pl | en

Odtwarzacz CD

MBL
NOBLE N31

Producent: MBL AKUSTIKGERÄTE GmbH & Co. KG
Cena (w czasie testu): 51 600 zł

Kontakt: Kurfürstendamm 182
D-10707 Berlin | Germany
tel.: +49 (0) 30 2300584-0


info@mbl.de
mbl.de

MADE IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: AUDIO SYSTEM


iewiele wody w Wiśle upłynęło w czasie między testem wzmacniacza zintegrowanego z serii Noble niemieckiej firmy MBL a kolejnym urządzeniem z tej samej linii, które mam przyjemność dla Państwa recenzować. Tym razem trafił do mnie odtwarzacz CD z wejściami cyfrowymi, czyli – jak mówi o nim producent – odtwarzacz CD/przetwornik cyfrowo-analogowy, oznaczony symbolem N31. Oba te urządzenia na pierwszy rzut oka wcale niełatwo jest odróżnić. Tak naprawdę główna różnica to slot na płytę CD, a ponieważ to slot, a nie klasyczna szuflada, więc nie rzuca się w oczy. Jeśli chodzi o dizajn wszystkie urządzenia w serii Noble są bardzo do siebie podobne, ich bryła jest właściwie identyczna. Masywne, złote (w testowanej wersji kolorystycznej) nóżki w czterech rogach urządzenia zostały dodatkowo wyeksponowane poprzez cofnięcie dolnej części obudowy. Górna część tejże wykończona została płytami z czarnego, błyszczącego akrylu.

Kolorowy wyświetlacz, identyczny jak we wzmacniaczu, otoczono złotą płytką o zaokrąglonej dolnej krawędzi. Po obu stronach umieszczono po trzy przyciski służące do obsługi napędu i menu urządzenia. Powyżej znajduje się czujnik zbliżeniowy, dzięki któremu, gdy zbliżamy rękę na wyświetlaczu pojawiają się opisy funkcji poszczególnych przycisków. Po lewej znajduje się przycisk włączający odtwarzacz – to firmowe logo otoczone złotą obwódką i podświetlone. Na górnej powierzchni obudowy umieszczono kolejne, znacznie większe, także podświetlane i otoczone złotą obwódką logo, które może służyć do zmiany intensywności podświetlenia wyświetlacza (i samego logo). Urządzeniem można sterować za pomocą (również identycznego jak w N51) okrągłego pilota z 8 przyciskami. O ile czegoś nie przeoczyłem to w tym przypadku jednakże ów pierścień wykorzystywany przy wzmacniaczu do regulacji głośności, jest bezużyteczny. W menu urządzenia znajdziemy 3 filtry cyfrowe do wyboru – minimal phase, slow rolloff i fast rolloff.

Jak zaznaczyłem na początku nie jest to wyłącznie odtwarzacz płyt kompaktowych. W dzisiejszych czasach niewiele firm decyduje się na produkty o wyłącznie jednej funkcjonalności, choć jak pokazuje przykład odtwarzacza Mohican firmy Hegel, może to przynieść znakomite efekty brzmieniowe przy relatywnie atrakcyjnej cenie. Tyle że większość potencjalnych nabywców ogranicza ilość urządzeń w systemie. Dlatego właśnie na rynku coraz więcej jest kombajnów (urządzeń wielofunkcyjnych) i to już nie tylko na poziomie urządzeń niedrogich, czy ze średniej półki, ale i takich, które z założenia należą do high-endu.

Przetwornik cyfrowo-analogowy stał się wręcz symbolem (audio) naszych czasów. Cieszy comeback płyty LP, taśm magnetofonowych, świetna jakość produkowanych współcześnie odtwarzaczy CD, ale to właśnie „daki” i ich coraz wyższa jakość umożliwiły kolejną rewolucję rynku muzycznego i możliwość rezygnacji z fizycznych nośników dźwięku. Zauważyły to nawet takie, jednoznacznie kojarzone z high-endem, marki jak niemiecki MBL. Dlatego właśnie N31 wyposażony został w aż pięć wejść cyfrowych.

Użytkownik dostaje do dyspozycji wejścia: optyczne Toslink, AES/EBU (XLR), S/PDIF (koaksjalne), USB 1.0 oraz USB 2.0. W przypadku tego ostatniego użytkownicy komputerów z systemami Windows powinni ściągnąć stosowny sterownik ze strony MBL (dla ułatwienia dodam, bo sam się trochę naszukałem, że link do niego można znaleźć w dokumencie TUTAJ). Wejście USB 2.0 poradzi sobie z plikami PCM w rozdzielczości do 24 bitów i 192 kHz oraz z DSD64 (pliki o wyższej rozdzielczości większość odtwarzaczy software’owych potrafi w locie skonwertować od akceptowanych wartości, więc i DXD i DSD128 można także posłuchać, choć nie w pełnej rozdzielczości).

Urządzenie, choć (znowu) podkreślę, że dla siebie wybrałbym raczej wersję czarno-srebrną (zamiast złotej) prezentuje się wybornie, elegancko, ma swój oryginalny styl. Oczywiście najlepiej je obsługiwać w białych rękawiczkach, bo błyszczący akryl musi się palcować, ale bez dwóch zdań będzie ozdobą każdego systemu, która na dodatek swoim dizajnem już sugeruje wysoką półkę (cenową i brzmieniową). Choć to odtwarzacz CD to wcale nie jest aż tak dużo lżejszy niż wzmacniacz, a w każdym razie jest cięższy niż wielu konkurentów. Może nieco dziwić kwestia slotowego napędu, ale zważywszy na renomę tego producenta i na to, jak znakomicie zagrała integra Noble N51, musiałem przyjąć, że inżynierowie MBL-a dokonali świadomego wyboru i na pewno nie kierowali się oni (w każdym razie nie tylko) względami estetycznymi. Odtwarzacza słuchałem ze swoją elektroniką Modwrighta i kolumnami Ubiq Audio Model One Duelund Edition, łącząc go z LS100 interkonektem Hijiri Million (RCA).

MBL w „High Fidelity”
  • TEST: MBL NOBLE N51 – wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: MBL CORONA C51 – wzmacniacz zintegrowany

  • Płyty użyte w odsłuchu (wybór)

    • Blues masters, Master Music XRCD24-NT015, XRCD24
    • Accardo interpreta Paganini, Diabolus in musica, Deutsche Grammophon/JVC XRCD24 480 166-4, XRCD24
    • Al di Meola, John McLaughlin, Paco de Lucia, Friday night in San Francisco, Philips 800 047-2, CD
    • Carlo Maria Giulini/Chicago Symphony, Mahler Symphony No 1, EMI/Hi-Q Records HIQXRCD35, XRCD24
    • Cecilia Bartoli, Sospiri, DECCA 478 2558, CD
    • Fausto Mesoletta, Live ad Alcatraz, Master Music XRCD24-NT017, XRCD24
    • Forte Piano Trio, Flute, Cello & Piano Trios, Velut Luna CVLD 242, CD
    • Hugh Masekele, Time, Sony Jazz 508295 2, CD
    • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD
    • Khachaturian, Famous Ballet Suite, Regis RRC1041, CD
    • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD
    • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD
    • Peter Gabriel, New blood, EMI Music Poland 10232262, CD
    • Pink Floyd, Wish you were here, EMI/EMI Records Japan TOCP-53808, CD
    • Tchaikovsky, The Nutcracker, EMI/Hi-Q Records HIQXRCD51, XRCD24
    • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD
    • Wolfgang Amadeus Mozart, Mariella Devia soprano, Master Music XRCD24-NT018, XRCD24

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    W czasie odsłuchu skupiłem się przede wszystkim na płytach CD, jako że tematem przewodnim lipcowego numeru „High Fidelity” są przecież odtwarzacze tego nośnika. Na końcu znajdziecie Państwo jednakże również kilka słów o tym, jak N31 spisał się w roli DAC-a USB. Testowany przeze mnie niedawno Audionet Planck, zarówno solo jak i z dodatkowym zasilaczem Ampere, stał się moją, niestety niedostępną na co dzień, referencją w zakresie odtwarzania płyt kompaktowych. Nie twierdzę, że to najlepszy „cedek” świata, ale najlepszy, jaki miałem u siebie.

    Cena samego odtwarzacza jest porównywalna z MBL-em, acz Planck wraz z Ampere robi się dużo droższy (a dodatkowy wydatek wnosi sporo do już znakomitego dźwięku). Jeśli mam porównywać urządzenia zdecydowanie wolę je mieć ustawione obok siebie, niż sięgać do pamięci, bo ta zawodną jest. Niemniej, mimo jej niedoskonałości, pozwolę sobie na kilka porównań między tymi urządzeniami, choć nie będę się na nich skupiać.

    Compact Disc

    MBL N31 od początku budził pewne skojarzenia z testowaną niedawno integrą z tej samej serii Noble. A to za sprawą wysokiej energetyki grania. Rzecz nawet nie w ciągłym wykorzystywaniu tejże energii, ale raczej w jej dawkowaniu dokładnie wtedy, gdy trzeba i tak jak trzeba. Słuchając tego odtwarzacza podskórnie cały czas czułem, że jest gotów w każdej chwili użyć swoich dużych możliwości w tym zakresie i „przyłożyć”, jeśli tego będzie wymagał odtwarzany materiał muzyczny. Na dodatek już po krótkim odsłuchu było jasne, że gdy do tego dojdzie, MBL zrobi to w precyzyjny, skupiony sposób.

    Na początku zakłócało mi to trochę słuchanie muzyki jako takiej, bo znając doskonale większość odsłuchiwanych kawałków czekałem od jednego mocniejszego szarpnięcia struny kontrabasu do drugiego, od mocarnego uderzenia w wielki kocioł do kolejnego, od potężnego skoku dynamiki w wykonaniu całej orkiestry, do następnego. W słuchaniu muzyki nie do końca o to chodzi, ale MBL w tym zakresie spisywał się tak dobrze, że trudno było mi się skupić na czymś innym. Musiało więc minąć trochę czasu, zanim mogłem faktycznie skupić się na muzyce, a potem na ocenie brzmienia jako całości.

    Nie zmienia to faktu, że energetyczność grania i szeroki zakres dynamiczny należą do mocnych stron tego urządzenia, w czym przypominało mi wspomnianego Plancka. Stron mocnych, ale nie dominujących przekazu, przynajmniej gdy już się do nich człowiek przyzwyczai. Ciekawą, choć nie zaskakującą cechą (zważywszy na półkę cenową, z której pochodzi MBL), jest płynność i gładkość brzmienia. Zwłaszcza ta pierwsza niekoniecznie idzie w parze z wymienionymi wyżej, niejako wiodącymi, cechami. Dlatego właśnie podkreślałem, że to brzmienie, w którym owa wyjątkowa energia czai się cały czas gdzieś tam, tuż za progiem percepcji, pojawiając się jedynie, gdy jest potrzebna, nie zakłócając prezentacji, gdy nie jest potrzebna. Gdyby było inaczej nie byłoby by tej wyjątkowej płynności i spójności dźwięku.

    Brzmienie N31 należy do tych mocno, nisko osadzonych. Rzecz nie w jakimś podkreśleniu basu, czy niższej średnicy, ale w ich mocnym nasyceniu, wypełnieniu, które skutkuje pełnym, raczej ciemnym dźwiękiem. Od razu zaznaczę - ciemnym, ale rozdzielczym, pełnym informacji, świetnie różnicowanym. Bas wspomnianego Audioneta (zwłaszcza z Ampere) był zachwycający, a MBL wcale nie chciał w tym zakresie jakoś szczególnie ustąpić konkurentowi.

    Z ogromną przyjemnością słuchałem wielu popisów ulubionych kontrabasistów. Dźwięk tego instrumentu z każdej, dobrze zrealizowanej płyty, z N31 brzmiał bardzo naturalnie. Miał odpowiednią masę, ale taką kontrolowaną, a nie bezwładną, która sprawia, że dźwięk ciągnie się gdzieś za resztą zespołu. Zejście było imponujące, choćby na albumie Isao Suzuki w utworze Aquamarine, czy przy popisach Raya Browna na Straight ahead, zwłaszcza z krążka koncertowego. W tym pierwszym kontrabas schodził do samych bram piekieł i walił w nie odważnie z całej siły pokazując swoją potęgę. Wyraźnie lepszy bas z tego krążka słyszałem u siebie tylko, gdy grały tu kolumny Hansen Audio Prince V2. Ten drugi album również doskonale pokazywał ogromne możliwości kontrabasu, choć tu granie nie opierało się na jak najniższym zejściu, a bardziej na rytmie i potędze jako takiej.

    Dzięki tak dobrej prezentacji tego instrumentu, choć także i fortepianu Monty Alexandra, zupełnie nie brakowało mi w tym graniu perkusji. Podejrzewam, że większość osób po odsłuchu tego krążka w tym systemie z N31 zapytana, czy grały tam bębny, odpowiedziałaby twierdząco. Tymczasem jest to dość wyjątkowe trio, w którym perkusji nie ma. Niemiecki odtwarzacz nawet temu jazzowemu (mocno swingującemu) bandowi potrafił nadać niesamowity drive. Budowało to przekonujący realizm prezentacji, sprawiało, że trudno było nie wystukiwać, bądź wypstrykiwać palcami rytmu, albo choć bujać się w rytm muzyki.

    Wszystkim opisanym wyżej cechom włączał się tryb „turbo”, gdy przychodziło do mocnego, elektrycznego grania. Oczywiście nie chodzi o faktyczną zmianę zachowania N31, a o rolę, jaką grają dynamika, rytm i drive w takiej muzyce. O ile w akustycznym jazzie można położyć akcent na barwę, fakturę dźwięku, na mikro-dynamikę, przestrzenność i nadal uzyskać dobre efekty, to gdy przychodzi do rockowych szaleństw, musi być mocno, rytmicznie, z mięchem i dobrym timingiem i tak energetycznie, jak tylko się da, bo inaczej po prostu to nie będzie TO. Aż żałowałem, że nie miałem okazji posłuchać tego odtwarzacza z testowaną w poprzednim miesiącu integrą, bo myślę, że ich cechy połączone razem w takiej muzyce sprawdziłyby się jeszcze lepiej. Nie znaczy to wcale, że z Modwrightami było źle. Było świetnie! Ale mogłoby być jeszcze lepiej w firmowym zestawieniu.

    Przywoływałem już ów ogromny potencjał energetyczny grania testowanego odtwarzacza. Bardzo ważne jest jednakże to, jak dobrze jest ono kontrolowane i poukładane, jak nie da się w nim znaleźć choćby grama nerwowości. I tu wracamy do wyjątkowej płynności i gładkości tego grania. Nie gładkości sztucznej, wymuszonej przez urządzenie, tylko naturalnej, takiej, jaką serwuje nawet ostra trąbka na żywo, czy przeszywający uszy trójkąt. Wkraczamy tu też w obszar wysokiej rozdzielczości tego źródła.

    Z dobrych krążków potrafi wydobyć ogromne pokłady informacji i złożyć je w bardzo bogatą, ciekawą, angażującą całość. N31 miał dużo do powiedzenie w zakresie cieniowania barwy i mikro-dynamiki sprawiając, że nawet dobrze mi znanych krążków słuchałem nie tylko z przyjemnością, ale i z ciekawością. Dorzućmy dobre różnicowanie, ale nie z gatunku bezwzględnych, które skłonią użytkownika do wyrzucenia na śmietnik części płyt, tylko takie, które co prawda powie mu, że dany krążek nie został przygotowany odpowiednio starannie, ale jeśli muzyka na nim jest dobra, ciekawa, to kwestie techniczne można zostawić gdzieś z boku i oddać się we władanie emocjom, które owa muzyka niesie.

    Jednym z aspektów, które bardzo chwaliłem w przypadku przywoływanego już kilka razy Plancka była ponadprzeciętna przestrzenność prezentacji. W tym aspekcie MBL nieco, nie dużo, ale jednak, odstaje. Żeby była jasność – o ile nie jesteście Państwo przyzwyczajeni do źródła/systemu grającego wyjątkowo przestrzennie, to zapewnie nie zwrócicie na to nawet uwagi. Ja na co dzień słucham LampizatOra (z lampami na pokładzie), a i Audionet wyjątkowo się w tym zakresie wyróżniał, stąd wskazuję ten element, jako zauważalną (dla mnie) różnicę, acz nie nazwałbym jej słabością.

    Scena jest bowiem dość szeroka, wieloplanowa, tyle że nie aż tak duża, nie tak głęboka i pełna powietrza, jak w przypadku wspomnianych urządzeń. Źródła pozorne są jednakże spore, mają swoją masę, zachowują prawidłowe proporcje – słowem właściwie nie da się do niczego przyczepić. Powstaje tu jednakże pytanie, jak gra połączenie N31 z integrą N51, w przypadku której przestrzenność przecież bardzo chwaliłem. Myślę, że inżynierowie MBL-a tworzyli urządzenia z serii Noble z myślą o kompletnych systemach, z ich firmowymi kolumnami włącznie (które przecież budują obłędną przestrzeń). Podejrzewam więc, że w przypadku testowanego odtwarzacza/DAC-a ten element prezentacji nie jest tak bardzo eksponowany by kompletny system nie popadał w przesadę. Złożenie ich razem, to oczywiście moje podejrzenie niesprawdzone empirycznie, da pewnie świetny, akuratny efekt.

    DAC USB

    Obiecałem kilka słów o N31 pracującym w roli DAC-a USB. W przypadku wielu nawet drogich odtwarzaczy CD wyposażonych w wejścia cyfrowe miałem wrażenie, że dorzucono jest trochę „na odczep się” - jest taka potrzeba, więc je dodamy, ale nie przyłożymy się do nich tak, jak do głównej funkcjonalności urządzenia, czyli odtwarzania płyt kompaktowych. Może zresztą to nie kwestia chęci a umiejętności – DAC niby ten sam, ale sygnał trafia do niego inną drogą i trzeba zadbać, by jego jakość była odpowiednia. A to po prostu trzeba umieć zrobić.

    Inżynierowie MBL-a najwyraźniej podeszli do tematu poważnie. Wszystkie wejścia i wyjścia odtwarzacza są izolowane galwanicznie. Wejścia USB odizolowano optycznie i mają one własne zasilanie (nie korzystają więc z komputerowego). Producent chwali się (bez wnikania w szczegóły) 3-stopniową redukcją jittera. Zadbał o wyłączanie niepotrzebnego w danym momencie zegara. Jak pisze, zoptymalizował filtry cyfrowe i analogowe wykorzystując do tego wiedzę z zakresu psychoakustyki. Słowem zrobił wiele, by wejścia cyfrowe, zwłaszcza tak popularne obecnie USB, miały szansę zagrać bardzo dobrze.

    I moim zdaniem wykonali kawał dobrej roboty. Nie jest to poziom mojego LampizatOra Golde Atlantic, myślę że do dedykowanego grania plików wybrałbym także np. Direct Stream PS Audio, ale po części dlatego, że nie byłbym ograniczony do natywnego odtwarzanie plików o maksymalnej rozdzielczości 24/192 i DSD64 (DoP). Nie zmienia to faktu, że trzeba sięgnąć po „daki” niewiele tańsze niż cały N31 żeby osiągnąć z nimi jeszcze lepszy poziom grania z plików. Docenić należy, że producent zadbał, by zewnętrzny przetwornik był luksusem, a nie koniecznością.

    Charakter brzmienia z wejścia USB 2.0 jest podobny do tego, co to urządzenie proponuje z płyt CD. Różnice na korzyść tej ostatnie są niewielkie – trochę lepsze nasycenie (tzn. w przypadku plików 16/44, bo przy wyższych rozdzielczościach i DSD ta różnica się zaciera), wyższy poziom owej niesamowitej płynności dźwięku, no i pewna przewaga w zakresie energetyczności i dynamiki grania. Reszta jest naprawdę zbliżona. To bardzo dobre, gładkie, angażujące, dynamiczne granie. Podejrzewam, że większości użytkowników N31 w zupełności wystarczy. A jeśli nie, to muszą być gotowi na spory wydatek by uzyskać lepszy efekt za sprawą zewnętrznego przetwornika.

    Podsumowanie

    Nie ukrywałem, że integra N51, choć będąca odmianą klasy D, ku mojemu szczeremu zdziwieniu, zdecydowanie mi się podobała. Nie inaczej jest z odtwarzaczem N31. Ze srebrnych krążków gra znakomicie – to ekstraliga „cedeków” pod względem jakości brzmienia i wykonania. Gładko, spójnie, dynamicznie, energetycznie, rozdzielczo i bardzo, ale to bardzo muzykalnie – tak właśnie powinno grać referencyjne źródło. Owe cechy składają się bowiem na ogromną przyjemność z obcowania z muzyką nawet dla człowieka zakochanego w winylach i plikach DSD, który kompakty porzucił już kilka lat temu.

    Przetwornik (wejście USB) ustępuje odtwarzaczowi naprawdę niewiele. Nie jest więc dodatkiem, ale pełnoprawnym elementem składowym. Producent włożył dużo wysiłku, by osiągnąć brzmienie wysokiej klasy przy graniu z plików i odniósł sukces także i w tym zakresie. Da się jeszcze nieco więcej pokazać w aspekcie przestrzenności brzmienia, ale przecież każde urządzenie, nawet z najwyższej półki ma swoje mocniejsze i te, bardzo umownie, słabsze strony, które wcale nie są prawdziwymi słabościami. N31 z serii Noble to kolejne znakomite urządzenie MBL-a potwierdzające status tego producenta, jako jednego z czołowych w Europie i na świecie.

    Podobnie jak w przypadku wzmacniacza zintegrowanego N51 z serii Noble, również dla N31 producent nie podaje klasycznej specyfikacji. Tym razem podał wymiary urządzenia, niemal identyczne. Przyszło mi więc sięgnąć po linijkę by ustalić, że ocenione na oko, słuszne rozmiary wynoszą 450 x 415 x150 mm (S x G x W). Zewnętrzna część obudowy wykonana została z czarnych, błyszczących akrylowych paneli, skrywając znajdującą się wewnątrz solidną, sztywną, metalową konstrukcję. Tu także obudowę zaprojektowano tak, by z zewnątrz nie było widać żadnych śrubek – nie da się ukryć, że wygląda to estetycznie, lepiej niż nawet najlepiej spasowane, najładniejsze łebki śrubek.

    Obudowa nie jest typowym prostopadłościanem, jako że rogi i boczne krawędzie zaokrąglono, a dolną część frontu urządzenia nieco cofnięto eksponując w ten sposób dość wysokie, metalowe nóżki (w tej wersji złote). Pośrodku frontu umieszczono złotą płytkę z wkomponowanym w nią kolorowym, 5-calowym wyświetlaczem TFT. Po jego bokach umieszczono po trzy przyciski służące do obsługi urządzenia i jego menu. Dzięki czujnikowi zbliżeniowemu, gdy sięgamy w stronę przycisków, czy po prostu wkładamy płytę do znajdującego się poniżej slotu, na wyświetlaczu pojawia się opis ich funkcji. Po lewej stronie znalazło się niewielkie logo firmy otoczone złotym pierścieniem, które pełni funkcję włącznika, podświetlonego gdy urządzenie jest w stanie uśpienia (standby).

    Na górnej powierzchni umieszczono kolejne, znacznie większe, okrągłe, podświetlanego logo MBL-a. Ma ono dodatkową funkcję – dzięki kolejnemu czujnikowi zbliżeniowemu zbliżając rękę użytkownik może zmieniać intensywność podświetlenia tegoż loga, a jednocześnie wyświetlacza z całkowitym wygaszeniem tego ostatniego włącznie.

    Na tylnej ściance znalazło się miejsce dla pięciu wejść cyfrowych – optycznego Toslinka, AES/EBU, koaksjalnego S/PDIF, a także dwóch USB. Jedno z nich to USB 1.0, co oznacza, że nawet systemy Windows nie potrzebują specjalnego sterownika do odtwarzania plików PCM w rozdzielczości do 24 bitów i 96 kHz. Jeśli wymagania użytkownika są wyższe i chciałby posłuchać również plików 24/192 i/lub DSD64 będzie musiał użyć wejścia USB 2.0 i zainstalować stosowny sterownik (dla Windowsów 10 sugeruję użyć trybu zgodności z Win 7).

    Obok umieszczono trzy wyjścia cyfrowe (koaksjalne, AES/EBU i Toslink). Kolejna sekcja to wyjścia analogowe – RCA i XLR. Kolejny element to solidne gniazdo IEC zintegrowane z bezpiecznikiem i głównym włącznikiem. Powyżej zlokalizowano tzw. MBL SmartLink v. 2.0 (złącza RJ45), czyli porty służące do komunikacji między urządzeniami tego producenta. Obok umieszczono slot czytnika kart SD, który służy do wgrywania ewentualnych uaktualnień oprogramowania urządzenia. Co ciekawe w sekcji wejść cyfrowych, obok USB znajduje się miejsce przygotowane pod kolejne gniazdo – czyżby w przyszłości miał się pojawić jeszcze moduł LAN? Oby. Doświadczenia z przetwornikami, które mają zarówno wejście LAN jak i USB pokazują, że zwykle to pierwsze oferuje wyższą jakość brzmienia. Urządzenie dostarczane jest z takim samym oryginalnie wyglądającym pilotem o okrągłym kształcie jak testowana wcześniej integra z serii Noble.


    Dystrybucja w Polsce

    AUDIO SYSTEM


    audiosystem.com.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot