pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

Fezz Audio
MIRA CETI

Producent: FEZZ AUDIO
Cena (w czasie testu): 9900 zł

Kontakt:
FEZZ AUDIO
ul. Mazowiecka 20
16-001 Księżyno | Polska


fezzaudio.com

Do testu dostarczyła firma: FEZZ AUDIO


dy zadzwonił do mnie pan Maciej Lachowski, właściciel firmy FEZZ AUDIO, przypominając się w sprawie recenzji, na którą umawialiśmy się od dawna, a która jakoś nie mogła dojść do skutku, zalała mnie cała fala wspomnień. Telefon dotyczył bowiem modelu Mira Ceti, czyli wzmacniacza opartego o moje ukochane lampy 300B. To od nich tak naprawdę zaczęła się moja niesłabnąca pasja do wzmacniaczy typu SET.

| Archeologia pamięci

Pamiętam kilka pierwszych spotkań i odsłuchów w domowych systemach u ludzi w różnych zakątkach naszego kraju, gdzie słuchaliśmy właśnie SET-ów, czasem na pojedynczej, czasem na podwójnej lampie 300B. Za każdym razem siedziałem jak zaczarowany chłonąc każdą nutę TAK zagranej muzyki. Właściwie od pierwszego razu było dla mnie jasne, że pewnego dnia muszę taki wzmacniacz mieć, bo ten sposób słuchania muzyki, czy raczej obcowania z nią, jest dla mnie tym najlepszym z możliwych. I choć później przesłuchałem mnóstwo innego typu wzmacniaczy, to 300B i tak pozostała MOJĄ ukochaną triodą.

Z tych pierwszych doświadczeń zapamiętałem, że nie mniej ciekawe były dyskusje z właścicielami tych urządzeń, jakże inne od tego, co słyszałem i nadal słyszę od większości audiofilów. To kwestia innej, specyficznej kultury tego środowiska. Podkreślam słowo „innej”, bo nie chodzi przecież o jej wyższość, ale właśnie o odmienność. Gdy bowiem rozmawia się z fanami SET-ów, jak i – bardziej ogólnie – urządzeń lampowych, to po pierwsze głównym tematem rozmów jest muzyka, a nie sprzęt. Ważniejsze są emocje, doznania, to jak prawdziwie zabrzmiało to czy inne nagranie, ten czy inny instrument. Sprzęt jest jedynie środkiem do celu, do bliskiego, intymnego kontaktu z muzyką. Dużo mniej rozmawia się o rozdzielczości, szczegółowości, górze, dole, itd., a więcej o tym, jak pięknie zabrzmiały skrzypce, gitara, czy kontrabas.

Po drugie, jeśli już rozmowa dotyczy „hardware'u”, to i tak toczy się wyłącznie pod kątem tego, jak wydobyć jeszcze więcej „muzyki z muzyki” na przykład zdobywając jakieś rzadkie NOS-y, próbując nowych marek, modeli lamp, które pojawiają się na rynku. etc. Nie twierdzę, że nigdy od miłośnika baniek próżniowych nie usłyszałem, że system gra lepiej za sprawą nowego kabla, czy listwy sieciowej, ale to przypadki dużo rzadsze niż wśród fanów innych rozwiązań również dlatego, że zwykle ci, którzy swoje brzmienie znaleźli w systemie z SET-em pozostają z nim na wiele lat, jeśli nie na całe życie. Nie ma wśród nich tego pędu do ciągłych zmian, szukania możliwości poprawy, które przecież świadczą o tym, że coś musi być nie tak, skoro użytkownik ciągle poszukuje czegoś lepszego bądź innego.

Może po części to zasługa magicznego blasku żarzących się lamp, może bogactwa harmonicznych, może wyjątkowo naturalnego, przyjaznego dla ludzkich uszu brzmienia. Właściwie to nie jest ważne, co o tym decyduje. Ważne jest, że mimo iż era lamp elektronowych teoretycznie dawno minęła, to nadal brzmienie uzyskiwane dzięki nim zachwyca miliony ludzi na całym świecie.

Gdy kiedyś tam, dawno temu zachwyciło i mnie skończyło się, po poszukiwaniach, na zakupie Abraxasa na podwójnej lampie 300B, który cieszył moje uszy przez kilka lat. Później przyszedł czas na rodzimego Amplifona, ale potem jednak powrót do pełnokrwistego SET-a z legendarnymi lampami Western Electric, który wyszedł spod ręki Toma Willisa (ArtAudio). Kilka lat później konstruktor w czasie wizyty na Audio Show jeszcze zapgrejdował dla mnie Symphony II trafami wyjściowymi z wyższego modelu.

I choć od tego czasu słuchałem sporo wzmacniaczy w układzie SET, ale także w P-P grających jeszcze dużo lepiej, a jeden z nich – Kondo Souga (co ciekawe na lampach 2A3 a nie 300B) – nieustannie znajduje się na szczycie mojej liście marzeń, a praca recenzenta wymaga ode mnie używania na co dzień mocniejszych wzmacniaczy tranzystorowych – mimo to Symphony II ciągle stoi na półce i sięgam po niego, gdy chcę posłuchać muzyki dla czystej przyjemności.

| Lampa dla wszystkich!

Jak już wspomniałem wcześniej, wraz z nadejściem i rozwojem tranzystorów skończyła się era lamp. Dziś są one produktem należącym właściwie do kategorii luksusowych. Coraz trudniej dostępne są bańki ze „złotej ery”, tzw. NOS-y, które kosztują coraz więcej, a lampy produkowane współcześnie w większości nie potrafią dorównać tym sprzed kilkudziesięciu lat, choć i wśród nich trafiają się rodzynki warte uwagi. Efektem jest wysoka cena wzmacniaczy lampowych, która ogranicza ich dostępność dla wielu osób, tych które nie są gotowe wybierać między zakupem samochodu a wzmacniacza.

Jeszcze kilka lat temu jedynym rozwiązaniem był zakup wzmacniacza z Ukrainy, albo z Chin. Jednakże, jak pewnie i część z Państwa czytała w książkach do ekonomii, rynek nie lubi pustki – jeśli jest popyt to prędzej czy później pojawi się i podaż. Wydawało się więc oczywiste, że i w naszym kraju muszą zacząć powstawać konstrukcje lampowe i to nie tylko topowe (vide Ancient Audio), ale i kosztujące rozsądne pieniądze. Tak też się stało, a marek produkujących wzmacniacze lampowe jest już dziś w Polsce sporo. W większości to malutkie manufaktury działające na niewielką skalę, takie jak choćby Linear Audio Research, Encore 7, Ardento, i jeszcze dobrych kilka innych.

| Fezz Audio

Mamy też firmę, która w ciągu kilku lat wyrosła na całkiem sporą, w dużej mierze dzięki eksportowi – to właśnie producent podmiotu tego testu, FEZZ AUDIO. Na jej sukces złożyło się kilka czynników, a jednym z kluczowych był inny rodzinny interes – Toroidy.pl – producent transformatorów toroidalnych znanych i wykorzystywanych nie tylko przez polskich producentów, ale i przez wielu światowych. Stąd zapewne wziął się pomysł, żeby zrobić wzmacniacze inne niż większość oferowanych na rynku – mianowicie wykorzystujące toroidalne transformatory głośnikowe.

To, plus fakt, iż spora część komponentów do wzmacniaczy wykonywana jest na miejscu, w fabryce Fezza, pozwoliło z jednej strony kontrolować proces produkcji, a więc mieć ogromny wpływ na jakość wykonania i brzmienia, z drugiej zmniejszyć koszty. Na rynek trafiły więc zgrabne, kolorowe, dobrze wykonane i wyglądające wzmacniacze lampowe w cenach, które do niedawna były zarezerwowane właściwie jedynie dla produktów wytwarzanych w Chinach. Gdy tylko okazało się, że i brzmienie jest zdecydowanie lepsze, niż to sugerowały ceny, sukces był już na wyciągnięcie ręki. A firma nie bała się po niego sięgnąć.

Zaczęło się od modelu Silver Luna na popularnych pentodach EL34, później doszły kolejne m.in. na KT88 (Titania), a już na najbliższej wystawie Audio Video Show mamy zobaczyć „potwora” na KT150. Najodważniejszym ruchem, moim zdaniem, było jednakże sięgnięcie po legendarną triodę 300B i zaproponowanie SET-a kosztującego poniżej 10 tys. złotych.

Zwykle konstrukcje na 300B kosztują grube dziesiątki, czasem nawet setki tysięcy, a Fezz Audio zaproponował wersję, za przeproszeniem, dla ludu. Jasne, że 10 tys. to ciągle sporo pieniędzy, ale jeśli ktoś zakochał się w brzmieniu tej magicznej lampy, ale nie był gotów wydać na obcowanie z nią na co dzień 20, 30 czy więcej tysięcy złotych, ani nie chciał produktu z Chin, to wreszcie dostał szansę na zakup rodzimego produktu.

Choć, gwoli porządku, muszę przypomnieć, że na rynku funkcjonują już polskie SET-y na 300B z klasycznymi trafami wyjściowymi choćby JAG, czy White Bird Amplification, które także są rozsądnie wycenione. Inne konstrukcje Fezza, te które do tej pory poznałem, od strony brzmieniowej oferują więcej niż sugeruje metka, więcej niż podobnie, a nawet nieco wyżej wyceniona konkurencja. Jeśli sprawdziłoby się to również w przypadku Mira Ceti byłaby to prawdziwa gratka dla fanów SET-ów. Skoro wzmacniacz już do mnie dotarł mogłem się o tym nausznie przekonać.

| Mira Ceti

Zdjęcia mają to do siebie, że niekoniecznie oddają skalę tego, co na nich uwieczniono. Z jednej strony wiedziałem, że produkty Fezz Audio nie są ani specjalnie wielkie, ani tak ciężkie, jak te od innych producentów. Z drugiej, gdy zabrałem się za wypakowywanie Miry Ceti z bardzo porządnego opakowania, trochę się jednak zdziwiłem. Najpierw jednak słowo o owym opakowaniu – teoretycznie zwykły, acz gruby, karton i zwykłe pianki w środku. Tyle, że wszystko dobrze rozplanowane i dopasowane tak, by wzmacniacz, osłona na lampy, jak i same lampy oraz pilot dotarły bezpiecznie i to pewnie nawet na drugi koniec świata (gdzie są przecież wysyłane). Samo urządzenie mierzy zaledwie 34 na 36 na 21,5 cm i waży skromne (jak na SET 300B) 14 kg.

Egzemplarz, który otrzymałem do testu, wykończony był kolorem czarnym. Testowałem kiedyś Silver Lunę w wersji Prestige w kolorze czerwonym, który jest chyba najbardziej efektownym w ofercie. Niemniej, czy tak „agresywny” kolor jest najlepszy na dłuższą metę? Nie jestem pewny, dla mnie chyba jednak nie. Nieco konserwatywny czarny pewnie jest bezpieczniejszym wyborem, a ze srebrnymi dodatkami w postaci gałek, sporej plakietki z logiem firmy umieszczonej pośrodku frontu, czy okrągłych obudów transformatorów wykonanych z polerowanej blachy kwasoodpornej, prezentuje się naprawdę dobrze.

Dizajn jest dość prosty – z przodu dwie, średniej wielkości gałki – regulacja głośności i selektor wejść. Z tyłu gniazdo zasilania i włącznik, trzy pary gniazd RCA (wejścia) oraz gniazda głośnikowe z osobnymi odczepami dla 4 i 8 Ω. I już. Osłonę na lampy można założyć albo nie, jeśli ktoś zdecyduje się na zakup pilota, dostanie naprawdę nieźle się prezentującą jednostkę, w grę (jako płatne opcje) wchodzi dodatkowe wejście HT (bezpośrednio na końcówkę mocy), a także moduł Bluetooth (opcje: pilot 390 zł | wejście HT 390zł | aluminiowy front 390 zł | moduł Bluetooth 4.2 Aptx Low latency 390 zł).

Pilot to mała, zgrabna jednostka z metalową ramką, frontem wykonanym (chyba) z czarnego pleksi, dwoma użytecznymi przyciskami (głośniej/ciszej) i gumowanym tyłem (więc pilot się nie ślizga ani w ręce, ani gdzieś położony). Dodatkowo otrzymujemy mały element, coś w rodzaju uchwytu, który można zamocować w wybranym miejscu, a pilot trzyma się w nim dzięki magnesowi.

Na moje oko całość prezentuje się naprawdę dobrze. Widać tu pewien minimalizm, nie ma żadnych wizualnych fajerwerków, ale tworząc urządzenia za relatywnie rozsądne pieniądze gdzieś oszczędności poczynić trzeba. Lepiej obyć się bez bajerów, czy to wizualnych czy funkcjonalnych, a w zamian zbudować dobrze wyglądające, proste, również w obsłudze urządzenie. To, moim zdaniem, udało się firmie Fezz Audio nad wyraz dobrze. Pozostało posłuchać, czy i brzmieniowo Mira Ceti może spełnić oczekiwania fana 300B, albo zarazić pasją do SET-ów tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że lubią te lampy.

FEZZ AUDIO w „High Fidelity”
  • TEST Z OKŁADKI: Fezz Audio Ω LUPI | wzmacniacz słuchawkowy
  • WYWIAD: MACIEJ LACHOWSKI | Fezz Audio w Korei
  • TEST: Fezz Audio TITANIA | wzmacniacz zintegrowany |
  • TEST: Fezz Audio SILVER LUNA | wzmacniacz zintegrowany

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba-EMI EAC-55137, LP
    • TREME, soundtrack, Season 1, HBO 0602527508450, CD/FLAC
    • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC
    • Aerosmith, Pump, Geffen Records, FLAC
    • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
    • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO 25PP-60, LP
    • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
    • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
    • Guns N' Roses, Use your illusion 2, Geffen Records B000000OSG, CD/FLAC
    • Kermit Ruffins, Livin' a Treme life, Basin Street B001T46TVU, CD/FLAC
    • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
    • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD/FLAC
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
    • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, wyk. MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
    • Wycliff Gordon, Dreams of New Orleans, Chesky B0090PX4U4, CD/FLAC

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Jakoś tuż przed moim testem, a może nawet w jego trakcie dumny pan Maciej wrzucił na Facebooku zdjęcie z wystawy, bodaj z Holandii, gdzie wzmacniacz ten napędzał kosztujące kilkadziesiąt tysięcy euro tuby Avantgarde Acoustics. Nie wiem co prawda, czy taki zestaw stworzył dystrybutor tych kolumn, czy Fezz Audio, ale tak czy owak pomimo ogromnej dysproporcji cenowej musiał brzmieć na tyle dobrze, żeby użyć go do oficjalnej prezentacji. Pomyślałem o tym podłączając do polskiego SET-a kolumny GrandiNote MACH4, kosztujące przecież „drobne” 18 tys. euro. Był to więc w teorii kolejny mezalians, ale z punktu widzenia testowania tańszego elementu pożądany.

    W celach – nazwijmy to: edukacyjnych – pozwolę sobie przypomnieć, jak piekielnie ważną kwestią dla wszystkich, którzy zakochają się w brzmieniu SET-ów, zwłaszcza tych o niewielkiej mocy, albo chcą spróbować, jak „smakuje” muzyka z 300B, 2A3, czy 45-tką, jest dobór ODPOWIEDNICH KOLUMN! Jednym z najczęściej stawianych zarzutów takim wzmacniaczom jest ich niska moc skutkująca a to ograniczoną dynamiką, a to brakiem niskiego basu, a to brakiem potęgi basu – słowem objawami złego sparowania wzmacniacza z kolumnami. Tymczasem, gdy zestawienie jest właściwe, tzn. gdy kolumny są odpowiednio łatwe do napędzenia, co oznacza nie tylko ponadprzeciętną skuteczność, ale i, a może nawet przede wszystkim, przyjazny dla wzmacniacza przebieg impedancji, to uzyskane efekty mogą być znakomite.

    Mając do wyboru moje kolumny Ubiq Audio Model One (też w końcu prawie 15 tys. euro) albo MACHy 4 do tego testu nie zastanawiałem się ani przez chwilę – to włoskie paczki są zdecydowanie przyjaźniejsze dla kilkuwatowych wzmacniaczy. Dość powiedzieć, że „normalny” poziom głośności w tym zestawieniu uzyskiwałem na poziomie circa 2,5-3 (w zależności od nagrania) w skali do 11-tu, jaką dysponuje ten wzmacniacz, a bardzo głośno robiło się już przy 4-5. Na koniec spróbowałem innego zestawienia, ale to zostawię na deser.

    No i jak ów mezalians (spotęgowany jeszcze kosztującym 9 tys. euro przetwornikiem D/A LampizatOr Golden Atlantic, czy jeszcze droższym gramofonem J.Sikory z wkładką Kondo, też ponad trzy razy droższą niż Mira Ceti) zagrał?

    | Jazz

    Na początek posłuchałem znanego mi (i zapewne nie tylko mi) niemal na pamięć koncertu z krążka Jazz at the Pawnshop, tym razem z pliku DSD128. Od razu było jasne, że niedrogi polski wzmacniacz nie wyłamuje się bynajmniej z kanonów brzmienia triody 300B. Średnica jest płynna, namacalna, gęsta. Każdy z instrumentów, który w danym momencie prowadził, był „wyłuskiwany” z tła i jeszcze bardziej obecny, acz i te grające z tyłu, narysowane grubą kreską, dobrze wypełnione, były tu, w moim pokoju. Wrażenie bliskości grających muzyków, atmosfera koncertu, nogi mimowolnie wystukujące rytm – wszystko to dostałem z Mirą Ceti w sposób, który wcale nie odbiegał od wielokrotnie droższych SET-ów, jakie miałem przyjemność u siebie gościć.

    Nie chodzi o to, że to ten sam poziom co Kondo, czy Air Tight. Raczej o podobny sposób grania na wystarczająco wysokim poziomie, żeby zapomnieć o wszystkim poza samą muzyką. Różnica dość istotna była jedna – to nagranie, na którym naprawdę dobrze uchwycono akustykę pomieszczenia. W związku z tym zwykle, gdy słucham tego krążka przenoszę się tam, do niewielkiego szwedzkiego klubu. Tym razem muzycy przenieśli się tu, do mojego pokoju. Scena była niezbyt duża (bo taka jest na tym nagraniu), a duże instrumenty całkiem precyzyjnie na niej rozstawione, ale mniej słyszałem pogłosu sali, a i udział publiczności był jakby nieco mniejszy niż do tego przywykłem.

    Pozostała za to ta sama czystość i naturalność brzmienia instrumentów, słyszalna wręcz chemia między muzykami, wrażenie, że doskonale się bawią na scenie, no i podane to zostało w tak dobrze mi znany z wielu SET-ów wyjątkowo wciągający, angażujący słuchacza sposób. Tak, np. mój wspominany, apgrejdowany Symphony II z lampami Western Electric i NOS-ami w sekcji przedwzmacniacza jest bardziej rozdzielczy, lepiej oddaje informacje dotyczące otoczenia muzyków, nadaje brzmieniu instrumentów jeszcze dodatkowego sznytu, wyrafinowania, które jeszcze bardziej zbliżają je do żywej muzyki.

    Tyle, że wchodzimy już na inny pułap cenowy, to już nie jest propozycja za 10 000 złotych, tylko za kilka razy droższa. A, jak zwykle w audio, różnica w brzmieniu niestety nie jest wprost proporcjonalna do dołożonej kwoty. Zupełnie nie. Polski maluch na tym krążku doskonale się obronił – może i jest „tani”, jak na SET-a 300B, ale w brzmieniu tego za bardzo nie było słychać.

    Krążek Tria Bobo Stensona Contra La Indecision kazał mi się zastanowić nad opisanym wcześniej większym wyrafinowaniem mojego SET-a. Pięknie brzmiący, pełny, nasycony fortepian, skrzące się, ale i dobrze dociążone i różnicowane blachy, czy mocny, duży, może nie idealnie definiowany, ale i tak bardzo dobry, przekonujący kontrabas. Wszystko to pięknie rozłożone w realistycznej wielkości przestrzeni, pokazane dość blisko słuchacza, z zaskakująco (na ten poziom cenowy) dobrą prezentacją mikrodynamiki, z dużą ilością informacji, subtelności. Zagrane w otwarty, pełny powietrza sposób, płynnie, spójnie, bez śladów nerwowości.

    Dźwięk świetnie odrywał się od kolumn i wypełniał pokój, a wszystko to ciągle w, powiedzmy, 1/3 skali głośności. Trudno tu było się dopatrzeć (dosłuchać) wycofania skrajów pasma, o które często „oskarża” się lampy. Nie da się jednakże ukryć, że to średnica jest najmocniej dociążona i wypełniona, że balans tonalny jest ustawiony nieco niżej niż zwykle, co potęguje wrażenie obecności muzyków w pokoju. Atak basu jest nieco zmiękczony, a cały bas należy raczej do wypełnionych, ale nieco zaokrąglonych, ale – o czym za chwilę – mimo to całkiem szybkich i nisko schodzących, gdy pojawia się taka potrzeba.

    | Wokale

    Nie było wyjścia – trzeba było sięgnąć po kolejną specjalność 300B, czyli wokale. Na pierwszy ogień poszła koncertowa płyta Bobby McFerrina i Chicka Corei Play. Zabrzmiała... kapitalnie. Taką muzykę opartą na niesamowitym głosie i jednym instrumencie, na którym gra kolejny geniusz, TAK brzmi, moim zdaniem oczywiście, tylko na dobrym wzmacniaczu lampowym. To co Bobby potrafi wyprawiać ze swoim głosem zostało pokazane w bajecznie naturalny, nasycony i namacalny sposób i to niezależnie od tego, czy śpiewał, czy wydawał te swoje niesamowite dźwięki, czy operował na samej górze imponującej skali, czy na samym dole.

    Czysto, gęsto i wręcz organicznie od pierwszej do ostatniej sekundy. Bardziej zaskakujące było to, jak doskonale zabrzmiał, mocno w tym nagraniu wyeksponowany, fortepian, którym Chick bawił się równie kreatywnie jak Bobby głosem. Najniższe oktawy miały masę i moc, wysokie brzmiały czyściutko i dźwięcznie, środek był gęsty, ale precyzyjny i równie czysty jak skraje pasma. Znowu słychać było, jak doskonale się tych dwóch artystów czuje i bawi, a i publiczność najwyraźniej była zachwycona, co w tym nagraniu doskonale usłyszałem.

    | Muzyka filmowa

    Naturalną koleją rzeczy byłoby sięgnięcie w tym momencie po kolejne piękne wokale, bo jasne było, że każdy z nich dzięki dopieszczonej średnicy zabrzmi wyjątkowo. Zamiast tego zagrałem ścieżkę dźwiękową Alana Silvestri z filmu The Abyss. Film powstał dwa lata po Predatorze, muzykę napisał ten sam kompozytor i to... słychać, bo podobieństw jest sporo. Mira Ceti ze spokojem przyjęła orkiestrowe szaleństwa, dotrzymała im tempa, pokazała swoją bardziej drapieżną i dynamiczna stronę.

    Potrafiła zagrzmieć pełną mocą orkiestry gdy moment tego wymagał, zagrać delikatnie, ale nie tracąc detali, w najcichszych fragmentach i bezbłędnie pokazać nawet błyskawiczne przejścia od tych pierwszych do drugich i z powrotem. Jak przystało na SET-a 300B, integra Fezz Audio doskonale zbudowała klimat tego nagrania, a ja raz po raz, bez włączania telewizora, miałem przed oczami sceny z filmu. To jedna z tych niepowtarzalnych cech SET-ów – budują emocje, wciągają słuchacza za uszy, ale i bez oporu, w kreowany świat, z którego nie ma się ochoty wychodzić.

    | Rock, elektryczny jazz

    Skoro tak dobrze poszło z dużą, orkiestrową muzyką filmową, to czemu gorzej miałby wypaść rock, czy elektryczny jazz? Joe Satriani, Al di Meola, Lee Ritenour, Aerosmith – nagrania każdego z tych wykonawców pokazały, że i w takiej muzyce opartej na mocnych, elektrycznych gitarach, Mira Ceti ma sporo do zaoferowania. Dobry drive, wysoka dynamika, wystarczająco dobrze prowadzone tempo i rytm, nasycenie środka, ze szczególnym uwzględnieniem niższego dające odpowiednią ilość „mięcha” gitarom, szybkie, mocne gitary basowe, perkusje z dobrym uderzeniem, charyzmatyczne, rockowe wokale – wszystko czego trzeba, żeby i przy takiej muzyce doskonale się bawić.

    Pewnie, że da się mocniej, szybciej, w bardziej jeszcze zwarty, jeszcze lepiej kontrolowany sposób, z jeszcze większym kopem, że da się wytworzyć wyższe ciśnienie akustyczne w pokoju. To już domena tranzystorów i to tych mocnych. Wokal nie będzie już z nimi tak przekonujący jak z 300B, wszelkie niedoskonałości nagrań, zwłaszcza te w górnej części pasma będą bardziej przeszkadzać, ale drive i potęga grania będą lepsze. Wybór należy oczywiście do każdego użytkownika i będzie wypadkową najczęściej słuchanego repertuaru. Dla mnie sposób grania takiej muzyki przez wzmacniacz Fezz Audio nie byłby argumentem przeciw zakupowi, wręcz przeciwnie. Za 10 tysięcy złotych, pod warunkiem zestawienia go z odpowiednimi kolumnami, to jeden z lepszych i bardziej wszechstronnych wyborów.

    | Eksperyment

    Obiecałem dwa słowa o eksperymencie. Gdy zakończyłem właściwy odsłuch Mira Ceti postanowiłem sprawdzić jeszcze, właściwie poza konkursem, jak spisze się z kolumnami, które właśnie dostałem do testu od pana Marka Koszura z ccd.pl. Mowa o przygotowanej na 70-lecie firmy Rogers limitowanej edycji klasycznych, legendarnych monitorów LS3/5a. Brytyjski producent wrócił do korzeni tego modelu i przygotował wersję o impedancji... 15 Ω. Ich skuteczność to ledwie 83 dB, a rekomendowana moc wzmacniacza wynosi 30-80 W.

    „I co z tego!” – Wyrwało mi się już po minucie ich słuchania z polskim wzmacniaczem. Oczywiście słuchania innego niż z MACH 4, bo to maluchy wielkości pudełek na buty, zaprojektowane jako monitory bliskiego pola. I tak ich właśnie posłuchałem z polskim wzmacniaczem, siedząc znacznie bliżej niż zwykle, po ustawieniu ich na rekomendowanej wysokości 60 cm. Nie było, bo nie mogło być, takiej potęgi brzmienia, czy tak niskiego zejścia basu jak z włoskimi podłogówkami, a dźwięk był mniejszy (mówię o skali), nie aż tak gęsty i treściwy.

    Tylko znowu – co z tego? Był żywy, szybki, zwarty, soczysty i gładki. Ważniejsze były czystość i precyzja brzmienia, którym ciężko było cokolwiek zarzucić. Kolumny oczywiście jeszcze lepiej znikały z pomieszczenia niż MACHy 4 zostawiając mnie sam na sam z czystą, pełną powietrza, przestrzenną prezentacją, z mniejszymi, ale precyzyjnie rozmieszczonymi źródłami pozornymi, której po prostu chciało się słuchać.

    Przećwiczyłem różny repertuar unikając co prawda bardzo ciężkiego, ale to z racji wielkości kolumn, a nie z powodu napędzającego je wzmacniacza, i przy akceptowalnych dla mnie poziomach głośności Mira Ceti ani razu się nie zająknął, w żaden sposób nie dał znać, że nie daje rady tym głośnikom. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś dysponujący jedynie niewielką ilością miejsca buduje sobie system z tym wzmacniaczem, tymi kolumnami i dobrym źródłem i jest absolutnie szczęśliwy.

    Podsumowanie

    Napisałem już właściwie wszystko, co było do napisania. Jeśli szukacie wzmacniacza SET na 300B za (relatywnie) rozsądne pieniądze, albo może chcecie wejść od razu na całkiem wysoki pułap ze swoim pierwszym lampowcem, to Fezz Audio Mira Ceti Made in Poland jest jedną z lepszych odpowiedzi na taką potrzebę jakie znam. Pewnie, że da się lepiej, ale trzeba wskoczyć na wyższy pułap cenowy.

    A przecież, choć sam tego nie próbowałem, z Mirą Ceti też pewnie da się osiągnąć jeszcze więcej wymieniając lampy na wyższej klasy. Można poszukać lepszych (pewnie NOS-ów) sygnałowych, a i klasowych 300B jest na rynku trochę. Moim zdaniem spokojnie można zacząć od dostarczanych z urządzeniem, a dopiero za jakiś czas próbować coś zmienić. Pamiętajcie tylko o odpowiednich kolumnach! To klucz do udanej SET-owej zabawy! Do pięknej, plastycznej, gładkiej, pełnej emocji muzyki.

    Mira Ceti firmy Fezz Audio to lampowy wzmacniacz zintegrowany. To tzw. SET, czyli Single Ended Triode. W jego stopniu wyjściowym pracują bowiem kultowe triody 300B, po jednej na kanał co pozwala wzmacniaczowi uzyskać moc wyjściową rzędu 8 W (na kanał). W przedwzmacniaczu pracują natomiast triody 6SN7. Wszystkie lampy pochodzą od rosyjskiego Electro Harmonixa. Urządzenie wyposażono w trzy wejścia liniowe (z pozłacanymi gniazdami RCA). Zastaw złącz na tylnym panelu uzupełnia gniazdo zasilania IEC (zintegrowane z wyłącznikiem i gniazdem głównego bezpiecznika) oraz proste, ale solidne gniazda głośnikowe, osobne dla odczepów 8 i 4 Ω.

    Sam wzmacniacz jest stosunkowo nieduży, nie jest także specjalnie ciężki. Jego dość prostą, metalową, prostokątną obudowę o niskim profilu wykonano bardzo porządnie. Jej spasowanie, sztywność ani lakierowanie nie budzi zastrzeżeń. Do testu trafił egzemplarz w kolorze czarnym ze srebrnymi obudowami transformatorów, srebrnymi gałkami i plakietką z logiem, co tworzyło elegancką całość. Myślę, że z WAF-em (czyli akceptacją przez lepszą, ewentualnie gorszą połowę) nie powinno być problemu, a już gdy lampy się pięknie rozżarzą przy zgaszonym świetle w pokoju... :-).

    Na froncie urządzenia umieszczono dwie metalowe, ładnie wykończone gałki. Lewa, której towarzyszy zaznaczona wokół niej skala, odpowiada za regulację głośności. Prawa natomiast, trójpozycyjna, umożliwia wybór jednego z trzech wejść. Centralnie na froncie zlokalizowano metalową tabliczkę z wyciętym w niej logiem firmy, a obok znalazło się miejsca dla nazwy modelu. Wszystkie te elementy w połączeniu z również srebrnymi nóżkami i kubkami transformatorów ładnie kontrastują z czarnym kolorem obudowy nadając urządzeniu nieco vintage'owy, ale i elegancki charakter. Na górnej powierzchni obudowy z przodu umieszczono gniazda pod lampy tyłu, natomiast spore, srebrne, błyszczące puszki skrywającą trafa głośnikowe. Urządzenie jest standardowo wyposażone w sporą, zdejmowaną osłonę na lampy.

    Mira Ceti nie została w standardzie wyposażona w zdalne sterowanie, ale jest ono dostępne na zamówienie. Dostarczony egzemplarz był wyposażony w tę funkcję dzięki czemu mogłem wziąć do ręki zgrabny i wyjątkowo ładnie wykonany pilot zdalnego sterowania. Metalowa ramka i przednia ścianka z czarnego akrylu prezentują się lepiej niż niejeden plastikowy pilot dodawany do dużo droższych urządzeń. Dostępne opcje dla tego modelu obejmują jeszcze wejście HT (dla kina domowego, bezpośrednio na stopień wyjściowy wzmacniacza), moduł Bluetooth a kodekiem 4.2 Aptx Low latency oraz aluminiowy front.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Typ: stereofoniczny wzmacniacz lampowy
    Znamionowa moc wyjsciowa: 2 x 8 W
    Typ układu: Single Ended, klasa A
    Impedancja wyjściowa: 4 Ω | 8 Ω
    Wejścia: 3 x RCA
    Zniekształcenia THD: < 0,4%
    Pasmo przenoszenia: 20 Hz-65 kHz (-3 dB)
    Pobór mocy: 115 W
    Bezpiecznik: 3,15 A T
    Waga: 14 kg
    Wymiary: 340 x 360 x 215 mm
    Lampy: 300B x 2 (mocy), 6SN7 x 2 (wejściowe i sterowniki)
    Sposób ustawiania biasu: automatyczny
    Wyposażenie opcjonalne: pilot, wejście HT, aluminiowy front, moduł Bluetooth

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot