pl | en
Płyty - recenzja
Kate Bush
50 Words for Snow


Wydawca: Fish People
Data nagrania: 2011
Miejsce nagrania: Abbey Road Studios (ścieżki z orkiestrą)
Realizator nagrania: Del Palmer, Stephen W. Tayler, Simon Rhodes (ścieżki z orkiestrą)
Mastering: Doug Sax & James Guthrie
Mix: Stephen W. Tayler
Produkcja: ?

Szczegóły: 2 x 180 g LP, dostępny też jako CD
Data wydania: 21 listopada 2011

Format: Long Play

Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Trevor Leighton (zdj. 1 i 2) | Fish People (zdj. 3) | Wojciech Pacuła

Recenzję opublikowano: 16. stycznia 2012, No. 92

Spis utworów:
1. Snowflake - 9:48
2. Lake Tahoe - 11:08
3. Misty - 13:32
4. Wild Man - 7:17
5. Snowed In at Wheeler Street - 8:05
6. 50 Words For Snow - 8:31
7. Among Angels - 6:49

Całkowity czas: 65:11

Personel:

Kate Bush - śpiew, chórki, gitara basowa, fortepian, klawisze
Dan McIntosh - gitary
Del Palmer - gitara basowa (1), dzwonki
Danny Thompson - gitara basowa (3)
John Giblin - gitara basowa (4, 5, 6)
Steve Gadd - perkusja
Albert McIntosh - dodatkowy wokal
Andy Fairweather-Low - śpiew (4)
Elton John - śpiew (5)
Stephen Fry [Prof. Joseph Yupik] - głos (6)
Jonathan Tunick - orkiestracje, dyrygent

50 Words for Snow jest dziesiątym albumem studyjnym angielskiej piosenkarki Kate Bush, drugim nagranym w jej własnej wytwórni Fish People – pierwszym był Director’s Cut. Na album składa się 7 premierowych utworów muzycznie i tekstowo inspirowanych okresem zimowym. Singlem promocyjnym został utwór Wild Man wydany 10 października w wersji radiowej. Director’s Cut był albumem, na którym artystka zawarła nowe, autorskie wersje utworów z jej dwóch albumów – The Sensual World oraz The Red Shoes. Jak się wydaje, oprócz chęci zmierzenia się ze starym materiałem, chodziło tez o całkiem wymierne korzyści – w ten sposób artystka „odpaliła” swoją własną wytwórnię płytową Fish People. Prawa do jej poprzednich płyt ma EMI Records, a w ten sposób „odzyskała” część pieniędzy.

Teraz wiadomo, że to nie był jedyny projekt, nad którym pracowała – w tym samym czasie nagrywała już piosenki na nową płytę – właśnie 50 Words for Snow. To bardzo nastrojowa płyta, podobnie, jak wydana sześć lat wcześniej Aerial. Jest celebracją świątecznego czasu – słychać to już w otwierającym album Snowflake, gdzie udziela się wokalnie syn artystki, Albert. Jednym słowem – concept-album. I jak zwykle z takimi projektami bywa, cienka linia biegnie między artyzmem i kiczem. Jak pisze recenzent BBC Review, Jude Rogers: „na papierze to cudowny pomysł. W rzeczywistości jest tak, że wyznacza wyraźną linię między wysublimowaniem i śmiesznością” (Jude Rogers, The sublime and the ridiculous: this is classic Kate, „BBC Review”, 11.11.2011; TUTAJ). Dodajmy, że płyta ta zyskała od razu równie wielu zwolenników, jak i przeciwników – ci ostatni wskazują na nudę, brak emocji i zbytnie wykoncypowanie całości – patrz recenzja Kitty Empire dla „The Observer” (Sunday 20, November 2011; TUTAJ, por. Tim Adams, Kate Bush: the return of pop's most resonant voice, „The Observer”, Sunday 20, November 2011; TUTAJ).
W nagraniach artystce pomagali zaproszeni goście, np. Elton John, śpiewający z nią w duecie w utworze Showed In At Wheeler Street, czy Stefan Roberts w Lake Tahoe. Zdjęcie na okładce, a także w książeczce z tekstami ukazują śnieżne płaskorzeźby wykonane przez Ogurę Takahiro.
Warto dodać, że płyta dostępna jest formie 24/94 FLAC – towarzyszy temu ciekawy materiał dotyczący plików wysokiej rozdzielczości – jest ważny ze względu na szeroki oddźwięk i zasięg tego typu muzyki (patrz: TUTAJ).

Recenzja płyty Aerial TUTAJ.

Oficjalna strona artystki: www.katebush.com

ODSŁUCH

Za mastering wersji LP i nacięcie acetatu tej płyty odpowiedzialni są dwaj magicy – Doug Sax, weteran analogu, wciąż jeden z najwyżej cenionych fachowców oraz James Guthrie, odpowiedzialny za nagranie dużej części płyt Pink Floyd i za wszystkie nowe reedycje tej grupy. To duet marzeń. Może dlatego brzmienie tej płyty jest tak głębokie i pełne. A może dlatego, że materiał został najpierw zgrany na ½-calową taśmę przy prędkości 30ips. Taśma ta została następnie zamieniona na cyfrowy sygnał 24/96 i w tej formie została poddana masteringowi.
Muzyka z nowej płyty Kate Bush jest wolna, dostojna, z bardzo długimi wybrzmieniami – koszmar dla winylu. Tutaj wszystko składa się w jedną całość. Generalnie to nieco ciemny dźwięk, z obciętą górą, ale i z niesamowitym dołem. Balans barwowy oparty jest na średnim basie, bo tam przypada największa energia fortepianu, będącego tu podstawowym instrumentem. Głos Bush jest dojrzały, znacznie bardziej niż na Aerial – a przez to głębszy, bardziej aksamitny. Nie ma tu rozjaśnionego środka, śpiewania tylko z „gardła”, tak irytującego na edycjach CD, a będącego artefaktem nieodpowiedzialnych realizatorów i wymogu czasów. Wygaszenie głosu jest niemal perfekcyjne – długie, ze świetnie utrzymywaną wysokością itp. Tłoczenie jest bardzo dobre – to, jak to z nowymi wydaniami, dobry przykład na to, jak nisko może być szum przesuwu.
Płyta na długie wieczory, raczej do delektowania się niż do przezywania. Realizacja pomaga wytworzyć ten nastrój – oczekiwania, przestrzeni. Brakuje tylko otwarcia góry, jak na płytach ECM-u, która to wytwórnia też jest przecież kojarzona z bezkresnymi, pokrytymi wiecznym śniegiem przestrzeniami Skandynawii. Mimo że siedzibę ma w Monachium… Jak by nie było – dobry, może nie wybitny, ale naprawdę dobry album z uczciwą, realizacją, opartą na głębokim basie i środku.

Jakość dźwięku : 9/10