Data publikacji: 1. luty 2013, No. 106
|
|
Synergia, synergii, synergię, synergią, o synergii, synergio! – słowo odmieniane przez wszystkie przypadki (z dopełniaczem równym celownikowi) jest w audio świętym Graalem, punktem dojścia, nirwaną i rajskim Edenem w jednym, krótkim słowie zawartymi. Nie jest nim „dźwięk absolutny”. Ten, jak każdy wyobrażony byt jest zbyt abstrakcyjny i za bardzo wymyka się jakiemuś wspólnemu zrozumieniu, żeby dało się o nim myśleć z wypiekami na twarzy. Z kolei o synergii – jak najbardziej.
Choć zwykle tego słowa się nie używa, przynajmniej nie w normalnych rozmowach. To klasyczne książkowe wyrażenie, stosowane zwykle w artykułach, też w pewien sposób abstrakcyjne; nie tak bardzo, jak „dźwięk absolutny”, ale jednak. Ważne jednak, że ma umocowanie w rzeczywistości. Kiedy mamy z synergią do czynienia? Kiedy usłyszymy od kogoś: „ale zaj…ście to gra!”, kiedy słuchając muzyki poczujemy ciarki na grzbiecie, kiedy nie będziemy chcieli (mogli) wstać z kanapy/fotela, kiesy poczujemy, że to jest TO. Myślę, że to najkrótsza definicja synergii. Możemy się oczywiście odwołać do definicji słownikowej i byłoby to: „współdziałanie”, a w rozwinięciu „współdziałanie różnych czynników, skuteczniejsze niż suma oddzielnych działań (‘synergizm’)”. Bardziej przemawiające do wyobraźni będzie jednak „opad szczęki”, opisujący jej efekty.
Warto zwrócić uwagę na to, że nigdzie nie mówi się przy tym o jakości bezwzględnej takiego systemu, w naszym przypadku: systemu audio, a jedynie o takim zestawieniu jego składowych, które da coś naddanego, dodatkowego, czego każdy element z osobna nie ma, podobnie jak nietrafione złożenia. W audio to podstawowe działanie – ‘system’ (czytaj TUTAJ) składa się przecież nieustannie, dobierając jego komponenty, wymieniając, szukając właściwej kombinacji, która pozwoli nam usiąść i w jak najlepszy sposób posłuchać muzyki. Oczywiście do momentu, kiedy się tego nowego dźwięku „nauczymy” i kiedy będziemy chcieli pójść dalej. W przypadku audiofila ten proces nie ma końca i stanowi równie ważną część jego życia, jak samo słuchanie muzyki. Dlatego o tego typu „poszukiwaczach” mówimy często: ‘audiofile/melomani’, akcentując równoważność obydwu członów zestawienia.
Jak zestawić system idealny? To niemożliwe. Nie, proszę się nie załamywać, nie odpływać – mówię, jak jest i lepiej, żeby sprawę postawić jasno od razu, zamiast wmawiać sobie, że jest inaczej. Można jednak przygotować system tak dobry, że będzie dla nas tym „właściwym”. A warto! Kiedy dojdziemy do tego punktu, doznamy olśnienia, przeżyjemy epifanię, muzyka zacznie do nas „mówić” nowym głosem, często w ogóle po raz pierwszy usłyszymy coś więcej niż tylko linię melodyczną z towarzyszeniem szumu.
Z systemami jest jednak problem: trzeba znać dobrze rynek audio i dużą część elementów składowych przygotowywanego systemu. Najprościej więc zdać się na producentów i kupić całą elektronikę z jednej firmy. Gwarantuje to podstawową zgodność i współdziałanie. W dużej części przypadków będzie to właściwy krok. Można oczywiście sobie skomplikować życie i próbować zestawiać elementy różnych marek – pozwoli to dojść jeszcze bliżej tego, czego szukamy, jest jednak czasochłonne, kosztuje i nie ma żadnej gwarancji, że wynik będzie zadowalający.
Mając to wszystko na uwadze, co jakiś czas, staram się pokazać państwu przykładowy system, złożony przeze mnie tak aby wykorzystać jak najlepiej wszystkie jego składowe. Taki system jest oczywiście odbiciem mojego smaku i preferencji, sądzę jednak, że jest na tyle uniwersalny, iż niemal każdy coś dla siebie w nim znajdzie.
Test systemu to jednak rzadki przypadek. Wymaga bowiem nakładu pracy, jak przy kilku oddzielnych testach, nie gwarantując trafienia „10”. Choć bowiem orientuję się w rynku audio, znam wiele produktów, które można tam znaleźć, podstawą i tak pozostaje organoleptyka – muszę posłuchać iluś tam systemów, zestawień, dobrać akcesoria, złożyć wszystko tak, aby brzmiało – tak, tak – synergicznie. Bo prostu super. A to oznacza jedno: czas. A tego nie mam. Z tym większym zaangażowaniem przystępuję więc do szukania urządzeń, prób i dokonywania wyborów, kiedy wreszcie na coś się zdecyduję, kiedy zobaczę w głowie co na kształt „modelowego” zestawienia. Tym bardziej, jeśli wchodzące w jego skład produkty są szczególnie interesujące, nowe lub mają jakieś inne, niecodzienne cechy/właściwości.
OPIS
Pierwszym urządzeniem tego testu, które poznałem, był przetwornik cyfrowo-analogowy Arcam rDAC. Firma zaskoczyła nim cały rynek, ponieważ za niewielkie pieniądze zaproponowała fantastyczny dźwięk, świetną funkcjonalność i znakomity projekt plastyczny. W teście DAC-ów, który prowadziłem dla „Audio”, w którym rDAC się znalazł, był jedną z gwiazd. Od tamtego czasu jego funkcjonalność jeszcze się poprawiła – dostępna jest, wówczas niedostępna, opcja bezprzewodowego przesyłu sygnału z komputera. Technologia należy do firmy Kleer i pozwala na przesył nieskompresowanego sygnału PCM 16/44,1, czyli takiego, jak na płycie CD. Pliki wysokiej rozdzielczości trzeba będzie przesłać kablem USB (asynchronicznie, 24/192), koaksjalnym (24/192) lub optycznym.
rDAC sam w sobie jest znakomity. Ponieważ jednak chciałem, aby to był zupełnie wyjątkowy, unikalny system, podłączyłem przetwornik do akumulatorowego zasilacza SATRI BPS-02 firmy Bakoon, tej samej, której urządzenia gościły na okładce grudniowego numeru „High Fidelity” (patrz TUTAJ). Przenosi to rDAC-a na zupełnie nowy poziom, myślę, że nawet wyżej niż z zewnętrznymi zasilaczami innych firm. Ostatecznie to akumulator… Akumulatorowy zasilacz wymaga wpięcia do gniazdka zasilającego swojego własnego zasilacza, ale kolejny produkt tego systemu pozwala na coś szczególnego…
Centrum systemu jest mianowicie najnowsza nowość Arcama, wzmacniacz FMJ A19. Od lat czekaliśmy na nowe urządzenie tej firmy i wygląda na to (niestety nie mogę powiedzieć nic więcej), że już niedługo wszystko ruszy do przodu i czeka nas dobry czas. A19 jest najtańszym wzmacniaczem tej firmy i należy do serii FMJ. Sterowany jest mikroprocesorem, dzięki czemu jego obsługa jest naprawdę fajna. Dbając o środowisko, urządzenie wyposażono w automatyczny wyłącznik, przenoszący wzmacniacz w stan uśpienia po określonym czasie bez sygnału wejściowego. Możemy ustawić czas, po którym to nastąpi lub tę funkcje wyłączyć. Dostajemy też przedwzmacniacz gramofonowy MM, z którego w tym momencie nie skorzystamy, skupiając się na źródłach cyfrowych. Ważną cechą tego wzmacniacza, jak się okazało w czasie testu, jest obecność wyjścia słuchawkowego – zobaczą państwo, że to prawdziwa „integra”. To nie wszystko – jak wspomniałem, A19 ma coś szczególnego, co pozwala na łatwą jego – nomen omen – integrację z zewnętrznymi urządzeniami Arcama – produktami z serii „r”. Na jego tylnej ściance umieszczono bowiem gniazdo mini-jack z napięciem stałym 6 V. Do kompletu mamy przejściówkę, z mini-jacka na dwa wtyki zasilające urządzenia ‘R’ jednocześnie. I teraz: można dzięki temu zrezygnować z zewnętrznego zasilacza do akumulatora Bakoon SATRI. Wystarczy go wpiąć przez wspomniana przejściówkę – i gotowe. Ważne jednak, aby tak zdefiniować włączanie i wyłączanie się wzmacniacza, aby akumulator zdążył się naładować.
Z kolumnami miałem najwięcej problemu. Zależało mi na koherentnym dźwięku bez rozjaśnień, ale też bez zbytniego ocieplenia. I chciałem, żeby to były wyjątkowe konstrukcje. Dostępnych jest kilka opcji, najciekawsze przedyskutuję pod koniec, jednak podstawą uczyniłem model Richmond Anniversary firmy Castle (Limited Edition). Pierwsza wersja Richmondów pojawiła się na samym początku istnienia firmy, w roku 1973, Anniversary powstała z myślą o jej 35. rocznicy istnienia. Jej obudowa ma podobną wielkość, choć jest nieco głębsza, z innymi przetwornikami, wzmocnioną obudową i lepszymi elementami zwrotnicy. Na tylnej ściance jest złocona, duża blaszka potwierdzająca ich szczególny status. Castle należy obecnie do chińskiej firmy International Audio Group, właściciela m.in. QUAD-a, Audiolaba i innych brytyjskich marek. IAG, jak widać, radzi sobie z brytyjskim dziedzictwem znakomicie. Zainteresowani dokładnymi pomiarami kolumn odsyłam do testu australijskiego magazynu Australian Hi-Fi TUTAJ.
I kable. Wybrałem do tego dość drogie, w kontekście ceny elektroniki, interkonekty Chorda, model Cadenza. Za 0,5 m, jak w teście, trzeba zapłacić 990 zł, jednak system tego wymaga. Nie warto kupować niczego tańszego.
Wybór kabli głośnikowych i sieciowych zostawiam państwu. Warto wybrać głośnikówki Chorda, a w przypadku sieciówek zastanowić się nad Suprą lub Gigawattem.
Nie podaję żadnego konkretnego modelu, ponieważ chciałem państwu pokazać przy tej okazji pewien patent, który warto w tym systemie zastosować. Richmondy wyposażone są w podwójne gniazda głośnikowe. To pozostałość po latach 90., kiedy bi-wiring był gorącym tematem. Na szczęście coraz częściej firmy się z tego pomysłu wycofują – lepiej zastosować pojedynczy, droższy kabel, niż tańszy podwójny. Jeśli już jednak mamy podwójne gniazda, trzeba koniecznie wymienić łączące je blaszki (zwory) na lepsze. Większość firm proponuje coś takiego i najlepiej, żeby zwory zrobione były z tego samego kabla, co stosowany przez nas kabel głośnikowy. Da się to jednak zrobić jeszcze lepiej, bezkompromisowo.
Choć już o tym kiedyś pisałem, powtórzę: firma Acoutic Revive przygotowała bezkompromisowy sposób na połączenie gniazd bi-wiring w kolumnach. Wymaga to przerobienia zakończeń kabla. Zamiast bananów zakręcamy na kablu rozdzielkę BWA-4 (Bi-Wire Adapter). Wykonana jest z dwóch materiałów, duraluminium 2017 i mosiądzu w taki sposób, aby minimalizować wibracje. Poddana jest też procesowi kriogenicznemu (-196º C). Z jej drugiego końca wkręca się dwie pary, osobno dla każdej pary zacisków w głośnikach, 15-cm odcinków kabla, tego samego co podstawowy kabel głośnikowy, który używamy. I zakańczamy je w wybrany przez nas sposób. W moim przypadku były to wtyki bananowe RBN-1 Acoustic Revive.
W czasie testu skupiłem się na dwóch rodzajach sygnału: z odtwarzacza CD przez kabel cyfrowy RCA i bezprzewodowo, z komputera. Jako napęd CD pracował odtwarzacz Ancient Audio AIR V-edition. Odtwarzacz i wzmacniacz stały na platformach antywibracyjnych Acoustic Revive RAF-48F. Ponieważ zastosowałem bardzo krótki odcinek interkonektu Chorda (ze względu na jego wysoką – w kontekście ceny systemu - cenę), nie miałem dużego pola manewru, jeśli chodzi o ustawienie przetwornika i wzmacniacza. Po kilku próbach postawiłem ten pierwszy NA wzmacniaczu, w lewym przednim rogu. Nie usłyszałem żadnych różnic w stosunku do niezależnego ustawienia, a gumowa „stopa” DAC-a ładnie przeciwdziałała jego ślizganiu się po górnej ściance A19. Akumulatorowy zasilacz rDAC-a stał obok na drewnianej półce. Przydały się też słuchawki HiFiMAN HE-300. Jak zwykle, zastosowałem do nich genialny, przepiękny stand Klutz Design CanCans.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- Random Trip, Nowe Nagrania, 005, CD + FLAC 24/44,1 (2012).
- Abraxas, 99, Metal Mind Records, MMP CD 0102, CD (1999).
- Allan Taylor, Old Friends – New Roads, Stockfisch, SFR 357.6047.2, CD (2007).
- Barbara Lea, Woman In Love, Riverside/Sinatra Society of Japan, XQAM-160, CD (1955/2007).
- Dave Brubeck Quartet, Time Out, Columbia/Sony Music Entertainment Hong Kong, 83532, No. 55, K2HD CD (1959/2011).
- Dead Can Dance, Anastasis, [PIAS] Entertainment Group, PIASR311CDX, "Special Edition Hardbound Box Set", CD+USB drive 24/44,1 WAV (2012); recenzja TUTAJ.
- Depeche Mode, Singles 13-18, Mute, 6 x SP CD (1991).
- Frank Sinatra, Only The Lonely, Capitol/Mobile Fidelity, UDCD 792, gold-CD (1958/2002).
- Jethro Tull, Thick As a Brick, "40th Anniversary Set", Chrisalis/EMI 461923, CD + DVD PCM 24/96 (1972/2012).
- Megadeth, Countdown to Extinction, Capitol/Mobile Fidelity Sound Lab, UDCD 765, gold-CD (1992/2006).
- Miles Davis, Kind of Blue, Columbia/Sony-Legacy, 480410, “Master Sound”, Super Bit Mapping, CD (1959/1995).
- Muse, The Resistance, Warner Music Japan, WPZR-30355-6, CD+DVD (2009).
- Porcupine Tree, Deadwing, Lava, 93437, CD (2005).
- Portishead, Third, Go! Disc/Universal Music K.K. (Japan), UICI-1069, CD (2008).
- Roger Waters, Amused To Death, Columbia/Sony Music Direct (Japan), MHCP 693, CD (1992/2005).
- Warne Marsh Quartet, Music For Pracing, Mode/Muzak, MZCS-1111, „Mode Paper Sleeve Collection vol.1”, CD (1957/2006).
Japońskie wersje płyt dostępne na
Dobieranie poszczególnych elementów systemu przypomina gotowanie. Albo projektowanie budynku. Chodzi o to, że należy wykorzystać znane wzorce, a następnie przekształcić je, dodać coś nowego i tak doprawić, aby nam smakowało, żeby się nam podobało. Muszą być więc spełnione podstawowe warunki stawiane tego typu „dziełu”, ale ostateczny kształt zależy od nas i do nas ma przede wszystkim apelować. Nie inaczej jest z testowanym systemem – jest odbiciem mojego rozumienia odtwarzania dźwięku i tego, co jest w nim najważniejsze.
|
A jest w nim spójność. Elektronika Arcama z kolumnami Castle’a tworzy coś, czego nie można nazwać inaczej niż „spektaklem w ramach”. Na spektakl składają się drama, pełnia, znakomita równowaga tonalna, różnicowanie i dynamika, a na ramy ograniczenia, jakie nakłada na dźwięk wybór małych kolumn podłogowych oraz niedrogiej elektroniki. Można oczywiście poprawić każdy z tych elementów składowych, ale, przy utrzymaniu założonego budżetu, trzeba by zrezygnować z tego, co już mamy. A tego bym nie radził…
Chodzi przede wszystkim o rozciągniecie basu. Castle to niewielkie kolumny podstawkowe, w których konstruktorzy nie starali się za wszelką cenę wydusić z nich jak najwięcej niskich dźwięków. Tego typu strategia, tj. obniżenie skuteczności, lekka zmiana tonalności w imię rozciągnięcia pasma, jest zrozumiała, w rekach dobrego projektanta mogąca przynieść spektakularne efekty (patrz: RLS Callisto III). Poświęca się w niej jednak coś innego – spójność i klarowność wszystkich podzespołów. Castle przenoszą bas bardzo równo, nisko, jednak bez przesady. Po przekroczeniu pewnego punktu, gdzieś w okolicach 100 Hz jest powoli wycofywany, nie znikając nagle, nie tworząc wrażenia pustki, braku, co zdarza się z nawet bardzo dużymi kolumnami podłogowymi.
Odsłuchiwany system jest więc bardzo równy. I choć ograniczenia niskiego basu są jednoznaczne, wolumen dźwięku jest zaskakujący, podobnie jak jego skupienie i przestrzenność. Akustyka danego nagrania nie bazuje wyłącznie na wysokich tonach – tak jest, jeśli system ma ten podzakres wyeksponowany. To przestrzeń artefaktowa, taki „fejk” – nie ma solidnego umocowania, nie jest wiarygodna. Coś tam cyka, odzywa się długo, ale bez ciała, bez łączności z dźwiękiem, który ten pogłos wymusił.
Arcam z Castlem gra w głęboki sposób, pokazując szeroką i głęboką, bardzo wiarygodną scenę dźwiękową. Pierwsze plany są w tym zestawieniu nasycone, mocne i nieco promowane, ale to, co w głąb jest świetnie uchwycone, klarowne. Scena, powtórzę, jest bardzo głęboka. Zachowane są też relacje czasowe między poszczególnymi dźwiękami. To dlatego przekaz jest tak normalny, prawdziwy, pomimo jego oczywistych ograniczeń. Wybierając płyty, na których relacje fazowe grają główną rolę będziemy siedzieć zasłuchani, czatując na każdy kolejny „smaczek”. Będzie to część czegoś większego, nie „smaczek sam w sobie”, będziemy to mieli pokazane w wyraźny, interesujący sposób, bez tracenia z oczu całości. Seminaryjna pod tym względem płyta Amused to Death Rogera Watersa zabrzmiała niemal równie dobrze, jak z Harbethów M40.1 (pod względem konsystencji informacji poza głównym planem) i Amphionów Krypton3 (jeśli chodzi o precyzję lokalizacji). Jeszcze mocniejszy „kop” wykonał system z płytą 99 polskiej grupy Abraxas.
Pełnia tak wykreowanej „stereofonii” w sensie „sfery” ma związek z mocnym niskim środkiem i ładnym wyższym oraz średnim basem kolumn, świetnie wysterowywanych przez Arcama, nadającego całości oddechu i wiarygodnej namacalności. Z kolei jej skupienie, precyzja, solidność, bez drgającego na skraju „pola widzenia” obrazu to wiano, jakie wnoszą wymiary kolumienek. Czegoś takiego, za te pieniądze, nie dostaniemy absolutnie z żadną kolumną podłogową. Jeśli znajdziemy coś z mocniej zarysowanym, jeszcze mocniejszym „body” instrumentów, nie tylko na wprost nas, ale w każdym punkcie przestrzeni, zapłacimy za to wielkością sceny, jej rozmachem. I barwą. I solidnością. Mimo że wszystko będzie większe, głębsze, to nie będzie tak jednoznaczne, tak dobrze definiowane.
Systemowi wszystko jedno, jaką muzykę gra. Osobiście najbardziej podobały mi się nagrania jazzowe i z wokalem w roli głównej, jak dawno przeze mnie nie słuchane, a teraz z przyjemnością odświeżone, płyty Kind of Blue Milesa Davisa oraz Take Five Dave Brubeck Quartet. Z wokalistyki – Sinatra z Only The Lonly. Ale przecież wspominałem o Watersie, o Abraxasie, a mogę do tego dodać i Depeche Mode, i Clan of Xymox, i Jarre’a. Podobnie klasyka.
Kiedy puściłem Toccatę d-moll Bacha, przybiegła i córka, i syn, obeznani z tym tematem przez oglądanie serialu Był sobie człowiek (fr. Il Etait Une Fois... L'Homme, Albert Barillé, 1978). To było niezwykłe doświadczenie, bo choć dla syna idealne są potężne Harbethy, przyznał, że mu się podobało, że miał na grzbiecie ciarki. Ta konkretna wersja Fugi… pochodzi ze składaka High-Quality Music Source. MJ Technical Disc vol.6, wydanego przez japońskie pismo MJ Technical. Nie cierpię składanek, jednak ta konkretna przyciągnęła moja uwagę okładkami niektórych płyt. I dobrze - wersja utworu Bacha o której mówię brzmi spektakularnie i pozwoliła pokazać się systemowi z najlepszej strony. Niskiego basu wciąż nie było, jednak był w niezwykle sugestywny sposób sugerowany.
Jak się okazuje, da się wskazać w systemie elementy odpowiedzialne za poszczególne aspekty brzmienia i wyabstrahować to, w czym ten system ograniczają. Wzmacniacz ma nieco dociążony średni bas i słabszą rozdzielczość wysokich tonów niż środka i basu. Choć A19 rozkręciłem po odsłuchach, od razu wiedziałem, że spotkam tam coś w tym stylu – końcówkę na układach scalonych. Słyszałem to już bowiem wielokrotnie – i z tańszymi urządzeniami, i z droższymi. W tym przypadku to „dobrodziejstwo inwentarza” robi jednak swoje: dodaje kolumnom „body”, nasyca środek i lekko stępia górę.
Same kolumny są bowiem bardzo przezroczyste. Zachowując „magię” firmy Castle, polegającą na nieco słodkim akcentowaniu ataku, są czystsze i bardziej rozdzielcze niż większość kolumn tej firmy, bez względu na cenę. Ich góra jest dość mocna, a wyższy środek delikatnie wycofany. Dlatego najlepiej słuchać ich z droższymi wzmacniaczami, może lampowymi. Chyba, że to będzie Arcam (albo też Music Hall) – w tym zestawieniu dostałem wszystko, co w Richmondach najlepsze, z czymś dodatkowym, czego się za te pieniądze nie spodziewałem. Jak mówiłem to: spójność i równowaga.
Wyjścia słuchawkowe we wzmacniaczach zintegrowanych, w odtwarzaczach CD to niemal zawsze element pomocniczy, nic szczególnego. Jeśli chcemy skorzystać ze słuchawek w równoważny sposób, co z kolumn, niemal zawsze trzeba kupić zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy. Są od tej reguły wyjątki, ale drogie: to wzmacniacze lampowe Lebena i Cary, to odtwarzacz SACD Marantza SA-11S3, który jakiś czas temu testowałem dla „Audio”. Reguła jest jednak taka: to wyjścia podnoszące funkcjonalność urządzenia, nie wpływające jednak na jego „wartość”.
Wyjście słuchawkowe w A19 jest inne. Choć to tylko mini-jack, słuchałem przezeń muzyki długo i z przyjemnością Niemal idealnie zgrały się z jego charakterem słuchawki HiFiMAN HE-300, wyposażone w kabelek z wtykiem mini-jack – nie ma przypadków… Dźwięk nie był jakoś bardzo rozdzielczy i różnicowany, a średni bas był mocniejszy, ale całość brzmiała zaskakująco prawdziwie i naturalnie. Wysoka dynamika, bardzo dobra „scena dźwiękowa”, brak rozjaśnień – to wszystko dostajemy zwykle ze wzmacniaczami słuchawkowymi za 1500 zł i więcej. Tutaj mamy za darmo.
Jak mówiłem na początku, interesowało mnie przede wszystkim to, jak system gra z napędem CD i z sygnałem przesyłanym bezprzewodowo, z komputera. Wszystkie powyższe uwagi odnoszą się do sygnału z CD, po kablu. Przesył bezprzewodowy firmy Kleer jest bardzo stabilny. Nigdy nie miałem problemów z zakłóceniami, nigdy mi sygnał nie „uciekł”. Dźwięk jest jednak gorszy niż przez kabel, nie miejmy złudzeń. Jest płytszy, jaśniejszy i mniej dynamiczny. Nie może to być więc nasz „główny” kanał przesyłu. Jeśli jednak chcemy wykorzystać komputer jako źródło alternatywne, kiedy nie siedzimy skupieni przez kolumnami, tylko pracujemy, odpoczywamy, gotujemy – wówczas idealnie się sprawdzi. Jest bezproblemowy i pozwala na wykorzystanie tysięcy nagrań zgromadzonych przez nas na dyskach twardych komputera.
BUDOWA
Arcam rDAC/Bakoon SATRI BPS-02
To niewielkie, wykonane z aluminiowego odlewu pudełeczko z czterema diodami LED i przyciskiem. Tym ostatnim zmieniamy aktywne wejście, a LED-y zmieniają kolor z czerwonego (brak sygnału) na zielony. Możemy do niego wysłać sygnał przez kabel RCA, optyczny TOSLINK (obydwa do 24/192) oraz USB (asynchronicznie, do 24/96). To ostatnie wyposażono w odbiornik cyfrowy TAS1020B z oprogramowaniem na licencji firmy dCS, potentata w dziedzinie przetwarzania sygnałów cyfrowych.
Wejścia cyfrowe RCA i TOSLINK sprzęgnięte są z odbiornikiem cyfrowym Wolfson Microelectronics WM8805. Odbiorniki tak naprawdę są dwa – dla wejść S/PDIF i dla opcjonalnej płyteczki z odbiornikiem Wi-Fi. Pierwszy z nich przyjmuje sygnały 24 bitowe, aż do 192 kHz, jednak drugi ograniczony jest do 24/48. Przetwornik D/A jest jeden – to bardzo dobra, nowoczesna kość Wolfsona WM8741, akceptująca sygnały aż do 32 bitów i 192 kHz. Na wyjściu widać dwa układy scalone L49722 International Semiconductor – niskoszumne, szybkie układy. Całej tej sekcji towarzyszą bardzo dobre kondensatory Elna Silmic. Wyjście – RCA (złocona tylko masa) sprzęgnięte jest układem DC-servo i aktywowane niewielkim przekaźnikiem.
Zasilacz akumulatorowy z Korei to ładne, aluminiowe pudełeczko z wyłącznikiem na przedniej ściance i małą diodą LED, zmieniającą kolor z białego (ładowanie) na zielony lub bursztynowy (naładowane), w zależności od tego, który z dwóch akumulatorów akurat pracuje.
Arcam FMJ19
To najnowszy wzmacniacz firmy Arcam, ale wygląda dokładnie tak samo, jak pierwsze urządzenia z serii FMJ sprzed wielu lat. Wyposażony jest w aluminiową obudowę, wytłumianą wewnątrz, podklejonymi płatami aluminium. Z przodu mamy zielony wyświetlacz, dużą gałkę siły głosu oraz rządek przycisków. Zmienimy nimi wejście, uaktywnimy balans między kanałami, uaktywnimy ‘Mute”, przygasimy i zgasimy wyświetlacz. Są też dwa gniazda typu mini-jack – wyjście słuchawkowe i wejście z zewnętrznego urządzenia.
Znajdujące się z tyłu gniazda są średniej jakości. Jest ich jednak zaskakująco wiele: sześć wejść liniowych, wejście gramofonowe MM (można je zamienić w „menu” na liniowe), wyjście do nagrywania i wyjście z przedwzmacniacza. Zaciski głośnikowe są pojedyncze. Jest też gniazdo mini-jack z napięciem stałym 6 V.
Układ elektroniczny zmontowano na jednej, dużej płytce drukowanej. Przedwzmacniacz oparto na kościach National Semiconductors i scalonej drabince rezystorowej Burr Brown PGA2311. Przedwzmacniacz gramofonowy ma pojedynczy scalaczek JRC2114. Przykręcone do sporego radiatora końcówki mocy to układy scalone LM3886 National Semiconductors. Większość elementów nalutowana jest powierzchniowo, za wyjątkiem przewlekanych oporników i kondensatorów elektrolitycznych.
Bardzo ładnie wygląda zasilacz: duży transformator toroidalny i cztery kondensatory filtrujące dla końcówki mocy. Sekcja przedwzmacniacza ma osobne uzwojenie wtórne i stabilizowany zasilacz. To stąd pobierane jest napięcie dla wyjścia 6 V.
Castle Richmond Anniversary
Nowe Richmondy są niewielkie, pięknie wykończone naturalną okleiną i bardzo ciężkie. Oryginalna obudowa z 15 mm płyty MDF została w wersji 3i wytłumiona została matami bitumicznymi. Na potrzeby serii Anniversary Edition inżynierowie jeszcze mocniej zredukowali wibracje bocznych paneli, przez użycie wielowarstwowego laminatu i miękko zbitej wełny absorbującej fale dźwiękowe wewnątrz obudowy. Jak mówi Peter Comeau, szef projektantów Castle, pełne wykorzystanie dynamicznych możliwości 110 mm przetwornika nisko-średniotonowego zostało umożliwione przez zastosowanie uważnie dobranych wzmocnień wewnątrz obudowy. Membrana głośnika to plecionka włókna węglowego. W systemie napędowym zastosowano karkas z Kaptonu, na którym nawinięto cewkę z pokrytego miedzią aluminium. Całość zmontowana jest na solidnym koszu z odlewu z aluminium. Wysokie tony obsługiwane są przez 19 mm kopułkę z membraną z mikro-plecionki poliamidowej. Umiejscowienie głośnika wysokotonowego poniżej nisko-średniotonowego wprowadziło przesunięcie fazowe potrzebne do jak najlepszego zestrojenia głośników i zwrotnicy typu Linkwitz-Riley. Głośnik wysokotonowy został przesunięty w kierunku jednej ze ścianek, w celu zredukowania odbić od jej powierzchni. Pomaga temu nieco inny kształt przednich krawędzi. Kolumny dostarczane są w lustrzanych parach.
Elementy w zwrotnicy zostały użyte pod kątem ich „przezroczystości” – znajdziemy tam cewkę powietrzną o większych niż przeciętne rozmiarach oraz niskostratne kondensatory polipropylenowe produkowane samodzielnie przez Castle.
|