie pod tym kątem przesłuchałem dużą część płyt z wytwórni Bethlehem, wydanych jako K2HD przez JVC. Co się okazuje: czy był to Mel Tormé z Mel Tormé sings Fred Astair, czy Carmen McRae, czy inni wykonawcy, nie miało znaczenia kto śpiewa, przede mną rozkwitał duży, nasycony wokal. Jego wyższe partie, coś na górze „gardła”, czyli sporo poniżej sybilantów, były mocniejsze, wyraźniejsze. Otwierało to dźwięk i rozpościerało go przed nami, że tak powiem. I było, niespodziewanie, naturalnym rozwinięciem tego, co działo się niżej. A była tam dojrzałość. Nie wiem, jak inaczej to nazwać. Obydwie przywołane płyty mają nieco wyższą średnicę podkreśloną, co nie zostało złagodzone. Przy gładszych nagraniach, potraktowanych inaczej, na Welcome to the Club Nat „King” Cole’a, w znacznej mierze ta przypadłość znikała, co z kolei wystawiało dobre świadectwo umiejętności różnicowania. Nie chodziło o proste „jaśniej-ciemniej”, a o przekonstruowanie przekazu w taki sposób, że z jaśniej zrealizowanymi nagraniami dźwięk był jaśniejszy, a z gładszymi – gładszy. W obydwu przypadkach słychać było, że otwarta góra „rządzi”, ale za każdym razem robiła to inaczej. Kiedy zaś, jak w dodatkowych nagraniach na płycie McRae, góry nie było w ogóle, dostałem ciepły, zmysłowy głos bez cienia szklistości, rozjaśnienia, niczego co mogłoby mnie z tej kreacji wyrwać.

    Zresztą nie tylko jazz zabrzmiał w tak spektakularny sposób. Choć, jak mówiłem, kontrola basu nie jest najlepsza, może to być problematyczne przede wszystkim z nagraniami, w których mikrofony postawione były blisko instrumentu (jak u Hadena). Z jazzem z lat 50., na których kontrabas nagrywany był inaczej, gdzie brzmi słabiej, nic nie przeszkadzało. Podobnie na Vangelisie, gdzie pomogło to, że nie wiemy, jak instrumenty powinny brzmieć, a jedynym punktem odniesienia jest odtworzenie na innym systemie i nasza subiektywna ocena, tj. czy nam się to podobało, czy nie. Blade Runner, wydany przez Audio Fidelity, rozpostarł dźwięk poza głośniki, głęboko, ze znakomicie pokazanym nastrojem. Ten budowany był przez detale, to Iridium 20 pokazuje mocno. detale te łączone były jednak w coś większego, sensownego.

    Podsumowanie

    Propozycja Tellurium Q jest na tyle odmienna od wszystkiego, co znajdziemy na rynku, że trudno wyrokować, komu się spodoba, a komu nie. Powinien pracować z firmowymi kablami, ponieważ to one nadają jego brzmieniu ostateczny kształt. Grzeje się jak cholera i łączone z nim kolumny powinny mieć wyższą od przeciętnej skuteczność i wysoką impedancję. Głośno nim nie zagramy, mocnego rocka i heavy metalu nie „rozpędzimy”. To wzmacniacz dla ludzi znudzonych dość przewidywalną ofertą innych producentów, dokładnie wiedzących, czego chcą. Jazz, wokale, elektronika (to ostatnie zaskakująco dobrze) to muzyka, która z tym wzmacniaczem żyje, mieni się. Instrumenty mają świetną bryłę, a brzmienie jest otwarte i na górze pasma niebywale rozdzielcze. Przypomina to granie dobrych lamp SET, raczej na lampach 845 i 211 niż 300B, o 2A3 nie mówiąc. Słabo kontrolowany bas przeszkadza jedynie przy niedopasowaniu do kolumn. W dobrym zestawieniu nadal będzie dość miękki, ale nie będzie sprawiał problemu. I będzie go dużo. Wzmacniacz dla indywidualistów, w odpowiedniej konfiguracji nie do podrobienia.

    Jak już pisałem, to wzmacniacz, który musi dostać odpowiednią „oprawę”, żeby był sens jego zastosowania: kolumny wysokoskuteczne, o wysokiej impedancji, niezbyt duży pokój i firmowe kable Tellurium Q. U mnie najlepiej zagrał z JBL-ami S3900 i niewielkimi Castle’ami Richmond Anniversary. Wypróbowałem go z okablowaniem z Systemu II, czyli Acoustic Revive i nie było źle. Interkonekt Black Diamond, kable głośnikowe Black Diamond oraz kabel sieciowy Black, czyli absolutny top tego producenta, wniósł jednak do dźwięku spokój, gładkość, a także fantastycznie ustabilizował górę wzmacniacza. Nie wyobrażam sobie innego zestawienia.
    Iridium 20 to końcówka mocy, musiałem więc skorzystać z zewnętrznych przedwzmacniaczy. Były to: Ayon Audio Polaris III oraz Dan D’Agostini Momentum Preamplifier. Czułość wejściowa Tellurium Q jest niska (1 V), więc wypróbowałem jeszcze jedno zestawienie, z przetwornikiem D/A Auralic Vega, podłączonym bezpośrednio, bez przedwzmacniacza. W Vedze mamy możliwość regulacji siły głosu, zmiana odbywa się w domenie cyfrowej. Zazwyczaj omijam tę możliwość, bo nie gra to zbyt dobrze. W tym przypadku regulacja odbywała się w górnej części skali, straty rozdzielczości nie były więc zbyt duże. A charakter obydwu urządzeń w niesamowity sposób się uzupełniał.
    Test był odsłuchem, porównaniem A/B ze znanymi A i B. Próbki muzyczne miały długość 2 minut, odsłuchiwane były też całe płyty. Wzmacniacz stał na swoich nóżkach na górnym blacie stolika Finite Elemente Pagode Edition.

    Testowany wzmacniacz jest dość dużym urządzeniem, które bardzo się grzeje. Trzeba więc pozostawić wokół niego sporo miejsca. Wykonanie obudowy jest dość proste i nie ma wiele wspólnego z wyrafinowaniem Soulution 710, a nawet niedrogimi, produkowanymi w Chinach wzmacniaczami Cambridge Audio, albo Arcama. Wyraźnie widać, że Iridium 20 powstał w niewielkim warsztacie. Jego obudowę wykonano w całości z aluminium. Przednia ścianka to duży płat z tego materiału. Umieszczono na nim trzy diody LED, zmieniające kolor z czerwonego na zielony, po ustabilizowaniu przejściu z trybu „standby” do „operate” oraz duży, czerwony przycisk włączający zasilanie. Z tyłu mamy parę gniazd głośnikowych, parę wejść RCA oraz gniazdo sieciowe z mechanicznym wyłącznikiem nad nim. Gniazda wyglądają porządnie choć nie można powiedzieć, żeby były wyszukane.
    Układy wzmacniające przykręcono do aluminiowych płyt, a te do dużych radiatorów. Te mają rzadko dziś spotykany kształt, a mianowicie tzw. „jodełki”. Na osobnej płytce znajdziemy układy związane z wejściem do zasilania.
    Końcówki są pomysłem własnym Tellurium Q. To układy parallel single-ended, z dwoma tranzystorami MOSFET typu N na kanał, poprzedzonymi układem sterującym, też single-ended. Zasilanie dla nich stabilizowane jest przez tranzystory bipolarne. Stabilizacja napięcia ma pomóc w zmniejszeniu zniekształceń, w tranzystorowych wzmacniaczach SE bardzo dokuczliwych. Źródło prądowe wykonano na tranzystorach w układzie Darlingtona, kontrolowanych przez precyzyjne układy scalone. To układ dual-mono, z osobnymi zasilaczami dla prawego i lewego kanału. Napięcie zasilające dostarczane jest przez dwa transformatory toroidalne, umieszczone przy przedniej ściance.
    Wykonanie, zarówno obudowy, jak i układu elektronicznego, przywodzi na myśl urządzenia DIY. To oczywiście wyższy poziom, jednak wrażenie niewielkiego warsztatu, ręcznej roboty pozostaje. Minusem tego jest niezbyt wyszukany wygląd i wykonanie, plusem zaś pewność, że każdy egzemplarz został dokładnie sprawdzony, nad każdym pochylił się realny człowiek nie maszyna.


    Dane techniczne

    Moc wyjściowa: 18 W/8 Ω | 9 W/4 Ω
    Pasmo przenoszenia: 1,5 Hz – 60 kHz
    Separacja między kanałami: 102 dB
    Szum: -90 dB
    Zniekształcenia: 0,03%
    Czułość wejściowa: 1 V
    Wymiary: 430x290x220 mm
    Waga: 21 kg

    Dystrybucja w Polsce

    HiFiElements

    e-mail: biuro@hifielements.pl

    Skype: hifielements

    www.hifielements.pl



    System odniesienia

    Źródła analogowe
    - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
    - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
    Źródła cyfrowe
    - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
    - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
    Wzmacniacze
    - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
    - Wzmacniacz mocy: Soulution 710
    - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    Kolumny
    - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
    - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    - Filtr: SPEC RSP-101/GL
    Słuchawki
    - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
    - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
    - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
    Okablowanie
    System I
    - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
    - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
    System II
    - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
    - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
    Sieć
    System I
    - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
    - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
    System II
    - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
    Audio komputerowe
    - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
    - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
    - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
    - Router: Liksys WAG320N
    - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
    Akcesoria antywibracyjne
    - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
    - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
    - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
    - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
    - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
    Czysta przyjemność
    - Radio: Tivoli Audio Model One