KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE Spotkanie #121:
Producent: MEMORY-TECH CORPORATION |
istoria spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego z różnymi odmianami płyt Compact Disc jest długa. Niemal równie długa, jak lista technicznych opracowań, które służą poprawie odczytu sygnału z tych krążków. Już w maju 2009 roku, w ramach 64. KTS-u, omawialiśmy nowe dla nas patenty firm EMI Music Japan, czyli HiQualityCD (HQCD) oraz Sony Music Japan, a więc Blu-Spec CD (więcej TUTAJ). Obydwa, wraz z patentem firm Universal Music oraz JVC – SHM-CD – zostały wprowadzone na rynek w 2008 roku. Pokaz, jakiego byłem świadkiem w czasie wystawy High End 2019 w Monachium, przygotowany przez firmę Memory-Tech, przypomniał mi, że tak naprawdę najnowszej wersji rozwiązania proponowanego przez tego japońskiego specjalistę, czyli Ultimate HQCD, jeszcze nie omawialiśmy. I być może dałbym sobie z tym spokój, ostatecznie jest wiele innych tematów, które wręcz się proszą o uwagę, gdyby nie to, co wówczas usłyszałem. | Ultimate Hi Quality CD 17 kwietnia 2015 roku na swojej stronie internetowej firma Memory-Tech zamieściła komunikat następującej treści: Chcielibyśmy ogłosić powstanie nowej, wysokiej jakości, płyty CD “UHQCD (Ultimate Hi Quality CD)”
UHQCD jest nowym standardem opracowanym w nowej technologii po to, aby w wierny sposób odtworzyć dźwięk, w większym stopniu niż wcześniej przypominającym dźwięk dysku master niż w konwencjonalnych płytach. Krokiem tym firma Memory-Tech nawiązała do nowszej wersji Blu-spec CD formy Sony, czyli BSCD2 z września 2012 roku, oraz Platinum SHM-CD firm Universal Music i JVC z września 2013 roku. Była to płyta UHQCD (Ultimate Hi Quality CD; z opcjonalną pisownią Ultimate HiQualityCD lub Ultimate HQCD). Poprawki wprowadzone przez obydwu konkurentów były ważne, ale raczej kosmetyczne niż przełomowe, ponieważ rozwiązania zastosowane w pierwotnych wersjach przeszły próbę czasu. Z Ultimate HQCD było inaczej – w porównaniu do HQCD zastosowano daleko idące – i kosztowne! – zmiany. Przypomnijmy, że nowością w HQCD był przede wszystkim materiał z jakiego wykonywano płytę. W klasycznej płycie CD to polikarbonat, rodzaj plastiku, rozprowadzany na metalowej matrycy przez szybki ruch obrotowy. Jego zaletą jest niski koszt i szybkość replikacji – materiał twardnieje niemal natychmiast. Szybkość o której mowa jest jednak problemem. Plastik twardnieje tak szybko, że nie jest w stanie dokładnie wypełnić wgłębień matrycy. Jeszcze bardziej problematyczne są nierówne przejścia między pitami i landami – a to właśnie na przejściach następuje zmiana stanu logicznego z „0” na „1” i odwrotnie. Jak pokazują pomiary to spory problem dla systemu czytającego, który musi ciężej pracować, a co za tym idzie generuje wyższy poziom jittera. Memory-Tech opracowała wówczas proces, w którym zamiast polikarbonatu zastosowała innego rodzaju plastik, używany do produkcji precyzyjnych wyświetlaczy LCD. Korygował on błędy klasycznego materiału, bo był bardziej płynny, a więc lepiej wypełniał wgłębienia, dawał też lepsze przejścia między pitem i landem. Jeszcze ważniejsze było to, że materiał ten ustala się w postaci stałej pod wpływem promieniowania UV, a nie przez stygnięcie, przez co można było bardzo precyzyjnie wyliczyć, kiedy powinien być zestalony. Wydłużało to proces produkcji, ale mierzalne wyniki były znakomite. Choć tego nie wiedzieliśmy, Memory-Tech już wtedy pracowało nad jeszcze lepszą techniką. Rozwiązanie problemu o którym mowa znane było bowiem w branży od lat. Tyle, że zarezerwowane było do działań profesjonalnych, na przykład do testowania i kalibrowania systemów czytających w fabrykach, a także jako wzorzec do kalibracji napędów CD-ROM dla przemysłu. Firma Memory-Tech dla tych działań wykonywała jednostkowe płyty kalibracyjne na podkładzie szklanym, korzystając z maszyn opracowanych jeszcze dla techniki Laser Disc. Polegało to na tym, że na metalową matrycę nanoszono płynny materiał, dociskany płytką ze szkła krystalicznego. Po dociśnięciu materiał był naświetlany promieniami UV, po czym się zestalał. Po oddzieleniu od matrycy na warstwę plastiku nanoszona była warstwa złota. To bardzo droga technika, jednak zdecydowano, że warta komercyjnego upowszechnienia. Tak powstały płyty Crystal Disc, kosztujące od 6000 do 8000 złotych za sztukę. Ultimate HQCD korzysta wprost z tego rozwiązania, choć bez sięgania po szklaną płytkę. Początek jest taki sam, jak w płytach Crystal Disc: na metalową matrycę nanoszony jest fotoczuły polimer, zestalany promieniami UV. I dopiero na górę nanoszony jest klasyczny polikarbonat, usztywniający płytę. W wyniku tych działań otrzymano dysk o znacznie niższym jitterze niż zwykłe płyty CD. Różnicę pokazują zarówno pomiary, jak i testy odsłuchowe – bo w ten sposób producent sprawdza swoje rozwiązania. Więcej o tej technice dowiedzą się państwo z filmiku The secret of UHQCD, przygotowanego przez firmę Memory-Tech. | JAK SŁUCHALIŚMY Przyznam się, że jestem fanem japońskiego podejścia do audio – i to zarówno w jego wydaniu vintage, jak i high-tech. To jedyny kraj, w którym istnieją one równolegle, wspomagając się, a nie walcząc z sobą. Dzięki temu otrzymujemy, z jednej strony, wzmacniacze Kondo i Lebena, wspomagamy się lampami i kablami typu NOS, a z drugiej gramy muzykę korzystając ze wzmacniaczy SPEC i płyt Platinum SHM-CD, BSCD2 i Ultimate HQCD. Przygotowany przeze mnie odsłuch bazował na dwóch samplerach: dostępnym ogólnie Ultimate HQCD Series Highlights (Warner Classics WPCR-136633) oraz wręczonym mi w Monachium przez pana Hiroshi Ihara, szefa działu sprzedaży Memory-Tech, Feel the Difference. UHQ CD vs Standard CD (Memory-Tech UHQCD-SAMPLE2). W obydwu identyczny materiał wytłoczono na dwóch krążkach: klasycznej płycie CD i płycie Ultimate HQCD. Osobny odsłuch poświęciliśmy porównaniom między płytami HQCD i SACD – aby się „skalibrować” i przypomnieć sobie brzmienie HQCD – a na koniec posłuchaliśmy porównania UHQCD i CD:
I jeszcze ciekawostka – logo i nazwę Ultimate HQCD (UHQCD, Ultimate HiQualityCD) znajdziemy na płytach koncernu Warner Music. Ale patent na logo i na tę technikę są własnością Memory-Tech. Płyty tego typu pojawią się więc także z logotypami innych wytwórni, na przykład Nippon Columbia (Denon), ale na okładce znajdziemy wówczas dość proste logo UHQ CD. | ODSŁUCH |1| HQCD vs SHM-SACD
Tomek | Kiedy słuchałem płyty HQCD wydawało mi się, że coś jest grubo nie tak z tym nagraniem – jakieś takie było z początku nieprzyjemne i „rozjechane”. Ale – żeby była jasność – z SACD też nie brzmiało zbyt dobrze. Z SACD na pewno brzmienie było ciemniejsze i bardziej naturalne. Uważam jednak, że to nie jest dobre nagranie samo w sobie, dlatego ani w jednej, ani w drugiej wersji nie był to dobry dźwięk. Różnice nie miały więc dla mnie większego znaczenia. Marcin | Muszę się wypowiedzieć w tym samym duchu, co Tomek – SACD zabrzmiało lepiej, ale i tak brzmiało to jakoś nie za bardzo. W pierwszej wersji, czyli z HQCD było bardzo źle, a z SACD tylko źle. Ale dotykało to jakiegoś pasma, przez które miałem wrażenie, że coś mi się wzbudza w uchu. Może po prostu zbyt głośno to wszystko było zagrane. Wiciu | Wersja HQCD zagrała bardziej agresywnie i nie podobało mi się pierwsze uderzenie w fortepian i w talerze – są one przesterowane. Przy SACD te same fragmenty wydawały mi się bardziej wyciszone, gładsze. Talerze zagrały lepiej. Ale było to i tak mało spektakularne, jak na SACD. Janusz | Dwa słowa – po pierwsze coś o nagraniu. To była jedna z moich pierwszych płyt przy spotkaniu z jazzem. W latach 70. dostałem na jej punkcie bzika. Ale byłem przerażony, że tak źle ta płyta brzmi. Płyty Blue Note’a z lat 60. grają wielokrotnie lepiej, a Maiden Voyage – jedna z najlepszych płyt jazzowych w ogóle – jest tragicznie nagrana. Po drugie – słyszę, co wnosi SACD, bo tylko takich płyt teraz słucham, i muszę powiedzieć, że wersja SACD zagrała lepiej. Bartosz | Zgadzam się i z Tomkiem, i z Marcinem, i z Januszem – dźwięk był beznadziejny. Trochę się obawiałem, że wyjdę na głupka, bo jestem do Hancocka trochę uprzedzony – jego koncert w Krakowie, w sali ICE, był chyba najgorszym koncertem, jaki słyszałem. Było to złe muzycznie doświadczenie, a dźwiękowo jeszcze gorsze. Tomek: Bo nie byłeś w zeszłym tygodniu na Dianie Krall w Tauron Arenie… |
Bartosz | Kończąc moją wypowiedź – bałem się, że wyjdę na hejtera, a w dodatku nie lubię tej płyty. Ale widzę, że nie jestem w osamotniony – jeśli już musiałbym wybierać, to wersję SACD. HQCD zagrało trochę denerwująco i było za głośne. |2| CD vs Ultimate HQCD
Za PIERWSZYM razem odtwarzaliśmy płytę CD, a za DRUGIM razem płytę Ultimate HQCD. Słuchający dowiedzieli się o tym po swoich wypowiedziach, mówią więc o „wersji pierwszej” (czyli CD) i „wersji drugiej” (czyli UHQCD). ║ANTON BRUCKNER, Symphony No.7 in E Major (Nowak Edition), Allegro Moderato (Fade Out), Tomek | Pierwsza z wersji, której słuchaliśmy była zdecydowanie lepiej zrealizowana. Druga była bardziej zgaszona, mdła i nie podobało mi się. Marcin | Od siebie chciałbym dodać, że to pierwsze nagranie było ciemniejsze, gęstsze, więcej się w nim działo. Drugie zabrzmiało „lekutko”, że się tak wyrażę, jakoś mdło – to nie brzmiało dobrze. Wiciu | To dość stare nagranie i wiolonczele wydają mi się przesterowane, na obydwu. Różnica jest, jak dla mnie, minimalna. Ale jeśli musiałbym wybierać, to wybrałbym jednak drugie nagranie. Jest ono mniej agresywne, a przez to lepsze. Rysiek B. | To pytanie trochę o filozofię nagrania. Jeśli uważamy, że nagrania powinny brzmieć „studyjnie”, to tak właśnie zabrzmiała pierwsza wersja. Jeśliby jednak odnieść to do koncertów na żywo, to zdecydowanie bliższa temu, co tam słychać, to zdecydowanie bliższa temu była wersja druga – i to ona chyba podobała mi się bardziej. To zresztą jest nagranie koncertowe. Tak bym usłyszał to siedząc w dobrym miejscu i słuchając dobrej orkiestry. I teraz kwestia gustu: czy chcemy mieć dźwięk ze studia, czy wrażenie słuchania muzyki w prawdziwej sali koncertowej. Tomek | Ale to by potwierdzało, że nie warto chodzić na koncerty muzyki klasycznej, bo lepiej brzmią nagrania. Janusz | Bez dwóch zdań – wersja numer jeden. Bartosz | Zgadzam się – wersja numer jeden. ║IGOR STRAVINSKY, The Firebird – Suite (1919), Finale, wyk. Carlo Maria Giulini Tomek | Mogę powiedzieć dokładnie to samo, co wcześniej, wybieram wersję pierwszą, chociaż nie wiem, czego słuchamy. Marcin | Mnie również podobała się wersja pierwsza. Chociaż… Druga wersja zaczęła tu trochę żyć. Ale i tak lepiej zabrzmiała wersja pierwsza, bo była gęstsza, masywniejsza. Wiciu | Ja też tym razem wolę wersję pierwszą, bo ta druga była ostrzejsza i bardziej agresywna. Rysiek B. | Teraz wiem już na pewno, że wolałbym drugą wersję. Przede wszystkim miała ona oddech, była przestrzeń, pojawiły się plany, nie miałem wszystkich instrumentów rzuconych na twarz, do przodu, bez rozróżnienia tego, kto gdzie zajmuje miejsce na scenie. Nie chciałbym słuchać pierwszej płyty w domu. Janusz | Dwójka. Wojciech Pacuła | Ale powiedz coś więcej :) Janusz | Usłyszałem to teraz naprawdę mocno – odebrałem dwójkę tak, jak SACD – mniej agresywnie i, co ciekawe, w dwójce usłyszałem ciekawszą przestrzeń. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego. W pierwszym momencie myślałem, że lepiej gra jedynka. Z każdym uderzeniem miałem jednak wrażenie, że przesuwa się moja wrażliwość, że wersja druga brzmi coraz lepiej. I nie ma o czym dyskutować – różnica jest bardzo duża. Bartosz | Mnie jedynka podobała się bardziej, zostaję przy swoim. Dwójka była dla mnie bardziej agresywna, więc odebrałem ją inaczej niż Janusz. |3| CD vs Ultimate HQCD
Janusz | Jedynka! I nie ma o czym gadać! Rysiek B. | Dwójka, ja też nie będę się spierał :) Muzykalnie, przestrzennie, z oddechem – tu była muzyka. Z pierwszą wersją to było hi-fi, nieznośne do słuchania. Wiciu | Zgadzam się z Rysiem. Nawet zastanawiałem się przez chwilę, czy to ten sam mastering, ale przecież wiemy, że to dokładnie ten sam materiał – a w dwójce było szerzej i głębiej. Marcin | Mnie również dwójka bardziej się podobała. Było głębiej, orkiestra była większa. Pierwsza wersja zagrała, jak na dziecinnych instrumentach. Tomek | Dla mnie różnica była minimalna. Ale jeśli miałbym coś powiedzieć, to dokładnie odwrotnie niż Rysiu :) Bartosz | Obydwie brzmiały źle, ale jeślibym coś musiał wybierać, to wybrałbym dwójkę – zagrało to jakoś tak spokojnie i elegancko. |4| CD vs Ultimate HQCD
Janusz | Powiem najpierw, że po raz pierwszy dzisiaj słucham płyt Ultimate HQCD. Dla mnie UHQCD gra „szerzej”, jest w nim wyzwolona moc. Podobnie było, kiedy po raz pierwszy usłyszałem u siebie, na moim sprzęcie, płytę SACD. Płyta CD w takim porównaniu była stłamszona i skompresowana, a SACD się otwierała. I tak właśnie grają płyty Ultimate HQCD. Co wcale nie znaczy, że to jest lepiej, ale to granie mocne, duże, energetyczne, rozdzielcze. To nagrania, które zwracają na siebie uwagę. Rysiek B. | Dokonałem tylko jednej pomyłki. Ale mogę powiedzieć, że na cztery sesje trzy razy bardziej podobała mi się wersja Ultimate HQCD. Była bardziej muzykalna, łagodniejsza, płynna, bogata w barwy, nasycona, swobodna. Tomek | Byłbym daleki od wyciągania daleko idących wniosków co do tego, o co spytał Wojtek, to znaczy, czy jest jakiś wspólny mianownik nagrań UHQCD. Wydaje mi się, że go nie ma, albo jest niespójny. Jeśli ktoś miał płytę nagraną w HQCD, to niekoniecznie powinien jej zamieniać na UHQCD, bo różnice są nieprzewidywalne. Fajnie, że Japończycy cos udoskonalili, ale na pewno to nie jest przełomowy wynalazek. Janusz | Jeszcze bym się na chwilę wtrącił – jeślibym nie miał SACD, to na pewno kupowałbym Ultimate HQCD. Ja bym się nie skupiał na porównaniu UHQCD do SACD, ale na porównaniu CD i UHQCD. I w tej perspektywie dostajemy coś lepszego, to jest krok naprzód i to spory. Marcin | Ja z kolei zgodzę się z Tomkiem. Uważam, że tu nie było jakiegoś schematu, nie ma powtarzalności w każdym nagraniu, tak jak to zwykle jest z Platinum SHM-CD. Były utwory, które podobały mi się bardziej z UHQCD i inne, które lepiej zabrzmiały z SACD i CD. To zależy od tego, jaki jest materiał. Bartosz | Moim zdaniem, za każdym razem, CD grało spokojniej, że to jest jego charakterystyka. UHQCD gra jaśniej, bardziej agresywnie. Ale to też, jak dla mnie, porażka tego rozwiązania. Przy porównywaniu płyt Blu-spec i Platinum SHM-CD z ich odpowiednikami CD, niemal zawsze grały one lepiej niż CD. Marcin | No tak, płytę Platinum SHM-CD mogłeś kupić w ciemno i na pewno zagrała lepiej niż CD. Bartosz | O to chodzi – jeżeli dopuszczamy możliwość tego, że wersja CD jest lepsza niż coś prosto z japońskich laboratoriów, to znaczy, że coś jest nie tak. Ale, co ciekawe, kiedy słuchaliśmy tych samych płyt na pokazie w Monachium, to różnica na korzyść płyt UHQCD była jednoznaczna. Były znacznie bardziej podobne do płyt Master CD-R z tym samym materiałem – czyli do płyt, z których wykonano szklaną matrycę, z której powstała matryca metalowa i dopiero z której powstały obydwie wersje – UHQCD i CD. Wiciu | Nie, nie, ja bym tego tak nie widział. Jak dla mnie to znakomita lekcja – teraz wiem, że każdą taką wersję trzeba przesłuchać, bo jedne zagrają lepiej niż CD, a inne gorzej, zbyt agresywnie. | PODSUMOWANIE, czyli co z tego wynika Z odsłuchu, z którego przeczytali państwo sprawozdanie, wynika kilka ciekawych spostrzeżeń. Po pierwsze, Ultimate HQCD nie zmienia dźwięku płyt w jednakowy sposób. Z jednymi zmiana jest pozytywna, z innymi niekoniecznie. Po drugie, zmiany wprowadzane przez to rozwiązanie są na tyle mocne, że polaryzują odbiorców. W odróżnieniu od wszystkich innych „wynalazków”, czyli HQCD, Blu-spec i SHM-CD, warto więc przed zakupem płyty UHQCD zorientować się, czy to zmiany idące w kierunku, na którym nam zależy. Ale jest i drugie dno. W artykule pod tytułem COMPACT DISC – oczywiście, że tak! Ale jaki? zbyt pochopie wrzuciłem do jednego worka płyty HQCD i Ultimate HQCD, zakładając, że ponieważ pochodzą od tego samego producenta i jedna technika wydaje się usprawniona starą, to wynik powinien być podobny, choć nieco lepszy. Pomyliłem się. Okazuje się, że płyty UHQCD są całkowicie różnie nie tylko od HQCD, ale od wszystkich innych krążków. Pierwszy znak dostałem w Monachium – porównanie płyt UHQCD z masterami CD-R pokazało, że są one do siebie bardzo zbliżone. Przede wszystkim pod względem rozdzielczości. Ale często wypadają przez to jaśniej i ostrzej niż ich odpowiedniki CD. Jak gdyby studia nagraniowe wypuszczały materiał nieco przesunięty w kierunku wysokich tonów, trochę utwardzony, licząc na to, że na etapie produkcji, przy kopiowaniu CD, dźwięk się ociepli. Byłoby to dokładnie takie samo działanie, jak z nacięciem „lakieru” na płytę LP – „lakier” brzmi znacznie jaśniej niż taśma master z jednej strony i jaśniej oraz ostrzej niż gotowa płyta LP. I to masteringowiec musi te zmiany przewidzieć i zaplanować. Tak więc UHQCD jest krokiem w kierunku płyty „master”, a co za tym idzie materiału master, który wychodzi ze studia masteringowego. Brakuje w nich ciepła i wypełnienia, jakie dają płyty SACD. Ale jeśli chodzi o rozdzielczość i precyzję, to są – obok Master CD-R, Crystal Disc oraz Platinum SHM-CD – płytami wzorcowymi. Tyle, że nie zawsze i nie dla każdego. ■ |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity