DEPECHE MODE
COLLECTORS EDITION




Pewne rzeczy trzeba mówić od razu, bo potem przynajmniej wiadomo, jaki przyjąć filtr przy czytaniu. Jestem depeszowcem. A właściwie byłem...Tak naprawdę to wciąż jestem, tyle że o "lotnisku" dawno nikt nie wie, wysokie, czarne buty leżą gdzieś na strychu, a czarna skóra pewnie służy kolejnemu pokoleniu gdzieś w Polsce. Zostało jedno - muzyka. Od pierwszych nut, od pierwszego kawałka usłyszanego w EMPiK-u na nowohuckim Placu Centralnym w Krakowie w latach 80. wiedziałem, że jestem kupiony. I chociaż potem przyszły zmiany, kolekcja płyt pęczniała i stawała się coraz bardziej eklektyczna (pocieszam się, że to duch naszych czasów, a kiedy jestem bardziej zdołowany tym stanem rzeczy, mówię sobie, że jestem po prostu postmodernistą...) i obfitowała w coraz bogatszą kolekcję jazzu i klasyki, to miłość do muzyki Depeche Mode pozostawała niezmienna.

Jak łatwo się więc po takim wyznaniu zorientować, posiadam wszystkie regularne płyty zespołu, sporo "nieregularnych" i większość singli, przy czym z ostatnich trzech płyt - wszystkie, włącznie z wieloma edycjami tylko dla rozgłośni radiowych. Kiedy jednak przychodzi do zdefiniowania formatu, w jakim owe płyty w moim zbiorze występują, zaczynają się schody. Oto bowiem pięć pierwszych płyt (nie licząc singli) posiadam tylko na winylach, a pozostałe tylko na CD (wyjątkiem jest "Exciter", którego mam na LP i CD oraz "101", który mam na CD i SACD, ale o tym potem). Nigdy nie kupiłem żadnej edycji nagrań wydanych na CD z tych, które mam na LP. Powód był prosty - wszystkie kolejne wydania CD miały koszmarny dźwięk, który nawet w snach nie dobijał do tego, co oferował winyl. I to nawet przy tak prymitywnych gramofonach, jakie wówczas posiadałem. Zbieranie CD rozpocząłem od "Music for The Masses", płyty, która oferowała całkiem znośny dźwięk, zdyskontowany następnie bardzo dobrą realizację "Violatora". I tak pozostało. Ponieważ moje oryginalne longplaye z czasem zaczęły wykazywać coraz więcej cech kwalifikujących je do kosza, kilka razy przymierzałem się do kupna ich wersji na CD. Jednak zawsze jasny, płaski dźwięk kompaktów szybko mnie z tych zamierzeń leczył. Kiedy więc pojawiła się informacja, że firma Mute, a właściwie jej właściciel - EMI - przygotował specjalną, kolekcjonerską edycję wstrzymałem oddech: oto dzień, na który czekałem.

Po gorączkowym zakupie pierwszego dostępnego albumu z jednej strony poczułem się jak w niebie, a z drugiej poważnie się zaniepokoiłem. Bo oto z jednej strony wydawnictwo zostało przepięknie przygotowane, w formie podwójnego digipacku, z genialną reprodukcją okładki i z nakładanym na całość przezroczystym elementem ochronnym. Co więcej, okazało się, że specjalna edycja ostatniej, jak na razie, płyty "Playing The Angel" nie była tylko wyskokiem, a wzbogacona o wspomnianą poligrafię okazała się jednym z najlepiej przygotowanych, najbogatszych wydawnictw ostatniego czasu. Oto bowiem każdy album z serii Collectors Edition przybywa na dwóch płytach - na jednej mamy nagranie SACD (stereo i wielokanałowe 5.1) z warstwą CD (stereo oczywiście), a na drugim kolejne wersje albumu tym razem do odtwarzaczy DVD: stereo w formacie LPCM 24/48 oraz w formacie wielokanałowym Dolby Digital i genialnym dts 96/24 (obydwa 5.1). Mamy więc aż sześć wersji tego samego albumu - trzy stereofoniczne i trzy wielokanałowe! A do tego dochodzą filmy dokumentalne o powstawaniu danej płyty, koncerty i bonusy - klipy, remiksy itp. Pod względem "wartości" każda z tych płyt prezentuje więc poziom (niemal) genialny.

Ponieważ mówimy o DM na łamach "HIGH Fidelity OnLine", a więc magazynu per se audiofilskiego, z naciskiem położonym na dźwięk, więc ten aspekt będzie dla nas najważniejszy. Pierwszym pytaniem jest to, w jaki sposób wykonano miksy: czy wersja SACD została przygotowana niezależnie od DVD? Czy warstwa CD została utworzona z SACD czy też z miksu 24/48? I wreszcie - skąd wzięły się nagrania dts z częstotliwością próbkowania 96 kHz, chociaż wiadomo, że część wczesnych nagrań cyfrowych miała częstotliwość próbkowania 48 kHz i długość słów w najlepszym razie 20 bitów... Pytań jest sporo, na część z nich nie znam odpowiedzi, jednak odsłuchując intensywnie poszczególne krążki wydaje się, że remiksy dokonano w domenie PCM, z parametrami 24/48, a gdzie to możliwe - 24/96, następnie dokonano downsampling do wersji stereo 48/24 dla DVD oraz 44,1/16 dla warstwy CD na płycie hybrydowej (chyba z wersji PCM powstała wersja stereo warstwy SACD). Osobno wykonano remiksy wielokanałowe, jednak wydaje się, że także powstały one w wersji PCM (24/48) i dopiero z nich wykonano wielokanałową wersję SACD. Trochę skomplikowane, jednak pokazuje, że SACD jest tylko formatem wyjściowym i to nie do końca wykorzystanym. Być może dlatego nigdzie na opakowaniu nie znajdziemy informacji, że mamy warstwę SACD - na przezroczystym opakowaniu istnieje jedynie informacja, że jest to edycja "CD + DVD", a znaczek SACD o mikroskopijnych wymiarach, umieszczony na obwodzie płyty, zlewa się z tłem. A może tak trzeba? W identyczny sposób sprzedano remiksy płyt The Rolling Stones z katalogu ABKCO, krążki, na których nigdzie nie napisano, że jest to SACD, Dzięki temu płyty sprzedawane były na normalnych półkach, jak klasyczne kompakty, a nie lądowały w gettach nowych formatów. Jak było - nie wiem, jednak mam nieodparte wrażenie, że SACD miało posłużyć jedynie do tego, aby edycja była maksymalnie "kompletna", że tak powiem. A nie jest. Otóż bowiem, aby nie zabierać miejsca na dysku, wersja stereo LPCM ma ograniczoną częstotliwość próbkowania do 48 kHz, nie dając dostępu do 96 kHz (o 192 kHz nie mówiąc), o co w przypadku taśm-matek analogowych banalnie łatwo, a iw przypadku nowszych rejestracji cyfrowych nietrudno. Także wersje wielokanałowe są zakodowane w kodekach stratnych i nie ma wersji wielokanałowej 24/96 (DVD-Audio). Na szczęście w dużym stopniu rekompensuje to dts 96/24, który jest naprawdę znakomity.

Jak można się było zorientować z listy Nagród Roku 2006 (spis TUTAJ), edycja ta znalazła się na samym szczycie wybranych płyt. Paradoksalnie jednak nie dlatego, że wreszcie mogłem się pożegnać z winylami na korzyść CD. Wręcz przeciwnie - jeśli to możliwe, to warstwa CD z płyt SACD jest jeszcze gorsza niż poprzednio. Oczywiście, w wielu aspektach dźwięk poszczególnych elementów poprawiono, jednak w ogólnym zarysie dźwięk jest bardziej męczący niż na oryginalnych płytach CD. Nagroda należy się zaś za realizację stereo i wielokanałową z płyty DVD i w kilku przypadkach z SACD. Tu widać klasę, której się nie spodziewałem. I w ten sposób za "pomocą" Depeche Mode przeskoczyłem nad kompaktem wprost w objęcia DVD i SACD, choć wcale nie jestem zagorzałym wielbicielem tych technologii. Do tej pory nie wydano jeszcze trzech płyt, jednak szkoda mi było dłużej czekać i wciąż odwlekać tę chwilę. Z powodów praktycznych recenzja tym razem skupi się na wersjach stereofonicznych, wielokanałowe zostawiając na inną okazję - przy sześciu wersjach tej samej płyty recenzowanie wszystkich jest ponad siły śmiertelnika, przynajmniej jeśli mają to być rzetelne recenzje. W każdym razie, opis obejmuje sześć dotychczas wydanych płyt z serii Collectors Edition oraz dwie płyty, które formalnie do niej nie należąc, także sytuują się w kręgu wydawnictw "specjalnych". Za punkt odniesienia dla trzech pierwszych albumów przyjąłem oryginalne winyle, wspomagając się kompaktowymi singlami tam, gdzie to było konieczne. Przy trzech kolejnych odniesieniem były oryginalne płyty Compact Disc, wspomagane przez wybrane nagrania z nowo zakupionego winylu "The Singles 86-98" (Mute, MuteL 5), a także singlami kompaktowymi. Osobno oceniana była wersja CD, SACD i LPCM. Warto wspomnieć, że do tej pory jeden z najlepszych dźwięków nagrań Depeche Mode był na płycie z DVD z klipami, wprawdzie w formacie 48/16, jednak z bardzo dobrą dynamiką i ładnym basem. Być może, że odpowiedzialna jest za to częstotliwość próbkowania, identyczna jak ze studyjnych taśm DAT, najczęściej zmieniana potem dla płyty CD (na 44,1 kHz), który to proces nigdy nie jest "transparentny".

Ponieważ wydaje się, że jest to "wzorcowa" edycja Depeche Mode, coś jak literatura wydawana w Bibliotece Narodowej (tzw. "beenki"), więc aby wyniki odsłuchów były maksymalnie miarodajne, sprzęt do nich użyty był z górnej półki:

Odtwarzacze CD
  • Ancient Audio LEKTOR PRIME (test TUTAJ)
  • E-Sound CD-5 SE (test TUTAJ)

    Odtwarzacze SACD:
  • EMM Labs CDSD SE/DCC2 SE
  • Accuphase DP-78 (test TUTAJ)

    Odtwarzacze DVD/wieloformatowe:
  • Arcam DV29 (test TUTAJ)
  • Theta COMPLI

    Analog:
  • Gramofon - Oracle Delphy MkV
  • Wkładki - Dynavector XV-1S oraz Koetsu Rosewood Signature
  • Pzedwzmacniacz gramofonowy - Manley Steelhead




    Depeche Mode
    "Speak&Spell"


    Spis utworów (SACD):
    01. New Life 3:46
    02. I Sometimes Wish I Was Dead 2:18
    03. Puppets 3:56
    04. Boys Say Go! 3:08
    05. Nodisco 4:15
    06. What's Your Name ? 2:45
    07. Photographic 4:43
    08. Tora! Tora! Tora! 4:38
    09. Big Muff 4:24
    10. Any Second Now (Voices) 2:35
    11. Just Can't Get Enough 3:44
    12. Dreaming Of Me 4:01

    Mute DMCD1
    Data wydania: 05.10.1981/03.04.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Ta płyta oraz następna, "Abroken Frame", zyskały na remasteringu najwięcej. Naprawdę z przyjemnością słucha się, jak ładnie brzmi warstwa CD. Dźwięk ma pewne ograniczenia wynikające z samego procesu rejestracji, to ostatecznie pierwsza płyta zespołu, średniej jakości sprzęt, a umiejętności muzyków jeszcze nie te. Pomimo to płyta brzmi świeżo i poza niektórymi archaicznymi brzmieniami syntezatorów wciąż robi dobre wrażenie.
    Najważniejsze, że po "cienkości" i suchości oryginału (tak będę nazywał LP) nie ma śladu. W dźwięku znajdziemy sporo mięcha, basu, a całość ma bardzo dobry balans tonalny. Ładny jest plan szczegółowy, płynny, gładki, naprawdę smakowity. Nie wiem, z czego to wynika, ale podejrzewam, że po prostu analogowa taśma-matka lepiej przysłużyła się późniejszej obróbce. W porównaniu z nową wersją oryginał brzmi czasem, jakby ktoś uszkodził wkładkę, tak stłumiony i mało dynamiczny wdaje się z niego dźwięk. Po "New Life" jest utwór "I Sometimes Wish I Was Dead", którego na moim LP nie ma. Także tutaj dźwięk jest energetyczny, przyjemny, po prostu równy. Dopiero przy "Puppets" longplay pokazał pazur i przyłożył niższym basem, który w wersji CD został nieco odchudzony i odfiltrowany. Scena jest dość mała, skupia się pośrodku, ale tak nagrywano niemal wszystkie płyty z muzyką elektroniczną. Ważne, że w dużym stopniu udało się uniknąć rozjaśnienia dźwięku i jego wyostrzenia, czego się najbardziej bałem. Największą zaletą jest dobra selektywność i wyraźna, pełna niższa średnica. Warstwa CD pokazuje wyższy środek nieco mocniej niż SACD. W tym przypadku SACD ma więc wyraźną przewagę nad CD, ponieważ dźwięk idzie w kierunku gładkości i pełni. Bardzo dobra jest kontrola basu, np. przy "Nodisco", motorycznym utworze, gdzie rytmiczność była znakomita. Bardzo dobry był atak, na LP poświęcany w imię wypełnienia i ciepłej barwy. Na LP, w porównaniu z SACD dźwięk jest znacznie bliżej - tutaj gładkość i plastyka SACD daje o sobie znać i bezapelacyjnie pomaga w uzyskaniu dobrego wyniku końcowego.
    Wersja DVD brzmi nieco ciszej niż CD. Po przejściu na tę platformę poprawie ulegają wszystkie aspekty brzmienia. Nie ma wprawdzie tak mięsistego basu jak z CD i SACD, ale to chyba dlatego, że kompresja na DVD jest mniejsza i nie rzuca dźwięku tak blisko do słuchacza. Głos Gahana miał lepiej wyodrębnione "body". Lekkim problemem może się okazać nieco mocniej niż na SACD prezentowana góra. Dźwięk ogólnie ma lepsze "odejście", jest więcej powietrza między nami i wykonawcami. Całość brzmi po prostu czyściej.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 6/10
    SACD 7/10
    DVD 24/48 7/10
    Depeche Mode
    "Abroken Frame"


    Spis utworów (SACD):
    1. Leave In Silence
    2. My Secret Garden
    3. Monument
    4. Nothing To Fear
    5. See You
    6. Satellite
    7. The Meaning Of Love
    8. A Photograph Of You
    9. Shouldn't Have Done That
    10. The Sun & The Rainfall

    Mute DMCD2
    Data wydania: 03.04.1982/02.10.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Jeślibym chciał komuś zarekomendować tę serię na podstawie wersji CD, wówczas na pewno zacząłbym od tej płyty. Piękny, skupiony, wypełniony dźwięk. Elementy, które przy "Speak&Spell" były mocno zaznaczone, tutaj dopiero wykorzystano w maksymalnym stopniu. Dźwięk w porównaniu z LP wyraźnie się otwiera i wszystko jest nieporównywalnie czystsze. Niesamowita poprawa następuje przede wszystkim w klarowności, przez co CD miażdży LP, bez dwóch zdań. Również scena dźwiękowa, wciąż dość mocno związana z osią odsłuchu, ale takie to były czasy, pokazuje mimo to sporo swobody i głębi. Słuchając tej płyty człowiek zastanawia się, ile tak naprawdę można znaleźć na taśmach-matkach, skoro w dość, ostatecznie, komercyjnym remasterze (w podtekście: "nie-japończyku") uzyskano tak wiele. Dźwięk jest na tyle dobry, że tylko po sztafażu niektórych brzmień można je umiejscowić tak daleko w czasie - całość ma mocny, pełny i organiczny charakter, charakteryzujący się analogową płynnością - szczególnie z warstwy SACD - połączoną z dobrą szczegółowością. Kiedy np. w "My Secret Garden" na LP wokal, a potem chórki, brzmiały w skompresowany, ściśnięty sposób, to na CD, a jeszcze bardziej na SACD dokładnie słychać nie tylko same głosy, ale także nałożone na nie pogłosy, artefaktową akustykę, bardzo ładnie związaną z głównymi dźwiękami. Bas z CD nie jest może tak okrągły i ciepły jak z LP, ma jednak nieporównywalnie lepszą definicję i zwartość. Sytuacja z barwą odwraca się przy "Monument", brzmiącym znacznie cieplej i bardziej spójnie z CD, a jeszcze lepiej z SACD. Warto jednak zauważyć, że w pewnym stopniu daje o sobie znać, przede wszystkim z CD, obecność mocniejszego zakresu 800 Hz-1 kHz, który co jakiś czas prowadzi do "pudełkowego" dźwięku. Nie jest to jednak sprawa dotkliwa i dopiero na następnych płytach niemal zrujnuje ich brzmienie.
    DVD ma poziom głośności zbliżony do CD. Głos jest podawany dalej niż na CD, jednak ma znacznie lepszą prezencję, nie jest tak "ściśnięty". Dźwięk jest na DVD pełniejszy, z lepiej pokazywanymi fakturami i planami. Dźwięk nie jest tak ciepły jak z CD, ale to lepiej - mamy i dobry rysunek i ładne wypełnienie.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 6/10
    SACD 7-8/10
    DVD 24/48 8/10
    Depeche Mode
    "Some Great Reward"


    Spis utworów (SACD):
    1. Something To Do
    2. Lie To Me
    3. People Are People
    4. It Doesn't Matter
    5. Stories Of Old
    6. Somebody
    7. Master And Servant
    8. If You Want
    9. Blasphemous Rumours

    Mute DMCD4
    Data wydania: 24.09.1984/02.10.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Od tej płyty zaczyna się dźwiękowy zjazd w dół. Chociaż w wielu elementach realizacja jest lepsza niż na poprzednich płytach, coś takiego się podziało z CD, że LP brzmi znacznie lepiej. Na CD stłumiona jest bowiem część niższej średnicy, a mocno podrasowana część około 1 kHz. Daje to dość przenikliwy, pudełkowaty dźwięk, w którym po prostu brakuje dynamiki. LP było pod tym względem dokładnym przeciwieństwem, ponieważ tam właśnie 1 kHz był stłumiony, dając dość głęboki, ale mało szczegółowy dźwięk. Na remasterze "Some Great reward" słychać to tak, jakby ktoś chcąc skompensować błąd popełniony przy LP przejechał suwakiem korektora w drugą stronę i po prostu przegiął. Wersja LP, nawet z już wysłużonej płyty, brzmi znacznie bardziej koherentnie i jest pełniejsza. Szczególnie dobrze słychać to przy "Something to Do", gdzie CD zabrzmiało jak parodia LP, jak obleczony w ciało zarzut zwolenników winylu, którzy nigdy nie zaakceptowali "cyfrowego", a więc zimnego i mechanicznego brzmienia kompaktu. Podobnie było przy "Lie To me". Wprawdzie na CD instrumenty otrzymały lepsze zróżnicowanie, słychać, że starano się wydobyć jak najwięcej szczegółów - zamiar się powiódł - jednak zatracono zupełnie ciągłość i pełnię brzmienia. Warstwa SACD nieco poprawia sytuację, ponieważ średnica nie jest taka przenikliwa, a wszystko staje się bardziej płynne, a nawet kremowe. Po raz pierwszy jednak i CD, i SACD brzmiało wyraźnie gorzej niż oryginalny LP.
    Wersja DVD ma nieco niższy poziom niż CD (a więc ma niższą kompresję), mocny bas i pokazuje nagranie znacznie dokładniej w szczegółach. Wciąż dźwięk jest dość pochlastany, jednak teraz przynajmniej słychać, że część brzmień po prostu tak została zarejestrowana i nie jest to tylko wina remasteringu. W brzmieniu jest więcej plastyczności niż z CD, mniej agresji, jednak ogólna jakość dźwięku nie poprawia się w takim stopniu jak przy innych tytułach tej serii.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 3-4/10
    SACD 4/10
    DVD 24/48 5/10
    Depeche Mode
    "Music for The Masses"


    Spis utworów (SACD):
    1. Never Let Me Down Again [4:47]
    2. The Things You Said [3:55]
    3. Strangelove [4:38]
    4. Sacred [5:01]
    5. Little 15 [4:14]
    6. Behind The Wheel [5:17]
    7. I Want You Now [3:28]
    8. To Have And To Hold [3:08]
    9. Nothing [4:12]
    10. Pimpf [3:56]

    Mute DMCD6
    Data wydania: 28.09.1987/03.04.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Podążając za wzorcem wypalonym na "Some Great Rewards" na płycie "Music For The Masses" postawiono na mocny zakres 1 kHz, który może w pierwszym momencie poprawia balans tonalny nieco stłumionego oryginalnego nagrania (w tym przypadku jest to CD, z kilkoma utworami porównanymi z LP), który jednak nie pomaga w kreowaniu głębokiego, pełnego soundu, który idealnie komplementowałby bogate aranżacje i skomplikowaną formalnie budowę poszczególnych utworów. Dźwięk z warstwy CD jest więc stłumiony, bez wyraźnej góry i dołu. Nie spodziewałem się tak słabego dźwięku. W prawdzie w skali bezwzględnej "Music..." brzmi lepiej niż "Some...", jednak postęp technologiczny i czas, jaki upłynął między tymi dwoma cyfrowymi nagraniami uprawomocniał znacznie większe oczekiwania pod tym względem. Przy tej płycie, z warstwy CD dzieje się coś niedobrego - nie jest ona tak krzykliwa jak w "Some...", jednak w jakiś sposób jest wewnętrznie spowolniona, jakaś ospała - nie potrafię do końca zwerbalizować o co chodzi. Nie słucha się tego jak na "szpilkach", a jednak coś w dźwięku, przy dłuższym słuchaniu męczy. Dopiero "Little 15", gdzie nie ma blach i niskiego basu, na CD zabrzmiało przyjemniej, z wyraźnie wydzielonymi planami i bliskim głosem. Z LP utwór ten ma ciepły i intymny sposób, ale bez połowy informacji, jakich dostarczyła płyta CD. Przejście na warstwę SACD poprawia sporo w dźwięku, jednak nie ma jakościowej zmiany, jakby problemy z CD przeniosły się na SACD i nałożyły na lepszy dźwięk.
    Na DVD dźwięk jest wyraźnie mniej stłumiony niż na CD, za to wydaje się bardziej rozjaśniony. Przy "The Things You Said" wychodzi jednak znacznie lepsza głębia nagrania, precyzja, a nawet płynność, która w wersji DVD jest o kilka klas do przodu w stosunku do CD.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 4/10
    SACD 4-5/10
    DVD 24/48 5/10
    Depeche Mode
    "Violator"


    Spis utworów (SACD):
    1. World In My Eyes
    2. Sweetest Perfection
    3. Personal Jesus
    4. Halo
    5. Waiting For The Night
    6. Enjoy The Silence
    7. Policy Of Truth
    8. Blue Dress
    9. Clean

    Mute DMCD7
    Data wydania: 19.03.1990/03.04.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    "Violator" już przy pierwszym odsłuchu - a usłyszałem to w popołudniowej audycji Tomasza "Nosferatu" Beksińskiego w radiowej Trójce www.radio.com.pl/trojka/ - pod względem dźwięku (bo muzycznie jest znakomity) pozwalał się sklasyfikować jako bardzo dobry. Myślę, że poza "Abroken Frame" to najlepiej, jak do tej pory, nagrana płyta Depeche Mode (nie mówię o remasterach, a o jakości rejestracji). Czysty, pozbawiony cyfrowego "granulatu" dźwięk połączony z bardzo dobrą dynamiką pozwala na głośne granie, takie, jakie najlepiej do tej muzyki pasuje. Na szczęście także remastering tego krążka jest bardzo dobry. Jego średnica jest nieco stłumiona, bez wyrazistości i "obecności" tego zakresu, jaką daje LP, jednak bas poprowadzony jest na CD fenomenalnie - ma lepiej zdefiniowany atak i lepszą barwę, a poza tym naprawdę "rządzi". Wokale mają dobrze pokazane pogłosy, które ładnie uzupełniają dźwięk podstawowy i dają wrażenie wglądu w nagranie. Bez cienia wątpliwości ten aspekt jest na CD, a w jeszcze większym stopniu na SACD, wyraźnie lepszy niż w oryginalnych wydaniach CD i LP. Na winylu głosy są po prostu za bardzo wtopione w miks, są mało selektywne, jakby je mocno skompresowano, przez co wyższa średnica niepotrzebnie wysuwa się na pierwszy plan. Znacznie lepiej na CD z nowej wersji zaznaczana jest także scena i plany dźwiękowe. Na LP sytuuje się ona raczej jako większa całość, jak przestrzeń bez miejsc akcentujących odrębność poszczególnych instrumentów, zaznaczanych nie tylko jako elementy o innej barwie, ale także o innym kształcie i charakterze. Oryginalny CD brzmi ciszej, co wskazuje na większą kompresję nowego materiału, jednak nie przekłada się to na pogorszenie dynamiki tego ostatniego (przynajmniej subiektywnie). Wyższa średnica na LP jest mocniejsza, czasem ładniejsza, jednak bas jest nieco rozlazły. Na CD i SACD - na "gęstej" warstwie znacznie lepiej - pokazane są relacje barwowe i dynamiczne. Po raz drugi SACD gra wyraźnie lepiej niż CD, ze znacznie głębszą sceną i lepszą separacją planów.
    Bas na DVD także jest masywny i nasycony, jednak uderza precyzyjniej i ma lepszą kontrolę niż na CD. Jego rytmiczność (pochodna definicji) także jest tutaj lepsza. Głos Gahana jest tutaj wyraźnie dalej, jest przez do plastyczny, chociaż w pierwszym momencie może się wydawać, że jest mniej "namacalny". To złudzenie - na CD kompresja jest po prostu większa i poszczególne dźwięki są "bliżej" siebie. Na specjalną uwagę zasługują dodatkowe utwory, a przede wszystkim cudowne "Clean". Nagrane w dość intymnej atmosferze, chyba w niewielu podejściach, ma znakomity dźwięk, pełny, ciepły, ale i klarowny i jedynie w głosie Gahana nie zachowano zbyt dobrej rezolucji. Całość brzmi jednak powalająco i pokazuje, jak bardzo jakość dźwięku zależy od sposobu nagrywania - im bardziej na "setkę", tym lepszy dźwięk. Klip sugeruje wprawdzie, że nagranie zostało zrealizowane właśnie w ten sposób, ale to lekki retusz. Tak naprawdę nagrano to w kilku podejściach, choć rzeczywiście muzycy grali razem w tym samym pomieszczeniu.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 6/10
    SACD 7/10
    DVD 24/48 7-8/10
    Depeche Mode
    "Songs of Faith and Devotion"


    Spis utworów (SACD):
    1. I Feel You
    2. Walking In My Shoes
    3. Condemnation
    4. Mercy In You
    5. Judas
    6. In Your Room
    7. Get Right With Me
    8. Rush
    9. One Caress
    10. Higher Love

    Mute DMCD8
    Data wydania: 22.03.1993/02.10.2006
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Jestem z tą płytą szczególnie związany emocjonalnie i nie podzielam zdania hardcorowych depeszowców, dla których tak wyraźny ukłon w kierunku rynku amerykańskiego, tak dalekie odejście od elektroniki (szczególnie widoczne, kiedy zestawi się "Songs..." z poprzedzającym ją ultra-elektronicznym "Violatorem") są największą wadą tej płyty. Kiedy ukazał się pierwszy, poprzedzający płytę singiel "I Feel You" zorganizowałem z przyjaciółmi trzydniową imprezę u mnie w domu, bez alkoholu i innych używek, jedynie z dobrym jedzeniem, wycieczkami "dotleniającymi" i - przede wszystkim - z muzyką. Graliśmy te dwa utwory (na singlu kasetowym CBONG21, gdzie zamieszczono "I Feel You" i "One Caress") w kółko i po jakimś czasie znaliśmy je na pamięć. Pewnej pozamuzycznej aury dodawały wiadomości o problemach Gahana z używkami, przez co przekaz poszczególnych utworów nabierał dodatkowej mocy. Następująca po nim płyta nie była tak przebojowa jak "Violator", jednak robiła duże wrażenie. Problemem była jednak jakość dźwięku. Dźwiękowo płyta była bowiem krokiem w tył w stosunku do poprzedniego albumu. Brudny, gitarowy sound został nieco skompresowany, a barwa stłumiona w niższej średnicy i rozjaśniona na górze. Także dynamika jest gorsza. Niestety na nowej reedycji problemy te występują ze zdwojoną mocą. "Pudełkowatość" sygnalizowana silnie przy "Music..." występuje tu chyba jeszcze mocniej. W porównaniu z oryginalnym CD dźwięk ma wyraźnie podkreśloną średnicę w okolicach 800 Hz i osłabione skraje pasma. Dla porównania, LP przynosi stłumienie tego zakresu, co także specjalnie dobrze na jego odbiór nie wpływa, choć jest mniej męczące niż nowa, zremasterowana wersja. Zakres ten powoduje, że głos Gahana nie brzmi tak plastycznie, jak by można było tego oczekiwać. "Condamnation" z LP zabrzmiał w stłumiony sposób. Wokaliza Gore'a, która nadaje całości dramatyzmu i specyficznej aury, tak dobrze uchwycona w wersji koncertowej albumu "Songs Of Faith And Devotion Live" (Mute, LCDSTUMM106, CD; swoją drogą, ciekawe, czy album ten zostanie zremasterowany), na LP niemal nie istnieje, przykryta innymi dźwiękami. Nowa wersja CD wyczyściła to, wyprowadziła na prostą, jednak pozbawiło całości koherencji. Wyraźniej, czyściej i lepiej brzmi natomiast na nowym CD bas. To zakres, który w całej edycji jest wyraźnie lepszy, zdecydowanie poprawiony. Ogólnie, nowa edycja jest czystsza, wyraźniejsza, ze znacznie lepszym basem, jednak bez koherencji znanej z LP.
    Wersja DVD brzmi początkowo równie słabo jak CD. Potem jest lepiej, choć bez ekscesów: bas jest słabszy, ale z wyraźniejszym atakiem i lepszą definicją. Precyzyjniejszy jest głos Gahana, lepiej związany ze swoim pogłosem. Poprawa jest, ale nie tak duża.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 5/10
    SACD 5-6/10
    DVD 24/48 6/10
    "NIEMALŻE" COLLECTORS EDITION

    DEPECHE MODE
    "101"


    Spis utworów:
    Disc 1
    1. Pimpf
    2. Behind The Wheel
    3. Strangelove
    4. Sacred
    5. Something To Do
    6. Blasphemous Rumours
    7. Stripped
    8. Somebody
    9. The Things You Said

    Disc 2
    1. Black Celebration
    2. Shake The Disease
    3. Nothing
    4. Pleasure, Little Treasure
    5. People Are People
    6. A Question Of Time
    7. Never Let Me Down Again
    8. A Question Of Lust
    9. Master And Servant
    10. Just Can't Get Enough
    11. Everything Counts
    12. Pimpf (Full Length Version)

    Mute LCD STUMM 101
    Data wydania: 13.03.1989/02.01.2004
    Format: 2xSACD mch/CD

    To była pierwsza płyta DM, którą wydano w "gęstym" formacie, w SACD. Ponieważ wydano ją w ramach labela Venusnote, przez jakiś czas myślałem, że to licencja i dlatego jest tak źle. Najwyraźniej jednak Venusnote do odprysk Mute, ponieważ część następnych nagrań (np. niemal wszystkie single) wydaje się właśnie pod tym szyldem. A remaster jest dramatycznie zły. Dźwięk nagrania jest jasny i przenikliwy. Kiedy usłyszałem je po raz pierwszy niemal się załamałem, myśląc, że zepsuł mi się odtwarzacz. Ponieważ miałem jednak w teście kilka innych i na każdym brzmiało to źle, ze smutkiem przyjąłem, że jest, jakie jest. Wprawdzie bas uderza całkiem ładnie, ale tylko w średnim zakresie. Najgorsza jest, jak wspomniałem, wyostrzona średnica. Nie ma ani niskiego dołu, ani wyższej góry, a wszystko brzmi jak z pudełka. Nieco dynamiki pojawia się w niektórych nagraniach z drugiego dysku, np. w nagraniu "Everything Counts". Starsza wersja, a także remaster tego utworu pochodząca z płyty z singlami "The Singles 86>98" (Mute, LCDMUTEL5, CD) mają znacznie lepszą barwę i przede wszystkim nie tak rozjaśnioną, bardziej dźwięczną i perlistą górę. Wreszcie słychać było głos Gahana, który miał jakiś oddech i nie był płaski jak niektóre dowcipy. Wersja SACD brzmiała wcale nie lepiej niż CD, była nieco łagodniejsza, natomiast brzmiało to chyba jeszcze gorzej, po pozbawiło nagranie nawet cienia informacji i scenie, instrumentach itp. Najlepiej jak najszybciej zapomnieć o tej wersji albumu.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 3-4/10
    SACD 3/10
    DEPECHE MODE
    "Playing The Angel" DeLuxe Edition


    Spis utworów (SACD):
    1. A Pain That I'm Used To
    2. John The Revelator
    3. Suffer Well
    4. The Sinner In Me
    5. Precious
    6. Macro
    7. I Want It All
    8. Nothing's Impossible
    9. Introspectre
    10. Damaged People
    11. Lilian
    12. The Darkest Star

    Mute LCDSTUMM260
    Data wydania: 17.10.2005
    Format: SACD mch/CD/DVD/dts96/24, Dolby Digital

    Dźwięk na najnowszej (nie licząc nowej składanki) płycie Depeche Mode przypomina nieco realizację z "Songs of...", jest więc dość "brudny" i nie o końca rozdzielczy. Jest krokiem w tył zarówno w stosunku do "Violatora", ale także "Excitera". Niedużym, ale jednak. Najwięcej problemu sprawia dość rozświetlona średnica, a cierpi na tym przede wszystkim głos Gahana, nigdzie, na żadnej płycie nie zarejestrowany nawet dobrze, zwykle poprawnie lub źle. Tutaj jest nieźle, ale do 'dobrego' jeszcze trochę zostaje. Instrumenty z kolei brzmią całkiem dobrze, z dużą ilością detali. Bas nie jest tak mocny jak z "Violatora", ale znowu koherencja całości, swego rodzaju konsekwencja, są na dobrym poziomie.
    Wersja DVD ma lepszą gradację planów i mniej wybuchowy wyższy środek. Głos Gahana wciąż jest trochę "cienki", bez wypełnienia niższej średnicy, jest jednak całkiem czysty i wyraźnie słychać jego fakturę, a także to, że został po prostu nie do końca dobrze nagrany. Wyraźniejsze jest tutaj także brzmienie wszystkich instrumentów, mikrodetale itp. Scena jest gęstsza, być może przez to, że pierwszy plan jest nieco bliżej i ma pełny, wypełniony charakter. Pomimo to, wersja DVD nie była jakimś wielkim skokiem do przodu i po raz pierwszy bardziej podobała mi się wersja SACD, gdzie doszło do wszystkiego coś, za co winylowcy kochają LP - namacalność i obecność "tu i teraz", nawet jeśli słychać było ograniczenia realizacji.

    JAKOŚĆ DŹWIĘKU:

    CD 5-6/10
    SACD 6-7/10
    DVD 24/48 6/10


    POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


  • © Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio