|
|
reguły to, co jest modne bywa mało wygodne. Jak w prawie każdej regule, możemy jednak znaleźć odstępstwa od niej. Moda zmienia się dynamicznie, szczególnie w świecie XXI wieku. Dziś nosi się ekskluzywne kalosze, a za tydzień obuwie przeznaczone co najmniej na Antarktykę.
Podobnie jak w przypadku ubrań czy motoryzacji, tak i branża elektroniczna przeżywa dziś czas burzy i naporu. Bez mała z dnia na dzień pokazuje się nowy model smartfona, telewizora, aparatu fotograficznego czy zmywarki w jeszcze lepszej klasie „A”. Klasa oszczędności sprzętu AGD ma się jednak nijak do tej z branży audio. Trudno upatrywać oszczędności w urządzeniach hi-fi pracujących w klasie A, szczególnie wśród potężnych wzmacniaczy.
Nowinki i mody nie omijają również świata audio. Najnowsze zmiany pokazują, co jest na celowniku. Okazuje się, że to co modne było - dajmy na to - 50 lat temu, dziś znów jest na topie. A to, co było na topie zaledwie kilka lat temu, dziś pokrywa się kurzem.
Czterdzieści lat temu obiektem pożądania nr. 1 były magnetofony szpulowe. Takie maszyny jak AKAI, Revox, Sony czy Uher były dla posiadaczy powodem do dumy. Prawie nieosiągalnymi marzeniami były takie pozycje jak Studer, Otari czy Technics. Lata 80. były z kolei okresem klasycznych „kaseciaków”. Do dziś marka Nakamichi wprawia „analogowców” w stan euforii. Niestety na powrót magnetofonów kasetowych do łask nie ma co liczyć.
Z kolei lata 90. to domena płyty CD i kina domowego. W ostatniej dekadzie XX wieku modne były również skoczne, dyskotekowe utwory z Niemiec. Znakomicie pamiętam pewną kasetę zakupioną na targowisku pod Pałacem Kultury i Nauki, którą za pomocą wieży z Dolby Surround odtwarzałem chyba 24 godziny na dobę. System ten wyposażony był w milion, pożądanych wtedy, światełek. Miał nawet korektor dźwięku z trybem disco! Płyta CD kosztowała wówczas wielokrotność kasety, nie mogłem więc zaszaleć. Dziś dobrze wydana płyta CD też kosztuje ponad 60 zł. Nie jest to zatem okazja.
Jedną z pozycji, która znów jest bardzo na czasie są wzmacniacze lampowe. Oczywiście pewne firmy nigdy nie przestały ich produkować. Robią to nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat. Niemniej jednak, wiele lat temu tego typu urządzenia zostały na rynku masowym ukatrupione przez technologię półprzewodnikową. Ostatnie kilkanaście lat pokazało jednak, jak silnym trendem jest znów technika lampowa. Obawiam się, że nie jestem w stanie wymienić 1/50 marek, które powstały w ostatnich latach, a które zajmują się tego typu urządzeniami. Prawdopodobnie największy przyrost produkcji można zaobserwować w państwach Dalekiego Wschodu.
Dzięki temu już za ok. 2000 zł możemy stać się posiadaczami lampowca. Obawiam się jednak, że wiele takich urządzeń może przysporzyć więcej nerwów i problemów niż radości. Pole do popisu mają więc majsterkowicze DIY. Nie ma potrzeby obawiać się o podzespoły – jest ich mnóstwo.
Wróćmy jednak do zmiany trendów. Nośniki. Lata 90. opanowywała płyta CD. Był to moment, gdy rynek komercyjny zapomniał o czarnych płytach. Niepodzielnie rządziła srebrna płyta i wciąż dzielnie się trzymająca kaseta magnetofonowa. Płyta kompaktowa, pomimo iż swoją premierę miała z początkiem lat 80., popularność zdobyła nieco później. Maszyny do jej odtwarzania były kosztowne i trudno dostępne, szczególnie w Europie Środkowej i Wschodniej. Mowa oczywiście o niezależnych urządzeniach przyzwoitej klasy. Japońskie i brytyjskie koncerny pracowały na pełnej parze. Był to złoty okres dla dużych graczy. Księgowi takich marek jak Sony, Denon, JVC czy Pioneer prężyli przed konkurentami muskuły. Chyba każdy audiofil pamięta słynną serię „ES” Sony’ego, z którą związany był kult „drewnianych boczków”. Dziś ma je chyba tylko Accuphase i Luxman.
Płyta CD była prawdziwym przełomem. Zaskakująca jakość, brak szumów, trzasków i jaka wygoda! Mnogość tytułów i wydawnictw. A co dziś jest na czasie?! SACD, HDCD? Nie, dziś modne są płyty LP oraz streaming plików wysokiej rozdzielczości. Płyta CD podobno odchodzi do lamusa. Podobno.
Światowe statystyki pokazują jednak, że te dwa nośniki wciąż są na topie. Gramofon co prawda nigdy nie oddał całkowicie pola, ale został przyduszony „cyfrową rewolucją”. Gramofon od momentu powstania był nie tylko przedmiotem i urządzeniem do odtwarzania muzyki. Był ponadczasowy. Występował w reklamach, na plakatach, gościł w klubach i restauracjach jako klasyczna szafa grająca. Nawet Demi Moore lepiła garnki z Patrickiem Swayze w filmie Duch przy muzyczce z czarnej płyty. Utwór Unchained Melody zna chyba każdy. Gramofon ma w sobie coś ponadczasowego. Przeczuwam, że czarna płyta będzie się kręciła do końca świata.
|
A co z samymi urządzeniami hi-fi? W tej dziedzinie także jesteśmy świadkami wielu zmian. Jedną z nich jest „downsize’ing”. Cóż to takiego? W sprzęcie audio oznacza to zmniejszenie gabarytów oraz budowanie urządzeń, które oferują funkcje wielu „kloców” w jednym, zgrabnym pudełku. Takie urządzenia jakiś czas temu kojarzone były głównie z tandetą i bublem. Panuje nawet przekonanie, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Czasem trudno się z tym nie zgodzić.
Takie firmy jak Naim, Cyrus, LINN czy ATC pokazują jednak, że niekoniecznie musi tak być. Jedno urządzenie potrafi zmieścić w sobie dobrej klasy wzmacniacz, odtwarzacz CD, przetwornik cyfrowo-analogowy, tuner radiowy oraz odtwarzacz strumieniowy. Sporo, prawda? Można byłoby z tego ułożyć zestaw składający się z co najmniej pięciu urządzeń. Nie każdy ma na to miejsce.
Moda na zintegrowane systemy stereo będzie się rozwijała, coraz więcej firm odważy się na ten krok. To obecnie urządzenia dopracowane, dobrze brzmiące i atrakcyjnie wyglądające. Pozwalają również zminimalizować liczbę kabli. Co będzie cieszyć szczególnie wiele Pań.
W temacie pomniejszania, wspomnę jeszcze jedną ciekawa obserwację. Jakieś, powiedzmy, 15-20 lat temu nikogo nie dziwiło, że membrana głośnika niskotonowego ma 25 cm średnicy. Dziś dominują klasyczne 18” i mniejsze. Małe, zgrabne kolumny o fikuśnych kształtach znajdziemy w prawie każdym sklepie audio. Rozwój technologiczny pozwala na osiągnięcie znakomitych parametrów z mniejszych głośników. Ultra sztywne i lekkie membrany wykonane z „kosmicznych” materiałów reklamowane są co chwilę jako te najlepsze. Ewoluują również przetworniki wysokotonowe. Były już klasyczne kopułki tekstylne, jedwabne, ze stopów aluminium, tytanu, berylu, ceramiczne, diamentowe i pewnie jeszcze trochę można by wymienić. Co jest najlepsze, co wybrać? Najważniejsze, aby nie kierować się uprzedzeniami typu „metalowe = jazgotliwe i twarde”. To nieprawda. Trzeba po prostu słuchać z otwartym umysłem.
Na pierwszych stronach magazynów audio są dziś także przetworniki cyfrowo-analogowe oraz słuchawki. Takiego zainteresowania słuchawkami jeszcze nigdy nie było. Jest to jednak temat na niezależny felieton. Zbyt dużo informacji i niedomówień. Kilkanaście lat temu oddzielne „daki” były luksusem. Mieli je oczywiście w ofercie siłacze z USA, jak Mark Levinson, Krell, Theta oraz japońskie firmy takie jak Accuphase czy TEAC. Niestety ceny były bardzo wysokie. A europejskich produktów było niewiele, z chlubnym wyjątkiem Cambridge Audio. Dziś chyba każdy liczący się producent sprzętu audio ma w swojej ofercie konwerter cyfrowo-analogowy. Przyzwoity przetwornik możemy zakupić już nieco powyżej 1000 zł. Bardzo dobrej klasy za klika tys. zł.
Co możemy z nim zrobić? Możemy poprawić brzmienie naszego odtwarzacza CD albo podłączyć poprzez port USB do komputera, ciesząc się wysokiej klasy – 24-bitowymi plikami. Będziemy potrzebowali jedynie dobry kabel USB i oprogramowanie (często bezpłatne). Jak wiadomo, komputer w odpowiedniej konfiguracji może być znakomitym źródłem dźwięku. Także odtwarzacze plików to codzienność. Bardzo często do naszego sklepu klienci przychodzą na odsłuch kolumn czy wzmacniacza z małą pamięcią USB lub przenośnym dyskiem twardym wypełnionym muzyką. Do niedawna odtwarzanie plików zarezerwowane było tylko dla małych, przenośnych odtwarzaczy. Wyparły one kiedyś popularne Walkmany i Discmany. Dziś odtwarzacze plików są na salonach.
Co je wyprze? Kiedy? Jak będziemy słuchali muzyki za kilka, kilkanaście lat? Jakie kolumny będą modne: duże, czy małe? Jaka będzie elektronika? Być może obsługa ze smartfona czy tableta będzie czymś normalnym. A którą z zapomnianych szuflad producenci sprzętu audio otworzą? Pytania się mnożą, a jasnych odpowiedzi brak.
Jak mówi stare powiedzenie: pożyjemy, zobaczymy.
O autorze
Adam Kiljańczyk jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.
|