pl | en
Felieton
Przychodzi facet do salonu (audio), cz. V
„Japoński maj”



Piąta część cyklu felietonów opisujących świat audio
od strony sprzedawcy jest nietypowa, bo choć się
do nich odnosząca, próbująca na to spojrzeć z drugiej
strony, to tak naprawdę felieton „okolicznościowy”,
przygotowany z myślą o numerze „japońskim”.


Cz. I pt. Odsłuch, czytaj TUTAJ
Cz. II pt. Nie tak łatwo, czytaj TUTAJ
Cz. III pt. Po drugiej stronie barykady, czytaj TUTAJ
Cz. IV pt. Wszechwiedza, czytaj TUTAJ

Tekst: Adam Kiljańczyk
Zdjęcia: Adam Kiljańczyk

Data publikacji: 1. maja 2013, No. 109




Maj, niezwykle ważny miesiąc dla mieszkańców łańcucha wysp na zachodnim Pacyfiku. Ważny dlatego, iż następuje wtedy kulminacja rozkwitu Sakury. Sakura to japońska nazwa ozdobnych drzew wiśniowych i ich kwiatów. Japończycy z uwagą śledzą wówczas prognozy pogody. Razem z przyjaciółmi i rodzinami udają się do parków, świątyń i chramów na hanami czyli "oglądanie kwiatów". To towarzyskie spotkania o charakterze pikniku, połączone ze słuchaniem tradycyjnych utworów muzycznych i tańczeniem. Jest to mocno zakorzenione zjawisko kulturowe.
Podobnie jak tradycję kwitnącej wiśni Japończycy pielęgnują muzykę oraz sprzęt do jej reprodukcji. Kultura hi-fi w Japonii obecna jest od kilkudziesięciu lat. Jej prekursorami są, choć to może wcale nie takie oczywiste, znane, duże koncerny, dziś kojarzone z potężnymi wielobranżowymi korporacjami.
Pioneerem jest dobrze znana Yamaha, założona 12 października 1887! Wtedy też w warsztatach Torakusu Yamahy powstawały pierwsze pianina i organy. Tak wczesne zaawansowanie wysoką technologią zaowocowało powstaniem innych legend audio, np. Panasonica (1919), Luxmana (1925), Akai (1929) czy Denona (1939).
Druga z nich, dziś klasyk japońskiej szkoły hi-fi, została założona w 1925 roku pod nazwą Lux Corporation. Przez lata powstawały w niej wspaniałe urządzenia, wśród nich wielokrotnie wskrzeszany, do dnia dzisiejszego, wzmacniacz lampowy SQ-38. Współczesne urządzenia Luxmana są ukoronowaniem kilkudziesięciu lat tradycji, doświadczenia oraz namacalnego perfekcjonizmu.

Spoglądając na dzisiejsze urządzenia Luxmana, możemy być pewni, że Japończycy uwielbiają styl retro. Współczesny model SQ-38 bez wątpienia wygląda jakby miał ok. 50 lat. W dalszej kolejności wystarczy spojrzeć na cudeńka Lebena. Jak się okazuje, świat jest mały: inżynierowie Lebena pracowali w „dawnych czasach” pod skrzydłami Luxmana. Skąd my to znamy?! KEF-Rogers-Spendor.

Urządzenia Lebena należą do jednych z moich ulubionych produktów z Japonii. Ocena tego, jak grają, jest sprawą indywidualną. W mojej opinii dźwięk, przykładowego, CS-300XS wydobywa z muzyki to, co jest najcenniejsze – pozytywne emocje i radość płynącą ze słuchania muzyki. Aby wzbudzić nasz entuzjazm Leben nie musi być nawet włączony. Wystarczy pierwsze spojrzenie, aby przywołać nostalgię lat 70. i 80., okresu ekspansji sprzętu audio na świecie. Wtedy też takie koncerny jak Sony czy Technics budowały maszyny całkowicie bezkompromisowe, tj. magnetofony szpulowe, końcówki mocy, wysokiej klasy kolumny. Dziś niestety marki te kojarzone są z komercyjną produkcją masową, zaopatrując duże sieci popularnych sklepów. Z olbrzymim sentymentem wspominam wspaniałą markę Sansui (1947), której pewne modele były ikoną pragnień i pożądania. Dziś na branżowych giełdach osiągają wysokie ceny, zupełnie jak brytyjskie klasyki. Firma zakończyła działalność pod koniec lat 90. Parę dni temu natknąłem się jednak przypadkiem na informację o jej reaktywacji, z nowym, prawdopodobnie brytyjskim inwestorem. Oby był to dobry powrót.

Japońskie urządzenia, odmiennie od europejskich są „dobrze wyposażone” (bez skojarzeń z filmem Hung proszę…). Co to oznacza? Na ich pokładzie często znajdujemy szereg wichajstrów, tj. często krytycznie ocenianą przez „książkowych” audiofilów regulację kontroli barwy dźwięku. Stosuje ją m.in. Luxman, Accuphase czy Denon.
Urządzenia te mają jeszcze jedną pożądaną opcję wyposażenia: magiczne wychyłowe wskaźniki VU-metr. Zdarza się, że goście naszego sklepu są zauroczeni pracującymi „wycieraczkami” w Luxmanie. To przykuwa uwagę, potrafi zahipnotyzować. Dziś to rozwiązanie zarezerwowane jest przeważnie dla elitarnych urządzeń i marek. Muszę przyznać, że sam mam do nich słabość. Poza ich wątpliwą funkcją praktyczną, możemy obserwować jak nasz wzmacniacz „pcha” moc w kolumny. Są niczym fikuśny, wyeksponowany obrotomierz w rasowym samochodzie.
Dzięki różnym manipulatorom sprzęt przywołuje atmosferę laboratorium. Jest niczym przyrząd-narzędzie. To całkowicie inna wizja, niż europejska, szczególnie brytyjska czy skandynawska. Jedno pokrętło i – spokój. Nie ma czym kręcić. Na okrasę możemy czasem wygasić wyświetlacz.

Melomani z kraju Kwitnącej Wiśni są nieco inni niż ludzie mieszkający w innych regionach świata. Do, często, niewielkich pomieszczeń uwielbiają wstawiać olbrzymie kolumny, najlepiej żeby to były „vintage’owe” JBL-e lub Tannoye. A jeszcze lepiej z 15” głośnikiem niskotonowym i tubą. Kolejnym wymiarem wtajemniczenia są legendarne kolumny Altec, Klipsh czy nasycone kultem Westlake. Kolumny obowiązkowo ustawione na wprost, zasilane lampowym SET-em lub monstrualnymi monoblokami.
Ma to zapewne swoje uzasadnienie – ale nie pytajcie mnie, nie umiem tego wyjaśnić. Nie potrafię również wyjaśnić tego, że wielu kierowców z Europy błądzi po ciasnych miejskich parkingach swoim wielkimi – według niektórych prestiżowym – SUV-ami.
Ostatnio nasiliła się w Japonii tendencja na modę retro, dlatego też powstały nieduże firmy, które pracochłonnie odrestaurowują klasyczne pozycje z USA oraz z rodzimego rynku z największą dbałością o szczegóły. Prawdopodobnie zapotrzebowania rynku japońskiego na takie produkty zadecydowało, że koncern JBL postanowił przygotować reedycję studyjnych monitorów nawiązujących do tych z epoki. Tak powstały m.in. modele tj. 4312E, 4307 i 4429.

W naszym sklepie mieliśmy okazję ich posłuchać, w tej chwili cieszymy się potężnymi monitorami 4429. Kolumny oferują dźwięk łączący dwa światy – nowożytność i starożytność. Są zarazem bezpośrednie w przekazie, ale i muzykalne. To jedna z niewielu kolumn, z którą nie odczujemy wielkiej straty, gdyby nie udało nam się kupić biletów na oczekiwany koncert. To konstrukcja wykorzystująca tubowy bi-radialny przetwornik średniotonowy oraz 12” basowiec. Nie da się ukryć, że zbudowanie takiej przestrzeni dźwiękowej jest często nieosiągalne dla klasycznych konstrukcji głośnikowych. Często goście naszego sklepu pochylają się nad „klasycznymi” JBL-ami i stwierdzają, że są „nieźle utrzymane”. Zaskoczenie jest duże, gdy dowiadują się, że wcale nie mają 30 lat, ale zostały wyprodukowane rok temu.
To jednoznacznie dobre zjawisko, być może więcej firm odważy się na taki krok. Takie jest zapotrzebowanie rynku i trzeba mu sprostać, nie tylko w dziedzinie audio. Uważam, że jak na razie JBL wywiązał się z zadania znakomicie. Trend „vintage” od lat obecny jest w motoryzacji czy modzie. Oby tylko był w dobrym wydaniu, a nie w formie plastikowych zabawek imitujących radioodbiorniki z początku XX w. dostępnych w dużych, sieciowych sklepach.

O autorze:

Adam Kiljańczyk jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.