pl | en

MUZYKA | WYWIAD | RECENZJA

POPOL VUH
The Essential Album Collection Vol. 1

Reedycja 2019



Wydawca: BMG
Data wydania: 26.04.2019

www.bmg.com

NIEMCY | Berlin


POPOL VUH był niemieckim zespołem zaliczanym najczęściej do nurtu krautrock. Wykonywał muzykę eksperymentalną, jak również ambientową. Został założony w 1969 roku przez Floriana Fricke, a rozwiązany po jego śmierci, na początku 2002 roku. W tym czasie ukazało się 16 albumów studyjnych, pięć soudtracków i trzy kompilacje. W 2019 roku, nakładem wydawnictwa BMG, została wydana pierwsza piątka płyt tego zespołu z nowym remasterem wykonanym przez Guido Hieronymusa i Franka Fiedlera.

a początku kwietnia tego roku do redakcji pism związanych z muzyką, przede wszystkim muzyką rockową, dotarł następujący komunikat:

26 kwietnia dzięki BMG ukażą się reedycje pięciu najważniejszych płyt legendarnego krautrockowego zespołu Popol Vuh: Affenstunde, Hosianna Mantra, Einsjäger & Siebenjäger, Aguirre i Nosferatu. Wszystkie płyty charakteryzują się wysoką jakością dźwięku. Remastering pięciu klasycznych albumów zespołu z najważniejszego dla nich okresu lat 70. został wykonany z myślą o słuchaczach korzystających z najwyżej jakości urządzeń. Autorami remasteringu jest dwóch członków zespołu: Guido Hieronymus i Frank Fiedler. Będą one dostępne w wersjach CD digipack. Zawierają utwory dodatkowe oraz bogate w treści i ilustracje książeczki.

Tego samego dnia premierę będzie miało wyjątkowe wydawnictwo kolekcjonerskie „The Essential Album Collection Vol. 1”, zawierające 6 płyt winylowych, o wysokiej jakości dźwięku i gramaturze 180 g. W jego skład wchodzą wszystkie 5 płyt z reedycji na CD oraz utwory dodatkowe.

BMG, materiały prasowe

POPOL VUH to jeden z tych zespołów – mówi się o nim często „kolektyw” – których wpływ na współczesną muzykę jest ogromny, a które znane są stosunkowo nielicznym pasjonatom. Choć nominalnie należy do nurtu krautrocka, to jest o wiele mniej znany niż, dla przykładu, Kraftwerk. A przecież Popol Vuh był pionierem muzyki ambient – na długo przed Brianem Eno – jak również muzyki eksperymentalnej.

Z krautrockiem jest bowiem taki problem, że zalicza się do niego bardzo różne zespoły. Być może właśnie dlatego Dag Erik Asbjørnsen, autor najobszerniejszej, jak do tej pory, monografii poświęconej niemieckiej scenie krautrock zatytułował ją możliwie najogólniej: Cosmic Dreams At Play. A comprehensive guide to German progressive rock of the 1970s.

| ZESPÓŁ

Floriana Fricke, założyciel Popol Vuh, przy Moogu III – początek lat 70.

Początki działalności Popol Vuh są niezwykłe, ponieważ powstał dzięki nowince technicznej – analogowemu, modułowemu syntezatorowi Moog III. Założony został w 1969 roku przez Floriana Fricke (1944 – 2001) – muzyka, kompozytora i jedynego stałego członka zespołu, który zachwycił się możliwościami, jakie daje modułowy syntezator Mooga. Ponieważ było to urządzenie niebywale skomplikowane, zawodne, wymagające znajomości techniki, do jego obsługi i do miksowania dźwięku w studiu Fricke zatrudnił Franka Fiedlera, technika i realizatora dźwięku, który miał możliwość uczestnictwa w seminariach zorganizowanych w 1969 roku w Monachium przez samego Roberta Mooga.

1970 | MOOG Synthesizer III był jednym z najdroższych, dostępnych wówczas, instrumentów. Kosztował niewiele mniej niż sporej wielkości dom, dlatego w całych Niemczech miały go tylko dwie osoby – najpierw Eberhard Schoener, dyrektor Munich Kammeroper, a potem sam Fricke. Schoener zainteresował się możliwościami Mooga po niespodziewanym, komercyjnym sukcesie albumu Switched On Bach (1968) Waltera Carlosa, który zdobył aż trzy Nagrody Grammy i przez wiele lat był hitem wydawniczym Columbia Records.

Instrument ten stał się podstawą brzmienia zespołu Popol Vuh na jego dwóch pierwszych płytach: Affenstunde z roku 1970 i Gärten Pharaos z 1972. Poza Florianem grającym na syntezatorze na debiutanckim albumie zagrał jeszcze jeden muzyk – Holger Trülzsch, wcześniej perkusista zespołu EMBRYO.

W tym samym roku, w którym ukazała się druga płyta Popol Vuh, jego lider przeszedł duchową przemianę. Już wcześniej uduchowiony – nazwa zespołu nawiązuje do zbioru tekstów zawierających mitologię i historię ludu Kʼicheʼ, części imperium Majów – poszedł o krok dalej. Jego przemiana nie była typowa, ponieważ w swojej prywatnej mitologii połączył pierwiastki chrześcijańskie i buddyjskie. Te przemyślenia doprowadziły go do radykalnej konkluzji: instrumenty elektroniczne zakłócają duchowość. Rezygnacja z Mooga była więc tylko kwestią czasu.

Klaus Schultze | Osierocony instrument został sprzedany Klausowi Shultze. To jeden z pionierów muzyki elektronicznej, który w latach 60. grał w zespołach rockowych na gitarze i perkusji. W 1969 roku wraz z Edgarem Froese i Konradem Schnitzlerem założył trio TANGERINE DREAM. Wkrótce po nagraniu pierwszego albumu pt. Electronic Meditation Schulze opuścił zespół i stał się współzałożycielem innej legendarnej grupy krautrockowej ASH RA TEMPEL, którą także opuścił, również po jednej płycie.

1972 | Dzięki kupieniu Mooga III od Floriana Fricke mógł rozpocząć solową działalność, już jako klawiszowiec. Pierwszy jego solowy album ukazał się w 1972 roku. W tym samym roku Popol Vuh wydaje pierwszą płytę „mistyczną”: Hosianna Mantra. Album ten wzbogaciła swoim wysokim głosem koreańska sopranistka Djong Yun, gitara Conny’ego Veita oraz obój i tamburyn. Fricke zagrał na niej na fortepianie.

W tym samym roku miało miejsce wydarzenie, które włączyło ten zespół w światowy obieg – reżyser Werner Herzog rozpoczął wówczas, trwającą wiele lat, współpracę z zespołem, w trakcie której Fricke tworzył ścieżki dźwiękowe do najważniejszych filmów Herzoga, a za trzy z nich otrzymał nominacje do Oscarów. Co ciekawe, wytwórnia filmowa najpierw zaproponowała Herzogowi giganta muzyki filmowej Maurice’a Jarre’a. Reżyser nie był tym jednak zainteresowany i ostatecznie zdecydował się na Popol Vuh.

1975 | Efektem tej współpracy była ścieżka dźwiękowa do Aguiree – Gniew Boży, z Klausem Kinski w roli głównej. Mówi się, że to najważniejsze dzieło reżysera i jego największy sukces artystyczny. Doceniona została także jego ścieżka dźwiękowa – magazyn „Rolling Stone” wymienił ją w 2018 jako jedną z 50 najważniejszych ścieżek dźwiękowych do filmów wszech czasów. To jednak niejednorodna płyta. Zawiera część oryginalnego soundtracku oraz wcześniejsze, niepublikowane utwory PV. Dlatego też część z nich opartych jest na brzmieniu Mooga, mimo że oficjalnie Floriana Fricke nie chciał mieć z nim nic wspólnego już od 1972 roku.

1978 | Brüder des Lichts i On The Way to a Little Way to dwa różniące się od siebie albumy, które ukazały się na jednej – już jedenastej – płycie pt. Nosferatu, jako ścieżka dźwiękowa do kolejnego filmu Herzoga o tym właśnie tytule. Herzog poprosił Fricke o muzykę, która miała wystraszyć widzów. Na jej potrzeby lider Popol Vuh wyciągnął z szuflady trzy stare kompozycje z ery „elektronicznej”, czyli z syntezatorem Mooga, a następnie do tych podkładów dołożył orientalne instrumentarium, tworząc niezwykle mistyczną atmosferę.

1974 | Na chwilę wróćmy jednak do roku 1974. To wówczas ukazał się album Einsjäger & Siebenjäger. To piąta płyta tego zespołu, wydana przez Kosmische Musik. Przez wielu fanów uważany jest za jedno z jego najlepszych wydawnictw. Znajdziemy na nim pięć kompozycji, w tym utwór tytułowy, trwający 19 minut. Poza głosem Djong Yun, którą poznaliśmy na albumie Hosianna Mantra, na fortepianie usłyszymy lidera, a na gitarze Daniela Fichelshera, który wcześniej był perkusistą w zespole AMON DÜÜL II.

Dodajmy, że hołd dla Popol Vuh świat muzyki elektronicznej oddał w 2011 roku w postaci płyty pt. Popol Vuh. Revisited & Remixed 1970-1999, wydanej przez wydawnictwo SPV, nad którą czuwali Johannes Fricke, syn założyciela zespołu, oraz Frank Fiedler. Na dwóch krążkach CD swoje remiksy zamieścili Ame (Dixon/Innervisions), Stereolab, Mouse on Mars, Thomas Fehlmann (The Orb) oraz Peter Kruder (Kruder&Dorfmeister).

| REEDYCJA

Najnowsze reedycje płyt Popol Vuh zostały przygotowane przez niemiecką, mającą siedzibę w Berlinie, wytwórnię BMG. Jak czytamy na jej stronie internetowej, kiedy powstała w 2008 roku zatrudniała na stałe tylko trzech pracowników. Dzisiaj jest liczącym się graczem. Wytwórnia podzieliła materiał na trzy cykle, z których pierwszy otrzymaliśmy pod koniec kwietnia. To pięć płyt z lat 1971-1978. Nie są to jednak kolejne płyty – zabrakło, dla przykładu, trzeciego albumu Seligpreisung z roku 1973, a mamy jedenasty album, Nosferatu, z 1978.

Płyty zostały wydane w formie digipacków CD, z ładnie opracowanymi książeczkami. Ale poligraficznie i dizajnersko wydawnictwo niczym ono nie zachwyca. Obok nich ukazał się też pięknie opracowany box zatytułowany The Essential Album Collection Vol. 1, od którego wziąłem tytuł tego artykułu. W dopracowanym pudle otrzymujemy pięć albumów na sześciu płytach 180 g, z rozkładanymi okładkami i dwoma plakatami filmowymi.

Remasterem zajęli się panowie Guido Hieronymus i Frank Fiedler. Fiedler był wieloletnim członkiem zespołu, choć z początkowego statusu „muzyka” przeszedł następnie na inne, bardziej techniczne pozycje. Z kolei Guido Hieronymus był przez wiele lat człowiekiem od techniki, aż wreszcie zaczął być wymieniany jako członek zespołu, na przykład na For You and Me, siedemnastej płycie zespołu z 1991 roku. Dodajmy, że został on wymieniony jako muzyk dodatkowy, grający na keyboardzie i gitarze.

Historia wydań | Pierwsze reedycje analogowe wczesnych płyt PV ukazały się w roku 1980. Z kolei na wersje cyfrowe, czyli płyty Compact Disc, trzeba było czekać do początku lat 90. - Affenstunde została opublikowana w 1990 roku, a następnie tytułu w kolejnych latach.

Pierwsze poważne wydanie z remasterem cyfrowym ukazało się w 2004 roku nakładem wytwórni SPV Records. Czuwał nad nim Frank Fiedler, który zgrywał materiał ze stereofonicznych taśm „master” i go remasterował.

To ta cyfryzacja była podstawą dla najładniejszej reedycji płyt Popol Vuh, przygotowanej w 2012 roku przez japońską wytwórnię Bell Antique. Płyty miały postać rozkładanych mini LP, a krążki wytłoczone zostały w technice SHM-CD. Cyfrowy materiał, tzw. „flat transfer”, remasterował w Japonii Kazuo Ogino. Jak się okazuje ten sam materiał, czyli analogowe „mastery” ½” zgrane do cyfry w rozdzielczości 24/96, które posłużyły do reedycji SPV Records i Bell Antique, były podstawą również dla najnowszego wydawnictwa. Szkoda więc, że nie pokuszono się o nowe zgranie z taśm „master”. Albo – można przecież marzyć – o remiks z oryginalnych taśm wielościeżkowych.

GUIDO HIERONYMUS
Muzyk, realizator dźwięku

WOJCIECH PACUŁA: Powiedz proszę parę słów o sobie.
GUIDO HIERONYMUS: Przez wiele lat mieszkałem w Monachium, ale teraz, od ośmiu lat, jestem w Berlinie. Byłem również członkiem Popol Vuh przez, mniej więcej, 35 lat. Początkowo byłem jednak związany z techniczną stroną działalności zespołu, jak nagrania i miksowanie. W późniejszym czasie mój udział w działalności zespołu jako muzyka był coraz mocniejszy. Dodam, że właśnie skończyliśmy miks nowego albumu Popol Vuh z oryginalnymi kompozycjami Floriana Fricke.

Pracuję również sporo jako masteringowiec dla różnych klientów, na przykład Grandmaster Flash, Dj Shadow, Dj Hell, Pressure Drop, Captain Jack i wielu niemieckich zespołów jazzowych, jak Ouadro Nuevo, Johannes Enders czy Zappelbude.

Kiedy rozpoczął się projekt związany z nową reedycją albumów Popol Vuh?
Projekt rozpoczął się na początku 2018 roku z inicjatywy Johannesa Fricke, syna Floriana Fricke. Ale, tak naprawdę, myśleliśmy o tym, aby zremasterować całą spuściznę Floriana (i naszą) od kiedy od nas odszedł. Lata 70. i 80. były w świecie studiów nagraniowych prawdziwie szalonym okresem i mieliśmy wówczas wiele problemów z tym, aby wszystko razem poskładać. Na szczęście Frank Fiedler jest archiwistą zespołu i dzięki niemu ten projekt mógł dojść do skutku.

W jakim stanie są taśmy „master”? Gdzie są zarchiwizowane?
Frank Fiedler przekopiował większość materiałów do domeny cyfrowej z ½ taśm „master” lata temu, a niektóre utwory musiał przegrać z winyli. Wszystkie 24-ścieżkowe mastery są w tej chwili przechowywane w siedzibie BMG w Berlinie. Do niektórych albumów dodaliśmy bonusowe materiały, które nie były nigdy wcześniej publikowane.

W jaki sposób podzieliliście pomiędzy siebie pracę?
Frank Fiedler dostarczył mi wszystkie materiały, a ja wykonałem premastering całości. Po zakończeniu edycji wysłałem materiały Franka i Johannesa, żeby wypowiedzieli się na temat dźwięku.

Remaster wykonywany był w domenie cyfrowej?
Tak.

Z jakich urządzeń korzystałeś w studiu, jakich plug-inów? Czy sygnał był kompresowany?
Używam konwerterów A/D i D/A Lynx i Apogee, najczęściej w rozdzielczości 24/96. Dla tego projektu użyłem również Studera D19 (to ośmiokanałowy, lampowy przedwzmacniacz mikrofonowy i konwerter A/D – red.), żeby ocieplić dźwięk i skorzystałem również z analogowego kompresora dbx 160 SL.

Używam programu Steinberg Nuendo z wieloma wtyczkami, jak na przykład Fabfilter i Waves, a także Brainworx do pracy nad sceną stereo. Sygnał kompresowany był najczęściej w Fabfilter mb, w którym jestem w stanie ustawić różną głębokość kompresji dla poszczególnych podzakresów. Limiterem, na samym końcu ścieżki sygnału, był Fabfilter L2. Każdy utwór był potraktowany osobno.

Jaki był twój cel, co chciałeś w nowej reedycji osiągnąć? Chodziło o dźwięk oryginalnych LP, taśm „master”, czy jeszcze o coś innego?
Ponieważ jestem również muzykiem najważniejszym zadaniem dla mnie jest przedstawienie słuchaczom oryginalnego zamysłu kompozycyjnego i produkcyjnego. I dopiero potem zmieniłem sygnał na potrzeby winylu, co oznaczało podanie basu niemal monofonicznego. W zależności od tego, z jakim tytułem mam do czynienia, musiałem zmienić ilość wysokich tonów.

To pierwsza grupa remasterów – jaki był klucz przy ich podziale?
O podziale decydowali Johannes i BMG. Drugą serię remasterów skończyłem dwa miesiące temu, planowana jest też trzecia. Ale jakim kluczem się kierowali – naprawdę nie wiem.

Masz w domu jakiś dobry system audio?
Tutaj w Berlinie moje studio i życie prywatne to jedno i to samo. Słucham więc muzyki przez kolumny studyjne – moje dzieci mają mnóstwo urządzeń w domu, ale to nie jest nic nadzwyczajnego.

Jakiej muzyki słuchasz ostatnio?
Słucham przede wszystkim jazzu, muzyki afrykańskiej i brazylijskiej i wszelkiej muzyki klubowej.

Dziękuje bardzo za rozmowę!
Ja również :) WP

| ODSŁUCH

Odsłuch pierwszej piątki płyt CD z najnowszego remasteru przeprowadziłem w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Krążki odtwarzane były w odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 High Fidelity Edition (80 000 zł), z którego sygnał przesyłany był do przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III (140 000 zł), a następie do wzmacniacza mocy Soulution 710 (obecnie nieprodukowany, 135 000 zł).

Kolumny – Harbeth M40.1 (również nieprodukowane) stojące na podstawkach Acoustic Revive Custom Stand (komplet – 80 000 zł). Okablowanie całości – kable Siltech Triple Crown. Osobne porównanie wykonałem z płytami LP, korzystając z gramofonu Transrotor Alto TMD.

Affenstunde | Już pierwsza płyta, Affenstunde, pokazuje kierunek, w którym poszli realizatorzy dźwięku remasterujący ten zestaw. Sygnał ma niższy poziom o jakieś 1,5-2 dB niż wersja japońska SHM-CD, co sugeruje niższą kompresję. Co się zresztą potwierdza – akustyczne instrumenty, transowe rytmy rozpoczynające utwory Ich Mache Einen Spiegel Dream part 4 i tytułowym Affenstunde są w nowej wersji krwiste, mocne i dynamiczne. W japońskiej wersji, ale i po prostu w poprzednich remasterach, są wygładzone i wyrównane dynamicznie.

Druga rzecz, bardzo ważna w całej serii, to barwa. Nowa reedycja jest wielokroć bardziej otwarta. W porównaniu z nią wcześniejsze wydania brzmią w ciepły, ale i zamknięty sposób, jakby nie był w nich skrajów pasma. Słychać to i przy wysokich tonach, i przy niskich – i to właśnie przy tych drugich zmiana robi największe wrażenie. Z nową wersją wszystko się otwiera i wszystko jest zenergetyzowane, jakby wcześniej ktoś odciął jedną fazę, a teraz znowu mamy 360 V na trzech.

Bardzo ciekawie nakłada się na to sprawa szumu – zarówno pochodzącego ze studia nagraniowego, jak i z taśmy „master”. W poprzednich wersjach jest on całkiem mocny, słychać, że nie starano się go wyciąć na siłę. W wersji japońskiej SHM-CD też jest w niektórych utworach dość mocny, ale przez to, że jest to ciepła wersja z zamkniętą góra, nie zawsze jest to tak słyszalne, jak w klasycznych edycjach europejskich. Edycja 2019 też nie jest wyraźnie odszumiona. A mimo to szumy słyszane są słabiej. Dzieje się tak dlatego, że wszystkie inne dźwięki są bardziej energetyczne, mocniejsze.

Hosianna Mantra | Ważną rolę w kreowaniu tego dźwięku pełni przestrzeń. Tu nie ma żadnych „ale”, nowa edycja pokazuje ją w podobny sposób, jak oryginalne wydania LP, a może nawet lepiej, bo z wyższą dynamiką. To szerokie i głębokie granie z wyraźnymi instrumentami w wyraźnie oznaczonych planach. Kiedy dźwięk jest wokół nas, co często zdarza się na płycie Affenstunde, to naprawdę czujemy się, jak wewnątrz „bańki” dźwięku. Kiedy z kolei, jak na Hosianna Mantra dostajemy przekaz przed nami, to jest on głęboki. Ciekawostka – na tej płycie kanały wersji japońskiej i nowej reedycji z 2018 roku są zamienione.

Einsjager&Siebenjager | Ale to też zależy od płyty o której mówimy. Największe zmiany i największe wrażenie dynamika, czystość i przestrzeń robią na dwóch pierwszych płytach zestawu. Bo już Einsjager&Siebenjager jest znacznie bardziej skompresowana dynamicznie i płaska w przestrzeni. Nie jest to problem remasteru, a sposobu rejestracji, ale różnica jest tak duża, że wydaje się, jakby je realizowały dwie różne ekipy w dwóch różnych studiach. Dodajmy, że na płycie Einsjager&Siebenjager średni poziom sygnału jest znacznie wyższy niż na dwóch pierwszych krążkach – aż o 5 dB. Co sugeruje, że oryginalny materiał został znacznie bardziej skompresowany.

Aguirre | Dlatego powrót do płyty Aguirre z 1975 roku jest tak przyjemny. To znowu ten sam, elegancki dźwięk, co na dwóch pierwszych krążkach, wzbogacony o głębię dodatkowych pogłosów, których wcześniej aż tak dużo nie było. Nie jest to aż tak dynamiczny dźwięk, jak na Affenstunde i Hosianna Mantra, ale nie jest źle.

Nosferatu. The Vampire | Do szerokiego grania powracamy zresztą na ostatniej płycie z tego zestawu, pochodzącego z 1978 roku soundtracku do filmu Nosferatu. The Vampire. Wprawdzie utwór, który ją otwiera, z nagraniem z kościelnym chórem z Monachium ma obcięte pasmo, ale już kolejny, z niskim zejściami basu „ustawia” nas w dobrym miejscu. To brzmienie cieplejsze niż na poprzednich płytach, z mniej dobitnym atakiem, co słychać, chociażby, w brzmieniu gitary sitar, która jest tu łagodna i delikatna.

Bo jedyną rzeczą, która mniej mi się w tej reedycji podoba, poza oczywistymi zaletami, to utwardzenie wyższej średnicy. Brakuje tam plastyki oryginalnych wydań LP i ich bogactwa harmonicznych. To czyste i dokładne granie, ale czasem – dobitne. Słychać to było przede wszystkim na płycie Hosianna Mantra, gdzie wokal Djong Youn, sam z siebie bardzo wysoki, został dodatkowo podniesiony i rozjaśniony. Da się to opanować, wystarczy nieco przyciszyć dźwięk. Ale właśnie takie elementy odróżniają klasyczne reedycje i wydania od wypieszczonych remasterów z Japonii.

| PODSUMOWANIE

Nowa edycja z 2019 roku wyraźnie i mocno zmienia dźwięk, przynajmniej w porównaniu do wcześniejszych remasterów. Jest on bez porównania bardziej energetyczny, ma szersze pasmo, jest świetnie osadzony w przestrzeni, jest też o wiele bardziej selektywny. Jest też, to ważne, naprawdę rozdzielczy. To duży krok do przodu. Ale, jakby przy okazji, dostajemy też utwardzenie ataku dźwięku na wyższej średnicy. Powoduje to, że przekaz jest trochę „atakujący”, to nie jest gładkość oryginałów LP, ani też ciepłe wycofanie japońskich reedycji SHM-CD. Jak zwykle – coś za coś. Dla fana Popolu Vuh i krautrocka to jednak pozycja obowiązkowa.