pl | en

Przychodzi facet do salonu (audio)

cz. VIII


"Dwaj panowie Galacticos"

Ósma część cyklu felietonów opisujących
świat audio od strony sprzedawcy.
Bycie sprzedawcą może być naprawdę
fajne…



zy pamiętacie Państwo dwóch panów "Galacticos"? Po dłuższej nieobecności, znowu zaszczycili nasz sklep swoją obecnością, wraz z zaprzyjaźnionym Klientem. On przyszedł na zakupy, a dwaj panowie - nie całkiem wiadomo było po co. Szybko się jednak dowiedziałem, że interesuje ich, czy przybyło coś nowego w sklepie od czasu kiedy odsłuchali już wszystko, czym wówczas sklep dysponował. Nie były to czasy takie jak dziś – teraz prawie każdy producent ma ambicję co kwartał wypuścić na rynek "nowy, lepszy model". Z dumą wskazałem na kolumny firmy RLS, model Phobos. Były to całkiem nowe głośniki tego producenta. Mała kolumna podłogowa, jak zwykle perfekcyjnie wykonana, w naturalnej okleinie, dźwiękiem "kosząca" stojącą obok zagraniczną konkurencję do ok. 4000 zł. Kosztowała (jeśli dobrze pamiętam) 2100 zł. Kolumny wzbudziły zainteresowanie, a ja już się cieszyłem na odsłuch, bo rzeczywiście na tle konkurencji były wyjątkowe.

Niestety, panowie bez słuchania, dosyć szybko przedstawili "swój kosztorys" wykonania takich kolumn "własnoręcznie", jak zwykle za 1/4 ceny detalicznej. Oczywiście cierpliwie wysłuchałem opowieści o tym, jakim to zdziercą jest producent i już po raz kolejny, za ile oni mogą takie kolumny zrobić "z palcem w nosie" i w paru innych otworach. Nie usłyszałem jedynie wyrażenia chęci posłuchania, jak te kolumny właściwie grają. Na szczęście, po rocznych doświadczeniach z panami "Galacticos" byłem przygotowany i na taki rozwój sytuacji.

Wyjąłem z kieszeni tysiąc zł, z szuflady biurka kopertę i papier. Po czym złożyłem następującą propozycję: wkładam do koperty pieniądze i sporządzamy umowę, że obaj panowie dokładają swój tysiąc i w ciągu miesiąca przywiozą wykonane przez siebie, za 1/4 ceny, klony kolumn RLS Phobos (przedstawiając faktury czy paragony na dowód poczynionych zakupów) i organizujemy odsłuch. Jeśli klony zagrają lepiej, koperta wraz z zawartością wędruje do panów "Galacticos", a jeśli Phobosy zagrają lepiej, koperta zostaje w sklepie. Pod umową podpisują się obaj panowie i ja. Za zgodność umowy ręczy własnym podpisem nasz Klient a jednocześnie ich kolega. Kopię umowy panowie zabierają ze sobą. Kopertę zaklejamy i czekamy miesiąc na rozwój wypadków.

Uważałem, że to uczciwa propozycja. Przez ponad rok słyszałem od obu panów, że są w stanie wykonać wszystko, co jest w sklepie, tylko lepiej i taniej. Zatem to ja ryzykowałem bardziej, a panowie mieli okazję na łatwo zarobiony tysiąc zł. Niestety, nie dysponowali gotówką i nie mogli nawet zadeklarować, kiedy ją mogą dostarczyć. Zaproponowałem, że możemy zrobić inaczej: ja wkładam do koperty swój tysiąc, piszemy, zaklejamy, potwierdzamy i w przypadku zwycięstwa klonów (którego przecież powinni być pewni) mój tysiąc idzie do ich kieszeni. W przypadku zwycięstwa RLS-ów ja zadowolę się satysfakcją, a moje pieniądze do mnie wrócą. Panowie "Galcticos" naradzili się szeptem i oznajmili, że… się zastanowią. To był ostatni raz, kiedy ich widziałem.

Po jakimś czasie zacząłem nawet tęsknić za miłymi panami, bo zaczęło mi brakować dyskusji jakie prowadziliśmy. Ale zaczęli się pojawiać nowi. Dziś wiem, że "Galcticos" będą teraz i zawsze oraz do końca świata i jeden dzień dłużej. Czego Państwu i sobie życzę, bo bez nich świat audio nie był by już tak kolorowy.

Poprzednie felietony z cyklu „Przychodzi…”

Cz. I pt. Odsłuch, czytaj TUTAJ
Cz. II pt. Nie tak łatwo, czytaj TUTAJ
Cz. III pt. Po drugiej stronie barykady, czytaj TUTAJ
Cz. IV pt. Wszechwiedza, czytaj TUTAJ
Cz. V pt. Japoński maj, czytaj TUTAJ
Cz. VI pt. Nie tylko handel, czytaj TUTAJ
Cz. VII pt. Wypożyczalnia, czytaj TUTAJ

O autorach
Jarosław Ostrowski jest kierownikiem salonu Audiopunkt. Pracuje w nim od początku rozpoczęcia działalności w tym miejscu. Wychował się w rodzinie muzykującej, dźwięk na żywo ma we krwi. W brzmieniu każdego urządzenia próbuje odnaleźć coś ciekawego. Jeśli sprzęt jest kiepski nie ma litości, wówczas na miejsce na półce w Audiopunkcie takie urządzenie nie ma szans.
Adam Kiljańczyk jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.