pl | en
Test
Wzmacniacz zintegrowany
Octave
V 110


Cena (w Polsce): 24 950 zł

Producent: Octave Audio

Kontakt:
Industriestr. 13 | 76307 Karlsbad | Deutschland
tel.: 0 72 48 / 32 78 | fax: 0 72 48 / 32 79

e-mail: hofmann@octave.de

Strona internetowa producenta: www.octave.de

Kraj pochodzenia: Niemcy

Produkt do testu dostarczyła firma: Eter Audio

Tekst: Wojciech Pacuła | Zdjęcia: Wojciech Pacuła

Data publikacji: 1. kwiecień 2013, No. 108




Jeśli produkt pochodzący z Niemiec ma w nazwie literkę „V” i to poprzedzającą cyferki, albo liczby, źle się w Polsce kojarzy. Zapewne jeszcze gorzej w Wielkiej Brytanii, bo to przecież na Londyn spadło najwięcej latających bomb V-1 i rakiet V-2. V w nazwie tych cudów techniki, bo przecież nimi były, pochodzi od ich pełnej nazwy „Vergeltungswaffe”. A może powinniśmy to my, Polacy, widzieć inaczej, być dumni z tego, że to właśnie nam, żołnierzom Armii Krajowej, udało się przekazać wywiadowi brytyjskiemu najpierw szczątki rozbitych rakiet, a potem ich plany? A może jeszcze inaczej, może najwyższy czas patrzeć na to jak na historię i być dumnym z obecnych czasów; pamiętając o przeszłości, myśląc jednak o przyszłości? Przecież Niemcy to obecnie najważniejszy polski partner, zarówno gospodarczy, jak i polityczny (choć to niemal to samo) i nasza główna podpora w Unii Europejskiej; nasze kontakty, stosunki, wymiana handlowa i kulturalna nie były tak dobre chyba, a niech tam!, od Ottona III i Zjazdu Gnieźnieńskiego w 1000 roku! Dlatego dla mojego pokolenia, a przynajmniej dla miłośników muzyki w jej pełnej formie, tj. nie tylko jako zapisu nutowego, ale także jego realizacji (interpretacji) oraz mechanicznego zapisu i odtworzenia, literka V w nazwach wzmacniaczy niemieckiej firmy Octave kojarzy się dobrze, nawet bardzo dobrze – z solidnością, jakością i dźwiękiem na najwyższym poziomie. To ostatecznie „V jak Vollverstärker”, albo jak „Vacuum”. A to lubimy.
Odpowiedzialny za projekt techniczny, wygląd i wykonanie produktów Octave Andreas Hofmann swój pierwszy wzmacniacz wykonał w roku 1975. Tak naprawdę historia firmy sięga 1968, kiedy to tata Andreasa założył fabrykę zajmującą się nawijaniem transformatorów. A transformatory są podstawą niemal wszystkich wzmacniaczy audio. I to jest, jak sądzę, jeden z tropów pozwalających ustalić źródła sukcesu firmy – dobrze wykonany transformator to skarb; jeśli zaś można wykonywać transformatory dla siebie samego, według własnej specyfikacji, według swojego widzimisie – jesteśmy w domu.

Testowany model wzmacniacza zintegrowanego nosi w nazwie liczbę 110. Zwykle jest tak, że coraz wyższy lub coraz niższy (to zależy od konkretnej firmy) numer oznacza droższy i lepszy model w firmowej hierarchii. Andreas kombinował podobnie: najtańszy jest wzmacniacz V40 SE, potem mamy V70 SE, a na górze V80. V110 powinien być więc najlepszy i najdroższy. A najdroższy (bo już jeśli chodzi o to, czy przypadkiem nie najlepszy – mam co do tego własne przemyślenia) nie jest, będąc w cenniku pomiędzy modelami V70 SE i V80. Bo liczba w nazwie wiąże się w Octave z mocą wyjściową przy 4 Ω, a nie z ceną. Przynajmniej od tej pory. Wcześniej rzeczywiście było bowiem tak, że im mocniejszy wzmacniacz, tym musiał być droższy – kosztowało przede wszystkim lepsze zasilanie, ale i większe transformatory głośnikowe. Wraz z nowym wzmacniaczem ten „przelicznik” nie ma już zastosowania. Urządzenie zostało bowiem zaprojektowane do pracy z nowym typem lampy, tetrodą strumieniową KT120 – najnowszym cudownym „dzieckiem” lampowego audio. Wszystkie poprzednie integry także korzystały z tetrod strumieniowych, ale modelu 6550, dwóch, pracujących w push-pullu, lamp na kanał.
To nie pierwsze urządzenie Andreasa z KT120 w roli głównej. Lampy przećwiczył wcześniej w końcówkach mocy MRE 220 oraz RE 290. Do ich wysterowania wykorzystał wielokrotnie przez siebie sprawdzony, doprowadzony do perfekcji układ przedwzmacniacza i drivera, na lampach ECC83 na wejściu i dwóch ECC81 w stopniu inwertera fazy i sterującym lampami końcowymi.
Wzmacniacze lampowe kojarzą się z ograniczonymi możliwościami użytkowymi, trudną obsługą, problemem z lampami i wszystkim, do czego zdążyły nas przyzwyczaić małe firmy, w których najważniejszy był dźwięk, a jakość obsługi, bezpieczeństwo i żywotność urządzenia nie miały większego znaczenia. Octave to jednak nowoczesne urządzenie i znajdziemy w nim niemal wszystko to, co wzmacniacz w XXI wieku mieć powinien, bez względu na technologię.

Przede wszystkim to „zielony” produkt. Zastosowano w nim układ o nazwie Ecomode, przełączający je w stan czuwania, jeśli przez 9 minut nie wykryje na wejściach żadnego sygnału. Wzmacniacz pobiera wówczas tylko 20 W i jest gotowy do grania niemal natychmiast: po pojawieniu się na wejściu sygnału układ elektroniczny aktywuje tryb „soft start”, przedłużający żywotność lamp i kondensatorów. Trzeba wprawdzie chwilę poczekać, ale już po ok. 30 sekundach możemy odpalić muzykę. Jeśli ktoś nie lubi takich „zabaw”, może Ecomode wyłączyć. V110 wyposażono w pięć wejść liniowych, w tym jedno zbalansowane XLR (choć wzmacniacz ma budowę niezbalansowaną) oraz wejście bezpośrednio na końcówkę mocy i wyjście z przedwzmacniacza. Dwa ostatnie mają przeznaczenie związane z kinem domowym – urządzenie może pracować jako wzmacniacz mocy i można do niego podłączyć dwa aktywne subwoofery. Ale można też skorzystać z zewnętrznego przedwzmacniacza lub odtwarzacza z regulowanym wyjściem i/lub wykonać bi-amping.
Lampy to delikatna sprawa – dosłownie i w przenośni – dlatego ich zabezpieczenie jest dla Andreasa niesłychanie ważne. Wzmacniacz V110 wyposażony jest w układ dzięki któremu sam się reguluje i jest chroniony przed zużyciem podzespołów (np. lamp) oraz błędami użytkownika. Ten musi jednak wykonać wstępną kalibracje lamp. Służą do tego kolorowe diody – żółte (zbyt niski prąd podkładu), zielone (idealny) oraz czerwone (zbyt wysoki). Można oczywiście zaryzykować i grać na zbyt dużym lub zbyt małym prądzie podkładu, dźwięk będzie inny, ale znacząco skracamy w ten sposób żywotność lamp. No i nie otrzymamy dźwięku, jaki sobie wymyślił twórca urządzenia. Mamy jednak jego błogosławieństwo dotyczące wymiany lamp wyjściowych na inne typy. Na tylnej ściance jest przełącznik, dzięki któremu możemy wykorzystać KT88, KT90, KT100, 6550, a nawet EL34, KT77 i 6CA7. Jest więc czym się bawić. Test został przeprowadzony w firmowej konfiguracji, z lampami KT120 w stopniu wyjściowym.
Wzmacniacz możemy wyposażyć także w opcjonalną płytkę z przedwzmacniaczem gramofonowym, wpinaną do środka, do głównej płytki. Apgrejd może dotyczyć także zasilania – pan Hofmann oferuje opcjonalne zasilacze (a właściwie banki kondensatorów) o nazwach Black Box i Super Black Box. W teście przyjrzałem się temu ostatniemu. V110 wyposażony jest w solidny pilot zdalnego sterowania z dwoma guzikami: głośniej-ciszej.

ODSŁUCH

Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)

  • MJ Audio Technical Disc vol.6, Seibundo Shinkosha Publishing, MJCD-1005, CD (2013).
  • Charlie Haden, The Private Collection, The Naim Label, naimcd108, 2 x CD (2007).
  • Diary of Dreams, The Anatomy of Silence, Accession Records, A 132, CD (2012).
  • Ella Fitzgerald, Ella Fitzgerald Sings the Cole Porter Song Book, Verve/PolyGram, “Verve Master Edition”, 537 257-2, 2 x CD (1997).
  • Frank Sinatra, Nice’N’Easy, Capitol/Mobile Fidelity Sound Lab, UDCD 790, gold-CD (1960/2002)
  • Frank Sinatra, Sinatra Sings Gershwin, Columbia/Legacy/Sony Music Entertainment, 507878 2, CD (2003).
  • Jean Michel Jarre, Essentials & Rarities, Disques Dreyfus/Sony Music, 62872, 2 x CD (2011).
  • Kamp!, Kamp!, Brennessel, BRN016, CD (2013).
  • Marc Copland & John Abercombie, Speak To Me, Pirouet Records, PIT3058, CD (2011).
  • Michael Jackson, Thriller. 25th Anniversary Edition, Epic/Sony Music Japan, EICP-963-4, CD+DVD (1982/2008).
  • Michael Rother, Fernwärme, Random Records/Belle, 091546, SHM-CD (1982/2009).
  • Niemen, Katharsis, Muza Polskie Nagrania, PRCD 339, “Niemen od początku, nr 9”, CD (1976/2003).
  • Pat Metheny Group, Offramp, ECM/Universal Music K.K., UCCE-9144, SHM-CD (1982/2008).
  • Radiohead, The King of Limbs, Ticker Tape Ltd., TICK-001CDJ, Blu-spec CD (2011).
  • Richard Strauss, Also Sprach Zarathustra, wyk. Los Angeles Philharmonic, dyr. Zubin Metha, Decca/Lasting Impression Music, LIM K2HD 035, “K2HD Mastering”, CD (1968/2008).
  • Simon & Garfunkel, Bookends, Columbia/Sony Music Japan, SICP-1484, CD (1968/2007).
  • The Oscar Peterson Trio, We Get Request, Verve/Lasting Impression Music, LIM K2HD 032 UDC, “Direct From Master Disc. Master Edition”, gold CD-R (1964/2009).
Japońskie wersje płyt dostępne na

Chcielibyście mieć wzmacniacz lampowy w nowoczesnym wydaniu? Szukaliście dość ciepło brzmiącego urządzenia, które nie byłoby jednak przymulone i nie miało ograniczonej góry? Jesteście w stanie zaakceptować kilka, wiążących się z tym, ograniczeń? Jeśli tak – ten tekst jest właśnie dla was. Jeżeli z kolei szukacie czegoś innego, jeśli precyzja i kontrola basu są dla was priorytetem, zapraszam do lektury innych testów. Bo to nie jest wzmacniacz dla każdego. Pomimo że jest niezwykle uniwersalny. Nie, nie z każdymi kolumnami zagra dokładnie tak, jak powinien. Pomimo że jego moc wydaje się wystarczająca do wysterowania większości konstrukcji na rynku, przynajmniej w niezbyt dużych pomieszczeniach. To po prostu bardzo ciekawy wzmacniacz. I jak każde interesujące zjawisko nie daje się zamknąć w klatce kilku słów; jak każdy dojrzały produkt ma wiele „twarzy”, z których każda może się do nas uśmiechnąć. A od nas zależy, czy na ten uśmiech odpowiemy.

W brzmieniu tego urządzenia zaskakuje właściwe dobranie wszystkich elementów – drgnięcie w którąkolwiek stronę i wyszłoby coś znacznie mniej ciekawego. A tak, dostajemy smakowity dźwięk, bardzo wszechstronny, tj. nie zamknięty np. na cięższe odmiany rocka, na duże składy orkiestrowe. Wszystko ma tu swoje miejsce, jest przemyślane i wybrane – to ostatnie to oczywiście klucz do zrozumienia o co w tym wszystkim chodziło.
Nie będę udawał, że dokładnie WIEM, co chodziło Hoffmanowi po głowie, kiedy projektował, stroił, dostrajał, regulował V11. Zeby jednak test miał sens muszę przynajmniej spróbować poczynić jakieś założenia. Słuchając po sobie, jedna po drugiej, takich płyt, jak Nice’N’Easy Franka Sinatry, Thriller. 25th Anniversary Michaela Jacksona i The Art of Silence Diary of Dreams nietrudno dostrzec elementy wspólne tego grania. To przede wszystkim świetnie ustawiona barwa. To także unikalne połączenie selektywności i rozdzielczości, z których to aspektów żaden z osobna nie jest jakiś wybitny. I wreszcie coś poza tym, trudne do wyodrębnienia, co przejawia się w smakowitości, elegancji, dojrzałości brzmienia.

Analizę chciałbym rozpocząć od przywołania płyty, która na pierwszy rzut oka się do tego nie nadaje, przynajmniej z punktu widzenia purystów, dla których punktem odniesienia jest niewzmacniana muzyka grana na żywo – od albumu Essentials & Rarities Jeana Michela Jarre’a. O tym, jaką wartość poznawczą ma tego typu podejście, czyli granie na żywo jako najważniejszy punkt odniesienia celnie napisał w najnowszym wstępniaku do „Stereophile’a” (A reviewing Life, „Stereophile”, March 2013; czytaj TUTAJ) jego naczelny, John Atkinson, nie będę więc tego powtarzał, wystarczy, jeśli powiem, że wynoszenie wydarzenia na żywo do statusu jedynego punktu odniesienia to bzdura i odeślę do mojego marcowego wstępniaka Tylko Muzyka. Płytę Jarre’a, bo tak naprawdę chodzi mi o dysk nr 2 - Rarities wybrałem ze względu na kilka rzeczy. Przede wszystkim to świetna muzyka. Jestem oczywiście fanem Jarre’a z czasów Oxygene i nowszych, jednak to, co robił wcześniej jest nie dość, że nie mniej przebojowe, to jeszcze znacznie ciekawsze formalnie. Po drugie, jakość rejestracji jest niesamowita – jak gdyby nagrano ją dzisiaj, na super sprzęcie, a nie w warunkach na wpół domowych, z magnetofonami szpulowymi Revox B77 w roli głównej. A może właśnie dlatego tak brzmi? Dlatego, że to tylko analog, bez żadnych manipulacji w domenie cyfrowej, efektów, „wtyczek” programowych i innych cudowności (poza remasteringiem i formą wydania – Compact Disc)?
W każdym razie to wyjątkowe nagrania. Octave zaś świetnie uchwycił ich głębię i mięsistość. Jest coś w analogowych syntezatorach, czego nie udało się emulować w nowoczesnych, cyfrowych instrumentach, a co sprowadza się właśnie do tych dwóch elementów. Przez dwa wieczory zanim dostałem V110 do testu słuchałem Jarre’a wieczorem przez słuchawki – zarówno przez swój klasyczny setup, czyli modyfikowanego Lebena CS300 X i Sennheisery HD800, jak i przez absolutne zaskoczenie: maleńki, przenośny, lampowy (!) wzmacniaczyk zasilany bateryjnie Synergy Hi-Fi Continental i słuchawki HiFiMAN-a HE-300. Naprawdę trudno jest przenieść pewne rzeczy słyszane przez wysokiej klasy słuchawki na kolumny. Najtrudniej oddać namacalność dźwięku i jego natychmiastowość. Tymczasem Octave z żadnym z tych elementów nie miał żadnego problemu. Niskie dźwięki miały nasycenie i definicję, pokazywane były jako podstawa brzmienia, niemal fizycznie naciskając, bo nie chodzi o uderzanie, membrany Harbethów M40.1. To coś, co zwykle jest tracone w imię precyzji i ultra-transparentności, co właśnie w dobrych słuchawkach, tj. radzących sobie z niskimi częstotliwościami, tak urzeka. I czego, dodajmy, brakuje mi w słuchawkach elektrostatycznych. To „masa”, nie jej sugerowanie, ale coś dużego, odczuwalnego, co transformowane jest w drgania powietrza w pomieszczeniu odsłuchowym, wypełniając je bez dziur, bez próby zwrócenia uwagi na coś innego.

OPCJE ..........................................................................................
Super Black Box | wejścia XLR

Przesłuchałem ze wzmacniaczem Andreasa dużo, bardzo różnych płyt. Wszystkie zagrały na równym, wysokim poziomie. Jednak wciąż i wciąż wracałam do pewnych krążków, pewnego konkretnego instrumentarium, składów, nie mogąc się nimi nacieszyć. Numerem jeden była dla mnie elektronika. Im starsza – tym lepiej, jednak generalnie właśnie elektronika. Jarre, Niemen (oprócz Katharsis także genialne Idee fixe), Skrzek, Michael Rother z Fernwärme, Amon Düül II - tego typu nagrania najwięcej wynosiły z tego wyjątkowego połączenia nasyconej barwy, mocnego basu i głębi. Ale także nagrania Patha Metheny’ego, Marca Coplanda, Haydena, nawet Diary of Dream z akustycznej płyty Art of Silence, świetnie pokazane wokale wszystko to powodowało co i rusz emocje.

Rytmiczny, motoryczny pop i rock, jak wspomniany Jackson, ale i George Michael, Kamp!, Radiohead – płyty te dostawały coś ekstra za samymi dźwiękami, dzięki czemu nie były płaskie, nie były nudne. Jeśli jednak duża część naszej biblioteki muzycznej to płyty Led Zeppelin, Depeche Mode czy Porcupine Tree, wówczas trzeba z góry myśleć o innym kierunku poszukiwań lub – jeśli nam ten charakter brzmienia przypasował – o apgrejdzie wzmacniacza za pomocą zasilacza Super Black Box (SBB – ot, przypadeczek). Jego dodanie powoduje kilka zmian, które ciągną V110 do przodu, i to mocno, w kilku dziedzinach, pozostawiając jego ogólny charakter bez zmian, tj. nie wpływając nań na tyle, żeby można było mówić o znaczącej korekcie.
Pierwszym benefitem, którego chyba się wszyscy po zasilaczu spodziewają jest lepsza kontrola basu. Tak, to prawda. Bas tego wzmacniacza, w jego średnim zakresie, jest lekko podkreślony i kontrabas, szczególnie jeśli grana jest najniższa struna, potrafił wybrzmiewać dłużej niż powinien (czyli gdzieś w zakresie 40-60 Hz). Prawdę mówiąc jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, kiedy jednak usłyszałem to w wydaniu z zasilaczem – doceniłem to, co SBB robi. Bas jest lepiej kontrolowany, bardziej dynamiczny i przede wszystkim lepiej różnicowany. I właśnie różnicowanie, zarówno barwy, jak i planów na scenie dźwiękowej, zaskoczyło mnie w tym przypadku najbardziej. Poprawy kontroli basu, jak mówię, spodziewałem się – było to dla mnie oczywiste. Także to, co się podziało na górze pasma było czymś dodatkowym, co dostaniemy w „pakiecie”. SBB pokazał czystsze górne pasmo, ale bez jego utwardzania, bez podnoszenia selektywności ponad miarę. Rozdzielczość wydawała się na tym samym poziomie, jednak definicja dźwięków była wyraźnie lepsza. Dźwięk wzmacniacza bez zewnętrznego zasilacza jest czarujący. Jego dodanie powoduje jednak, że jest jeszcze bardziej interesujący. Plany są ukazywane lepiej, czyli mamy wyraźniejsze „bliżej” i „dalej”, scena jest większa, obszerniejsza. Generalnie dźwięk ma lepszą definicję. Dostajemy więc lepszy wzmacniacz bez zmiany jego charakteru. I możemy grać płyty z jeszcze szerszego wachlarza stylistycznego – wszystko w równie przyjemny, satysfakcjonujący sposób.
Druga z możliwych opcji, czyli podłączenie odtwarzacza CD przez wejście zbalansowane, nie wywołała u mnie specjalnych dreszczy emocji. Wydaje mi się, że dźwięk podawany przez XLR-y jest nieco mniej nasycony, nie ma tak ładnego, mocnego basu i ogólnie mniej jest w nim muzyki. Różnice nie są duże, będą zależały od typu wyjścia w odtwarzaczu (w moim jest lampowe), jednak wejście zbalansowane XLR traktowałbym jako coś dodatkowego, kolejny funkcjonalny bonus.

Podobnie jest ze sposobem pokazywania wysokich częstotliwości. I dół, o którym już powiedziałem, i góra są tradycyjnie, jeśli mówimy o wzmacniaczach lampowych, kojarzone ze zmiękczeniem i ocieleniem, a także małą rozdzielczością; myśląc o wzmacniaczu lampowym stawia się przede wszystkim na jego ciepły środek, w pewnym sensie „poświęcając” je, a priori, w imię czegoś większego. Wzmacniacz Andreasa właściwie taki właśnie jest – skraje pasma są w nim ocieplone i nie wydają się specjalnie selektywne. Tyle tylko, że jest tam coś więcej, urządzenie nie zatrzymuje się w miejscu „mam to w d…”, idzie dalej, ciągnąc ze sobą ten bagaż, nasycając go przy tym nowymi znaczeniami. A w końcu dostajemy coś, w czym każdy ze wspomnianych elementów da się rozpoznać, gdzie jednak całość jest ważniejsza od składowych.
Góra jest więc w testowanym wzmacniaczu raczej ciepła. I na pierwszy rzut oka nie wydaje się selektywna. To błędne spostrzeżenie. Mam wrażenie, że wzmacniacz nie pokazuje czegoś, co zwykle w nagraniach drażni, a co najczęściej sugeruje obecność wysokich tonów, nie realizując ich obecności do końca; wzmacniacze często udają, że grają górę, a tak naprawdę szkicują ją, podają atak, bez prawdziwego dźwięku. Nie Octave. Dlatego wydaje się, że brzmienie jest ciemne. Kiedy jednak wchodzą mocne blachy, jak w Epitafium z płyty Katharsis Niemena, to są naprawdę mocne, obecne, natychmiastowe. Nie zastanawiamy się, czy są takie, czy inne, bo tworzą doskonałą całość z nagraniem, są jego nierozłączną częścią. Kiedy z kolei więcej w brzmieniu jest dołu, kiedy blachy na chwilę znikają – znowu mamy wrażenie głębokiej czerni, gładkości i braku góry. Nieprzypadkowo znowu przywołałem płytę z muzyką elektroniczną, ale znam ją wyjątkowo dobrze, zarówno z edycji cyfrowej, jak i z oryginalnego winylu i rzadko który produkt potrafi pokazać jej złożoność, pomimo ograniczonego instrumentarium. Octave znakomicie pokazał, budowany na masywnym, dojrzałym dole, wolumen dźwięku i bogactwo góry. Blachy były treściwe, miały mocne podtrzymanie. To nie był punkt w przestrzeni, może i precyzyjny, ale bez „ciała”, a coś realnego, „bebechowego”.

Bardzo ciekawie wypadła też dynamika. Znowu – pierwsze wrażenie jest mylne. Wydaje się, że to raczej uspokojone granie. A to dlatego, że nic nie przyspiesza, nie ma motorycznego drive’u, to nie jest wzmacniacz w rodzaju Soulution, ani nawet D’Agostino, choć to właśnie do tego drugiego Octave jest bliżej. W V110 puls jest bardziej schowany w strukturze utworu, wynika raczej ze zmian muzyki, a nie jest narzucany z zewnątrz. Choć mogłoby się wydawać, że efekt powinien być podobny, to tak nie jest – to coś w rodzaju histerezy; punkty początkowy i końcowy są wspólne, jednak obszar między nimi, przy zachowaniu zbliżonego kształtu, różni się w danym momencie co do wartości. W każdym razie puls, rytm, jego wyczucie są świetne, ale nie one stanowią o „obliczu” tego brzmienia. Tym jest, jak mi się wydaje, namacalność.
Tak wracam do tego, co mówiłem przy analizie i dołu, i góry. Wzmacniacz daje możliwość przeniesienia innego wymiaru, innej akustyki do naszego pokoju. Na chwilę znika to, co „nasze”, a pojawia się coś wykreowanego – gęstego, głębokiego, ale wyraźnie innego od przejrzystego, otwartego „tu i teraz”. Instrumenty, wykonawcy nie są wrzucani do nas, nie „widzimy” ich między kolumnami. Dlatego też ten dźwięk nigdy nie będzie się ścigał w rozdzielczości, selektywności, otwartości z takim chociażby, testowanym w HF w zeszłym miesiącu, Accuphase E-260. Tyle tylko, że wydaje mi się, że nawet nie próbuje. To absolutnie autorskie spojrzenie na materiał przez kogoś zarejestrowany, na emocje przez kogoś uchwycone i w magiczny sposób, bo jak to inaczej nazwać, jak wytłumaczyć ewokowanie w nas emocji za pomocą mechanicznie rejestrowanego sygnału?, przeniesione dzięki V110 do nas, do domu. Dźwięk jest nieco lepki, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, tj. ma konsystencję – zarówno same instrumenty, jak i to, co je łączy. To dojrzały, głęboki dźwięk nie dla każdego.

Podsumowanie

To dźwięk nie dla każdego. To wzmacniacz nie dla każdego. Wiem, to nie jest najlepszy sposób na rekomendację urządzenia. Chciałbym być jednak z państwem szczery i zaoszczędzić rozczarowań – nie o to w audio chodzi, żeby wcisnąć wszystkim to samo; audio to sztuka wyboru. V110 nie spodoba się tym, którzy szukają w brzmieniu szybkości i przejrzystości, z punktowym, świetnie definiowanym basem. I jeszcze precyzyjnej, wyraźnie rozplanowanej przestrzeni – tego we wzmacniaczu Octave nie znajdą. Tutaj postawiono na ciągłość, dojrzałość, połączenie rozdzielczości z selektywnością. Podłączenie zewnętrznego zasilacza poprawia większość aspektów, ale nie zmienia charakteru brzmienia.
Nie wiem, jak Andreas Hoffman to robi, ale – moim zdaniem – jako jeden z nielicznych konstruktorów „opanował” lampy KT120 w wyjątkowy sposób. Znam sporo innych, opartych na nich, wzmacniaczy. Niektóre z nich, jak Leben CS-1000P czy Audio Research REF 75, są znakomite i w wielu systemach będą idealnym dopełnieniem. V110 nie dość jednak, że jest integrą, co uwalnia nas od konieczności zakupu zewnętrznego przedwzmacniacza, to jeszcze w udany sposób pokazuje, co można zrobić z wysoką mocą wyjściową KT120 bez eksponowania jej słabości. Wcześniej jeszcze tylko Jadis I-35 robił coś w tym stylu. Właściciel Octave połączył ze sobą stereotypowy dźwięk lamp, a więc ciepło, miękkość, plastykę z nowoczesnym pojmowaniem tych elementów wzmacniających. Chodzi o znakomitą definicję, ciągłość i koherencję. To mocny, wszechstronny, funkcjonalny wzmacniacz, który można rozbudować o zewnętrzny zasilacz i opcjonalną płytkę przedwzmacniacza gramofonowego. Miłośnicy innych rodzajów lamp z rodziny KT, a nawet EL34, będą mogli się zabawić – urządzenie ma bowiem taką możliwość. Można także podłączyć odtwarzacz z regulowanym wyjściem do wejścia w V110 oznaczonego jako „Front Ch.”, pomyślanego jako prezent dla posiadaczy kina domowego. Dla mnie najlepiej pracował jako integra, ale u pastwa może to wyglądać inaczej. W każdym razie – mamy mnóstwo możliwości. To, co najważniejsze wydarzy się jednak podczas odsłuchu pierwszych dwóch, trzech płyt, z firmowymi lampami, bez zewnętrznego zasilacza, przez wejście RCA – to będzie magia.

METODOLOGIA TESTU

Odsłuch V110 miał charakter porównania A/B, ze znanymi A i B. Wzmacniacz wyposażono w gumowe nóżki, więc aż się prosił o zastosowanie wysokiej klasy elementów antywibracyjnych. Doposażyłem się ostatnio w kilka kompletów stóp antywibracyjnych Franc Audio Accessories Ceramic Disc, artykuł TUTAJ, których budowa z kulką ceramiczną jako punktem podparcia metalowych elementów, podobna do tego, co w swoich produktach proponuje Finite Elemente, świetnie się sprawdza. Wzmacniacz stał więc na trzech nóżkach Ceramic Disc – dwóch z tyłu (tam, gdzie jest ciężej) i jednej z przodu. Nóżki stały z kolei na platformie antywibracyjnej, pneumatycznej, Acoustic Revive RAF-48H – to kolejny, genialny wynalazek, tym razem japoński (czytaj TUTAJ). Wzmacniacz zasilany był przez kabel sieciowy Harmonix X-DC350M2R Improved-Version.
Zazwyczaj do połączenia wzmacniaczy z referencyjnym odtwarzaczem CD używam interkonektu Acrolink Mexcel 7N-DA6300, w wersji RCA. W tym przypadku chciałem jednak wypróbować także wejście XLR, a nie miałem takiej wersji Acrolinka. Obydwa połączenia, RCA i XLR, wykonałem więc kablami Acoustic Revive RCA-1.0PA/XLR-1.0PA II. Zastosowałem też kabel głośnikowy tej firmy, model SPC-PA. Odsłuch przeprowadzony został z odtwarzaczem połączonym przez wejście RCA i bez zewnętrznego zasilacza. Po właściwym odsłuchu porównałem jego brzmienie z zasilaczem Super Black Box.

BUDOWA

Każda firma stara się wypracować swój własny, łatwo rozpoznawalny styl. Jeśli produkuje przedmioty użytkowe będzie chodziło o projekt plastyczny, liternictwo, logo. W przypadku wzmacniaczy lampowych to jednak trudne zadanie. Ich wygląd ustaliły z jednej strony wzmacniacze McIntosha i QUAD-a (dzisiaj, chyba tylko poza Japonią – patrz wzmacniacze U-Bros – zarzucony), z drugiej przez Audio Research, a więc udawanie wzmacniaczy tranzystorowych, a z trzeciej, najczęściej spotykanej (z wyeksponowanymi lampami i umieszczonymi za nimi, zakrytymi transformatorami) przez całą armię producentów, którzy przekuli wady w zalety. Wzmacniacze Octave należą do tej ostatniej grupy.
Patrząc od tyłu najpierw mamy dużą puszkę zakrywającą transformatory – zasilający i głośnikowe. Transformatory umieszczono na górze płytki drukowanej, izolując je od układów elektronicznych. Ponieważ są blisko tylnej ścianki, wyprowadzenia do zacisków głośnikowych są bardzo krótkie. Przed ekranującą je płytą z aluminium – cała obudowa jest z aluminium, materiału niemagnetycznego, a przez to znacznie lepszego niż stal – ustawiono lampy końcowe. Dzięki temu między nimi i transformatorami wyjściowymi nie trzeba stosować długich połączeń. Z samego przodu, przed lampami końcowymi, w jednym rządku, umieszczono małe lampy – wejściową, podwójną triodę ECC83, tutaj typu NOS, produkcji Sovteka, w wersji z długą anodą – 12AX7LPS, oraz sterujące lampami końcowymi i odwracające dla nich fazę – dwoma, po jednej na kanał ECC81 (też Electro-Harmonix). Zwykle małe lampy są wyeksponowane, podobnie jak końcowe, jednak tutaj ukryte są wewnątrz obudowy. I dobrze – lampy wejściowe są szczególnie podatne na zakłócenia, a w ten sposób są ekranowane. I wreszcie przednia ścianka. Zwykle jest niziutka, tutaj jednak jest dość wysoka – właśnie dzięki temu, że lampy wejściowe zostały schowane.
Umieszczono na niej dwie, duże, aluminiowe gałki – selektora wejść i regulacji siły głosu. Wejścia są sygnalizowane diodami LED (w wersji srebrnej w kolorze niebieskim), umieszczonymi za średniej wielkości przezroczystą płytką. Wlutowano je do płytki z innymi układami elektronicznymi, widocznymi przez to okienko. Wygląda to naprawdę ciekawie. Bardzo podobny zabieg stylistyczny, posunięty jeszcze dalej, znajdziemy u innego niemieckiego producenta, w firmie ASR (test wzmacniacza Emitter II, czytaj TUTAJ). Przydałyby się jednak jakieś linie, kreski, czy coś w tym stylu – teraz nie widać dokładnie, które wejście jest wybrane. Tym bardziej, że gałka ma jeszcze dwa położenia, sygnalizowane diodami LED w innym miejscu okienka – jednym uruchamiamy pomiar prądu podkładu lamp końcowych (diody żółte, zielone i czerwone), a drugim aktywujemy wejście „Front Ch.”, czyli wejście bezpośrednio na końcówkę mocy, z pominięciem lampy wejściowej i potencjometru. Położenie gałki siły głosu też nie jest zbyt widoczne – wyjściem byłby wyświetlacz alfanumeryczny. Wyłącznik sieciowy jest na bocznej ściance.
Z tyłu widać przede wszystkim wysokiej klasy, bardzo wygodne zaciski głośnikowe (optymalizowane dla obciążenia 4 Ω), dokładnie takie same, jakie stosuje w swoich kolumnach i elektronice berliński Burmester. Wejścia ustawiono w jednym rządku, poza wejściem Aux 2, które można zmienić, za pomocą opcjonalnej płytki, w wejście gramofonowe MC lub MM. Obok gniazda sieciowego IEC widać bardzo solidne, trzypinowe, złocone, zakręcane gniazdo przeznaczone do podłączenia zewnętrznego zasilacza Black Box lub Super Black Box. Skrajnie z lewej strony jest mały przełącznik uaktywniający tryb Ecomode.

Dane techniczne (wg producenta)

Moc wyjściowa: 2 x 110W (4 Ω)
Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 70 kHz (10 W;-0/-2 dB)
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD): 0,1% (10 W/4 Ω)
Stosunek sygnał/szum: –110 dB/90 W
Czułość wejściowa 220 mV
Minimalna impedancja głośników: 2 Ω
Połączenia
Wejścia: 5 x liniowe RCA; 1 x XLR; wejście na końcówkę mocy
Wyjścia: 1 x Tape; z przedwzmacniacza
Pobór mocy: 160 W (bez sygnału wejściowego); 500 W (pełna moc)
Waga: 23 kg

Dystrybucja w Polsce
Eter Audio

30-646 Kraków | ul. Malborska 24 | Polska
tel./fax: 12 655 75 43
e-mail: info@eteraudio.pl

www.eteraudio.pl


System odniesienia

Źródła analogowe
- Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
- Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
- Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
Źródła cyfrowe
- Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
- Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
Wzmacniacze
- Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
- Wzmacniacz mocy: Soulution 710
- Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
Kolumny
- Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
- Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
- Filtr: SPEC RSP-101/GL
Słuchawki
- Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
- Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
- Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
- Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
Okablowanie
System I
- Interkonekty: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
- Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
System II
- Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
- Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
Sieć
System I
- Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
- System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
System II
- Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
Audio komputerowe
- Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
- Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
- Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
- Router: Liksys WAG320N
- Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
Akcesoria antywibracyjne
- Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
- Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
- Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
- Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
- Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
Czysta przyjemność
- Radio: Tivoli Audio Model One