ODTWARZACZ SIECIOWY

Linn Majik DS

Tekst: Krzysztof Kalinkowski
Zdjęcia: Marcin Olszewski





Komputer i audio. Jak Naczelny wspomniał w swoim poprzednim wstępniaku, ten temat budzi wśród audiofili i melomanów wiele emocji. Niestety zazwyczaj negatywnych, choć moim zdaniem, wynika to głównie z braku wiedzy na ten temat (tutaj nie bez winy są czasopisma branżowe, które chyba zbyt mało na ten temat pisują). Też brak doświadczenia jest jedną z przyczyn, wszak ten temat jest dość świeży, dopiero w ciągu kilku ostatnich lat, w erze błyskawicznego rozwoju Internetu, i muzyki kupowanej w sklepach internetowych nabiera przyspieszenia. Mam nadzieję, że Państwo darujecie mi nieco długi wstęp, ale zanim przejdę do testu, chcę przekazać trochę ogólnych danych i mój pogląd na to zjawisko, bo wydaje mi się to ważne, żeby dobrze zrozumieć istotę problemu.

Pomimo tego, że jest to dość nowa dziedzina w świecie hi-fi, komputery stosowane są jako źródło dźwięku już dość długo. Pominąwszy erę komputerów domowych typu Spectrum czy Commodore (kto je dziś pamięta…), praktycznie od początku panowania pecetów, towarzyszą im karty dźwiękowe. Najpierw monofoniczne, ośmiobitowe, potem coraz bardziej zaawansowane, aż po dzisiejsze standardowe wyposażenie praktycznie każdego komputera, umożliwiające odtwarzanie dźwięku 5.1 i przetwarzanie muzyki od jakości CD (16/44.1) po wysoką jakość 24/96 lub 24/192. Jedynie format DSD nie został, jak dotąd, wykorzystany [od niedawna firma Sony oferuje karty dźwiękowe tego typu dla komputerów PC, a także komputery z przetwarzaniem dźwięku DSD – przyp. red.]. Dzisiejsze komputery bez problemów radzą sobie jako centra multimedialne, zdolne odtwarzać płyty DVD i Blu-Ray o CD nie wspominając. Niestety dźwięk ze standardowych kart wbudowanych w płyty główne (zazwyczaj jako część tzw. chipsetu, czyli układów scalonych odpowiedzialnych za połączenie procesora ze wszystkimi peryferiami komputera) jest zazwyczaj wyjątkowo marna. Wynika to po części z zakłóceń, jakie są wewnątrz komputera, jak i jakości stosowanych układów. Dlatego też, jeśli chcemy posłuchać dźwięku wysokiej jakości i wolnego od zniekształceń, musimy zadać się na inne rozwiązania. Jakie? Tu mamy już całą gamę możliwości. Niektóre komputery posiadają wbudowany interfejs SPDIF (spotkałem rozwiązane elektryczne i optyczne) – tu można więc po prostu podłączyć typowy przetwornik cyfrowo-analogowy (DAC) i cieszyć się dobrym dźwiękiem. Sam nie testowałem takiego rozwiązania, ale jest to jedna z możliwości. Kolejne rozwiązanie to zewnętrzna karta dźwiękowa, np. M-Audio Transit, ESI U24XL czy też E-MU 0404 USB. Takie kart dźwiękowe zazwyczaj mają już przyzwoite przetworniki, dysponują też wyjściem SPDIF, można więc bezpośrednio podłączyć je np. do wzmacniacza słuchawkowego lub też „zwykłego” DAC-a podłączyć do wyjścia cyfrowego. Ostatnio producenci audio zauważyli też tą niszę i zaczęli oferować przetworniki D/A podłączane bezpośrednio do portu USB, jak testowany przez nas Wavelength Brick (test TUTAJ), Cambridge Audio DAC Magic, czy DAC-04 Andrzeja Stelmacha (jego wersję prototypową testowaliśmy TUTAJ). Można więc cieszyć się dobrym dźwiękiem w stosunkowo prosty sposób. Kolejna grupa urządzeń to odtwarzacze sieciowe. W tej grupie mieszczą się między innymi wszystkie odtwarzacze Linna, ale o tym później, czy Slim Devices/Logitech Squeezebox i Transporter. Są to urządzenia, których nie podłączamy bezpośrednio do komputera, a do sieci komputerowej, kablowej lub bezprzewodowej (WiFi). Urządzenia te wymagają jednak umieszczonego gdzieś w obrębie sieci komputera, służącego jako serwer danych, który może się jednak znajdować się w innym pomieszczeniu, nie będzie więc przeszkadzał w odbiorze muzyki (czytaj: szumiał). Kolejna grupa urządzeń to odtwarzacze dyskowe (te nazwy są nadane przeze mnie, nie ma jeszcze spójnego nazewnictwa tego typu urządzeń). To zazwyczaj zamknięte w typowej obudowie audio komputery wraz z magazynem danych (dyskiem twardym), a często i czytnikiem płyt CD lub DVD, oraz przetwornikiem D/A. Przykładem takich urządzeń jest NAIM HDX. Ich zaletą jest możliwość samodzielnej pracy, wadą – szum dysku. Oprócz wyżej wymienionych są urządzenia przenośne, z iPodami na czele, część z nich posiada możliwość odtwarzania plików skompresowanych bezstratnie, a kilka ma nawet wbudowany port SPDIF lub inną możliwość przesyłu danych cyfrowych, co również umożliwia wykorzystanie ich jako audiofilskiego źródła. Warto tu przywołać choćby przykład Wadii z jej 170iTransportem, która tworzy takie źródło wraz z iPodem.

Tyle o rozwiązaniach sprzętowych, oczywiście nie wyczerpałem tematu i nie wskazałem wszystkich możliwości, ale chodziło mi o ukazanie wielości rozwiązań i możliwości wyboru. Oczywiście każde z tych rozwiązań ma swoje zalety i wady, ale nie starczyłoby mi miejsca i czasu aby wszystkie omówić, choćby pokrótce. A jest jeszcze jedna istotna sprawa, którą chciałbym koniecznie poruszyć. Chodzi o formaty. W świecie komputerowego audio muzykę zapisujemy w plikach. Pliki są nośnikami, pojemnikami, zawierającymi dane muzyczne (z angielska ‘container’). Muzykę możemy zapisać na wiele sposobów. Można ją umieścić w plikach nieskompresowanych WAV, skompresowanych bezstratnie (po dekompresji dane są odzyskane w 100%, nie ma różnicy z plikiem wejściowym) – tak działa popularny kompresor FLAC, czy APE, jest też wersja bezstratna WMA i AAC/ALAC (Windows Media Audio i Apple Lossless Audio Coding) lub skompresować stratnie (traci się część informacji), tak jak w MP3, OGG. Do tego dochodzi jeszcze możliwość zapisu muzyki o parametrach wyższych niż CD, czyli 24/48, 24/88,2, 24/96 czy 24/192. Dla nas audiofili w grę wchodzą oczywiście jedynie zapisy bezstratne i to najchętniej „gęste”. Wydaje mi się, że obecnie najbardziej popularny jest FLAC, spełniający oba te założenia, dostępny bezpłatnie i obsługiwany przez większość wcześniej wymienionych urządzeń. Ten format pliku umożliwia osiągnięcie 40-50% zmniejszenia objętości w porównaniu do WAV i oprócz danych muzycznych we wszystkich wymienionych wcześniej gęstościach zapisu, może zawierać opisy utworów. Wiele programów i urządzeń potrafi je odczytać, wyświetla więc tytuły, wykonawców i inne zakodowane dane.

Przy okazji chciałbym obalić pewien mit, że fizyczny nośnik pliku może mieć jakikolwiek wpływ na odtwarzaną muzykę (przy założeniu korzystania z tego samego odtwarzacza). Otóż nie jest to możliwe aby usłyszeć różnicę między pendrajwem, pamięcią flash a na przykład dyskiem twardym czy płytą DVD-Rom z zapisem plików FLAC [votum separatum – ja uważam inaczej, co słyszałem na wielu okazach – przyp. red.]. Dlaczego? To bardzo proste. Wszystkie te pliki po odczytaniu z nośnika muszą zostać zdekompresowane przez procesor urządzenia audio lub komputera i przetworzone na sygnał zrozumiały dla kości przetwornika cyfrowo-analogowego. Krótko mówiąc wszystkie te dane trafiają do bufora pamięci operacyjnej odtwarzacza czy komputera i stamtąd dopiero do kości DAC-a. Nie ma więc najmniejszego znaczenia, jak tam trafiają. Jeśli pliki byłyby zapisane na kartach perforowanych (może ktoś pamięta jeszcze komputery ODRA?) też by to zadziałało, choć trudno mi sobie wyobrazić gigabajty danych na takich kartach ;-). Co więcej – przesyłanie danych przez łącza USB czy sieć LAN do odtwarzacza wyklucza problem jittera czy też błędów odczytu. Eliminuje też konieczność stosowania specjalnych (czytaj drogich) kabli, wystarczą zwykłe, porządne kable komputerowe. Na poparcie tej tezy zacytuję zdanie ze strony firmy Wavelength, dotyczące co prawda jedynie USB, ale sieć LAN działa na podobnej zasadzie: „USB unlike SPDIF is bidirectional and therefore has error correction and buffering on both sides. This happens automatically so the data on the disk is identical to what is going out all the time. Also since this interface is asynchronous the clocking problems associated with SPDIF go away”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy: „W przeciwieństwie do SPDIF transmisja USB jest dwukierunkowa, co umożliwia korekcję błędów oraz buforowanie sygnału po obu stronach. Procesy te zachodzą automatycznie, zapewniając zgodność przesłanego sygnału z danymi odczytywanymi z dysku. Ponieważ transfer jest asynchroniczny, nie występują w nim problemy związane z nierównomiernością taktowania, charakterystyczne dla SPDIF”.

Mam nadzieję że nie zanudziłem Państwa tymi wywodami. W normalnym użytkowaniu nie jest to takie skomplikowane, szczególnie w dobie posługiwania się na co dzień komputerami i telefonami komórkowymi. Wydaje mi się jednak, że naszkicowanie tej problematyki we wstępie pozwoli lepiej zrozumieć, z czym mamy teraz do czynienia, i co będzie niewątpliwie przyszłością słuchania muzyki.

Wracając do meritum, czyli do Digital Stream Playera Linna, Majika DS, muszę wspomnieć o ofercie, jaką przedstawicielstwo firmy ma dla swoich klientów. Ponieważ, jak już wcześniej wspomniałem, urządzenie to jest elementem sieci komputerowej, samodzielna instalacja wymaga minimum wiedzy w tej dziedzinie. Między innymi dlatego Linn przygotował kompletne zestawy, złożone z komputera służącego jako serwer plików muzycznych oraz stacji zgrywania płyt CD na dysk twardy, odtwarzacza DS oraz palmtopa lub iPoda, będących swojego rodzaju pilotem do tych instalacji. Z tego co wiem, partnerzy handlowi Linna są także zobowiązani do instalacji urządzenia w domu klienta. Dodatkowo firma oferuje również zestawy do przechowywania muzyki na dyskach (tzw. NAS, Network Access Storage), także z wgraną już na nie ofertą sklepu Linn Records. Myślę, że warto zwrócić na to uwagę, ponieważ nie wszyscy audiofile to jednocześnie maniacy komputerowi, i pomoc ze strony producenta oraz sprzedawców w przygotowaniu odtwarzacza do codziennych odsłuchów może bardzo się przydać.
Z tego też względu nie będę szczegółowo opisywał, jak należy skonfigurować urządzenie, dość powiedzieć, że w typowej sieci domowej, jak u mnie w domu, przygotowanie go do pracy zajęło około pół godziny, z czego najdłużej trwało wypakowanie urządzenia i fizyczne podpięcie wszelkich kabli.

ODSŁUCH

Do odsłuchu posłużyły między innymi następujące płyty i ich wersje zgrane do plików FLAC:
Jon & Vangelis, The Best of, Polydor, 821 929-2, 1984, CD.
Lars Danielsson - Tarantella - ACT, 9477-2, 2009, CD; recenzja TUTAJ.
Lars Danielsson, Libera Me, ACT Music+Vision, ACT 9800-2, 2004, SACD/CD (plik FLAC był zgrany z warstwy CD).
Beirut, The Flying Club Cup, 4AD, CAD 2732CD, CD.
Nils Petter Molvaer, Khmer, ECM, ECM 1560, 1997, CD.
Diana Krall, The Look of Love, Verve, 983 018-4, 2005, XRCD24.
Kraftwerk, Minimum Maximum, EMI, 560 6112, 2005, CD.
Dunedin Consort, Messiah, Linn Records, CKD 285, 2007, pliki FLAC 24/88,2.
Scottish Chamber Orchetra, Mozart Requiem, Linn Records, CKD 211, 2002, pliki FLAC 24/96 (i płyta DVD nagrana z tych plików).

Tak się złożyło, że w przypadku Linna słyszałem większość źródeł cyfrowych w aktualnej ofercie producenta, nie wyłączając topowego Klimaxa DS. Od razu też przyznam się, że ‘leży’ mi dźwięk, jaki oferują te urządzenia. Ciekawe jest to, że pomimo różnic jakościowych pomiędzy poszczególnymi odtwarzaczami, główny charakter brzmienia jest zachowany. Myślę, że ułatwia to decyzję o przejściu na kolejny poziom jakości – wiemy że będzie lepiej i że nie będzie jakiejś drastycznej zmiany, zmuszającej nas do zmiany przyzwyczajeń. Zacznę więc od tego, że dźwięk jest bardzo wyrównany, nie ma żadnych wyraźnych podbarwień. Całość brzmienia można jednak określić jako ciemną. Porównując bezpośrednio Majika z moim poprzednim odtwarzaczem, Bluenote Koala Tube było wrażenie wycofania średniej części pasma. Jednak to było tylko wrażenie. Linn ma dużo bardziej wyrównane pasmo, natomiast średnica w Koali była nieco „dopalona” lampami w układach wyjściowych, a jednocześnie rozjaśniona. Nasycenie średnicy jest na bardzo dobrym poziomie. To powoduje że wokale brzmią bardzo naturalnie, choćby Diana Krall w utworze S’Wonderful zabrzmiała tak zmysłowo, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Także wokal Jona Andersona, ze starej płyty nagranej z Vangelisem, brzmiał dobrze, a to moim zdaniem nie lada umiejętność, zazwyczaj tembr jego głosu jest przekłamany. Rozdzielczość tego podzakresu również jest bardzo dobra. Więcej można usłyszeć dopiero słuchając odtwarzaczy CD z okolic 20000 zł, np. Audio Aero Capitole (test TUTAJ). Słychać więc dobrze „powietrze” wokół muzyków, scena jest czytelna, umiejscowienie instrumentów dokładne. Dopiero porównanie z dwu- i więcej -krotnie droższymi odtwarzaczami pokazało, że nie jest to jeszcze wszystko co można sobie zażyczyć. Mój uniwersalny Unidisk Linna, czy też choćby wspomniany Audio Aero potrafiły lepiej pokazać wybrzmienia, lepiej oddać akustykę pomieszczenia nagraniowego. Ale są o wiele droższe.

Górny kraniec pasma jest równie dobry. Instrumenty perkusyjne na nagraniach ACT czy ECM brzmiały doskonale, każdy dźwięk był słyszalny i nie ginął w tłumie. Jednocześnie nie było żadnego słyszalnego zawoalowania czy też rozjaśnienia dźwięku. Nie ma też w niej śladu chropowatości. Wręcz przeciwnie, brzmią raczej lekko i delikatnie. Można się jednak dopatrzeć leciutkiego wycofania najwyższej góry, wspomniałem, że brzmienie Linna jako całość jest nieco ciemne, ale to naprawdę niewielkie odstępstwo.
Także bas nie odstaje od reszty pasma. Na płycie Khmer Nilsa Pettera Molvaera, a pierwszy raz usłyszałem ją właśnie z DS-a, jest kilka takich zejść syntetycznego basu, że nie wiedziałem jak nisko potrafią zagrać moje kolumny :-) Bas schodzi więc niesamowicie nisko, zachowując przy tym barwę, niestety nieco gorzej jest z jego kontrolą w najniższych rejestrach, tutaj można to zrobić lepiej, ale może wynika to z faktu, że nie wszystkie odtwarzacze potrafią zejść w te rejony.
Scena dźwiękowa rozpościerała się na boki poza głośniki, ale jej głębokość nie była już tak fascynująca. Żadne wydarzenia nie wychodziły przed linię głośników. Instrumenty były rzeczywistej wielkości, nie rozmyte.
Wszystkie uwagi powyżej odnoszą się do słuchania na materiale jakości płyty CD (16 bitów i próbkowanie 44,1 kHz). Włączenie pliku o wyższej rozdzielczości poprawiało praktycznie każdy aspekt brzmienia, tak jakby przejść z odtwarzaczem o jeden poziom cenowo-jakościowy wyżej. Poprawiły się wybrzmienia, jeszcze wzrosła detaliczność. Pliki wysokiej gęstości są zdecydowanie wskazane, jeśli chce się w całości wykorzystać potencjał tego urządzenia.

Na koniec chciałbym powiedzieć, że Linn nie tylko czyta formaty skompresowane bezstratnie, ale także np. MP3. Z ciekawości posłuchałem też kilku utworów nagranych w ten sposób, i w sumie byłem pozytywnie zaskoczony, ponieważ pomimo zdecydowanie niższej jakości brzmienia, dało się ich słuchać bez bólu uszu. W sumie jest to naprawdę ciekawa propozycja, moim zdaniem dorównująca brzmieniem odtwarzaczom CD z wyższej półki dźwiękowej, a z „gęstym” materiałem mogąca spokojnie konkurować z urządzeniami dwukrotnie droższymi. Dodawszy do tego możliwość zakupu przemyślanego systemu, z komputerem stojącym w innym pomieszczeniu i niezakłócającym nam odsłuchu czyni tą propozycję podwójnie atrakcyjną.
Z czystym sumieniem rekomenduję.

BUDOWA

Odtwarzacz sieciowy Linn Majik DS jest urządzeniem o wyglądzie typowym dla elementów audio, o wymiarach nieco mniejszych niż typowe. Wygląd skrzynki jest jednakowy dla wszystkich urządzeń Linna serii Majik i Akurate, różnice dotyczą jedynie części środkowej przedniej ścianki, gdzie w zależności od pełnionej funkcji zmienia się położenie wyświetlacza, szufladki na płytę i układ przycisków. Obudowa wykonana jest całkowicie z blach aluminiowych. Kolor obudowy może być srebrny lub czarny (jak w testowanym egzemplarzu), jednak centralna część przedniego panelu zawsze jest srebrna. Znajdziemy tam niebieski wyświetlacz typu dot-matrix, wyświetlający zamiennie tytuł utworu, nazwę wykonawcy, tytuł albumu, długość słowa i częstotliwość próbkowania, typ pliku i bitrate, czas od początku utworu, czas do końca utworu. Pomiędzy trybami wyświetlacza można przechodzić przy pomocy przycisku umieszczonego obok, lub z pilota (systemowy pilot Linna jest na wyposażeniu). Pozostałe pięć przycisków umożliwia przejście w tryb standby, przeskok do następnego lub poprzedniego utworu, zatrzymanie lub rozpoczęcie odtwarzania. Wszystkie te funkcje są zdublowane na pilocie. Istnieje też możliwość ustawienia jasności wyświetlacza i jego wygaszenie. Tylny panel zawiera zdublowane gniazda RCA wyjścia analogowego, pozłacane, ale umieszczone blisko siebie, co raczej uniemożliwia stosowanie grubych przewodów. Linn załącza wraz z urządzeniem intekonekt Linn Black, jest to całkiem przyzwoity kabel, dla wielu osób może być od razu końcem poszukiwań, ale nie dla wszystkich będzie to optymalne rozwiązanie. Tak czy siak trzeba mieć to na uwadze poszukując odpowiedniego kabla. Oczywiście jest tam też gniazdo sieci komputerowej Ethernet (RJ-45), znajdziemy też dwa gniazda RS-232 dla wtyków RJ-11. Oprócz tego na tylnej ściance znajdziemy łącze SPDIF na RCA oraz TOSLINK i gniazdo sieciowe IEC z położonym tuż obok małym wyłącznikiem sieciowym.

Główne funkcje odtwarzacza sterowane są z poziomu komputera PC lub palmtopa/iPoda. Aplikacja Linna pozwala na wybór utworów i tworzenie list odtwarzania. Na iPodzie można nawet oglądać okładki płyt, których słuchamy. Z kolei oprogramowanie komputera sprzedawanego jako uzupełnienie odtwarzacza pozwala na automatyczne zgrywanie płyt CD do plików FLAC, i jeżeli posiadamy funkcjonujące łącze internetowe, automatycznie pliki są odpowiednio opisywane i znajdowany jest obraz okładki płyty. Proces zgrywania jest całkowicie automatyczny, zaczyna się po włożeniu płyty do napędu i trwa około czterech minut. Komputer ten zawiera też oprogramowanie serwera danych muzycznych Twonky Server. Możemy oczywiście korzystać z naszego komputera i naszych programów, Majik DS zgłasza się w sieci jako urządzenie odtwarzające UnPNP i jest obsługiwane przez wszystkie serwery działające zgodnie z tą specyfikacją, także dostępne nieodpłatnie w sieci.

Wewnątrz urządzenia nie ma żadnych elementów ruchomych. Patrząc od przodu po prawej stronie mamy zasilacz impulsowy, aktualnie piątej generacji, który jest stosowany przez Linna we wszystkich ich urządzeniach. Zasilacz zamknięty jest w plastikowej puszce i dodatkowo ekranowany solidnym elementem aluminiowym, tworzącym jakby wewnętrzną komorę. Całość urządzenia zbudowano na dwóch płytkach drukowanych, jednej dużej z kompletnym torem cyfrowym, analogowym i zasilaniem oraz drugiej z wyświetlaczem. Płytki połączono taśmą typu komputerowego. Montaż wykonano w technologii SMD. Po prawej stronie płytki widać procesor PowerPC i układy DSP wykonane przez firmę Xilinx. W tych układach odbywa się dekodowanie i obróbka sygnału otrzymanego przez łącze Ethernet. Stamtąd sygnał trafia na lewą stronę płytki, blisko gniazd wyjściowych, gdzie w przetworniku cyfrowo-analogowym Wolfsona WM8740 następuje konwersja na sygnał analogowy. Wzmocnienie i buforowanie wykonano na wzmacniaczu operacyjnym National LM 4562. Uwagę zwraca zasilanie, stabilizowane dla każdej sekcji oddzielnie, a każdy stabilizator znajduje się w pobliżu sekcji którą zasila.



Dane techniczne:
Wymiary: 80 mm x 381 mm x 360 mm (WxSxG)
Waga: 4,2 kg
Obsługiwane typy plików: WAV, FLAC, MP3, AIFF
Obsługiwane częstotliwości próbkowania: 7,35 kHz, 8 kHz, 11,025 kHz, 12 kHz, 14,7 kHz, 16 kHz, 22,05 kHz, 24 kHz, 29,4 kHz, 32 kHz, 44,1 kHz, 48 kHz, 88,2 kHz, 96 kHz, 176,4 kHz, 192 kHz
Obsługiwana długość słowa: 16 - 24 bity
Wyjście analogowe: RCA
Interfejs Ethernet: 100Base-T RJ45, zgodny z protokołem UPnP™ media servers, UPnP™ AV 1.0 control point
Zasilanie: AC 220 – 240 V @ 50 – 60 Hz 15 W


Linn Majik DS

Cena: Cena: 1950 GBP (ok. 9500 zł)

Dystrybucja: Linn Polska

Kontakt:
Linn Polska
ul. Orzechowa 5
Nadarzyn

tel. (0-22) 739 81 78
tel. 0 601 543 806

e-mail: info@linnpolska.pl

Strona producenta: LINN
Polska strona producenta: LINN






PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B