pl | en

FELIETON

Czy można uratować porysowaną płytę winylową?

Na to pytanie będzie się starał odpowiedzieć Wojciech Padjas, sięgając po „narzędzia” do tej pory w świecie płyt niestosowane. Co to za narzędzia, jak Wojtek do tego doszedł - opowie o tym poniższy felieton.

VINYLSPOT.pl

POLSKA


FELIETON

tekst WOJCIECH PADJAS
zdjęcia Wojciech Padjas


No 232

1 sierpnia 2023

PŁYTA GRAMOFONOWA – zwykle okrągła płyta o średnicy do 30 cm z zapisanym spiralnie w postaci rowka analogowym nagraniem dźwiękowym. Płyt są podatne na różnego typu uszkodzenia: złamanie, pofałdowanie, ale przede wszystkim na porysowanie. Przeciwdziałanie im to ABS obchodzenia się z winylami. Jeśli jednak chcemy płytę przywrócić do stanu używalności musimy skorzystać z odpowiedniego oprzyrządowania: myjki gramofonowej, urządzenia do prostowania, a w przypadku porysowania – produktów służących do minimalizacji rys.

Czy trzaski z płyty mogą być cyfrowe

ATURALNA BĘDZIE ODPOWIEDŹ – tak, można. Na przykład robiąc z niej gustowny zegar, albo „tapetując” takimi krążkami ścianę (jeśli ich więcej z niemieckiej „wystawki”) w klimatycznej kawiarni. Tyle tylko, że mnie przypomina to wieszanie wypchanych trofeów myśliwskich, które – podobnie jak tak potraktowane winyle – są martwe.

A przecież chciałem je jakoś ratować. W moich zbiorach, jak w każdych, są płyty unikalne, cenne sentymentem do nich, albo realną wartością rynkową – a jeśli źle grają, pożytek i wartość żadna. Mój radiowy program „Muzyka spod igły”, emitowany na falach radia RMF Classic, zaczyna się od takiego charakterystycznego szumiąco-trzeszczącego dźwięku. Został on wyprodukowany za pomocą gotowych efektów dźwiękowych pobranych ze specjalnego katalogu. Są w nim dźwięki przeróżne – od śpiewu skowronka, przez burzę z piorunami aż po wjeżdżającą na stację lokomotywę parową.

Kiedy po kilku latach nieobecności, gdzieś około 2002 roku wróciłem do radia i zaproponowałem cykl prezentacji muzyki z winylowych płyt, część młodszych kolegów nie wiedziała, co to ten winyl jest i jak to gra. Kojarzyli to ze strychem u dziadka, no i właśnie z owym trzeszczeniem. W swoich cyfrowych (!) zbiorach znaleźli więc podobny efekt i uznali, że będzie on najlepiej pasował do tego programu. Jako ciekawostkę dodam, że cykl został przez wydawcę zaplanowany na jeden, maksymalnie na dwa sezony, a i ja nie liczyłem na więcej. To trochę tak, jakby zrobić program o telefonach z tarczą do wykręcania numerów – ile można...

Tymczasem, trochę wbrew historycznej logice, że lepszy/łatwiejszy towar wypiera gorszy/trudniejszy, płyta winylowa wróciła do łask (o ile pamięć mnie nie myli koło 2008 roku), najpierw jako ciekawostka na targach audio, by w ciągu ledwie kilku sezonów stać się zjawiskiem kultowym i koniecznym. Moja audycja prędko z lamusa ciekawostek trafiła więc do mainstreamu. Ale rozpoczynający ją sygnał pozostał, niezmiennie, trzeszczący.

Czy można uratować porysowaną płytę winylową

ROZWÓJ GRAMOFONÓW, dążenie do doskonałości dźwięku spowodowały także konieczność zaopatrzenia się w akcesoria, dzięki którym płyta gra lepiej. Z mojego punktu widzenia koniecznością była likwidacja trzasków i szumów, bo uważałem, że trzeszczący sygnał programu jest wystarczająco denerwujący, a płyta ma grać pięknie. Stąd też moje, trwające już pewnie z piętnaście lat, poszukiwanie rzeczy i działań, które mogłyby poprawić dźwięk winylu.

Ano właśnie – brzmienie płyty winylowej można poprawić. Dzisiaj mycie płyt stało się oczywistością dla każdego, kto muzykę na winylach traktuje poważnie, bo wiadomo, że zalegające w rowkach kurz i brud w znaczącym stopniu degradują dźwięk. Nikt też nie ośmieli się nie posiadać płynu do igły, czy antystatycznej szczoteczki. Tak, one również przywracają doskonałość dźwięku, ale tylko wówczas, kiedy płyta nie jest porysowana, ani też nie była odtwarzana na tzw. „heblarce”, czyli gramofonie z ciężką i źle ustawioną wkładką gramofonową.

Te kiedyś miały nacisk nawet do dwóch dekagramów (10x tyle, co dzisiaj). Zresztą, miały nacisk, jaki miały, bo nikt na takie drobiazgi nie zwracał uwagi. Niestety, jeśli płyta przeszła wielokrotnie przez taką „obróbkę”, czego czasem nawet z zewnątrz nie widać, płyta nadal może dobrze wyglądać, a jednak mocno trzeszczy i nawet porządne umycie w niczym jej nie pomoże. Degradacja rowka płyty spowodowała, że współczesna, cieniutka igiełka, goni po zbyt rozoranym rowku w te i wewte.

Ale jak to jest – zadadzą państwo słuszne pytanie, że kiedy kupujemy używane, amerykańskie płyty, te – mimo podłego wyglądu – zwykle nadal grają świetne. Często dostajemy je bez żadnych wewnętrznych kopert i naprawdę porysowane – tak, że nawet zegar z nich zrobiony ładnie by nie wyglądał. Z kolei z wieloma europejskimi tłoczeniami słychać nawet tzw. kopertówki – czyli drobne ryski powstałe przez wkładanie do papierowej koperty bez wewnętrznej folii, a amerykańskiej zdaje się nie szkodzić nawet szorowanie po podłodze (ciut przesadziłem).

I to jest, moi kochani, magia rowka. Otóż Amerykanie do produkcji płyt używali bardzo specyficznej mieszanki, robili je grube i rzadko kiedy nagranie na jednej stronie przekraczało 20 minut. Amerykańscy nacinacze matryc mogli sobie więc pozwolić, by rowek płyty był głęboki, co powodowało, że to, co znajdowało się na samym wierzchu płyty nie było materiałem muzycznym. Igła odtwarza nagranie mniej więcej poniżej 1/4 głębokości. Zatem to, co znajduje się na samym wierzchu nie jest materiałem muzycznym – stąd w dużym skrócie brak trzasków w płytach z USA.

Przeciwieństwem są płyty cieniutkie z dużą ilością nagrania – tak koło 30 minut. Wtedy, z konieczności, stożek nacina płytę płyciutko (no bo jest stożkiem) a gramofonowa igła „czyta” materiał aż po samą górę – więc czyta także najmniejsze ryski. Co ciekawe nie ma jednej zasady, co do głębokości tłoczenia płyty. Jak opowiadał mi Paweł Ładniak – czyli Bemol Mastering, płyty nacina się na głębokość od 1,3 do 2,3 mikrona (więcej o Pawle Ładniaku → TUTAJ).

Tak – zupełnie przy okazji, na samym dnie rowka mamy nagrane basy i to bardzo często zmnofonizowane, stąd większy nacisk igły powoduje, że sekcje basowa są bardziej słyszalne. Prawy „kanion” to prawy kanał, a lewy, to lewy. I tutaj znów – jeśli płyta ma źle ustawiony antyskating, to odbija się to na właściwym balansie dźwięku między prawym i lewym kanałem.

Czy porysowana płyta jest do uratowania

ALE WRÓĆMY DO TEMATU. Czy porysowana płyta jest do uratowania? – Takie pytanie zadałem sobie, kiedy pozyskałem sporą kolekcję z serii Mercury Living Presence, nagraną jeszcze przez legendarne małżeństwo WILMĘ COZART i ROBERTA FINE’a (więcej o tej parze → TUTAJ - red.). Stan płyt tragiczny, wartość płyt – muzyczna, realizacyjna, kolekcjonerska – nie do przecenienia. Postanowiłem je więc ratować.

Pierwsze próby odnawiania winylowych płyt polegały – paradoksalnie – od porysowania kilku krążków w idealnym stanie. Porysować łatwo prawda? Żalu za muzyką nie było, bo to niemiecka muzyka ludowa była, a i płyta nad którą pastwiłem się najdłużej, Zecht Zylinder, dziwna odmiana niemieckiego, knajpianego grania z okolic Monachium. Początki do udanych nie należały. Potem było nieco lepiej, ale nadal niezbyt dobrze. Płyta po moim procesie „odnawiania” wyglądała dobrze, ale trzeszczała jeszcze bardziej.

Porzuciłem więc ten pomysł, aż do czasu, kiedy poznałem przemiłego – z sąsiedniej wioski – młodego człowieka, który zajmuje się detailingiem aut. Z podziwem patrzyłem, jak porysowany samochodowy lakier zyskuje blask, a rysy znikają. Niewiele trzeba było czasu, bym ze stosem prawdziwie porysowanych płyt udał się do niego.

| Auto detailing

AUTO DETAILING to precyzyjna sztuka czyszczenia i stylizacji samochodu, by wyglądał jak w dniu, w którym wyjechał z salonu dealera. Praca nad przywróceniem pojazdowi nowego życia jest znacznie bardziej precyzyjna i pracochłonna niż standardowe sprzątanie. Profesjonalni detailerzy wykorzystują specjalistyczne techniki i wysokiej jakości produkty, aby osiągnąć swoje cele.

za: → INTERCARS.pl, dostęp: 24.07.2023.

UMÓWILIŚMY SIĘ, że zdradzi mi tajemnice, pożyczy narzędzia, udostępni tajemnicze mikstury, pod warunkiem, że nie będę odnawiał samochodów, tylko płyty. Słowa dotrzymałem! Przełomem było dla mnie – i ogromnym stresem – kiedy zamiast bawić się płytami ze skrótami operetek, które odzyskały blask a diva zaśpiewała czyściutkim sopranem, sięgnąłem po pierwsze tłoczenie uwertur Rossiniego z Antalem Dorati z serii „Mercury Living Presence”, pochodzącą z roku 1962, oraz z serii „RCA Living Stereo” – Reiner i Van Cliburn. Co więcej – miałem ambicje, by odnowione przeze mnie płyty były bohaterkami moich audycji – a radio dodam – wydobywa z płyty znacząco więcej trzasków niż mój domowy zestaw.

Nie jesteście sobie państwo w stanie wyobrazić sobie, jaki to stres, jakie przeżycie. Choć, co ja mówię, może potraficie, może robiliście podobne eksperymenty. Opowiedziałem o tym procesie w radiu i niedługo potem trafiła do mnie cenna, a porysowana płyta z serii poetyckich nagrań Blue Note z krótką notką: „Panie Wojtku – słyszałem w radiu, jak uratował Pan swoją płytę – proszę i moją uratować”. Zrobiłem, co mogłem i chyba się udało.

Może być jednak jeszcze bardziej emocjonująco. Miałem płytę, co do której nie byłem pewien, czy jest rzadka, czy nie. Wprawdzie zdawało mi się, że to jakieś rzadkie wydanie, ale o więcej informacji poprosiłem Piotra Metza, wszak jego wiedza na temat zespołu The Beatles jest legendarna. No i się nie zawiodłem:

Płyta pochodzi z Malezji. To jeden z krajów Dalekiego Wschodu poruszający się po szarej strefie jeśli chodzi o legalność wydawnictw, choć nominalnie zaliczą się do „eksportowych” rynków wytwórni EMI, która ten album, amerykańskiego pomysłu składankę The Beatles Again/Hey Jude, tłoczyła na wszystkie terytoria, w których miała oddział, pod specjalnym numerem katalogowym CPCS 106.

Z uwagi na wielość docelowych rynków zbytu ilość wtłoczonych legalnie egzemplarzy mogła być całkiem znaczna, choć poszczególne kraje miały swoje unikatowe mutacje, często różniące się lokalnie wyprodukowaną okładką, kolorem i zawartością labela, a nawet zmienionym tytułem - w tym wypadku The Best of the Beatles. Z uwagi na wątpliwą jakość edytorską, często trudno odróżnić wydawnictwa legalne, czy półlegalne od pirackich. W tym wypadku label wskazuje na wytwórnię Decca, z której usług EMI korzystało w wypadku braków mocy przerobowej.”

I za taką płytę, cenną dla kolekcjonerów dyskografii Beatelsów przyszło mi się zabrać. Szczęśliwie dla niej (i dla mnie) choć wyglądała podle, nie miała głębokich rys, za to całą masę płytkich, nadto poszarzała i jakaś taka biedna była. Jest oczywiste, że nie każdą porysowaną płytę da się uratować. Jeśli rysa przekroczy w swej głębokości jakiś magiczny próg jej likwidacja kończy się tym, że zniszczymy także nagranie. Ale przynajmniej proces polerowania płyty (bo na tym polega ta zabawa) spowoduje, że rysa nie będzie miała ostrych brzegów i będzie znacząco mniej dokuczliwa – jej „pyknięcia” będą znacznie cichsze.

Przyszedł jednak i ten moment, kiedy trzeba było dziecię wypuścić w świat, czyli do mojego sklepiku vinylspot.pl. Pojawili się pierwsi klienci, uruchomiłem infolinię (proszę dzwonić, jak trzeba, a zazwyczaj „trzeba” około północy). I co? I pierwsi kupujący nie kryją zdziwienia, że porysowana płyta może znów pięknie wyglądać – i co najważniejsze – grać. Zwierzają się także ze stresu, kiedy na płycie trzeba było rozsmarować maź, a potem żółtym, polerskim padem zacząć ją katować.

Czy warto? Proces ratowania jednej płyty, przecież nie zawsze zakończony sukcesem, trwa przy pracy rękami ponad pół godziny, za pomocą czegoś do polerowania (choćby wkrętarki – naprawdę można) to połowa tego czasu.

Znakomite efekty przynosi renowacja szelaków (zdjęcia w galerii poniżej). To zjawiskowe zmiany, zwłaszcza, że ciężko jest zepsuć nagranie, a błyszczący, pozbawiony rys, piękny szelak – to przecież rzadkość.

O AUTORZE

WOJCIECH PADJAS jest dziennikarzem radia → RMF CLASSIC. Można go usłyszeć w autorskim programie Muzyka spod igły. Prowadzi również internetowy sklep poświęcony czarnym płytom → VINYLSPOT.pl. Okazjonalnie pisze również felietony do „High Fidelity”.