Jack Johnson
Sleep Through The Static


Program:
1. All At Once
2. Sleep Through The Static
3. Hope
4. Angel
5. Enemy
6. If I Had Eyes
7. Same Girl
8. What You Thought You Need
9. Adrift
10. Go On
11. They Do They Don't
12. While We Wait
13. Monsoon
14. Losing Keys
15. Home (bonus w wersji amerykańskiej)

Brushfire Records/ Universal Records, 756055
Szczegóły: digipack
Data wydania: 04.02.2008

Format: CD


JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 8-9/10



Przypadek Jacka Johnsona jest szczególny: ten urodzony w roku 1975 na Hawajach były zawodowy surfer, którego karierę przerwał poważny wypadek, po którym już nigdy nie wrócił do zawodu. Kiedy leżał w szpitalu jeden z przyjaciół przyniósł mu gitarę, aby się nie nudził. Tak narodził się jego fenomen. Drugą, obok surfowania, jego pasją było kręcenie filmów o tym sporcie i wciąż jest mu wierny, Jednak teraz muzyka stała się numerem jeden – po prostu zdobył tak dużą popularność, że nie może więcej udawać, że to tylko dodatek.

Chociaż... kiedy słucha się jego najnowszej płyty nie można się oprzeć wrażeniu, że to wciąż sprawa sposobu na życie, część większego projektu polegającego na cieszeniu się tym, że się żyje. Wyluzowana, niewymuszona gra, ciepły, mocny głos itp. A zaczyna się wcale nie od muzyki. Jak można się dowiedzieć z opisu płyty, sesja miała miejsce w studiu zasilanym w całości energią słoneczną. Więcej – opakowanie zostało wykonane w całości z papieru ekologicznego, tj. uzyskanego z surowców wtórnych. Wbrew temu, do czego nas takie projekty przyzwyczaiły, nie ma w projekcie plastycznym niczego ze zgrzebności. Prostota kolorów (farby ekologiczne, bez lakierowania) spowodowała, że otrzymaliśmy klasyczną okładkę, równie atrakcyjną, jak okładki jazzowe z lat 50’ i 60’. Naprawdę świetnie zrobione!

O luzie w muzyce wspomniałem. Jest to jednak nie tylko kategoria artystyczna, ale także techniczna. Jak się wydaje, tak to słychać, płyta została nagrana na „setkę”, tj. od razu rejestrowany był cały zespół, bez nakładek i poprawek. Kiedy gitara brumi, słychać to, kiedy mamy jakiś przydźwięk – to samo. Studio jest niewielkie i tak je dostajemy. Jedyne, co chyba zrobiono (to tylko moje przypuszczenie), to oddzielono wokal od gitary parawanem akustycznym lub przeniesiono wokalistę do innego pomieszczenia. Separacja instrumentów i głosu jest bowiem duża. Wykorzystano to zresztą w artystyczny sposób: płytę rozpoczyna gitara w prawym kanale i nic nie zapowiada tego, co stanie się za chwilę: oto wchodzi za moment pełny, duży, ciepły głos, który nas zawłaszcza. Kilka sekund i płyta jest nasza. Słychać, że mikrofon był bardzo blisko, jednak udało się tak ustawić jego barwę, że jest świetnie! To ten sam kaliber wokalu, co z płyt Allana Taylora i Chris Connor, a do tego piękne instrumenty. Blachy są lekko ocieplone i nie ma ich dokładnej definicji, ale wpisuje się to w pomysł na płytę. Nie jest to purystyczna realizacja w stylu nagrań Naima, a jednak jest równie atrakcyjna. Nie zapominajmy, że audio to sztuka reprodukcji, ale także element twórczy. Przecież nikt nie jest na tyle naiwny, żeby wierzyć, że uda mu się w domu oddać to samo, co na żywo – raz, że ogłuchlibyśmy, bo instrumenty nigdy nie znajdują się tak blisko słuchacza, a dwa, że nie ma możliwości, aby oddać realną akustykę – zawsze będziemy przywiązani do rozstawu kolumn i naszego pomieszczenia. Można jednak dążyć do takiego grania, które nas zwiedzie, oszuka. I płyta Jacka Johnsona taka właśnie jest. I do tego ta radosna, leniwa muzyka. Chyba się przeniosę na Hawaje... Tylko, czy tam dowiozą mi urządzenia do testu?

Strona artysty: Jack Johnson

Dystrybucja: Universal Records




POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B