pl | en
Test
Wzmacniacz zintegrowany
Linear Audio Research
IA-30T mk2


Cena (w Polsce): 8979 zł

Producent: Linear Audio Research

Kontakt:
ul. Wiosenna 5 | 55-002 Kamieniec Wrocławski
Polska
tel.: +601 89 29 48 | fax: +71 381 95 30


e-mail: eczyzewski@lar.pl

Kraj pochodzenia: Polska

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba

Data publikacji: 16. kwiecień 2013, No. 108




W pierwszej kwietniowej odsłonie magazynu „High Fidelity” mieliście Państwo okazję przeczytać tekst pana Eugeniusza Czyżewskiego na temat tego, jak powstał wzmacniacz, który otrzymałem do recenzji (czytaj TUTAJ). Czytając recenzje Wojtka innych produktów tej marki, w tym pierwszej wersji IA-30T (czytaj TUTAJ), zawsze czułem, że brzmienie tym urządzeń przypadłoby mi do gustu, gdybym tylko miał okazję ich posłuchać. No i w końcu się udało, choć prawdę mówiąc chyba tylko dlatego, że uprzedziłem naczelnego pierwszy prosząc o przysłanie wzmacniacza IA-30T mk2 do recenzji. Niewykluczone, że podpadłem w ten sposób bossowi, ale trudno – już wiem, że było warto :-) Z jednej strony szkoda, że nie miałem okazji poznać wcześniejszej wersji tego wzmacniacza, bo wówczas miałbym szansę wyłapać w jakich aspektach udało się poczynić postęp, ale z drugiej strony mogłem podejść do odsłuchu tego urządzenia „nieskażony” oczekiwaniami wyznaczonymi wcześniejszym doświadczeniem.
Zacząć chciałbym od wrażeń organoleptycznych. Wzmacniacz przychodzi do nas porządnie zapakowany i zabezpieczony, a w pudełku znajdujemy załączoną instrukcję, co nadal w przypadku mniejszych producentów audio wciąż nie jest normą. Po wyjęciu okazuje się, że design jako taki, nie zmienił się specjalnie w porównaniu z (widzianą przeze mnie na zdjęciach) wcześniejszą wersją, nawet jeśli mk2 jest urządzeniem większym – głębokość obudowy zwiększyła się o 8 cm. Również waga urządzenia jest wyzsza o 5 kg, co w przypadku urządzeń lampowych jest dobrym „objawem”, bo ich masa bierze się w dużej mierze z zastosowanych traf – większa masa, to zazwyczaj większe trafa, a to z kolei = większe możliwości i lepszy dźwięk. Integra LAR-a jest... Po prostu ładna. Obudowa nie jest może rzemieślniczo-artystycznym majstersztykiem, jak w przypadku testowanego przeze mnie niemal równolegle wzmacniacza GW Deimos, ale po pierwsze mówimy przecież o urządzeniu circa trzy razy tańszym, a po drugie produkt Klimatowa to bardzo wyjątkowe urządzenie, bo w jego tworzeniu brali udział artyści. Zresztą to zupełnie inny styl – IA-30T mk2 cieszy oczy dyskretną elegancją, podczas gdy Deimos pasuje bardziej do wystawnych wnętrz pełnych antyków.

Choć wiem, jak odbierany jest argument pt.: „moja żona...”, to jednak akurat w przypadku mojej zdecydowanie lepszej połowy komentarze na temat testowanego przeze mnie sprzętu pojawiają się rzadko, więc warto podkreślić, że gdy honorowe miejsce na stoliku zajął LAR, został zauważony i doceniony właśnie za wygląd. A przykuwajacy oko design został uzyskany w sumie prostymi środkami – czarna obudowa, na grafitowym froncie srebrny pasek z zaokrąglonymi końcami, w który wkomponowano dwie srebrne gałki, dwa podświetlone na żółto zegary i, co kiedyś Wojtek już podkreślał, bursztynową diodę, która świeci tak, by było ją widać, ale by nie raziła w oczy. I właściwie tyle. Proste, prawda? A jednak działa, czy może raczej na tym etapie recenzji powinienem powiedzieć: wygląda. Zegary, w przeciwieństwie do wcześniejszej wersji, nie pokazują poziomu sygnału wyjściowego, ale wejściowego – widzimy więc, jaki sygnał wzmacniacz otrzymuje ze źródła. Z praktycznego punktu widzenia, istotnego dla wielu potencjalnych użytkowników, ważne jest, że choć LAR to oczywiście urządzenie lampowe, to jednak z lampami zamkniętymi wewnątrz obudowy – posiadacze małych dzieci i ciekawskich czworonogów nie muszą się martwić o możliwość poparzenia, nawet jeśli górna pokrywa nieco się nagrzewa. Jedyną rzeczą, której brakuje, z użytkowego punktu widzenia, jest pilot zdalnego sterowania, ale przecież tak naprawdę niewiele „rasowych” wzmacniaczy lampowych jest w takowy wyposażane.

O firmie Linear Audio Research pisaliśmy
  • FELIETON: Jak powstawała wersja IA-30T Mk2 – nowy model wzmacniacza zintegrowanego Linear Audio Research, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA ROKU 2011: Linear Audio Research IA-30T – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Linear Audio Research IA-30T – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Linear Audio Research IA-120 – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA ROKU 2005: Linear Audio Research AI-45 MkII – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Linear Audio Research AI-45 MkII – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Linear Audio Research Nazca v2 – wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: Linear Audio Research ARGUS MMP-02, MkI+MkII – przedwzmacniacz gramofonowy, czytaj TUTAJ
  • ODSŁUCH

    Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)

    • AC/DC, Back in black, SONY, B000089RV6, CD/FLAC.
    • Vivaldi, Four seasons, Giulano Carmingnola, Sony Classical, SK 51352, CD/FLAC.
    • Etta James, The Chess Box, Chess, B00004TS85, CD/FLAC.
    • Antonio Vivaldi, La Stravaganza, Rachel Podger, Arte dei Suonatori, Channel Classics CCS 19598, CD/FLAC.
    • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius, PRCD 7744, CD/FLAC.
    • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland, 5651702, CD/FLAC.
    • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM, 1064/65 ST, LP.
    • Luis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session, Deluxe Edition, Roulette Jazz 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC.
    • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz, CCD-4426, CD/FLAC.
    • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja, B000005CD8, CD/FLAC.
    • Eva Cassidy, Eva by heart, Blix Street 410047, CD/LP.
    • Pepe Romero, Flamenco, LIM, K2HD 022, K2HD, CD.
    • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia, PC8271, LP.
    • Blade Runner, soundtrack, muz. Vangelis, Universal, UICY-1401/3, Special Edition 3 x CD (1982/1991/2007), CD/FLAC.
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Nie wspomniałem jeszcze o jednej istotnej użytkowej różnicy między pierwszą, a obecną wersją IA-30T, czyli o wyjściu słuchawkowym, które kiedyś było opcją, na dodatek ulokowaną na tylnej ściance, natomiast obecnie jest wyposażeniem standardowym, a gniazdo znajduje się na froncie (bez wątpienia teraz podłącza się słuchawki wygodniej). Niby drobiazg, ale całkiem istotny, zważywszy że, po pierwsze Wojtek owo wejście słuchawkowe bardzo chwalił, więc dlaczego nie zrobić z niego standardowego wyposażenia, a po drugie naturalnym konkurentem dla tej integry wydaje się być Leben z serii 300, który w takie wyjście jest wyposażony. Myślę, że tym prostym zabiegiem udało się podnieść wartość użytkową LAR-a, który z integry awansował na integrę/wzmacniacz słuchawkowy. Warto zauważyć, że podłączenie słuchawek odcina jednocześnie wyjścia głośnikowe. A skoro już jestem przy wyjściu słuchawkowym to może, nietypowo, zacznę od właśnie od niego.

    IA-30T Mk2 + słuchawki

    Oczywiście interesowało mnie przede wszystkim, czy LAR poradzi sobie z napędzeniem znakomitych Audeze LCD3, co nie jest łatwym zadaniem. Ponieważ jednak trzymam się ciągle swojej opinii, że to najlepsze słuchawki pośród tych które znam (acz podkreślam, że wielu znamienitych słuchawek ciągle nie znam!), więc bezustannie poszukuję dla nich najlepszego partnera. Schiit Mjolnir (czytaj TUTAJ) to jedna z najpoważniejszych opcji do tej pory, ale przecież zawsze może być lepiej, nieprawdaż? Powinienem jeszcze wspomnieć, że od czasu recenzji Audeze zmieniła się jedna rzecz – mianowicie testowany wówczas kabel słuchawkowy Entreq Konstantine 2010, który spodobał mi się w czasie testu słuchawek na tyle, że został na stałe (w wersji z dużym jackiem – dlatego nie mogłem go używać w teście Mjornira). Per-Olof, właściciel Entreqa, dokonał niedawno zmiany w ofercie i zamiast Konstantine obecnie stosuje wyższy model kabla – Challenger 2010, więc i ja apgrejdowałem Audeze, wymieniając pierwszy z tych kabli na drugi.

    Zacząłem dość ostro i nieuadiofilsko, bo od Back in black AC/DC. Nie bez przyczyny – amerykańskie słuchawki potrafią bowiem, odpowiednio napędzone (!), pokazać niesamowicie potężny bas, świetnie prowadzą rytm i dają wręcz odczuć odpowiedni wykop. Dodajmy do tego brzmienie, często odbierane jako nieco ciemne, choć moim zdaniem jest ono raczej nadzwyczajnie nasycone (i to w całym paśmie!), które sprawia, że nawet w tych nie do końca audiofilskich nagraniach góra pasma raczej nie kłuje w uszy, nie pojawiają się wyostrzenia charakterystyczne dla wielu nagrań rockowych. No i jeszcze jedna rzecz, równie ważna jak poprzednie – LCD3 świetnie porządkują wydarzenia na scenie (tak, w przypadku tych słuchawek spokojnie można mówić o scenie, choć oczywiście nie tak obszernej jak z dobrych kolumn). Każdy z tych elementów sprawia, że nieidealnie nagrana muzyka rockowa/rock'n'rollowa, jak choćby płyty AC/DC, brzmi na nich znakomicie, pod warunkiem, że wzmacniacz słuchawkowy jest w stanie dostarczyć odpowiednio mocny sygnał, oczywiście wysokiej jakości.
    Z LAR-em popełniłem błąd godny nowicjusza w świecie audio, ale cóż, podobno mylić się jest rzeczą ludzką. Otóż podłączyłem słuchawki, włączyłem wzmacniacz i zacząłem słuchać i to od razu takiej muzyki. Tymczasem IA-30T mk2, podobnie jak większość wzmacniaczy lampowych, a i sporo tranzystorowych (zwłaszcza tych pracujących w klasie A), potrzebuje nieco czasu po włączeniu, zanim zacznie pokazywać co naprawdę potrafi. Z mojego doświadczenia (teraz już kilkutygodniowego) wynika, że takie minimum to pół godziny. To nie znaczy, że owe 30 minut jest stracone, bo wzmacniacz gra w ich trakcie źle – nie! Ale faktem jest, że na początku góra pasma jest trochę wycofana, środkowi brakuje nieco wypełnienia, a i kontrola basu nie jest na początku najlepsza. W momencie kiedy nałożyłem to na już bardzo dobrze znane słuchawki Audeze i muzykę AC/DC efekt był na początku daleki od oczekiwań. A wystarczyło dać LAR-owi owe 20-30 minut na rozgrzewkę by obraz zmienił się całkowicie. Bas, mocny, sprężysty, nisko schodzący (jak na słuchawki oczywiście – infradźwięków nie należy się nigdy spodziewać), świetny drive, timing, prowadzenie rytmu – słowem właściwie wszystko, czego po takiej muzyce należy się spodziewać. Pewnym problemem/niebezpieczeństwem jest fakt, że taka prezentacja wciąga, porywa rytmami, a zważywszy na wielkość i wagę Audeze wystarczy jedno mocniejsze bujnięcie głową by słuchawki z głowy spadły... Oczywiście wolę takie zagrożenie niż nudną prezentację, przy której w ogóle nie mam ochoty bujać głową i innymi częściami ciała do rytmu. To jest cecha nowej wersji IA-30T, na którą warto zwrócić uwagę – niewiele wzmacniaczy lampowych potrafi tak dobrze kontrolować niski zakres, a dzięki temu oferować tak dobry timing i rytm. Mjolnir chyba schodził z basem ciut niżej, ale kontrolą, różnicowaniem i nasyceniem basu LAR absolutnie dorównywał dedykowanemu, tranzystorowemu (!) amerykańskiemu wzmacniaczowi słuchawkowemu. Z całej sytuacji z moim „żółtodziobskim” błędem wynikł jeden pozytyw – skontaktowałem się z panem Eugeniuszem, który napisał mi, że jeśli jest to kwestia za małego sygnału na wyjściu słuchawkowym, to bez problemu można głośność zwiększyć, jako że słuchawki są zasilane z dzielników oporowych obciążających wyjście wzmacniacza. Patrząc na to od strony praktycznej – skoro LAR napędza bez większego wysiłku Audeze LCD3, to nie powinien mieć problemu z większością słuchawek dostępnych na rynku już przy ustawieniach fabrycznych. Warto po prostu wiedzieć, że gdyby jednak takowe się trafiły, to można coś z tym zrobić.

    Ciekawym doświadczeniem jest odsłuch na słuchawkach Antiphone blues. Jak już wiele razy pisałem, bo korzystam z tego nagrania dość często w testach, grają w nim dwa instrumenty – saksofon i organy, a nagrania dokonano w kościele, co dokłada element niesamowitej akustyki. Nie ma mowy, by na słuchawkach uzyskać efekt tak ogromnej przestrzeni, jaką doskonale uchwycono w tym nagraniu. Pytanie więc brzmi inaczej: ile z niej uda się pokazać? Czy będzie słychać odbicia wędrujące po ścianach? Czy będę miał wrażenie, właściwie pozazmysłowe, otaczającej mnie ogromnej przestrzeni? Druga kwestia to organy, które są przecież wyzwaniem dla wielu kolumn, a co dopiero dla jakichkolwiek słuchawek. W zestawieniu ze wspomnianym wcześniej Mjolnirem organy były nieco potężniejsze, schodziły odrobinę niżej, ale z LAR-em to ciągle był potężny instrument o ogromnej skali dźwięków, czego wiele wzmacniaczy słuchawkowych nie było w stanie z nimi pokazać. Z drugiej strony to właśnie polski wzmacniacz bardziej przekonująco oddawał, za pomocą Audeze, ową ogromną przestrzeń. Proszę mnie dobrze zrozumieć – słuchawki nie są w stanie oddać gigantycznej kubatury kościoła, którą słychać na kolumnach. Niezwykle przestrzenne, pełne powietrza granie IA-30T mk2, nawet jeśli nie było w stanie jej dosłownie pokazać, to jednak tworzyło, wspominane wcześniej, bardziej przekonujące wrażenie, że taka przestrzeń tam jednak jest. Na to składały się takie elementy jak nieco więcej pogłosu, odbić od ścian, jak dźwięk wędrujący dalej niż gdy tego samego słuchałem z Schiitem. Różnice z jednej strony były dość subtelne, ale z drugiej to właśnie z polskim wzmacniaczem łatwiej było mi sobie wyobrazić, że siedzę w owym wielkim kościele słuchając wspaniałej muzyki. O ile więc w tych dwóch aspektach raz jeden, raz drugi wzmacniacz był nieco bardziej przekonujący, o tyle ten trzeci przekonał mnie do prezentacji LAR-a. Saksofon – organiczny, z piękną barwą, detalami z nabieraniem oddechu, czy pracą klap włącznie, tak niewielki w porównaniu do organów, a jednak dysponujący także całkiem potężnym brzmieniem, jako źródło dźwięku pokazany wyraźnie bliżej niż organy. Ten właśnie, bardzo namacalny, pokazany dość blisko instrument stanowił o niewielkiej, ale jednak przewadze prezentacji polskiego wzmacniacza nad, przecież znakomitym ,amerykańskim słuchawkowcem.

    Wiele wieczorów spędziłem słuchając przez słuchawki różnorodnej muzyki, z płyty na płytę coraz bardziej lubiąc to połączenie. Ci z Państwa, którzy czytali moja recenzję Schiita Mjolnir być może pamiętają, iż pisałem o jego specyficznej właściwości – o umiejętności „doświetlania” (to taka analogia do fotografii, gdy na obiekt rzuca się więcej światła wydobywając więcej detali, żywsze kolory, etc.) brzmienia LCD3, nie rozjaśniania a „doświetlania” właśnie. LAR gra niezwykle czystym, transparentnym dźwiękiem – Wojtek podkreślał to już przy poprzedniej wersji i to się najwyraźniej nie zmieniło. Efekt z Audeze jest podobny, jak z przypadku amerykańskiego słuchawkowca – coś w rodzaju „doświetlenia” dźwięku, dzięki któremu nadal jest to kapitalne nasycenie i dociążenie (których część można by utracić, gdyby rzecz była w rozjaśnieniu dźwięku) charakterystyczne dla tych słuchawek. Jednocześnie są jednak i rewelacyjna czystość, i przejrzystość, pozwalające w pełni korzystać z bardzo wysokiej rozdzielczości i bardzo dobrej selektywności zestawu LAR+Audeze. Dostajemy więc dźwięk niezwykle wysokiej próby – gęsty, ale i bardzo rozdzielczy, płynny, szybki, ale i niezwykle nasycony, z bardzo spójnym, równym pasmem, na którego skrajach trudno jest się doszukać 'lampowego' zaokrąglenia, czy wycofania.
    Nie mam taki dużej kolekcji słuchawek jak Wojtek, więc trudno mi powiedzieć, czy LAR sprawdzi się z każdym modelem, ale z bardzo wymagającymi Audeze współpracuje wybornie. Ze znacznie tańszymi Ultrasone Proline 2500 także grał doskonale, a przecież to słuchawki o zupełnie innym charakterze brzmienia, z nieco rozjaśnionym dźwiękiem balansującym czasem wręcz na granicy ostrości, jeśli nie zapewni im się wsparcia w postaci odpowiedniego wzmacniacza.

    IA-30T mk2 dociążył ich brzmienie, zarówno na średnicy jak i na górze pasma, czego efektem było równe, muzykalne granie, z szybkim zwartym basem i bardzo dobrym pace&rhythm, naprawdę mogące się podobać. Wydaje mi się więc, że LAR ma szanse bardzo dobrze współpracować z wieloma modelami słuchawek, choć oczywiście zawsze wskazane są własne próby z konkretnym modelem. Sam jestem ciekawy, jak poradziłby sobie z HiFiMAN-ami HE-6, które także ogromnie cenię, acz które są jeszcze nieco trudniejsze do napędzenia niż Audeze. Warto byłoby spróbować – to też mogłoby być ciekawe połączenie. [Postaram się wypożyczyć wzmacniacz od pana Eugeniusza i to sprawdzić – przyp. WP]

    IA-30T Mk2 + kolumny

    Linear Audio Research IA-30T mk2 to jednak przede wszystkim lampowa integra, więc chyba najwyższy czas, żebym zajął się jej główną funkcją. W czasie testu wzmacniacz grał z dwiema parami kolumn – dużą część jeszcze z fantastycznymi Ardento Alter, z których korzystałem przez kilka ostatnich miesięcy, a później także z moimi Bastanisami Matterhorn.
    To z tymi pierwszymi kolumnami, nieco jednak trudniejszymi do napędzenia niż moje, LAR pokazał na co go stać. Trudno nawet było mi wyróżnić jakąś jedną cechę, która wskazałbym jako określającą jednoznacznie jego charakter. Takich cech jest bowiem kilka – po pierwsze gra bardzo równo, co w przypadku wzmacniaczy lampowych, zwłaszcza tych z niezbyt wysokiej półki, nie jest zbyt często spotykane. A, w końcu, IA-30T mk2 nie należy do specjalnie drogich urządzeń. Często przy lampowcach kosztujących mniej niż 10 tysięcy łatwo wskazać średnicę, jako najmocniejszą stronę ich prezentacji. Bas zwykle jest zaokrąglony i nie najlepiej kontrolowany, a i góra jest zazwyczaj albo nieco wycofana, albo przynajmniej zaokrąglona na samym skraju pasma. Tymczasem tu dostajemy spójny, równy od samej góry, po sam dół dźwięk; równie dobry, równie mocno nasycony w całym paśmie. Płyta AC/DC, od której zacząłem odsłuch na słuchawkach, na kolumnach zabrzmiała podobnie, acz z jeszcze większą swobodą i jeszcze wyższym poziomem energetyczności. LAR pięknie rozbujał 15-calowe basowce Alterów, produkując zwarty, pięknie kontrolowany i potężny bas, twardą ręką prowadząc rytm. Zwróciłem także uwagę, że czytelność średnicy, z głosem Briana Jonsona na czele, jest znakomita. Johnson nie jest wokalistą o perfekcyjnej dykcji, także sposób śpiewania nie sprzyja czytelności wokalu. LAR potrafił, mimo to, sprawić, że nie tylko sposób śpiewu, ale i to, co śpiewa wokalista stało się ważnym elementem rock'n'rollowej zabawy na całego (nie żeby teksty tej kapeli były jakoś szczególnie ambitne, ale bywają zabawne). W innych nagraniach rockowych – choćby na płycie Floydów, czy Rogera Watersa bas był prowadzany równie twardą ręką, z szybkim atakiem, ale i równie szybkim wygaszaniem, jeśli było konieczne, oraz znakomitym różnicowaniem. Choć nie mam porównania z wcześniejszą wersją, to myślę, że faktycznie mogło się udać wyeliminować, wspominany przez Wojtka w jego recenzji, brak odpowiedniego dociążenia/nasycenia niskich tonów, jako że nie przyszło mi ani razu do głowy narzekać na ten aspekt. Wspominana przeze mnie już kilka razy szybkość i zwartość basu nie są osiągane dzięki odchudzeniu, co byłoby zapewne zabiegiem prostym do przeprowadzenia – stopa perkusji ma masę i potęgę uderzenia, elektryczny, także elektroniczny bas da się poczuć, a nie tylko usłyszeć. Nawet jeśli (chyba) nie schodzi tak nisko, jak to potrafią bardzo dobre urządzenia typu solid-state.

    Bas nie jest oczywiście jedyną mocna stroną tego urządzenia, ale w przypadku wzmacniacza lampowego chyba jednak najmniej oczekiwaną, dlatego poświęciłem mu sporo miejsca. LAR jest bowiem w stanie w tym względzie zawstydzić niejedno urządzenie tranzystorowe z podobnego poziomu cenowego, a to naprawdę duży wyczyn. Nie zmienia to jednak faktu, że niezwykle mocną stroną wzmacniacza pana Czyżewskiego jest średnica. Wokale są porównywalne do tego co pokazuje mój SET na 300B – pełne emocji, czyste, z pięknie pokazaną barwą i fakturą każdego głosu, z tą niezwykłą namacalnością, która sprawia, że gdy tylko zamknie się oczy wokalistka/wokalista wydaje się stać niemal na wyciągniecie ręki. Głosy ludzkie mają niezwykłą, naturalną głębię, nasycenie, ładunek emocjonalny, które dotykają duszy słuchacza, sprawiają, że zapomina się o całym świecie słuchając np. niesamowitej Etty James, czy Evy Cassidy. Zwłaszcza przy takich głosach jak wspomnianej Etty James, czy z zupełnie innej beczki, nieodżałowanego Luciano Pavarottiego, słychać było swobodę i pełnię ich prezentacji. To wokaliści śpiewający pełną piersią, „na całego”, nie oszczędzający płuc ani przez moment, dzięki czemu określenie 'wielki głos' nabiera nowego, bardziej dosłownego znaczenia, czego niestety w przypadku wielu wzmacniaczy nie słychać. LAR pokazał to w naprawdę piękny sposób, bez ograniczania tej swobody i dynamiki głosów, ale z i wdziękiem i naturalnością godnymi integry z najwyższej półki. Nie ukrywam, że było to dla mnie spore zaskoczenie , bo tak potrafił to zagrać np. Ayon Crossfire, a wyraźnie lepiej dopiero wzmacniacz Kondo, który testuję do numeru majowego. A przecież już nawet ten pierwszy to urządzenie jakieś 5-cio krotnie droższe (!); o cenie drugiego nawet nie wspomnę.

    Nie zawiodą się także fani muzyki akustycznej i to właściwie niezależnie od tego, jakiego gatunku najczęściej słuchają. Bardzo naturalnie wypadają zarówno instrumenty strunowe – bez znaczenia czy to gitara akustyczna/klasyczna, kontrabas, czy skrzypce albo altówka. Jednym z nagrań akustycznych, jakich słuchałem, było Flamenco Pepe Romero z płyty wydanej z zastosowaniem techniki K2HD. To klasyczne flamenco – gitary, śpiew i taniec, słyszalny w postaci tupania. Przy tym nagraniu zawsze pozwalam obie na odkręcenie głośności na wysoki poziom, bo wtedy można ów taniec fizycznie poczuć. LAR z Alterami stworzył fantastyczny spektakl – z jednej strony bardzo przekonujące gitary i charakterystyczne wokale, a z drugiej prawdziwy dynamit płynący z obcasów stukających chwilami wręcz z szybkością karabinu maszynowego w drewniany podest. Piekielnie ważne jest zachowanie odpowiednich proporcji – ów dynamit nie może przykrywać gitar i wokali, musi z nimi współistnieć, razem tworzyć kapitalną całość, przy której człowiek siedzi z szeroko otwartymi oczami zastanawiając się, jak niewiele trzeba, by taki ogrom tak dynamicznych dźwięków stworzyć i jak to w ogóle mieści się w stosunkowo niewielkim pokoju.
    O tym jak organicznie, czysto i barwnie brzmiał saksofon Arne Domnerusa już pisałem, ale równie smakowicie wypadała trąbka wielkiego Milesa, czy nie mniej wspaniała, choć przecież zupełnie inna Louisa Armstronga. Przesłuchałem także oczywiście kilka ulubionych płyt z kontrabasem – potężnym, z dużym udziałem pudła, zwinnym, żwawym czy to rękach Raya Browna, czy Renauld Garcii Fonsa. Koncert w Koeln Jarretta także przykuł mnie do kanapy, od której nie dałbym się oderwać za żadne skarby świata przed wybrzmieniem ostatniej nuty z tej płyty. Dźwięczność, skala dynamiki i potęga fortepianu, ale i podśpiewywanie pod nosem Keitha – wszystko pokazane jak na dłoni wraz z tą niezwykłą atmosferą koncertu – po prostu piękne!

    Na sam koniec zostawiłem sobie nieco muzyki elektronicznej – soundtrack ze słynnego Blade Runnera (Łowcy Androidów), z genialną muzyką Vangelisa i kilka płyt Andreasa Vollenweidera. Z taką muzyką IA-30T mk2 radzi sobie także bardzo dobrze – potrafi zagrać bardzo punktowym basem, często używanym w takiej muzyce, który bywa urywany w ułamku sekundy a zadaniem wzmacniacza jest równie szybkie wygaszenie ruchu membrany. Potwierdziło się to, o czym pisałem wcześniej, że właściwie jedyną rzeczą jaką ewentualnie można temu wzmacniaczowi wytknąć, jest absolutnie najniższy bas, który właściwie pojawiać się może jedynie w nagraniach organowych tudzież muzyce elektronicznej, gdzie można wygenerować dowolnie niski dźwięk. W każdej innej muzyce delikatne wycofania w najniższym zakresie jest właściwie niezauważalne, bo nie ma w niej aż tak niskich tonów. W przypadku elektroniki to także nie jest wielki problem – normalnie pewnie nawet pominąłbym w ogóle tą kwestię, ale ponieważ do tej pory wyłącznie chwaliłem LARa, nie znajdując w nim słabych stron, to choć to jedno mogę mu wytknąć...

    Podsumowanie

    Linear Audio Research IA-30T mk2 to absolutnie niezwykłe urządzenie. Nie znając jego ceny, nie wiedząc, że został zaprojektowany i wyprodukowany w Polsce, zakładałbym, że może kosztować może i dwukrotnie więcej i nadal byłby znakomitą ofertą (choć wówczas należałoby go zestawić z Lebenem CS-300 XS i porównać, który z tych wzmacniaczy jest faktycznie lepszy). Pewnie, że są na rynku wzmacniacze bardziej wyrafinowane, które pewne rzeczy robią jeszcze lepiej. Ale uzyskanie tak spójnego, pełnego dźwięku z urządzenia za niecałe 9 tys. zł jest nie lada wyczynem! W pewnym sensie LAR nie gra jak lampa – znakomite skraje pasma, punktowy, pięknie kontrolowany, bardzo energetyczny bas (przy założeniu oczywiście dobrze dobranych, czyli niezbyt trudnych do napędzenia kolumn), dźwięczna, mocna góra – to raczej kojarzy się z dobrym tranzystorem. Ale średnica w niczym nie ustępuje skrajom pasma – jest pełna, kolorowa, nadzwyczaj namacalna, ale wcale nie wypchnięta przed resztę pasma. To właśnie spójność od samego dołu po górę, gładkość, organiczność wręcz dźwięku, muzykalność, wybrzmienia, pokazywanie otoczki akustycznej – to wszystko sprawia, że muzyka akustyczna i wokalna brzmi jak z bardzo dobrego SETa. Ale i fani mocniejszej muzyki – rocka, czy elektroniki nie będą na ten wzmacniacz narzekać – znakomita dynamika i ta mikro i ta makro, dociążenie dźwięku w całym paśmie, piękne, rytmiczne prowadzenie zwartego basu, otwartość i dźwięczność góry, plus, jak na tą cenę, absolutnie niezwykła czystość brzmienia. Czegóż chcieć więcej? A przecież to urządzenia ma do zaoferowania jeszcze równie dobre wyjście słuchawkowe, które poradziło sobie ze znakomitymi Audeze LCD3. W pełni rozumiem zachwyty Wojtka już nad wcześniejszą wersją, a wszystko wskazuje na to, że mk2 jest jeszcze lepszy. Moim zdaniem LAR powinien być pozycją obowiązkową do odsłuchu dla wszystkich, który mają względnie przyjazne dla wzmacniacza kolumny i szukają czegoś w budżecie do 15 tys. złotych, a może i nawet nieco wyższym. IA-30T mk2 to znane hasło: „dobre bo polskie!”, wprowadzone w życie. Z tym, że ja bym powiedział nawet: nadzwyczaj dobre!

    BUDOWA

    LAR IA-30T mk2 to rozwinięcie znanej już od kilku lat konstrukcji. To wzmacniacz lampowy w układzie dual-mono, z aktywną sekcją przedwzmacniacza. Solidną, sztywną obudowę wykonano z giętych blach, poza płytą frontową, wykonaną ze stali niemagnetycznej. Urosła w porównaniu do wcześniejszej wersji o 8 cm (na głębokość), by pomieścić większe trafa. Chcąc zwiększyć jej sztywność dodano w środku poprzeczkę, do której mocowana jest też górna pokrywa. Obudowa składa się bowiem z dwóch połówek – dolnej, na której zamontowano cały układ, oraz górnej, w której znajdują się otwory wypadające nad lampami mocy, co oczywiście służy lepszej wentylacji tych ostatnich. Nowym elementem obudowy są także listwy – nie jestem pewny czy drewniane, czy tylko wykończone drewnopodobną okleiną – które znajdują się niejako na łączeniu górnej i dolnej połówki obudowy (acz zamocowane są wyłącznie do dolnej). Front urządzenia, pokryty specjalnym lakierem niewiele się zmienił w porównaniu do poprzedniej wersji wzmacniacza – elementem charakterystycznym jest znajdujący się na środku, zaokrąglony na obydwu końcach srebrny pasek, w który wkomponowano dwa zegary (tym razem pokazujące poziom sygnału wejściowego, a nie jak w poprzedniej wersji, wyjściowego), a po bokach dwie stalowe gałki – regulację głośności po prawej, oraz selektor wejść, będący także włącznikiem urządzenia po lewej. Jedyną, ale istotną zmianą jest umieszczenie wyjścia słuchawkowego pod selektorem wejść. To najważniejsza różnica użytkowa między nową a starszą wersją – w poprzedniej wyjście słuchawkowe było tylko opcją, a nie wyposażeniem standardowym. Na dodatek było umieszczone z tyłu wzmacniacza, co było rozwiązaniem mniej wygodnym dla użytkownika.
    Zmiany na tylnym panelu to o jedno wejście liniowe RCA mniej – teraz do dyspozycji są 4 zamiast 5. Wynika to ze zmiany rodzaju gniazd RCA na zdecydowanie solidniejsze firmy Neutrik, ale i z tego, że są nieco szerzej rozstawione, co pozwala stosować kable z większymi wtykami. Solidne, pozłacane gniazda głośnikowe akceptujące widełki, banany i gołe kable, pozostały bez zmian. Nie ma osobnych odczepów dla różnych obciążeń – do tych samych gniazd podłączamy kolumny 4, 6 czy 8 omowe. Obok wejść liniowych znajduje się także wyjście liniowe, które umożliwia bi-amping. W przypadku trudnych kolumn firma LAR zaleca użycie IA-30T mk2 do napędzania góry i średnicy takich kolumn, oraz np. modelu IA-120 do napędzania dołu. Wyjście z przedwzmacniacza pozwala na użycie IA-30T mk2 jako wzmacniacza sterującego całością takiej amplifikacji. Po prawej stronie znajduje się gniazdo sieciowe, wraz ze zintegrowanym bezpiecznikiem i głównym włącznikiem. Całość stoi na czterech, bardzo solidnych nóżkach.

    Jak już pisałem, to konstrukcja dual mono, z osobnymi transformatorami zasilającymi dla prawego i lewego kanału. Po dwa trafa (zasilające i wyjściowe) są zamontowane na każdej z bocznych ścianek wzmacniacza – zwiększenie ich wielkości w porównaniu do wcześniejszej wersji, było głównym przyczynkiem do zwiększenie wielkości obudowy, oraz zwiększyło masę urządzenia o 5 kg. Obok znajdziemy także dwa mniejsze transformatory, zasilające selektor wejść i układy sterujące miernikami VU oraz przekaźniki włączające główne zasilanie.
    Poprzednia wersja wzmacniacza wykorzystywała lampy mocy EL34 (pentody). Tym razem pan Eugeniusz zdecydował się na kwadrę 6CA7 (tetrody strumieniowe), po dwie na kanał, pracujące w trybie ultraliniowym w układzie push-pull. Sygnał z wejść jest wstępnie wzmacniany przez dwie triody E80CC, zasilane napięciem z dwóch tranzystorowych stabilizatorów napięcia, przy czym sygnał trafia bezpośrednio na siatki sterujące (nie ma więc tu żadnych kondensatorów sprzęgających). W regulacji głośności pracuje stereofoniczny niebieski ALPS, a dalej sygnał trafia do końcówek mocy z lampami 6CA7 i dalej do wyjść głośnikowych.

    Dane techniczne (wg producenta)

    Liczba wejść: 4 stereofoniczne
    Rodzaj wejść: asymetryczne ze złączem RCA
    Czułość przy maksymalnym wzmocnieniu: 0,775 V
    Impedancja wejściowa: 47 kΩ
    Wzmocnienie napięciowe: maksymalnie 26 dB
    Odstęp sygnału od szumu: 80 dB
    Moc ciągła (sinus 1 kHz): 2x30 W/8 Ω
    Zniekształcenia nieliniowe (8 Ω, 1 W, 20 Hz – 20 kHz): mniejsze od 1%
    Pasmo przenoszenia -3 dB (sinus, 1 W): 10 Hz – 40 kHz
    Wymiary: 430 x 380 x 150 mm
    Masa: 19,5 kg



    system-odniesienia