|
|
a wywiad z Alonem Wolfem, szefem firmy Magico, przyjechałem do Warszawy składem Pendolino. Chociaż sprawa zakupu tego pociągu wciąż budzi wśród niektórych spore emocje – że nie z Polski, że robimy lepsze, że dziwnie wygląda – to trudno nie zgodzić się z tym, że to publiczny środek transportu, jakiego nigdy wcześniej na polskich torach nie widzieliśmy. Jest szybki, cichy i atrakcyjny wizualnie. Odkąd uruchomione zostały połączenia Pendolino między Krakowem a naszą stolicą, tylko raz – gdy sprawy prywatne lub zawodowe gnały mnie do Warszawy – nie odbyłem podróży tą włoską „torpedą”.
Wywiad dotyczący sprzętu audio, przeprowadzony z producentem high-endowych kolumn w salonie Audio Klanu, rozpoczynam od pociągu nieprzypadkowo: Pendolino to produkt klasy premium, ale także – i to w pierwszej kolejności – narzędzie. Sprawa „narzędziowości” jest dla pana Wolfa bardzo ważna, o czym za chwilę się Państwo sami przekonają.
Ja sam – przyznam się szczerze – nie zgadzam się z moim rozmówcą praktycznie w żadnym aspekcie. Uważam, że kolumny czy wzmacniacze powinny być traktowane również jako produkty lifestyle’owe, mam także inne spojrzenie na – nazwijmy to – „kwestię chińską” w branży audio. A jednak całą rozmowę z nim muszę zaliczyć do udanych i owocnych. Nie trzeba przecież we wszystkim się zgadzać, żeby skorzystać z wymiany zdań. To prosta prawda, o której audiofile zbyt często zapominają. Dlatego: nie zgadzajmy się, dyskutujmy, wyciągajmy kolejne argumenty. Ale przy tym nie zapominajmy o zabawie. Alon Wolf na pewno tego nie robi i być może dlatego wygląda na zadowolonego z życia człowieka.
Bartosz Pacuła: Nie chciałbym rozmawiać dziś z Panem o tych wszystkich rzeczach związanych z techniką, ponieważ - prawdę powiedziawszy - nie za bardzo mnie to interesuje. Wolałbym się skupić na czymś innym: na naszej branży, miejscu Magico w niej, może także na designie. Właściwie od niego chciałbym zacząć. Jak Pan myśli - dlaczego tak wielu producentów audio zupełnie nie dba o wygląd swoich produktów, ich warstwę wizualną?
ALON WOLF: Nie mam pojęcia, chociaż chciałbym, żeby tak nie było. Nie sądzę, żeby to było pozytywne dla naszej branży. W ogóle wydaje mi się, że to ostatnio stało się zwyczajem naszej branży: obniżanie standardów. Każdy może zbudować kolumny głośnikowe; bierze się drewno, fajną farbę i jest gotowy produkt. Ale w rzeczywistości funkcjonuje niewiele producentów, którzy naprawdę rozumieją inżynierię stojącą za tym wszystkim. I to właśnie uderza w branżę audio – produkty, które nie są warte dużych pieniędzy, a tyle właśnie kosztują.
A co z produktami Magico? Czy one mogłyby się znaleźć w designerskich wnętrzach, gdzie to wygląd, a nie ich możliwości dźwiękowe, są najważniejsze?
Niektóre tak, to na pewno. Ale, szczerze powiedziawszy, to nie jest produkt, który został zaprojektowany jako lifestyle'owy. Tego nie robimy. To jest narzędzie. Magico chce oferować najlepsze możliwe narzędzie w swojej klasie. Oczywiście staram się, żeby jakość była widoczna nie tylko w brzmieniu, wygląd i jakość wykonania powinny iść z tym razem w pakiecie. Ale, jak powiedziałem, moje kolumny nie muszą pasować do designerskich pomieszczeń.
Ale przecież jest na świecie wiele narzędzi, które są jednocześnie czymś więcej - produktami lifestyle'owymi właśnie. Weźmy często przywoływane przykłady supersamochodów czy szwajcarskich zegarków.
Ale sprzętu audio się nie ubierze ani się nim nigdzie nie pojedzie - to wszystko. Nie stanowi on żadnego symbolu zamożności.
A co na przykład z rynkiem high-endowych, designerskich mebli? One też potrafią być ekstremalnie drogie, a nawet nie spełniają swoich podstawowych założeń. Niektóre krzesła czy sofy nie są nawet wygodne.
Niestety nie znam się za bardzo na drogich meblach, więc trudno mi się do tego odnieść. Nie mam pojęcia ile sof kosztujących 300 000 dolarów jest sprzedawanych na całym świecie. Ale wiem ile Ferrari rozchodzi się w ciągu roku, ile ekstremalnie drogich zegarków jest codziennie nabywanych. To są, powtórzę, widoczne symbole statusu społecznego. Taki szwajcarski zegarek trudno nawet nazywać użytecznym narzędziem, ponieważ on wcale nie pokazuje godziny lepiej od zegarka w telefonie.
Powiem więcej - pokazuje go mniej dokładnie.
Właśnie! Więc z jednej strony mamy te symbole, a z drugiej narzędzia służące konkretnemu celowi - na przykład kolumny głośnikowe. Dlatego rzeczy wypuszczanych przez Magico nie traktuję jako produktów luksusowych. Chociaż na pewno są drogie.
Nie wiem czy się Pan ze mną zgodzi, ale mam wrażenie - i nie tylko ja - że ceny w naszej branży cały czas idą w górę i w górę, powoli odrywając się od rzeczywistości. Jakie miejsce w tym wszystkim zajmuje Magico, czyli firmy, która - jak sam Pan powiedział - tania nie jest? I w jaki sposób to cenowe szaleństwo wpłynie na naszą branżę? Niektórzy mówią, że obecnie jest za dużo tanich i ekstremalnie drogich produktów, że nie ma nic pośrodku, dla "normalnych" ludzi.
To nie jest prawda. Wystarczy się rozejrzeć po tym salonie audio. Na dole znajdziemy na przykład kolumny Amphiona - to nie jest tania marka, ale nie kosztuje też bardzo dużych pieniędzy. Jeżeli chodzi o Magico: cena naszych produktów wynika z tego, że tyle właśnie kosztuje narzędzie do odtwarzania muzyki tej klasy. Wytworzenie czegoś takiego zajmuje czas, pochłania środki finansowe - to jest fakt. Nie jesteśmy drodzy, ponieważ chcemy być drodzy. Po drugie, w końcowej cenie naszych kolumn zawiera się też marża dla dystrybutora i dealera. Oni też muszą z czegoś żyć. I wreszcie: Magico, jak prawie każda firma audio, nie produkuje milionów rzeczy. Nasze nakłady są bardzo, bardzo małe. To także siłą rzeczy zwiększa koszty. Zakładam, że każdy musi umieć rozróżnić produkt, który jest drogi, bo jest dobry od produktu kosztującego wiele pieniędzy, "bo tak".
Magico jest bardzo zaawansowaną technologicznie firmą, ale produkuje kolumny według pomysłu, który nie zmienił się od dekad.
Tak, to prawda - koncept jest wciąż ten sam.
|
Dopowiem - jest właściwie identyczny. Czy kiedykolwiek dożyjemy czasów, w których to się zmieni? Zerwiemy z prostopadłościennymi pudełkami wypełnionymi przetwornikami? Czy w ogóle to możliwe?
Jeżeli byłoby możliwe, to ktoś by już to zrobił.
No dobrze. Chciałbym pozostać jeszcze w temacie zaawansowanych technologii w kolumnach głośnikowych. Magico jest właśnie tego typu firmą - która wykorzystuje najnowocześniejsze rozwiązania i pomysły, nieustannie prze naprzód. Coś takiego, jak mi się wydaje, robią także dwaj inni producenci: YG Acoustics i AudioMachina.
Oj nie, one robią coś zupełnie innego od nas.
Nie chodzi mi o konkretne technologie, ale raczej o filozofię działania - przecież nie produkują takich kolumn, jak Harbeth czy Spendor. A co łączy te trzy firmy - Magico, YG i AudioMachinę - to kraj pochodzenia. Jak Pan myśli, dlaczego właśnie w USA powstały firmy o takim profilu działania?
Wydaje mi się, że za bardzo Pan generalizuje. Być może w Stanach marketing i produkcja wyglądają nieco inaczej, można tam sobie pozwolić na więcej? Ale to równie dobrze może być przypadek. Poza tym te trzy firmy, które Pan wymienił są dla mnie zupełnie różne. Ok, pomysł ze sztywną obudową z aluminium jest ten sam, ale tylko to.
Chciałbym teraz zapytać o coś innego; Magico jest jedną z niewielu zachodnich firm, której udało się odnieść sukces w Japonii. To ekstremalnie trudny rynek dla "obcych", a jednak pańska firma dobrze się tam czuje, prawda? Dla przykładu, regularnie pojawia się w „Stereo Soundzie”, ich najważniejszym czasopiśmie. Sukces Magico w Kraju Kwitnącej Wiśni dziwi mnie tym bardziej, że nie buduje Pan małych kolumienek, które by dobrze pasowały do japońskich mieszkań, ale potężne podłogówki.
Japończycy jak żaden inny naród poszukują perfekcji w projekcie i wykonaniu. I chyba to w kolumnach Magico rozpoznali - nasz głód perfekcji, poszukiwanie ideału. Myślę, że to jest tajemnica sukcesu mojej firmy w Japonii.
A czy trudno jest się tam utrzymać, nawet jeśli ma się świetny produkt?
Dla nas nie jest trudno, więc nie wiem (śmiech).
Pozostając jeszcze w temacie rynków: uważam, że każdy krajowy rynek - polski, niemiecki, amerykański - ma swoją unikatową dynamikę. Czy zgodzi się Pan z tym?
Zupełnie nie. Dlaczego miałyby? Wszyscy jesteśmy ludźmi i reagujemy tak samo na pewne bodźce. Oczywiście są jakieś drobne różnice, ale nazwałbym je raczej smaczkami. Co więcej, w dzisiejszych czasach i one zanikają. Co to znaczy na przykład "niemiecki dźwięk"? Weźmy też przykład Magico: jesteśmy amerykańską firmą, ale odnosimy sukcesy i w Niemczech, i Wielkiej Brytanii, i Francji. Być może każdy kraj ma swoje własne preferencje dotyczące wyglądu i estetyki brzmieniowej, ale jeśli ma się dobry produkt, to da się z nim przebić wszędzie. Jeżeli w Niemczech sprzedaje się więcej kolumn Magico niż w Polsce, to nie dlatego, że Polacy inaczej słyszą. Winna jest tutaj - niestety - ekonomia.
A co z tymi trzema gwałtownie rosnącymi rynkami, które już mieszają w wielu branżach na całym świecie? Mam tutaj na myśli Chiny, Indie i Bilski Wschód reprezentowany przez takie kraje, jak ZEA czy Katar. Jak ich obecność wpłynie na globalne audio?
Prawie w ogóle. Mam nadzieję, że to się zmieni, ale póki co one nie są na to gotowe. To w naszym rozumieniu bardzo młode, może nawet dziecinne rynki. Nie sądzę, żeby klienci z Chin czy Indii byli - przynajmniej teraz - w stanie docenić naszą pracę. Oczywiście mówię tu o jakiś większych liczbach osób, a nie pasjonatach, których można znaleźć wszędzie. Powtórzę: mam nadzieję, że to się zmieni. Ale nie potrafię sobie wyobrazić tej zmiany nadchodzącej szybko.
A co z chińskimi milionerami i miliarderami, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi? Oni nie zepsują naszego rynku nabywając drogie rzeczy, ponieważ - no właśnie - są ekskluzywne i dużo kosztują?
Jasne, tacy zawsze się znajdą. Ale tego typu ludzie zazwyczaj nie kupują kolumn. Oni wydają pieniądze na auta, jachty, samoloty i apartamenty.
Kolejne pytanie chciałem zadać Panu już od dawna. Jako branża audio, nie mamy zbyt wielu rozpoznawalnych, charakterystycznych postaci, które są znane poza wąskim gronem dziennikarzy i specjalistów. Nie mamy naszych gwiazd. Ale, jeżeli mi wolno powiedzieć, Panu do takiego statusu jest naprawdę blisko. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Czy czuje się Pan ważną osobistością świata audio?
(Śmiech) Nie, zdecydowanie nie. Po prostu wykonuję swoją pracę, którą – na całe szczęście dla mnie – ludzie doceniają. Oczywiście ludzie szukają osoby, którą mogą połączyć z marką – i ja taką rolę ambasadora Magico pełnię. Jestem więc mocno kojarzony z firmą, ale to jeszcze nic nie znaczy. A występuję przed ludźmi nie w poszukiwaniu sławy; Magico to moja firma i najlepiej mogę opowiedzieć i o niej, i jej produktach - to wszystko.
A czy doczekamy się takich celebrytów w świecie audio?
Nieee... Mam nadzieję, że nie. Chciałbym wierzyć, że ludzie wciąż będą kupować produkty audio ze względu na ich jakość, nie osobę stojącą za nimi.
Ostatnimi czasy można zaobserwować tendencję do łączenia się firm w większe grupy, żeby tutaj wspomnieć tylko World of McIntosh czy koncern Harman. Czy to się utrzyma?
Nie sądzę. Nie wiem na ile takie fuzje były udane, ale nie postrzegam tego jako stałego trendu.
Ostatnie pytanie będzie gospodarczo-filozoficzne. Jakie plany na przyszłość ma Magico? To, jak na warunki audio, spora firma, ale wciąż - patrząc z szerokiej perspektywy - niszowa. Czy chciałby Pan przeskoczyć kiedyś to wyższej ligi z naprawdę dużymi graczami, czy też obecne położenie Pana satysfakcjonuje?
Nigdy mi nie pasuje (śmiech). Zawsze pragnę więcej. Ale, jednocześnie, nie chcę gonić za wielkim sukcesem kosztem jakości moich produktów. To jest dla mnie najważniejsze – bycie dumnym z tego, co prezentuję i sprzedaję.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
Ja również – przy okazji pozdrawiam czytelników „High Fidelity”!
|