RECENZJA | WZNOWIENIE
________
Wydawca: Astigmatic Records | AR013LP
Data premiery: 24 kwietnia 2020
Nośnik: 180 g LP | CD
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA
Bez dogrywek
Pierwsze w historii nagrania, które potem można było odsłuchać, czyli te wykonane na wałkach patentu Thomasa Alvy Edisona, powstawały w jednym podejściu. Wprawdzie rejestrując śpiewy gospel i pierwszych bluesmanów Alan Lomax dokonywał wielu kolejnych wersji tego samego utworu, to każde z nich było zamkniętą całością – raz nagranego dźwięku nie dało się zmienić. Zmieniła to dopiero technika zwana „sound-on-sound”, polegająca na tym, że odtwarzano płytę (acetat) z podkładem, grano dodatkową partię, a całość nagrywano na kolejny acetat. najbardziej znanym muzykiem, który tę metodę doprowadził do perfekcji był Les Paul.
Ale nawet po rewolucji w audio, jakim była taśma magnetofonowa, większość nagrań muzyki, w tym muzyki jazzowej, to były pełne wykonania, bez tzw. „nakładek” („dubbingu”). W ten sposób nie można było kreatywnie wykorzystać studia nagraniowego, ale z drugiej strony rejestrowano spontaniczność i energię, która powstawała między wykonawcami. nagrania wielośladowe, na których zazwyczaj nagrywano pojedyncze instrumenty w danym momencie, często z metronomem, tę energię zupełnie utraciły. I być może dlatego jazz z lat 40. i 50. wydaje się dzisiaj tak wyjątkowy.
Płyty nagrywane wspólnie powstają obecnie bardzo rzadko. Aby zarejestrować w ten sposób materiał trzeba być dobrym muzykiem i zaufać producentowi. Od kilku dziesięcioleci muzycy byli bowiem indoktrynowani na każdym etapie i metoda wielościeżkowa jest dla nich jedyną „właściwą”. Wyjątki od tej reguły oczywiście są, chociażby płyty Adama Czerwińskiego, wydawane przez AC Record, jak płyta Rejoice Tony’ego Allena oraz Hugh Masekela, ale to są właśnie wyjątki. Takim wyjątkiem jest również płyta Erozje grupy, która przyjęła nazwę Błoto.
Od niechcenia
Jak mówi w jej recenzji Bartek Chaciński, ta płyta powstała „od niechcenia”. I dalej: „Choć należałoby raczej powiedzieć: od chcenia, bo czwórka członków jazzowego septetu EABS – Marek Pędziwiatr (instrumenty klawiszowe), Paweł Stachowiak (gitara basowa), Marcin Rak (perkusja) i Olaf Węgier (saksofon) – tak bardzo tęskniła za graniem podczas przerwy w trasie koncertowej, że aż znalazła najbliższe studio i szybciutko nagrała ten niedługi zestaw utworów” (więcej TUTAJ).
| PERSONEL |
Latarnik – piano, synthesizers, percussions
Wuja HZG – bass guitar, percussions
Cancer G – drums
Książę Saxonii – tenor saxophone, perscussions
_________________
Strona internetowa wydawcy, ASTIGMATIC RECORDS, sufluje, że Błoto bardzo szybko owiał mit undergroundu:
„Najpierw na pierwszym koncercie wypchany po brzegi Blue Note podczas poznańskiego Spring Break w 2019 roku. Później, na jego fali 4 kolejne występy w Warszawie i we Wrocławiu jeszcze bez wydanej płyty. Następnie pierwsze tłoczenie winyla sprzedane w 24 godziny bez udostępniania żadnego singla, ani okładki. Wiadomość o Błocie w drugim obiegu zaczęła zataczać coraz większe kręgi sięgając Japonii, gdzie album doczeka się również japońskiej wersji na CD. Takiego obrotu sprawy nie spodziewał się nikt. Nawet sam zespół, który zrodził się z przypadku, jak błoto po deszczu.”
Nagranie
Materiał na płytę Erozje powstał niezwykle spontanicznie. Wszystko zaczęło się latem 2018 na trasie wrocławskiego sekstetu EABS, podczas której wypadł dzień wolny od koncertów. W drodze do trójmiasta skład coraz bardziej się zmniejszał, aż w samochodzie pozostało czworo muzyków. Ponieważ mieli wolny wieczór, mieli też chęci, a pomocy udzielił im Grzegorz Skawiński (Kombii), który udostępnił w piątkowy wieczór świetnie wyposażone Maska Studio, zdecydowali się na spontaniczne nagranie.
Jak mówi wydawca, album powstał bez większego zastanowienia, z potrzeby serca i z radości wspólnego muzykowania. Stąd też zarejestrowano około 90 minut muzyki. Ostatecznie na Erozjach znalazło się około 40 minut.
Wydawca przywołuje też paralelę z płytą Korozje Tomasza Stańki i Andrzeja Kurylewicza:
„Wynegocjowałem z nim cenę, wynająłem studio. Trzy, cztery godziny nagrań. Koncentracja, pach, nagranie. Koniec. Bez powtórek. Weszliśmy i wyszliśmy. Efekt wyjątkowo dobry. Dokonaliśmy wyboru. Kuryl nazwał to Korozjami – typowe jego nazewnictwo.” – zapisał w swoich wspomnieniach T. Stańko. Identycznie było w tym przypadku.
Do Kurylewicza nawiązuje również muzyka – w latach 80. nie chciał już grać jazzu. Muzyka Błota jest osadzona na „brutalnych hip-hopowych groove’ach, odwołujących się do nowojorskiego brzmienia lat dziewięćdziesiątych. Czuć w niej brud i bezkompromisowość, jej siła leży w bębnach i basie, nawiązując przy tym do klasyków takich jak Wu-Tang Clan czy Company Flow.”
Materiał na płytę został zarejestrowany w nocy 3 sierpnia 2018 roku i jest kolektywną improwizacją kwartetu Błoto w studiu Maska. Nie znalazłem nigdzie informacji o tym, jak ten materiał został nagrany, ale należy przypuszczać, że cyfrowo i wielośladowo. Co odróżniałoby go od pierwszych nagrań jazzowych, ponieważ poza rejestracją (Maciej Jakimiuk & Michał Mielnik – asystent) producent (Sebastian Jóźwiak) miał także wpływ na brzmienie podczas miksu (Wojtek Perczyński & Kwazar; Gagarin Studio), a potem masteringu (Kwazar; Gagarin Studio).
Wydanie
Erozje ukazały się nakładem Astigmatic Records 24 kwietnia 2020 roku. Płyta dostępna jest winylu, CD oraz na wszystkich platformach streamingowych. Ale jest haczyk – krążek na LP został wydany w trzech wersjach – „1st press”, „2nd press” oraz „3th press”. Pierwsze tłoczenie było limitowane do 200 egzemplarzy i numerowane, drugie limitowane było do 300 egzemplarzy, a ostatnie ma mieć 500 egzemplarzy (nienumerowanych). Wydania różnią się kolorem napisu ‘BŁOTO’ – wydanie pierwsze miało srebrny napis, drugie brązowy, a trzecie zielony; na płycie CD umieszczono wersję z 2. wydania. Dodajmy, że na okładce znalazł się obraz Michała „Żyto” Żytniaka. Za projekt plastyczny odpowiedzialny jest Animisiewasz – DJ i grafik. Znamy go z okładek Sławka Jaskułke.
Słuchamy
|SYSTEM|
Słuchamy wersji 3. tego wydawnictwa, z płyty LP. W skład systemu odsłuchowego wchodzi gramofon TechDAS Air Force III z ramieniem SAT LM-09 i wkładką X-quisite ST (całość – 250 000 zł) oraz system referencyjny „High Fidelity”.
Płyta zaczyna się niewinnie, od podkładu syntezatorowego, przypominającego muzykę ambient, na który wchodzi saksofon, a dalej w tle – perkusja. Co jakiś czas odzywa się niski bas. Ale tylko momentami. Ten niemalże bajkowy świat kończy się, kiedy perkusja zaczyna ciągnąć synkopę, kiedy klawisze rozpoczynają solo, które spokojnie mogłoby być nagrane przez któregoś z awangardowych muzyków jazzowych na Hammondzie. Zresztą – zostało zagrane przez awangardowego muzyka, tyle, że na syntezatorze.
Z każdym obrotem płyty do przestrzeni muzycznej wchodzi coś innego, nowego, pomimo że skład instrumentów został potwierdzony na samym początku. Ale tak właśnie działa inwencja, tak objawia się improwizacja. Płyta Erozje to granat wrzucony do dołu z błotem, którego wybuch wyrzuca wszystko w górę, na boki, rysując nim nowe historie. Z błota – sztuka. To energia skumulowana w małym wycinku czasu, jak napięta do granic możliwości sprężyna – ale nie ta z dziadkowego zegarka, tylko z powieści Paolo Bacigalupi’ego – bez końca.
Muzycznie to coś w rodzaju viagry dla wszystkich. Brzmieniowo – jest różnie. Dźwięk ma małą rozdzielczość i niespecjalną selektywność. Brzmienie jest dość brudne, a dźwięk uchwycony z pewnej odległości nie ma wyraźnego ataku. Punkt ciężkości ustawiony jest nisko, bo bas pełni na tej płycie bardzo ważną rolę. Zaskakująco dynamicznie pokazywane są za to uderzenia stopy perkusji. Ciekawie wypadają też fragmenty grane na saksofonie, przypominające jammy Orneta Colemana z lat 50. XX wieku. Bo tak sobie tę płytę wymyślono, jako coś „uchwyconego” w czasie, a nie wycyzelowaną duperelkę.
Podsumowanie
Lubicie jazz, ale znudziło się wam wciąż i na nowo odgrywanie tego samego? Lubicie jazz, ale czujecie, że nowe nagrania zgubiły jego najważniejszą część, to jest energię i świeżość? – Erozje są odtrutką na zalewające nas muzyczne badziewie. To Wielka Erozja idiomu jazzowego, który okazuje się o wiele ciekawszy niż większość „regularnych” albumów jazzowych ostatnich lat. WP