Zespół The Jazz Messengers wziął udział w tej sesji w okrojonym składzie: Art Blakey na perkusji, Lee Morgan na trąbce, Hank Mobley na saksofonie tenorowym, Bobby Timmons na fortepianie oraz Jymie Merritt na kontrabasie.
RECENZJA | PREMIERA
Wydawca: Blue Note | Universal Music LLC (Japan) UCGQ-9027
Data premiery: [1959] 17 lipca 2020
Nośnik: CD, SHM-CD, SHM-SACD, FLAC MQA 24/192, 180 g LP
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA (SHM-SACD, FLAC MQA)
Jakość dźwięku: 8/10
15 KWIETNIA, pięć tygodni po sesji nagraniowej, The Jazz Messengers zagrali koncert w słynnym nowojorskim klubie Birdland, w czasie którego Rudy Van Gelder rejestrował dźwięk. Nagranie zawierało cztery z sześciu tytułów, które zostały nagrane w marcu w studio. Z nie do końca jasnych powodów Alfred Lion, współzałożyciel Blue Note i producent obydwu albumów, zdecydował się wydać nagranie koncertowe zamiast studyjnego; płyta nosiła tytuł At the Jazz Corner of the World Vol. 1 i miała edycję monofoniczną i stereofoniczną (Blue Note BLP 4015). Rok później ukazała się jej druga część (Blue Note BLP 4016).
Dlatego też album nagrany w studiu Van Geldera trafia w nasze ręce dopiero 61 lat później. Być może powodów zatrzymania publikacji recenzowanej płyty należy szukać w nie do końca „ogranym” materiale, a być może u konkurencji – wydawnictwo Columbia w tym samym roku zaprezentowała trzy płyty, które zmieniły panoramę jazzu: Ah Um Charlesa Mingusa, Kind of Blue Milesa Davisa oraz Time Out Dave Brubeck Quartet;
W eseju zamieszczonym we wkładce płyty Just Coolin’ Bob Blumenthal pisze:
„To wspaniale móc w 2020 roku otrzymać kolejne nagrania Morgana, Mobleya i Timmonsa będących u szczytu kariery. Muzyka wyraźnie się ustabilizowała w ciągu miesiąca, który oddzielił wersje studyjne i live, ale ogień tych sześciu utworów ma swój urok.”
|PERSONEL|
PŁYTA została nagrana wieczorem i w nocy 8 marca 1959 roku w studiu RUDY’EGO VAN GELDERA w Hackensack w czasie jednej, długiej sesji. Rudy van Gelder nagrywał materiał na magnetofonie monofonicznym, a osobno na magnetofonie stereofonicznym, ale tylko jako „zabezpieczenie”. Po zarejestrowaniu materiału montował nagrania z różnych podejść i wersji.
Van Gelder był bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o swoją pracę. Do zdjęć w studiu usuwał mikrofony, a przy montażu, jak mówi Bob Weinstock, wówczas producent w wytwórni Prestige, „zakrywał blok służący do edycji taśmy, żeby nikt nie zobaczył, co tam robi, co więcej – nie odpowiadał na żadne pytania, które tego dotyczyły” (Michael Jarrett, Pressed for all Time. Producing the Great Jazz Albums, The University of California Press 2016, 70). Zaraz potem Weinstock potwierdza, że od razu <b>montowane były taśmy monofoniczne</b>, a po stereofoniczne sięgano dopiero wtedy, kiedy wytwórnia decydowała się je wydać.
Rok 1959 był dla Van Geldera szczególny – przeprowadził wówczas swoje studio z dotychczasowej lokalizacji, spod adresu 25 Prospect Avenue w Hackensack, do Englewood Cliffs. W ciągu pół roku nagrał w starym miejscu aż 36 albumów, czasem dwa wciągu jednego dnia! To sesje, które przeszły do historii muzyki, a wśród nich znajdziemy takie klasyki, jak:
W Hackensack nagrywał od około 1952 roku, a jego pierwszym albumem, który kupiło później Blue Note, była sesja Gil Melle. Nagrania odbywały się salonie budynku jego rodziców, budynku zbudowanego od razu z myślą o studiu nagraniowym. W lipcu 1959 roku, w ciągu kilku dni, studio zostało przeniesione do nowego miejsca w Englewood Cliffs. Ostatnią płytą z nagraniami z Hackensack był krążek pt. From Hackensack to Englewood Cliffs Ike’a Quebeca, z singlami zarejestrowanymi zarówno w starym, jak i nowym studio.
WYDAJE SIĘ, że płyta została zmasterowana przez Van Geldera podczas nagrania i w takiej formie przeleżała w archiwum Blue Note. Do dziś. To nagranie stereofoniczne. Jej remasterem zajął się Bernie Grundman w swoim studio, Bernie Grundman Mastering w Nowym Jorku. To w pełni analogowe studio ze świetną lathe firmy Scully, zamontowaną na pneumatycznej platformie antywibracyjnej, z wykonanym samodzielnie odsprzęgnięciem głowicy nacinającej. Produkcją wersji ‘2020 zajął się Zev Feldman.
⸤ Bernie Grundman w swoim studio – za nim widać stereofoniczny magnetofon ATR | tot. Bernie Grundman Mastering
| PROGRAM |
Krążek oferowany jest w wielu formatach. Podstawowym jest 180 g LP, ale można go kupić zarówno w wersji czarnej, jak i kolorowej – pomarańczowej z dodatkami. Przez chwilunię na stronie Blue Note można było kupić również Test Press płyty!
Jest też klasyczne wydanie na CD, SHM-CD (Japonia) i pliki FLAC MQA Studio 24/192, które można odsłuchać w serwisie Tidal; można też kupić pliki AIFF 24/192. Ciekawe, ale discogs.com podaje dwa miejsca tłoczenia płyty LP: jedno to jedna z najlepszych współcześnie tłoczni Record Technology Incorporate, a druga – Optimal Media GmbH. Okazuje się, że winyl tłoczony jest w dwóch miejscach: w RTI (USA) oraz Optimal (Niemcy); w Europie dostępna jest ta druga wersja.
W Japonii wyszła jednak najciekawsza, z mojego punktu widzenia, wersja, to jest jednowarstwowa płyta SHM-SACD (Super High Material SACD). Przypomnę, że to krążki w których mamy tylko warstwę SACD, wykonane ze znacznie lepszego plastiku niż zwykłe płyty (więcej w artykule KRAKOWSKIEGO TOWARZYSTWA SONICZNEGO (spotkanie #114) pt. Pochwała formatu | SACD cz. 2, czytaj TUTAJ). Jej górna powierzchnia, która zabezpiecza metal, ma kolor turkusowy, dzięki czemu światło lasera jest lepiej skupiane.
Niestety wersja o której mówimy została wydana w zwykłym pudełku typu jewelbox, a przecież zasługuje co najmniej na wydanie mini LP – tak została wydana na CD poza Japonią – a tak naprawdę na 7″ mini LP!
Słuchamy wersji SHM-SACD oraz plików FLAC MQA Studio 24/192; płyta grała z odtwarzacza SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a pliki z odtwarzacza plików Mytek Brooklyn Bridge.
SŁUCHAMY
PŁYTA Just Coolin’ jest stosunkowo krótka, jak na dzisiejsze czasy, choć wówczas była to norma. To bardzo „ludzka” norma, dodajmy. Już od pierwszych taktów Hipsippy Blues słychać, że to od strony sonicznej to klasyczny, wysokiej próby album Rudy’ego Van Geldera. Powiedziałbym nawet, że jeden z tych lepszych. Brzmienie, zarówno z płyty SHM-SACD, jak i plików MQA, jest niezwykle otwarte i rozdzielcze. Pięknie poukładane w przestrzeni elementy budują przekaz o dużym rozmachu i dobrej perspektywie.
W nagraniu o którym mowa uwagę zwraca przede wszystkim niebywale dynamiczna praca perkusji, ale i czystość, naturalna czystość instrumentów dętych. Porozkładane skrajnie w kanałach trąbka Lee Morgana (lewy) i saksofon Hanka Mobleya (prawy) mają bardzo ładną barwę i nie sprawiają wrażenia pokazanych nienaturalnie, co przy realizacjach tego typu zdarza się co i rusz.
Na instrumenty nałożono stosunkowo duży i długi pogłos, co świetnie słychać w solowych fragmentach gry Morgana – proszę rzucić okiem na zadęcie w ok. 1:00 w utworze Close Your Eyes. Fortepian, jak to zwykle bywa u Van Geldera, jest trochę stłumiony i nie jest tak duży, jak pozostałe instrumenty. Ma niezłą barwę, ale jego dynamika też nie jest tak wysoka, jak, chociażby, perkusji. Jego brzmienie przypomina nieco nagrania w których był otoczony akustycznymi parawanami.
Miks płyty wygląda na skończony, może poza drobnymi elementami, jak wyraźne otwarcie kanału miksera przy 4:50 w Close Your Eyes, przez co scena nagle przesuwa się na lewo. W tym przypadku, jak się wydaje, chodziło o mocniejsze pokazanie kontrabasu. Ciekawe więc, czy taśma „master” była mocno edytowana na etapie zgrania – jak wiadomo van Gelder montował nagrania z wielu podejść, czasem w jednym utworze było kilkadziesiąt sklejek, ale chyba nie dotyczy to tej płyty, jeśli nie była od razu przeznaczona do wydania.
Krążek Just Coolin’ jest bardzo równy i spójny. Jest świetny muzycznie i gdyby się ukazał w1959 roku byłby dzisiaj mocnym klasykiem Blue Note. Dochodzi do tego kapitalny, bo dynamiczny, otwarty i nośny dźwięk, pomimo że kontrabas nie ma wyraźnego skupienia, a fortepian jest ograniczony barwowo – ale tak właśnie nagrywał Rudy Van Gelder. Ważne, że całość jest znakomita! W czym – jestem tego pewien – pomógł uważny i zaawansowany mastering. ■
Tekst: „High Fidelity”
Foto: Wojciech Pacuła, mat. prasowe