_________________
Wydawca: AC Records | ACR 015
Data premiery: 1 stycznia 2007
Remaster: 1 maja 2020 (planowana: 11.2019)
Nośnik: 180 g LP | color wax 180 g LP | taśma ¼”
______________
Na jej okładce wyróżnieni zostali dwaj muzycy: perkusista (i właściciel AC Records) ADAM CZERWIŃSKI oraz kontrabasista DAREK OLESZKIEWICZ. Równorzędną rolę grają na niej dwaj muzycy amerykańscy: grający na organach Hammonda B3 organista LARRY GOLDINGS oraz gitarzysta LARRY KOONSE. W utworze Awakening wspomaga ich na kornecie NOLAN SAHEED. Przypomnijmy, że ta czwórka grała również na płycie Adama Czerwińskiego Back To The Roots z 2014 roku, będącej hołdem dla Jarka Śmietany.
| PROGRAM |
A.
B.
Czas całkowity: 38:06
Po raz pierwszy okładkę płyty zobaczyłem, o ile mnie pamięć nie myli, w czasie wystawy AUDIO VIDEO SHOW 2019, kiedy to Adam prezentował albumy AC Records odwiedzającym imprezę. Wkrótce potem płyta miała mieć swoją premierę. Na OBI, z którą ją dostajemy, widnieje więc data „2019”. Tak naprawdę do naszych rąk trafiła jednak dopiero 1 maja 2020 roku. Jak się okazuje, Adam miał pecha. Ale po kolei.
Po raz pierwszy krążek Raindance ukazał się 1 stycznia 2007 i była to pierwsza płyta wydana przez nowopowstałe wydawnictwo Adama Czerwińskiego – wydanie to nosiło numer katalogowy ACR 001. Za master odpowiedzialny był wówczas Michał Mielnik, a za miks Adam Czerwiński i Alek Wilk. Producentami byli wspólnie Adam Czerwiński i Darek Oleszkiewicz. Na płycie znalazło się dziesięć utworów. Płyta przyjechała do Polski w formie cyfrowych śladów, zgranych z analogowego mastera w USA i tutaj została cyfrowo, w Pro Toolsie, zmiksowana i zmasterowana.
Po latach Adam Czerwiński zdecydował się wydać ją ponownie, remasterując materiał w domenie analogowej, ze stereofonicznej analogowej taśmy „master”. I to tę wersję trzymam właśnie w ręku.
MUZYKA
Płyta sygnowana jest nazwiskami polskich muzyków, tworzących jej sekcję rytmiczną. Kiedy jej jednak posłuchamy, okaże się, że zaproszeni na nią goście – Larry Goldings i Larry Koonse, są na niej równorzędnymi partnerami. Nagrywając płyty z utytułowanymi muzykami nietrudno ulec pokusie dowartościowania ich, nawet jeśli są tylko tym – gośćmi, a „szkielet” muzyki tworzą liderzy.
| PERSONEL |
Na płycie Raindance udało się, moim zdaniem, zachować dobry balans pomiędzy tym, co „nasze” (liderzy) i tym, co „wniesione” (goście). W utworach takich, jak Paradise ze strony A, czy J&J ze strony B, wyraźniej słychać organy Hammonda i główną rolę pełni gitara, ale nawet wówczas nie „odlatują” od sekcji rytmicznej. To zgrana „paczka”, sprawnie realizująca wspólny zamysł.
WOJCIECH PACUŁA: Powiedz Adam, dlaczego właśnie ci muzycy?
ADAM CZERWIŃSKI: Pomysł wziął się z tego, że mój przyjaciel, z którym zaczynałem swoją karierę – czyli Darek Oleszkiewicz – a który od wielu lat mieszka w Los Angeles, pomagał mi organizować sesję w USA. I to on polecił mi Larry’ego Koonza, fenomenalnego gitarzystę, z którym zresztą wcześniej grałem. Ponieważ przeprowadził się do Los Angeles, logiczne było, że weźmie udział w sesji.
WP: To Darek polecił ci też studio Noolana?
AC: Tak, to również Darek. Nagrywałem tam trzy płyty. Studio o którym mowa jest w garażu, a właściwie przybudówce, ale jest w pełni profesjonalne. I to Noolan tym zawiaduje – jest niezwykle ciekawym człowiekiem. Kiedy sesja zaczyna się o dwunastej, czy trzynastej, to on jest już po przebiegnięciu 30 mil. Suchy jak patyk, ale niezwykle radosny. Jest mistrzem świata na 800 i 1500 m w kategorii wiekowej 50-60. To wspaniały człowiek – otwarty, uśmiechnięty, ciepły.
Być może dlatego to po prostu ciekawa płyta. Nie ma na niej smęcenia, nie ma też niepotrzebnych popisów. Ponieważ to tylko sześć utworów, po trzy na stronę, nie jest też zbyt długa – a to główny grzech współczesnych wydawnictw. Z drugiej strony utwory mają ponad sześć minut – poza How Deep is The Ocean (5:53), co pozwala na rozwinięcie się struktury, na pokazanie się poszczególnym muzykom. Dzięki temu to bardzo przyjemna, fajna muzycznie płyta, której – przyznam się – wysłuchałem trzy razy w ciągu pierwszego dnia, kiedy do mnie przyszła.
WYDANIE
Nową okładkę recenzowanej płyty zaprojektował KUBA KARŁOWSKI. I jest ona piękna. Na pierwszej stronie nie ma żadnych napisów i choć to nie jest pierwsze, ani drugie tego typu wydawnictwo (wystarczy wspomnieć klasyka, czwarty krążek Led Zeppelin), to i tak zdjęcie makro wody w „butelkowym” kolorze robi wrażenie. W podobnym kolorze jest zresztą wytłoczona część nakładu.
Rolę informacyjną przejęło w tym przypadku OBI, na którym znajdą państwo nazwiska wykonawców oraz tytuł, również w języku japońskim; na dole widoczne jest logo „High Fidelity” – to ostatnia płyta AC Records nad którą objęliśmy patronat z okazji 15, rocznicy naszych urodzin.
Z tyłu OBI widnieją spis treści, personel, informacje o tym, że to wydawnictwo AAA, czyli nagrane, zmiksowane i masterowane analogowo, a także indywidualny, wpisywany ręcznie, numer. Płyty AC Records wydawane są w krótkich seriach, szybko stają się więc obiektami kolekcjonerskimi. Egzemplarze od nr 11 do 200 ukazują się na winylu kolorowym, a od 201 do 600 na czarnym – to „Standard Edition”. Pierwsze 11 numerów trafia do archiwum Adama Czerwińskiego. W tym przypadku kolorowa płyta wygląda jak ciemnozielona, przedwojenna butelka – to, jak do tej pory, najładniejszy kolor krążka z AC Records.
Okładka jest otwierana, a krążek wsuwamy do dolnej części. Na kopercie, w której spoczywa płyta, znajdziemy krótki esej pióra JULKA SOJI.
TECHNIKA
W ofercie AC Records mamy dwa rodzaje płyt: nagrane z myślą o tym konkretnym wydawnictwie, albo nagrane niegdyś, a wznowione przez Adama po latach. Raindance należy do tej drugiej grupy. Materiał został zarejestrowany w ciągu dwóch dni – 21-22 lutego 2005 roku – w znajdujących się w Pasadenie (Kalifornia) studiach No Sound Studios, a za nagranie odpowiada NOLAN SHAHEED, który zagrał też w jednym z utworów.
Urodzony 18 lipca 1949 roku w Pasadenie jako Nolan Andrew Smith, Jr., Nolan Shaheed, oprócz tego, że jest znanym biegaczem, mającym na koncie kilka rekordów, w tym obowiązujący rekord świata, był członkiem zespołów koncertujących Marvina Gaye’a, a także trąbką prowadzącą w zespole Count Basie Orchestra. Grał również z Davidem Byrnem, Freddiem Hubbardem, Philem Collinsem, Carole King, Natalie Cole, Stevie Wonderem, Dianą Ross i Anitą Baker, żeby wymienić kilka z brzegu nazwisk – głównie jago muzyk sesyjny. Oprócz tego jest również inżynierem dźwięku w zbudowanym przez siebie w Pasadenie studiu.
WOJCIECH PACUŁA: Nagrywaliście ten materiał od razu na analog?
ADAM CZERWIŃSKI: No tak, odkąd tylko wymyśliłem sobie, że będę wydawał płyty LP wszystkie nagrania wykonuję analogowo. Zresztą zawsze, jeśli tylko miałem możliwość, to nagrywałem analogowo – po prostu pochodzę z tej generacji. Zapis został wykonany na 24 śladach. Miks został wykonany przez Noolana i choć miał być wstępnym miksem, to wyszedł świetnie.
WP: Jak wyglądał w takim razie miks na wersję z 2007 roku?
AC: Oprócz taśmy nagrywaliśmy też na Pro Toolsa i to te ślady zmiksowaliśmy w studiu Alka Wilka. Zresztą niepotrzebnie przekombinowałem wtedy z organami. Pierwszy raz je nagrywałem i chciałem, żeby były coraz głośniejsze, coraz większe i to chyba nie wyszło miksowi na dobre. A Larry Goldings gra niesamowicie – półcieniami, małymi zmianami dynamiki – tym razem znacznie lepiej to słychać.
Po nagraniu materiału przeleżał on chwilę na półce i ukazał się dopiero w 2007 roku. Jego druga młodość rozpoczęła się w 2019 roku. To wtedy analogowa, stereofoniczna taśma „master” trafiła do gdańskiego Custom 34 Studio, do rąk PIOTRA ŁUKASZEWSKIEGO, który ją zremasterował 20 września 2019.
WOJCIECH PACUŁA: Na czym polegał master wykonany w Custom 34?
ADAM CZERWIŃSKI: Normalnie podczas masteringu wykorzystuje się mnóstwo techniki. Tym razem zrobiliśmy to minimalnie. Piotrek Łukaszewski ma do tego rękę – w linii znalazł się kompresor/limiter Shadow Hills, po nim był lampowy EQ Butleck, a na końcu kompresor Fair Child. Ale kompresja jest minimalna, chodziło tylko o to, żeby to wszystko wyrównać.
Problemy | Problemy Adama zaczęły się, kiedy zdecydował się wytłoczyć płytę nie w Anglii, a w Polsce, licząc na to, że dzięki temu zdąży z wydawnictwem na grudniowy sezon sprzedażowy.
WOJCIECH PACUŁA: Dlaczego zrezygnowałeś z tłoczenia płyty tam, gdzie poprzednio?
ADAM CZERWIŃSKI: Chciałem zyskać na czasie – terminy w angielskiej tłoczni DMS Ltd. są dość odległe. A mnie zależało na tym, żeby była gotowa szybciej. Zwróciłem się więc do polskiej tłoczni WM Fono. Niestety dwa pierwsze test pressy były w ogóle nie do słuchania. A acetat nacięty w Abbey Road został zużyty, tego się nie da uniknąć. Kolejny test press – ten, który masz – nacinany był przez WM Fono na DMM i jest lepszy, ale to ciągle nie ma nic wspólnego z tym, co dostawałem z Abbey Road. Wziąłem więc od nich taśmę i kolejny raz wysłałem ją do Seana do Abbey Road – to jest drugi lakier, który wykonał. Finalna płyta została więc nacięta w Anglii i tam wytłoczona. Ale dlatego dostajemy ją pół roku później.
Płyta była więc ostatecznie masterowana na potrzeby LP przez SEANA MAGEE w Abbey Road Studios i to tam powstał też lakier (Londyn, 23.09.2019).
SŁUCHAMY
Już o tym mówiłem – to po prostu bardzo dobra płyta. Skrócenie jej o kilka utworów i zmiana kolejności wyszła jej na dobre. Ale jeszcze ciekawiej robi się, kiedy posłuchamy jej w dobrym systemie audio. Okazuje się, że to jedno z cieplej podanych wydawnictw AC Records. To gęste, nisko postawione brzmienie, w którym gitara ma gęstą fakturę i „złoty” poblask, a perkusja jest nieco z tyłu i nie ma eksponowanych blach.
Najbliżej tej estetyce byłaby, sygnowana przez Charliego Hadena i Michaela Bakera, płyta American Dreams. Przez wiele, wiele lat była ona ulubionym „testem” w czasie wystaw właśnie przez gęstą fakturę i ciepłe brzmienie. W przeciwieństwie do niej, recenzowana płyta nie ma przewalonego dołu – kontrabas Oleszkiewicza ma świetnie uchwycony balans tonalny i nie jest powiększony. A można to łatwo zrobić, co pokazuje inna płyta Hadena – The Private Collection. Choć wydana przez firmę Naim, a więc do bólu audiofilską, ma tendencję do „buczenia” na dole pasma. Tutaj tego nie ma.
Dostajemy po prostu duży, gęsty, ciepły przekaz z dość krótkimi pogłosami. Słychać więc sporo „studia” bez zlewania się szczegółów. Trochę tracimy przez to na świeżości i witalność przekazu (jak przy zastosowaniu korekcji szumu Dolby), ale coś za coś. Oczywiście, gitara w utworach, w których pełni główną rolę – niech to będzie J&J – ma mocniejszy „reverb” niż pozostałe instrumenty, podobnie zresztą, jak kornet, z długim pogłosem. Ale to wyjątki. To brzmienie „tu i teraz”, bez bajkowego anturażu wspomnianego American Dreams.
Wszystko to współgra, nic nie wyskakuje z miksu, nie zwraca na siebie uwagi, wszystko „płynie”. Nie dostaniemy mocnych i tak rozdzielczych blach, jak z nagrań Three Blind Mice – perkusja Adama jest nieco wycofana na górze pasma – a organy Goldingsa nie są tak jednoznaczne i nie mają tej wagi, co – dla przykładu – nagrania Kankawy wydane w Japonii przez T-TOC Records (recenzja TUTAJ). Bliżej im do Jima Smitha z płyty The Cat (więcej o serii „Verve Master Edition” TUTAJ). Rozdzielczość tego grania jest niezła, ale nie tak dobra, jak nowych realizacji Adama Czerwińskiego – pewnych rzeczy nie da się chyba przeskoczyć. Chodzi o to, że blachy nie mają tej samej definicji, ani tej samej energii, co najlepsze realizacje wydawnictw Blue Note, Three Blind Mice czy Proprius. Jest po prostu dobrze, a gra idzie tutaj o barwę – gęstą, ciepłą, niską.
Test press razy cztery | Co ciekawe, wersja, którą państwo otrzymują, jest kolejną z kolei – drugą wersją, którą w Abbey Road Studios naciął Sean Magee. Adam przysłał mi obydwie płyty testowe (WM Fono i Abbey Road) i oprócz widocznych różnic w szerokości ścieżek, ta pierwsza ma znacznie mocniejsze, bardziej jednoznaczne brzmienie. Jest ono bardziej „dobite”, a przez to mniej plastyczne. Tak, wydaje się, że dynamika jest na nim wyższa, ale wszystko jest na jednym planie, przez co nieco się zlewa. Domagając się o równą uwagę, instrumenty walczą z sobą. Różnica między nią i wersją, z której ostatecznie nacięto winyl, nie jakaś ogromna, sprowadza się głównie do nieco inaczej ustawionej kompresji, i do wywalenia góry w polskiej wersji, ale efekt końcowy jest jednak kompletnie różny. Wersja Abbey Road jest organiczna, a WM Fono – zwykła, trochę jak do radia samochodowego.
Kolor | Większość masteringowców uważa, że płyty kolorowe brzmią dzisiaj tak samo, jak czarne. Słuchając obydwu wydań płyty Raindance można dojść do innego wniosku. Jej czarna wersja jest nieco bardziej dynamiczna i bardziej otwarta na górze pasma, przez co jest jej bliżej to test pressu. Ale skądinąd wiemy przecież, że tłoczenie próbne jest jaśniejsze od finalnego, co wynika z nieco innej formuły winylu.
Z kolei wersja kolorowa jest cieplejsza, gęstsza. Nie ma tak otwartej góry, przez co cała perkusja wydaje się ustawiona nieco dalej. To jednak brzmienie bardziej „poukładane”, lepiej skupione. Różnice nie są duże i czarna wersja jest po prostu znakomita. Mnie jednak bardziej podobała się wersja kolorowa.
Podobała mi się ta płyta, zarówno muzycznie, jak i dźwiękowo i to teraz jedno z moich ulubionych wydawnictw AC Records. Pozostaje w idiomie wypracowanym wspólnie przez Adama Czerwińskiego (produkcja), Piotra Łukaszewskiego (miks i mastering) oraz Seana Magee (mastering i nacięcie). To po prostu dobry, wysoki poziom, którego w XXI wieku trudno uświadczyć. WP
No Sound Studios: www.facebook.com
Custom 34 Studio: custom34.com
Abbey Road Studios: www.abbeyroad.com
AC Records: acrecords.pl
Tekst: Wojciech Pacuła
Foto: Wojciech Pacuła
|8| AC Records Vinyl Club & „High Fidelity”. Czyli o tym, co Adam Czerwiński sobie wymyślił, a w czym my również chcemy mieć udział (HF | № 178)
|7| Krakowskie Towarzystwo Soniczne #120: ADAM CZERWIŃSKI i AC RECORDS – taśma, test pressing, LP (HF | № 181)
|6| 1. rocznica wydania pierwszej płyty w klubie płytowym AC RECORDS | więcej TUTAJ
|5| MAP & Krzesimir Dębski: GROOVOBEREK, AC Records ACR014 | recenzja TUTAJ
|4| Dudkiewicz/Niedziela/Orzechowski/Stankiewicz/Tokaj/Wyleżoł: PIANO SKETCHES, AC Records ACR 013 | recenzja TUTAJ
|3| AC RECORDS VINYL CLUB & „HIGH FIDELITY” | więcej TUTAJ
|2| Hollywood Trio, UP FOR AIR, AC Records ACR011 | recenzja TUTAJ
|1| Wojtek Karolak & Adam Czerwiński, IN A SENTIMENTAL MOOD, AC Records ACR009 | recenzja TUTAJ
UWAGA: Od 14 maja sklep internetowy AC Records będzie zamknięty przez co najmniej dwa miesiące. Firma rozpoczyna światową dystrybucję swoich płyt, w związku z czym będzie musiała zmienić zasady sprzedaży. Powiem tak – to dobry czas, żeby kupić wszystkie jej płyty, bo potem będzie trudniej :)