SONIC RECORDS
BASEMENT JAXX
"Crazy Itch Radio"


Duet Basement Jaxx, czyli Felix Buxton i Simon Ratcliffe, to jedni z najpopularniejszych i najwybitniejszych przedstawicieli sceny klubowej. Niedawni goście nowego krakowskiego festiwalu supportowali m.in. Robbiego Williamsa. "Crazy Itch Radio" to ich czwarty studyjny album. Ma on formę radiowego programu z prowadzącymi, wyciszaniem muzyki itp. W aranżach zwracają uwagę elementy wcześniej na płytach Jaxx niespotykane, jak np. rozbudowane elementy orkiestrowe. Dużą część muzyki stanowią także odświeżone rytmy soul, house, funk, disco, grime, słyszalna jest gdzieniegdzie muzyka klezmerska, no i oczywiście bałkański folklor spod znaku Gorana Bregovica, którego utwór także znalazł się na tym krążku.

Płyta rozpoczyna się od potężnych samplowanych brzmień orkiestry, łatwo więc określić stopień kompresji materiału. A ten, niestety, jest bardzo wysoki. Aż przykro momentami słuchać, jak bardzo można ograniczyć odbiór emocjonalny przez poddanie materiału maksymalnej kompresji. Znacznie lepiej jest, kiedy do głosu dochodzą "twarde" sample, tj. sample, które nie mają przypominać Żywych instrumentów, ponieważ ich dźwięk można dowolnie kształtować i za każdym razem będzie on mniej porównywany do "realu" niż np. orkiestra. W tych fragmentach łatwo przychodzi bawić się wraz z Jaxxem, bo choć to nie jest jego najlepsza płyta, to niesie potężną dawkę energii i czystej zabawy. Na całym krążku, obok kompresji dynamiki, daje się odczuć także wyostrzenie górnych fragmentów pasma. Jak pokazują płyty chociażby Radiohead, czy solowa płyta wokalisty grupy Thoma Yorka (recenzja TUTAJ) da się nagrywać płytę z muzyką elektroniczną i samplami w znakomity sposób. Tego na CD Jaxxa zabrakło. Można wprawdzie postawić taką tezę, że przecież jest to stylizacja na audycję radiową, więc i jakość jest "radiowa". Można, tylko, że tego typu stylizacja na dłuższą byłaby męcząca i nie sądzę, żeby poza pewnymi fragmentami płyty wchodziła w grę. A poza tym... poza tym dobry odbiornik radiowy, jak Densena, Cysusa czy McIntosha gra lepiej niż CD Jaxxa. No i ponarzekałem. Piszę jednak o płycie "Crazy Itch Radio" dlatego, że nawet słaba realizacja techniczna ostatecznie nie przeszkadza świetnie się z tą płytą bawić. Jeśli słuchamy muzy w samochodzie, albo po prostu nastawiamy co jakiś czas coś innego niż "Requiem" Mozarta, to warto się z nią zapoznać.

Spis utworów:

01. Intro
02. Hush Boy
03. Zoomalude
04. Take Me Back To Your House
05. Hey You
06. On The Train
07. Run 4 Cover
08. Skillalude
09. Smoke Bubbles
10. Lights Go Down
11. Intro Reprise
12. Everybody
13. Keep Keep On

XL RECORDINGS/Sonic Records
XLCD205-2

Data wydania: 11.09.2006
Format: CD

JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 4-5/10

LOU RHODES
"Beloved One"


Płyta "Beloved One", pomimo że świeża już dążyła otrzymać nominację do nagrody brytyjskiego przemysłu muzycznego Mercury Prize. Charakterystyczny głos i maniera wokalna jest jednak znana z innego wcielenia, a mianowicie z płyt grupy Lamb.
Po rozstaniu się w 2004 roku ze swym muzycznym partnerem, Andrew Barlowem, na które równolegle nałożył się rozpad jej 10-letniego związku z przyjacielem, zmęczona i nieco przybita Rhodes przeniosła się z Londynu na Ridge Farm w hrabstwie Surrey, gdzie nagrała "Beloved One" - jeden z najciekawszych neofolkowych albumów brytyjskich ostatnich lat. Przeprowadzka z Londynu na wieś była dla Lou Rhodes nie tylko ucieczką z wielkiego miasta i rejteradą z dusznej rockowej sceny, ale także podróżą w przeszłość do dawno zapomnianych hippisowskich korzeni i do muzyki folkowej, która za sprawą jej matki, znanej folkowej pieśniarki oraz ojczyma, cenionego gitarzysty Grahama Burtona, otaczała ją w dzieciństwie.
Nie było to jednak całkowite zerwanie z przeszłością spod znaku Lamb. Jeden z ostatnich napisanych wspólnie z pozostałymi muzykami zespołu utworów, "Why", doczekał się tu wreszcie realizacji - choć już bez wszechobecnej, wyrafinowanej elektroniki Barlowa, lecz w dominującej na całej płycie aranżacji na gitary akustyczne, skrzypce i dyskretnie wprowadzane instrumenty perkusyjne. W połowie nagrań z "Beloved One" wziął udział gitarzysta Lamb, Oddur Mar Runarsson, co, zważywszy także gościnny udział w niektórych utworach ojczyma Lou, jakby symbolicznie łączy dwa jakże różne światy, w jakich wokalistka spędziła całe swe dotychczasowe życie. "Beloved One" jest jednak przede wszystkim ujmującą, przesyconą konfesyjną intymnością próbą podsumowania przez Rhodes swych dotychczasowych doświadczeń i przeżyć, która przywołuje na myśl dokonania najwybitniejszych wykonawców z kwitnącego od dekady nurtu singers-songwriters. Wraz z dezercją Rhodes mająca już dawno za sobą lata świetności scena elektroniczna, wyrosła w latach 90. w cieniu przełomowych dokonań Massive Attack, Portishead czy Morcheeby straciła jeden ze swych najlepszych głosów. Zyskała natomiast wraz z niezwykłą metamorfozą stylistyczną wokalistki rozkwitająca scena neofolkowa. Fakt, że zostało to dostrzeżone i docenione przez gremium typujące kandydatów do Mercury Prize, świadczy tylko o trafności podjętej przez Rhodes decyzji. (Sonic)

Podobnie jak przy płycie "Crazy Itch Radio" Jaxxa grzechem głównym płyty Rhodes jest rozjaśniona góra. Mocny zakres wysokotonowy jest nieodłącznie związany z płytami mocno komercyjnymi, jednak nie zawsze przeszkadza w odbiorze muzyki. Tutaj na szczęście da się przeżyć. Sprawa ta jest słyszalna, ale płycie wydatnie pomaga dobra dynamika. Nie starano się ją zgnieść do 1 dB (tak jest na większości płyt, naprawdę) - posłuchajmy uderzeń instrumentów perkusyjnych w pierwszym kawałku i kontrabasu (grany smykiem) - powinny być miarowe i klarowne. Dźwięk płyty jest ustawiony blisko i "mocno", tj. bez pozostawiania prześwitu między nami i muzyką. Ciekawe, ale w nagraniu słychać sporo szumu, jakby nagranie zostało wykonane na urządzeniach analogowych i w tej domenie zmiksowane. Gitara stanowiąca podstawę większości utworów została pokazana wyraźnie (także dzięki lekkiemu rozjaśnieniu) i ma specyficzny pogłos. Podobnie jak głos, została nieco wyciągnięta przed resztę dźwięku, ale ostatecznie to są dwa wiodące elementy płyty Rhodes. Tak więc w tym przypadku to nie przeszkadza - ostatecznie w większości nie słuchamy gitary akustycznej na co dzień, więc nie mamy punktu odniesienia. Bardzo fajna płyta z przyzwoitym dźwiękiem - do kupienia i słuchania.

Spis utworów:

01. Each Moment New
02. Tremble
03. Treat Her Gently
04. Fortress
05. No Rerun
06. Beloved One
07. Save Me
08. Inlakesh
09. To Survive
10. Why
11. Deep

Fullfill/Sonic Records

Data wydania: 11.09.2006
Format: CD

JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 5-6/10

DANI SICILIANO
"Slappers"


Kolejna, po Lou Rhodes osoba znana z innych okoliczności: Dani Siciliano znamy z płyt Matthew Herberta, gdzie od połowy lat 90. użyczała swojego głosu, co przypieczętowała płytą "Goodbye Swingtime" The Matthew Herbert Big Band, na której wyśpiewała pierwsze głosy. Nieprzypadkiem pada nazwisko Matthew Herberta, ponieważ okazuje się, iż śpiewała na płytach... swojego przyszłego męża. W roku 2004 debiutowała solowym albumem "Likes". "Slappers" to jej drugi album, na którym znajdziemy tę samą mieszankę house, disco, bluesa i folku zatopionych w popowych aranżach, co na debiucie.

Podobnie jak na płycie Lou Rhodes "Beloved One", tak i tutaj w dźwięku jest sporo szumu, jakby materiał został zarejestrowany na sprzęcie analogowym. Znakomita jest głębia dźwięku, pierwsza rzecz, jaka nas uderza po odpaleniu tego znakomitego krążka. Mamy także ładną dynamikę i czyste niskie rejestry. Wokal żony Herberta (recenzja płyty Herberta "Scale" TUTAJ) został podany czysto, nieco z tyłu, bez eksponowania "obecności". Sybilanty są jednak nieco podkręcone i co jakiś czas wyskoczą do przodu. A to jest dziwne, ponieważ dźwięk w całości nie jest rozjaśniony, a blachy mają bardzo ładną barwę i wagę. Najwyraźniej tak została zarejestrowana ścieżka głosu, a nie jest to wina masteringu. Płyta popisuje się przede wszystkim aranżacją planów dźwiękowych (jeśli można to tak nazwać). Posłuchajmy np. utworu "Didn't Anybody Tell You". Na pierwszym planie sporo się dzieje, zaś daleko, daleko z tyłu odzywa się ciągle jakaś przeszkadzajka. Chcecie się dowiedzieć, jaką rozdzielczość prezentuje Wasz system? Postarajcie się więc jej nie zgubić najdłużej jak się da. Nigdzie nie da się jej wyłowić przez 100% czasu, jednak na najlepszych systemach da się to zrobić przez jakieś 80%. Im mniej - tym gorzej... Niestety. Tak długo dało się jej słuchać na systemie, który właśnie miałem złożony, podaję go jako punkt odniesienia: odtwarzacz EMM Labs CDSD SE+DCC2 SE (za 22 000 USD) i słuchawki STAX Omega II (za 4500 Euro; test TUTAJ ), z kablami Velum (za 6400 zł; test TUTAJ), a więc na całkiem wysokiej półce. Posłuchajmy też początku utworu "Why Can't I Make You High" - mamy tutaj chwilę ze studia, z brudami, szumami itp., ale jakże naturalnym dźwiękiem! Wygląda zresztą, że szkielet utworu, tj. gitara i głos zostały zarejestrowane właśnie w tym jednym podejściu i dopiero potem dograno resztę. Naprawdę fajna płyta i w dodatku nieźle nagrana.

Spis utworów:

01. Slappers
02. Didn't Anybody Tell You
03. They Can Wait
04. Why Can't I Make You High
05. Frozen
06. Too Young
07. Think Twice
08. Big Time
09. Repeats
10. Wifey
11. Be My Producer

K7/Sonic Records

Data wydania: 04.09.2006
Format: CD

JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 6-7/10



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio