Kompozytorzy klasyczni od dawna czerpią ze swojej narodowej muzyki ludowej. W przypadku płyty The Abreu Danzas źródłem dla Chesky’ego były dźwięk i energia Nowego Jorku, a dokładniej latynoska część Wielkiego Jabłka.
Na jej fundamentach Chesky konstruuje katedry dźwięku i ruchu, układa warstwy instrumentów dętych i smyczków. To utwory sugerujące spacer po okolicy, muzykę i odgłosy życia wylewające się z otwartych okien. Emocjonalne wsparcie dają im rytmy afro-kubańskie i afro-brazylijskie.
„Wydaje się, że w muzyce klasycznej przyjęliśmy ideę, że wolna, celebrowana muzyka jest prawdziwą muzyką współczesną, ale to absurd, ponieważ cały świat porusza się w rytmie”, mówi Chesky. „Sztuka musi odzwierciedlać czas i kulturę, a ja nie mieszkam przecież w Finlandii w śniegu, nie patrzę na migoczące w nocy gwiazdy. Do licha, gdybym był pisarzem i chciał uchwycić Nowy Jork w jednej scenie, w jednej linijce tekstu, pokazałbym postać w metrze, a jej pierwsze słowa brzmiałyby: „Spieprzaj!” – muzyk warczy, a zaraz potem wybucha śmiechem.
„To jest wewnętrzne napięcie Nowego Jorku. Jest w tym niesamowita energia. To: „Chodźmy!”„ No dalej, na co czekasz?” Uważam, że muzyka klasyczna musi zawierać te elementy, tę nagłość, tę pasję. To właśnie próbuję uchwycić w rytmach, w energii moich utworów – bo przecież tam właśnie mieszkam”.
To podejście, które znamy z prac Chesky’ego od dawna, z takich albumów, jak: Rap Symphony (2015), String Theory (2012) i Urban Concertos (2007). Fusion w muzyce to często tylko nieszczęśliwy kompromis, w którym wynik jest mniej istotny niż jego poszczególne elementy. Jednak dla Davida Chesky’ego to nie jest ćwiczenie intelektualne, ale jego życie.
Tekst: FERNANDO GONZALEZ
Foto: mat. prasowe