pl | en

WSPOMNIENIE

 

Jarek Śmietana
Z dołka pisane

Jarosław Śmietana: ur. 29 marca 1951 w Krakowie,
zm. 2 września 2013 – polski gitarzysta jazzowy.
Kompozytor. Przyjaciel.
13 września, w piątek, spoczął w Alei Zasłużonych
na krakowskim cmentarzu Rakowickim.

www.jareksmietana.pl


ojciech Pacuła

Nie znałem Jarosława Śmietany, nie osobiście. A przynajmniej nie na tyle, żebym mógł się z tym obnosić. Spotkałem go zaledwie kilka razy, przeprowadziłem z nim wywiad do „Audio”, byłem na kilku koncertach. Mam jednak wrażenie, że wiem o nim więcej niż o wielu moich znajomych. Daty koncertów, nowe płyty, dykteryjki – wszystko to spływało do mnie na bieżąco. Dzięki Ryśkowi i Jarkowi, z którymi muzyk był blisko i z którymi się przyjaźnił.
Zresztą – nawet, gdybym go nigdy nie spotkał, miałbym jego nazwisko przed oczami codziennie: na moim odtwarzaczu Ancient Audio od „zawsze” leży złota wersja płyty Autumn Suite, chroniąca laser przed kurzem, nadająca przy tym urządzeniu swoistego sznytu. Zdejmuję ją codziennie kilka, kilkanaście razy. I zakładam.
Albo jeszcze inaczej: być może zapamiętałbym Jarka (mimo krótkiej znajomości zdążyliśmy przejść na Ty, to człowiek, który nie dba o „gwiazdorzenie”. To znaczy nie dbał, trudno będzie się przyzwyczaić…) z czegoś innego. Pamiętam dobrze, że spotykając się z nim ze cztery razy z okazji wspomnianego wywiadu, przepytałem go głównie pod kątem jego doświadczeń jako melomana, człowieka „słuchającego”. I nieźle się przy tym ubawiłem. Historia była bowiem taka: o ile pytając o płyty winylowe, a także szpulowe taśmy-matki miałem absolutną pewność, że Jarek mówi z serca, ma wyraźny pogląd na sprawę, kocha analog, ma dużą kolekcję, o tyle przechodząc do sprawy sprzętu – zobaczyłem w jego oczach coś innego. Muzyk wymienił składniki swojego systemu, a ja byłem zaskoczony jego dojrzałością – wśród muzyków to absolutna rzadkość. Po pół roku dowiedziałem się, że kupił sobie kolumny, wzmacniacz, Jarek Waszczyszyn zrobił dla niego gramofon. Po jakimś czasie miał dokładnie taki system, o którym mi wówczas mówił. Czy znał nazwy dzięki spotkaniom i pogaduchom z Jarkiem i Ryśkiem i po prostu „zagrał”, czy może rzeczywiście o czymś takim myślał – już się tego nie dowiem. Wiem jedno: Jarek był człowiekiem otwartym na nowe, chłonął informacje całym sobą i jeśli coś było dobre – wchodził w to. Jestem pewien, że tam, gdzie jest teraz jest lepiej niż tutaj; inaczej nigdzie by się nie wybierał.


Jarek Waszczyszyn

Kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie Jarka Śmietany, był to dla nas szok. Chłop jak dąb, wymiatający wielogodzinne koncerty na całym świecie. On? Liczyliśmy na jakiś cud, bo po ciężkiej operacji Jarek się nie poddawał, a przyjaciele grali jeden koncert charytatywny za drugim. Znaliśmy szanse. Ale kiedy umarł, rozdzwoniły się telefony: pierwszy zadzwonił Mariusz, potem Janusz. Na drugi dzień reszta. Jarek jakoś wpisał się nasze życie muzyczne.


Mój kontakt z nim zawdzięczam Ryśkowi. Jarek bowiem był w odróżnieniu od wielu muzyków - audiofilem. Rysiek namówił Mistrza na Lektora, no i dalej samo się wszystko potoczyło. W ślad za Lektorem pojawił się, wykonany specjalnie dla niego, gramofon na płycie granitowej, nawiązujący do CD. Jarek miał niezłą kolekcję płyt, trochę w CD, ale cała reszta (kilka tysięcy) to winyle. Spora część jest unikatami, bowiem śladu po wytwórniach już nie ma.


O muzyce Jarka będą pisać znawcy tematu. Dla mnie objawieniem była płyta A Story of Polish Jazz. Takiego połączenia gatunków, humoru i dystansu do swojej profesji dawno nie słyszałem! A frajda była dodatkowa w postaci pyty z autografem.

Potem już stało się tradycją, że Jarek wpadał do mnie z każdą swoją nową płytą. Starałem się mu pomagać w miarę moich skromnych możliwości, promując jego nagrania na wystawach w Polsce i Norwegii. Jarek miał bardzo trzeźwy stosunek do swojej pracy, ale miał też i gest. Stąd bez ceregieli zaproponował wydanie jego płyty Autumn Suite w limitowanej serii z logo Ancient Audio i to na złocie. Przy okazji wydania 500 egzemplarzy okazało się, ile kosztuje wytłoczenie płyty CD w 24-karatowym złocie. Różnica w cenie w stosunku do płyty „srebrnej” (napylonej aluminium) wyniosła 8 groszy....Tyle kosztuje oszczędność na jakości i trwałości płyty. Pomysł się spodobał i Jarek w ten sposób wydał swoją kolejną płytę. Tu muszę dodać, że nagrania oddają tylko część muzyki Jarka. Jego żywiołem była estrada, żywy koncert i kontakt z publicznością. Bywało nastrojowo, ale był też dynamit. Kompozycje Hendrixa grane wraz z Nigelem Kennedym mogły wpędzić najbardziej zagorzałych rockmanów w kompleksy. Jarek trzymał się mocno korzeni rythm&bluesa, co jego muzyce nadawało natychmiastowy i organiczny odbiór.

Kiedy opracowywałem pierwsze albumy SDMusA, wjechałem w gąszcz zagadnień praw autorskich do twórczości muzycznej. I znów Jarek przyszedł z pomocą, oferując natychmiast prawa do A Story of Polish Jazz w celach promocyjnych formatu. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, albowiem udało się zebrać jeszcze materiał wideo i okładki pojedynczych utworów . Akurat Jarek grał w Krakowie koncert z Hammetem Bluettem, Miroslavem Vitousem oraz Adamem Czerwińskim. Poprosiłem o kilka fotografii z koncertów. I znów pełne wsparcie: Mariusz wyposażony w aparat, obiektywy i lampy mógł swobodnie i nachalnie wykonać kilkaset fotografii - zarówno na próbie, jak i na koncercie. Kilka fotografii autorstwa Mariusza dołączam za jego zgodą. W stereotyp artysty, zadzierającego nosa, obmawiającego wszystkich dookoła, przekonanego o własnej wielkości Jarek nijak się wpisać nie chciał. Do tego humor i brak Najświętszej Polskiej Cechy Narodowej - zawiści i narzekania.

Ale z Jarkiem spotykaliśmy sie też w warunkach swobodnych, choćby w Myślenicach na spacerach czy basenie. Kiedyś Jarek wparował ubrany w czerń nieomal kominiarską i w czerwonych krwisto bucikach. Powód stał na ulicy - czerwoniutki kabriolet nabyty po koncertach w Kuwejcie. Myślę, że owe czerwienie stały ością w gardle niejednemu, ale nie była to fanaberia szejka, tylko ciężka harówa Jarka. Do spotkań planowanych dochodziło rzadko, bo kalendarz koncertami miał Jarek wypełniony szczelnie.


Łączył nas też podobny stosunek do Uniesień Narodowych, a także piłki kopanej, odbijanej , gniecionej i rzucanej. Kiedy cała Polska piła piwo i używała płciowych wyrazów pod pretekstem dodawania animuszu naszej Drużynie Narodowej, natknęliśmy się na siebie w Almie. Zero kolejek, korków itp. Jarek z bagażnika tradycyjnie wyjął najnowszą płytę: wspólny koncert z Billem Nealem. Umawialiśmy sie na kolejne spotkanie przy herbacie, płytach i nowych kolumnach. Już niczego razem nie posłuchami i niczego razem nie wypijemy.

Rysiek Bartyzel

Zaczęło sie w Jaszczurach w roku 1973 może 74: Jarek, Benek Radecki, Marian Pawlik i blues. Kultowy Klub Studencki, jazz-rock, ciemna komuna, pożywna wódka w Piekiełku, uczucie pełnej wolności. Nadal co wtorek Jam Session, godz. 19 w Jaszczury, Jarek Extra Ball i Adzik Sandecki, wielka klasa.
Kolejne Zaduszki Jazzowe, telewizja, kariera, wiele wydanych płyt, w kilku pomogłem finansowo.
Zdjęcie Jarka z koncertu wisi 10 lat nad moim biurkiem w pracy i tak pozostanie do mojego odejścia - to obraz naszych relacji mistrz - uczeń i słuchacz.
A o czym warto wiedzieć; prywatnie był Jarek pasjonatem fotografii i stałym poszukiwaczem nowości.
Mimo to nie korzystał z okazji do zakupów na wyjazdach do USA, zawsze podatki i marże zostawiał w Polsce, kupując u mnie aparaty Canona.


Zdumiewające, wielki muzyk, wybitny gitarzysta a dla mnie większy kompozytor i co? AUDIOFIL.
Tak wymienialiśmy te pasje, pomogłem mu dobrać najlepszy sprzęt audio, mierząc relację ceny do jakości.
Miałem do niego zaufanie, gdy polecał mi płyty Orneta Colemana, słuchał moich sugestii, gdy wybierał ze mną: CD Lektora, napędzane lampami KT88 McIntosha głośniki Sonus faber Auditor.
To nie jest laurka, nasze kontakty odbiegały od stereotypu artysty: nie znałem tak sumiennego, punktualnego i słownego gościa. Aż mi głupio to pisać, bo brzmi podejrzanie - słowo honoru, na pamięć mojego Taty, który opuścił mnie dzień wcześniej. Przygnębia mnie ta sytuacja, ale pozostanie muzyka, kompozycje i mam nadzieję na spotkanie na niekończących się koncertach po "tamtej stronie".
Do zobaczenia.