___________
___________
___________
Wydawca: VENUS RECORDS
Data premiery: 18 marca 2020
Nośnik: single-layer SACD
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA
___________
Rok 1974 był dla tego pianisty-samouka rokiem formatywnym – został wówczas etatowym muzykiem tokijskiego klubu muzycznego MISTY. Bardzo szybko, bo już 1 marca, w Aoi Studio (Tokio) zarejestrował płytę o której już wspomnieliśmy, Midnight Sugar; recenzja w „High Fidelity” TUTAJ. Została ona nagrana i wydana przez wytwórnię Three Blind Mice pod numerem TBM-25, a więc na samym początku drogi tej genialniej wytwórni. To był zresztą niezwykle płodny dla niego twórczo rok, ponieważ 7 sierpnia nagrał drugą swoją ważną płytę, Misty (TBM-30), a w całym roku także pięć innych płyt – zarówno jako lider trio lub kwartetu, jak i część zespołu innego ważnego artysty wytwórni TBM, Isao Suzuki.
To także rok wyróżnień: Midnight Sugar zdobyła nagrodę Best Engineering Award and Jazz Disc Award magazynu „Swing Journal” (niestety już nieistniejącego), a Misty nagrodę Best Engineering Award oraz Jazz Dick Award tegoż pisma. Jego wytwórnią pierwszego wyboru pozostała Three Blind Mice, chociaż wydawał też znakomite płyty w East Wind, Toshiba EMI, a współcześnie w First Impression Music: What a Wonderful Trio!; recenzja płyty w „High Fidelity” TUTAJ.
WYDAWNICTWO
Pierwszą płytą dla niezależnej, japońskiej wytwórni VENUS RECORDS pan Yamamoto-san nagrał w 1999 roku. Nosiła ona tytuł Speak Low i przygotował ją w trio wraz z Tsutomu Okada (kontrabas) i Yoshitaka Uematsu (perkusja). W 2001 roku wychodzi jedna z jego najpiękniejszych płyt: Autumn in Seattle. Tę z kolei nagrał dla wytwórni swojego przyjaciela, pana Winstona Ma, czyli First Impression Music, dla którego skomponował tytułową suitę. Zwerbowane do tego zadania trio, z panami Hiroshi Kagawa na kontrabasie oraz Toshio Osumi na perkusji przetrwało do dziś i to ono zagrało na płycie, którą recenzujemy.
Wydawnictwo Venus Records zostało założone przez pana TETSUO HARA w 1992 roku. Pracując wcześniej jako producent płyt dla RCA i Alpha Records, pan Hara spełnił swoje marzenie o założeniu własnej wytwórni wydając nowe nagranie Pharoaha Sandersa, jednego z muzyków, których najbardziej szanuje. Od tego czasu Venus Records wydało liczne albumy trio fortepianowego prowadzonego przez Eddiego Higginsa, Steve Kuhna, Denny’ego Zeitlina, Richiego Beiracha, Billa Charlapa i innych, a także nowe takich muzyków, jak Barney Wilen, Phil Woods i Enrico Rava.
To wytwórnia dbająca również o jakość dźwięku. Materiał nagrywany jest cyfrowo w 24-bitowych plikach PCM. W ofercie znajdziemy zarówno klasyczne krążki na aluminium, ale również na złocie, a od jakiegoś czasu numerem jeden są płyty SACD, przede wszystkim jednowarstwowe (bez warstwy CD). Dodatkiem są również płyty LP. Jedną z technik opracowanych przez pana Hara-san 24-bitowy proces masteringu, nazwany „Hyper Magnum Sound”. Chodzi w nim o „bardzo mocny dźwięk z silną obecnością muzyków, który jest uwielbiany przez wielu audiofilów”.
NAGRANIE
Nagrania do tego zestawu powstały w czasie jednego wieczora, 16 listopada 2019 roku, w klubie Jazz Is w Jokohamie (Japonia). To dwa sety – wydaje się, że pomiędzy nimi miała miejsce przerwa. Produkcją zajął się pan TETSUO HARA, wydawca, a realizacją dźwięku HIROSHI SATO.
Na płycie znajdziemy informację, że mastering przeprowadzono w DSD (czyli kilkubitowym PCM), wygląda więc na to, że zapis był cyfrowy, PCM, 24-bitowy i dopiero mastering został wykonany w domenie DSD.
Fortepian – Tsuyoshi Yamamoto
Kontrabas – Hiroshi Kagawa
Perkusja – Toshio Osumi
_____________
To nagranie „live” i z opisu wynika, że stereofoniczne. Chociaż nie jestem tego pewien – choć w opisie płyty widnieje pozycja „miks i mastering”, za które odpowiedzialny był an Tetsuo Hara, to jednak chwilę wcześniej czytamy „Venus Hyper Magnum Sound Direct Mix Stereo”. O co więc chodzi? Niestety nie wiem…
WYDANIE
To bardzo ładnie przygotowane płyty – za ich projekt odpowiedzialne jest studio ARTPLAN. Nagranie zostało wydane w formie dwóch osobnych krążków – zarówno w wersji CD, SACD, jak i LP. Wersja SACD ma postać digipacków, ale przypominających wydania płyt XRCD, to jest o wymiarach 137 x 137 mm, z twardymi okładkami i wklejoną książeczką. Płyta mocowana jest na plastikowym elemencie wklejonym do kartonowego wgłębienia. Okładki „setów” 1. i 2. różnią się obwódką wokół właściwej okładki – w tym pierwszym jest brązowa, w drugim granatowa; obydwie otrzymały OBI. Książeczka przynosi informacje o płycie, nagraniu i muzykach, ale tylko w języku japońskim.
SŁUCHAMY
Płyty Tsuyoshi Yamamoto to, niemal bez wyjątku, precyzyjnie przygotowane, wyegzekwowane z dbałością o szczegóły, perełki. I to niezależnie, czy zostały wydane przez wytwórnię Three Blind Mice, East Wind, czy First Impression Music – zawsze robią duże wrażenie. Są jednak tytuły, które wyrastają nawet ponad tą, ponadprzeciętną, jakość. To Misty i Midnight Sugar wytwórni TBM oraz What a Wonderful Trio First Impression Music. Niebywale drobiazgowe podejście do realizacji, a także charyzma producentów i jednocześnie właścicieli w połączeniu z muzyczną dojrzałością lidera dały w rezultacie płyty referencyjne.
Koncert zarejestrowany w klubie Jazz Is nie może się pochwalić aż tak dobrym dźwiękiem. Z drugiej jednak strony różnica nie jest duża. A z trzeciej – to i tak najlepsze koncertowe wydawnictwo Tsuyoshi Yamamoto Trio, jakie znam.
Materiał został zarejestrowany inaczej niż to robiły TBM i FIM, bardziej w duchu kolejnego trzyliterowego wydawnictwa – ECM. To dźwięk podany z pewnej perspektywy, bez obecności „tu i teraz”, a przez to niezwykle „koncertowy”. Fortepian lidera nie ma ekscytującego ataku, a brzmi nieco miękko i nieco ciepło, trochę tak, jakby grał na instrumencie zbudowanym przez Bösendorfera, a nie Steinwaya. Podobnie słychać też i perkusję, a w jeszcze większym stopniu – kontrabas.
Przekaz opiera się w głównej mierze na fortepianie, a obydwa instrumenty tworzące sekcję rytmiczną są nieco dalej z tyłu. Sporo jest wokół nich powietrza, a przez to brzmią wręcz nieprawdopodobnie naturalnie. Jak można zobaczyć na zdjęciach w dołączonej do płyty książeczce, Jazz Is jest niewielkim klubem, to znaczy sala w której odbywają się koncerty, nie jest zbyt wielka. Dlatego też w postprodukcji nie dodawano długiego pogłosu, a być może w ogóle z niego zrezygnowano.
Tonalnie to płyty tak przyjemne do słuchania, że trudno się od nich uwolnić. Choć atak dźwięku nie jest specjalnie mocny i dynamiczny, to rozdzielczość jest tak oszałamiająca, że to inne płyty wydają się „szkieletowate”, w tym sensie, że oparte na rusztowaniu, bez wypełnienia. Recenzowane płyty mają niesamowite wypełnienie i są miękkie, są naturalne, są – wreszcie „obecne”. Mówiłem przed chwilą, że w porównaniu do studyjnych krążków, na których wcześniej występował Yamamoto-san, zapis występu w klubie Jazz Is wydaje się mniej namacalny – i swoje zdanie podtrzymuję. Ale kiedy posłuchamy dłużej, okaże się, że to jest dokładnie to, czego oczekujemy po nocnym koncercie jazzowym, z wyrazistym liderem, fantastycznie prowadzoną sekcją rytmiczną i realnym poczuciem „uczestnictwa” w czymś wyjątkowym.
Dodam jeszcze kilka słów o przestrzeni. To, że instrumenty są pokazane z pewnej perspektywy, a nie jakby stały tuz przed nami wiąże się z pomysłem na pokazanie ich w przestrzeni. Są one skupione bardziej na osi niż po bokach, nie starano się więc poszerzać bazy stereofonicznej rozdzielając skrajnie lewo-prawo mikrofonów fortepianu czy perkusji. Ale mimo to przestrzeń jest bardzo duża. Myślę, że to dzięki bardzo dobrze uchwyconej spójności występu, dzięki odbiciom, które nie zostały zgaszone.
Średni poziom sygnału jest dość wysoki, pomimo że słuchałem przecież płyt SACD. Ale to jest jedna z cech systemu Venus Hyper Magnum. Chodzi w nim o jak najniższą kompresję, ale jednocześnie pokazanie instrumentów w duży, mocny sposób. Na forach internetowych można spotkać wiele głosów mówiących, że to wytwórnia „pogrubiająca” dźwięk. Nic takiego nie słyszałem. Live At Jazz Is Tsuyoshi Yamamoto Trio to jedna z najładniej nagranych płyt, jakie ostatnio słyszałem. Nie jest ultraselektywna, raczej spójna. Nie jest to więc poziom najlepszych rejestracji Three Blind Mice. Ale takich nagrań już – prawie nie ma.
Tekst: WOJCIECH PACUŁA
Fot.: mat. prasowe