pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie #127

Ancient Audio
VINTAGE OSLO

Aktywne kolumny bliskiego pola

Kontakt: JAROMIR WASZCZYSZYN
ul. Malawskiego 50
31-471 Kraków | POLSKA


www.ancient.com.pl


KTS

Tekst: Rysiek B., Wiciu, Bartosz, Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Rysiek B., Wiciu, Bartosz, Wojciech Pacuła

Spotkanie #127

16 lipca 2020

wiat się zmienia, skoro nawet Janusz słucha YouTube’a z komputera...” – Tak rozpoczynał się mail, którego dostałem któregoś majowego dnia od Jarka Waszczyszyna, właściciela firmy Ancient Audio i współwłaściciela firmy FRAM. Janusz o którym mowa to jeden z gospodarzy spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, uziemiony w domu wraz z milionami innych ludzi z powodu pandemii koronawirusa. Uziemienie dotknęło również KTS.

Obeszliśmy to nieco poprzednim razem, przygotowując spotkanie „korespondencyjne”, w którym ludzie mogli po prostu opowiedzieć o tym, co aktualnie robią, czym się w audio i muzyce pasjonują, co ich kręci. Sprawozdanie z tego wirtualnego spotkania znajdą państwo TUTAJ. Ponieważ wyszło to całkiem fajnie, Jarek podrzucił pomysł na kolejne spotkanie – pomysł, dodajmy, całkowicie interesowny.

Na początku czerwca do sprzedaży trafiły najnowsze kolumny aktywne Ancient Audio, przeznaczone do postawienia na biurku Vintage Oslo. Ich historia sięga 2012 roku, kiedy to Jarek zaszokował świat high-endu przygotowując kolumny Studio Oslo. Były to kolumny aktywne, przeznaczone do postawienia na biurko i do współpracy z komputerem. Ich „serce” był procesor cyfrowy Ancient Audio. I chyba właśnie on był impulsem do powstania kolumn Oslo – żeby pokazać, co można z jego pomocą zrobić.

Pokaz się udał, a kolumny zagrały po prostu znakomicie. To była propozycja dla nas, zblazowanych audiofilów i melomanów, którzy chcieli posłuchać muzyki pracując przy komputerze. Kolumny miały jednak pewną właściwość, która skutecznie odstręczała większość potencjalnych klientów – wyglądały tak, jakby zostały zbudowane w przydomowym warsztacie. Bo tak było i tak właśnie wyglądały, sugerując – RZEMIOSŁO. Samo w sobie godne pochwały, przecież o to nam w audio chodzi, stawały jednak w poprzek tego, co się działo w tym sektorze. A „dział” się dizajn.

Patrząc na Studio Oslo trudno było sobie wyobrazić, że będą one stały obok wypasionych komputerów Apple’a, w wymuskanych wnętrzach dyrektorskich biur i gabinetów. Ale i Jarek to czuł, ponieważ w 2016 roku powstaje firma Digital Speaker Manufacture, mająca za zadanie wprowadzić sprawdzone koncepcje i technologię Ancient Audio do seryjnej produkcji. Jej kolumny są znacznie bardziej dizajnerskie, ponieważ ich obudowy wykonane są z aluminium. I kiedy wydawało się, że Ancient Audio pozostanie producentem elektroniki z górnej półki, a FRAM skupi się na kolumnach aktywnych, wydarzyły się Vintage Oslo.

| Kilka prostych słów…

JAROMIR WASZCZYSZYN
Właściciel, konstruktor

Jak państwo wiecie, małe głośniczki na biurko kręcą mnie już od 8 lat... Bo to jest dobre granie w każdych warunkach i dla każdego. A teraz temat jest jeszcze bardziej aktualny, chociaż epidemii nie przewidywaliśmy. Skoro wszyscy siedzimy i słuchamy muzyki na komputerach, a nawet poprzez taki nieaudiofilski portal jak YouTube, słuchajmy tego z jak największą frajdą.

Z niechęcią używam słowa „głośniki komputerowe”, bo od razu sugeruje to straszną chałę. A da się to naprawdę zrobić dobrze. Angielski sugeruje nazwy „Desktop Speakers” albo „Personal Speakers”, ale nie ma jej polskiego odpowiednika – poproszę o polską wersję! Przypomnę, że kiedyś „interface” tłumaczono jako „międzymordzie” :) Dlatego też wciąż pracujemy nad nowymi małymi kolumienkami pełną parą. Jako Ancient Audio i jako Fram.

Fram przygotowuje nowe wersje kolumn, na pierwszy ogień pójdzie model Midi 120 (test modelu Maxi TUTAJ - przyp. red.). Otrzymają one nową, atrakcyjną obudowę, a co ważniejsze, będą sterowane nowymi programami procesora głośnikowego, wygodnie przełączanymi przez użytkownika. Ze specjalną atencją będą traktowane programy do odsłuchu z małej odległości, czyli na biurko. Efekt, mogę zdradzić, jest całkiem niezły, nawet w małym pokoju, przy przeciętnej akustyce.

Małe kolumienki, ale dające dużo frajdy przy słuchaniu urodziły się w Ancient Audio, jako Studio Oslo. Kolejna odsłona, tym razem z procesorem, będzie na dniach ! Elektronika zagrała dosłownie wczoraj, a stolarz zapewnia solennie dostarczenie obudów , i....będzie coś co idealnie wpasuje się w nowe czasy. Mimo klasycznego wyglądu, i nazwy Vintage Oslo. A wszystko zmierza do kolejnego , wspólnego słuchania muzyki i niezbędnego sprzętu przez Krakowskie Towarzystwo Soniczne. JW

| Vintage Oslo

Czym więc są Vintage Oslo? – To aktywne kolumny, przeznaczone do postawienia na biurko. bazują na głośniku szerokopasmowym, sterowanym Cyfrowym Procesorem Głośnikowym, z trzema programami – jednym do grania w przestrzeni otwartej, oraz dwoma do grania na biurku. Całą elektronikę, czyli dwa wzmacniacze o mocy 20 W każdy oraz procesor sygnałowy zmieszczono na jednej płytce.

Płytka z elektroniką w Vintage Oslo

__________

Jak mówi Jarek, kluczem brzmienia tych kolumn jest obudowa. Nie ukrywa, że lubi stylistykę retro, w końcu to Ancient Audio. Daleką inspiracją były dla niego słynne studyjne monitory Tannoy Red. Nazwa Vintage Oslo była gotowa wcześniej, potrzebny był tylko dobry producent obudowy. Obudowa w klasycznym stylu miała być wykonana z bambusa, jednak jakość wykonanych w Chinach prototypów była fatalna.

Dlatego też nawiązał współpracę ze stolarnią Marka Godynia. Jak pisze Jarek, pan Marek jest nie tylko znakomitym stolarzem, ale i audiofilem. Niewiele stolarni ma własny pokój odsłuchowy…
Obudowy Vintage Oslo zostały wykonane perfekcyjnie, oczywiście ręcznie, oklejone polskim dębem, a nawet – jak czytamy w materiałach prasowych – „polskie słońce dostarczyło energię do maszyn stolarni” . Produkcję nadzoruje Szymon Nowak, skądinąd także producent własnych kolumn Aions. Głośniki dostarcza polska firma STX. Mówimy więc o całkowicie polskim, od A do Z, produkcie.

Pokój odsłuchowy przy stolarni pana Marka Godynia

__________

Kolumny stawiamy po obydwu stronach monitora. Ponieważ cała elektronika oraz wejścia znalazły się w jednej kolumnie, do drugiej sygnał prowadzony jest kabelkiem, zakończonym wtykiem RCA. Do kolumny możemy przesłać sygnał analogowy – przez wejście TRS 3,5 mm (mini-jack). W komplecie dostajemy też niedrogi przetwornik cyfrowo-analogowy, coś w rodzaju „zewnętrznej karty audio”. Z jednej strony wpinamy ją do komputera, przez gniazdo USB, a z drugiej wychodzimy sygnałem analogowym do wejścia kolumn. Można też, opcjonalnie, dokupić odbiornik Bluetooth, który wpinamy do gniazda w kolumnie.

Kolumny są oferowane w trzech kolorach: naturalnym dębie, brązowym i czarnym. Cena detaliczna za komplet wynosi 1999 zł, odbiornik Bluetooth to dodatkowe 99 zł (opcja).

| Jak słuchaliśmy

„Spotkanie” polegało na tym, że każdy z nas przygotował dwa tytuły, które polecał innym. Ponieważ była nas czwórka, a Bartek zdał się na nasz wybór, otrzymaliśmy sześć tytułów, dostępnych na YouTube:

|1| Jerry Garcia & Merl Saunders, Jerry Garcia & Merl Saunders at the Keystone, Berkeley, CA 10/11/1973 | oglądaj TUTAJ

|2| Dr. Lonnie Smith, JuJu (Live) | oglądaj TUTAJ

|3| Deep Purple, Child in Time w: Made in Japan (1972) | oglądaj TUTAJ

|4| Beethoven, Piano Concerto No 4 in G major, Op. 58, wyk. Krystian Zimerman, Wiener Philharmoniker, Bernstein (9/1989) | oglądaj TUTAJ

|5| The Shadows, Kon-Tiki | oglądaj TUTAJ

|6| L'Arpeggiata, Athanasius Kircher (1602-1680), Tarantella Napoletana | oglądaj TUTAJ

| SŁUCHAMY

Rysiek B. | Wieliczka 26.06.2020

RYSIEK jest miłośnikiem starych radioodbiorników lampowych, które oddaje do odnowienia i których potem, na przemian, słucha. Sercem jego podstawowego systemu jest wzmacniacz lampowy McIntosh Mc275 Commemorative Edition i odtwarzacz CD Ancient Audio Prime, z kolumnami Dynaudio.

Nasze spotkania KTS nadal są zawieszone, z prawdziwą radością przyjąłem więc propozycję Nadtedaktora, by zaimprowizować korespondencyjną wersję naszego kolejnego, już 125. spotkania. Kolumienki Vintage Oslo odebrałem od Jarka Waszczyszyna z dość sceptycznym nastawieniem. Słuchać muzyki z internetu, z YouTube’a, kiedy otaczają mnie Lampy? – Niech będzie, pomyślałem, skoro Zakon KTS tego właśnie oczekuje

Ładne te małe paczki, przyszło mi do głowy, rozpakowując je i ustawiając na biurku. W środku niewielkiego pudełka, w którym Jarek je do mnie przywiózł, znalazłem dodatkowo kilka kabli i takie „coś”: Hyper X AMP – USB Sound Card – Kingston. Producent zaleca, by łączyć komputer z jego monitorami przez tę kartę USB i – jak sprawdziłem w teście – wie co robi. Koledzy wybrali utwory do słuchania, sam dodałem dwa od siebie i – jazda.

To było moje pierwsze zetknięcie z aktywnymi monitorami – nie licząc studyjnych Mackie – z kompem i YouTubem. Zaczynam delikatnie z ustalonej listy utworów i od razu słyszę, że organy Hammonda te kolumny to lubią, czego słucham nieco zaskoczony. Przesłuchuję przez tydzień wybraną listę tytułów, nie śpieszę się z oceną, bo to dla mnie nowe medium i nowe doświadczenie. Pierwsze wrażenie to czystość. Ja, „chowany” na lampie, uznaję przewagę systemów tranzystorowych w tym aspekcie i tym razem się to potwierdza.

Biorę na odsłuch klasykę, znam CD Alfy na pamięć – teraz ponownie daję się wciągnąć w energię i emocje tej muzyki, brzmi ona z kolumnami Jarka ciekawe i na mnie naprawdę działa. Wchodząc nieco w soniczną ocenę wszystkich nagrań napiszę: to szybki, czysty w niebieskich i zielonych barwach dźwięk, który zaskoczy bogactwem transjentów, zwłaszcza instrumentów strunowych szarpanych i dętych blaszanych. Aura wokół nagrania i oddech sali koncertowej czy studia wyraźnie są odczuwalne, ale to jeszcze nie high-end.

Wielkość i charakter brzmienia Vintage Oslo wyznacza im miejsce w mniejszych pokojach i do słuchania z bliska. Oczekiwałbym więc od Ancient pewnych modyfikacji. Za niezbędne zmodyfikowanie tych monitorów o płynnie regulowane korektory barwy przy likwidacji istniejącego przełącznika DSP – kiedyś przeczytałem, by słuchając w samochodzie ustawiać scenę od przodu do tyłu. Zwłaszcza przy cichym słuchaniu i do zbalansowania różnego masteringu w internecie.

I teraz – nie wiem czy to wada czy zaleta, ale te kolumienki obnażają wady nagrań i z bólem konstatuję ogromny rozrzut jakości i sposobu masteringu dostępnej muzyki. Po stronie ograniczeń oceniam, że przetwornik Hyper X powinien być w podstawowym pakiecie oferty tych monitorów. Więcej gniazd, więcej portów – nigdy dość – ma być choinka z tyłu Panie Konstruktorze, niemniej regulacje barwy – wygodnie z przodu.

Szanuję propozycję firmy Ancient Audio, dzięki której mogłem być dostawcą okablowania systemu AA dla Johna Tu, właściciela Kingston Technology, dlatego avanti Jarku! – Oczekuję kolejnej wersji tych kolumn. W podsumowaniu i poza oceną, wydarzeniem dla mnie były dwie rzeczy: zakręciłem się słuchając Kon-Tiki i dostałem gęsiej skórki słuchając poza programem duetu Andrea Bocelli & Sarah Brightman. Czego wszystkim melomanom i audiofilom z całego serca życzę. RB

Wiciu | Kraków 20.06.2020

WICIU gra w domu na lampowych wzmacniaczach Jadis i kupuje więcej płyt CD niż jest w stanie przesłuchać :)  Jego ukochanymi kolumnami są Sonus faber GUARNIERI.

Jak wiadomo głośniki instalowane w komputerach (tu: w notebooku Samsung) służą do usłyszenia brzdęgla (ze staropolska jingle'a) Windows Microfoftu lub, co najwyżej, do odsłuchaniu wywiadu w internecie. Nie służą umilaniu muzyką z komputera, bo się do tego ze względu na charakterystykę przenoszenia dźwięku nie nadają. Kompletny brak średnicy, a szczególnie dolnej. O basie zapomnijmy. Zatem, by czegoś posłuchać, konieczne staje się doposażenie komputera zewnętrznymi skrzyneczkami i takowe Mistrz Jaromir nam prezentuje.

Po podpięciu do komputera i zapuszczeniu muzyki od razu robi się radośniej, bo staje się przestrzeń. Muzyka przestaje się przeciskać przez szczeliny głośniczki komputera i rozbrzmiewa pełną piersią. Pojawiają się dodatkowe brzmienia. Okazuje się, że nagrania mają bas!!! Ba, kawał mocnego basu. Szczególnie uderzyła mnie partia basowa Rogera Glovera w Child in Time z koncertu w Osace (tak mi się wydawało, że to jest ta wersja, ale to sprawa do ewentualnego sprawdzenia) z trzech pamiętnych koncertów w Japonii w sierpniu 1972 roku. Tu można, rzeczywiście, usłyszeć basistę w pełnej krasie.

Wrażenie robi też utwór La Carpinece zespołu L'Arpeggiata. Rytm, energia, drajw. Aż człowieka wyrywa z fotela, by z hiszpańska, obcasikiem potupać sobie nieco w rytm.

Głośniczki mają trzy poziomy ustawienia dźwięku. Mnie najbardziej odpowiada pozycja środkowa przełącznika na tylnej ścianie głośniczka. Daje dobrą przestrzenność i pięknego kopa (że ujmę to w taki bezpośredni przekaz).
Dla lubiących posłuchać klasyki też mam dobrą wiadomość. Wysłuchany na próbę IV koncert fortepianowy Beethovena w wykonaniu Krystiana Zimermana pod Leonardem Bernsteinem angażuje uwagę. Całość brzmi zacnie. Fortepian miękko i soczyście.

Klasę, wdzięk można docenić najbardziej w kontekście. By usłyszeć różnicę porównałem brzmienie Ancient Oslo i budżetowych głośniczków komputerowych o podobnych gabarytach. I tu od razu była słyszalna różnica w emisji dźwięku. Dźwięk był wyższy, mniej przestronny, ubogość basu. Szybko zmieniłem przetworniki impulsów elektrycznych na akustyczne, bo szkoda było czasu na pogłębione analizy różnic.

Konkludując: Ancient Oslo pod strzechy, a właściwie na każde biurko komputo-melomana! W

Bartek | Kraków 08.07.2020

BARTEK przez kilka lat przygotowywał dla państwa NOWOŚCI, a dzisiaj „udał się na inne odcinki walki”. Słucha muzyki głównie z Tidala, ale w użyciu są również słuchawki HiFiMAN Edition X v2 oraz przetwornik cyfrowo-analogowy/wzmacniacz słuchawkowy CHORD Hugio TT (v1).

Pierwotna wersja tego tekstu wyglądała zupełnie inaczej. Po kilku dniach spędzonych w obecności nowych kolumn Ancient Audio miałem o nich wyrobioną stanowczą opinię: to solidnie wykonany produkt, który dobrze gra… i tyle. Nie widziałem w nim miejsca na (przeładowanym skądinąd) rynku audio, nie potrafiłem wyobrazić sobie jego potencjalnego nabywcy. Po oddaniu tekstu naszła mnie jednak refleksja. Tym nabywcą… mógłbym być ja.

Zastanówmy się na chwilę nad tym, czym jest właściwie model Vintage Oslo. To niewielkie aktywne kolumny głośnikowe, wykonane w całości w Polsce przez krakowską firmę Ancient Audio, która ma na swoim koncie i fenomenalnie brzmiące cuda z samego high-endowego topu, i doświadczenie w produkowaniu tego typu produktów, z samego zamierzenia dedykowanych znacznie szerszemu gronu odbiorców.

I dla mnie to wszystko – jak tylko się uspokoiłem i zebrałem myśli – ma niebagatelne znaczenie. Od przeprowadzki do swojego mieszkania nie narzekam na nadmiar miejsca. Musiałem pożegnać się z dużym, „pełnoprawnym” systemem audio: sprzęt albo stoi w piwnicy, albo cieszy już nowych właścicieli, kolekcja płyt winylowych zbiera już tylko kurz. Moim źródłem muzyki stał się zestaw telefon + słuchawki + TIDAL (na obronę swojej audiofilskiej wrażliwości nadmienię tylko, że słuchawki od AKG, a TIDAL w wersji Master). Vintage Oslo pozwoliły mi uwierzyć, że „coś więcej” jest w moim zasięgu. Są niewielkie, charakteryzują się klasyczną, przyjemną bryłą, a wykorzystane przy ich konstrukcji materiały dobrze współgrają z moim minimalistycznym salonem.

Poza tym jak na tego typu produkt grają po prostu wybornie. Dlatego właśnie powołałem się dwa akapity wyżej na high-endowy rodowód Ancient Audio – słuchając Vintage Oslo od razu dociera do nas, że nic tu nie jest przypadkowe. Dźwięk jest zaskakująco duży, gładki, ale nie rozmemłany, świetnie sprawdza się i przy klasycznym rocku, i muzyce pop spod znaku Billie Eilish.

Co więcej, kolumny te znakomicie odnalazły się także we współpracy z moją wysłużoną stacją PlayStation 4; nie pamiętam, żeby ogrywane przeze mnie tytuły kiedykolwiek brzmiały tak dobrze. Traf chciał, że na dysku twardym japońskiej konsoli miałem akurat zainstalowaną przedostatnią odsłonę serii Mortal Kombat (a konkretnie: Mortal Kombat XL), czyli grę, w której udźwiękowienie odgrywa niebagatelną rolę. Po kilkunastu sesjach z dźwiękiem organizowanym przez Vintage Oslo jeszcze mocniej doceniłem ten aspekt Mortala.

I rzecz ostatnia: opisywane przeze mnie kolumny są w całości projektowane i wykonywane w Polsce. Dla mnie, szczególnie w dobie światowej pandemii, ma to swoją wartość. Za ich powstaniem stoi osoba z krwi i kości, prawdziwy człowiek, a nie maszyna i korporacyjna mentalność.

Vintage Oslo to pięknie brzmiące, fajnie wymyślone kolumny, które pokochałem całym sercem. Czy jest to równoznaczne z tym, że nie dostrzegam w nich wad? Oczywiście, że nie. Ich wygląd, chociaż jak najbardziej utrzymany w klasycznym stylu, nie przypadnie do gustu każdemu, a jakość instrukcji/pomocy służących do poprawnego zainstalowania i użytkowania systemu woła o pomstę do nieba. Tylko co z tego, skoro obcowanie z tym modelem sprawia mi tak wiele czystej, nieskrępowanej frajdy? B

Wojciech Pacuła | Kraków 29.06.2020

Słyszałem wszystkie kolumny z serii Oslo.

Kolumny Jarka z serii „Oslo” znam od samego początku, to jest odkąd tylko wpadł na taki pomysł. To był z jego strony odważny ruch, bo będąc producentem high-endowych i top high-endowych urządzeń audio nie miał nigdy do czynienia ze sprzedażą produktów z mainstreamu. A może właśnie źle do tego podszedłem i kolumny Oslo, w tym odsłuchiwane przez nas tym razem Vintage Oslo, wcale nie są mainstreamem, a właśnie high-endem wśród tego typu kolumn?

Bo to konstrukcje, które grają niesamowicie przyjemnie! Jarek Waszczyszyn w mailu, w którym przysłał listę utworów „obowiązkowych” poprosił nas nie o opis dźwięku, a o to, czy słuchanie na Vintage Oslo muzyki z komputera, z Youtube daje nam „frajdę”. Odpowiedź na nie jest prosta, jak ranne wyjście po bułki: oczywiście, że tak. Słuchanie wszystkich utworów, czy to było wymiatanie Lonniego Smitha na organach Hammonda B-3, czy fortepian Krystiana Zimermana, czy wreszcie koncert Deep Purple, dźwięk był fajny, kręcący, przyjemny.

Rozbieranie go w celach „audiofilskich” nie miało, przynajmniej dla mnie, sensu. Nie o to chyba w tym chodzi – to system „biurkowy” i ma spełniać inną rolę niż klasyczny system audio. Zapewne ten, kto się zdecyduje na Vintage Oslo, już ma jeden, a może i dwa, systemy w pokoju głównym, sali odsłuchowej, a pewnie i w sypialni. Z drugiej jednak strony to tego typu dźwięk, który świetnie się z tymi głównymi systemami skomponuje.

Jest gładki, równy, przyjemny. Dobrze ustawione kolumienki absolutnie znikają z pola widzenia i wydaje się, jakby dźwięk dochodził z ekranu komputera. Skraje pasma są mocno ograniczone, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. To ten przypadek, gdzie w pełni objawia się cnota umiaru. Bo właśnie dzięki takiemu „strojeniu” dźwięk Vintage Oslo jest niemęczący i można ich słuchać przez długie godziny. Jak i ja zrobiłem.

Jeśliby ktoś chciał sobie podbić dół, może skorzystać z przełącznika na tylnej ściance. Pozwala on na ustawienie trzech różnych charakterystyk brzmienia, zapewne nie tylko odmiennych na dole pasma, ale i w innych podzakresach. Po krótkim czasie doszło do mnie, że najlepiej słucha mi się muzyki w położeniu „I”, czyli z najmniejszym basem. Dało mi to wszystko, o czym pisałem powyżej.

Trudno odmówić Jarkowi talentu – Vintage Oslo to naprawdę wyjątkowe kolumienki. Z jednej strony nowoczesne, bo napędzane przez procesor DSP z autorskim oprogramowaniem, a z drugiej będące uroczą „ramotką”, odsyłającą w lata 50., do czasów, kiedy najważniejsze było porządne rzemiosło, a sprawy takie jak dizajn traktowane były w audio jak fanaberia. WP

| Podsumowanie

Z tekstów, które mogliście państwo przeczytać powyżej, jasno wynika, że Vintage Oslo, to dźwiękowo propozycja wybitna. To kolumny grające tak dobrze, że zapominamy, że to tylko maleńkie, szerokopasmowe głośniczki w niewielkich obudowach. i to nawet, kiedy grają muzykę z YouTube’a. Posłuchałem z nimi, co oczywiste, nagrań z Tidala, także nagrań master, czyli zakodowanych w MQA, i byłem pod wielkim wrażeniem tego, co naprawdę potrafią.

Nie mogę jednak nie wskazać na coś, co dręczyło mnie przez cały czas z nimi spędzony. Po prawdzie, to nie wiem, dla kogo są one przeznaczone. Dla tych, których dźwięk nie interesuje ich cena jest zaporowa. Z kolei dla tych, którzy mogliby sobie na nie pozwolić ich wykonanie może być nie do przyjęcia. Bo chociaż obudowy są ładne, estetyczne, to już wszystkie pozostałe elementy wyglądają, jakby były przygotowane „na sztukę”, bez oglądania się na estetykę.

Rzecz w tym, że kolumny te mają niesamowity potencjał. Musiałyby być jednak „cukiereczkiem” dizajnerskim, przedmiotem pożądania, czymś, od czego oczy i ręce nie chcą się nam odlepić. Żeby to się udało, musiałyby jednak kosztować sporo więcej. I znowu – dla ludzi, na które stać Vintage Oslo już teraz, wydatek kolejnego 1000 złotych nie zrobiłby większego wrażenia. Dla wszystkich jednak, którzy się zastanawiają, byłaby to cena zaporowa.

I właśnie dlatego, pomimo ich pięknego brzmienia, nie potrafię powiedzieć, kto jest odbiorcą Vintage Oslo. jestem też niemal pewien, że sam Jarek tego nie wie. Pokazał wszystkim że w tym, co robi jest znakomity. Ale to wciąż za mało, żeby cokolwiek sprzedać. WP