pl | en
Felieton
Przychodzi klient…, czyli:
"Wszechwiedza"




To czwarta część cyklu felietonów opisujących świat
audio od strony sprzedawcy. Nietypowa, bo choć
się do nich odnosząca, próbująca na to spojrzeć
z drugiej strony – kupującego.


Cz. I pt. Odsłuch, czytaj TUTAJ
Cz. II pt. Nie tak łatwo, czytaj TUTAJ
Cz. III pt. Po drugiej stronie barykady, czytaj TUTAJ


Tekst: Jarek Ostrowski
Zdjęcia: Adam Kiljańczyk

Data publikacji: 16. kwiecień 2013, No. 108




Było to w czasach kiedy jeszcze nie czułem się przymuszony przez klientów do posiadania wiedzy na takie tematy jak: jakich przetworników użył producent w swojej kolumnie i dlaczego, z czego zrobiono ich membrany, ile wynosi średnica fi magnesu, jakie zastosowano wewnątrz okablowanie i jakim drutem nawinięto cewkę głośnika (płaskim, czworokątnym czy okrągłym). Okazało się, że są kolumny i sprzęty typu "to nie może grać!" oraz kolumny i sprzęty "to musi grać!", a wszystko dlatego, że np. "papier gra a kevlar nie" lub odwrotnie. Kopułki "aluminiowe są do kitu a jedwabne to sam cymes" lub odwrotnie, a z kolei "wstęga jazgocze" i, co gorsza, „lub czasopism”. Podobne reguły stosowane były w przypadku oceny wzmacniaczy i odtwarzaczy CD. Niezrażony, za każdym razem pilnie słuchałem wykładów o rozmiarach transformatorów, grubości blach magnetycznych i niemagnetycznych, wadze "klocka", potencjometrach, drabinkach i bardzo ważnych nóżkach oraz kolcach, jeszcze ważniejszych od bardzo ważnych nóżek. Wówczas, ja głupi!, uważałem jeszcze, że koń jaki jest, każdy widzi i najważniejsze jest jak kolumna czy wzmacniacz grają. Ale nie! Czasem nieważne jest jak grają.

Jeden z pierwszych Klientów Audiopunktu (tzw. „klient kupujący”, bo są jeszcze "klienci niekupujący") często zaglądał z dwoma kolegami, bardzo doświadczonymi w tematyce audio, a nawet można by powiedzieć: znawcami tajników wszelakich. On kupował, oni odsłuchiwali. Po jakimś roku takich wizyt, zaprzyjaźniony już wtedy Klient miał skompletowany system, który (wówczas) spełniał jego oczekiwania.

Intrygowali mnie jednak jego dwaj znajomi. W czasie jednego ze spotkań, kiedy akurat byli zajęci dyskusją po sześćdziesiątym odsłuchu, zagadnąłem Klienta, na jakich systemach mili panowie słuchają muzyki w domach? Bo prowadzą tak uczone spory, że to muszą być nie lada zestawy i gdzie tam naszym sklepowym sprzętom do ich sprzętów. Dowiedziałem się, że... "dopiero przymierzają się do czegoś, a w ogóle to... (tu konfidencjonalny szept) ...oni są od Lukara". Wstydziłem się przyznać, że nie wiem co to jest Lukar i nie zapytałem. Wyobraźnia od razu podpowiedziała mi jednak, że to musi być coś bardzo ważnego, coś tak ważnego jak Biuro Wielkiego Obserwatora z Niespiralnego Ramienia Galaktyki. A jeśli tak, to obaj panowie celują zapewne w Audio Note’a, Gryphona, Jeffa Rowlanda, Burmestera albo McItosha i zapewne w jakieś Sonusy, Totemy czy Thiele, jak nie lepiej.

Kiedy w sklepie nie było już niczego, czego by nie słuchali dwaj panowie "Galacticos", zapytałem, czy coś im się podobało. Zamiast prostej odpowiedzi na proste pytanie usłyszałem, że asortyment sklepu składa się głównie z produktów typu "to nie może grać". Dowiedziałem się również, że obaj panowie posiadają wszechwiedzę o tym jak samodzielnie, metodą "zrób to sam" wykonać każdego rodzaju sprzęty audio z kategorii "to musi grać". I to za 1/4 ceny sklepowej (po 50% rabacie). W związku z tym nie są zainteresowani zakupem czegokolwiek w jakimkolwiek sklepie. Tak oto dowiedziałem się o istnieniu "świata równoległego" – świata DIY.

Nasz "klient kupujący", do dziś robi zakupy w sklepie. Kiedy parę miesięcy po tamtym spotkaniu zapytałem go, czy jego koledzy zbudowali zadowalające ich systemy. Odpowiedział krótko: "Nie. Ale za to bardzo dużo odsłuchują i wypożyczają w innych sklepach". Tak się składa, że mam dziś przyjaciół wśród konstruktorów z realnego świata DIY, dysponujących wiedzą i umiejętnościami, pozwalającymi im na realizację wspaniałych projektów w rzeczywistości, a nie jedynie w zamyśle. A panowie "Galacticos"? Odwiedzili Audiopunkt jeszcze raz. Ale o tym, co z tego wynikło, napiszę przy innej okazji.

O autorach:

Jarosław Ostrowski jest kierownikiem salonu Audiopunkt. Pracuje w nim od początku rozpoczęcia działalności w tym miejscu. Wychował się w rodzinie muzykującej, dźwięk na żywo ma we krwi. W brzmieniu każdego urządzenia próbuje odnaleźć coś ciekawego. Jeśli sprzęt jest kiepski nie ma litości, wówczas na miejsce na półce w Audiopunkcie takie urządzenie nie ma szans.
Adam Kiljańczyk jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.