REPORTAŻ
RECORD STORE DAY 2014
Kontakt: |
opularność płyty winylowej w drugiej dekadzie XXI wieku, wieku „cyfrowego” z nazwy i wykonania, jest fenomenem. Przede wszystkim socjologicznym. Jakość dźwięku tego medium, według większości doświadczonych audiofilów i dużej części dziennikarzy audio (choć trzeba powiedzieć, że nie „większość”), najlepiej oddającym artystyczną wartość nagranej muzyki. Mógłbym powiedzieć, że mowa o „najlepszym” dostępnym medium, ale w grę wchodzi tak wiele zmiennych i czynników, że byłoby to stwierdzenie nieco na wyrost. Absolutnie prawdziwe będzie jednak, jeśli powiem, że „jak dla mnie” to wciąż najlepszy komercyjny nośnik dźwięku. Choć długo wolałem używać określeń „prawdopodobnie”, „być może”, to po doświadczeniu z gramofonem Air Force One firmy TechDAS mam już jasność (test TUTAJ; w Monachium podczas wystawy High End 2014 jestem umówiony na wywiad z jego konstruktorem, panem Hideakim Nishikawą – to dla mnie duża rzecz). Jak się jednak wydaje, jakość dźwięku w takim rozumieniu, w jakim my o niej mówimy, jak definiujemy ją w kręgu perfekcjonistycznego audio, jest dla większości kupujących obecnie winyle rzeczą drugorzędną, a na pewno znaczącą co innego. Drugorzędną, bo ważniejszy jest winyl jako taki, przynależność do pewnej społeczności. A kiedy mówią o „dźwięku” winylu, chodzi im raczej o „ciepło”, „miękkość”, w najlepszym wypadku „głębię”. Które to elementy są jak najbardziej pożądane i dobrze definiują dźwięk czarnej płyty, ale tylko jako stereotyp, czyli „obraz” pozwalający się w czymś szybko zorientować. Ogromnie przy tym, niestety, fenomen jej dźwięku redukując do obiegowych, płytkich w gruncie rzeczy konotacji. Żeby mogło się to – nomen omen - „kręcić”, potrzebne są działania stymulujące sprzedaż. Jednym z najlepszych pomysłów, który przekształcił się już w fenomen o zasięgu ogólnoświatowym jest Record Store Day. Pomysł był prosty – chodziło o zaproszenie niezależnych, małych sklepów płytowych, w których winyl wciąż miał swój kącik, do świętowania „dnia płyty gramofonowej”. Ruszyło to w 2007 roku i bardzo szybko zyskało grono oddanych fanów, nie tylko wśród sprzedających, nie tylko wśród kupujących, ale i wśród wydawców płyt. Ci bardzo szybko ubogacili pomysł, przygotowując na ten jeden dzień specjalne wersje swoich wydawnictw, unikatowe kompilacje, wydawane na kolorowym winylu, numerowane, o specjalnych kształtach, wyjątkowej poligrafii. Pomysłów jest tyle, ile wydawnictw. RSD to impreza skierowana, jak mówię, do małych, niezależnych sklepów. Ma na celu ich wypromowanie i poprawę sprzedaży, pielęgnując przy okazji „czarną” niszę. Wydawałoby się więc, że sklepy powinny być żywotno zainteresowane w jego współorganizowaniu. Na świecie, przede wszystkim w USA, w tym dniu mają miejsce koncerty, pokazy, a nawet sesje nagraniowe w sklepach. Podstawowym wymogiem, jeśli ma to w ogóle mieć sens, jest zakupienie przez dany sklep przygotowanych na ten dzień płyt. Choć mogłoby się to wydawać bezdyskusyjne, rzeczywistość pokazuje, że jest bogatsza od tego, co można by sobie wyobrazić. |
Jak to się skończyło, można przeczytać w artykule BLACK FRIDAY | Record Store Day, czyli jak to się robi w Polsce (czytaj TUTAJ).
Po jego ukazaniu się otrzymałem sygnały, że trochę zbyt ostro potraktowałem sprzedawców. Bo to bardzo „amerykańska” impreza (mowa o Black Friday) i że w „normalnym” RDS wszystko wygląda inaczej. I rzeczywiście – mogłem się spodziewać, że to zbyt duży wysiłek oraz że przygotowanie imprezy raz w roku wyczerpuje możliwości sklepów. Jednego, czego jednak nie rozumiem, to dlaczego nikt ze sprzedawców o BF nie wiedział? Brak możliwości to jedno, a brak zainteresowania – drugie. (O tym, że taką imprezę może zepsuć cokolwiek – czytaj u Michaela Fremera TUTAJ; Michael Fremer, Record Store Day Ruined By Grumpy Old Man!, “Analog Planet” 2014, 19 kwietnia). Tegoroczny Record Store Day w Krakowie miał jednak wyglądać inaczej – może nie „zupełnie”, ale jednak. Najważniejsze było to, że wystarczająco wcześnie dostałem z Warnera informację o tym, jakie tytuły zostaną przez firmę do Polski ściągnięte i jakich mogę się w krakowskim sklepie Music Corner spodziewać. Wybraliśmy więc razem z synem naszych faworytów i umówiliśmy się z kilkoma znajomymi, z którymi wspólnie chcieliśmy świętować. Do sklepu weszliśmy kilkanaście minut po jedenastej i nie byliśmy sami – tylu ludzi na raz w tym miejscu chyba jeszcze nie widziałem. Właściciel sklepu donosił wydania przygotowane na RSD do specjalnego koszyka i nie mógł sobie z tym poradzić – co uzupełnił luki, to biegł na zaplecze po kolejne krążki. Jestem pewien, że pomogła w tym obniżka cen – każdy drugi winyl kosztował 50% ceny katalogowej. Dzięki temu, że byliśmy wcześnie, udało się nam zabezpieczyć dla siebie:
To było bardzo udane wyjście. Zakończone w pubie u Jožina, znajdującym się jakieś 10 m od Music Cornera, co dodatkowo go ubogaciło. Fajnie by było, gdyby impreza miała rozmach taki, jak w Katowicach, w Komisie Płytowym Katowice, ale narzekać nie będę. Może i trochę dziwił mnie brak w takim dniu sklepów ze sprzętem audio, sprzedających na co dzień gramofony, brak specjalnych wydawnictw z firm audiofilskich, na winylu bazujących lub wysoko go sobie ceniących – Naima, Stockfischa, Audio Analogue, Clearaudio (wydawnictwo) i innych. Ale nie na tyle, żebym sobie tym głowę zawracał. Zresztą, może i tego się kiedyś doczekamy. Do zobaczenia w przyszłym roku - jeśli będą państwo planowali jakieś wyjście w Krakowie, chętnie się umówię. |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity