pl | en

Wkładka gramofonowa

 

Air Tight
PC-7

Producent: A&M LIMITED
Cena (w czasie testu):
14 500 zł

Kontakt: 4-35-1 Mishimae | Takatsuki-city
Osaka 569-0835 | Japan

www.airtight-am.net

MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: SOUNDCLUB


awno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami... Nie, wcale nie aż tak dawno bo „zaledwie” sześć wiosen temu dostałem do testu od polskiego dystrybutora, firmy Soundclub, wkładkę japońskiej marki Air Tight. Brand był mi oczywiście dobrze znany, acz na polskim rynku obecny wówczas od niezbyt długiego czasu. Był to jeden z moich pierwszych kontaktów z tymi produktami. Swoją drogą wówczas był to dla mnie przede wszystkim producent urządzeń lampowych, a na pewno nie firma kojarząca się z wkładkami gramofonowymi. Dlatego też zupełnie nie byłem przygotowany na to, co usłyszałem. Była to wówczas, i nadal jest, jedna z absolutnie najlepszych wkładek jakich miałem okazję u siebie posłuchać. Choć kosztowała więcej niż mój ówczesny gramofon z ramieniem razem wzięte, więc w teorii połączenie to było mezaliansem, powalała klasą brzmienia.

Nie chodziło zresztą wyłącznie o wybitną jakość dźwięku, ale i o trafienie dokładnie w mój prywatny gust. Wówczas już wiedziałem, że muszę tę wkładkę kiedyś mieć. Dopiero w trakcie pisania tego testu, po znalezieniu recenzji PC-3, uświadomiłem sobie, że w tym przypadku między uznaniem, że to MOJA wkładka, a momentem, kiedy w końcu faktycznie ją nabyłem, minęło mniej więcej pięć lat. W końcu jednak, w ubiegłym roku zostałem niejako do tego zakupu zmuszony przez informację, iż wkładka będzie wycofana z produkcji i zastąpiona nowym modelem, oznaczonym PC-7.

Producent, co dość typowe dla tych największych, legendarnych japońskich marek, poza suchym faktem o zmianie w ofercie nie przekazał właściwie żadnych dodatkowych informacji. Do dziś na stronie znaleźć można jedynie króciutką specyfikację wkładki i tyle. Wiadomo, że wspornik wykonano z boru, że igła ma szlif Microridge, że wewnętrzna impedancja wynosi 7 Ω (9 w przypadku PC-3), że sygnał wyjściowy to 0,6 mV (vs 0,55 mV) i że nowa wkładka jest znacząco lżejsza (9,6 g vs 13,5 g) i, jak widać na zdjęciach, mniejsza. Nawet nie mając obu wkładek obok siebie łatwo z zewnątrz je odróżnić, bo w przeciwieństwie do PC-3 i PC-1, PC-7 ma kolor grafitowy, podczas gdy tamte dwie (acz nie wersja Supreme) były, przynajmniej częściowo, niebieskie. I to właściwie tyle, ile na dziś o tej wkładce wiadomo.

Dziś mogę dodać, że i w czasie monachijskiej wystawy nie udało mi się uzyskać żadnych dodatkowych informacji (mój japoński okazał się na to zdecydowanie za słaby... :-)). Rozmawiając więc z panem Maciejem Chodorowskim, dystrybutorem Air Tighta, mogliśmy jedynie spekulować, co ta zmiana oznacza. Na dobrą sprawę jedynym faktem, na którym mogliśmy się oprzeć było oznaczenie nowego produktu. Topowa wkładka nazywa się (na tą chwilę, bo już zapowiedziany jest nowy flagowy model, Opus) PC-1, a jej udoskonaloną wersję opatrzono dodatkiem „Supreme”. Kolejnym modelem, niższym, był PC-3 i tu oferta się kończyła.

Wyglądało więc na to, że PC-7 będzie raczej modelem z niższego poziomu niż PC-3. Skorzystałem więc z ostatniej okazji i zakupiłem ową wymarzoną PC-3 do własnego systemu. Również dlatego, że wówczas nie wiedzieliśmy tak naprawdę, jaką wartość będzie prezentować PC-7, ani ile będzie kosztować. Jasne, że niby lepiej jest mieć aktualny model, ale nie mając gwarancji, czy będzie grał choć porównywalnie do poprzedniczki zdecydowałem się wygarnąć jedną z ostatnich sztuk modelu znikającego z oferty. Pewną rolę w podjęciu takiej decyzji odgrywał również fakt, iż PC-3 to chyba jedyny produkt, jaki kiedykolwiek testowałem, o którym wiedziałem, że po prostu musi kiedyś być mój, a jednocześnie zważywszy na cenę dawał nadzieję na realizację tego marzenia (bo na zakup Kondo, Kody, czy Audio Tekne szans raczej nie mam). Było to więc spełnienia kilkuletniego marzenia, a i (wówczas jeszcze dopiero planowany) zakup gramofonu pana Janusza Sikory także sugerował, że czas na jeszcze lepszą wkładkę niż Koetsu Black.

W końcu do dystrybutora dotarła pierwsza partia PC-7. O cenie wiadomo już było, że co prawda jest nieco niższa niż PC-3, ale różnica nie jest tak duża, jak mogła sugerować numerologia (PC-1 była niemal 2 razy droższa od PC-3, więc można było teoretyzować, że PC-3 będzie wyraźnie droższy niż PC-7; że to klasa, albo i dwie różnicy). Oczywiście, że gdy tylko się dowiedziałem, że wkładka już jest, to niczym osiołek ze Shreka zacząłem podskakiwać wykrzykując: „daj ją mnie, daj ją mnie! No i dostałem. Nówkę „nieśmiganą”, w pięknym, eleganckim, dwa razy większym drewnianym pudełku.

Trzeba przyznać, że Japończycy wiedzą co znaczy produkt zrobiony ze smakiem. Z jednej strony żadnych efekciarskich elementów, z drugiej i od samej wkładki, i od pudełka w którym jest dostarczana, trudno oderwać oczy. Wkładka wylądowała na ramieniu Kuzmy w moim gramofonie J. Sikora Basic, na talerz trafiła, służąca do wygrzewania, płyta Clearaudio, a ja niecierpliwie czekałem, aż będę mógł jej posłuchać. Serce chciało oczywiście jak najszybciej, rozum kazał czekać, żeby poznać od razu pełnię jej możliwości. Po kilka dniach (oczywiście nie 24/7, ale po ładnych kilka godzin dziennie) wygrzewania przyszedł w końcu TEN moment.

Air Tight w „High Fidelity”
  • TEST: Air Tight ATM-2 - wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ
  • TEST: Air Tight ATM-211 - wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ
  • TEST: Air Tight ATM-300 - wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ
  • TEST: Air Tight PC-1 Supreme - wkładka gramofonowa, czytaj TUTAJ
  • TEST: Bergmann Audio SINDRE + Air Tight PC-1 - gramofon + wkładka gramofonowa, czytaj TUTAJ
  • TEST: Air Tight ATC-3 + ATM-1S - przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ

  • Nagrania wykorzystane w teście (wybór)

    • Thorens. 125th Anniversary LP, Thorens ATD125, LP
    • AC/DC, Live, EPIC E2 90553, LP
    • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius ATR 003, LP
    • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
    • Daniel Gaede, The tube only vinyl, TACET L117, LP
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP
    • Isaac Albéniz, Suite española, Op. 47, King Japan KIJC 9144, 180 g LP
    • Kate Bush, The sensual world, Audio Fidelity AFZLP 082, 180 g LP
    • Keith Jarrett, The Köln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
    • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
    • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge. Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, LP
    • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP
    • Pink Floyd, The Endless River, Parlophone Records 825646215478, 180 g LP
    • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland, LP
    • The Ben Webster Quintet, Soulville, Verve Records M GV-8274, LP
    • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Owe ładnych kilka dni wygrzewania nowej wkładki oznaczało również, że w tym czasie nie słuchałem PC-3. Wiem, że niektórzy twierdzą, że doskonale pamiętają brzmienie danego elementu systemu i z pamięci porównują jego brzmienie do innego, ale badania raczej poddają w wątpliwość tego typu twierdzenia. Naprawdę krótko dokładnie pamiętamy dźwięk (podkreślam słowo 'dokładnie') i dlatego po kilku dniach braku kontaktu z moją wkładką, gdy zacząłem słuchać nowej propozycji Air Tighta trudno mi było ją bezpośrednio odnieść do poprzedniczki. Zresztą w ogóle porównywanie wkładek, o ile nie ma się dwóch identycznych ramion na tym samym decku (albo ramienia z demontowaną główką i dwóch takowych główek), jest trudne i nie do końca miarodajne – przerwy między odsłuchami muszą być bowiem siłą rzeczy dość długie - wkładkę trzeba zdemontować, zamontować nową i precyzyjnie ją ustawić (o dopieszczaniu ustawienia nawet nie wspominam).

    Zamiast więc na siłę próbować wykonywać takie porównania dałem się ponieść entuzjazmowi, bo w ogólnych zarysach PC-7 przypominała mi bardzo to, czym tak mnie zachwyciła, i nadal zachwyca, PC-3. To granie, które mówiąc krótko, łączy wysoką detaliczność, przejrzystość i czystość dźwięku z nasyceniem, gładkością i płynnością. Trudno jest nazwać brzmienie wkładki Air Tighta ciepłym, ale jednocześnie ani przez moment nie przyszło mi do głowy zastanawiać się, czy aby jest to brzmienie naturalne. A nie dość, że jest naturalne, organiczne wręcz, to jeszcze jest neutralne tonalnie – to rzadkie połączenie, które sprawie, iż od pierwszych sekund odsłuchu człowiek wie, że ma do czynienia z produktem z naprawdę wysokiej półki. To pełne, bogate, wyrafinowane granie, z jednej strony pokazujące ogromną ilość informacji odczytanych z rowków płyty, z drugiej składające je w równe, nadzwyczajnie płynne granie.

    Jedną z pierwszych płyt, jakich słuchałem, był legendarny album Muddy’ego Watersa Folk singer z limitowanego wydania Mobile Fidelity. Nagranie ma ponad pół wieku, słuchałem go już dziesiątki, jeśli nie setki razy, a ciągle wracam do niego z przeogromną przyjemnością. Muddy'emu towarzyszy młody Buddy Guy, na basie w kilku kawałkach gra jeszcze kolejna legenda - Willi Dixon, a na bębnach Clifton James. To stuprocentowo akustyczna wersja fantastycznie zarejestrowana przez Ralpha Bass'a dla Chess Company. Z PC-7 w ramieniu Kuzmy realizm prezentacji był po prostu zachwycający. Separacja między instrumentami doskonała, każde źródło pozorne miało wyraźnie zdefiniowane, w pełni trójwymiarowe, swoje ważące ciało. Gitary grały z przodu, perkusja wyraźnie cofnięta, a bas pomrukiwał sobie z boku. Nie był jakoś szczególnie dobrze definiowany, ale to po prostu takie nagranie. Zachwycała czystość i precyzja obu gitar – każde szarpnięcie struny było szybkie, potem odpowiednio wzmacnianie i podtrzymywane przez pudło, ale nigdy nie przeciągane. Nie było mowy o żadnym obcinaniu wybrzmień – były długie, soczyste, po prostu piękne. Trudno było oprzeć się urokowi tak otwartego, tak „oddychającego” dźwięku.

    Poczułem otwierający Ciemną stronę księżyca puls zanim go jeszcze usłyszałem – już wiedziałem, że będzie dobrze! Mocny, rytmiczny, schodzący nisko i, jak wspomniałem, dający się poczuć, a nie tylko usłyszeć – tak powinna się ta płyta zaczynać. Blachy w otwierającym płytę kawałku nie są może jakoś wybitnie nagrane, ale i tu owa czystość i przejrzystość PC-7 zrobiły swoje, a dokładając dźwięczność, soczystość i dobre różnicowanie (także i) wysokich tonów również i ten skraj pasma wypadał znakomicie. Podobnie jak PC-3, PC-7 imponuje przestrzennością grania – Floydzi lubili bawić się efektami przestrzennymi, a japońska wkładka doskonale się do tej zabawy dostosowała tworząc wyjątkowo dużą, w każdym z trzech wymiarów, scenę oraz pięknie obrazując przemieszczanie się, np. koni, z jednej strony sceny na drugą.

    W Money kasa i brzęczące monety znajdowały się dobry metr poza rozstawem kolumn (jedno po jednej, drugie po drugiej stronie oczywiście) kolejny raz potwierdzając, jak dużą scenę potrafi wygenerować testowana wkładka. Wejście zegarów w Time dla odmiany postawiłoby w tym wydaniu nawet umarłego na nogi. Niezwykle świdrujące wręcz, ale czyste i naturalne, dzięki czemu nie było w tym dźwięku żadnych drażniących czy nieprzyjemnych elementów, ale jednocześnie po prostu stawiało człowieka do pionu intensywnością i dźwięcznością. Nie mając jak bezpośrednio porównać odtworzenia tej płyty przez PC-7 i PC-3 powiedziałbym, że obie robią to równie znakomicie. Choć pewne wątpliwości miałem przy słynnym The Great Gig in the Sky z fenomenalnym wokalem Clare Torry. Znowu – porównać bezpośrednio nie mogłem, ale w tym jednym przypadku miałem wrażenie, że jednak PC-3 grała ten kawałek w jeszcze bardziej ekspresyjny sposób, powodujący, że włoski na rękach stają dęba, a po plecach wędrują mrówki.

    Z testowaną wkładką także nie potrafiłbym się oderwać od słuchania, prezentacja także pochłaniała, wciągała mnie właściwie całkowicie, ale „mrówki” na plecach były trochę bardziej leniwe niż zwykle. Czyżby jednak nie była to aż tak ekspresyjnie grająca wkładka? Tak naprawdę trudno powiedzieć bez puszczenia bezpośrednio po sobie tego samego kawałka na obu wkładkach. Wcześniej, choćby na Watersie, czy na innych kawałkach na DSotM nawet mi do głowy nie przyszło, że PC-3 grała to lepiej. Może więc była to jedynie kwestia chwili, nastroju, ciśnienia, poziomu wody w Kanale Augustowskim, a może czegoś jeszcze innego. A może po prostu „mrówki” nie otrząsnęły się z wrażenia po jednym z poprzednich kawałków i stąd nie wykazywały aż takiej aktywności jaką pamiętałem z PC-3.

    Żadnych zastrzeżeń nie miałem do dynamiki, ani na płycie Floydów ani na - oczywiście, że musiałem to zagrać - Live AC/DC. Dźwięk był dynamiczny, szybki, z świetną kontrolą i definicją i dotyczyło to nie dość, że całego pasma to jeszcze zarówno skali makro jak i mikro. Na takiej płycie jak DSotM to szczególnie ważne, bo połączenie tych cech z wymienionymi wcześniej daje niesamowicie dokładny wgląd w całe nagranie, we wszystkie nawet najdrobniejsze jego elementy, smaczki, które tu mają przecież kolosalne znaczenie. W przypadku dinozaurów z Australii ważniejsza jest skala makro, odpowiedni wykop, kluczowy jest także element zwany pace&rhythm, a wszystko to kolejne pozycje odhaczone po odsłuchu tej płyty na bardzo długiej liście zalet PC-7.

    Bezczelnie odkręcałem pokrętło głośności zupełnie nie przejmując się sąsiadami, by zagłuszyć dodatkowy (mój znaczy) wokal na Highway to hell, czy Back in black, kręcąc na wszystkie strony głową, wystukując rytm wszystkimi kończynami – słowem doskonale się bawiąc. Świetna, energetyczna prezentacja! Nie znaczy to wcale, że doskonała, ale to wypływa wprost z jakości realizacji płyty – całkiem dobrej jak na rockowy koncert, ale w kategoriach audiofilskich najwyżej niezłej. Wkładka Air Tighta pokazała wszystkie słabości odtwarzanego nagrania nie lokując ich jednakże w centrum uwagi. To na muzyce, na emocjach jakie ze sobą niesie skupiała się uwaga słuchacza, a to, że dźwięk mógłby być czystszy, bardziej rozdzielczy, lepiej definiowany – to wszystko słychać, ale właściwie tylko wtedy, gdy człowiek jakimś cudem oderwie się od tej niby tak prostej, niby tak oklepanej, ale jakże porywającej zabawy, jaką oferuje Angus Young i reszta ekipy.

    Nie mogło w teście zabraknąć dużej klasyki. Już wcześniej odsłuchiwane płyty pokazały ogromne możliwości tej wkładki w zakresie dynamiki, rozdzielczości, ale i transparentności i czystości przekazu. Ale to właśnie orkiestra, również i akompaniująca śpiewakom w operze, jest najbardziej złożonym i najpotężniejszym organizmem muzycznym jakim można sprawdzić możliwości każdego sprzętu grającego.

    Na pierwszy ogień poszło Wesele Figara pod Currentzisem – fantastyczne, cudowne, wyjątkowe i tak mógłbym długo. Zamiast tego napiszę, że również z PC-7 zawieszonym na ramieniu Kuzmy tak właśnie brzmiało, choć koniecznie muszę jeszcze dodać: porywająco! Już uwertura nie dała mi spokojnie wysiedzieć w fotelu – rozmach, swoboda, ogromna scena, precyzja, która umieszczała poszczególne grupy instrumentów w przynależnych im miejscach w przestrzeni, czystość, transparentność, spójność, dynamika – i tak znowu można by długo. A w skrócie – gdy ta płyta ląduje na talerzu, a ja mimowolnie biorę się za „dyrygowanie” to musi być dobrze, bardzo, bardzo dobrze. Dyrygowałem, choć bez batuty w dłoni. Podobnie jak PC-3, testowana wkładka gra tą muzykę Mozarta tak, jak według mojego wyobrażenia (na które na pewno jakiś wpływ miał oglądany wiele razy film Miloša Formana), Wolfgang Amadeusz chciał, by ona brzmiała – z lekkością, swobodą, świetnie oddając komediowy charakter utworu, wywołując raz po raz uśmiech na twarzy słuchacza i zachwyt nad klasą wykonawców, którym role pozwalają zaprezentować pełnię talentu.

    Równie porywająco zabrzmiała moja ukochana Leontyna Price w swojej życiowej (moim zdaniem oczywiście – opinii samej zainteresowanej na ten temat nie znam) roli Carmen. Gęsty, nasycony, głęboki i jakże namacalny głos śpiewaczki przemieszczał się po scenie, krążył pośród towarzyszących jej pozostałych głównych aktorów tego spektaklu. I był równie czysty i wyrazisty jak te z współczesnej realizacji Wesela Figara Sony, choć przecież nagrano go kilkadziesiąt lat temu. Na tym starym nagraniu spod znaku RCA Red Seal słychać, że wówczas opery nagrywano nieco inaczej, z mocniej zaznaczonym udziałem orkiestry, z pierwszym planem ulokowanym bliżej słuchacza, a mimo tego głosy śpiewaków są czyste, mocne, dźwięczne, nie ma mowy o „chowaniu” ich pod potęgą orkiestry. Znowu zachwycała dynamika prezentacji i ta w skali makro, gdy orkiestra grzmiała ile sił w palcach i płucach, i ta w mikro, co pozwalało znakomicie różnicować tak wiele małych elementów tego ogromnego organizmu.

    Właśnie przy tych najgłośniejszych, najmocniejszych akcentach granych przez całą orkiestrę odniosłem wrażenie, że jednak dół pasma, te najpotężniejsze „łupnięcia” są lepiej kontrolowane przez PC-3. W obu przypadkach bas schodzi naprawdę nisko, jest gęsty i świetnie dociążony, ale w moim gramofonie (i przy takim, a nie innym ustawieniu wkładki – to przecież wcale istotny element) to jednak starszy model ciut lepiej trzymał ową potęgę niskich tonów w ryzach. Kolejna rzecz, która zauważalnie różniła odtworzenie tej akurat płyty przez PC-7 od PC-3 to wyraźniej pokazany szum własny nagrania przez tę pierwszą. Z drugiej strony na większości płyt odniosłem wrażenie, że to właśnie nowa wkładka wyciągała z płyt nieco mniej trzasków. Oczywiście różnice nie są wielkie, ale zauważalne.

    Próbując, choć nieco na siłę, znaleźć jeszcze jakieś różnice, powiedziałbym, że PC-3 ma odrobinę, ale jednak, bardziej wypełnioną, gęstszą średnicę oraz ciut wyższą rozdzielczość. Żebym mógł dać za to głowę musiałbym jednakże mieć możliwość porównania head-to-head, mając każdą z tych wkładek zamontowaną w takim samym ramieniu i przełączając się z jednej na drugą z minimalnymi odstępami czasu. Nawet jeśli te różnice faktycznie występują, to są one na tyle niewielkie, że wiem, iż spóźnienie się z zakupem PC-3 nie byłoby dla mnie żadnym problemem – PC-7 dawałaby mi z obcowania z muzyką równie dużą satysfakcję.

    Podsumowanie

    Wiem, że w tym miejscu ci, którzy znają PC-3 mogą oczekiwać jasnej odpowiedzi, czy PC-7 jest od niej lepsza czy gorsza. Tymczasem takiej jasnej deklaracji z mojej strony nie będzie. Nowa wkładka jest znakomita i charakterem nie różni się znacząco od poprzedniczki. Oferuje bardzo czyste, detaliczne, cudownie przestrzenne, ale i nasycone, płynne, naturalne granie. Podobnie jak PC-3. Na starych nagraniach nieco bardziej eksponuje szum taśmy, ale z kolei serwuje słuchaczowi nieco mniej trzasków. PC-3 wydaje się mieć niewielką przewagę w dwóch aspektach – definicji i kontroli równie nisko schodzącego, gęstego i świetnie różnicowanego basu oraz nasyceniu kolorowej, żywej średnicy.

    Są to jednakże różnice naprawdę niewielkie sprawiające, że mając do wyboru obie wkładki można by tą niewielką kwotę dopłacić, by te umowne kilka procent jakości jeszcze zyskać. Tyle, że wyboru już właściwie nie ma, więc można po prostu przyjąć, że PC-7 to godna następczyni PC-3, wkładka znakomita, z którą konkurować może dopiero wiele topowych modeli innych producentów i naprawdę niewiele na rynku jest jeszcze lepszych. Szczerze polecam i to do systemów z bardzo, bardzo wysokiej półki!


    Dane techniczne (wg producenta)

    Wspornik: z boru
    Szlif igły: Microridge
    Impedancja wewnętrzna: 7 Ω
    Sygnał wyjściowy: 0,6 mV/1 kHz
    Siła nacisku igły: 1,9 – 2,2 g
    Balans między kanałami: 0,5 dB/1 kHz
    Waga: 9,6 g

    Dystrybucja w Polsce:

    SoundClub Sp. z o.o.

    ul. Skrzetuskiego 42
    02-726 Warszawa | Polska

    www.soundclub.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot