pl | en
Test
Przedwzmacniacz liniowy
Thrax DIONYSOS

Cena: 15 000 euro

Producent: Thrax Audio Ltd.

Kontakt:
251 Okolovrasten pat, Delta Center
1766 Sofia, Bułgaria
tel.: +359 2 988 95 55
tel. kom.: +359 888 561 269

e-mail: sales@thraxaudio.com

Strona producenta: Thrax

Kraj pochodzenia: Bułgaria

Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Wojciech Pacuła

Przygotowania do tego testu zajęły firmie Thrax Audio i mnie ponad pół roku. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ich produkty w czasie wystawy High End 2010 w Monachium, od razu wiedziałem, że muszę ich posłuchać. To były duże, lampowe monobloki z triodami w stopniu końcowym, przypominającymi lampy Ayona, zapakowane do doskonale wykonanej obudowy. Po powrocie do domu natychmiast napisałem do firmy z prośbą o wypożyczenie urządzeń do testu.

Bardzo szybko dostałem następującą odpowiedź:

W chwili obecnej mamy trzy produkty, tak jak to widać na naszej stroni internetowej. A z nich w produkcji i sprzedaży jest tylko przedwzmacniacz Dionysos. Monobloki Spartakus powinny być gotowe w trzecim kwartale tego roku, a przedwzmacniacz gramofonowy Orpheus zapewne w czwartej ćwiartce. Ponieważ prace nad nimi trwają dość długo i ponieważ zaprezentowaliśmy wcześniej urządzenia przedprodukcyjne kilku ludziom, jesteśmy zawaleni zamówieniami. Nasze możliwości produkcyjne są dość ograniczone i osobiście wolałbym najpierw, żeby wszystkiego posłuchali moi przyjaciele, ponieważ będę miał w ten sposób wiarygodny feedback. Biorąc to wszystko pod uwagę, myślę, że będę w stanie przesłać ci przedwzmacniacz do testu najwcześniej pod koniec lipca.

Jak zwykle w takich przypadkach „koniec lipca” przesunął się o kilka miesięcy, ale któregoś popołudnia kurier wniósł do mnie (nie sam z siebie wniósł – trzeba było zrobić awanturę w centrali, bo kurier powiedział, że on tego dźwigał nie będzie) zgrabną, drewnianą skrzynię, do której zapakowano przedwzmacniacz. Tak powinny być pakowane wszystkie produkty audio – żadnego badziewnego kartonu, który po jednej przesyłce zmienia się w co, co pudłem jest tylko z nazwy, a właśnie jak w tym przypadku – w coś sensownego, co naprawdę chroniłoby ładunek. Na wierzchu skrzyni wyfrezowano (czy wypalono – nie wiem) duże logo firmy. Bardzo mi się to wszystko podobało. Równie ciekawy okazał się sam przedwzmacniacz. Zdjęcia na stronie internetowej nie oddają nawet cienia tego, czym w rzeczywistości jest Dionysos. Dumna nazwa, mogąca być synonimem słowa „piękny”, nie kłamie. Urządzenie jest zgrabne i wykonane w całości z frezowanych, grubych płyt aluminiowych, spojonych po prostu perfekcyjnie w taki sposób, że nie widać ani jednej śruby. Jest to przedwzmacniacz całkowicie lampowy, z lampowym prostownikiem na 6C4P-EV (6Ц4П-В), lampowym stabilizatorem napięcia na SG15P (СГ15П) i lampowym stopniem wzmocnienia, składającym się z pojedynczej lampy – podwójnej triody 6N6P (6Н6П), której każda połówka pracuje w osobnym kanale. Jeśli powiem, że regulacją siły głosu zajmują się tu transformatory z przełączanymi odczepami, wyjdzie na to, że mamy do czynienia z niezwykle podobnym pomysłem do tego, jaki mam w moim przedwzmacniaczu Ayon Polaris III. Inaczej niż austriackie urządzenie, Dionysos jest bardzo przyjazny w obsłudze, bo ma wyświetlacz wskazujący siłę głosu, osobno dla lewego i prawego kanału, ma wejścia i wyjścia zbalansowane (desymetryzowane i symetryzowane w transformatorach – układ jest niesymetryczny), wejście typu by-pass, wyjście do nagrywania (dla wzmacniacza słuchawkowego), zmianę fazy absolutnej, zapamiętywaną dla każdego wejścia itp. Wszystko kontrolowane jest mikroprocesorem. I jest niewielki – mój Ayon to dwa potężne pudła.

Nie wszystko jest w nim jednak takie bezproblemowe. Po pierwszym mailu dostałem następny, mający dogadać sprawę współpracy przedwzmacniacza z moją końcówką mocy. Jak się okazuje, Dionysos nie w każdym systemie będzie właściwie pracował jak trzeba. Rumen Todorov Atarski, szef Thrax Audio pisze o tym tak:

Musisz do mnie zadzwonić, żeby obgadać kilka kwestii – to ważne, bo nasze produkty nie są „uniwersalne” i wymagają pewnej wiedzy i doświadczenia. Żeby dać jakiś przykład powiem, że np. wzmocnienie przedwzmacniacza wynosi max. 20 dB (x10) i dostępne tłumienie obejmuje 58 dB (w 24 krokach!!!). Tak więc w kombinacji z klasycznym odtwarzaczem CD, z wyjściem 2 V i końcówką mocy o klasycznej, dość wysokiej czułości 0,5 V użyteczny zakres tłumienia będzie limitowany do 10-12 kroków, zanim dźwięk nie będzie za głośny. Jeśli jednak połączymy go z końcówką mocy o czułości 4,5 V (jak niektóre Krelle), wówczas będzie idealnie. To samo tyczy się zresztą innych naszych produktów. Nasze końcówki mocy wymagają napięcia 4 V na wejściu dla pełnej mocy i mają dość niską impedancję wejściową. Dlatego anemiczne przedwzmacniacze, np. oparte na układach scalonych mogą mieć problemy z ich wysterowaniem.

Tak – to rzeczywiście problem. Chyba, że ma się odtwarzacz z regulowanym wyjściem, jak mój Ancient Audio Lektor Air, mój ukochany odtwarzacz. Mogłem zmniejszyć na jego wyjściu napięcie i perfekcyjnie dopasować je do czułości przedwzmacniacza. Nawet jeśli czułość wejściowa używanej przeze mnie końcówki mocy Tenor Audio 175S wynosi dość, w tym kontekście, wysokie 1,3 V na wejściach XLR i 1,5 V na RCA. Trzeba jednak pamiętać że to wciąż bardzo trudne do zaaplikowania urządzenie i że najlepiej będzie pracowało w systemie z końcówką o niskiej czułości, bo tylko wtedy da się „zagospodarować” niskie szumy takiego systemu.

ODSŁUCH

W czasie testu skorzystałem z następujących płyt:

  • Brenda Lee, Let Me Sing, Decca/Universal Music Japan, UCCC-9111, CD.
  • David Sylvian, Secrets of the Beehive, Virgin/EMI Music Japan, VJCP-68879, CD.
  • Jun Fukumachi, Jun Fukumachi At Steinway (Take 2), Lasting Impression Music, LIM DXD 038, silver-CD; recenzja TUTAJ.
  • Tori Amos, Boys For Pele, EastWest/Warner Music, 80696-2, CD.
  • Joe Pass, For Django, Pacific Jazz/EMI Music Japan, TOCJ-90027, HQCD.
  • Tomasz Stańko Quartet, Lontano, ECM Records, ECM 1980, CD.
  • Yoko Ono, Open Your Box, Astralwerks, ASW 88710, CCD.
  • Brian Eno, Another Green World, Virgin/Toshiba-EMI Limited, VJCP-68658, CD.

Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan.

Bułgarski przedwzmacniacz jest jednym z najlepszych urządzeń tego typu, jakie słyszałem w swoim systemie (i nie tylko, ale absolutną pewność mam tylko jeśli chodzi o mój system i kontrolowane warunki odsłuchu). To dokładnie ta sama liga, co CAT SL1 Legend i Ayon Audio Polaris III, co mówi samo za siebie. Odsłuch tego urządzenia zabrał trochę więcej czasu niż zwykle, ponieważ musiałem zastosować nieco inną metodologię niż przy tańszych komponentach, albo takich, które szybciej ujawniają swoją tożsamość i których dźwięk daje się łatwiej opisać. Najpierw na cztery tygodnie zastąpiłem nim mojego Polarisa III w systemie referencyjnym i przygotowałem z Thraxem testy do „Audio” - m.in. przetworników D/A (Pro-Ject Box USB, Audinst USB DAC HUD-mx1, Musical Fidelity V-DAC, Arcam rDAC, Cambridge Audio DacMagic, Xindak DAC-5, Stello DA-100 Signature, Music Hall dac25.2, Wavelenght Proton, Mytek Digital Stereo96 DA, Cary Audio Xciter DA, Benchmark DAC-1 PR, Naim DAC, CEC DA-1N; test ukazał się w nr 11/2010), końcówek mocy (Balanced Audio Technology VK-255SE, Mark Levinson No.532H, Pass Laboratories XA60.5; test ukazał się w nr 12/2010), a ostatnio przy teście wzmacniaczy zintegrowanych (Atoll IN400, Luxman L-507u, Mastersound Compact 845, Pathos Acoustics InpolRemix, QUAD II Classic Integrated; test ma się ukazać w numerze styczniowym). Sporo tego, ale się udało. We wszystkich tych testach Dionysos występował jako urządzenie referencyjne, lub wchodził w skład systemu, do którego wpinałem dane urządzenia. Nigdy mnie nie zawiódł. Następnie przez kilka dni słuchałem już tylko jego, wymieniając go z Polarisem III, wpinając z powrotem do systemu itp.

Znakomicie ustawiono w tym urządzeniu balans tonalny. Dźwięk jest bardzo dobrze zrównoważony, lepiej niż w większości drogich przedwzmacniaczy tranzystorowych, które najczęściej udają lampy (Accuphase C-2810 czy Luxman C-1000f – to nie są złe urządzenia, są znakomite, jednak o takim właśnie trendzie pisałem i przy ich okazji), a także niż w przedwzmacniaczach lampowych, które ostatnio słuchałem. Niestety wliczając w to mojego Polarisa III. Brzmienie Thraxa jest bardzo otwarte. Nie jest „elektroniczne” w takim sensie, w jakim postrzegamy dzisiaj hi-endowe przedwzmacniacze sprzed, powiedzmy 10-20 lat, a znacznie bardziej organiczne, bardziej zbliżone do tego, co słyszę w systemach BEZ osobnego przedwzmacniacza, z układami regulacji siły głosu zintegrowanymi z odtwarzaczem CD, jak chociażby w systemie Ancient Audio. Jak mówię, to otwarty dźwięk. Wyższa góra, w tańszych urządzeniach problematyczna, bo albo szklista, albo drażniąca – to przypadki, w których projektanci dążyli do otwarcia dźwięku za wszelką cenę – albo stłumiona, ocieplona – tam, gdzie wspomniane problemy stara się ujarzmić przez wycofanie tego zakresu – jest tutaj znakomita: dokładna, wyrazista, ale i bez cienia rozjaśnienia, bez wyraźnych (takich, które umiałbym wyłapać i nazwać) zniekształceń. Pozwala to zagrać przedwzmacniaczowi, nie tylko to, ale TO także, w bardzo dynamiczny i wyrazisty sposób. I znowu – wyrazistość na tym poziomie jakościowym nie oznacza przebarwienia, drażliwości, a pokazanie wydarzeń w bardziej dosłowny sposób – tak, jak to ma miejsce w rzeczywistości. Pomaga temu znakomita dynamika, która umożliwia na to, co przed chwilą opisałem. Największą bolączką domowych systemów jest bowiem nawet nie to, że mają złą barwę, że są mało rozdzielcze, ale to, że brzmią, jak opukiwane pudełko, bez życia, są stłamszone i głuche. Każdy, kto słyszał koncert na żywo – amplifikowany czy akustyczny – czuje to: dźwięk usłyszany na żywo jest kompletnie inny niż ten z głośników. I trzeba się przyzwyczaić do myśli, że tego raczej nie przeskoczymy, że rozmiary naszych pokojów, a także sama elektronika i kolumny nie są w stanie tego powtórzyć. Nie można jednak położyć na tym lagi. Trzeba próbować się z tym zmierzyć. Dionysos pokazuje, że da się w tym mierze wiele i że większość innych przedwzmacniaczy kompresuje dźwięk – w mniejszej lub większej mierze, ale kompresuje.

Testowany przedwzmacniacz pokazuje dźwięk w bardzo bezpośredni sposób. Kiedy na płycie For Django, w tytułowym utworze, wchodzi gitara Joe Pasa, to od razu nas elektryzuje. Pomaga temu dobre wydanie (HiQualityCD) i dobre nagranie, ale z innymi przedwzmacniaczami przekaz nie był aż tak ekscytujący. Bardzo dobrze przedstawiona była bryła gitary, kontury (domyślne) perkusji itp. To samo miałem z utworami rozpoczynającymi płytę Boys For Pele Tori Amos, nagranymi na „setkę”, tj. bez nakładek, za jednym podejściem, przy użyciu pieców Leslie i Marshala nagłaśniających klawesyn i fortepian. Instrumenty te miały bardzo duży wolumen, taki, jakiego bym się spodziewał z pieca gitarowego. Niby był ciepły – tak została ustawiona barwa pieca – ale nie było to kluchowate granie, nie było nawet ocieplone. Miało bezpośredni atak, wibrowało emocjami i przenosiło akustykę, w której zostało dokonane nagranie do mojego pokoju. Częścią tej układanki jest ponadprzeciętna rozdzielczość i umiejętność różnicowania. Tutaj Dionysos – mówię oczywiście o moich doświadczeniach – może konkurować jedynie z połączeniem bezpośrednim regulowanego wyjścia odtwarzacza i końcówki mocy. Czytając to trzeba oczywiście pamiętać, że nie znam wszystkich przedwzmacniaczy na świecie, a taki Soulution 720, czy np. Kondo M-1000 MkII mogłyby mi pokazać to i owo, o czym nie miałem wcześniej pojęcia. Ale muszę na czymś bazować i tym czymś jest moje doświadczenie. No i porównanie do bezpośredniego podłączenia, z pominięciem zewnętrznego przedwzmacniacza. I te dwa elementy mówią mi, że Dionysos jest szczególnym przypadkiem przedwzmacniacza, który jest jednocześnie niezwykle rozdzielczy, otwarty tonalnie, a zachowuje przy tym organiczność dźwięku, nie rozjaśnia go, nie kastruje z harmonicznych.

Na uwagę zasługuje też drugi skraj pasma. Bas jest niezwykle mocny, pełny i dynamiczny. Ma „power” i wykop, jak trzeba to jest mięsisty, a jeśli nagranie tego wymaga to go niemal nie słychać. Najczęściej jest gdzieś w tle, to na nim budowane są średnica i góra (patrz doświadczenia w „Hi-Fi+”), ale jest jak przyczajony tygrys i ukryty smok. Tak dobry bas niski bas słyszałem u siebie tylko raz, testując komplet Krella EVO222+402. Tyle, że musiał to być komplet, bo osobno przedwzmacniacz i końcówka EVO już tak nie imponowały. W każdym razie Dionysos powtarza to doświadczenie, świetnie budując nastrój, zawieszając wszystko w nieco innej czasoprzestrzeni, jakby wyjętej z tego, co jest na co dzień wokół nas. I nie chodzi o łupanie. Tak, klubowe miksy piosenek Yoko Ono z płyty Open Your Box brzmiały świetnie, miały znakomitą podstawę, rytmikę, dynamikę. Ważniejsze było dla mnie jednak to, jak ten sprężysty i mocny bas pozwalał budować wszystko, co jest powyżej, wokale, trąbki, gitary itp.

Weźmy dla przykładu płytę Jun Fukamachi At Steinway (Take 2) nagraną w technice Direct-To-Disc (przypomnę, że chodzi o rejestrację dźwięku nie na klasycznym nośniku, tj. taśmie, dysku twardym komputera itp., a bezpośrednio na acetacie, z którego potem wykonywane są matryce do tłoczenia płyt winylowych – to najdoskonalsze przejście od mikrofonu do winylu), a właściwie o jej cyfrową reprezentację, płytę CD przygotowaną przez firmę First Impression Music, wydaną na srebrnym podkładzie. Właścicielem oryginalnej płyty Direct-To-Disic jest właściciel FIM-u pan Winston Ma. Przeniósł on sygnał z gramofonu na cyfrowy rejestrator pracujący w technologii DXD, tj. 24 bity i 352,8 kHz. Sygnał musi być potem zamieniony na 16/44,1, jednak mimo to udało się uzyskać nadzwyczajny dźwięk. Żeby było ciekawiej, pan Ma zarejestrował te same utwory dwa razy – raz przy pomocy wkładki van den Hul Colibri, a za drugim razem za pomocą swojej wkładki FIM Black Ebony.

Rezultat jest oszałamiający! Wyraźnie słychać, że wkładka FIM jest lepsza, że dźwięk jest bardziej bezpośredni, ładniej wypełniony, a górne rejestry fortepianu mają więcej energii, są bardziej naturalne, bardziej podobne do tego, co słychać, kiedy stoi się kilka metrów od Steinwaya. Znam to dobrze, bo wielokrotnie nagłaśniałem różne fortepiany i wiem, że mocne uderzenie w klawiaturę potrafi wyrzucić z miejsca. Wszystko zależy oczywiście od techniki gry, umiejętności pianisty, ale jeśli wszystko jest na swoim miejscu brzmienie środka i góry jest niebywale mocne. I tak było w tym drugim przypadku, z wkładką FIM-u. Ponieważ jednak miałem mówić o basie, to powiem tylko, że kiedy na początku płyty igła wkładki uderza o płytę (pan Winston zarejestrował wszystko i niczego nie edytował), to słychać to tak, jakbym słuchał realnego, drogiego gramofonu. Słucha się oczywiście muzyki, nie zniekształceń i wydarzeń okołomuzycznych, ale ponieważ znam ten dźwięk na pamięć, potrafię go ocenić, przekładając to potem na brzmienie konkretnego utworu. Otóż to uderzenie było głębokie, dobrze tłumione i było „obok” dźwięku fortepianu. To fenomen znany, ale tutaj został świetnie powtórzony. Nie dałoby się tego tak zagrać bez idealnego połączenia dołu i średnicy, bez punktowego, ale i mięsistego grania tego basu.

Nie bardzo mam co pisać o średnicy. Jest po prostu znakomita. Gładka, pełna, dokładna, energetyczna. Jest lepsza niż w jakimkolwiek przedwzmacniaczu, jakie do tej pory słyszałem. Najłatwiej będzie o niej opowiedzieć porównując Dionysosa do innych, znanych przedwzmacniaczy. Będzie to też dobry moment na wypunktowanie elementów, które w innych topowych urządzeniach są trochę lepsze. Niewiele, ale jednak. Najbardziej oczywiste porównanie jest to z moim Polarisem III. Austriacki przedwzmacniacz gra bardziej środkiem, jest nieco gładszy. Nie jest jednak tak otwarty, dopiero teraz słychać, że wyższy środek jest w nim nieco ocieplony i delikatnie wycofany. Powoduje to, że wokale wydają się ładniejsze, nieco cieplejsze. Ponieważ środek jest w Ayonie jest nieco podkreślony (powtarzam – dopiero teraz to słyszę), wydaje się, że głosy – zarówno Brendy Lee z monofonicznej, wydanej przez Deccę płyty Let me Sing, jak również męskie – dla przykładu wokal Davida Sylviana z płyty Secrets of The Behive – są ładniejsze, pozbawione denerwujących czasem artefaktów nagrania. Tyle tylko, że to właśnie Dionysos pokazał je lepiej, może ich tak nie wygładził, ale pokazał razem z akustyką, z nieco lepszym „body” i bryłą. Podobnie było z trąbką Stańki z płyty Lontano, która z Ayonem wydawała się większa, a która tak naprawdę była nieco uboższa o informacje z góry pasma, a przez to mniej prawdziwa. W „realu”, podczas normalnego słuchania różnice, o których mówię nie są aż tak dojmujące, jak by to wynikało z lektury powyższego akapitu, jednak nie można obok nich przejść obojętnie.

CAT SL1 Legend, przedwzmacniacz liniowo-gramofonowy grał słodszym dźwiękiem. Accuphase C-2810 był cieplejszy, a najcieplejszy C-1000f Luxmana. Także Nagra PL-P (TUTAJ i TUTAJ) była raczej „lampowa” w wyrazie. Jeśli miałbym jakoś je wszystkie uporządkować pod względem barwy, od najcieplejszego po najbardziej neutralny, to wyglądałoby to w ten sposób:

Luxman C-1000f → Nagra PL-P → Accuphase C-2810 → CAT SL1 Legend → Ayon Polaris III → Thrax Dionysos → Music First Audio Mk II Copper

Przejście od najcieplejszego urządzenia do najbardziej neutralnego, a nawet nieco jasnego (Music First) wiąże się tu z przejściem od najbardziej „zamkniętego” dźwięku do najbardziej „otwartego”. Jak widać, wybór między technologiami lampową i tranzystorową nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli już miałbym na coś wskazać, to na przejście od najbardziej skomplikowanego technicznie urządzenia, tj. z największą ilością układów wzmacniających, korygujących itp. do najprostszego – bo czy może być coś prostszego niż pasywny układ z autoformerem w Music First Audio Mk II Copper? Chyba nie – a nawet jeśli, to nie wiem, co to by mogło być. Niemal równie proste w budowie są Ayon i Thrax, gdzie z transformatorami regulującymi siłę głosu mamy powiązane pojedyncze stopnie wzmocnienia. Co ciekawe, wykres ten pokazuje też jak zmienia się rozdzielczość. Jeśli jednak chodzi np. o nasycenie, o sposób prowadzenia basu – jego zwartość i mięsistość – to kolejność, a właściwie nie kolejność, bo to nie jest wykres od „najgorszego” do „najlepszego”, bo wszystkie one są znakomite i sprawdzą się w różnych systemach, będzie zupełnie inna (zaczynamy od najlżejszego basu):

Music First Audio Mk II Copper → Nagra PL-P → Luxman C-1000f → CAT SL1 Legend → Accuphase C-2810 → Thrax Dionysos → Ayon Polaris III

Jak by jednak tego nie układać, to wychodzi mi, że Dionysos jest najbardziej wszechstronnym urządzeniem, bo myślę, że gdzieś w jego okolicy przebiega oś pionowa, dzieląca „ciepłe” od „zimnych”, „lekkie” od „ciężkich” itp.

Nie wszędzie może jednak zagrać równie dobrze, jak którykolwiek z pozostałych przedwzmacniaczy. Jego otwarty dźwięk nie do końca wpasuje się w systemy, gdzie jest sporo góry, a przede wszystkim wyższego środka. Tutaj CAT pokazuje, jak można lepiej wszystko zintegrować, jak można tak wszystko zebrać w całość, że nie ma już „góry” czy „dołu”, ale jest Muzyka. Z kolei Polaris potrafi zejść naprawdę nisko i mocno. Ze wszystkich przywołanych urządzeń jedynie Thrax ma ten zakres lepiej różnicowany – przy zachowaniu (generalnie) podobnej barwy dołu, jego ilości lepiej pokazuje różne elementy brzmienia kontrabasu czy basu, sprawiające, że na chwilę udaje się zapomnieć, że to tylko nagranie. Da się też nieco lepiej pokazać scenę dźwiękową. Nie jestem do końca pewien, czy to, co tu napisałem jest na 100 % prawdziwe, bo mówię tylko o pewnych odczuciach. Wydaje mi się, że Polaris III i CAT pokazują bardziej nasyconą, gęstszą scenę dźwiękową. Tak, jakby po przełączeniu na Thraxa wszystko zbiegało się w kierunku źródeł pozornych. Może być i tak, że to wynik lepszego ogniskowania, skupienia w tym przedwzmacniaczu, ale nie wiem tego na pewno. Dla mnie brzmiało to raczej jako lekkie wycofanie.

Co by tu jednak nie mówić, Dionysos to fantastycznie wykonany, znakomicie wyposażony przedwzmacniacz w jednym pudełku, który gra równie dobrze, a w niektórych aspektach lepiej niż inne, często większe, dwupudełkowe produkty innych firm. Brawo, brawo, brawo!!!

BUDOWA

Przedwzmacniacz Dionysos jest pierwszym produktem w historii nowej, bułgarskiej firmy Thrax Audio, mającej swoją siedzibę w Sofii, stolicy kraju. To przedwzmacniacz liniowy, oparty w całości na lampach. Prostowaniem napięcia zasilającego zajmuje się lampa 6C4P-EV (6Ц4П-В), stabilizacją napięcia (pracuje w roli wzorcowego źródła prądowego) SG15P (СГ15П), a wzmocnieniem podwójna trioda 6N6P (6Н6П). Wszystkie lampy są radzieckie, typu NOS. Co ciekawe, lampa wzmacniająca to jedyny element aktywny w torze sygnału – jedna jej połówka pracuje w kanale lewym, a druga w prawym. Mamy więc pojedynczy stopień wzmocnienia, jak w droższych przedwzmacniaczach Conrad-Johnsona, albo moim Ayonie. Oznacza to, że urządzenie odwraca fazę absolutną.

Jego obudowa jest genialnie wykonana z grubych, aluminiowych płyt poskładanych tak, że nie bardzo widać linii spajających. Wpływa na to też brak widocznych śrub. Przód został wyfrezowany z bardzo grubego bloku aluminium tak, żeby krzywizny miękko opływały manipulatory. Najważniejszym jest duża, chromowana gałka siły głosu i widniejące po jej bokach niewielkie, zielone diodowe wyświetlacze typu LED, ukryte pod akrylowymi płytkami, wskazujące siłę głosu – osobno dla lewego i prawego kanału. Balans między kanałami można zmieniać zarówno za pomocą guziczków na przedniej ściance, jak i z pilota zdalnego sterowania. A ten jest naprawdę szykowny – metalowy, czarny z chromowanymi końcami, a w dodatku łatwo się nim posługuje. Można nim zmienić siłę głosu, balans między kanałami, aktywne wejście, zmienić fazę absolutną dla każdego wejścia oddzielnie, uaktywnić „mute” i wyłączyć przedwzmacniacz. Te same funkcje dostępne są na przednim panelu. Niestety żaden guzik i żadna dioda nie są opisane, co wydaje mi się nieco zbyt dużą ekstrawagancją, nawet jeśli pomaga to utrzymać idealną, czystą ściankę przednią.

Patrząc od lewej mamy wyłącznik sieciowy z diodą, która po włączeniu preampu zmienia kolor z czerwonego na zielony. Następny przycisk uaktywnia wyjście do nagrywania. Po prawej stronie mamy dwa guziki zmieniające wejście, a pomiędzy nimi przycisk fazy absolutnej. Jej działanie sygnalizuje zmiana diody wybranego wejścia (niestety nie ma podpisów, więc trzeba zgadywać, które to wejście) z zielonego na pomarańczowy. Tył wygląda równie solidnie, jak front, co nie jest wcale w hi-endzie częste. Mamy tam znakomite gniazda RCA i XLR – pomimo że preamp jest niezbalansowany, na wejściu i wyjściu zastosowano transformatory symetryzujące i desymetryzujące, pozwalające korzystać ze zbalansowanych urządzeń – odtwarzacza i wzmacniacza mocy. Wejść niezbalansowanych jest cztery, a zbalansowanych dwa. Jedno z wejść można zamienić na „by-pass”, dzięki czemu preamp może pracować w systemach kina domowego – sygnał z wejścia trafia od razu na wyjście. Są tam również wyjścia do nagrywania, przełączniki odłączające masę sygnału od obudowy oraz cztery wyjścia – dwa RCA i dwa XLR. Co ciekawe, wyjście do nagrywania jest buforowane transformatorem, dzięki czemu jego użycie nie wpływa na jakość wzmacnianego sygnału. W osobno wyfrezowanym „okienku” jest gniazdo sieciowe IEC, wyłącznik mechaniczny oraz przycisk „Level set”. Można dzięki niemu ustalić poziom wyjściowy dowolnie wybranego wejścia i użyć go w funkcji „by-pass”. Wybrane wejście będzie wówczas sygnalizowane czerwonym kolorem oznaczającej go diody. Poziom napięcia jest przechowywany w wewnętrznej pamięci, więc nawet po wyłączeniu Dionysosa z sieci nic nam nie zginie. Poziom unity gain ustalony jest na wskazanie wyświetlacza ‘24’.

Żeby dostać się do środka najpierw trzeba odkręcić aluminiowe nóżki (widzę tu miejsce dla nóżek CeraBall finite elemente). Po odkręceniu dolnej ścianki otrzymujemy dostęp do imbusów mocujących górną ściankę. Od razu rzuca się w oczy niebywałe połączenie znakomitej inżynierii – przede wszystkim przemyślanej mechaniki i topologii – oraz elementów typu NOS połączonych z nowiutkimi elementami. Wyraźnie widać, że każdy drobny szczegół został najpierw przemyślany, że dobrano je po kątem dźwięku, a nie dostępności czy ceny itp. Po raz kolejny, po Absolutorze, widzę elementy ze Związku Radzieckiego, jeszcze niedawno pogardzane, bo bardzo popularne, a teraz wracające do łask. Oczywiście nie wszystkie, ale jeśli chodzi o lampy (nie mogę przestać myśleć o tym, że mój odtwarzacz Lektor Air na wyjściu ma rosyjskie lampy 6H30 powstałe w czasach CCCP), rezystory czy – jak tutaj – potężne, olejowe kondensatory w zasilaczu, to przemysł wojskowy, bo stamtąd to wszystko pochodzi, ma wiele do powiedzenia.

Jak mówię, najpierw w oczy rzuca się genialna budowa mechaniczna. Płytka z układem wzmacniającym i zasilaczem została przykręcona do dwóch belek z aluminium (miły drobiazg – belki są anodowane na niebieski kolor), a te nie do dna, a do bocznych ścianek. Do boków przykręcono też cały zasilacz, z dużym transformatorem, dużymi, olejowymi kondensatorami NOS ze Związku Radzieckiego oraz piękny, bardzo duży dławik Lundahla. Do drugiej ścianki przykręcono z kolei dwa, duże transformatory symetryzujące i desymetryzujące japońskiej firmy Hashimoto Electric oraz jeszcze piękniejsze, łapiące za serce, zamknięte w solidnych, metalowych kubkach, autoformery, za pomocą których zmieniany jest poziom siły głosu. Od spodu widać kilka scalonych stabilizatorów i wiele tranzystorów pracujących w dyskretnych układach stabilizacji napięcia. Wszystkie są przykręcone do znajdującego się po drugiej stronie płytki, długiego, dużego radiatora. Wejścia wlutowano do małych, podłużnych płytek, gdzie są również przekaźniki – każdy kanał ma własną płytkę. Stamtąd sygnał prowadzony jest do permalojowych autoformerów firmy SAC Thailand nawinięte w technice Silk., a potem do płytek za pomocą świetnych kabli Oyaide – to wysokiej klasy kable PCOCC-A, rzecz wyjątkowo rzadka. Wspomniany radiator dzieli płytkę na dwie części – zasilacz i układ wzmacniający. W części wzmocnienia mamy pojedynczą lampę, triodę 6N6P (6Н6П). Widać koło niej kilka, wysokiej klasy elementów biernych, m.in. kondensatory sprzęgające firmy Wima i precyzyjne oporniki. Z boku jest dodatkowa płytka z dwoma rzędami przekaźników kluczujących poszczególne sekcje autoformerów. Przekaźniki sterowane są scalonymi przełącznikami. Po drugiej stronie radiatora jest część zasilająca, z lampowym prostownikiem 6C4P-EV (6Ц4П-В) i stabilizatorem napięcia na SG15P (СГ15П). Na lampach widać ferrytowe tuleje, mające najwyraźniej chronić przed promieniowaniem elektromagnetycznym. Żarzenie prostowane jest w dyskretnych mostkach prostowniczych, osobno dla lamp zasilacza i lampy wzmacniającej.

Fantastyczna, znakomita budowa. Jedyne, co mógłbym zmienić, ale to chyba w ramach własnych badań, to kondensatory sprzęgające. Ale tylko po to, żeby wszystko było idealne.



Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Polaris II + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Tenor Audio 175S (test TUTAJ)
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja TUTAJ)
  • kolumny: Franco Serblin Ktêma, German Physiks HRS 120 Carbon (test TUTAJ), Chario Academy Sonnet (test TUTAJ) + oryginalne podstawki
  • słuchawki: Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 - (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Wireworld Platinum Eclipse lub Acrolink 8N-2080III Evo.
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9300 (wszystkie elementy, recenzja TUTAJ) i Acrolink Mexcel 7N-PC7100 (Leben CS-300XS (SP); recenzja TUTAJ)
  • Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE (recenzja TUTAJ)
  • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • gramofon: Avid Acutus Reference (test TUTAJ)
  • wkładki gramofonowe: Air Tight PC-1 Supreme (test TUTAJ), Miyajima Laboratory Waza (test TUTAJ), Denon DL-103SA (test TUTAJ)