pl | en

MUZYKA | RECENZJA

FRANK SINATRA
Sinatra’s Sinatra
SIGNATURE SERIES

Stereo Sound SSVS-017
„Audio Masterpiece Collections”
„Stereo Sound Reference Record”

Wydawca: STEREO SOUND PUBLISHING INC.
Premiera (oryginalnie | reedycja): August 1963 | January 2021

online.STEREOSOUND.co.jp

MADE IN JAPAN


MUZYKA | REEDYCJA

Tekst: WOJCIECH PACUŁA
Zdjęcia: Wojciech Pacuła

No 205

1 maja 2021

SINATRA’S SINATRA był 39. albumem w karierze FRANKA SINATRY, albumem typu „best off…”. Zawiera 12, na nowo nagranych utworów, z czego 10 pochodzi z czasów, w których związany był z Capitol Records i Columbia Records. To także ostatni album Sinatry nagrany dla Reprise przed sprzedaniem wydawnictwa koncernowi Warner Bros. Płyta ukazała się oryginalnie w wersji monofonicznej i stereofonicznej. Recenzujemy jego najnowszą reedycję (stereo), wydaną przez magazyn „Stereo Sound” w Japonii na płycie SACD.

IEWIELU JEST WYKONAWCÓW w historii muzyki rozrywkowej, którzy mogliby się pochwalić równie rozpoznawalnym głosem, co Francis Albert Sinatra, czyli FRANK SINATRA. Urodzony 12 grudnia 1915 roku w Nowym Jorku, potomek włoskich imigrantów, nigdy nie nauczył się czytać nut. Ciężka praca i charyzma opłaciły się, ponieważ szybko stał się w branży ważną figurą, przyjacielem prezydenta Kennedy’ego, bywalcem salonów. W studiu był niepodzielnym liderem i perfekcjonistą. Jego życie przypomina jednak kolejkę górską, z efektownymi wjazdami i równie szybkimi zjazdami, choć ostatecznie jego pozycja ustabilizowała się na niedostępnym dla innych „croonerów” poziomie.

Karierę rozpoczynał w erze swingu, w zespołach Harry’ego Jamesa i Tommy’ego Dorsey’a. W 1942 roku zostawił zespoły, rozpoczynając karierę solową:

Widząc, że romantyczny styl śpiewania jest coraz bardziej popularny, doskonalił swoją osobowość sceniczna, aby sprostać temu wyzwaniu: pozycjonował siebie nie tylko jako po prostu obdarzonego wieloma talentami, kreatywnego artystę, ale również jako artystę komercyjnego.
⸜ CHARLES L. GRANATA, Session with Sinatra. Frank Sinatra and the Art of Recording, Chicago 2004, s. XV.

W 1943 roku podpisał kontrakt z wytwórnią COLUMBIA RECORDS, a w 1946 roku wydał swoją debiutancką płytę The Voice of Frank Sinatra, która ukazała się na czterech szelakowych krążkach 78 rpm. Na początku lat 50., w związku ze zmianą gustów muzycznych, popularność muzyka przygasła na tyle, że wytwórnia zdecydowała się nie odnawiać z nim kontraktu (1952). Jak się okazało, był to duży błąd. Dzięki grze w filmie From Here to Eternity (reż. Fred Zinnemann, 1953), nagrodzonej Oscarem oraz Złotym Globem, wrócił na pierwsze strony gazet.

13 marca 1953 roku Sinatra spotkał się z wicedyrektorem CAPITOL RECORDS, Alanem Livingstonem, by podpisać siedmioletni kontrakt. Czas spędzony pod skrzydłami tej wytwórni należy do najbardziej udanych artystycznie oraz dźwiękowo okresów w twórczości piosenkarza. Współpracował wówczas z najlepszymi muzykami, dyrygentami oraz producentami. Do najważniejszych szefów orkiestr, którzy przygotowywali dla niego również instrumentację, należeli Axel Stordahl, z którym nagrał swoją pierwszą płytę dla Capitolu, Gordon Jenkins czy Billy May.

Na pierwszy miejscu należy wymienić NELSONA RIDDLE’A, z którym połączyła go szczególna relacja, choć początkowo nic na to nie wskazywało:

Chociaż Nelson Riddle przyszedł z robiącą wrażenie listą nagrań, w których uczestniczył (w tym Mona Lisa i Unforgetable Cole’a) Sinatra początkowo opornie podchodził do pracy z nim. ⸜ dz. cyt. s. 85.

Jak wspomina Alan Dell, producent Columbia/EMI, między artystami „kliknęło” podczas sesji z 30 kwietnia 1953 roku. Livingston posłużył się wówczas podstępem i zamiast Billa May’a, z którym Sinatra był wówczas umówiony, postawił na podium dyrygenckim Riddle’a mówiąc, że aranżację przygotował ten pierwszy. Sinatra nigdy wcześniej nie widział Nelsona, stanął więc przed mikrofonem. Po zakończeniu rejestracji utworu I’ve Got the World on a String wiadomo było, że tę parę – Sinatra-Riddle – połączyła szczególna więź. Jak mówią świadkowie, Sinatra rzucił wówczas: „Beautiful!”, co było w jego przypadku niezwykłym wyróżnieniem i wyjątkową rzadkością.

Ostatnim albumem nagranym przez muzyka dla Columbia Records był Nice’n’Easy, który w październiku 1960 roku zawędrował na szczyt listy „Billboardu”. W tym czasie Sinatra był już jednak w półrocznym sporze z Livingstonem. Zdecydowany rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu chciał początkowo kupić wytwórnię Verve Records, aby w niej nagrywać, jednak ostatecznie założył swoją własną – REPRISE RECORDS. Związany umową z Capitolem, już prowadząc swoją wytwórnię, nagrał dla poprzedniej jeszcze pięć płyt. Ostatecznie jednak zaczął wszystko od nowa, już „na swoim”.

SINATRA’S SINATRA

JEDNĄ Z NIEOCENIONYCH ZALET bycia częścią Capitol Records była możliwość nagrywania w studiach wytwórni zlokalizowanych w futurystycznym budynku Capitol Records Building; sesja Sinatry ze stycznia 1956 roku zainaugurowała zresztą jej działalność. Reprise Records nie miało takiej swobody, ponieważ nie posiadało własnego studia. W dodatku śmierć zaprzyjaźnionego z Sinatrą inżyniera dźwięku (ex-Columbia), Morty’ego Palitza zostawiła go w bez współpracowników.

Zdesperowany, w swoich poszukiwaniach natrafił na niezależnego realizatora, BILLA PUTHAMA, właściciela dwóch studiów: UNITED STUDIOS oraz WESTERN RECORDING, mieszczących przy Sunset Bulevard w Los Angeles. Ci dwaj szybko przypadli sobie do gustu i nawiązali ścisłą współpracę – na tyle ścisłą, że biura Reprise ulokowane zostały w budynku United Recording. Putham był znany ze współpracy z Countem Basie i Dukiem Ellingtonem, był też w branży bardzo poważany. Jego studia – A i B, były niezwykle udane. Dodajmy, że Putham by również konstruktorem i to spod jego ręki wyszły urządzenia noszące loga United Audio oraz UREI.

ALLEN SIDES, właściciel Ocean Way Studios, które znajdują się w tym samym miejscu, co United Recording, wspomina:

(…) obydwa studia zbudowane przez Billa były znakomite, po prostu nieprawdopodobnie dobre. Pomysł na pomieszczenia dla muzyków był taki, że powinny one wspomagać brzmienie instrumentów, będąc czymś w rodzaju sali koncertowej. To były duże pomieszczenia, a w większym z nich można było pomieścić orkiestrę złożoną nawet z 75 muzyków. Orkiestra brzmiała w nim po prostu obłędnie; muzycy mogli się wzajemnie słyszeć tak dobrze, że naprawdę pomagało to w dobrej grze”. ⸜ dz. cyt. s. 85.

To ważna uwaga, ponieważ niemal wszystkie albumy Sinatry zostały nagrane na tzw. „setkę”, z instrumentami i wokalistą w jednym pomieszczeniu. W latach 60. studyjną normą było izolowanie śpiewaków od orkiestry, nagrywając go na trzecią ścieżkę trzyścieżkowego magnetofonu, aby można było podczas miksu dobrze go zbalansować. Sinatra jednak lubił „czuć” muzykę, poza tym każda sesja nagraniowa odbywała się z widownią, co dodatkowo go „nakręcało”. Stał więc obrócony w kierunku orkiestry, za dyrygentem, czasem tylko z parawanem akustycznym za nim. Większość nagrań Sinatry z czasów Reprise powstało w studiu A, czyli największym, i tylko kilka zarejestrowano w bardziej intymnych, mieszczących się dalej, przy tej samej ulicy, Studio 1 i Studio 2.

Dodajmy, że standardem była wówczas rejestracja wielu podejść, z których czasem montowano jeden utwór, a czasem wydawano na kolejnych reedycjach. Kolejne wydania, choć z pozoru niczym się nie różnią, przynoszą więc nieco inne wersje tych samych utworów; wersja „Stereo Sound” wydaje się zgodna z reedycją z 2014 roku. Phil Ramone, producent Sinatry mówi jednak, że wystarczą dwa-trzy podejścia, więcej w przypadku Sinatry nie miało sensu. Zwyczajem muzyka było nagrywanie trzech utworów w czasie danej sesji i ukończenie całego albumu w cztery dni (Granata, s. 161). W porównaniu z miesiącami potrzebnymi innym wykonawcom było to podejście unikatowe, jeszcze z czasów, w których polegało się na jak najlepszym nagraniu, a nie na produkcji.

W latach 60., na fali popularności muzyka, obydwie jego poprzednie wytwórnie, to jest Columbia Records oraz Capitol Records, wydawały składanki z największymi utworami artysty, które sprzedawały się całkiem dobrze. Sinatra zdecydował się to wykorzystać i ponownie nagrał dziesięć swoich starszych utworów, do których dodał dwa nowe: Pocketful of Miracles i Call Me Irresponsible; aranżacją oraz dyrygowaniem zajął się Nelson Riddle.

Jak czytamy w książeczce do nowego wydania SACD:

To, czym moglibyśmy się martwić i czym zapewne martwił się sam Sinatra, kiedy przystępował do selekcji materiału, była kwestia: co pominąć? Postawiony przed koniecznością wybrania zaledwie dwunastu utworów, musiał zaakceptować kilkukrotny grzech „pominięcia”. (…) Dwanaście ostatecznie wybranych piosenek ukazuje całą karierę Sinatry, a jeszcze bardziej fascynujące z punktu widzenia badacza jest to, że zawarła się w nich kompletna skala emocji tego muzyka”.

⸜ BENNY GREEN, „The Observer”, książeczka do wydania Stereo Sound

NAGRANIE Prowadzący najbardziej chyba szczegółową dyskografię tego artysty STEVE ALBIN wskazuje w części poświęconej albumom z czasów Reprise, że pierwszym utworem, który się na niej później znalazł był Pocketful Of Miracles autorstwa Sammy’ego Cahna i Jimmy’ego Van Heusena, mający w katalogu wytwórni numer d. 634. Nagranie powstało w czasie sesji z 22 listopada 1961 roku (!) w United Recorders, podczas którego dyrygentem był nie Riddle, a Don Costa. Trzy z pięciu zarejestrowanych wówczas utworów ukazały się w 1962 roku na płycie Sinatra & Strings. Dzisiaj powiedzielibyśmy więc, że jest to „odrzut z sesji” :)

Na nagranie kolejnego utworu, Call Me Irresponsible, trzeba było czekać aż do 21 stycznia 1963 roku (b. 1672-4), a nagranie miało miejsce w Los Angeles, jednak nie wiadomo dokładnie w którym studio - czy United Studios, czy Western Recording. Dyrygentem był już jednak sam Nelson Riddle. I wreszcie 23 kwietnia 1963 roku, ponownie w studiu United Records, powstaje główny korpus płyty Sinatra’s Sinatra. Zarejestrowano wówczas aż pięć utworów, chociaż standardem były cztery (więcej w: Frank Sinatra Discography. The Reprise Years, JAZZDISCOGRAPHY.com, 21 listopada 2018, dostęp: 27.04.2021).

Album Sinatra’s Sinatra ukazał się w tym samym roku, co The Concert Sinatra, zaaranżowany przez Ridley’a na 76-osobowy skład orkiestry. W tych pierwszych latach działalności Reprise Records zwracała uwagę ultraswobodna atmosfera panująca podczas nagrań - ostatecznie Reprise z założenia miało być „domem” dla artystów i ich wolności, którą można podsłuchać w dodatkowych nagraniach dołączanych do cyfrowych wznowień płyt, gdzie słyszymy również rozmowy pomiędzy utworami.

TECHNIKA Jest jednak jasne, że minęły czasy najlepszych dźwiękowo płyt tego artysty, z czasów Columbia Records. Nie wiadomo, dlaczego tak się stało, nawet jego – przywoływany przeze mnie – biograf Granata nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć. Zgaduje, że być może chodziło o stres związany z dużym „obłożeniem” studia i przeniesieniem przez to akcentu z samego nagrania na jego miks i mastering. Tak się jednak składa, że Sinatra’s Sinatra, 39. album w jego karierze, należy do najlepiej nagranych płyt artysty z tego czasu.

Studia Puthama wyposażone były w wykonane przez niego stoły mikserskie. Wiadomo, że do 1962 roku korzystał z lampowego, trzyścieżkowego magnetofonu Ampex, po czym dokupił czterościeżkowy, tranzystorowy magnetofon Scully 280-4; maszyny te korzystały z germanowych tranzystorów, a w latach 70. niesamowite nagrania z ich udziałem wykonał OKIHIKO SUGANO, redaktor „Stereo Sound” (więcej TUTAJ). Na Ampexie rejestrowano materiał z myślą o miksie mono, a na Scully – stereo. Czasem, jak w przypadku albumu September Of My Years, część nagrań pochodziła jednak z jednego magnetofonu, a część z drugiego (więcej na potralu STEVE’A HOFFMANA; dostęp: 16.04.2021).

WYDANIE płyta o której mowa została wydana przez Stereo Sound Publishing Inc., wydawcę japońskiego kwartalnika „Stereo Sound”. Magazyn ten ma długą historię w wydawaniu płyt CD i SACD, najpierw w postaci samplerów, a od kilku lat również reedycji, jego najważniejszym wznowieniem była, kosztująca 7000 złotych (!), wersja The Goldberg Variations Bacha, granych przez Glena Goulda, a wydana na krążku Glass CD [SGCD02 (TDCD91228)].

Oprócz wyjątkowego, szklanego podkładu, płyta wyróżniała się również zastosowaniem turkusowego koloru lakieru, którym ją pokryto; rozwiązanie to zostało opracowane pierwotnie dla płyt SHM-SACD oraz Platinum SHM-CD. Ma ono na celu zmniejszenie błędów odczytu powodowanych przez rozproszone światło lasera, odbite od metalowego podkładu. W przypadku płyt SACD poprawę dźwięku można również osiągnąć pomijając warstwę CD. Płyty hybrydowe – SACD/CD – są bowiem sklejane z dwóch osobnych płyt, co niekorzystnie wpływa na spójność mechaniczną krążka.

W taki właśnie sposób, czyli z osobnymi krążkami SACD i CD, „Stereo Sound” wydał całą serię wznowień, wśród których znalazła się płyta Sinatra at the Sands (2009). W zeszłym roku w numerze „Zimowym” zamieszczono informację o nowych tytułach z logo tego magazynu (2021, Winter, No. 217). Obok klasyki znalazły się tam również trzy płyty Franka Sinatry: It Might As Well Be Swing, nagraną z Countem Basie, My Way w „rocznicowej” wersji na 50-lecie premiery, a także Sinatra’s Sinatra.

Albumy wydano w klasycznych pudełkach typu jewelbox, z OBI, w formie hybrydowych płyt SACD/CD. Informacje podane na OBI sugerują, że wydanie to bazuje na materiale zgranym w wysokiej rozdzielczości (prawdopodobnie 24/96) PCM.

Materiał dla wydania „Stereo Sound” został zremasterowany na nowo, zapewne skorzystano więc z plików „flat-master”, zgranych bez korekcji z taśm „matek” w 2014 roku, kiedy to Universal Music Enterprises (UMe) wydało zremasterowane wersje płyt Sinatry w serii „Signature Sinatra”. Za remaster tym razem odpowiedzialny jest KOJI „C-CHAN” SUZUKI (Kouji Suzuki Kohji Suzuki) pracujący w Sony Music Studios w Tokio, zaś dyrektorem produkcji był Hajime Someya ze „Stereo Sound”. W podziękowaniach wymieniono LARRY’EGO WALSHA, człowieka remasterującego serię „Signature Sinatra”, podobnie jak wcześniejsze reedycje Capitol Records. Dodajmy, że Walsh jest jednym z najlepszych „remasteringowców” płyt Sinatry.

Płyty SACD „Stereo Sound” ukazują się w specjalnie pod tym kątem powołanej serii „Signature Sinatra”, a esej do tego wydania napisał Koji Onodera, jeden z dziennikarzy magazynu. To zaledwie czwarta cyfrowa wersja recenzowanego albumu, pierwsza ukazała się dopiero w 1991 roku, i pierwsza na krążku SACD.

SŁUCHAMY

Jak słuchaliśmy Do porównania płyty Sinatra’s Sinatra wykorzystałem jej reedycję CD z 2014 roku. Oprócz tego porównałem również album Sinatra at the Sands, wydany przez „Stereo Sound” w 2009 roku, z wcześniejszymi reedycjami. Posłuchałem również reedycji CD z roku 2010 innych płyt Sinatry oraz wznowienia LP i SACD Mobile Fidelity. Płyty SACD odtwarzane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a płyty LP na gramofonie Pear Audio Blue Kid Thomas z ramieniem Cornet 2 i wkładką Miyajima Laboratory Madake.

»«

REEDYCJE PŁYT FRANKA SINATRY mają długą historię, bo już jego debiutancki album z 1946 roku ukazał się najpierw na krążkach 78 rpm, a później został wydany w, nowym wówczas, formacie Long Play 33 1/3 rpm. Późniejsze wznowienia były jeszcze ciekawsze, ponieważ przynosiły często inne miksy, inne wersje utworów, a czasem odwróconą panoramą stereo. Znakomita większość wznowień wydana została na płytach LP, a później również CD. Krążki SACD oferowało tylko wydawnictwo Mobile Fidelity.

Wraz z wydaną w 2009 roku płytą Sinatra at the Sands otrzymaliśmy jednak jeszcze inne spojrzenie na ten materiał. Ukazała się wówczas bowiem jej reedycja przygotowana pod patronatem japońskiego magazynu „Stereo Sound”, jednego z najważniejszych tytułów dotyczących audio w Azji, choć nie tylko. Płytę wydano nietypowo, bo na dwóch krążkach – na jednowarstwowej płycie SACD znalazł się sygnał DSD transkodowany z plików wysokiej rozdzielczości PCM, a na drugiej remaster PCM na płycie CD.

Porównałem ją do wersji SHM-CD z tego samego roku, wydanej przez Universal Music Japan w ramach serii, pod numerem ‘5’. Różnica ta jest powalająca – SHM-CD brzmi – w porównaniu – jasno i krzykliwie. Jego brzmienie jest selektywne, ale wcale nie bardziej rozdzielcze. Raz usłyszana wersja „Stereo Sound” staje się TĄ WŁAŚCIWĄ.

Sinatra’s Sinatra, mimo że jest płytą hybrydową, idzie w tym jeszcze dalej. Jej dźwięk jest ciepły i gęsty. Wokal ma wreszcie duży wolumen i z jednej strony intymną „obecność”, a z drugiej jest na tyle oddalony od nas, aby nie przytłaczał. Zwykle jasne, nagrane tak, aby lokowały się w innym paśmie niż wokal, smyczki, tutaj też wybijają się poziomem, ale już bez jazgotliwości. Nawet kończąca Young at Heart harfa ma ładną, gęstą barwę i ciepły wydźwięk.

Mamy też mocny, zaskakująco niski bas, rzecz na płytach Sinatry wcale nie taka częsta. Posłuchajmy kontrabasu rozpoczynającego How Little it Matters How Little We Know, lub – jeszcze lepiej, niezwykle niskiego zejścia w Pocketfull of Miracles, a zobaczymy, o czym mowa. Przekaz ma więc mocną podstawę, jest ładnie osadzony na gęstym basie i niskiej średnicy. Dodaje to wielkości panoramie, która rozciąga się ładnie wszerz, ale ma również świetną głębię. Nade wszystko zachwyca jednak wokal Sinatry – duży, ciepły, gęsty. Nie ma w nim cienia rozjaśnienia, więc sybilanty są tylko elementem towarzyszącym, a nie wyróżnikiem.

Pomimo ogólnie ciepłego dźwięku blachy perkusji są wyraźne i mocne, podobnie zresztą, jak instrumenty dęte. Pogłos nałożony na poszczególne sekcje również jest wyraźny, a mimo to żaden z tych elementów nie dominuje nie narzuca swojej obecności. Bo to, ostatecznie, ciepła wersja i dobrze jej z tym. W udany sposób połączono tu ekspresję dużego zespołu z intymnością wokalu, co w przypadku Sinatry jest znakomitym rozwiązaniem, świetną interpretacją nagrania. Jest w tym jakaś taka wewnętrzna gładkość i spójność, współgranie wszystkich podzakresów, dające piękną całość.

PODUMOWANIE

MATERIAŁ NA PŁYTACH SINATRY wydawanych przez „Stereo Sound” jest, niemal na pewno, transkodowany z plików hi-res PCM. Na tym tle purystyczne zgranie analogowych taśm „master” do plików DSF (DSD), które wykonuje Mobile Fidelity wydaje się lepsze. Wystarczy jednak szybkie porównanie płyt MoFi i „Stereo Sound”, żeby dość do wniosku, że choć trudno powiedzieć, które podejście jest tym właściwym, te właśnie te drugie oferują coś, o czym marzy każdy fan Sinatry: ciepło, gęstość i wysoką dynamikę. Po prostu trzeba je mieć, a wtedy wszystkie inne wersje mogą spokojnie powędrować do szafy.