pl | en
Test
Przedwzmacniacz gramofonowy
RCM Audio TheRIAA

Cena (w Polsce): 9800 euro (z VAT)

Producent: RCM Audio

Kontakt:
RCM S.C. | 40-077 Katowice | ul. Matejki | Poland
tel.: 32/206 40 16 ǀ 32/201 40 96 | fax: 32/253 71 88

e-mail: rcm@rcm.com.pl

Strona internetowa: www.rcmaudio.pl

Kraj pochodzenia: Polska

Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Wojciech Pacuła

Data publikacji: 18. stycznia 2013 (oryginalnie: 1. grudnia 2012)




Miałem w swoim systemie wiele przedwzmacniaczy gramofonowych - lepszych, gorszych i tych całkiem do dupy. O Boże! - nie chcę brzmieć w tak seksistowski sposób, jakbym mówił: "miałem w tyle kobiet..." Zacznijmy jeszcze raz: w swoim życiu korzystałem z wielu przedwzmacniaczy gramofonowych. Nie, nie wiem, jak z tego wybrnąć - jakby wszystko kojarzyło mi się tylko z JEDNYM. Zaczynam po raz ostatni: znam (o, tak! - to brzmi znacznie lepiej!) wiele przedwzmacniaczy gramofonowych. Pewnie ponad setkę z okładem. Wiele z nich znam dobrze lub bardzo dobrze. Najlepsze, najlepiej trafiające w to, co rozumiem pod pojęciem high-endu były trzy: Manley Steelhead, sekcja RIAA w przedwzmacniaczu Convergent Audio Technology SL1 Legend oraz RCM Audio Sensor Prelude IC. I z tych trzech najbardziej podobał mi się ten ostatni. Niepozorny, śmiesznie tani (wiem, wiem - firmy nie lubią, żeby zestawiać ich produkty, a nawet ich nazwę ze słowem "tani" - ale to najlepiej oddaje sedno rzeczy), z maleńkiej, kilkuosobowej (żeby nie powiedzieć dwuosobowej) firmy RCM Audio z Katowic (Polska). I Manley, i CAT były, każdy na swój sposób fantastyczne i bez chwili wahania mógłbym z nimi dzielić życie, kto wie, może nawet do samego końca - mojego lub ich, mówiąc sakramentalne "tak" oraz, że "cię nie opuszczę aż do śmierci". Jeśli jednak miałbym wskazać jeden produkt, z którym to życie byłoby i zabawne, i ciekawe (na pewno nie nudne!), i zaskakujące, to byłby to jednak produkt RCM Audio.

W ciągu ostatnich - ile to już będzie, chyba jakieś pięć - lat wielokrotnie spotykałem się ze zdziwionymi spojrzeniami, pytaniami, a nawet zarzutami pod adresem tego małego, aluminiowego pudełeczka. Że dlaczego z nim? Dlaczego tak tani? Dlaczego taki brzydki? Dlaczego taka nieznana firma, jak przecież mogę mieć cokolwiek, co mi do głowy przyjdzie (bo ostatecznie taka jest prawda). Na wszystko to mogłem odpowiedzieć krótko: bo to urządzenie, które sprawdziło się ze wszystkimi gramofonami, każdą pojedynczą wkładką, jakie kiedykolwiek testowałem. I z kosztującym 100 000 euro Transrotorem Argos, i z kosmicznie drogą wkładką Air Tight PC-1 Supreme, z najdroższymi wkładkami Dynavectora i Miyajima Labs., i z topowymi gramofonami SME czy AVID-a. A z drugiej strony były przecież najtańsze przedwzmacniacze Pro-Jecta, wkładeczki Audio-Techniki, Denona i Ortofona, którym polski przedwzmacniacz potrafił oddać sprawiedliwość i bez wydziwiania, bez gwiazdorstwa współpracował z nim, wydobywając z nich to, co najlepsze. To jedyny przedwzmacniacz gramofonowy, z jakim miałem do czynienia, który był tak "stabilny" i tak powtarzalny, bez względu na to, do czego go podłączałem.
I, z tego, co wiem, nie jestem w tym poglądzie odosobniony. John Bamford, który testował ten przedwzmacniacz w listopadowym wydaniu magazynu "Hi-Fi News" z 2009 roku był nim zachwycony i kupił go jako swoją referencję. I z tego, co wiem, jest nas więcej, dziennikarzy i właścicieli bardzo drogich systemów opartych na gramofonie, którzy myślą podobnie. Tyle tylko, że rzadko który z nich się do tego przyznaje. Dlaczego? A, już mówię: bo Sensor Prelude IC jest tani, bo jest brzydki, bo pochodzi z kraju, który niewielu ludzi umie wskazać na mapie (nie mówiąc o samym o mieście...). I jeszcze dlatego, że niezbyt wygodnie się reguluje w nim parametry obciążenia wkładki. Teraz to ma się zmienić - poznajcie proszę THERIAA.

THERIAA to zupełnie nowy projekt RCM Audio i Rogera Adamka, właściciela firmy. Roger (nie będę udawał, że się nie znamy) to człowiek, który w Polsce znany jest przede wszystkim ze swojej pasji do analogu. Jego firma dystrybucyjna RCM S.C., na bazie której wyrosła RCM Audio, przez lata była jednym z niewielu miejsc, gdzie można było posłuchać i kupić gramofony, wkładki itp., pomimo że niemal wszyscy spisali tę technikę na straty. Roger i jego ludzie są też chyba najbardziej doświadczonymi ekspertami w Polsce jeśli chodzi o analog. W domu właściciel RCM-u od lat ma gramofon 30A, a od jakiegoś czasu 30/12, z dystrybuowanej przez siebie firmy SME, z topową wkładką Dynavectora. Przez lata grał je z przedwzmacniaczem Sensor, podobnie jak ja, nie znajdując argumentów za jego wymianą na coś bardziej wymyślnego. Coś jednak musiało przeważyć szalę i projekt, który ma już parę lat, dostał przyspieszenia i zrealizował się w postaci THERIAA.
Z tego, co wiem, przedwzmacniacz zaprojektowała inna ekipa niż Sensora, jednak i gramofon (SME 30 oraz 30/12), i wkładka (topowy Dynavector), będące referencją Rogera, a i sam Roger, jako ostateczny "punkt kontrolny" pozostali bez zmian. Jego wygląd, podobnie jak cena, są z zupełnie innej bajki niż pierwszy przedwzmacniacz RCM Audio.

To przedwzmacniacz półprzewodnikowy, z wydzielonym zasilaczem, o konstrukcji dual-mono. Zasilanie jest symetryczne, a kabel przesyłający prąd do głównego urządzenia zakończono bardzo ładnymi wtykami Amphenola. Zasilacz ma trzy stopnie filtracji, z pojemnością 125 600 µF na kanał. Zastosowano w nim kondensatory Elna i Panasonic (ze srebrnej serii), Nichicon Fine Gold i Wima, w zależności od miejsca, w którym pracują (odsłuchy!).
Przedwzmacniacz zbudowany jest w oparciu o całkowicie pasywną korekcję RIAA. Elementy bierne są dobierane ręcznie, indywidualnie do każdego egzemplarza. Układ ma wzmocnienie na poziomie 76 dB i precyzję korekcji RIAA w przedziale +/- 0,1 dB (20 Hz - 20 kHz). Można wybrać tryb pracy wejścia - symetryczny, albo niesymetryczny. Nominalny poziom wyjściowy wynosi 2 V, a maksymalny: 9 V. Pojemność wejściowa wynosi 100 pF. Regulować możemy wzmocnienie w 8 krokach (od 0,2 do 5 mV) oraz impedancję wejściową w 7 krokach (od 20 Ω do 47 kΩ).
Jeśli chodzi o cenę urządzenia - 9800 euro (z VAT) - jego budowę oraz wygląd, jesteśmy w światowej 1. lidze. Obudowę wykonano ze skręcanych ze sobą, aluminiowych, anodowanych na czarno płyt z 10 lub 5 mm ściankami. Nóżki wykonano ze stali nierdzewnej i zamontowano do urządzenia w elastyczny sposób. Przedwzmacniacz wyposażono we wskaźniki:
∙ error (jak zakładam - czerwony, nigdy się nie zaświecił), informujący o pojawieniu się na wyjściu napięcia stałego,
∙ overload (jak zakładam - czerwony, nigdy się nie zaświecił), informujący o przesterowaniu wejścia,
∙ wait (pomarańczowy), świecący podczas testowania układu,
∙ power (zielony), wskazujący włączone zasilanie, oddzielnie dla lewego i prawego kanału.

Patrząc na THERIAA, zaglądając do jego wnętrza można wrócić na chwilę do obiekcji, jakie (jak mi się wydaje), mogły kierować słuchaczami, kiedy widzieli Sensora. Cena i wygląd nowego przedwzmacniacza to, jak mówię, absolutny top. No dobrze -cena wciąż wydaje się okazyjna, bo nie ma nic wspólnego z tym, jak swoje produkty wyceniają Boulder, Kondo czy chociażby Zanden. Ale, trzeba przyznać, jest już godziwa... Firma wciąż jest maleńka, nieznana, choć sporo ludzi już wie, z czym ma do czynienia i gdzie Polski należy szukać. To, co pozostało niezmienione, to nie tak komfortowy, jak w Manleyu (gałki na przedniej ściance), czy np. w przedwzmacniaczu Array Obsydian PH-2 sposób zmiany obciążenia wkładki (w tym ostatnim wszystkie nastawy wybierane są za pomocą pilota; Array to marka, należąca do dwóch Holendrów, Chrisa van Liempd i Willema van der Bruga, która niegdyś przygotowywała elektronikę dla van den Hula).

BUDOWA

Zacznijmy jednak od podstaw, od opisu budowy. THERIAA to przedwzmacniacz gramofonowy z korekcją krzywej RIAA, półprzewodnikowy, oparty na układach scalonych. Choć Roger Adamek to człowiek "lampowy" do szpiku kości, w przypadku przedwzmacniaczy gramofonowych lampowym urządzeniom, jak na razie, mówi głośne - nie!
Jego najnowszy przedwzmacniacz to wspólny projekt jego firmy RCM Audio i pana Adama Kubca, znanego w Polsce z prowadzenia firmy Kustagon Labs. Pan Adam przygotował projekt wyjściowy, modyfikowany następnie przez Rogera, który słuchał niekończącego się strumienia kolejnych wersji z różnymi układami scalonymi, kondensatorami itp.
Moduł ze wzmocnieniem ma bardzo solidną obudowę, skręconą z grubych na 10 lub 5 mm płyt z aluminium. Obudowę wykonuje według specyfikacji RCM-u niemiecka firma Fischer Manufacturing. Wykonanie jest zawodowe. Trochę w starym stylu, do czego nawiązuje też mocowanie diody LED w zasilaczu, ale - klasa. Obudowa zasilacza jest prostsza, ale też jest jak najbardziej OK. Górna ścianka obudowy układu wzmacniającego podklejona jest płatami materiału tłumiącego wibracje. Paski tego materiału znajdują się też na wszystkich innych ściankach.
Na przedniej ściance mamy osiem diod LED, w dwóch rządkach po cztery, informujących o aktualnym statusie urządzenia. Rządki są dwa, ponieważ przedwzmacniacz zbudowany jest według koncepcji dual mono, jak dwa oddzielne urządzenia w jednej obudowie.
Z tyłu to rozdzielenie kanałów jest równie widoczne - wejścia, złocone gniazda RCA, oraz wyjścia - RCA i XLR są daleko od siebie. Pokazuje to, jak daleko są też od siebie płytki wewnątrz. Z boku jest bardzo solidne gniazdo Amphenola, ze złoconymi pinami i mocowaniem bagnetowym, do którego wpinamy, długi na 2 m, kabel zasilający z napięciem stałym, dostarczany z osobnej, mniejszej o połowę obudowy z transformatorami i prostownikami. Jest też zacisk masy (akurat z tym wszystkie firmy mają problemy - a to za mały, a to za duży, a to coś tam - nie znam dobrze przygotowanego zacisku... Ale są tam również przełączniki DIP, którymi zmieniamy impedancję wejściową, wzmocnienie oraz wybieramy rodzaj pracy wejścia - albo w trybie zbalansowanym, albo niezbalansowanym. W moim przypadku zawsze lepiej sprawdza się ten pierwszy.

Środek ucieszy oko każdego, kto zna się na rzeczy. Podzielone jest na trzy komory - dla lewego i prawego kanału oraz małą część dla kabla zasilającego. Kanały od siebie oddzielone są grubą na 10 mm płytą z aluminium, zaś jeden z kanałów od kabla aluminiowym kątownikiem.
Każdy z kanałów składa się z dwóch płytek - zasilacza i sekcji wzmocnienia wraz z korekcją RIAA. W układzie wzmocnienia pracują układy scalone, razem pięć sztuk na kanał. Przy wejściu widać kostkę scalaka firmy THAT Corporation, model 1510. To ultra-niskoszumny układ o dużym wzmocnieniu i bardzo szerokim paśmie przenoszenia. Co ciekawe, jedną z aplikacji, do której jest przeznaczony, oprócz układów audio, jest sonar... Za nim jest kość National Semiconductor, której oznaczeń nie udało mi się przeczytać - zasłania je opornik, przewleczony nad kością. To układ DC-serwo, dbający, aby na wyjściu nie pojawiło się napięcie stałe. Na płytce widać też duży układ TL074 STMicroelectronics, z wejściem JFET, pracujący w układzie logiki (dioda LED, przekaźniki itp.) - nie ma go w torze sygnału. Drugi stopień wzmocnienia to układy Burr Browna OPA2134 i THAT 1610. Układ w całości wydaje się zbalansowany, mimo że nie ma wejść XLR. Elementy bierne są znakomite - to precyzyjne, metalizowane oporniki i polipropylenowe kondensatory Wima oraz EVOX (mnóstwo EVOX-ów), jak również elektrolityczne Nichicony Fine Gold oraz Panasonic. DIP-y to przełączniki firmy Omron. Całość zmontowana jest bardzo czysto, nie ma tu nic do ukrycia.
Drugą, ulokowaną bliżej przedniej ścianki, płytkę w każdym kanale zajmuje rozbudowany zasilacz. Widać w nim 18 (na kanał) kondensatorów elektrolitycznych filtrujących napięcie i trzy dodatkowe, polipropylenowe. Wśród nich skrywają się radiatory, do których przykręcono dwa, na kanał, stabilizatory napięcia Linear Technology LT3080. Czysta, fachowa robota. Ale czego się spodziewać - Adam Kubec to wysokiej klasy specjalista, właściciel firmy projektującej automatykę w wielkich zakładach, np. kopalniach. Tam nie może być mowy o żadnej pomyłce, prowizorce, niedoróbce. A do tego doświadczenie audiofilskie Rogera Adamka, dla którego od lat dystrybuowane przez niego produkty SME, Dynavectora, CEC-a, czy Vitusa są punktem odniesienia.

I wreszcie zasilacz. Ma kubaturę o połowę mniejszą niż właściwe urządzenie i nieco inną budowę mechaniczną obudowy. Front i tył to płytki z aluminium, a góra, dół i boki to zamknięty profil, do którego wsuwa się płytkę z układem zasilającym. Mimo prostszego wykonania to wciąż bardzo solidna, sztywna konstrukcja. Jedynie nóżki są prozaiczne - to gumowe półsfery przyklejane do dna obudowy. Na przedniej ściance mamy diodę LED sygnalizującą włączone napięcie, zaś na tylnej gniazdo sieciowe IEC z bezpiecznikiem oraz duży, mechaniczny wyłącznik sieciowy.
Zasilacz zmontowano na jednej, dużej płytce drukowanej.

Na jej wejściu, od strony przedniej ścianki (wytłumianej matą tłumiącą drgania) mamy duży filtr sieciowy oraz dwa transformatory zasilające, każdy dla swojego kanału. Za nimi widać mostki prostownicze na radiatorach i sporo ładnych kondensatorów filtrujących - po sześć na kanał. Obydwa kanały zasilacza odseparowane są od siebie grubą aluminiową płytką, ekranującą je między sobą. Z tyłu wychodzi kabel zasilający napięciem DC z czterema parami, skręconych ze sobą linek miedzianych, z dodatkową linką masy.

To budowa na niezwykle wysokim poziomie teoretycznym i materiałowym, wynik lat pracy dystrybucyjnej, produkcyjnej, bycia audiofilem i melomanem, perfekcjonistą.

ODSŁUCH

Ten test ułożył mi sie zupełnie inaczej niż jakieś 99,99 (czyli 4N:) testów, jakie wykonuję. Zwykle jest tak, że słuchając muzyki od razu dokonuję syntezy tego, co słyszę, porównuję, uczę się tak, jakbym był klientem szukającym urządzenia dla siebie. Wymieniam więc płyty, zmieniam otoczenie testowanego produktu, szukam, dociekam.
W przypadku THERIAA wszystko to miało miejsce, jednak było czymś podrzędnym, pochodnym - czymś, co miało tylko utwierdzić mnie w prymarnej cesze tego odsłuchu. A była nią kontemplacja. I nie, nie stosuję właśnie figury retorycznej mającej od razu ustawić poziom testowanego produktu, "wdrukować" tę myśl w czytelnika. To oczywiście jedno z narzędzi dziennikarza, część jego pracy - ostatecznie chodzi o przekazanie jakiejś PRAWDY o produkcie. Tym razem była to kontemplacja totalna.

Zacznę od małego wyznania: jestem absolutnie, całkowicie zadowolony z modelu Sensor firmy RCM. Znam go, jest świetnym punktem odniesienia dla wszystkiego, co w życiu słyszałem. Jest solidnym "słupem granicznym". Mimo to co jakiś czas słyszałem lepsze rzeczy, lepsze elementy, a raz, czy dwa (Manley, CAT, Vitus - no dobrze, niech będą trzy...) słyszałem, czy testowałem produkty, które obiektywnie rzecz biorąc były od Sensora lepsze. I kropka.
Tym razem słuchałem jednak produktu, który nie to, że był lepszy. Bo to "oczywista oczywistość", że tak powiem. Już od pierwszej płyty, słuchanej głęboko w noc przez słuchawki, po dniu, w którym RCM do mnie przyjechał - wydanej w 1987 roku przez ECM płyty *Making Music** Zakira Hussaina miałem świadomość, że słucham czegoś z innej dziedziny (ECM 1349). Opowiadanie w takim przypadku o tym, jaka była góra, dół, czy coś tam jest bezcelowe, na tym poziomie cenowym takie elementy nie mają zastosowania. Tutaj słuchamy czegoś innego i co innego słyszymy. Użyję więc kilku słów-kluczy, które spowodują, że to będzie krótki test, ale chyba najgęstszy, najbardziej naznaczony znaczeniowo, jaki w życiu napisałem.

Czystość to pierwsza cecha, jaką zauważymy. Wydawało mi się, że Manley Steelhead brzmi czysto, że Sensor ma ultra-czysty dźwięk. To nieprawda. Niemal wszystkie, może poza Vitusem i CAT-em, przedwzmacniacze gramofonowe, jakie znam mają bardziej "zaśmiecony" dźwięk. Nie chodzi, o to, że szumią, że brumią czy o coś równie banalnego. Chodzi o to, że kiedy mamy gęste granie, kiedy bierzemy do ręki słabiej zrealizowany krążek, to najlepsze przedwzmacniacze, jak THERIAA, porządkują wszystko tak, że rozumiemy o co w nim chodziło, że gładko przebijamy się przez warstwę błędów, zamierzonych i przypadkowych odchyłek od neutralności, dewiacji. Tak było z raczej jasno i nieco chaotycznie zarejestrowanymi nagraniami z, wydanej na białym winylu, składanki *Stars and Topsoil** Cocteau Twins (4AD, CAD 2K19), ale też z najnowszą, właśnie wydaną, rocznicową wersją płyty "So" Petera Gabriela (z boxu *25th Anniversary Deluxe Edition**, Realworld, PGBOX2). Tego typu nagrania, a można do tego dorzucić też, kompletnie nieudane reedycje EMI płyt Sinatry i Queen (cyfrowe remastery) brzmią w suchy, płaski sposób. Jeszcze gorzej swoje nagrania na winylu zaczęła wydawać monachijska wytwórnia ECM, jakby doświadczenie ECM-u, wydawnictwa z tego samego miasta gdzieś wyparowało.
Wszystkie te płyty nawet Sensor gra sucho i brzydko. CAT, dzięki fenomenalnemu nasyceniu trochę łagodził ostre elementy z okolic 2-4 kHz, jednak generalnie wciąż brzmiały słabo. THERIAA wszedł głębiej. Niczego nie zamulił, nie udawał, że nie ma problemu, ale porządkując wszystko, czyszcząc z jakiś naleciałości, dotarł głębiej do muzyki, pokazał ją jako jednorazowe wydarzenie, a nie zbiór osobnych elementów. I mimo że jego góra jest lepiej wyprowadzona, mocniejsza niż ze wszystkimi przywołanymi urządzeniami, nigdy nie był krzykliwy, co im się co jakiś czas zdarzało.

Kolejnym słowem-kluczem jest koherencja. To element, jakiego dane mi było doświadczyć w życiu tylko kilka razy. Np. z topowymi gramofonami AVID-a, SME, z Argosem Transrotora, z wkładką Air Tight PC-1 Supreme. Tutaj miałem to samo. Manifestuje się to we współdziałaniu wszystkich elementów i budowaniu czegoś więcej, czegoś poza "dźwiękami". Nie mamy potrzeby analizowania tego, co słyszymy, a jedynie to oceniamy, odruchowo i naturalnie. W hi-fi niemal zawsze poziom analizy poprzedza ocenę - pytamy "co" i "dlaczego", "jak" i "gdzie". Czasem także "w porównaniu do czego". Przy przedwzmacniaczu z Katowic nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest na swoim miejscu - jest znakomicie rozbudowana góra i niski, mięsisty bas, jest nasycony środek i piękna barwa. Dlatego przyjmujemy to jak coś normalnego, danego i już. Zatrzymujemy się bowiem na elementach głębiej - dlaczego taki instrument, jak mają sie względem siebie poszczególne plany, jaka była atmosfera w czasie nagrania. I słychać to nie tylko z purystycznymi, referencyjnymi nagraniami Analogue Productions, Speakers Corner i ORG, ale także z płytami naciętymi z taśm-matek cyfrowych. Oczywiście - im bliżej analogowej taśmy-matki, im wyższa prędkość obrotowa (45 rpm), tym jesteśmy wszystkiego bliżej, tym bardziej naturalny przekaz dostajemy. THERIAA nie eliminuje jednak z gry słabych tłoczeń, słabych realizacji. Pokazuje co i jak, ale przeskakuje od razu głębiej, wciąga nas w muzykę. Jak mówię - *So** Gabriela nigdy mi się od strony realizacyjnej nie podobało, uważam, że jest tam "coś", co powoduje podświadome zmęczenie, irytację, bez względu na tłoczenie, wydanie, format (*nota bene**, najgorzej brzmi remaster wydany na hybrydowej płycie SACD...). Testowany przedwzmacniacz przebił sie jakoś przez tę warstwę. Choć w jego brzmieniu jest więcej detali, bo to bardziej selektywne urządzenie niż niemal wszystkie znane mi przedwzmacniacze gramofonowe, to jednak góra wydaje się z nim spokojniejsza niż chociażby w pre Vitusa czy Manleya. Tylko CAT, ale to dzięki zaokrągleniu i ociepleniu, robił coś podobnego.

I wreszcie kategoria, która najtrudniej poddaje się falsyfikacji, a ta jest - moim zdaniem - podstawą przy każdym badaniu naukowym (a tym właśnie, badaniem przez ogląd, są odsłuchy sprzętu audio). Myślę o pięknie.
Definicja piękna zależy od każdego z nas, jego pojmowanie różni się i historycznie, i geograficznie itp. Myślę jednak, że da się znaleźć wspólną płaszczyznę wszystkich tych spojrzeń. A tym łatwiej w naszym przypadku, kiedy żyjemy w tym samym czasie i w - ostatecznie - tym samym miejscu. I słuchamy podobnej muzyki.
A ta za pośrednictwem THERIAA jest po prostu piękniejsza niż z innymi przedwzmacniaczami. I choć ogromnie cenię wspomniane urządzenia Manleya, Vitusa, CAT-a, ale również Bouldera, Ypsylona, Zandena, Kondo itd., to jednak wszystkie one niosą z sobą jakiś "garb" naddanych znaczeń, marki, promocji, reklamy, jakiegoś "halo", który powoduje, że to nie są już tylko "przekaźniki", bo wpływają także na to, jak "postrzegamy" przekazywaną przez nie muzykę. Polski przedwzmacniacz jawi mi się na tym tle w absolutnie bezpretensjonalny sposób - począwszy od wyglądu, na podejściu do tematu skończywszy. Gra w równie piękny sposób, jak najlepsze przedwzmacniacze gramofonowe, jakie znam, różnicuje nagrania w sposób wybitny, ale robi to trochę od niechcenia, bez zadęcia.

Podsumowanie

Roger Adamek, chyba nieświadomie zasiał w mojej głowie niepokój. Nigdy wcześniej nie miałem usilnej potrzeby wymiany Sensora na coś lepszego, na rozwód z nim. Jak każdy, doceniałem to, co inne modele miały do zaoferowania, podziwiałem nawet (czasami), jednak nie na tyle, żebym się zastanawiał, co by było "gdyby".
THERIAA nie jest bez wad, czegoś takiego nie ma. Analogowa taśma-matka grana z wypasionego Studera gra w bardziej dynamiczny sposób, ma jeszcze lepsze odwzorowanie holograficznej przestrzeni i mniej artefaktów, które powodują, że trudno nam "zawiesić niewiarę". Najlepsze przedwzmacniacze lampowe potrafią także lepiej nasycić, wysycić środek i jego niższą część. Jednak polski przedwzmacniacz robi to wszystko co najmniej bardzo dobrze, a przy tym łączy wszystko w jedną spójną całość. Nie mamy potrzeby analizy, nie ciągnie nas do eksperymentów, tylko kontemplujemy.

METODOLOGIA TESTU

Test miał formę porównania A/B ze znanymi A i B. Odsłuchiwane były pojedyncze utwory i całe płyty. Do bezpośredniego porównania miałem przedwzmacniacz Manley Seelhead i RCM Audio Sensor Prelude IC. Skorzystałem z dwóch gramofonów - Transrotora Rondino, z firmowym napędem TDM i ramieniem SME 5009 oraz Dr. Feickert Analogue Blackbird z 12" ramieniem Jelco. Korzystałem też z wkładek Miyajima Labs - stereofonicznej Kansui i najnowszej, monofonicznej ZERO, jak również z Air Tight PC-1 Supreme. Do ramienia SME podłączony był interkonekt gramofonowy Siltech Classic Anniversary Phono. Przedwzmacniacz stał na pneumatycznej platformie Acoustic Revive RAF-48H i zasilany był kablem zasilającym Acrolink Mexcel PC-9300.

Dane techniczne (wg producenta)
Wzmocnienie: 76 dB
Liniowość RIAA: +/- 0,1 dB (20 Hz - 20 kHz)
Tryb pracy wejścia : symetryczny lub niesymetryczny
Nominalny poziom wyjściowy: 2 V rms
Maksymalny poziom wyjściowy: 9 V rms
THD: < 0,1 %
Pojemność wejściowa: 100 pF
Czułość wejściowa: 0,2 - 5 mV, regulowana w 8 krokach
Impedancja wejściowa: 20 Ω - 47 kΩ, regulowana w 7 krokach
Obudowa zasilacza: aluminiowy profil 4 mm z frontem i tyłem 5 mm malowany na czarno.
Kabel połączeniowy: 2 m Obudowa przedwzmacniacza: szczotkowane, anodowane na czarno aluminium o grubości 10 mm i 5 mm
Front: 10 mm, szczotkowane aluminium, anodowane na czarno lub naturalny kolor aluminium
Nogi: stal nierdzewna, montowane elastycznie.
Wskaźniki:
∙ error, informujący o pojawieniu się na wejściu napięcia stałego,
∙ overload, informujący o przesterowaniu wejścia,
∙ wait, świecący podczas testowania układu, ∙ power, wskazujący włączone zasilanie, oddzielnie dla lewego i prawego kanału.
Waga: moduł wzmacniający - 9 kg; zasilacz - 4,5 kg
Waga transportowa: 17,50 kg


Po raz pierwszy test ukazał się w języku angielskim 1. grudnia 2012 roku w amerykańskim magazynie "EnjoyTheMusic.com", czytaj TUTAJ.



System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR V-edition (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Polaris III [Signature Version] + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Soulution 710
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja TUTAJ)
  • kolumny: Harbeth M40.1 Domestic (test TUTAJ)
  • podstawki pod kolumny: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
  • słuchawki: HiFiMan HE-6, Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω
    (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo
    (test TUTAJ)
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9300 (wszystkie elementy, recenzja TUTAJ) | Harmonix X-DC350M2R Improved-Version (recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate
  • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • platforma antyrezonansowa Acoustic Revive RAF-48 (pod odtwarzaczem CD, recenzja TUTAJ)
  • platforma Pro Audio Bono pod wzmacniaczem Leben CS300 [Custom Version] (recenzja TUTAJ)
  • wkładki gramofonowe: Miyajima Laboratory KANSUI (test TUTAJ), Miyajima Laboratory SHIBATA (test TUTAJ), Denon DL-103SA (test TUTAJ)