Data publikacji: 1. marzec 2013, No. 107
|
|
Zmiana modelu w ofercie danego producenta motywowana może być przeróżnie. To może być potrzeba jego ulepszenia, chęć odświeżenia serii, ale także wynik zaprzestania produkcji któregoś z podzespołów. Tak właśnie było w przypadku modelu Callisto warszawskiej firmy RLS. To dwudrożne kolumny podstawkowe, których prototyp zaprezentowano w 1998 roku – w tym roku obchodzą więc 15. rocznicę. Może warto by było przygotować wersję „Anniversary”, z podpisem konstruktora i lepszymi podzespołami? Zmiana w nich wynikała zawsze z konieczności wymiany któregoś z przetworników – produkcja wersji ‘III’ została zarzucona ze względu na zaprzestanie produkcji głośnika niskośredniotonowego, jego wersji z membraną nomexową. Choć nowy wygląda identycznie, to jego membrana została wykonana z papieru. O szczegóły zapytałem pana Jerzego Rokoszewskiego, konstruktora i właściciela firmy.
Opracowałem Callisto IV zaraz po tym jak dowiedziałem się że Wavecor zawiesił produkcję wszystkich głośników z nomexową membraną. Jeden z tego typu przetworników (WF 120BD02) montowany był właśnie w Callisto III. W nowych monitorach zastosowałem model WF 120BD03 tego samego producenta.
Podstawowe różnice to: inny materiał membrany (papier zamiast Nomexu), mniejsza średnica cewki, cztero - zamiast ośmioomowej - impedancja i różne parametry T-S. Przy wykorzystaniu takiej samej obudowy bas został skrócony, zrobił się bardziej czytelny i podniosła się skuteczność całego zestawu.
Wymagało to oczywiście przekonstruowania całej zwrotnicy. Mimo że jej podstawowe założenia i cechy pozostały bez zmian, udało mi się jeszcze bardziej dopracować ją pod względem zgrania fazy akustycznej obydwu przetworników i wyrównania charakterystyki przenoszenia.
W pierwszych kilku parach Callisto III montowany był głośnik wysokotonowy Vifa/Peerles XT25 [taki jak w modelu testowanym przez „High Fidelity” – przyp. red.] ale w związku z tym że pojawił się jego odpowiednik produkowany przez Scan-Speaka zdecydowałem się, mimo że był droższy, zastosować go zamiennie z minimalnie mniejszym tłumieniem. Można więc powiedzieć że w Callisto III i IV montowałem i montuję taki sam głośnik wysokotonowy: Scan-Speak R2604/832000.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- MJ Audio Technical Disc vol.6, Seibundo Shinkosha Publishing, MJCD-1005, CD (2013).
- AudioFeels, Live, Mystic Production, MYSTCD219, CD (2013).
- Bogdan Hołownia, Chwile, Sony Music Polska, 505288 2, kopia z taśmy-matki, CD-R (wersja CD: 2001).
- Depeche Mode, Heaven, Mute/Columbia, 47537-2, maxi SP, CD (2013).
- Diorama, Even Devil Doesn’t Care, Accession Records, A 133, CD (2013).
- Frank Sinatra, Sinatra Sings Gershwin, Columbia/Legacy/Sony Music Entertainment, 507878 2, CD (2003).
- John Coltrane, Coltrane, Impulse!, 589 567-2, “Deluxe Edition”, 2 x CD (1962/2002).
- Kamp!, Kamp!, Brennessel, BRN016, CD (2013).
- Komeda Quintet, Astigmatic, Muza Polskie Nagrania /Polskie Nagrania, "Polish Jazz vol.5", PNCD 905, CD (1966/2004).
- Lars Danielsson, Mélange Bleu, ACT, 9604-2, “ACT: Nu Jazz””, CD (2006); recenzja TUTAJ.
- Lisa Ekdahl, Give Me That Slow Knowing Smile, RCAVictor/Sony Music, 46663-2, CD (2009).
- Lucy Ann, Lucky Lucy Ann, Mode Records/Muzak, MZCS-1121, “Mode Vocal Collection”, CD (1957/2007).
- Richard Strauss, Also Sprach Zarathustra, wyk. Los Angeles Philharmonic, dyr. Zubin Metha, Decca/Lasting Impression Music, LIM K2HD 035, “K2HD Mastering”, CD (1968/2008).
- The Dave Brubeck Quartet, Time Out, Columbia Records/Sony Music Entertainment Hong Kong, 883532, "K2HD Mastering CD", No. 0055, CD (1959/2011).
- The Oscar Peterson Trio, We Get Request, Verve/Lasting Impression Music, LIM K2HD 032 UDC, “Direct From Master Disc. Master Edition”, gold CD-R (1964/2009).
- Tomasz Stańko Quartet, Lontano, ECM, 1980, CD (2006).
- Wes Montgomery, Echoes of Indiana Avenue, Resonance Records, 195562, CD (2012).
Japońskie wersje płyt dostępne na
Tak więc, zamiast oświadczyć, dla przykładu, że „te kolumny nie mają basu”, albo „średnica jest podkolorowana” w porównaniu z „dźwiękiem absolutnym, granej na żywo, nie nagłaśnianej muzyki”, odpowiedzialny recenzent musi się postarać dostać do głowy konstruktora. Dlaczego zrobił to w ten sposób? Dlaczego te kolumny nie mają basu? Dlaczego są na średnicy podbarwione? Dla jakich elementów konstruktor zdecydował się poświęcić rozciągniecie basu czy neutralność średnicy? I dlaczego te kompromisy były konieczne?
I jeszcze:
Nie ma czegoś takiego, jak „najlepsze kolumny”, które by trafiały we wszystkie potrzeby słuchacza. Recenzent pokazuje, jak dany produkt dla niego/niej brzmi, jednak czytelnik musi potem spytać siebie, jakie są jego/jej preferencje.
Ciepło mi się na sercu zrobiło, kiedy przeczytałem te, opublikowane we wstępniaku do najnowszego wydania magazynu „Stereophile” słowa (John Atkinson, A Reviewing Life, „Stereophile”, March 2013, s. 3). Oto jedno z najważniejszych, jeśli nie NAJWAŻNIEJSZE (to zależy od branych pod uwagę czynników) pismo drukowane proklamowało coś, o czym piszę od lat. Nie chodzi przy tym, że naczelny magazynu, którego piórem to zostało zakomunikowane wcześniej tego nie wiedział, nie w tym rzecz; chodzi raczej o to, że zostało to powiedziane głośno i wyraźnie. I że na pewno zostanie usłyszane.
Zastrzeżenie to dotyczy wszystkich, absolutnie wszystkich produktów audio. Wszystkie wykonywane są bowiem przez człowieka, istotę ułomną, zmuszoną do dokonywania nieustających wyborów. Bo tych w audio są tysiące, często w ramach jednego produktu. Kolumny należą do grupy, w której owe wybory, a więc kompromisy, są słyszane najmocniej.
Ciekawe, że choć wstępniak Atkinsona dotyczy uwarunkowań oceny dokonywanej przez recenzenta i mówi o punktach, które powinny być dla niego odniesieniem, posługuje się przykładami, które składają się zwykle na podstawowe pytania zadawane przez nas, dziennikarzy przy teście kolumn podstawkowych i które sobie zadawałem testując wersję ‘III’ kolumn Callisto. Przy nowym modelu zapytałem o to samo, otrzymałem jednak inne odpowiedzi.
Jedno się nie zmieniło: to wciąż małe kolumienki, w których niskiego basu nie ma w ogóle, a średni dozowany jest z umiarem. Nie ma mowy o niskich zejściach organów w Toccacie d-moll BWV565 Bacha, niskim dźwięku otwierającym Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa, o zabawach basem na Random Trip nie wspomniawszy. Nikt się tego jednak , jak sadzę, nie spodziewał. Kolumny grają jednak „wyżej” niż poprzednia wersja. Przekaz jest też mniej efektowny (niektórzy mówili, że wcześniej był „efekciarski”; ja nie). Co w zamian? Dźwięk jest bardziej wyrównany, jest mniej podbarwiony. Przekłada się to na ładniejsze prowadzenie głosów. Jeśli są ciepłe, jak z płyty Lucy Ann, jak z nagrań Leonarda Cohena, Cheta Bakera, Franka Sinatry, Nat „King” Cole’a, można by to ciągnąć, usłyszymy wówczas znacznie bardziej nasycony przekaz. Choć wolumen dźwięku nie jest tu zbyt duży, to jednak niskie zniekształcenia (tak to przynajmniej słyszę), w złożeniu z lepszym zszyciem głośników dają dźwięk bardziej neutralny, ale i bardziej naturalny niż wcześniej. Jak gdybyśmy musieli się mniej wysilać, żeby to sobie jakoś w głowie poukładać i „przełożyć” to, co słyszymy na nasze doświadczenie z dźwiękiem „live”. Nie jest to jeszcze tak wyśrubowany poziom, jak w kolumnach Harbeth PS3ESR, czy Sonus faber Vintage, ale też mamy do czynienia z zupełnie inną ceną. Nie są to przy tym duże różnice, a balans tonalny zbliżony jest do tego, co słyszałem właśnie z przywołanymi Harbethami.
|
Najpierw usłyszymy jednak coś, co na tym poziomie cenowym zdarza się nieczęsto: małe podbarwienia i dużą przejrzystość na materiał źródłowy. Maleńkie kolumny pana Rokoszewskiego nie mają typowych dla tego przedziału cenowego problemów z zamgleniem, z wygładzeniem faktur, z ujednoliceniem brzmienia. Homogeniczny przekaz może być niezwykle przyjemny i świetnie się zgrać z większością wzmacniaczy z tego przedziału cenowego. Tak zagrały, dla przykładu, monitory Definitive Technology StudioMonitor 55. Amerykańskie kolumny to kompletnie inny zestaw kompromisów, wybranych w jednym celu: aby osiągnąć jak największy wolumen dźwięków. Zdecydowano się więc pokazać w nich mocny, niski bas, postawić na wysokie poziomy dźwięku, poświęcając w zamian rozdzielczość i mikrodynamikę.
Callisto IV idą zupełnie inną ścieżką. Dźwięki są w nich mniejsze, zajmują mniejszą przestrzeń między głośnikami. Ich brzmienie jest jednak wyraźniejsze, mają w sobie więcej wyrafinowania znanego ze znacznie droższych monitorów, nawet z takich jak Accordo Franco Serblina. I podobnie, jak włoscy bracia wymagają starannego doboru wzmacniacza. Bo po prostu znacznie więcej przez nie słychać.
Docenimy to jeśli zależy nam na intelektualnym aspekcie nagrań, tj. jeśli budujemy sobie obraz nagrania, przekaz muzyczny nie tylko na tym, jak w danym momencie go odbieramy, ale także na świadomości uwarunkowań nagrania, jego realizacji, problemów i mocnych punktów.
Jeśli tak, to pochwalimy, że RLS-y w ciągu sekundy pokazały prawdę o jakości dźwięku takich (nowych) płyt, jak Live AudioFeels, Kamp! zespołu Kamp!, czy Even Devil Doesn’t Care Dioramy. Wszystkie je łączy jedno: dobra muzyka (w ramach danej stylistyki) i naprawdę słaba jakość realizacji. Można by o niej powiedzieć, że zgubiono gdzieś rozdzielczość i selektywność, zalewając poszczególne dźwięki w dość mocnej niższej średnicy i wyższym basie. Jest i zaleta takiego przekazu: brak rozjaśnień i wyostrzeń. A tego polskie kolumny raczej nie lubią. Zastosowany w nich głośnik wysokotonowy jest pierwszorzędny i przekaże to, co dostarczymy do zacisków głośnikowych. Ponieważ jednak nie dostaniemy do tego niskiego wypełnienia, wolumenu, te właśnie elementy zostaną podkreślone.
Muzyka wokalna, małe składy instrumentów, dobrzy muzycy i dobre realizacje zabrzmią jednak w spektakularny sposób. Słuchając Callisto IV na dłuższy czas zapomniałem o ich cenie i przyrównywałem w głowie do wszystkich przywołanych, znacznie droższych konstrukcji. Powyższe uwagi są wynikiem takiego właśnie, bezpośredniego porównania, bez oglądania się na cenę.
Jeśliby spojrzeć na nie od drugiej strony, wziąwszy pod uwagę chociażby przywołane Definitive Technology, Harbethy, Sonus fabery, ale też Dynaudio z serii DM, okaże się, że polskie konstrukcje świetnie sobie radzą, że są to jedne z najczyściej, najbardziej spójnie brzmiących kolumn na rynku. Nie ma w ich brzmieniu efektu „szpileczek”, czyli wybiórczego grania wysokich tonów, nie ma problemów z liniowością. Starsza wersja była pod tym względem gorsza. Tak, brzmiała spektakularnie, głównie za sprawą podkreślonej części basu, jednak nie zawsze się to sprawdzało. Wersja IV może zabrzmieć bardzo ładnie, z nasyconą średnicą i niezwykle czystym pasmem od A do Z, należy jej jednak zapewnić odpowiedni system. Najpierw wypróbowałbym jakiś, byle nie za słaby, wzmacniacz lampowy, a zaraz potem coś ze stajni Music Halla lub Heed Audio. Ale fantastycznie zachowają się także w systemie Arcama, ze wzmacniaczem A19 i przetwornikiem D/A rDAC (czytaj TUTAJ; sprawdziłem!). Nie nastawiałbym się też na równe traktowanie wszelkiej muzyki, tj. na uniwersalność. Ostatecznie mały monitor to duży kompromis.
Podsumowanie
Kupując małe, drogie kolumny podstawkowe chyba wiemy, z czym się mierzymy, jak należy do tego podejść, prawda? Jeśli tak, to i Coltrane, i Chet Baker, wokalistki z lat 50. i 60. i nowe nagrania z paniami na wokalu, np. Give Me That Slow Knowing Smile Lisy Ekhdal, zabrzmią w spektakularny sposób. Ich brzmienie będzie gładkie, płynne, dostaniemy mnóstwo informacji o sposobie śpiewu, technice gry, o realizacji. Wszystko to w jednej „paczce”, bez zwracania naszej uwagi na poszczególne aspekty, jak to się często zdarza w zbyt selektywnych konstrukcjach. Bo nie mówimy tu o hi-fi, a o muzyce, a tę Callisto IV grają wyjątkowo uważnie i dojrzale. Chciałbym się więc jeszcze raz powołać na słowa Atkinsona:
Najważniejsze, zarówno dla recenzenta, jak i czytelnika, to odpowiedzieć sobie na pytanie, w którym nie ma miejsce na niezdecydowanie: „Czy lubisz brzmienie tego komponentu – tak, czy nie?
Jeśli chodzi o mnie, to zdecydowanie tak. A państwo?
METODOLOGIA TESTU
Kolumny Callisto IV są maleńkie, jednak odsłuch miał charakter porównania A/B, ze znanymi A i B, gdzie punktem odniesienia były potężne Harbethy M40.1. Takie życie – wszystko, czego słucham odnoszę do nich, ponieważ tylko w ten sposób mogę wyrobić sobie „bazę”, stały punkt odniesienia. Żeby ustalić dźwięk RLS-ów na tle innych konstrukcji z tego przedziału cenowego, odsłuchałem je także w towarzystwie monitorów Definitive Technology StudioMonitor 55 oraz Castle Richmond Anniversary Limited Edition.
Kolumny stały na starych podstawkach Sonus faber, a te na platformach antywibracyjnych Acoustic Revive RST-38. Górny blat znalazł się dokładnie na wysokości 70 cm od podłogi. Do wzmocnienia sygnału zastosowałem system wzorcowy, tj. przedwzmacniacz Ayon Audio Polaris III [Custom Version] i końcówkę mocy Soulution 710, ale również wzmacniacz zintegrowany Arcam FMJ A19.
BUDOWA
Dwudrożne kolumny podstawkowe to jedna z ikon świata audio. Ze względu na ograniczenia mają zaciekłych przeciwników; dzięki swoim zaletom – zaprzysięgłych zwolenników. Mogą być większe lub mniejsze, jednak słysząc tę frazę, widzimy zwykle małe kolumny. Model Callisto IV jest jeszcze mniejszy, tj. mniejszy niż większość kolumn podstawkowych. Mierząc zaledwie 246 x 150 x 246 mm jest mniejszy od pudełka na buty. Udało się w nim jednak zmieścić dwa głośniki, wylot bas-refleksu, zaciski głośnikowe, zastosować solidną obudowę i piękną, naturalną okleinę.
To konstrukcja dwudrożna, z fantastycznym przetwornikiem wysokotonowym Scan Speak R2604/832000, o średnicy Ø cewki 26 mm i charakterystyczną, pierścieniową membraną na górze pasma. Nowy jest tu głośnik niskośredniotonowy. To 120 mm głośnik Wavecor WF120, ale teraz z papierową, nasączaną membraną. Kosz jest bardzo solidny, odlewany z aluminium, a magnes jest wyjątkowo duży. Wavecor to duńska firma, produkująca głośniki w Chinach. Jej wyroby wykorzystuje sporo firm, a wśród nich np. AudioPhysic (we wszystkich modelach).
Głośniki ustawione są odwrotnie niż zwykle, tj. wysokotonowy umieszczono pod niskośredniotonowym. Dzieli je zwrotnica pierwszego rzędu. Zmontowano ją sposobem punkt-punkt, lutując wyprowadzenia elementów bezpośrednio do siebie, bez pośrednictwa płytki drukowane. To najlepsza, ale i najdroższa metoda. Kable połączeniowe są lutowane zarówno do płytki, jak i do głośników. Choć to tylko dwa głośniki, w zwrotnicy znajdziemy aż cztery cewki (wszystkie powietrzne!), cztery kondensatory, w tym jeden polipropylenowy oraz cztery oporniki. Najwyraźniej zastosowano w niej pułapki linearyzujące impedancję (ułatwiającą wysterowanie kolumn).
Obudowę wykonano z płyt MDF, o grubości 12 mm i 24 mm (przednia ścianka) i oklejono bardzo ładnym, naturalnym fornirem. Pomimo maleńkich rozmiarów kolumny są wzmocnione, wklejoną do środka pomiędzy przetwornikami, przegrodą. Wszystkie ścianki wyłożono słabo sprasowanym filcem. Nie ma stosowanej zazwyczaj sztucznej wełny wypełniającej obudowę.
Producent zaleca ustawić je na podstawkach o wysokości 70 cm. Najlepiej zagrają skierowane nie bezpośrednio na uszy słuchacza, a odgięte nieco na boki. Krzyżując ich osie przed nami, poprawimy skupienie dźwięku („fokusowanie”), ale trochę stracimy z rozdzielczości góry.
Dane techniczne (wg producenta)
Budowa: dwudrożna
Obudowa: bas-refleks (otwór z tyłu)
Wykończenie: okleina naturalna
Wymiary (wys. x szer. x głęb.): 246 x 150 x 246 mm
Waga: 5 kg/szt.
Impedancja nominalna: 4 Ω
Efektywność: 85 dB
Zalecana moc wzmacniacza: 30-60 W
Zwrotnica: filtr pierwszego rzędu
Głośnik nisko-średniotonowy: WAVECOR WF120, Ø 120 mm
Głośnik wysokotonowy: SCAN SPEAK R2604/832000, Ø cewki 26 mm
|