pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Spotkanie #91

JOHN ZUREK
„POSITIVE-FEEDBACK ONLINE”
w Krakowie

Spotkania z dziennikarzami któregoś z wiodących pisma audio na świecie są zarówno przyjemnością, jak i sprawdzianem. Sprawdzani jesteśmy przede wszystkim my, ludzie z Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, jak również my, jako Krakusy. Ale to także okazja do przeegzaminowania miłego gościa. Tym razem przyjemność była podwójna – John Zurek, w wolnych chwilach dziennikarz magazynu „Positive-Feedback Online”, okazał się mieć z Polską wiele wspólnego, a wycieczka była jego pierwszą w życiu, sentymentalną podróżą do kraju przodków.
www.positive-feedback.com


Cześć Wojtku!

Mam na imię John Zurek i jestem dziennikarzem “Positive-Feedback Online”.
Jestem „Polish-American” (wszyscy moi dziadkowie pochodzą z Polski), który w Polsce nigdy nie był. W październiku wybieram się do Europy w sprawach biznesowych i kiedy wszystko pozałatwiam, chciałbym pojechać do Warszawy i Łodzi. Wiem, że mieszkasz w Krakowie, ale ciekawy jestem, czy może znasz polskich audiofilów w tych miastach, którzy mogliby się ze mną spotkać.

Czas w Warszawie przeznaczam po prostu na zwiedzanie i zabawę. Wizyta w Łodzi będzie inna. Kiedy zmarł mój ojciec znalazłem uniego dokumenty, które sugerują, iż, jak mi się wydaje, mogę mieć w Łodzi jakiś krewnych, których postaram się odnaleźć.

Jakakolwiek rekomendacja z twojej strony będzie dla mnie dużą pomocą i będę za nią wdzięczny.

Dziękuję bardzo, [podziękowania John napisał po polsku – przyp. red.]
John Zurek

jak tu nie pomóc człowiekowi. Powoli, powoli, zmontowałem dla Johna wizytę w Polsce. A jaka to była wizyta i co się działo, ta relacja wam opowie.


JOHN ZUREK

John mieszka w Colorado Springs, w miejscu, które jest jego prawdziwym DOMEM – kocha je i czuje się w nim dobrze. Pomimo że przez dużą wysokość n.p.m. jest tam sucho i trzeba sporo pić, żeby nie wyschnąć. Wziąłem to pod uwagę i ściągając Johna do Krakowa, przygotowałem dzień wcześniej przejście po kilku krakowskich piwiarniach. Zaczęliśmy od miejsca, w którym można się napić czeskiego piwa i zjeść coś stamtąd. W U Jožina na ul. Św. Tomasza przypatrzyliśmy się sobie trochę lepiej, a pierwsze lody runęły w ciągu dwunastu sekund, jak tylko przyniosłem pierwsze szklanki do stołu. John jest bowiem człowiekiem, którego nie da się nie kochać, nie lubić, nie szanować. Spokojny, ale spokojem doświadczenia, błyskotliwy, świetny rozmówca. Powitaliśmy go w czterech – z Januszem Sz., Andrzejem i Tomaszem. Janusz zrobił to nawet kilka dni wcześniej, bo to on był przewodnikiem Johna po mieście, z którego wspólnie przyjechali – to Łodzianin pełną gębą. A w ostatnim czasie nawigacja po tym mieście przypomina ruchy Browna, tyle że wymuszone przez totalną przebudowę okolic dworca kolejowego i remont ul. Piotrkowskiej. Choć szukali, rodziny Johna nie znaleźli. Może następnym razem. A ten nastąpi na 100%, tak przynajmniej na odchodnym, następnego dnia, John mnie zapewniał. Może nawet uda się mu, jak mówił, przyjechać z pochodzącą z Czech żoną, choć ta Czeszką nie jest. Z tego, co mówił wynika, że jej korzeni trzeba szukać w węgierskiej mniejszości mieszkającej u naszych południowych braci . Obydwoje zaś są Amerykanami – taka mała łamigłówka.

W każdym razie, Janusz oprowadził Johna po Łodzi, odbierając go z równie szacownych rąk, a mianowicie „zaopiekowanego” przez Adama Mokrzyckiego, w wolnych chwilach dziennikarza „Audio” i „Audio-Video”, a także organizatora Audio Show. W stolicy spotkali się m.in. z panem Łukaszem Fikusem, konstruktorem i właścicielem firmy Lampizator. John nie mógł się go nachwalić, dziękując przy okazji Adamowi za pomoc.
Ciężko, naprawdę ciężko coś takiego przebić. Dlatego nawet nie próbowałem. A jeśli nawet, to starałem się robić to niezbyt nachalnie. Wykorzystałem z premedytacją fakt, że jedna z babć Mr. Zurka pochodziła spod Krakowa i że on sam lubi: 1) piwo, 2) dobrą muzykę, 3) jest audiofilem.

O punkt 1. postaraliśmy się, jak mówiłem, dzień wcześniej. Wizyta w U Jožina miała być pierwszą z kilku podczas tego wieczoru. W grę wchodziła także duża pijalnia piwa House of Beer na ul. Św. Krzyża (w Krakowie niemal wszystko jest Święte). Po wyjściu od gościnnych Czechów zmierzyliśmy jednak siły na zamiary i wyszło nam, że jeszcze jedno miejsce i będziemy nawodnieni jak należy. Dlatego wykorzystaliśmy fakt, że jakieś 6 metrów od House of Beer mieści się pub z piwem belgijskim – można znaleźć tam kilkanaście rodzajów z „kija” i kilkadziesiąt z butelek. W dotarciu do tego przybytku rozkoszy pomogło nam to, że szliśmy prostą drogą, nie więcej niż 500 m, ulicą Św. Tomasza. Mieszcząca się na rogu ulic Tomasza i Krzyża BeerGallery – LUXURY jest relatywnie droga, dlatego nie ma w niej tłoku i nie jest głośno. Czy wspominałem już, że jednym z importerów takich właśnie, wybitnych piw, jest były zastępca redaktora naczelnego „Audio-Video”, Roch Młodecki? To wspominam. To on dostarcza niektóre piwa do BeerGallery i House of Beer. A także do tzw. „magicznego sklepu” niedaleko mnie, gdzie się regularnie zaopatruję, w którym mają ponad 300 rodzajów tego cudownego trunku, który wygląda, jak skrzyżowanie żulerni i mordowni, a jest po prostu cudownym miejscem. Roch prowadzi także sklep internetowy Smak Piwa. Muszę jeszcze o tym kiedyś napisać.
Z Johnem pogadaliśmy trochę o wizycie w Polsce, o Colorado Springs, o „Positive-Feedback OnLine” i o życiu. Wychynąwszy z pubu po raczej dłuższym niż krótszym czasie wiedziałem, że John jest już NASZ.
Pozostało mi jeszcze spełnić dwa warunki. O miłość naszego gościa do Krakowa zadbałem, organizując dla niego zaznajomioną panią przewodnik, która zajmuje się wszystkimi moimi anglojęzycznymi gośćmi audio zza granicy – ostatnio panem Kazuo Kiuchi (Reimyo, Harmonix). Z dwoma ostatnimi nie było tak łatwo, dlatego o pomoc poprosiłem większą grupę ludzi, z którymi zorganizowałem 91. spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego.

Acoustic Revive
ACOUSTIC CONDITIONER RWL-3

Powody do spotkania były dwa. Pierwszy przyjechał jakiś czas temu do Janusza S. i Ryszarda B., zamówiony z innymi elementami firmy Acoustic Revive. Wizyta jej właściciela, pana Kena Ishiguro pozostawiła po sobie spadek w postaci konwertytów – nikt obecny w czasie prezentacji nie miał wątpliwości, że dzieje się coś szczególnego i że rzeczy trudne do uwierzenia mają sensowne wyjaśnienie i je wyraźnie słychać (czytaj TUTAJ). Oprócz kilku pudeł „drobnicy” do chłopaków przyjechały również panele akustyczne RWL-3, które zrobiły na nas takie wrażenie. Każdy z nich zamówił trzy sztuki, obsadzając przestrzeń za kolumnami. Była to jednak połowiczna realizacja założeń pana Ishiguro. Pełny system zakłada bowiem użycie siedmiu takich paneli – trzech przed słuchaczem, dwóch z boku, jednego z tyłu i jednego na suficie. Mając sześć sztuk mogliśmy go w znacznej mierze zrealizować. I to był powód numer jeden, dla którego się spotkaliśmy i który chcieliśmy z Johnem obgadać. Żeby lepiej zrozumieć wpływ paneli na dźwięk, podzieliliśmy sesję na dwa etapy. Najpierw ustawiliśmy trzy panele, dokładnie tak samo, jak nam to pokazał pan Ishiguro, po czym dodaliśmy trzy kolejne. Sufitu nie „obsadziliśmy”. Johna posadziliśmy w centralnym miejscu, tuż przed jonizatorem Acoustic Revive RIO-5II. Jeszcze do tego wrócę, bo przez dłuższy czas John się z niego śmiał. Do czasu.



3 PANELE

W pierwszej turze ustawiliśmy panele dokładnie tak, jak to zrobił pan Ken Ishiguro, kiedy był u Janusza. To modyfikacja wariantu nr 3 z opisu na stronach firmowych (czytaj TUTAJ). Skrajne panele nie były ustawione płasko, ale lekko dogięte do środka. Ten wariant ma poprawiać rozdzielczość i głębię; „dramatycznie poprawić” ma się scena dźwiękowa.

Marcin
Nie wiem, czy to sprawka wina, czy paneli, ale z panelami to zupełnie inny sposób grania. Dźwięk jest miększy, pełniejszy i znacznej poprawie uległ bas. Siedzę z boku, ale może właśnie dlatego to ten aspekt tak mocno mnie uderzył. To naprawdę zupełnie inne, dużo lepsze, granie.

Tomek
Uczciwie powiem – szału nie ma. Nie, żeby nic się nie zmieniło, zmiany nie da się nie zauważyć. Ale nie powaliła mnie na tyle, żebym od razu zaczął myśleć o zakupach. Jeśli już miałbym powiedzieć o jakiś zaletach, to byłyby to: ciemniejszy, lepiej wypełniony dźwięk, mniejsza szklistość. Dla mnie jednak te różnice nie były tak istotne, jak się tego spodziewałem.

Andrzej
Rozumiem, co Tomek ma na myśli, to nie są takie zmiany, jak przy zmianie kabli, lamp i innych elementów. Ale to, co wnoszą wydaje mi się bardzo ważne. Po raz pierwszy właśnie teraz zwróciłem uwagę na zmiany, pomimo że wydają się nieduże. Dołożenie paneli zmienia dźwięk w dobrym kierunku, nie ma żadnych wątpliwości, że to jest to, o co chodzi i czego brakowało w tym systemie. Który jest przecież bardzo drogi. Do tej pory płyty z muzyką klasyczną grały inaczej niż pozostałe – wydaje mi się, że gorzej, zbyt agresywnie i za mało spójnie. Jak gdyby duża ilość instrumentów nie mogła być w odpowiedni sposób „wyświetlona”. Panele pozwoliły to uspokoić i po raz pierwszy nagrania z klasyką zabrzmiały równie interesująco, co jazz i rock. Teraz mamy większą przestrzeń. Zwróciłem też uwagę na bas – jest dużo lepiej definiowany i ma lepszą kontrolę oraz rozciągnięcie. I to jedno, sposób prezentacji klasyki, usprawiedliwia moim zdaniem ich obecność. Ale dla mnie zmiany nie były jakieś porażające.

John
Muszę na początek powiedzieć, że to system o wyjątkowej, zupełnie zjawiskowej koherencji. Takiego głosu, jak tutaj jeszcze nie słyszałem! To najlepsze wokale, jakich doświadczyłem z systemem audio. Kłaniam się głęboko! Jeśli chodzi o panele, to mam inne zdanie niż moi przedmówcy: dla mnie wszystko lepiej zagrało bez nich. Może nie „lepiej”, ale inaczej i ja tamten sposób prezentacji wolę. Chodzi o to, że z panelami miałem mniej akustyki wokół wykonawców, wszystko się trochę stłumiło, było bliżej, ale nie miało takiego rozmachu, jak wcześniej. I mam z tym problem i powiem coś, co może się wydać trochę schizofreniczne: chociaż, jak mi się wydaje, wszystko było bardziej otwarte, miało większy rozmach bez paneli, to w ostatecznym rozrachunku wolę dźwięk z panelami. Może to dziwnie brzmi, ale sam muszę sobie to w głowie poukładać, zrozumieć. Z panelami, powtórzę, zabrakło mi trochę iskier na górze pasma.

Rysiek B.
Cóż mogę powiedzieć, przeczcież już kupiłem trzy takie panele… Ale na poważnie: moim zdaniem różnica jest wyraźna, a zmiany na tyle duże, żeby można było mówić o nowej jakości odsłuchu. Panele dodają coś, co powoduje, że mamy koncert na żywo, zamiast studyjnej obróbki. Instrumenty są z nimi bardziej „płaskie”, nie tak przestrzenne, jak wcześniej. Ale jednocześnie ich dźwięk lepiej wypełnia przestrzeń, nasyca ją, a nie tylko „jest” gdzieś przed nami. Instrumenty teraz „oddychają” z pokojem. Niektórych płyt, które słuchaliśmy, jak Możdżera i Daniellsona – swoją drogą strasznie nudna ta nowa płyta – czy Niemena nie dało się wcześniej słuchać. Teraz aż „widać” akustykę.


Rysiek S.
Myślałem, że będzie lepiej. Zmiany zauważyłem przede wszystkim na Niemenie – zaszła z nim duża zmiana, poprawił się atak i wygaszenie. Na War Burdona gitara basowa zaczęła żyć – to ciekawe, ale najbardziej na obecności paneli korzysta właśnie niski zakres. Ale generalnie nie do końca mi się te zmiany podobają. Moim zdaniem gdzieś wyparowało ciepło systemu i znikł powab środka pasma.

Janusz
Nie wiem, czy słuchamy tego samego, ale OK., każdy może mówić, co chce. Moim zdaniem różnica jest spektakularna. Słuchając tego, co powiedzieliście, pewnie zaskoczę was określeniem kierunku, w którym – moim zdaniem – poszła zmiana: „więcej powietrza”. Ponieważ mam te panele od jakiegoś czasu, oswoiłem się z nimi. I to chyba problem ich odbioru w tak krótkim odsłuchu. Zrozumienie tego, co robią przyszło do mnie po jakiś dwóch tygodniach słuchania. To, co słyszymy gra teraz w podobny sposób, w podobnej „manierze”, jak to, co słyszeliśmy u Ryśka z taśmy analogowej [o spotkaniu z magnetofonem szpulowym w roli głównej czytaj TUTAJ – przyp. red.]. To było dla mnie ogromne zaskoczenie. Teraz mniej słychać wycinanych z tła elementów, mniej się na nie zwraca uwagę. Z kolei całość ma niesamowity oddech, jest lepsza. Pamiętacie, jak komentowaliśmy to, co słyszeliśmy ze Studera? Że to zupełnie inna przestrzeń niż w winylu i CD? Znacznie słabiej definiowane plany, ale za to bardziej naturalne, jak na żywo. Teraz słyszę dokładnie to samo. Przestrzeń jako taka wydaje się mniejsza, chodzi mi o rozmiary. Ale instrumenty są bardziej realne. Teraz muzyka dzieje się TU i TERAZ. Nie jest preparowana, a grana. Ale ja, jak wiecie, mogę być spaczony tym, że już sobie panele kupiłem.



6 PANELI

To wariant, którego wcześniej nie wypróbowaliśmy. Na diagramach go nie znajdziemy, ale można przyjąć, że to odmiana wariantu nr 6, minus panel na suficie. Pan Ishiguro pisze o nim tak: „Byłoby idealnie, gdyby udało się ustawić panel za słuchaczem i na suficie”. Cóż – nikt nie jest idealny.

Marcin
Moim zdaniem idzie to w dobrą stronę – dźwięk coraz bardziej przypomina realny koncert, a nie muzykę z „puszki”. Musiałbym jednak jeszcze raz posłuchać tych samych nagrań w ogóle bez żadnych paneli, żebym mógł to na 100% potwierdzić.

Tomek
Moim zdaniem teraz różnice były większe niż poprzednio, z trzema panelami. Zauważyłem przede wszystkim większą łatwość w odbiorze dźwięków w tym, jak mi się słuchało. Teraz wszystko jest lepiej słyszalne, wyraźniejsze. Ale generalnie, jak dla mnie, zmiana w porównaniu z trzema panelami nie była „kolosalna”, jak niektórzy pewnie powiedzą.

Andrzej
Przy klasyce - lekkie rozczarowanie. Mam wrażenie, że sięgamy limitu reprodukcji tego typu muzyki w domu, chodzi głównie o emocje. Ale zaskoczyła mnie na plus zmiana, jaka zaszła przy pozostałych rodzajach muzyki. Przy Burdonie było wręcz tak, jakbyśmy słuchali innego utworu. Z Możdżerem było to samo – nie ma już dalszego uspokajania dźwięku, jak po włożeniu trzech paneli, nie usypiamy dźwięku. Teraz, tak to słyszę, wszystko jest żywsze, bardziej uwolnione. Poza klasyką wszystko podoba mi się bardziej teraz, z sześcioma.

John
Muszę powtórzyć to, co już mówiłem: nie bardzo mi się podoba kierunek zmian, jakie panele wprowadzają. Ale to po prostu moja opinia i zapewne przyzwyczajenie do czegoś innego. Same zmiany są duże i całkowicie zmieniają dźwięk. Jeśli ktoś szuka właśnie czegoś takiego, będzie zachwycony. Wcześniej słyszałem dźwięki trochę bardziej z tyłu, teraz wszystko jest mięsiste i pełne, ale tylko przede mną, za kolumnami. Dla mnie takie „zniknięcie” powietrza jest krokiem w złym kierunku. Wolałem dźwięk z trzema panelami, byłem w stanie przyjąć zmiany, jakie przynoszą, ciesząc się z zalet i nie zwracając uwagi na wady. Teraz wady, moim zdaniem, się pogłębiły. I znowu – może nie „wady”, bo to są po prostu cechy, których ja nie lubię. Powiedzmy tak: zmiany, które wcześniej słyszałem, teraz są jeszcze mocniejsze.


Wiciu
Zaczęło się dobrze, z organami wszystko było mocniejsze. Zdecydowanie na lepiej. Potem było gorzej. W miejscu, w którym siedzę, czyli z tyłu, dźwięk z sześcioma panelami był przytłumiony, zniknęła scena, wcześniej rozciągająca się mocno na boki. Dla mnie taka prezentacja jak teraz jest gorsza.

Rysiek B.
Przy trzech panelach najbardziej zachwycił mnie Niemen – to była zmiana, jakiej bym sobie życzył dla każdego systemu. Teraz dołączyły do tego inne płyty. Burton zagrał lekko, łagodnie, płynnie, bez agresji – czysta przyjemność. Zaskoczył mnie Możdżer, z tym, że dźwięk był spójny i sensowny. Moim zdaniem sześć paneli pozwoliło połączyć aspekt studyjny i koncertowy, to jeszcze bardziej komfortowe słuchanie.

Janusz
Nie mam wiele do dodania. Kiedy zabrzmiały pierwsze takty wiedziałem o co chodzi. Od razu usłyszałem, że mocno się wszystko wytłumiło. Wszystko wręcz zwolniło. Nie jestem pewien, czy to krok w dobrym kierunku.



0 PANELI

Ponieważ część słuchających chciało usłyszeć system z powrotem bez paneli, wszystkie wynieśliśmy. To dało także możliwość przejścia z teoretycznie „lepszego” ustawienia na gorsze.

Wiciu
Cóż powiedzieć – lepsza, większa przestrzeń. To znaczy – dla mnie lepsza, bo większa. Teraz wszystko jest szersze, bardziej rozłożone wszerz. Z panelami było za to cieplej, bardziej płynnie, bardziej intymnie. Ale ja w klasyce wolę rozmach, moc, uderzenie. Panele to trochę wytłumiły.

Janusz
Wszystko się we mnie gotuje, jak słucham tego, co mówicie. Przecież różnica jest fundamentalna i gadanie o większym czy mniejszym tym czy tamtym nie ma sensu, nie mówimy o hi-fi, ludzie! Tu nie chodzi o ciepło, ani o takie pierdoły! Z wszystkimi panelami na miejscu słychać było, że dźwięk ma pełne spektrum [Votum separatum! – to mówię ja, Wiciu]. Mówienie o tym, że coś jest w czasie odtworzenia w domu bardziej naturalne, czy mniej to zwykłe BS! Chodzi o takie przekazanie dźwięku, które coś w nas poruszy. A panele pozwalają na odebranie czegoś więcej niż tylko szumu. Powodują, że wszystko ma swoje miejsce. Siedziałem w poczuciu, że wszystko „gra”. Bez paneli natychmiast pojawiła się beznadziejna, zbyt mocna górna średnica, której – uwaga! – wcześniej ani ja, ani wy nie słyszeliście, nie sprawiała wam problemów. Teraz, bez paneli irytuje mnie po prostu jak diabli.

Rysiek B.
Muszę się zgodzić z Januszem: bez paneli słuchałem samych dźwięków. To było świetne, ten system nigdy jeszcze tak dobrze nie grał. Ale z panelami słuchałem muzyki, to było to, czego w tym hobby szukam.

Marcin
Teraz mam 100% pewności co do tego, co słyszę i co o tym myśleć. W miejscu, w którym siedzę, czyli z boku, z panelami słyszałem bez porównania lepszą przestrzeń. I nie chodzi o rozmieszczenie instrumentów, wielkość i tym podobne, a o prawdziwą akustykę, poczucie uczestnictwa w czymś realnym. Wiem, że to tylko odtworzenie, ale czułem się, jak na koncercie. Co więcej, słyszałem, a nawet „widziałem” równą, ciągłą przestrzeń przed sobą. Bez paneli słyszałem lewą i prawą kolumnę grające osobno.

Tomek
Chowam ogon pod siebie i przepraszam za to, co powiedziałem. Gdyby się dało, to bym to wykasował. Po zainstalowaniu kolejnych trzech paneli, otoczony przez nie, myślałem, że ta zmiana nie jest warta pieniędzy, jakie trzeba za nie zapłacić. Dopiero ich wyniesienie i powrót do tego, co było, spowodowało, że dotarło do mnie coś, o czym mówił Janusz: bez paneli to bardzo ubogie brzmienie. Oczywiste jest, że przesadzamy, ja też, w opisie wrażeń, bo to przecież wcześniej było brzmienie wybitne, John nie bez powodu się zasłuchał. Tyle tylko, że właśnie tego typu zmiany są kluczowe, to coś więcej niż proste: „mniej” i „więcej”.
Mam tylko jedną uwagę – choć nie do samych paneli. Nawet z nimi normalne, przeciętne płyty nie zabrzmiały w taki sposób, jak wydawnictwa audiofilskie, tj. nie było to wydarzenie. A przecież wiem, że u Wojtka nawet byle jaka płyta gra tak, jakby to było COŚ. Tutaj słaba płyta gra słabo. Rozumiem, że trzeba różnicować, ale nie powinno się od razu kasować tego, co słabsze, a starać się z niego wyciągnąć jak najwięcej.

Andrzej
To przepaść. Przejście od lepszego do gorszego jest bardzo pouczającym doświadczeniem i tutaj słychać było dlaczego. Wszystkie panele razem dają coś w rodzaju „pokoju w pokoju”.

John
Właśnie dlatego muszę spędzić przynajmniej miesiąc z danym produktem, kiedy go dla „Positive-Feeback Online” testuję, zanim cokolwiek o nim powiem. Dotyczy to przede wszystkim kolumn, co do których zwykle mam najwięcej wątpliwości i których ustawienie jest kluczowe do osiągnięcia optymalnego wyniku. Także w tym przypadku słychać, że trzeba wielu prób, aby zrozumieć te zmiany i się do nich odnieść. Po tych kilku godzinach mogę powiedzieć, że wolę dźwięk z trzema panelami z przodu, a jeśli już to bez paneli. Ale jeśli miałbym wybierać, to wybrałbym jednak odsłuch z panelami (trzema).Myślę, że ostatecznie to będzie sprawa gustu. Dźwięk jest na tyle inny, że nie da się podejść do ich kupna bez wypróbowania przez dłuższy czas u siebie. Wolałbym ich posłuchać u siebie dłużej niż teraz, może wtedy bym się do nich przekonał na 100%. Myślę, że dwa tygodnie by mi wystarczyły :)



PLATINUM SHM-CD

Korekta akustyki pomieszczenia, np. za pomocą paneli akustycznych, to sprawa w prawidłowym wykorzystaniu systemu audio kluczowa. Jak się wydaje, końcowy efekt nawet w 50% zależy od pomieszczenia. To wciąż zapomniany element systemu, najtrudniejszy jednak do zmiany. Jest bardzo mało firm, które świadomie robią coś dobrego w tym kierunku. Acoustic Revive z RWL-3 oferuje niebywałą pomoc w opanowaniu największych bolączek. Ich wpływ jest bardzo duży. Tyle, że nie każdemu te zmiany przypadną do gustu.
Spotkanie zakończyliśmy jednak czym innym. Do rąk audiofilów na całym świecie niedługo przedtem trafiły pierwsze egzemplarze płyt Platinum SHM-CD. Nie mogliśmy takiej okazji przegapić. Przygotowaliśmy ich odpowiedniki SHM-CD lub inne i odsłuchaliśmy je w ciemno, nie wiedząc, która płyta w danym momencie gra. Było to porównanie A/B, z nieznanymi A i B. Po odsłuchu słuchacze głosowali, najpierw mówiąc, czy różnica w ogóle wystąpiła. Dla skrócenia powiem, że we wszystkich próbach 100% uczestników stwierdziło różnicę pomiędzy odsłuchiwanymi wersjami i to – trzeba dodać – bardzo dużą.

Do próby wybraliśmy trzy płyty:

  • Dire Straits, Dire Straits, Vertigo/Universal Music LLC (Japan) UICY-40008, Platinum SHM-CD (1978/2013), porównywana była z wersją SHM-CD (ale nie najnowszą, która wytłoczona została przy użyciu procesu HR Cutting, to była „zwykła” SHM-CD),
  • Queen, A Night At The Opera, Island/Universal Music LLC (Japan) UICY-40006, Platinum SHM-CD (1975/2013), porównywana z regularnym wydaniem japońskim mini LP,
  • Derek and the Dominos, Layla, Polydor/Universal Music LLC (Japan) UICY-40004, Platinum SHM-CD (1970/2013), która porównywana była z krążkiem SHM-CD.

Przy płycie Dire Straits wszystkie osoby głosowały za krążkiem oznaczonym jako „B”, trzy osoby poprawnie wskazały Platinum SHM-CD, cztery się pomyliły, co pokazuje, że nie mieli pojęcia, czego szukać. Zdecydowanie gorzej oceniono wersję SHM-CD. Jest naprawdę kiepska, bardzo „chuda” i chaotyczna. Dla porównania posłuchaliśmy także starszej wersji Super Bit Mapping, europejskiej wersji. Ta okazała się dalece lepsza niż SHM-CD. Ale dopiero w porównaniu z nią ostatecznie doceniono zalety Platinum: pełnię, głębię, niesamowitą gładkość. Podobne uwagi rzucano po odsłuchu Claptona i spółki. Tym razem wszyscy poza Johnem wskazali poprawnie płytę Platinum, przy czym John stwierdził, że wybrał krążek oznaczony jako „A” (pod „A” kryła się wersja SHM-CD) dlatego, że bardziej mu się podobała. I wreszcie można było dokładnie określić rozbieżności między nami i Johnem jeśli chodzi o preferencje. Nasz gość preferuje żywe, otwarte brzmienie, my zaś bardziej gładkie, nawet kosztem dynamiki.
Przy ostatniej płycie (Queen) nie było wątpliwości: wszyscy poprawnie wskazali Platinum i wszyscy, co do jednego preferowali właśnie tę wersję. Myślę, że zaznaczyło się w ten sposób zjawisko, które określamy jako „reorientacja”. Musimy wiedzieć, czego słuchamy, albo musimy się nowego dźwięku „nauczyć”, żeby go właściwie zinterpretować, a potem ocenić. Nawet w wyniku tego krótkiego (nieco ponad godzinę) odsłuchu można powiedzieć o tej technice kilka rzeczy, wspólnych dla wszystkich płyt, jakie mieliśmy. Platinum SHM-CD brzmi nieprawdopodobnie gładko, pokazując duże, wyrafinowane dźwięki. Zwykłe wersje wydają się bardziej otwarte, co może do nich niektórych przekonać. Dla nas Platinum SHM-CD wygrywa pod każdym względem. Na jego tle SHM-CD wydaje się ciekawym, ale jednak niedokończonym projektem, bo chudym i z „zadziorami” na dźwiękach. Platinum jest niebywale gładkie.


Na koniec wróciliśmy do ustawionego przed Johnem jonizatora Acoustic Revive RIO-5 II i leżącego przy półce demagnetyzera RD-3. John trochę się z nich podśmiechiwał, szczególnie z tego drugiego, choć wspomniał, że używa w domu dejonizatora Milty Zerostat Gun (patrz TUTAJ). Wykonaliśmy więc kilka prób w ciemno, po której John niemal klęknął przed produktami AR, bijąc pokłony i wycofując się z tego, co powiedział. Dla sprawdzenia, przesłuchaliśmy także płytę CD-R najpierw taką, jaka była, a potem „potraktowaną” demagnetyzerem, a potem jonizatorem. Różnica była jeszcze większa! Głębia, spokój, brak wyostrzeń, głębia sceny – to dają te dwa urządzenia użyte razem.
Żegnając się z nami John, wyraźnie wzruszony, dziękował wszystkim, którzy się nim w Polsce zajęli: Adamowi, Januszowi i Andrzejowi, wywożąc pewność co do tego, że niedługo tu wróci i że musi sobie kupić RIO-5 II i RD-3. A panele musi koniecznie wypróbować u siebie. Janku Żurku: do zobaczenia!

Wywiad z Davidem W. Robinsonem, redaktorem naczelnym "Positive Feedback Online", czytaj TUTAJ



O wino w czasie spotkania zatroszczył się pan
Michał Klamka
i sklep dobrewina.pl
ul. Kobierzyńska 139a | Kraków