pl | en

MUZYKA | RECENZJA

KRZYSZTOF DUDA
Live



Wydawca: GAD Records
Numer katalogowy: GAD CD 084

Premiera: 26.10.2018
Nośnik: COMPACT DISC

gadrecords.pl
kultowenagrania.pl


łyta Live Krzysztofa Dudy, jednego z najważniejszych twórców polskiej odmiany el-muzyki, dotarła do mnie na jakiś czas przed wydaniem w postaci krążka Master CD-R i nosiła wówczas jeszcze tytuł Dwa koncerty. Zawiera bowiem materiał pochodzący z dwóch koncertów: z Gdyni – sierpień 1984 roku – oraz Kościerzyny – sierpień 1985.

To był czas, kiedy muzyk, od 1978 roku organista w gdyńskim kościele pt. św. Antoniego, dawał koncerty w kościołach, gdzie prezentował nie krótkie, wpadające w ucho utwory, które zostały zebrane na jego albumie Altus (GAD Records, 2013; przypomnijmy, ze „High Fidelity” był patronem drugiej jego wersji, z poprawionym dźwiękiem), a rozbudowane formy, takie jak Vivit Olim Homo (Zył kiedyś człowiek) i Radosna medytacja, niekiedy łączone z innymi tematami; obydwa te utwory znajdziemy na recenzowanym albumie.

Michał Wilczyński, szef wydawnictwa GAD Records, wydawcy płyty pisze o tej muzyce tak:

Pulsujące arpeggiatory, liryczne solówki Mooga i zaskakujące inspiracje muzyką klasyczną, zamknięte w misternych fakturach polifonicznych syntezatorów. Krzysztof Duda w połowie lat 80. stworzył rozbudowane suity, które do dziś robią duże wrażenie. Czas odkryć je na nowo.

kultowenagrania.pl, dostęp: 12.02.2019

Obie suity zostały zgrane z oryginalnych, analogowych taśm i zremasterowane przez artystę w jego własnym studiu. W książeczce znalazł się krótki szkic na temat powstawania kompozycji autorstwa pana Wilczyńskiego. To drugie wydawnictwo Krzysztofa Dudy w katalogu GAD Records – opublikowany w 2013 roku Altus zbierał krótkie, przebojowe formy z lat 80., znane m.in. z programu Sonda.

Program

1. Vivit Olim Homo | 32:33
2. Radosna medytacja | 41:02

Czas łączny: 63:35

KRZYSZTOF DUDA

Pomysł wydania tych koncertów narodził się na CEMF w sierpniu ubiegłego roku. Otóż tamże mieliśmy wspólne granie z Przemkiem Rudziem i Konradem Kuczem w projekcie Tomka Pauszka. I to właśnie Konrad Kucz zrobił mi niespodziankę, wręczając mi na pamiątkę kasetę z jednym z koncertów na którym jako młody chłopak był w 1984 roku we Władysławowie, i dokonał nagrania. Opowiadał, jak był pod wrażeniem występu i te jego słowa tak mi zapadły w świadomości, że postanowiłem po powrocie z Cekcyna odszukać te dwa materiały z którymi koncertowałem. Udało się ku mojej ogromnej radości, zadzwoniłem do Michała Wilczyńskiego z GAD -u, przesłałem te materiały, bardzo mu się spodobały i... mamy CD!

Jeśli chodzi o temat związany z nagraniem moich koncertów, to sprawcą był mój realizator Waldek Księżarczyk, który był wówczas moim menedżerem, załatwiał koncerty i był odpowiedzialny za sprawy sprzętowe. To jemu zawdzięczam ten materiał. Wiem, że nagrywał na magnetofon Uhera. Sygnał został zgrany bezpośrednio z magnetofonu BeO i transferowany do komputera przez konwerter AD Rosetta firmy Apogee w postaci plików WAV. Moim zadaniem był mastering, który wykonałem przy pomocy procesora TC Electronic Finalizer 96k.

WYDANIE

Płyta Live ukazała się na płycie Compact Disc w postaci klasycznego pudełka „Jewel Box”. Dostajemy książeczkę z esejem w dwóch językach z dwoma, maleńkimi zdjęciami pana Krzysztofa Dudy, które wydają się pochodzić z tamtego okresu – zabrakło mi jednego, dużego zdjęcia z wskazaniem daty jego powstania. To druga płyta Krzyśka, na której znalazło się logo „High Fidelity”.

DŹWIĘK

Czas, w którym powstały obydwa, wydane po raz pierwszy przez GAD Records, nagrania to czas „wielkiej smuty” w polskim, (post)solidarnościowym wydaniu. Choć muzyka ma moc przenoszenia emocji i znaczeń ponad czasem, przez co ta najlepsza jest po prostu ponadczasowa, to jednak w jej DNA zakodowane są właściwości z nim związane. Jedna z podstawowych dyskusji, jaka toczy się w środowisku artystycznym dotyczy tego, czy – a jeśli tak, to w jakiej mierze i w jaki sposób – dzieło sztuki przynależy do swojego czasu.

W tym przypadku choćbym i chciał wykręcić się jakimś banałem w rodzaju: „Vita brevis, ars longa…” i tym samym dać państwu do zrozumienia, że wiem więcej i babrał się w „zwyczajnym” nie będę, to nie mogę, nie da się. Koncerty Krzyska Dudy miały bowiem miejsce w czasach, gdy wciąż trwał proces Anny Walentynowicz, gdy rozpoczął się proces czterech działaczy KSS KOR – Adama Michnika, Jacka Kuronia, Zbigniewa Romaszewskiego i Henryka Wujca, a w lutym 1985 roku miał miejsce nieudany zamach na życie księdza Jancarza w nowohuckich Mistrzejowicach. To był zły dla Polski czas. Czas bury i nijaki.

Tak widziana muzyka z recenzowanej płyty jawi się jako konsolacja – z jednej strony – i zaduma – z drugiej. Choć obok organów wiele w niej nowoczesnych dźwięków, znanych z filmów si-fi, to stoi ona pewnie na ziemi, jest „tu i teraz”. Pozwala na chwilę wytchnienia, wprowadza w nastrój zadumy, ale bez poczucia osaczenia i zagrożenia.

Jest jednak ta, zapisana w 1984 i 1985 roku, muzyka czymś więcej. Znakomita część młodych słuchaczy o przywołanych przeze mnie wydarzeniach nie ma pojęcia, bo to dla nich historia zaprzeszła, która może i miała miejsce, ale jest dla nich równie obca, jak zapisy na tabliczkach klinowych. A dla wielu spośród tych, którzy to i tym pamiętają, to historia spełniona, że tak powiem, domknięta. Tak rozumiana, i do tego bym zachęcał, płyta Live jest fantastycznym wehikułem czasu, przenoszącym w lata 80. z ich estetyką, melancholią i jednocześnie nowoczesnością.

Strona dźwiękowa została temu rozumieniu podporządkowana. To zapis koncertów, czyli nagranie „live” na dwie ścieżki magnetofonu analogowego, co pozwoliło na uchwycenie energii, „drajwu”, „flow” tych wydarzeń. Dźwięk oparty jest na środku pasma. Jest on otwarty i nośny. Całość jest niesamowicie przestrzenna, to prawdziwe WYDARZENIE, a nie „zdarzenie”. Pogłosów jest tu sporo, ale nie zakłócają one perspektywy, o którą nam w domowym odsłuchu chodzi – nieco bliższej niż w czasie koncertu.

To niesamowicie kolorowe granie, naprawdę dobrze uchwycone i zmasterowane. Bas nie jest zbyt głęboki, a rozdzielczość jest OK. Pod względem nasycenia dołu lepszy jest drugi koncert, ale on z kolei jest mniej otwarty na górze. Czasem słychać delikatne dropy, ale naprawdę nieliczne. Nie miałem z tym jednak większego problemu i nie musiałem nawet narzucać sobie perspektywy „dokumentu”. Tak, to dokument swojego czasu, ale żywy, wciąż obecny. Polecam tę płytę wszystkim miłośnikom el-muzyki, ale nie tylko – to dobry wstęp do poznania polskiej odmiany tego rodzaju dźwięków.

Jakość dźwięku: 6,5-7/10