PRZEWÓD GŁOŚNIKOWY TARA LABS OMEGA ONYX Cena: 67 500 zł (każde dodatkowe 0,3 m - 6900 zł) Dystrybucja: Audio System Kontakt: Warszawa tel. (0-22) 662-45-99 fax: (0-22) 662-66-74 e-mail: kontakt@audiosystem.com.pl Strona producenta: TARA LABS Tekst: Wojciech Pacuła |
Tara Labs to amerykański specjalista świata audio, zajmujący się wyłącznie produkcją przewodów połączeniowych. Ponieważ co jakiś czas testujemy jej produkty, a z kilku z nich od lat sam korzystam, co jakiś czas ta nazwa przewija się przez nasze łamy. Także nazwa Omega Onyx się już u nas pojawiła – proszę rzucić okiem na sprawozdanie ze spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego z zeszłego miesiąca (TUTAJ). A przecież i poprzednia wersja tego przewodu, o nazwie Omega, przewija się u nas często, ponieważ od dłuższego czasu stanowi podstawę systemu Janusza, jednego z przyjaciół z KTS-u. Należący do najwyższej serii Zero („Stereophile” mówi o nazwie Extreme Series, por. TUTAJ) kabel do niedawna był jedynym w tym towarzystwie. Wymogi rynku sprawiły jednak, że od zeszłego roku Tara zróżnicowała ofertę także na topie, oferując w ramach serii cztery modele: Cobalt, Gold, Onyx i Edge (zaczynając od najlepszych). Inżynier odpowiedzialny za ich konstrukcję, Matthew Bond, któremu asystował manager fabryki Matthew Sellars, mówi, że im wyżej, tym lepsza jest artykulacja, przy zachowaniu ogólnego charakteru dźwięku. Tym razem testujemy model Omega Onyx, który ma być odpowiednikiem starszej Omegi, z nieco większą ilością przewodników i poprawioną izolacją. To koszmarnie drogie przewody, nawet w USA. Jedne z najdroższych na świecie. A przecież jeszcze niedawno wydawało mi się, że testowane przeze mnie interkonekty ISM The 0.8 tej firmy (TUTAJ) są drogie... Hola, hola – przecież The 0.8 SĄ drogie!!! Niestety ceny topowych kabli są wzięte z księżyca. Niestety. I mógłbym na tym poprzestać, utyskując co jakiś czas na zdzierstwo firm je produkujących. Problem z hi-endem jest jednak taki, że cena jest w nim sprawą „oczywistą”. To znaczy oczywiście się o niej nie mówi, a liczy się tylko efekt. I jeśli pod tym kątem popatrzymy na przewody tej klasy, co Omega Onyx, okaże się, że – niestety – jeśli chcemy mieć top, to będzie trzeba zań zapłacić. Nie da się tego obejść. Nie da się ich zastąpić niczym innym. Bo najlepsze kable po prostu są koszmarnie drogie. Już jakiś czas temu wyleczyłem się z „dłubania”, „wyginania” itp. po to, żeby spróbować sprawić wrażenie (na sobie), że da się to zrobić za niewielkie pieniądze. Proszę mi wierzyć, a sam za ten pogląd płacę żywymi pieniędzmi: nie da się tego przeskoczyć!!! Jak coś ma być topowe, to w 99% przypadków będzie drogie (muszę to powtórzyć). A pozostała część dopełniającą 100% to po prostu moja niewiedza i muszę założyć, że jest taka możliwość. W każdym razie Omega Onyx Tary Labs jest potwornie droga. I „potwornie” dobra… Do tej pory o Tarze Labs pisaliśmy: Płyty użyte w czasie testu:
Tara daje nieprzyzwoicie wręcz nasycony dźwięk. Przy Omedze wszystkie inne, znane mi przewody głośnikowe, brzmią „chudo”. Choć przejście z mojego Veluma (Velum NF-G SE + LS-G) na Tarę momentalnie pokazało, za co trzeba w przypadku tej ostatniej zapłacić, to zmiany fundamentalne najłatwiej było mi opisać przy prostych, akustycznych nagraniach, jak np. z pyty Hush-A-Bye Carol Sloan i Salzau Muisc On The Water tria Danielsson/Dell/Landgren. Szczególne wrażenie robią bowiem dźwięki pochodzące ze środka pasma – to dlatego wokal Sloan był cudowny w swojej obecności i namacalności, podobnie, jak za chwilę puzon Landgrena. Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, żebym u siebie w domu, po przejściu z Veluma na inny kabel był tak oczarowany, zaabsorbowany i jednoznacznie na „tak”. Nigdy! Miewałem przewody lepsze od polskiej referencji, na której gram od kilku lat, np. Harmonix HS-101 ESQ Exquisite, Acrolink Mexcel 7N-S20000 i w dużej mierze XLO Limited Edition LE-5 – ale nigdy dotychczas nie miałem wrażenia, że pieniądze, które trzeba by dopłacić (bo Velum od wszystkich jest wiele, albo wielokrotnie tańszy) przełożą się na „przyrost satysfakcji”. Nie znaczy to, że w innych systemach, dla innych słuchaczy sprawa musi wyglądać dokładnie tak samo, jednak dla mnie sprawa była jasna i nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, że muszę walczyć o nowy kabelek. Z Omegą sprawa jest zupełnie inna. Znam ją na wylot (a właściwie jej klasyczną wersję ‘Omega’, która jest ciutkę gorsza od Onyxa), ponieważ od długiego czasu stanowi podstawę systemu Janusza u którego spotyka się Krakowskie Towarzystwo Soniczne. Jej zalety, polegające m. in. na fenomenalnie wyrównanym brzmieniu i niezwykle głębokim tonie, były więc łatwe do przewidzenia. Dopiero jednak posłuchanie tego, co kabel robi w moim systemie przyprawiło mnie o ból głowy. Niedawno deklarowałem, że choruję na kabel sieciowy Acrolink 7N-PC9100, interkonekt tej firmy 7N-DA6300, a także przedwzmacniacz Polaris II Ayona. Każdy z tych elementów zmienił dźwięk mojego systemu diametralnie i wiedząc, co tracę oddając je po teście, niemal płakałem z bezsilności. Z Tarą jest podobnie, z tym, że kabel ten robi to nieco subtelniej. Zmiany, jakie z nim dostajemy są bezdyskusyjne, jednak ich walory dostrzeżemy we właściwej pespektywie dopiero, kiedy wrócimy do naszych kabli. To będzie jak nagła wiadomość o zwolnieniu z pracy – nieprzyjemna i powodująca skurcze żołądka. Nie chciałbym oczywiście stawiać tych rzeczy na równi z moralnego i społecznego punktu widzenia, bo ostatecznie kabel to tylko kabel i można bez niego z powodzeniem żyć, ale zaangażowani miłośnicy czegokolwiek, bo audio to tylko jedna z wielu tego typu dziedzin, będą wiedzieli o co mi chodzi. Zmiany wnoszone przez Omegę Onyx są strukturalne, nie powierzchowne, ten kabel niczego nie „poprawia” w stosunku do tego, co mieliśmy wcześniej, nie „doprowadza” spraw do końca i nie „ułatwia” słuchania. Po prostu oferuje kompletnie inne spojrzenie na to samo wydarzenie muzyczne. |
Przed odsłuchem miałem pewne wyobrażenia, co Tara Labs może zmienić w moim systemie. Okazało się jednak, że myślałem źle, że podchodziłem do sprawy ze złej strony. Bo marzyłem sobie, że Omega Onyx wygładzi górę i nada wszystkiemu większą plastykę. I kabel zrobił to znacznie lepiej niż sobie wyobrażałem! Ale było też tak, że te rzeczy nie miały żadnego znaczenia, bo to nie było „szlifowanie” czegoś zastanego. Elementy te były lepsze, bo cały przekaz był z zupełnie innej, referencyjnej półki. Testując kilka lat temu moje Velumy miałem wrażenie, że bardzo niewiele wnoszą do dźwięku. I nie myliłem się, to fenomenalne, niezwykle neutralne kable. W tym przypadku rozróżnienie „neutralne-naturalne” nabrało mocy i wagi. Kabel neutralny to taki, który niczego, albo bardzo niewiele, dodaje od siebie. To oczywiście postulat idealny i w życiu istnieje dość szeroki margines dowolności, czy raczej możliwości odchyłki od ideału. Można jednak, jak mi się wydaje, przyjąć, że coś takiego, taki konstrukt myślowy, jak „neutralny kabel” jest możliwy. Neutralność mówi jednak wyłącznie o jednym: o tym, czy jest jakiś „naddatek” w idealizowanym, tj. odnoszonym do wyobrażenia o idealnym dźwięku, przekazie z danym przewodem (czy w ogóle produktem) w torze. Nie mówi natomiast w ogóle o tym, czego „nie ma”. Teoretycznie „neutralność” powinna działać w obydwie strony, tj. i w stronę „dodawania”, jak i „odejmowania”. W audiofilskim idiomie utarło się jednak, że zwraca się uwagę przede wszystkim na to pierwsze. To błąd logiczny, ale z językiem nie ma co walczyć, należy po prostu go używać w świadomy sposób. Przywołałem tę dychotomię, która w idealnym świecie byłaby tożsamością, dlatego, że produkty „neutralne” rzadko kiedy są „naturalne”. W tych ostatnich dopuszczona jest pewna odchyłka od neutralności (chodzi o dodawanie czegoś od siebie), pod warunkiem, że dostajemy też coś jeszcze, coś, co nie jest po prostu „odejmowane”. Fantastycznie słychać to przy porównaniu z Velumem. Powtórzę: nie znam kabla za te pieniądze, który grałby tak równym, tak fenomenalnie rozdzielczym dźwiękiem. Tara Labs Omega Onyx pokazuje jednak, co ten ostatni „zatrzymuje” dla siebie, także kiedy porównamy go z takimi przewodami, jak testowany lub wspomniany już topowy Acrolink. Chodzi przede wszystkim o niesamowitą energię dźwięku, jaką dostajemy z amerykańskimi kablami. Głosy Sloan, Perry Como (In Italy), a także Beverly Kenney (Lonely and Blue) były pełne i miały duży wolumen. Przez chwilę wydawało mi się, że Omega przybliża dźwięk do słuchacza, ale nie – po prostu powiększony, bliższy naturalnemu, dźwięk powoduje, że wszystko jest lepiej widoczne i dlatego wydaje się bliżej niż wcześniej. Te trzy płyty pochodzą w wyjątkowej firmy – Sinatra Society of Japan, specjalizującej się w nieznanych, zapomnianych, a nawet niewydanych płytach z lat 50. i 60. Dźwięk jest fenomenalny w swojej naturalności, choć nie zawsze idealny technicznie. Omega te dwie płaszczyzny – nagrania i muzyki – pokazała tak dobrze, jak rzadko który kabel. To znaczy, przynajmniej w moim przypadku, jak żaden inny. Najlepiej. Dużo lepiej niż wszystkie inne przewody, których do tej pory słuchałem. Może się wydawać, że zacząłem od końca, tj. od syntezy, od podania ogólnych zasad, bez analizy i że to błąd. Myślę jednak, że w produktach tej klasy, klasy top hi-end, to są najważniejsze rzeczy. Budują je jednak poszczególne detale, warstwy itp. i oczywiście do nich się odniosę. Dla Tary najważniejszą właściwością jest nieprawdopodobnie pełny środek pasma. Nie jest on uwypuklony, jak to ma miejsce w interkonekcie Zero tejże firmy, ale wynika z pokazaniu dźwięku z jego miękkim „podbrzuszem”, tj. z przełomem średnicy i basu, który pozwala tu na budowanie tak perfekcyjnych, tak wiarygodnych źródeł pozornych. Wiąże się to z niewiarygodną przestrzennością kabla. Nie jest on tak spektakularny w tej mierze, jak wspomniany Acrolink, bo nie wychodzi tak szeroko na boki, ani nie sugeruje tak dużej przestrzeni ZA nami, ale daje za to lepszą definicję wszystkiego, co dzieje się przed nami. Nie jest to definicja wynikająca z utwardzenia części ataku na średnicy, bo tak działa Velum. Tutaj definicja wynika z tego, że źródła pozorne są trójwymiarowe i pełne. Dlatego są solidnym elementem sceny, a nie dlatego, że się o nie „potykamy”. Góra pasma wydaje się nieco wygładzona, ale chyba tylko dlatego, że środek pasma jest tak nasycony. Nie jest to bez sensu, bo pokazanie mocniejszego fragmentu częstotliwości automatycznie to, co jest wokół niego jest przez nas odbierane słabiej. Omega niczego nie uwypukla, ale w porównaniu z nią większość innych kabli ma podkreślone detale, bez ich wypełnienia i przez to wydają się kablami jaśniejszymi. Tylko Harmonix Equisite miał podobną barwę i chyba podobną filozofię dźwięku. Dół pasma jest niezwykle wypełniony o pięknie, naturalnie, miękki. W rzeczywistości tak bowiem wszystko brzmi. Velum potrafi zejść jeszcze niżej, ma lepszą definicję ataku, przez co jest szalenie atrakcyjny, nie jest jednak tak naturalny. Bas Omegi mieni się bowiem odcieniami, kolorami, jest różnicowany dynamicznie itp. Z Velumem i innymi kablami informacje są często „wyżyłowane”, tj. tak, jakby je wyciągnięto trochę przemocą. Z Tarą wszystko jest płynne i przychodzi bez trudu, bez ściśniętego gardła. Ciekawe efekty dało połączenie Omegi Onyx z interkonektem Zero, o którym wspomniałem. Interkonekt Tary ma znacznie mocniejszy charakter własny niż Omega. Nacisk w nim położony jest na średnicę, o której marzą wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli z audio cokolwiek wspólnego. Myślę, że to o takim dźwięku śnimy po nocach. Nie znaczy to jednak, że jest to dźwięk neutralny (myślę tu o tym, że podobny do rzeczywistości), bo jest modelowany tak, żeby się podobał. To mistrz w tej dziedzinie, nigdy czegoś takiego nie słyszałem. A jednak wyraźny charakter brzmienia – ciepłego, plastycznego, ze środkiem pasma potraktowanym priorytetowo, w parze z Omegą narzuca swój charakter. Ta ostatnia jest dalece bardziej wyrównana i stanowi bazę, na której możemy budować dowolne kombinacje, będąc pewnym, że to, co słyszymy pochodzi od elementów dodanych, a nie od kabla głośnikowego. Ta umiejętność różnicowania wszystkiego, co jest przed nią czyni z Omegi Onyx nieprawdopodobne narzędzie – zarówno rozkoszy, jak i pracy (myślę o sobie). Z Zero dostaniemy dźwięk skończony, w ramach swoich założeń perfekcyjny i taki „do końca życia”. Będzie to jednak dźwięk konkretnie definiowalny, z wyraźnymi akcentami, które nałożą się na każdy rodzaj muzyki, każde nagranie, które będziemy z nimi grali. Jak mówię – to perfekcyjne rozwiązanie dla każdego, kto szuka wytchnienia i po prostu nie chce więcej szukać. Nie jest to jednak „dźwięk idealny” w rozumieniu „rzeczywistości”. Sama Omega Onyx – jak najbardziej: to najrówniejszy kabel jaki znam – kabel, który przyniósł jednocześnie największą zmianę w moim systemie, zmianę na TAK!!! Dlatego kupiłem testowany przewód. To szaleństwo, kable nie powinny tyle kosztować, tyle, że: Kable Omega Onyx firmy Tara Labs składają się z dwóch osobnych biegów, a każdy z nich jest bardzo gruby. Same przewodniki są stosunkowo cienkie, jednak najważniejszą rolę w tej konstrukcji grają materiały izolacyjne i tłumiące drgania oraz geometria przewodu. Przewodniki wykonano z miedzi SA-OF8N. Każdy kanał zawiera 168 przewodników RSC Gen2 (Rectangular Solid Core) o kwadratowym przekroju, izolowanych dielektrykiem Aero-PE GMI. Chodzi o to, że każdy drucik umieszczony jest w swojej własnej rurce, sporo większej od niego samego, dzięki czemu większa część jego powierzchni otoczona jest przez powietrze, jeden z najlepszych dielektryków (poza próżnią). Końcówki to wyjątkowo solidne, wykonane ze złoconej miedzi elementy, w których można wykręcać końcówki – można wkręcić np. widły, banany lub „oczka”. |
||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity