Słuchawki
Audeze
Producent: AUDEZE LLC |
ile pamiętam (o ile coś jeszcze pamiętam...), to pisałem już o tym kilka razy – pamięć mam całkiem dobrą tyle, że słabo mi wychodzi umieszczanie pamiętanych wydarzeń w konkretnym momencie w przeszłości. Gdy więc chciałem zacząć od przypomnienia, kiedy to testowałem poprzedni flagowy model amerykańskiej firmy Audeze, nie potrafiłem tego zrobić. Na szczęście „High Fidelity” dysponuje ogólnie dostępnym archiwum tekstów i, jak się okazuje, LCD-3 testowałem... 4 lata temu, w sierpniu 2012 roku. Był to nawiasem mówiąc, o ile mi wiadomo, pierwszy test produktu tej marki w Polsce, a słuchawki otrzymałem wówczas jeszcze bezpośrednio od producenta, jako że dystrybutora natenczas w naszym kraju nie było. Zdobycie pary topowych nauszników tego młodego producenta do testu wymagało wówczas wiele zachodu. Po pierwsze dlatego, że do Stanów jest dość daleko, a wchodziło w grę uzyskanie produktu do testu wyłącznie bezpośrednio stamtąd, po drugie dlatego, że marka ciągle była jeszcze na początku swojej drogi, po trzecie LCD-3 były wówczas cieszącą się ogromnym uznaniem nowością, a co za tym idzie popytem. Tyle, że producent miał z nimi na początku problemy natury technicznej, w wyniku których musiał wprowadzić pewne poprawki, a to spowodowało opóźnienia z realizacją zamówień od dystrybutorów. Jak się łatwo domyślić, te ostatnie miały priorytet, więc recenzent z (niemal) drugiego końca świata musiał poczekać na swoją kolej. Gdy jednak się doczekałem, ujmując rzecz krótko – odjechałem. Znałem już wówczas kilka modeli słuchawek planarnych HiFiMANa, które również bardzo mi się podobały i które tak naprawdę zachęciły mnie do eksplorowania słuchawkowego świata, ale ostatecznie to właśnie LCD-3 zostały u mnie na stałe. I grają u mnie do dziś, co jest najlepszym dowodem na to, że owe wspomniane początkowe problemy techniczne z pierwszymi partiami tego modelu, producent usunął bardzo skutecznie. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że sytuacja lubi się powtarzać. Minęło kilka lat i dużo się w tym czasie zmieniło. Oferta Audeze, obejmująca cztery lata temu tylko dwa modele – LCD-2 i 3, mocno się rozrosła, a te drugie przestały już być flagowcem tej marki. Pewnego dnia, niemal bez ostrzeżenia (niemal, bo Audeze udostępnia swoje produkty beta-testerom, więc jakieś przecieki były) pojawił się nowy flagowiec. Szokiem była oczywiście cena niemal dwukrotnie wyższa niż LCD-3. Bez posłuchania można było tylko spekulować, że to wynik „wyścigu zbrojeń” prowadzonego przez wszystkie znane marki, by zdobyć miano „najdroższych”, a więc (przynajmniej w teorii) najlepszych słuchawek na rynku. Później na rynek trafił nowy Orpheus Sennheisera i pozamiatał, że tak powiem, w kwestii „najdroższych słuchawek świata” (co do brzmienia się nie wypowiadam, bo nie miałem ich okazji posłuchać). Ale w momencie trafienia na rynek cena LCD-4 była szokująca, nawet jeśli w samych USA prym ciągle wiodły słuchawki Abyss, jeszcze jakieś 1,5k USD droższe (pomijam topowe Staxy bo jednak elektrostaty, choćby z racji konieczności stosowania dedykowanego wzmacniacza, to osobna bajka). Drugi szok przyszedł niedługo po premierze, kiedy okazało się, że znowu pojawiły się problemy, przypominające te z LCD-3, które oznaczały... problemy z dostępnością LCD-4. Minęło nieco czasu i wygląda na to, że Audeze udało się je w końcu opanować, a ponieważ mamy już od dłuższego czasu dystrybutora Audeze w Polsce, firmę AudioMagic , więc i słuchawki trafiły w moje łapki. LCD-4 Zaczynając od początku: opakowanie jest podobne do tego, o ile nie identyczne, w którym przyszły do mnie LCD-XC - to solidna, podróżna, plastikowa walizeczka. Do tego nie mam żadnych zastrzeżeń – jeśli coś jest dobre i sprawdza się w praktyce, to nie ma powodu tego zmieniać. Zwłaszcza gdy mowa o opakowaniu. Po ustawieniu słuchawek obok siebie na stojakach można było ocenić, że nowy flagowiec wygląda „szlachetniej”. Wrażenie to budują chromowane, błyszczące maskownice na muszlach, część pałąka wykonana z włókna węglowego, a niby takie same, ale jednak jeszcze lepiej wyglądające drewniane muszle i skórzane elementy wykończenia padów i pałąka dokładały swoje. W pudełku znalazłem tylko jeden, zbalansowany kabel słuchawkowy, podczas gdy z LCD-3 w zestawie były kable dwa (zbalansowany i niezbalansowany), plus środek i szmatka do czyszczenia oraz konserwacji drewna. Czy to kwestia oszczędności, czy może nowy flagowiec prezentuje swój poziom wyłącznie przez kabel zbalansowany, a drewno konserwacji nie potrzebuje? Nie wiem – to pierwsze sprawdzę (na szczęście nie zmieniono wtyków od strony słuchawek, więc będę mógł użyć swojego kabla Entreq), a o tym drugim przekonają się posiadacze tych słuchawek po jakimś czasie użytkowania. Kabel dostarczany ze słuchawkami ma sympatyczny, jasnoniebieski kolor, jest okrągły w przekroju i w średnim stopniu sztywny. Pochodzi z firmy Locus Audio Design, wykonano go z miedzi poddanej procesowi kriogenicznemu, od strony słuchawek zakończony jest takimi samymi wtykami, jak firmowy kabel LCD-3, od strony wzmacniacza natomiast 4-pinowym XLR-em. Nie mierzyłem, ale na oko ma 2 m długości. Teraz, gdy dostałem słuchawki do testu nadszedł w końcu czas, żeby o nich poczytać na stronie producenta. Muszle wykonano z drewna cocobolo, używanego również do budowy instrumentów, mającego korzystne dla brzmienia właściwości. W słuchawkach zastosowano znane już rozwiązanie o nazwie Fazor, nową, supercienką membranę o niejednolitej (różne w zależności od miejsca) grubości, o średnicy 106 mm. Producent to rozwiązanie nazwał Uniforce Diaphragm i choć nie podaje konkretnej grubości twierdzi, iż nowa membrana jest lżejsza niż powietrze, które porusza. Kolejne zastosowane tu rozwiązanie, które po raz pierwszy pojawiło się w EL-8, to Fluxor Magnetic, ale w wersji Double Fluxor, czyli z magnesami po obu stronach membrany. Magnesy wytwarzają trzykrotnie wyższą (niż w przypadku LCD-3) wartość indukcji magnetycznej wynoszącą 1,5 T, co ma dawać jeszcze lepszą kontrolę nad membraną, a więc i niższe zniekształcenia. Przy produkcji parowane są membrany, elementy drewniane (by pasowały do siebie układem słoi i odcieniem), a nawet skórzane pady, by i one były identyczne. Efekt końcowy i owszem, jest imponujący – bardzo lubię moje LCD-3, ale przy LCD-4 ich uroda jednak blednie. Tyle, że ja należę do osób, które brzmienie stawiają na pierwszym miejscu, funkcjonalność na kolejnym, potem cenę, a wygląd jest na liście priorytetów gdzieś dalej. Słowem – przyszedł czas, żeby posłuchać i ocenić czy i jak duży postęp w klasie brzmienia udało się inżynierom Audeze faktycznie uzyskać. Płyty użyte do testu (wybór)
Zacznę od dwóch kwestii niezwiązanych z samym brzmieniem. Po pierwsze, słuchawki przyszły do mnie z topowym wzmacniaczem słuchawkowym Schiit Audio Ragnarok, posiadającym, by nie rzecz preferującym, zbalansowane wyjście słuchawkowe, a więc pozwalającym mi posłuchać LCD-4 z dostarczonym kablem. No i dysponującym ogromną mocą – przy 32 Ω potrafi oddać nawet 15 W, a przy 300 Ω 1,7 W. Miałem jednakże do dyspozycji również niezwykle ciekawe urządzenie EternalArts (o odtwarzaczu CD tej marki pisałem niedawno, zobacz TUTAJ ) o nazwie HLP (Head Line Pre), czyli przedwzmacniacz liniowy i wzmacniacz słuchawkowy OTL - lampowy, ale bez transformatorów wyjściowych - w jednym. Zostało stworzone co prawda dla Sennheiserów HD800, a więc dla słuchawek o impedancji 300 Ω, ale spisywało się wybornie także i z 200 Ω Audeze. To urządzenie posiada jedynie wyjście na dużego jacka, ale ponieważ LCD-4 od strony słuchawek mają te same gniazda co poprzedni flagowiec, mogłem więc wykorzystać świetny kabel Entreq Challenger i w ten sposób posłuchać ich również i z tym wzmacniaczem. LCD-4 + Schiit Audio Ragnarok Odsłuchy zacząłem od zestawienia z amerykańskim wzmacniaczem słuchawkowym, który jest urządzeniem w pełni zbalansowanym, a dołączony do słuchawek kabel sugeruje, że właśnie tego typu połączenie daje optymalne efekty. Zacząłem od spokojnej płyty Bobo Stensona Indicum. Płyty słuchałem jakiś czas temu tak często, że mi się nieco przejadła. Dłuższa przerwa i sposób, w jaki LCD-4 ją zaserwowały sprawiły jednakże, że niczym po odkryciu tego nagrania wsiąkłem w nie natychmiast, bujając w świecie pięknych dźwięków. Pięknych nie tylko za sprawą znakomitych muzyków i, jak zwykle, wysokiej klasy nagrania zrealizowanego przez ECM, ale i nowych Audeze, które zagrały tą płytę z niezwykłym wyczuciem nastroju, aksamitną gładkością i w bajecznie kolorowy sposób. Ile kolorów może zaserwować zestaw „ledwie” trzech instrumentów? Otóż nieskończenie wiele, jeśli tylko instrumenty trafią w utalentowane ręce, a odtwarzający dobrze zrealizowane nagranie sprzęt potrafi oddać choćby część tej przeogromnej palety. Jak już podkreśliłem nagrania słuchałem po dłuższej przerwie, co mogło mieć jakiś wpływ na odbiór, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to może być najlepsze odtworzenie Indicum, jakie zdarzyło mi się słyszeć - na słuchawkach na pewno, a może i w ogóle. Adeze dostarczały bowiem również ogromną ilość detali i najdrobniejszych nawet niuansów, pięknie cieniowały barwę i (zarówno mikro jak i makro) dynamikę. Potrafiły nadać odpowiednią masę fortepianowi i kontrabasowi, a jednocześnie niezwykle lekko, dźwięcznie oddać popisy perkusisty wydobywającego piękne, nadzwyczajnie zróżnicowane dźwięki z blach perkusji i, jak mi się wydaje, także innych przedmiotów, które miał pod ręką. Płynność całej prezentacji, głębia każdej fantastycznie wybrzmiewającej nuty i wspomniana już gładkość, która jednakże nie „stępiała” co bardziej szorstkich dźwięków wydobywanych m.in. z rantów bębnów, sprawiały, że nie sposób było się z tego pięknego, wykreowanego teoretycznie tak prostymi środkami, świata wyrwać. Już ten pierwszy odsłuchany album zasugerował, że nowy flagowiec Audeze podnosi poprzeczkę w zakresie jednej z najmocniejszych cech wszystkich słuchawek planarnych, przestrzenności grania, na nowy poziom. Przestrzeń budowana przez słuchawki ma swoje ograniczenia – to nie do przeskoczenia. Pytanie więc brzmi zawsze: czy i jak daleko poza obszar między uszami dane słuchawki są w stanie rozbudować scenę oraz jak dobrze obrazowane są źródła pozorne. |
Do tej pory słuchawkami, które grały najszerzej (pośród tych, których miałem okazje słuchać w kontrolowanych warunkach) były HE1000 HiFiMANa, a Sennheisery HD800 nie zostawały zbyt daleko w tyle. Ale gdy porównywałem te pierwsze z moimi LCD-3 uznałem, że to Audeze oferują większą głębię, bardziej trójwymiarowe, a co za tym idzie namacalne źródła pozorne. Nowy flagowiec w zakresie szerokości sceny zbliża się, choć nadal nie dorównuje wymienionym wyżej HE1000 i HD800, natomiast w zakresie głębi, plastyczności, namacalności robi jeszcze nieco więcej niż LCD-3. Odsłuchy kolejnych krążków potwierdzały te wnioski, do których dołączył kolejny – LCD-4, podobnie jak większość urządzeń najwyższej klasy, z jakimi do tej pory miałem do czynienia, potrafią odtworzyć każde nagranie, zarówno te najlepsze jak i te słabsze technicznie, w sposób, który daje większą (w przypadku tych pierwszych) bądź mniejszą (to te drugie) satysfakcję z obcowania z muzyką. Ujmując rzecz inaczej, to muzyka i jej wykonanie ogrywają rolę najważniejszą, a jakość realizacji nagrania, poza przypadkami absolutnie ekstremalnymi, nie ma decydującego wpływu na emocjonalny kontakt z ową muzyką, nie potrafi „zepsuć” przyjemności. Dlatego właśnie pomimo słabej jakości, trzeszczących i szumiących nagrań Józefa Kazimierza Hofmanna słuchałem Chopina w jego wykonaniu z zapartych tchem. Dlatego z tak wielką przyjemnością słuchałem (z winyla) orkiestry pod Toscaninim z kolejnego archiwalnego nagrania coraz lepiej rozumiejąc ową wielką fascynację dla tego kompozytora, która zainspirowała Kondo-sana do stworzenia jego fantastycznych urządzeń. LCD-4 pozwalają nawiązać wyjątkową emocjonalną więź z muzyką i jej wykonawcami, o ile oczywiście ci mają coś do zaoferowania - próbowałem bowiem znaleźć ją w kilku współczesnych popowych „hitach” zupełnie bez powodzenia. Słowem, nie jest to coś, co słuchawki dodają od siebie, to musi występować w nagraniu. Żeby nie rozwodzić się przesadnie – granie LCD-4 w testowanym zestawie z Lampizatorem Big7 zamiennie z gramofonem JSikora Basic jako źródłami już było doświadczeniem niezwykłym i bez dwóch zdań jednym z najlepszych, jakich kiedykolwiek dostarczyły mi słuchawki w moim systemie. Ale... coś mnie tam gdzieś cały czas podszczypywało z tyłu i sugerowało, że trzeba spróbować coś jeszcze z tym graniem zrobić. Że wszystko pięknie i fantastycznie, ale może dałoby się jednak... może nawet nie lepiej, ale inaczej. Najpierw przypomniałem sobie, że przecież mam w szufladzie zbalansowany kabel do Audeze od firmy WyWires. Cieńszy, czerwony kabel zastąpił więc firmowy niebieski. Nie chcę nic ujmować Audeze, ale z dotychczasowych doświadczeń wynikało, że zarówno wspomniany WyWire, jak i świetnie polskie kable Forza Audio Works zwykle miały do zaoferowania więcej niż firmowe. Niestety żadnego z kabli Mateusza nie miałem pod ręką, więc pozostało mi skorzystać z amerykańskiego Red Series. Szybka podmiana kabla i słucham. Wniosek pierwszy – tym razem Audeze postarało się bardziej (może to kwestia zlecenia produkcji kabla firmie specjalistycznej), więc zmiana kabla nie spowodowała słyszalnej od pierwszych sekund poprawy w wielu aspektach (co miało miejsce przy kablu dostarczanym z LCD-3). Chociaż... Zależy jak definiować poprawę. Obiektywnie rzecz biorąc WyWires zagrał inaczej, subiektywnie (moim zdaniem oczywiście) chyba jednak odrobinę lepiej, a na pewno ciekawiej. Wprowadził bowiem trzy elementy, które mi przypadły do gustu. Primo – ożywił przekaz. Owa gładkość prezentacji LCD-4, o której pisałem wcześniej, jest czymś wyjątkowym i zachwycającym, znakomite zbalansowanie przekazu takoż – do tego w końcu dążą najlepsi z najlepszych. Ale czasem człowiek ma ochotę na coś innego, na bardziej eksplozyjny, ekscytującego. To trochę jak z ukochaną muzyką – człowiek idzie na koncert, żeby ją usłyszeć, ale najchętniej jednak nie zagraną nuta po nucie tak jak na płycie, ale w innej aranżacji, z odrobiną choć improwizacji, szaleństwa. Nie, nowy flagowiec Audeze ze standardowym kablem nie jest nudny w swojej doskonałości, nie ujednolica przekazu i, jak pisałem, pięknie angażuje słuchacza w muzykę prezentując jej istotę. Oferuje rodzaj nirwany, wiecznego szczęścia, które jest czymś absolutnie wyjątkowym i od którego człowiek wcale nie chce się odrywać. A jednak, jak ktoś kiedyś napisał – w doskonałym raju musi po jakimś czasie robić się nudno. I każdy chyba (choć oceniam po niewiarygodnej próbce - sobie) czasem ma ochotę na coś może i mniej doskonałego, ale za to bardziej „życiowego”, że tak powiem. Dla mnie rozwiązaniem tego dylematu okazało się po pierwsze zastąpienie firmowego kabla wspomnianym Red Series. Przekaz, choć nadal fantastycznie gładki, doskonale różnicowany, cieniowany, plastyczny, robi się nieco żywszy, żwawszy, może odrobinę gorzej zrównoważony, bo nieco więcej zaczęło się dziać na skrajach pasma, ale przez to inny i chyba ciekawszy. Doskonałość jest piękna na papierze, w teorii, a w życiu niekoniecznie w 100% się sprawdza. Mówię oczywiście za siebie, a was mogę jedynie zachęcić do podobnych eksperymentów i dokonania własnego wyboru. A dwa kolejne elementy, od których zacząłem powyższy akapit? Z WyWires odniosłem wrażenie, że zyskała prezentacja otoczenia akustycznego instrumentów, wybrzmień – może tylko o ułamek sekundy, ale jednak dłuższych, jeszcze pełniejszych, że naturalne odbicia od odległych ścian np. w nagraniach zrealizowanych w wielkich kościołach oddaliły się potęgując wrażenie przebywania w ogromnej przestrzeni. No i ostatni element – bas z Audeze, już z LCD-3, jest znakomity – mocny, nasycony, bardzo dobrze różnicowany, schodzi nisko, a z LCD-4 zyskuje jeszcze na potędze, barwności i jest jeszcze lepiej rozciągnięty. Z Red Series zszedł chyba jeszcze odrobinę niżej, a na pewno zyskał na dociążeniu w najniższych rejonach plus nieco na sprężystości i konturze, ale bez utwardzania ataku. To, choćby w muzyce rockowej, dawało dodatkowego „kopa”, jeszcze łatwiej było dać się porwać rytmowi i energii zarówno AC/DC, jak i Muddy Watersa. LCD-4 + EternalArts HLP Nie będę się aż tak bardzo rozpisywał o tej części odsłuchu, bo łączy się ona z osobną recenzją niemieckiego wzmacniacza słuchawkowego/przedwzmacniacza OTL. Nie mogę jednak o niej nie wspomnieć, bo to właśnie w tym zestawieniu, choć niezbalansowanym, ja osobiście mógłbym, a nawet bardzo chciałbym słuchać muzyki na co dzień (nie, nie kosztem odsłuchów na dużym systemie :). Tzn. już z Ragnarokiem LCD-4 zagrały fantastycznie i ten zestaw też by mnie satysfakcjonował, ale z HLP podobało mi się po prostu jeszcze bardziej. Wiem, że większość osób znających słuchawki Audeze może się nieco zdziwić, że preferowałem do nich wzmacniacz lampowy i mogą przypisać to mojej słabości do lamp. Tyle, że w tym przypadku to właśnie w połączeniu z EternalArts testowane słuchawki wspięły się na wyżyny po pierwsze natychmiastowości ataku, po drugie czystości i transparentności brzmienia. Nie, nie pomyliłem się. W tym zakresie z Schiit Audio było już bardzo, bardzo dobrze, ale nic nie poradzę, że z HLP było jeszcze lepiej. Reszta opisu pokrywałaby się w dużej mierze z tym, co napisałem już wcześniej więc nie będę się powtarzał. Ale faktem jest, że to w zestawieniu z OTL-ową lampą nagłe, mocne wejścia orkiestry stawiały mnie do pionu, że ścieżka dźwiękowa z Predatora raz po raz powodowała, że włoski na karku stawały dęba i że to w nim miałem wrażenie, iż mogę zajrzeć jeszcze głębiej w miks i zobaczyć tam jeszcze więcej planktonu, drobniutkich informacji, niż w czasie opisanego wcześniej odsłuchu. Tak, ten zestaw robi się już mocno drogi – HLP kosztuje 3600 euro, kabel Enteq też tani nie był, używane źródła to kolejne dziesiątki tysięcy złotych, a i interkonekt Hijiri Million pana Kiuchi swoje kosztuje. No, ale mówimy przecież o słuchawkach za 18 tysięcy złotych. Jeśli już ktoś decyduje się tyle wydać na jedne z najlepszych nauszników na rynku to musi się liczyć z koniecznością zapewnienia im całego systemu z równie wysokiego pułapu. A to, niestety, kosztuje. LCD-4 vs LCD3 Na sam koniec jeszcze kilka słów o porównaniu byłego i obecnego flagowca. Czy dwukrotnie wyższa cena daje dwa razy lepszą jakość brzmienia? Chciałbym, żeby to tak działało w naszej branży, ale wszyscy wiemy, że tak nie jest. Nowy topowy model wygląda szlachetniej – to najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, acz użytkownik otrzymuje go tylko z jednym kablem i bez żadnych akcesoriów. LCD-4 są co prawda wygodne, ale też i jeszcze nieco cięższe niż starszy model. W połączeniu z nieco większym naciskiem na uszy/głowę, który mógł wynikać jednakże z faktu, że moje słuchawki mają parę lat, więc się nieco już wyrobiły, sprawiało, że wielogodzinne odsłuchy przekraczały granicę mojej tolerancji. Zaznaczę, że moja tolerancja na słuchawki na głowie należy raczej do niskich. 3-4 płyty to maksimum tego, co sprawiało mi przyjemność, później słuchawki zaczynały mi już jednak ciążyć. Z poprzednim flagowcem potrafię wysiedzieć 1-2 płyty dłużej. Mamy więc plusy i minusy. A brzmienie? Tu nie mam wątpliwości, że LCD-4 to jeszcze klasa wyżej niż moje ukochane LCD-3. Właściwie w każdym aspekcie. Są bardziej transparentne, czystsze i lepiej różnicują. To sprawia, że są bardziej jeszcze wymagające wobec sprzętu towarzyszącego i im lepsze zestawienie, tym różnicę między tymi nausznikami bardziej słychać. W odpowiednio dobranym systemie schodzą niżej z jeszcze lepiej różnicowanym, bardziej kolorowym basem, zyskują niesamowitą szybkość, natychmiastowość wręcz ataku, dociążają nawet najniższe reprodukowane dźwięki. Średnica i góra to niesamowita gładkość i nasycenie – także nieco większe niż w przypadku LCD-3, ale wcale nie oznaczające wygładzenia, czy zaokrąglenia – trąbka czy skrzypce potrafią pięknie „przyciąć” po uszach, gdy trzeba. Wokale w obu wypadkach wypadają podobnie, moim zdaniem fantastycznie i w tym zakresie jedynie najlepsze elektrostaty są w stanie pokazać jeszcze ciut więcej. No ale one z kolei będę ustępować Audeze choćby w zakresie basu. Ani jedne ani drugie Audeze nie grają tak szeroko jak choćby HiFiMANy HE-1000, ale tworzą za to wrażenie większej głębi, plastyczności dźwięku, większej namacalności źródeł pozornych i w tym aspekcie nowy model amerykańskiej firmy także idzie jeszcze o kroczek dalej niż poprzednik. Podsumowanie Cena LCD-4 jest, ujmując rzecz dosadnie, wariacka, podobnie jak i większości high-endowego sprzętu audio. Tym bardziej, że trzeba zapewnić im jeszcze system towarzyszący z najwyższej półki, żeby wykorzystać pełnię ich możliwości. No, ale dokładnie to samo można napisać o topowych kolumnach, wzmacniaczach, czy źródłach, które na dodatek kosztują kilka, czy raczej kilkanaście/kilkadziesiąt razy więcej. Słowem – albo szukamy najlepiej grającej opcji, albo o najlepszym stosunku jakości do ceny. W tej drugiej kategorii ze spokojem ducha pozostaję z LCD-3 (podkreślam, że to mój wybór bo oczywiście ciekawych słuchawek jest na rynku więcej), w tej pierwszej, pośród znanych mi nauszników wybrałbym LCD-4, choć i HE-1000, i Sonorusy X też grają wybornie. Dla mnie optymalnym zestawieniem było to z kablem niezbalansowanym Entreq Challenger i OTL-owym wzmacniaczem EternalArts, acz przed ostatecznym wyborem wzmacniacza sięgnąłbym na pewno po Trilogy 933 i Bakoona HPA-21 i dopiero wtedy podjął decyzję. Schiit Ragnarok to także bardzo dobry wybór (a przecież to także wzmacniacz zintegrowany, którego można używać w dużym systemie), ale niemiecki wzmacniacz bardziej przemawiał do mojej muzycznej duszy, że tak poetycko to ujmę. LCD-4 to fantastycznie płynne, gładkie granie, imponujące natychmiastowością ataku, rozdzielczością, zejściem i różnicowaniem basu, plastycznością grania i umiejętnością pokazania najdrobniejszych niuansów nagrania. Choć byłem nieco sceptyczny przyznaję, że model LCD-4 Audeze po raz kolejny podniosło poprzeczkę, do której inni będą musieli teraz równać. Dane techniczne (wg producenta) Przetwornik: planarny Dystrybucja w Polsce: |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity