pl | en

254 Czerwiec 2025

Wstępniak

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”



No 254

1 czerwca 2025

ŻYCIE SINGLA

O singlu płytowym jako formie sztuki, jego początkach i losach w latach 90., kiedy to niemal zanikł, jak również o tym, że warto mu poświęcić trochę czasu. I jeszcze o tym, że wciąż żyje.

PODSŁUCHANA PRZEZE MNIE ROZMOWA w autobusie, jadącym z Ruczaju do przystanku Czarnowiejska, przy którym znajduje się Spodek, maleńka kawiarnia z niedrogą, wspaniałą kawą, macerowaną białą herbatą i dobrym winem – że pozostanę przy oczywistościach – w której na okrągło gra też pionowo powieszony gramofon Pro-Jecta, przykuła moją uwagę zwrotami: „singiel”, „singlem”, „singlom”. Nie, żebym podsłuchiwał intencjonalnie, bo przecież coś tam w tym momencie czytałem, zapewne „Tygodnik Powszechny”, ale jednak to krótkie słowo momentalnie kazało mi zwrócić na tych dwóch gości uwagę.

⸜ Singiel miał być konkurencyjnym formatem dla LP, a stał się kołem zamachowym jego sprzedaży, szczególnie wśród młodzieży – pomogły w tym takie zespoły, jak The Rolling Stones; na zdjęciu singiel Little by Little z 21 lutego 1964, strona B z utworem Not Fade Away, Decca Records

Na oko późnodwudziestokilkuletni, może pod trzydziestkę, rozmowę zaczynali z zapałem, aby po jakimś czasie, bardziej minutach niż chwilach, i po wymianie uwag powoli odpłynąć w zamyślenie, przerywane jedynie sykiem otwieranych i zamykanych drzwi, szumem rozmów, jaki zwykle płynie tuż pod progiem naszej percepcji, a co jakiś czas głośnym „Halo!” i „Daj spokój, ja pierdolę!” rzucanych prze ludzi wokół do telefonów, z fantazją i nieliczeniem się z nikim dookoła. Ich zamyślenie wynikało, o ile dobrze rozumiem, z niedopasowania świata wyobrażonego i opowiedzianego ze światem realnym, dokoła nich, światem doświadczanym przez nich samych. Rzecz we współczesnym świecie typowa, prawda?

Zamyślenie, a może i – tak to sobie wyobraziłem – melancholia wynikały z tego, że – o ile dobrze podsłuchałem, choć podsłuchiwać nie zamierzałem, przypomnę – status singla, o którym mówili i który komentowali, z jednej strony wydawał im się szalenie pociągający, interesujący, tajemniczy, może nawet wymarzony, ale z drugiej wiedzieli, że nie dla wszystkich on ci jest i nie każdemu służy. Jeśli tak – wspaniale, ale zakładanie z góry, że życie tego typu jest dla każdego nie ma chyba większego sensu. Podobnie i w drugą stronę, bo bycie „osobno” nie zawsze oznacza „samotnym”, bo i samotnym można być wśród ludzi – że przywołam popsychologiczną mądrość, która zadziwiająco często okazuje się prawdziwa.

⸜ Polskie single otrzymywały różne okładki – od wspólnych dla wielu tytuł tytułów - Jazz Jamboree 1962, Nr 6 (na górze), przez „generyczne”, jak Tonpressu – 2+1 Video/Samo życie (po lewej), czy z ładną typografią, jak Kalkuta nocą/Obłędu chcę tego samego zespołu (po prawej). I jedynie najbardziej dopieszczani i przynoszący dochody artyści, jak Anna Jantar, otrzymywali single ze specjalnie przygotowaną okładką.

Ale dlaczego w ogóle o tym piszę, w dodatku nie na blogu poradnikowych guru, tylko w piśmie audiofilskim, zapytacie państwo. Ano dlatego, że wynurzyłem się wtedy z głębin lektury ponieważ goście, o których mowa wymówili magiczne słowo „singiel”. Niemal na 100% nie mieli pojęcia, że kiedyś znaczyło ono coś innego i że dzisiejsze jego użycie przeszło ze świata muzyki do świata socjologii. Zapytany o to przeze mnie Google w swoim pilotażowym programie doradcy SI podpowiedział, że słowo „singiel” może oznaczać wiele rzeczy, zależnie od kontekstu. Najczęściej odnosi się do osoby, która nie ma partnera życiowego, ale może również oznaczać pojedynczą grę sportową (np. w tenisa), a także – i w tym momencie jesteśmy w domu – „krótkie wydawnictwo muzyczne (SP)”.

Dla mnie single kojarzą się z jednym: małą czarną płytką o średnicy 7” na której pomieszczono utwór promujący zaplanowaną niedługo płytę. Mam też w głowie obrazy singli cyfrowych, na płytach CD, ale to właśnie czarny krążek jest dla mnie tym pierwotnym wyobrażeniem. Dzisiaj wciąż, co jakiś czas, raczej rzadziej niż częściej, wydawcy wciąż przygotowują fizyczne single. Traktują je jednak jako gadżety lub przygotowują boxy z wieloma płytkami, takie jak The 7" Singles Box Set, wydany w grudniu 2022 roku box Paula McCartneya zawierający 80 krążków wydanych pierwotnie w latach 1971-2022. Jak się bowiem wydaje, czas singli minął.

⸜ Czesław Niemen miał szczęście do ładnych okładek; w 1966 roku wydano cztery utwory na krążku 45 rpm, co daje nie singiel, a EP-kę lub „czwórkę”; w przeciwieństwie do tych ostatnich, krążek kręci się z prędkością klasyczną dla singli. W 2014 roku Polskie Nagrania wydały staranną replikę tego materiału, ale z nowym, cyfrowym remasterem.

A było przecież tak pięknieContinuum Encyclopedia of Popular Music of the World w pierwszym tomie, poświęconym mediom i muzyce, mówi:

Singiel jest formatem zapisu (lub ich zestawem) zazwyczaj definiowanym przez krótszy czas nagrania w stosunku do dłuższych wersji zamieszczonych na albumie muzycznym. Chociaż na współczesnych płytach winylowych 12” (30 cm) lub singlach CD dostępny jest dłuższy czas odtwarzania, przez co pojęcie to rozmywa się, określenie „singiel” generalnie odnosi się do najmniejszego, dostępnego w sprzedaży, modułu zawierającego muzykę popularną.

⸜ Hasło „Single” w: Continuum Encyclopedia of Popular Music of the World, Volume 1: Media, Industry, Society, red. John Shepherd, David Horn, Dave Laing, Paul Oliver, Peter Wicke, Nowy Jork 2003, s. 779.

Chodzi po prostu o płytę z pojedynczym utworem lub dwoma, zazwyczaj krótszym niż wersja zamieszczona na albumie, który miał promować całą płytę. Przez lata było to najważniejsze narzędzie marketingowe wydawców, a z drugiej strony najtańszy sposób wejścia w świat muzyczny, zazwyczaj ze strony małolatów. Znajome? – Oczywiście, w radiu wciąż można usłyszeć to słowo, kiedy prowadzący informuje o pojawieniu się nowego nagrania. Również w prasie muzycznej sięga się po to określenie, choć w obydwu przypadkach nie ma ono już nic wspólnego z fizycznym nośnikiem, a mówi po prostu o utworze zapowiadającym album. Zazwyczaj identycznym z tym, który się na płycie ukaże.

Kiedyś jednak singiel wyznaczał horyzonty muzyczne milionom ludzi. Był gadżetem, ukochaną pamiątką, wycinkiem czegoś wielkiego – jeśli i cała płyta była ciekawa. Jego historia sięga początków XX wieku, kiedy to królowały szelaki, 10” (25 cm) płyty 78 rpm mieszczące na jednej stronie około cztery minuty nagrania. Zebrane w jednym „albumie” dawały pełne nagranie muzyczne, zazwyczaj muzyki klasycznej. Były one jednak sprzedawane również oddzielnie i nosiły wówczas nazwę, jak można się domyśleć, „singli”.

⸜ Zdarza się, że single są dołączane do regularnych płyt; w Polsce pierwszym takim wydawnictwem był podwójny album Czesława Niemena Idée fixe z 1978 roku; w 2020 ukazała się jego reedycja z singlem na 33,3 obrotów. Po prawej stronie płyta Petera Gabriela New Blood z 2011 do którego dołączony był singiel picture disc A Quite Moment/Solsbury Hill

To, co znamy pod tą nazwą przyszło jednak dopiero, kiedy wytwórnia RCA postanowiła powalczyć o rynek z Columbia Records i w odpowiedzi na jej 12” płytę drobnorowkową Long Play, w lutym 1949 roku zaproponowała małą płytę 7” (18 cm) obracaną z prędkością 45 rpm, czyli czterdziestu pięciu obrotów na minutę. Tak wyszło sporo kompletnych albumów, dla przykładu, In The Wee Small Hours Franka Sinatry z 1955 roku, z czterema singlami w dwóch osobnych, rozkładanych okładkach 7” (LC 6702).

Równocześnie pojawiły się na rynku albumy Extended Play, złożone z dwóch płyt 7” z utworami wybranymi z całego albumu. Przykładem niech będzie, skoro jesteśmy przy Sinatrze, Songs For Young Lovers, EBF-488, z 1954 roku. W Polsce mieliśmy ich bieda-odpowiednik w postaci „czwórek”, to jest płyt o średnicy 7”, ale z prędkością odtwarzania 33,1 rpm, czyli takiej samej, jak płyty LP. Mieściły się na nich cztery utwory, co było fajne, ale jakość dźwięku była gorsza niż klasycznych singli – mniejsza prędkość obrotowa = większe zniekształcenia.

Pomysł z singlami w formie albumów był wzorowany na wcześniejszym, „szelakowym”, jednak życie zmieniło te plany. Dość szybko format singlowy stał się popularny wśród młodzieży i wraz z eksplozją rocka zmienił oblicze muzyki. Jak pisze wspomniana encyklopedia, był on miarą popularności programów muzycznych w rodzaju „Top 40”. Single znalazły się w szafach muzycznych, były podstawą imprez domowych, a nawet słuchane były w samochodach. Stały się wszechobecne.

⸜ Współcześnie single nie są elementem promocyjnym, a pamiątką – na zdjęciu Oscar Peterson On A Clear Day rozprowadzany wśród przyjaciół z okazji wydania boxu Exclusively For My Friends, przygotowanego przez wydawnictwo MPS; jego analogowy remaster przygotował Dirk Sommer (1970/2014)

Do tego stopnia, że Mike Evans podrozdział poświęcony temu nośnikowi zatytułował: Kult 45-tek. Pisał:

Waga siedmiocalowych płyt 45 oraz czterościeżkowych EP, powiązana z równoległymi narodzinami rock’n’rolla jest nie do przecenienia. Muzyka Elvisa, Little Richarda. Buddy’ego Holly’ego i innych pionierów zaspokajających potrzeby rynku młodzieżowego, którzy po raz pierwszy mieli do wydania kieszonkowe, ale w większości przypadków nie na tyle, aby było ich stać na kupno drogiej płyty Long Play.

⸜ MIKE EVANS, Vinyl. The Art of Making Records. The Grooves, The Labels, The Designs, Sterling Publishing, New York 2015, s. 54.

Ważną rolą singla było „skompresowanie” czasu oczekiwania. Wiele płyt zostało wydanych nieomal z dnia na dzień, aby podtrzymać zainteresowanie zespołem lub to zainteresowanie wzbudzić. W Polsce rolę takiego „przekaźnika” pełniło, założone w latach 70., wydawnictwo Tonpress (Krajowa Agencja Wydawnicza Tonpress). Małgorzata Przedpełska-Bieniek pisała, że wsławiło się ono masowym wydawaniem singli i czwórek i że „raz w tygodniu studio zajmowała młoda, dobrze zapowiadająca się, grupa rockowa”. Płyty i kasety, jak dodaje, „wydawano błyskawicznie” (więcej → TUTAJ). Z kolei Filip Łobodziński pisząc o Maybelene Chucka Berry’ego przywołuje następujący obraz:

W półśnie brzdąkasz coś na gitarze, nagrywasz, zasypiasz nieświadom tego, co się stało. Rano budzisz się i słyszysz, że zanim zacząłeś chrapać, wykluło się coś ciekawego. Kumpel dopisuje na kolanie słowa zwrotek, nagrywacie roboczą wersję w studiu, jedziecie w trasę, a wasz manager wypuszcza ten nieobrobiony kawałek na singlu. Reszta jest historią.

⸜ FILIP ŁOBODZIŃSKI, Alchemia symbolu, „Tygodnik Powszechny”, 21-27 maja 2025, nr 21, s. 94.

W połowie lat 80. popularność innych nośników tego typu, jak 12” maxisingle, single CD oraz single kasetowe, tak zwane „cassingle”, tę supremację „czterdziestki piątki” podważyły. Nazwa ta zaczęła coraz bardziej oddzielać się od swojego fizycznego desygnatu, a stawała się bytem niezależnym od żadnego formatu, którym jest dziś.

A szkoda. Płyty z dwoma utworami, głównym na stronie A i dodatkowym na stronie B, pełniły bowiem rolę ważnego przekaźnika, nie tylko muzyki, ale i gustów, stylu i trendów. Były swego rodzaju reklamówką o długim czasie użycia. W tym sensie, że choć miały one zapowiadać album i po jego wydaniu ta ich funkcja traciła na znaczeniu, to wciąż pozostawały ważnym elementem muzycznego życia. Tym bardziej, że strony B przynosiły zazwyczaj utwory, które nie zmieściły się na albumie lub inne wersje utworu podstawowego.

⸜ Japońska wersja płyty Violator grupy Depeche Mode przynosiła maxisingiel Enjoy The Silence; z powodu błędu w tłoczni posiadaczom dosyłano później zastępczy dysk z singlem, który dziś można również kupić osobno (1990); z tyłu jeden z sześciu boxów z singlami grupy

To od Shake the Disease, singla zespołu Depeche Mode, wydanego 29 kwietnia 1985 roku, rozpoczęła się moja podróż z tym zespołem. Promował on składankę The Singles 81→85 (w USA wydaną pod tytułem Catching Up with Depeche Mode), na której się znalazł, nie był jednak nigdy częścią regularnej płyty tego zespołu. Podobna historia do Shake the Disease wiąże się z polskim zespołem Vader, który w 1995 roku nagrał swoją wersję utworu I Feel You, zatywułowaną I.F.Y.. Wydana na dwutrackowym singlu w szarej okładeczce tylko raz została wznowiona, jako bouns track remasteru regularnej płyty, w 2003.

Zresztą to Depeche Mode wydawali na stronach B utwory, które dla innych zespołów byłyby szczytem ich kariery, a które nie mieściły się na ich długich płytach. Że przypomnę przepiękny Dangerous z singla Personal Jesus, który ukazał się 29 sierpnia 1989 roku, czy Surrender, zawarty na drugiej stronie 7” Only When I Lose Myself z 7 września 1998. Dodajnym że na płytach typu maxisingle umieszczano zremiksowane wersje, wersje wydłużone, zmienione, koncertowe, a z czasem jeszcze więcej dodatkowych utworów. Było na bogato.

⸜ W latach 90. i 2000. w Polsce ukazywało się sporo singli CD nieprzeznaczonych do sprzedaży; z płyty Spodchmurykapelusza Czesława Niemena wydano aż dwa – na tytułowym jest tylko jeden utwór, ale na Jagodach szaleju aż trzy, w tym wersja instrumentalna (2002)

I właśnie ta nadmiarowość, bogactwo można by powiedzieć, czyniły z singli swego rodzaju rozsadniki znaczeń. Promowały, ale i kreowały. Uzupełniały też wiedzę muzyczną, często rozciągając ją w kierunkach, których w inny sposób byśmy nie dostrzegli. Dzisiejszy singiel tę funkcję utracił i pozostał tylko tym, czym był w pierwotnych zamysłach – promocją, formą reklamy. Nie ma już na nim innych wersji utworu niż ta na albumie – niemal zawsze to po prostu utwór, który się na nim znajdzie, tyle że udostępniony wcześniej. Fajnym wyjątkiem są więc projekty Polskich Nagrań i Warnera, którzy wydają single cyfrowe, ale z osobną okładką, osobną historią itp. Przykładem niech będą Sygnały Mieczysława Kosza z płyty Sygnały. Trio ‘68 (więcej → TUTAJ).

Kiedy świat muzyczny został zdominowany przez serwisy streamingowe, fizyczny singiel jako nośnik muzyczny stał się dla wydawców obciążeniem. Zresztą – nie pierwszy raz. Steve Knopper w książce Appetite for Self-Destruction: The Spectacular Crash of the Record Industry in the Digital Age pisze o ośmiu „grzechach głównych” popełnionych przez wydawnictwa, które doprowadziły do kolapsu całej branży. Wśród nich, pod numerem 4. znalazło się „Zabójstwo singla” (Soft Skull Press, 2009, s. 105).

⸜ W latach 80. wydawane były również 3-calowe single CD, mieszczące się w definicji formatu Compact Disc. Szczególnie popularne były w Japonii; na zdjęciu jeden z nielicznych (może jedyny) singiel 3” z polską muzyką - Dziewczyna szamana Justyny Steczkowskiej, z dodatkowym, niepublikowanym nigdzie indziej utworem (1995)

W odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie, dlaczego biznes płytowy wyślizgał single CD z rynku, przywołuje opinię Jima Caparro, w latach 90. prezesa wydawnictwa Def Jam Records: „Zbyt mała marża”. Jak mówi, single były zbyt kosztowne w produkcji i nie sprzedawały się już tak dobrze, jak wcześniej. Wcześniej były rozdawane za darmo DJ-om radiowym, na koncertach i wysyłane do pism. To był najtańszy gadżet promocyjny, jaki można było sobie wyobrazić.

Wraz z czasem szefowie wytwórni doszli jednak do wniosku, że sprzedaż singli „kanibalizuje” sprzedaż całych albumów. Tym bardziej, że zwykle znajdował się na nich jedyny dobry utwór, a cały album był co najwyżej przeciętny. A nie o to przecież im chodziło. Chodziło o sprzedaż jeszcze większej liczby płyt CD w coraz większej liczbie dużych sklepów płytowych. A w tym single tylko przeszkadzały. Jak kończy ten rozdział Knopper, „był w tej strategii śmiertelny błąd”.

Dzisiaj prawdziwych singli już nie ma. Trudno bowiem mówić w ten sposób o utworach zapowiadających album udostępnianych w streamingu. Choć byłby to powrót do korzeni, bo tym single były w momencie eksplozji rynku 7” płyt, to jednocześnie byłoby to odcięcie wszystkiego, czym ten format z czasem obrósł i czym się ostatecznie stał – jednym z ważniejszych elementów branży muzycznej, bogatej w znaczenia i treści.

⸜ Jeszcze raz Steczkowska, a obok promocyjny singiel zespołu Yes oraz promocyjna płytka Bajmu z utworem America. Ta ostatnia ma średnicę klasycznego CD, ale zadrukowano tylko obszar singla 3”, resztę pozostawiając przezroczystą.

Dzisiaj singiel pełni rolę gadżetu. Jak zauważa autor wpisu w Continuum Encyclopedia of Popular Music of the World, wraz z zaninikiem jego znaczenia rozpoczęło się jego drugie życie. jest fetyszyzowany za swoją fizyczność, artystyczną wartość, a przez komercyjną marginalizację zyskał – paradoksalnie – na znaczeniu. Być może dlatego są wykonawcy i wydawnictwa, które tę historię kontynuują. David Quantick swój artykuł z zeszłego roku zatytułował adekwatnie do tego: Pet Shop Boys and the art of the CD single. Czytamy:

I, co genialne, dzięki New London Boy wykorzystują również świat fizycznego formatu, aby wydać nie siedmiocalowy singiel, ale prawdziwy podwójny singiel CD. Ci z nas, którzy żyli w latach dziewięćdziesiątych – dekadzie zespołów odrodzenia nowej fali w bluzach Union Jack cuchnących CK1 – z sentymentem wspominają podwójny singiel CD. Były to kontrowersyjne rzeczy, ponieważ były postrzegane (słusznie) jako próby zwiększenia sprzedaży i pozycji na listach przebojów poprzez włączenie różnych, seksownych utworów na obu płytach kompaktowych: ale z tego samego powodu były również genialne.

⸜ DAVID QUANTICK, Pet Shop Boys and the art of the CD single. 11 grudnia 2024, → SUPERDELUXEEDITION.com, dostęp: 23.05.2025.

Podobnie jest z singlami winylowymi. Wciąż są wydawane, głównie z okazji Record Store Day, są też dodawane czasem do albumów, jednak służą nie reklamowaniu albumu, a mają na celu ponowne połączenie nas z muzyką. Bo formaty fizyczne robią to o wiele lepiej niż streaming. Podobnie jest i z lekturami. Badania wskazują, że zrozumienie treści jest od sześciu do ośmiu razy większe przy czytaniu książek papierowych niż na urządzeniach cyfrowych Powtórzę – z muzyką jest tak samo.

⸜ Zebranie singli na płycie CD jest jedną z form ich powtórnej promocji. Nie są to tylko największe przeboje, bo dostajemy również strony B; na zdjęciu Culture Club i Japanese Singles Collection na płycie SHM-CD (2022)

Dlatego kupujmy single, w moim przypadku to single CD. Mają one bowiem w sobie coś, czego nie dostaniemy w żadnej innej formie. Są pigułką energetyczną bez efektów ubocznych. Dzięki temu format ten wciąż będzie żył.

WOJCIECH PACUŁA
redaktor naczelny

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records