Kolumny podłogowe
AudioSolutions
Producent: AudioSolutions |
okładnie rok temu na łamach „High Fidelity” opublikowana została pierwsza recenzja kolumn litewskiego producenta, firmy AudioSolutions, modelu podstawkowego Rhapsody 60. Inspiracją dla niej (tzn. do recenzowania produktu tej marki) był tekst Srajana Ebaena z „6moons.com”, który wcześniej opisał największe podłogówki z tej samej serii, oznaczone numerem 200. Wówczas litewski producent nie miał jeszcze w Polsce dystrybutora, można więc rzec, że Wojtek odkrywał tą markę dla polskich audiofilów. Dziś dystrybutor już jest – to gdańska firma Premium Sound. Dzięki temu łatwiej było o dostarczenie kolejnego modelu do recenzji, który tym razem trafił do mnie. Co prawda początkowo była mowa o modelu Rhapsody 130, czyli drugim od góry w tej serii, ale mówiąc szczerze musiałem się, ze względów praktycznych, z niego „wykręcić”. 34 kg sztuka, pakowane w osobne, drewniane skrzynie, dostarczane na palecie... Bez wątpienia to najbardziej bezpieczny sposób dostarczania wrażliwych na warunki transportu kolumn (tzn. każdych, a nie akurat tych), tyle że rodzący mnóstwo problemów natury logistycznej (jak to wtargać na 3. piętro, bo przesyłki paletowe dostarczane są pod klatkę, a potem co zrobić ze skrzyniami?). Dlatego stanęło jednak na najmniejszej podłogówce – Rhapsody 80, bo to jednak 25 kg sztuka, dostarczane są w kartonach, a dzięki temu dostarczono je wprost do mojego domu, na wysokie trzecie piętro. Kolumny są znakomicie zabezpieczone – podwójne kartony i wyprofilowane odpowiednio do kształtu kolumn wypełnienia styropianowe gwarantują, że kolumny dotrą do odbiorcy w całości (poza ekstremalnymi przypadkami, oczywiście) Rhapsody 80 to średniej wielkości, dwudrożne kolumny z obudową wentylowaną bas-refleksem (skierowanym do przodu), wyposażone w jedwabną kopułkę oraz dwa przetworniki nisko-średniotonowe z membraną polipropylenową (wszystkie przetworniki marki SEAS). Kolumny wyposażono w przykręcane cokoły, do których wkręcane są regulowane kolce. Właściwie nie wiem, czy powinienem je nazywać kolcami, bo większość kolumn, które testowałem ostatnio faktycznie wyposażana jest w cieniutkie, delikatnie wyglądające kolce, których końcówki łatwo się tępią, natomiast tu, zwłaszcza dwa wkręcane z przodu są naprawdę duże, masywne. Kolumna opiera się na trzech takich kolcach – dwóch z przodu i jednym z tyłu. Ten z tyłu jest wyraźnie mniejszy, przez co kolumny są lekko odchylone do tyłu (o ok. 8°), co ma kompensować przesunięcie fazowe wprowadzane przez zwrotnicę trzeciego rzędu. Z tyłu kolumn umieszczono pojedynczą parę gniazd głośnikowych. Obudowa ma charakterystyczny, zwężający się ku tyłowi kształt. Spora część przedniej ścianki jest pokryta czarną, sztuczną skórą i w tej właśnie części zamontowane są przetworniki, umieszczony metalowy wylot bas-refleksu, a niżej złota plakietka z nazwą producenta. Pozostała część frontu oraz ścianki boczne pokryte są jednym z pięciu (do wyboru) naturalnych fornirów, albo pomalowane są białym lakierem. Wąska (ok. 7,5 cm) tylna ścianka, cokół, oraz górny panel wykończone są czarnym, matowym lakierem. Całość robi eleganckie wrażenie, ale nie ma tu za grosz efekciarstwa. Patrząc na Rhapsody 80 stojące w moim pokoju narzucało mi się wręcz określenie: „kawał ładnego mebla”, co zdarza się jakoś nieczęsto przy innych testowanych głośnikach. Nagrania użyte w teście (wybór)
Jak każdy audiofil, tak i ja mam pewne fazy, jeśli chodzi o wybór muzyki, której najwięcej w danym czasie słucham. AudioSolutions trafiły u mnie na schyłkową fazę muzyki nowoorleańskiej (i pokrewnej), a trafiły na, zainspirowaną nowym wydawnictwem Dekkii, zawierającym 50 największych „hitów” niezapomnianego Luciano Pavarottiego, fazę klasyki. Stąd też odsłuchy rozpocząłem od płyt Kermita Ruffinsa i wielkiego Louisa Armstronga, czyli trąbek (ale i towarzyszących im innych instrumentów dętych). Płyta tego pierwszego pokazała, że Rhapsody może nie znikają z pomieszczenia tak doskonale, jak recenzowane w poprzednim miesiącu Dynaudio New Excite X38, ale potrafią tworzyć dobrze poukładaną, głęboką scenę, z wieloma planami. Proszę mnie dobrze zrozumieć: to, że Rhapsody nie znikały z pokoju tak jak Dynaudio, nie znaczy, że dźwięk w ogóle nie odrywał się od kolumn. Duńskie kolumny znikały całkowicie, kompletnie i w tej chwili nie potrafię nawet wymienić żadnych innych podłogówek, które potrafiłyby to robić tak doskonale. Tym razem przez większość czasu dźwięk odrywał się od testowanych kolumn na tyle, że nie zwracałem uwagi na ich obecność w pokoju, ale zdarzały się momenty, gdy jednak słyszałem muzykę z kolumn, a nie z przestrzeni wokół nich, stąd stwierdzenie, że nie znikają aż tak dobrze jak X38. Litewskie kolumny grają za to nieco bardziej dociążonym, mającym więcej ciała, bardziej masywnym dźwiękiem niż wspomniane duńskie głośniki. Na płycie Kermita dawało to efekt mocno zaznaczonego, prowadzonego przez gitarę basową, rytmu. Trąbka brzmiała bardzo czysto, dźwięcznie, chwilami odpowiednio ostro, a prezentacja miotełek delikatnie głaszczących talerze perkusji pokazana została zaskakująco realistycznie (zaskakująco jak na nie tak znowu drogie kolumny). Z kolei gdy to pałeczka uderzała talerze, nawet przy tych słabszych, delikatnych uderzeniach talerz odpowiadał głębokim dźwiękiem pokazującym, że i on ma przecież swoją masę. Bardzo czysto brzmiały głosy, zarówno Ruffinsa, jak i Armstronga – zwłaszcza ten drugi, absolutnie niepowtarzalny z tą niesamowitą chrypą, czarował barwą, chropowatością, ale i łagodnością głosu, które są nie do podrobienia. Doświadczenie pokazuje, że wcale nie wszystkie kolumny potrafią to pokazać równie przekonująco co AudioSolutions. Płyta Wycliffa Gordona była natomiast okazją do przeglądu całkiem sporej ilości instrumentów, począwszy od niesamowitego puzonu mistrza, który potrafił się pięknie „drzeć” (to moje prywatne określenie określające, co się dzieje, gdy muzyk otwiera tłumik). Brzmi to niby ostro, ale absolutnie nie jest nieprzyjemne, wręcz przeciwnie – świdruje lekko w uszach, ale o to właśnie chodzi, a problemem jest, gdy tego efektu nie ma! Naprawdę fajnie zabrzmiało banjo – z lekko metalowym posmakiem, dźwięczne i skoczne. Na przykładzie wielkiej tuby słychać było, że to jednak „tylko” dwudrożna konstrukcja z niewielkimi przetwornikami, która pewnych rzeczy nie przeskoczy – nie da pełnego poczucia wielkości i mocy tego instrumentu. Podobnie odbierałem to w przypadku kontrabasu – ładna barwa, spory udział pudła, dobre różnicowanie pozwalające pokazać jak szeroką skalą dysponuje ten instrument, szybki atak, długie wybrzmienia. Gdy jednak przychodziło do najniższych, najpotężniejszych tonów, jakie da się na nim zagrać, to jednak nie było tego uczucia potęgi, ciśnienia akustycznego, jakie duże, dedykowane basowi woofery potrafią wytworzyć i które można wręcz fizycznie poczuć. Ale tego nie potrafią chyba żadne dwudrożne kolumny, trudno więc traktować to jako wadę tej konstrukcji. Decydując się na nią trzeba sobie zdawać z jej fizycznych ograniczeń. W stosunkowo niewielkich pomieszczeniach rzędu 20-30 metrów, nie powinno to stanowić problemu. Wracając do nowoorleańskiego jazzu muszę powiedzieć, że Rhapsody 80 radziły sobie z nim znakomicie – czyste, dość transparentne granie, ze sporą ilością detali, pięknie wypadające instrumenty dęte, namacalne głosy z piękną barwą, więcej niż poprawnie budowana scena i niezłe kreowanie otoczenia akustycznego – wszystko to sprawiło, że moja „faza” tego typu muzyki przeciągnęła się nawet dłużej niż chciałem. Wspominane Dynaudio prezentowały podobny zestaw zalet, choć ich prezentacja była trochę lżejsza, być może dlatego, że z jednej strony prezentowały nieco bardziej konturowy, a z drugiej nie tak dociążony bas, jak to robiły litewski kolumny. Także reszta pasma z Dynaudio wydawała się delikatniejsza, bardziej zwiewna, chyba trochę bardziej otwarta, podczas gdy AudioSolutions preferowały nieco ciemniejszą, gęstszą, bardziej esencjonalną prezentację. |
W końcu jednak, gdy tylko dotarła do mnie wspomniana płyta Pavarottiego, zaraz po zripowaniu wylądowała na NAS-ie, a potem mogłem ją zagrać z odsłuchiwanego w tym samym czasie Lumina (czytaj TUTAJ). Przyznam, że dawno już żadna nowo zakupiona płyta nie przykuła mnie do fotela w taki sposób, jak właśnie ta. Złożyło się na to kilka elementów. Po pierwsze Lumin jest odtwarzaczem fantastycznym, który, gdybym tylko w tej chwili mógł sobie na to pozwolić, kupiłbym bez wahania. Po drugie ustroje akustyczne Acoustic Manufacture, na razie wypożyczone, wniosły ogromną zmianę, przede wszystkim w zakresie precyzji prezentacji oraz wielkości sceny i słyszę to doskonale z każdymi kolejnymi kolumnami. Pewnie, że chciałbym, żeby wszystkie kolumny, już nawet te za kilka tysięcy złotych to potrafiły, ale fakty są takie, że w obecnych czasach i przy absurdalnych cen urządzeń audio, nie oczekuję TAKIEGO poziomu prezentacji od kolumn z tego przedziału cenowego. Widać jednak, że to co podkreślam często przy testach polskich produktów, sprawdza się i tu, więc mogę swoją „polską” tezę nieco rozszerzyć i powiedzieć, że produkty wykonywane w „naszej” części Europy, jak mawiał Kundera: w Europie Środkowej, mają zwykle do zaoferowania dużo więcej, niż ich zachodnie odpowiedniki w podobnych cenach. Wystarczy przekonać się o tym samodzielnie, chowając do kieszeni uprzedzenia. Wracając do płyty Pavarottiego – nie tylko jego głos brzmiał... zachwycająco – jak już pisałem imponująco (zważywszy na wielkość i cenę kolumn) wypadała także orkiestra. Pięknie poukładana w przestrzeni, dynamiczna, mocno brzmiąca, choć oczywiście pokazywana w pewnej skali. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że do tej pory byłem wręcz przekonany, iż do dobrej prezentacji orkiestry niezbędna jest bardzo dobra rozdzielczość grania, tymczasem AudioSolutions nie wydawały się być aż tak rozdzielcze. A jednak orkiestra brzmiała świetnie. W końcu udało mi się oderwać od płyty Pavarattiego, ale tylko dlatego, że „przesiadłem” się na opery, z genialną realizacją La Boheme z 1972 roku, oczywiście z Pavarottim, Freni i orkiestrą Berlińskich Filharmoników pod Karajanem. Opera to nic innego, jak spektakl teatralny, oczywiście śpiewany, ilustrowany muzyką, ma więc swój nastrój, rytm, śpiewacy są tu aktorami, którzy swoim śpiewem wyrażają emocje, budują klimat i dramę. A te były tu oczywiste, łatwiejsze do wychwycenia niż w pojedynczych ariach z płyty Luciano. „Moja” Carmen z Leontyną Price pozwoliła testowanym kolumnom raz jeszcze udowodnić, że potrafią budować głęboką, świetnie poukładaną scenę, dzięki czemu wspominane przeze mnie przy każdej okazji, wędrujące w głębi sceny chóry, faktycznie maszerowały daleko za ścianą mojego pokoju, każdy osobno, w swoją stronę, a tym czasie trójka wokalistów śpiewała znacznie bliżej mnie, niemal na wyciągnięcie ręki. Być może nawet odległość między pierwszy planem a tym odległym była większa niż do tego przywykłem. Na sam koniec zostawiłem sobie kilka rockowych płyt i powiem tak: Rhapsody 80 nie są rasowymi, rockowymi bestiami. Wydaje mi się, że w klasyce, jazzie, nagraniach wokalnych czują się lepiej. W rocku brakowało mi odrobiny pazura, „brudu” będącego nieodłącznym elementem tej muzyki. Kiedy słuchałem Dire Straits było OK., bo rytm, na którym opiera się muzyka tego zespołu, był prowadzony równo, pewnie. Ale gdy przyszło do szaleństw chłopaków z AC/DC, to jednak to nie było do końca to – nie było tej nutki szaleństwa, nie było aż takiego wulkanu energii, do jakiego się przyzwyczaiłem. Jak mówię – nie było źle, więc dla kogoś takiego jak ja, który rocka słucha okazjonalnie, a za to bardzo lubi instrumenty dęte, jazz i klasykę AudioSolutions mają do zaoferowania tak dużo, że braki w rocku nie stanowią problemu. Podsumowanie Litewskie Rhapsody 80 to, już na pierwszy rzut oka, bardzo porządnie wykonane i ładnie, elegancko wykończone „meble”. Widać, że nie są to kolejne „skrzynki”, które wyszły z taśmy produkcyjnej w Chinach. Specyficzny kształt obudowy, wybór – swoją drogą bardzo solidnych – kolców, które „z automatu” pochylają kolumnę do tyłu, metalowy wylot bas-refleksu, skórzane wykończenie frontu (skóra jest sztuczna z wyboru, a nie dlatego, że tańsza), wszystko to pokazuje, że to oryginalna, przemyślana konstrukcja, w której projekt włożono serce. Gdy zacznie się ich słuchać oczywiste jest, że konstruktor nie tworzył kolumn dla osiągnięcia wyimaginowanych, idealnych parametrów, ale skupił się na osiągnięciu określonego brzmienia. Celem, jak sądzę, był gęsty, może delikatnie ciemny dźwięk, który co prawda nie imponuje przejrzystością, nie ma genialnej rozdzielczości, ale jest spójny i dość równy, choć niewielkie dociążenie średnicy, oraz wyższego basu da się zaobserwować. Te dwa ostatnie elementy sprawiają, że pięknie wypadają wokale i większość instrumentów akustycznych, w tym, o dziwo (zważywszy na ogólne wrażenie delikatnie ciemnego dźwięku), szczególnie dobrze instrumenty dęte. Góra pasma nie jest tak otwarta, jak we wspominanych Dynaudio, ale ma lepsze dociążenie, a i kreowana scena, zależna w dużej mierze od wysokich tonów, jest obszerna, ze szczególnym uwzględnieniem imponującej głębokości (choć to oczywiście zależy od ustawienia kolumn w pokoju), a przy tym pokazana jest w bardzo uporządkowany sposób. Ten ostatni element, czyli bardzo dobre poukładanie wszystkich elementów na scenie, odpowiada zapewne w dużej mierze za wyborne prezentowanie muzyki klasycznej, ze szczególnym uwzględnieniem oper. Miłośnicy jazzy i klasyki powinni być zadowoleni. Ci z kolei, którzy słuchają głównie rocka, czy jeszcze cięższej muzyki, pewnie dokonają innego wyboru. AudioSolutions Rhapsody 80 to średniej wielkości, dwudrożne kolumny podłogowe w obudowie wentylowanej bas-refleksem z wylotem na przedniej ściance. Każdą kolumnę wyposażono w przetworniki SEAS-a – 25 mm, jedwabną kopułkę, oraz dwa polipropylenowe, 150 mm przetworniki nisko-średniotonowe. Przetworniki, metalowy wylot bas-refleksu oraz złotą tabliczkę z logiem firmy zamontowano we wstawce do przedniego panelu, obciągniętej czarną, sztuczna skórą. Obudowa ma specyficzny kształt – jej najszerszym miejscem jest panel frontowy, a dalej wyoblone ścianki boczne schodzą się aż do wąziutkiej (7,5 cm) ścianki tylnej. Z tyłu znajdują się pojedyncze zaciski głośnikowe. Kolumnę wyposażono w przykręcany śrubami cokół, do którego wkręca się 3 regulowane kolce – 2 z przodu i 1 mniejszy z tyłu. Dzięki temu kolumna jest odchylona do tyłu o ok. 8°, co pozwala osiągnąć odpowiednie wyrównanie czasowe i fazowe między przetwornikami. Konstruktor tych kolumn, Gediminas Gaidelis, podobnie jak w innych swoich kolumnach zastosował zwrotnicę 3. rzędu, opartą o elementy firmy Jantzen Audio, wykonaną metodą punkt-punkt. Obudowa o nietypowym kształcie ma budowę warstwową – zewnętrzna warstwa to 10 mm MDF, a w środku znajdują się dwie kolejne warstwy wykonane ze sklejki, o grubości 5 mm każda. Obudowę wzmocniono i usztywniono od wewnątrz ożebrowaniem wykonanym z MDF-u i sklejki. Producent oferuje 6 wykończeń – 5 naturalnych fornirów, oraz biały lakier. Kolumny nie są wyposażane w maskownice.
Dane techniczne (według producenta) Dystrybucja w Polsce |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity