256 Sierpień 2025
- 01 sierpnia
- TEST Z OKŁADKI: SFORZATO DSP-05EX & PMC-05EX ⸜ odtwarzacz plików + zegar taktujący
- KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE № 152: PRZEDWZMACNIACZ – „Tak” czy „Nie”?
- TEST: AUTHENTIC AUDIO IMAGE Estremo RCA ⸜ kabel zasilający AC
- TEST: FELIKS-AUDIO Echo Vibe ⸜ wzmacniacz słuchawkowy
- TEST: FEZZ AUDIO Ovo Evo ⸜ wzmacniacz słuchawkowy
- TEST: LUMIN U2X ⸜ transport plików audio
- TEST: SHANLING MCD1.3 ⸜ odtwarzacz CD/MQA-CD
- MUZYKA ⸜ seria „Nasze płyty”: ANDRÉ PREVIN, London Symphony Orchestra, Previn Plays Gershwin, His Master's Voice/Esoteric Company ESSW-90302, SACD/CD ⸜ 1971/2024
- MUZYKA ⸜ recenzja: DIRE STRAITS, Brothers in Arms. 40th Anniversary Edition, 3 x SHM-CD ⸜ 1985/2025
- 16 sierpnia
- WYWIAD: FABIO CAMORANI, AudioNautes Recording
- TEST: ACCUPHASE A-800S ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: FOSI AUDIO ZP3 ⸜ przedwzmacniacz liniowy
- TEST: GRIMM AUDIO PM-1 ⸜ przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC

Wstępniak
tekst WOJCIECH PACUŁA |
![]() |
No 256 1 sierpnia 2025 |
O PERFEKCJI
JEDNYM Z CZĘŚCIEJ SŁUCHANYCH przeze mnie ostatnio albumów jest The Sound of Blue Eyes FRANKA SINATRY, który ukazał się w tym roku. Nie muszę nawet tłumaczyć, co to jest – już na pierwszy rzut oka widać, że chodzi o zestaw największych przebojów tego artysty. Tytuł nawiązuje do przydomka „Ol' Blue Eyes”, nadanego Sinatrze ze względu na jego uderzające niebieskie oczy, cechę, która była zauważalna i urzekająca, szczególnie na początku jego kariery jako idola nastolatków. ![]() I wszystko byłoby OK., wszystko byłoby jak zwykle, nie byłoby o czym pisać – po prostu kolejny remaster popularnych utworów, a może nawet po prostu kompilacja starszych wersji bez ingerencji w dźwięk. Byłby to kolejny „dzień w raju” dla fanów i wydawców – pierwsi otrzymują kolejny raz coś, co już mają, ale w innym opakowaniu, drudzy wydają sto dwudziesty ósmy raz ten sam materiał, którego koszty już wielokrotnie się zwróciły. Sami wygrani. Gdyby nie to, że płytę wydała nieznana wytwórnia Mouton Records, wydała ją tylko w wersji cyfrowej, a w tytule znajdziemy dopisek „Restored Edition ‘25”. Kiedy rzucimy okiem na któryś z serwisów streamingowych, czy to Tidal, czy Quobuz, czy Spotify okaże się, że w ostatnich dwóch latach tego typu zestawów utworów popularnych w latach 40. i 50. wykonawców, ukazało się więcej. Byłyby to: A grand selection of his beloved songs CHETA BAKERA, HENRY’ego MANCINI, SAMA COKE’a, LOU RAWLSA i DORIS DAY, Bonjour, Paris AUDREY HEPBURN czy Once Upon The Page PATTI PAGE. Znakomita większość tych wydań pochodzi z bieżącego roku, choć pierwsze tytuły (Lou Rawls) pojawiły się rok wcześniej. I znowu – jest git, takich wznowień są setki. Tym bardziej, że – jak się wydaje – wszystkie płyty, o których mowa pochodzą z domeny publicznej i nowy wydawca nie musiał za nie płacić tantiem, nie musiał też się starać o licencję od oryginalnego wydawcy, którym w przypadku Sinatry z tego okresu była Columbia Records – dzisiaj część Sony Music Entertainment, spółki zależnej Sony Corporation. O tym, że materiał na płyty pochodzi ze zgrań płyt CD, a nie oryginalnych taśm może świadczyć spektrum częstotliwości zamieszczone na forum Steve’a Hoffmanna przez uczestnika o nicku Cleantones; więcej → TUTAJ. Wyraźnie widać, że filtr górnozaporowy („brickwall”) jest ustawiony w okolicy 20 kHz, czyli częstotliwość próbkowania materiału źródłowego wynosiła 44,1 kHz. Nagrania te są dostępne w 24 bitach i 96 kHz ponieważ z takimi wartościami pracował system masteringowy i brzmi to lepiej niż gdybyśmy je „docięli” do ustawień sygnału wejściowego. ![]() Mowa więc nieautoryzowanym wydaniu starego materiału, który mam na kilkudziesięciu płytach – dlaczego więc w ogóle o tym wspominam? Powodem mojego zainteresowania tą serią jest dźwięk, jaki otrzymujemy. A jest on, w większości, doskonały. Powtórzę: to doskonałe przybliżenie do wokalu młodego Bakera i Sinatry, do wspaniałych kobiecych wokali Day, Hepburn i Page. Znam je, znam doskonale, ponieważ właśnie lata 40. i 50. są dla mnie punktem odniesienia, zarówno jeśli chodzi o artystyczną, jak i techniczną stronę nagrań ich. Nie, że są perfekcyjne, absolutnie nie o to chodzi. Są po prostu znakomite, a to zupełnie coś innego. Nowe remastery są fenomenalnie nasycone, gęste, czyste. Wokale zostały wydobyte z szumów, których wcale tak agresywnie nie wycinano. Tylne plany są czytelne, a jednak niemal ciepłe nie „krzyczą”, jak w większości przypadków. A nad wszystkim unosi się duch spokoju. Jakby ktoś wygładził wszystkie nierówności, które do tej pory uwierały podczas słuchania tych samych materiałów. Naprawdę – czegoś takiego jeszcze nie słyszałem. Nawet bardzo trudne rejestracje, jak płyta Hepburn, przecież nie piosenkarki, a aktorki, brzmi całkiem dobrze. A jednak… Kiedy posłuchamy kilku tych „płyt” okaże się, że zalety, o których wspomniałem po jakimś czasie zamieniają się w obciążenie. A to dlatego, że wszystkie te nagrania brzmią doskonale tak samo, niemal identycznie – mówię oczywiście o cechach dźwięku. Jest gęstość? – Jest i to zawsze. Jest nasycenie? – Oczywiście, że jest, ale jest zawsze. Mam na myśli to, że zostały one przygotowane w jednakowy sposób, bez uwzględnienia różnic pomiędzy nimi. Jak gdyby ktoś „zapiął” te same ustawienia w systemie masteringowym i przepuścił sygnał przez automat. I jeśli miałbym być szczery, to myślę, że tak to wyglądało i że było to możliwe, to jest uzyskanie tak dobrych wyników przy ich jednoczesnej homogenizacji, dzięki pojawieniu się na rynku nowych wersji programów masterningowych wspomaganych uczeniem maszynowym (tak zwaną „sztuczną inteligencją”). Najbardziej znanym i poważanym jest iZotope's Ozone 11. To zespół algorytmów, z których Master Assistant Ozone wykorzystuje sztuczną inteligencję do analizy i sugerowania ustawień korektora, kompresji i obrazowania stereo, przyspieszając proces masteringu. Użytkownicy mogą następnie dostroić te sugestie lub pracować od podstaw, „ciesząc się pełną kontrolą nad swoim dźwiękiem” – jak zapewnia producent. ![]() iZotope podkreśla, że użytkownicy zachowują pełną kontrolę nad procesem masteringu, pozwalając na artystyczne korekty i dostrajanie dźwięku. I to by było coś, co w przyszłości pozwoli na osiągnięcie spektakularnych efektów, kiedy to ludzie nauczą się programu. Tu i teraz jednak, jak sądzę i co słyszę, pokusa automatyzacji jest ogromna, ponieważ wyniki są zaskakująco dobre. Nie byłby to pierwszy przypadek wykorzystania SI w audio, bo przecież od lat znamy remiksy nagrań Beatlesów, nazywane „demixami”, wykonane z monofonicznych lub kilkuścieżkowych rejestracji, z których wydobywa się poszczególne instrumenty oraz głosy i ponownie miksuje. Peter Jackson, który wyreżyserował trylogię filmów dokumentalnych The Beatles: Get Back, specjalnie na potrzeby tego projektu, już w 2017, wraz ze swoim zespołem, przygotował system pozwalający na takie manipulacje. A efekty przerosły oczekiwania nie tylko twórców, ale i odbiorców – proszę rzucić okiem na moją recezję The Bealtes ’64 (Music from Disney+ Documentary) → TUTAJ. |
Działanie programu było jednak ograniczone tylko do tego jednego zespołu, ponieważ „nauczenie” aplikacji brzmienia poszczególnych jego członków było długie, trudne i kosztowne. Teraz może to zrobić każdy w swoim domu z dowolną płytą. Z czym wiąże się moje główne pytanie: Jakie cele przyświecają twórcom nowych wersji, od których zacząłem? I choć to środek wakacji, zadaję to pytanie z ciężkim sercem, ponieważ chodzi o coś więcej niż po prostu „kolejny remaster”. Zaprzęgnięcie do tej pracy SI ma sens, to poręczne narzędzie, które skraca wiele żmudnych procesów, w których czynnik ludzki nie jest dominujący. Jednocześnie jednak wprowadza do przestrzeni związanej z muzyką aspekt nie-ludzki. O ile w nowych utworach wspomaganie się SI jest wszechobecne i jest to, dla mnie, w porządku, o tyle interpretacja starszych nagrań w ten sposób budzi mój opór. Bo czym właściwie jest remaster, można by zapytać. Zapewne odpowiedziałbym, że to próba dostarczenia oryginalnego nagrania w jak najlepszym wydaniu. Czyli jakim? – Trzeba by się dopytać, czym wywołalibyśmy ukryty problem. Co jest bowiem „wzorcem”, do czego mielibyśmy te nowe wersje porównywać? Hardkorowi puryści od razu odpowiedzą, nawet im powieka nie drgnie, że do pierwszego wydania na płycie LP. I dobrze, to jest bardzo dobry punkt orientacyjny. Tyle tylko, że znakomita większość oryginalnych nagrań ma swoje własne problemy, a AI obiecuje je naprawić – jak w nagraniach z serii „Restored Edition”. Pomyślmy o tym w ten sposób, w jaki Janusz Sepioł w eseju Architektura i moralność, wydanym w 2024 roku przez wydawnictwo Austeria, pyta o odnawianie zabytków. Zanim dotrze do konkluzji, o której za chwilę, powołuje się na platońską triadę: dobro, prawda, piękno, z czego najwięcej problemów sprawia prawda. Nie wiemy bowiem, co jest naprawdę prawdziwe, a co zapośredniczone, a przez to zmienione. Nie trzeba się przy tym nawet odwoływać do Platona, wystarczy pomyśleć. ![]() Podobnie w audio – prawda jest złożonym konceptem, który nie da się wytłumaczyć odniesieniem do „wydarzenia na żywo”. Nagranie, nawet nagranie koncertowe, to nowa kreacja, próba oddania wewnętrznej „prawdy” muzyki za pomocą technologii i pomimo tej technologii. To, że wielu wierzy w tożsamość nagrania koncertowego i samego koncertu świadczy tylko o zakorzenieniu tego przekonania i sprawności realizatorów dźwięku, a nie o jego prawdziwości. Nic więc dziwnego, że wraz z coraz lepszymi narzędziami staramy się pójść jeszcze o krok dalej w kierunku, który pozwoliłby lepiej oddać intencje producenta i muzyków – intencje wyobrażone, co oczywista. Ale jeśli nie mamy, bo przecież nie mamy, ustalonego, pewnego punktu odniesienia, czym powinniśmy się kierować – mówię „my”, ale chodzi mi o inżynierów masteringu – przygotowując nowe wersje nagrań? Sepioł przywołuje w tym kontekście książkę Johna Pawsona Minimum, wydaną w Londynie w 1996 roku. Jak mówi, autor pisał, że miała ona skrystalizować myśli o prostocie, która ma przenikać architekturę i sztukę. „Minimalizm – uważa Pawson – może być definiowany jako perfekcja, «którą artefakty osiągają, gdy nie można ich już dłużej poprawiać». To rezultat – dodaje Sepioł – omijania tego, co jest poza esencją. W naszym przypadku chodziłoby więc oddanie oryginału w sposób, który w możliwie największy sposób ukrywałby ingerencję, a jednak nad całością czuwałby człowiek z jego smakiem. Bo to smak jest, według autora Architektury…, ostatecznym arbitrem przy dokonywaniu wyborów dotyczących „restauracji” – a odnosi się to i do zabytków architektury, i muzyki. Czyli, ostatecznie, to zawsze kwestia wyboru danej jednostki, a efekt końcowy zależy od człowieka, który go dokonuje. Widzą państwo sprzeczność? Mastering w nowoczesnym wydaniu to ingerencja bardzo głęboka, choć ma być „przezroczysta”. Jak można to odnieść do masteringu wspomaganego, a często po prostu prowadzonego, przez AI? To algorytm przygotowany przez ludzi, ma więc „zaszyte” wszystkie ich uprzedzenia, ale i ich smak. Tyle tylko, że posługuje się nim nie do wydobycia prawdy, a do uśrednienia wyników. Dopóki „sztuczna” nie będzie samoświadoma i kreatywna, dopóty efekty jej pracy będą polegały na jak najlepszych przewidywaniu kolejnych posunięć na podstawie wydarzeń przeszłych. O kreatywności nie ma więc mowy – wszystko już było. To dlatego wszystkie nagrania, o których mowa brzmią podobnie i są przyjemne. Nie narzekam, dla odstresowania się słucham ich co jakiś czas. Jeśli jednak chcę posłuchać czegoś „prawdziwego”, sięgam po klasyczne remastery i oryginały. Nie jestem fanatykiem tych drugich i wiele nowych wydań brzmi, moim zdaniem, lepiej. Ale lubię ich surowość, nawet niedociągnięcia są dla mnie częścią muzyki. Kiedy zlikwidujemy wszystkie „problemy” może się okazać, że zostaje papka, pożywienie dla dzieci. Ale może właśnie o to współcześnie chodzi, o infantylizację odbiorców, dzięki której nie będą zadawali pytań. ![]() Dlatego takim przeżyciem było dla mnie przesłuchanie plików z muzyką pochodzącą z najnowszej płyty ADAMA CZERWIŃSKIEGO. Przysłał ją Julkowi Soji (Soyaton, KTS) i mnie w dwóch wersjach. Obydwie zostały zmasterowane przez Piotra Łukaszewskiego w studiu Custom34, ale jedna przy pomocy nowego systemu wspomaganego SI, a druga za pomocą klasycznych, analogowych narzędzi. Różnice między nimi są ogromne. W pierwszej chwili zachwyciłem się wersją „sztucznej”. Było w niej wszystko to, od czego zacząłem ten artykuł, opisując serię „Restored Edition”. Czyli: pełnia, gęstość i nieprawdopodobna wręcz gładkość. I jakaś taka głębia, do której w audio tęsknimy opisując ją jako „czarne tło”. Po jakimś czasie dotarło do mnie jednak, że to wszystko brzmi tak samo. Pięknie, ładnie, ale dokładnie tak samo. Nie było w tym jakiejś wewnętrznej prawdy, którą oferowała wersja analogowa. Tak, nie była ona tak czysta i tak głęboka, jak cyfrowa. Ale na potrzeby płyty winylowej to ona wydała się nam wszystkim, bo i Adam tak uważa, lepsza. Z kolei jeśli chodzi o CD – to właśnie remaster za pomocą nowego narzędzia w Custom34 lepiej przybliży nas to prawdy muzycznej; płyta już za jakiś czas, jak zwykle pod patronatem „High Fidelity” i z naszym „znakiem jakości”. Remasterów przygotowanych za pomocą narzędzi bazujących na sztucznej inteligencji będzie coraz więcej. Łatwość z jaką można uzyskać dobre efekty, czyli skrócenie czasu i minimalizacja kosztów, będą dla wydawców atrakcyjne do tego stopnia, że wszystkie inne sposoby wydadzą się im po prostu głupie. Co doprowadzi do ujednolicenia rynku studiów remasteringowych. Po jakimś czasie, zobaczą państwo, wszystko będzie brzmiało tak samo. „Sztuczna” będzie bowiem wybierała to, co najczęstsze, dla nas najłatwiejsze do przyswojenia i bezpieczne w odbiorze, a nie to, co najlepsze czy prawdziwe. Dlatego warto powtórzyć za Sepiołem, że czynnik ludzki jest najważniejszy i że jego domeną są „wybory tragiczne”: „to ciągłe dramatyczne wybory wartości”. A wartości są domeną, póki co, świata ożywionego. Nie dajmy sobie tego odebrać. Swój esej konkluduje on wyjątkowo mocno, przywołując słowa Josefa Brodskiego z artykułu zatytułowanego Znak wodny, co tyczy się również i rynku muzycznego: „Bajdurzą na temat ekologii ochrony środowiska, odnawiania zabytków, dziedzictwa kulturalnego i innych różności. Cel tego wszystkiego jest jeden: Gwałt”. ● WOJCIECH PACUŁA |
Kim jesteśmy? |
Współpracujemy |
Patronujemy |
HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ). HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ). HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut. |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() ![]() ![]() |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity