pl | en

FELIETON

 


MOJA PRZYGODA Z HI-FI

Każdy kiedyś zaczynał i każdy jest w którymś punkcie swojej podróży do wymarzonego celu. Poniżej felieton opisujący peregrynacje jednego z czytelników „High Fidelity”. Miłej lektury!

POLSKA


oczątek mojej drogi wcale nie był „hi-fi”, ale z obecnej perspektywy mogę powiedzieć, że to było fajne granie.
Rok 1975, w wieku 13 lat wprowadzam się do swojego pierwszego pokoju (wcześniej dzieliłem pokój dwoma siostrami). Dostaję duże lampowe radio rodziców, z głośnikiem szerokopasmowym o mocy 5 W, umieszczonym w obudowie otwartej. Radio nie ma pasma UKF, ani żadnych wejść, podpinam się więc przez wkładkę (bo jest tam gramofon) z małym tranzystorowym radyjkiem. I tak już mam UKF.

Rok 1987, moja praca maturalna [zdjęcie: 2016.07.23]

Kolejny krok: kolega taty, elektronik, podsuwa mi schemat wzmacniacza mono hi-fi, ma taki w domu. Buduję go z jego pomocą. Gram z magnetofonu szpulowego ZK140 i radyjka tranzystorowego. Posiadany głośnik 5 W jest zbyt słaby, choć moc mojego wzmacniacza to tylko 8 W. Buduję więc swoją pierwszą kolumnę. Uparłem się, że ma być z obudową zamkniętą, z głośnikami GDN 25/40 i GDWK 9/40 - obliczam wymiary oraz parametry zwrotnicy. Paczka wychodzi duża, zbyt duża. Ale progres jest i to widoczny.
Kolejno pojawiają się następne wzmacniacze mono, 20 i 40 W. Ten ostatni zrobiłem jako pracę maturalną (LO), to była prawdziwa jazda! Matura z mocnym uderzeniem – mój pomysł.

Z takim systemem wytrwałem do 1984 roku. Zmieniłem wówczas stan cywilny i postawiłem na sprzęt ze sklepu. Mój pierwszy zestaw stereofoniczny składał się z tunera Diora AS-205S Faust, wzmacniacza Diora WS-301 Trawiata, kolumn Altus 110 i gramofonu Unitra GS-424 Adam. Gramofon, jak na owe czasy, był rarytasem, tuner był najlepszym radiem jakie kiedykolwiek miałem, z kolei wzmacniacz był kiepski, ale lepszy od tego który zrobiłem sam.

Kolejna zmiana przyniosła pierwszą „wieżę” z magnetofonem kasetowym. To była wieża Kasprzaka, z amplitunerem i magnetofonem. Kolumny pozostały te same – wciąż słuchałem na Altusach 110. Około 1987 roku znajomi kupili słynną wieżę Diory z magnetofonem typu „szuflada” (model MDS 4421). Nie wstdzę się powiedzieć, że kiedy ją zobaczyłem, to zachorowałem – jeździłem po okolicach (Karkowskie, śląskie) i po kolei kupowałem elementy tej wieży. Po miesiącu albo dwóch miałem komplet: cztery srebrne skrzynki. Miałem też czas, aby zweryfikować moje szaleństwo. Co się okazało: wzmacniacz był niezły, magnetofon fatalny (gorszy od Kasprzaka), korektor też lipa, a tuner jako taki.

„Wieża” Kenwooda z magnetofonem Technicsa, rok 1991

W tym czasie wiele się w Polsce działo i po dwóch latach przestało istnieć Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego „Baltona” i w związku z wyprzedażą pojawiła się okazja zakupu wieży firmy Kenwood. Wow! bez namysłu kupiłem tuner i wzmacniacz, a z poprzedniego zestawu została tylko „szuflada”.

Kiedy nastał rok 1990, otworzyłem wypożyczalnię płyt CD „ABC Disc” na Dietla 37/1. Pozwoliło mi to oficjalnie, bez oglądania się na sprzeciwy rodziny, na kupienie naprawdę niezłego sprzętu. Był to trzygłowicowy magnetofon Technisc RS 747, odtwarzacz CD Philips CD 310, wzmacniacz Technisc i kolumny Altus 75. W domu pojawił się zaś słynny odtwarzacz CD 111 Technisc. Po jakimś czasie wymieniłem wzmacniacz Kenwooda na amplituner Denona.

W 2001 roku nastąpiła wreszcie dawno wyczekiwana zmiana kolumn – wysłużone Altusy zastąpiły piękne Phonar Volume 1. I w tym momencie płyty pokazały swoje nowe oblicze. To dla mnie pierwsze sygnały związane z hi-fi, znak że audio to coś więcej niż tylko „wieża” i popularne marki. Mimo tak wyraźnych znaków (na niebie i na ziemi) dałem się jednak zwieść modzie i w 2002 kupiłem kino domowe Denona. Phonary zostały w systemie jako głośniki frontowe (przynajmniej na tyle miałem rozumu). Grało to dwa lata i (na szczęście) w amplitunerze padł i nie podniósł się układ Dolby. Kino poszło więc do śmietnika (naprawdę – sam wyniosłem wieczorem graty i położyłem obok kubła).

Wkrótce potem przyszedł czas kryzys i musiałem myśleć o rodzinie, a nie o pasji. Kupiłem więc na Allegro, za całe 400 zł, amplituner Yamaha RX 550. Miałem więc zestaw, składający się z owej Yamahy, odtwarzacza CD Pioneer PD-S 707 oraz głośników Phonar Volume 1. Tak dotrwałem do 2010 roku. Wtedy to powiedziałem sobie „dość!” i postawiłem na prawdziwe hi-fi, dopasowane do mojego budżetu.
To był początek drogi do „prawdziwego” audio. Za 4400 zł kupiłem zestaw, składający się z urządzeń Pioneera: wzmacniacza A6, odtwarzacza SACD D6 oraz tunera F3. Co ciekawe, kolumny Phonara zostały i okazały się wystarczająco dobre.

System Pioneera, kwiecień 2010

W tym samym czasie zacząłem korespondencję z panem Wojciechem, pojawiły się więc podpowiedzi dotyczące tego, co można by zmienić, poprawić. Pierwsza z nich mówiła, że należy zmienić komputerowe kabelki zasilające na „poprawne”. Sugestia była prosta: kupić najdroższe, na jakie mogę sobie pozwolić, a kiedy zmienię system to będę miał „bonusa”. Kupiłem więc najgrubsze SUPRY i okazało się, że to naprawdę słychać – bajka!

W 2013 roku zakochałem się w Dynaudio i kupiłem kolumny DM 3/7. Niestety mój wzmacniacz Pioneer A6 był zbyt słaby, aby napędzić te wymagające paczki. Dzisiaj to wiem, ale wówczas było to dla mnie coś nowego. Zaczęły się poszukiwania, pytania do pana Wojciecha, rozmyślania. Początkowo miałem kupić wzmacniacz Music Hall A 70.2, ale podniosłem poprzeczkę i zacząłem się przymierzać do wzmacniacza Krell S 300i. Przeczytałem wszystkie dostępne testy i kiedy tylko pojawił się w salonie audio w Krakowie, umówiłem się na odsłuch. Porażka! To było przykre doświadczenie, okazało się, że to zupełnie nie moje granie. Mimo rzekomo okazyjnej ceny 9500 zł (katalogowa 12 000 zł) nie kupiłem go więc. Okazało się, że postąpiłem słusznie – co jakiś czas widuję ogłoszenia, z których wynika, że trudno go sprzedać nawet za 5500 zł.

Grudzień 2014 – wzmacniacz Hegel H80 i odtwarzacz multiformatowy Oppo BDP-105EU

Miast mocarza Krell S 300i kupiłem wzmacniacz Hegla H80 i zakochałem się w nim, choć dalej Dynaudio chciało czegoś mocniejszego, jeszcze bardziej wydajnego prądowo. Wtedy też, po konsultacji z panem Wojciechem, zmieniłem interkonekty z fabrycznych na Chord Chameleon Plus.
Pół roku po tym, jak na rynku pojawił się wzmacniacz Hegla H160, dzięki wielkiej pomocy salonu Q21, zamieniłem mojego H80. Teraz było już wspaniale. Dodam, że wraz z H80 kupiłem odtwarzacz Oppo 105.

Pewnego dnia rzuciło mnie jednak do salonu Nautilusa w Krakowie, gdzie wpadłem na pana Roberta Szklarza. Miło spędziliśmy czas, słuchając ciekawej kombinacji transportu Heed, odtwarzacza plików/przedwzmacniacza Ayon Audio Sigma i wzmacniacza mocy Accuphase A70, wszystko z kolumnami Dynaudio F260. Przy okazji pochwaliłem się z posiadanego zestawu, jak stwierdziłem docelowego. Pan Robert pokiwał głową i powiedział, że muszę posłuchać „prawdziwego” wzmacniacza, Octave V70 SE. Trochę się wzbraniałem, dyskutowałem, wskazując na to, że po co mi on, skoro mam ten docelowy, wspaniały wzmacniacz.

Czerwiec 2015 - wzmacniacz Octave V70 SE i odtwarzacz multiformatowy Oppo BDP-105EU

Każdy, kto miał do czynienia z panem Robertem jednak wie, że ma on dar przekonywania. Dałem się więc przekonać i na Święta Wielkanocne 2015 wypożyczyłem Octave do swego domu. Puściłem Szopena i popijając kawkę z żoną oddałem się słuchaniu. Po chwili żona rzuciła, że to „naprawdę pięknie gra”. Nic więc dziwnego, ze już po tym pierwszym odsłuchu wiedziałem, że muszę to cudo mieć i to wbrew temu, co zawsze mówiłem, że lampa nie dla mnie, bo szumi i ma zniekształcenia. Może i tak jest, ale nie Octave. Zakochałem się w tym wzmacniaczu i dzięki dobrej cenie jaką zaproponował pan Robert zagościł on pod moją strzechą.

Mój system w grudniu 2015 roku, ze wzmacniaczem Octave, odtwarzaczem Oppo, stolikiem Rogoz i kolumnami Dynaudio 25SE.

Moje DM 3/7 nigdy przedtem nie grały tak pięknie jak z Octave, ale cały czas zdawałem sobie sprawę z potencjału, jaki kryje się w tym wzmacniaczu. Postanowiłem, że do roku zadbam dla niego o dobre towarzystwo. Słuchałem różnych kolumn, ale w końcu stwierdziłem, że Dynaudio to „moje” brzmienie i w jego ramach mogę iść tylko w górę. W międzyczasie miałem remont i zmieniając meble pomyślałem o budżetowym, ale już „prawdziwym” stoliku pod sprzęt od pana Janusza Rogoża. Tu też podpierałem się oceną Pana Wojciecha.

Na Boże Narodzenie 2015 zagościły u mnie Dynaudio 25SE. Piękne granie, cudowna holografia i szczegółowość z jaką grały w moim systemie. Nie mogłem się jednak pogodzić z tym, że to kolumny podstawkowe. Wszak wychowałem się na podłogowych. Ponadto pojawił się lekki problem z basem w niektórych utworach, to bardzo trudne do napędzenia głośniki. Po świętach je oddałem i już wtedy wiedziałem, że jednak szukam konstrukcji podłogowych. Po kilku odsłuchach postawiłem więc na Dynaudio Focus 260, które kiedyś kupiłbym zamiast DM 3/7, gdyby budżet mi na to pozwolił.

15/07/2016 – mój system, z kolumnami Dynaduio Focus 260

Jest 15/07/2016. Siedzę w swoim pokoju i słucham Niny Simone z Focusów 260 podpiętych do Octave V70SE, ze odtwarzaczem Oppo. czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to jest to prawdziwe hi-fi, którego szukałem. Za mną długa droga, ale zakończona cudowną radością ze słuchania pięknej muzyki. Dodam jeszcze, że teraz kupuję prawie tylko japońskie wydania płyt CD, zazwyczaj BSCD2, bo w posiadanym systemie słyszę wyraźną różnicę między nimi i „regularnymi” wydaniami.

I jeszcze taka refleksja od niechcianej lampy do ukochanej lampy, koło się zamknęło, a ja w środku i słucham…

P.S.
Panie Wojciechu, dziękuję za natchnienie i ogromną cierpliwość przy zadawaniu pytań jakie słałem na Pana e-mail!