pl | en

WKŁADKA GRAMOFONOWA MC

Analog Relax
EX-2000

Producent: ZOOT COMMUNICATION
Cena (w czasie testu): 99 000 zł

Kontakt:
Poprzez agenta ds. eksportu:
AXISS CORPORATION


ANALOGRELAX.com

» MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: NAUTILUS Dystrybucja


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Analog Relax, Marek Dyba

No 236

16 grudnia 2023

JAPOŃSKA MARKA ANALOG RELAX istnieje od 2014 roku i specjalizuje się w projektowaniu, produkcji oraz sprzedaży wkładek gramofonowych wysokiej klasy. W jej ofercie znaleźć można również akcesoria związane z odtwarzaniem płyt winylowych. Do testu tym razem trafiła absolutna nowość - najwyższa, topowa wkładka z ruchomą cewką, model oznaczony symbolem EX-2000.

NALOG RELAX, MARKA, KTÓREJ właścicielem jest firma ZOOT COMMUNICATIONS, niedługo (w przyszłym roku) będzie świętować 10-lecie swojego istnienia. Podobnie jednakże jak wiele innych marek z Kraju Kwitnącej Wiśni, na początku skupiała się wyłącznie na rynku wewnętrznym, a dopiero kilka lat później „odkryła” międzynarodowy. Oczywiście nie o „odkrycie” chodzi, ale raczej o stworzenie i rozwój portfolio, przetestowanie go na lokalnym rynku i wypłynięcie na szersze wody z gotową, mającą szansę odnieść sukces ofertą.

To ważne o tyle, że stosunkowo niewielka nisza rynku audiofilskiego, jaką są drogie i bardzo drogie wkładki gramofonowe, jest trudna do podbicia. Być może dla firmy japońskiej nawet trudniejsza, jako że większość konkurencji pochodzi wprost, bądź pośrednio z tego właśnie kraju. Wiele niejapońskich marek korzysta przecież z usług japońskich mistrzów tego fachu zamawiając u nich całe projekty firmowane później ich marką, albo kupując (zwykle te kluczowe) części do swoich produktów.

W Polsce, która za sprawą krakowskiego Nautilusa, była jednym z pierwszych rynków, gdzie trafiły produkty Analog Relax, wszystko zaczęło się w lipcu 2021 roku od modelu EX-500 (test → TUTAJ). Droga, bo kosztująca blisko 25 tys. złotych, zrobiła na mnie ogromne wrażenie łącząc wysoką rozdzielczość z płynnością i naturalnością brzmienia, które przekładały się na ogromną przyjemność słuchania muzyki czerpaną po równo z bardzo wysokiej klasy, jak i charakteru brzmienia.

Znałem kilka wkładek reprezentujących jeszcze wyższy poziom, ale pośród podobnie wycenionych konkurentów EX-500 miała w sobie coś wyjątkowego, najlepszy, najbardziej kompletny zestaw cech, które sprawiały, że pochłaniałem z nią wręcz kolejne płyty zarówno by odkryć nowe, jak i by sprawdzić jak brzmią te dobrze mi już znane. To dlatego otrzymała od nas Nagrodę Roku 2022 HIGH FIDELITY.

Jeszcze w tym samym roku trafił do mnie ówczesny topowy model, EX-1000 (test → TUTAJ), należący już do bardzo ekskluzywnego grona wkładek kosztujących powyżej 50 tys. złotych. Cechą, która ją wyróżniała w zakresie budowy było unikatowe drewno, z którego wykonano korpus. Źródłem tegoż są chronione cedry rosnące na jednej wyspie, na dużej wysokości, w trudnych warunkach, co przekłada się na unikalne właściwości drewna i sprawiło, iż drzewom tam rosnącym nadano specjalną nazwę Yakusugi. Drzewa te rosną tysiąc, a wyjątkowe okazy nawet dwa tysiące lat. Wysoce cenione były już w epoce Edo, gdy wykorzystywano je do budowy cesarskich pałaców. Jest ich dziś na tyle mało i są tak cennym zasobem przyrodniczym, że obecnie znajdują się pod ścisłą ochroną. Jedyną opcją pozyskania ich drewna są aukcje, na których osiąga ono zawrotne ceny, bo źródłem mogą być jedynie egzemplarze obumarłe w sposób naturalny.

EX-1000 oferowała, zapewne po części za sprawą owego wyjątkowego materiału korpusu, jak również rubinowego wspornika igły i samej igły o szlachetniejszym szlifie, jeszcze lepsze, bardziej wyrafinowane, nadal bajecznie naturalne i muzykalne brzmienie mogące śmiało konkurować już każdą znaną mi konkurentką. Nie da się ukryć, że cena w tym przypadku była kosmiczna, wyższa nawet niż także doskonale brzmiący konkurent ze stajni Aidasa z korpusem wykonanym z równie oryginalnego i jeszcze starszego materiału, czyli kła mamuta (Mammoth Gold), acz porównywalna choćby do topowych ZYX-ów, czy Kuzmy. Słowem, była to jedna z najdroższych wkładek dostępnych na rynku, więc i wymagania wobec niej musiały być, siłą rzeczy, bardzo wysokie. Moim zdaniem, EX-1000 nie zawiodła, lądując w ścisłej czołówce najlepszych wkładek, jakich dane mi było u siebie słuchać.

Wiedząc więc, że producent dotarł na szczyty jakościowe i cenowe nie byłem specjalnie zdziwiony, gdy w kolejnym roku Japończycy zaproponowali model EX-300 (test → TUTAJ), który był mniej więcej dwa razy tańszy od EX-500. W ten sposób do wyjątkowego świata brzmienia Analog Relax dostęp uzyskało nieco szersze grono potencjalnych nabywców. Jak się bowiem okazało w teście odsłuchowym, mimo dużo atrakcyjniejszej ceny szybko udało mi się potwierdzić sporo wspólnego DNA z droższymi siostrami (wkładki, więc chyba siostry, nieprawdaż?).

Muzykalność, spójność, płynność brzmienia, nadal wysoka, choć oczywiście nie aż tak wysoka, rozdzielczość i precyzja oraz prezentacja skupiająca się na muzyce a nie na dźwięku, wszystko to atuty każdej ze słuchanych przeze mnie wkładek AR. Nie był to model aż tak wyjątkowy w kwestii materiału, z którego go wykonano (choć dobór drewna na korpus nigdy w przypadku tej marki nie jest przypadkowy!), nie oferował absolutnie topowej jakości dźwięku, ale w swojej klasie zachwycał znakomitym i zdecydowanie konkurencyjnym brzmieniem w porównaniu do modeli innych producentów ze zbliżonej półki cenowej.

Przyznam, że po odsłuchu tej ostatniej wkładki niespecjalnie się zastanawiałem, a przynajmniej nie doszedłem do żadnych konstruktywnych wniosków, na temat tego, co dalej zrobi Analog Relax, czy i ewentualnie jak, w którą stronę będzie rozwijać swoją ofertę. Na tym etapie oferował już klientom trzy doskonałe wkładki typu MC, każdą skierowaną do osób mających podobne oczekiwania w zakresie charakteru dźwięku i różne w kwestii klasy (jeszcze raz podkreślę - przy najtańszej pośród nich należącej już do kategorii high-end), z tym że to ostatnie uzależnione było wprost od kwoty, którą byli gotowy wydać.

Podejrzewam bowiem, że każdy dla kogo zakup EX-1000 nie stanowi problemu (i ma system odpowiedniej klasy) wybierze właśnie ją – w końcu szukamy najlepszego możliwego dźwięku, który pasuje nam charakterem. Do tego tak naprawdę sprowadza się nieustanne dążenie do perfekcji audiofilów. Nie ma przecież jednego powszechnie zaakceptowanego wzorca dźwięku. Różnice między komponentami z podobnej półki, zwłaszcza tych najwyższych, są niewielkie więc wybór podyktowany jest ostatecznie preferencjami kupującego, zgraniem z całym systemem (a te przecież także kształtujemy pod własny gust). Dla jednych najlepszą wkładką będzie więc AR EX-1000, dla innych Aidas Cartridges Mammoth Gold, dla jeszcze innych Kondo IO-XP, a dla jeszcze innych Lyra Atlas Lambda, albo jeszcze inny produkt. Najwyraźniej jednak ktoś w ekipie Analog Relax zadał sobie pytanie, czy zadowala nas oferowanie jednej z najlepszych wkładek dostępnych na rynku?

Odpowiedź na nie i wiążące się z nią decyzje podjętych przez ludzi odpowiedzialnych za markę pojawiły się, a przynajmniej dotarły od mnie, ledwie kilka tygodni temu. Zadzwonił do mnie Grzegorz Wyka z Nautilusa, pytając czy do grudniowej recenzji dla magazynu „High Fidelity” wolę nowy kabel Siltecha, czy... nową wkładkę Analog Relax. Zanim usłyszałem cokolwiek konkretnego o tej ostatniej propozycji, przy całym moim szacunku i sympatii dla niderlandzkiej marki, jej twórców i ich kabli, udzieliłem „jedynie słusznej” odpowiedzi.

W kolejnym zdaniu usłyszałem, że to absolutna nowość, że oznaczona jest symbolem EX-2000 i że, jak sugeruje ów symbol, jest to nowy topowy, w domyśle jeszcze lepszy niż EX-1000 model marki. Wyglądało więc na to, że AR postanowiło odskoczyć stawce i zaproponować produkt z cenowego kosmosu. Pytanie brzmiało, czy poszedł za tym odpowiedni przyrost jakości brzmienia.

EX-2000

WKRÓTCE MIAŁEM JUŻ WKŁADKĘ w swoich rękach. Obejrzałem więc sobie eleganckie, acz skromne czarne kartonowe opakowanie zewnętrzne, potem to „szlachetniejsze” skórzane (jak zwykle nie podejmuję się oceniać, czy to prawdziwa, czy ekologiczna skóra) wewnętrzne i w końcu dotarłem do samej wkładki.

Są producenci, którzy z topowymi wkładkami dostarczają szereg akcesoriów, śrubki, śrubokręciki bądź klucze do montażu, szczoteczki, czasem również płyny do czyszczenia igły, a zdarza się, że i wyniki pomiarów konkretnej sztuki. Analog Relax w tym względzie niczego nie zmienił i w zasadzie dostarcza jedynie wkładkę z charakterystyczną, metalową osłoną igły (tak naprawdę całej wkładki) w kształcie nieodmiennie kojarzącym mi się z domkiem, ulotkę ze specyfikacją i, o ile mnie pamięć nie myli to po raz pierwszy, mikropoziomicę bąbelkową, tak malutką i leciutką, że można ja położyć na główce ramienia po założeniu wkładki. Nie spotkałem się do tej pory z takim dodatkiem, a przecież może on być przydatny.

Wkładka zewnętrznie różni się znacząco od poprzedników. Jej korpus został co prawda także wykonany z drewna, ale tym razem pomalowano go proszkowo na kolor czarny. Mówiąc szczerze, zanim doczytałem tę ostatnią informację i pomacałem samą wkładkę, patrząc na nią (zwłaszcza na zdjęciach) miałem wrażenie, jakby obciągnięto ją czarnym materiałem. Oczywiste było, że to nie wchodzi w grę, ale wrażenie było nieodparte. W dołączonej ulotce przeczytałem, że tym razem drewno pozyskano z włoskiego świerka, konkretnie pochodzącego z południowego Tyrolu. Inspiracją dla takiego wyboru był fakt, iż to z tego miejsca pochodziło również drewno używane przez Stradivariusa przy budowie jego słynnych instrumentów, w których używano go na górną część. Skoro więc było odpowiednio dla jednych z najlepszych instrumentów w historii, powinno się sprawdzić w, suponuję, że takie było założenie, korpusie potencjalnie jednej z najlepszych wkładek.

Jak już wspomniałem, owo wyselekcjonowane ze względu na swoje „muzyczne” właściwości drewno, tzn. zewnętrzną powierzchnię korpusu, pokryto opatentowaną, ultradrobną powłoką proszkową. Z jednej strony warstwa ta nadaje powierzchni korpusu subtelną szorstkość, z drugiej natomiast, bo znając Japończyków nie mogło chodzić jedynie o funkcje ozdobne, dzięki niej, według producenta, dźwięk staje się bardziej naturalny. Na froncie korpusu, podobnie jak w pozostałych modelach, przyklejono malutką srebrną płytkę z nazwą modelu. Na tylnej stronie umieszczono pozłacane piny, które oznaczono dla ułatwienia odpowiednimi kolorami, co ułatwia prawidłowe podłączenie. Wkładkę wyposażono w gwintowane otwory o standardowym rozstawie.

Jedną z najistotniejszych różnić w porównaniu do EX-1000 ma być wspornik igły. Poprzedni topowy model korzystał z wykonanego z rubinu, natomiast na potrzeby nowego flagowca jest on robiony z diamentu. To rozwiązanie znane już choćby z Kuzmy CAR 60, ale jak twierdzi japoński producent, w modelu EX-2000 zastosowano grubszy wspornik niż w przypadku konkurencji, co ma przekładać się na konkretne efekty brzmieniowe, w tym pełniejszy, bardziej dociążony dźwięk.

Zastosowana tym razem diamentowa igła, to – jak pisze producent – trzecia już wersja modelu wykorzystywanego w EX-1000, a skoro tak to mowa powinna być o szlifie typu Line Contact. Podobnie jak wcześniejsze wersje, ta igła również została opracowana przez zespół Analog Relax i wykonywana jest na zamówienie. Producent nie definiując dokładnie szlifu nowej igły pisze o niej, że choć w zasadzie szlif ma kształt styku liniowego, to w pionie zastosowano w niej szereg wielopłaszczyznowych nacięć. Dzięki temu rozwiązaniu igła ta ma odtwarzać dźwięk niemal bez wewnętrznych zniekształceń.

Dodatkowo przód i tył końcówki igły są nacięte pod różnymi kątami, co ma sprawiać, że „zbiera” znikomą ilość trzasków z płyt, umożliwiając odtwarzanie dźwięku z bardzo wysokim stosunkiem sygnału do szumu. Umiejętne połączenie tak zaawansowanych wspornika i igły z drewnianym korpusem oraz generatorem opartym w wielowarstwowy magnes neodymowy łączące ich zalety ma owocować wyjątkowym, absolutnie topowym dźwiękiem. O czym za chwilę.

EX-2000 to oczywiście, bo chyba jeszcze tego wprost nie napisałem, wkładka z ruchoma cewką, czyli tzw. MC, która dostarcza sygnał na poziomie 0,4 mV (w przypadku EX-1000 było to 0,5 mV). Jej wewnętrzna impedancja wynosi 8 Ω (15 Ω dla EX-1000), a sugerowana siła nacisku igły to 2 g (wg strony www), bądź 2,1 g (wg dołączonej ulotki) - u mnie stanęło na tej drugiej wartości.

ODSŁUCH

⸜ JAK SŁUCHALIŚMY • Gdy dostałem wkładkę i po jej dokładnym obejrzeniu beztrosko montowałem ją w główce ramienia J.Sikora KV12 w gramofonie J.Sikora Standard Max, nie znałem jeszcze jej ceny, bo nie została ona jeszcze skalkulowana przez dystrybutora. Mogłem się domyślać, że jest wyższa niż w przypadku EX-1000, ale jakoś nie brałem tego pod uwagę w czasie montażu. Może i dobrze, bo wiedząc, że trzymam w palcach tak wrażliwe na uszkodzenia 99 000 złotych mógłbym z wrażenia je upuścić, a później spłacać nerkami, płucem, czy kawałkiem wątroby, a jakoś jestem do nich przywiązany.

Na szczęście dystrybutor postanowił oszczędzić mi tego stresu. W ustawianiu wkładki pomagał mi znakomity szablon Acoustical Systems SMARTractor, dobre światło i mocne szkła powiększające. Jak wspomniałem, testowana wkładka została zawieszona w ramieniu KV12 a nie KV12 Max, bo choć to drugie jest jeszcze lepsze od przecież genialnego oryginalnego modelu, to wszystkie pozostałe modele wkładek Analog Relax testowałem właśnie w tym pierwszym. Postanowiłem więc tego nie zmieniać.

Podobnie jak i one, EX-2000 przez sporą część testu współpracowała na zmianę z moimi dwoma przedwzmacniaczami gramofonowymi, czyli ESE Lab Nibiru i Grandi Note Celio mk IV. W drugiej część skorzystałem z wycenionego na „drobne” 30 tysięcy USD polskiego lampowego przedwzmacniacza WE417A marki Destination Audio. Z jednej strony nie znałem go jeszcze tak dobrze jak własnych urządzeń, z drugiej obiecywał jeszcze wyższą klasę brzmienia, a więc i szansę dla EX-2000, by pokazać się z jeszcze lepszej strony. Uznałem więc, że dlaczego nie?

»«

PAMIĘTAM DOŚĆ JUŻ ODLEGŁE CZASY, gdy zaczynałem dopiero audiofilską zabawę i każde spotkanie z nowym produktem, zwłaszcza jakiejś znanej marki i z wyższego pułapu cenowego wywoływało u mnie ogromną ekscytację. Co nowego usłyszę ze swojego systemu i moich nagrań po dodaniu/wymianie komponentu X? Ekscytacja dziś nie jest już aż tak wielka, a przynajmniej nie w każdym przypadku. Także do oceny podchodzę chłodniej niż kiedyś, co bierze się z doświadczenia. Kiedyś wiele komponentów robiło duże pierwsze wrażenie i często nie chodziło nawet o to, że są dużo lepsze, że poprawiają to, co płynie z głośników. Zdarzało się całkiem często, że dźwięk był nie tyle lepszy, ile inny. Albo że to, co robiło wielkie pierwsze wrażenie, co było pozornie ogromnym „WOW!”, na dłuższą metę okazywało się męczące.

To właśnie szanse na setki, czy nawet tysiące spotkań z nowymi, różnorodnymi komponentami z wszelakich półek cenowych, które na przestrzeni lat dostałem jako recenzent, pozwoliły mi nabrać nieco dystansu i stonować oczekiwania i oceny (a przynajmniej to, jak szybko je wystawiam). Oczywiście mając perspektywę spotkania z produktem marki, która wcześniej udowodniła, że potrafi tworzyć wyjątkowe produkty nadal wywołuje u mnie ekscytację, ale już sam produkt, a nawet jego cenę, traktuję z pewnym dystansem.

Montując EX-2000 w ramieniu i owszem, cieszyłem się na spotkanie z kolejna wkładką Analog Relax, ale do oceny przystąpiłem na chłodno, mówiąc szczerze nie dowierzając, że ci sami ludzie stworzyli produkt jeszcze o tyle lepszy od fantastycznej EX-2000, żeby warto było na niego wydać prawie 100 tysięcy złotych. Przystąpiłem więc do odsłuchów nieco sceptycznie, ale absolutnie nie negatywnie nastawiony.

Już przy pierwszych kilku krążkach jasne było, że podobnie jak większość reprezentantów audiofilskich Himalajów, japońska wkładka nie sili się nawet na próby wywołania efektu „WOW!”. Że jej prezentacja jest stonowana, równa, aż gęsta od informacji. Mimo to brzmienie przyciąga uwagę niczym magnes, człowiek prostuje się w fotelu i skupia w 100% na tym, co rozgrywa się przed nim. Ta chłodna, analityczna część umysłu, która jeszcze nie zdążyła się wyłączyć, podpowiadała mi jednocześnie, że taki efekt nie został osiągnięty z pomocą efekciarskich sztuczek, podbarwień, podbić w pewnym zakresach częstotliwości, tylko cech brzmienia, które pozwalają zapomnieć, że słucha się płyty i sprzętu.

Z głośników płynie bowiem niebywale gładka, kapitalnie spójna wewnętrznie, ekscytująca poprzez swoją naturalność i wysoką energię muzyka pełna żywych, prawdziwych emocji. Czy była to REBECCA PIDGEON z wydanego przez Chesky Records albumu Retrospective, czy JACQUES LOUSSIER z Pulsion (Sony Music), czy w końcu bracia OLESIOWIE w towarzystwie DOMINIKA STRYCHARSKIEGO z Koptycus (AudioCave), wrażenia były równie niezwykłe, prawdziwe i intensywne.

Igła testowanej wkładki niezwykle precyzyjnie odczytuje wszystkie informacje z rowka, co przekłada się na ową przeogromną ilość informacji, w tym tych najmniejszych, nazywanych czasem „planktonem”, które – i to jest klucz do tak angażującego, naturalnego brzmienia – składają się w nieprawdopodobnie spójną, kremową całość. Owa całość, czyli muzyka płynąca z głośników, wydaje się być aksamitnie gładka, delikatnie ciepła, a nawet trochę ciemna. To pierwsze to wrażenie bierze się ze znakomitej rozdzielczości przekładającej się na bogactwo doskonale różnicowanych informacji, które szczelnie wypełniają dźwięk, że tak to ujmę, choć nie brakuje w tym przekazie powietrza, jest gęsty, ale otwarty i swobodny. Przez to robi on wrażenie tak niesamowicie esencjonalnego i gładkiego.

Wrażenie to (gładkości) może jednakże błyskawicznie prysnąć gdy w nagraniu pojawi się np. mocne, szybkie uderzenie pałeczki w blachę, albo nawet w bęben. Ich odpowiedź nie jest bowiem wygładzona, ma siłę, kierunek, fakturę, skrzy się, gdy drewno uderza w metal, sprężynuje gdy jest to elastyczna membrana. Doskonałe różnicowanie przywodziło mi na myśl popisy Jona Fälta z Bobo Stenson Trio, które mogłem śledzić z bliska w czasie niedawnego, genialnego koncertu, który to odbył się w ramach festiwalu ECM w sali koncertowej Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Sala ma świetną akustykę i nawet siedząc kilkanaście metrów od sceny bez wysiłku łowiłem każdy dźwięk każdego instrumentu i każdej „przeszkadzajki” z bogatego arsenału używanego przez muzyka. EX-2000 oczywiście nie zapewniła mi doznań identycznych z koncertowymi, ale zważywszy, iż muzyka jest w systemie audio prezentowana siłą rzeczy bliżej słuchacza niż zwykle na koncercie, plus dochodzi kwestia (często bliskiego) sposobu nagrywania, przy odpowiednio dobrej realizacji, rozdzielczości i różnicowaniu odtwarzającego systemu, mogłem usłyszeć równie dużo dźwięków łatwo domyślając się, które elementy widziane na koncercie są w danej chwili wykorzystywane. Nie miało znaczenia, czy słuchałem Fälta, czy Steve Gadd’a, czy innych znakomitych perkusistów, bogactwo, energia i naturalność brzmienia z topową wkładką Analog Relax były faktycznie topowe przenosząc na nowy, jeszcze wyższy poziom określenie „brzmienie (prawie) jak na koncercie”.

Gładki, głęboko brzmiący był również saksofon na krążku tria BLICHER HEMMER GADD, przynajmniej do czasu gdy potrzeba było oddać jego chropowatość i kolejny raz okazało się, że oddanie nie-gładkiej faktury instrumentu przychodzi wkładce EX-2000 równie łatwo, jak doskonałej gładkości. Podobnie zresztą jak na krążku CHUCKA MANGIONE, a nawet samego MILESA DAVISA.

Ich trąbki delikatne, gładkie stawały się w odpowiednich momentach zupełnie innymi, niemal agresywnie, ostro brzmiącymi instrumentami, a japońska wkładka oddawała te fragmenty równie przekonująco popisując się swobodą, otwartością i dźwięcznością prezentacji na poziomie nieosiągalnym dla większości znanych mi wkładek. Jej prawdziwą przewagą była jednakże nasycenie dźwięku i jego wypełnienie drobnymi informacjami, które składały się na tak kompletną, barwną i prawdziwą całość.

Co ciekawe, igła zastosowana w tej wkładce sięga bardzo głęboko w rowek, czego dowodem w przypadku płyt, które nie były ostatnio myte, były wyciągane stamtąd drobinki kurzu, których moja, nieco już zużyta igła Air Tight PC-3 najwyraźniej nie sięgała. Prawdą jest jednocześnie, że owe zabiegi z odpowiednim nacinaniem igły przekładają się na obniżenie poziomu trzasków. Te nie znikają całkowicie, tego nie da się zrobić, ale ich poziom, nawet na tych niemytych od pewnego czasu krążkach, był bardzo niski. Nie należę do osób, którym trzaski jakoś szczególnie przeszkadzają, ale doceniam, gdy jest ich mniej - EX-2000 zdobyła więc u mnie kolejny plus.

Odsłuch EX-1000 i EX-2000 dzieliły ponad dwa lata, więc nawet pomimo przypomnienia sobie moich notatek z odsłuchu tej pierwszej, trudno mi było dokonać w pełni rzetelnego porównania. Niemniej, by spróbować sięgnąłem po kilka albumów, o których pisałem wówczas. Widząc, że wówczas słuchałem m.in. ścieżki dźwiękowej z filmu Blade Runner skomponowanej przez VANGELISA, z ogromną przyjemnością sięgnąłem po nią kolejny raz. Porównując wrażenia opisane w notatkach i obecnymi stwierdziłem, że są podobne – dostałem bowiem niezwykle gęste, nasycone, płynne brzmienie i świetne, niesamowicie naturalnie brzmiące, wręcz namacalne, czy raczej obecne głosy mówiących aktorów.

Nie znalazłem natomiast w notatkach uwag dotyczących bardzo wyraźnego pogłosu na tychże głosach, który z EX-2000 był oczywisty i naturalny, przywodząc mi od razu na myśl ową dużą salę, gdzie odbywała się w filmie konwersacja o wykonaniu na Rachel testu mającego identyfikować androidy. Nie zapisałem również wówczas niczego o tak imponującym rozmachu, masie i skali prezentacji, jakie dostałem teraz.

Mówimy o muzyce elektronicznej, a nie poszczególnych instrumentach, czyli bardziej o ścianie dźwięku, która z japońską wkładką była nie tylko duża, ale i bardzo gęsta, jakby dźwięki szczelnie wypełniały całą przestrzeń przede mną, a w niektórych fragmentach niemal wokół mnie. Dźwięk z nową topową propozycją Analog Relax jest więc chyba faktycznie jeszcze większy, potężniejszy i swobodniejszy niż z jej poprzedniczką. Czyżby potwierdzało się więc twierdzenie producenta, że nieco grubszy diamentowy wspornik igły ma taki właśnie wpływ na brzmienie? Na to wychodzi.

Na koniec zostawiłem sobie kilka najlepszych wydań i... lampowy przedwzmacniacz Włodka Wiśniewskiego, czyli Destination Audio WE417A. Tak, jest to projekt naszego rodaka, tak kosztuje 30 tysięcy dolarów amerykańskich, tak jest znakomity, co udowodnił już wcześniej z moim Air Tightem. AR EX-2000 pokazała również, że ma wyraźną przewagę nad moją wkładką. Czemu więc nie miałem zestawić tak znakomitego urządzenia z najdroższą wkładką, jaka kiedykolwiek przewinęła się przez mój system skoro nadarzyła się taka okazja? No właśnie! Nie mogłem przepuścić takiej szansy, bo zapewne nieprędko się powtórzy.

Gwoli jasności, owe kilka płyt przesłuchałem najpierw ze swoim przedwzmacniaczem gramofonowym GrandiNote Celio mk IV, a dopiero potem zamieniłem je na WE417A. Na wszelkie wypadek dodam jeszcze, że mój przedwzmacniacz to konstrukcja tranzystorowa, a Destination Audio czysto lampowa z wydzielonym do osobnej obudowy zasilaczem włącznie. Jak się szybko okazało, paradoksalnie polskie urządzenie bardziej utrudniało mi ocenę testowanej wkładki niż w niej pomagało. Po prostu owa analityczna część umysłu mająca wykonywać recenzenckie zadania wyłączała się niemal natychmiast po opadnięciu igły do rowka płyty. Dźwięk uzyskiwany z pomocą EX-2000 i WE417A stał się nieco słodszy, jeszcze gęstszy i po prostu wciągał mnie tak całkowicie, bezkompromisowo i skutecznie w świat muzyki, że nie było mowy o żadnej analizie dźwięku - ten po prostu kompletnie się nie liczył.

Czy był to RAY BROWN z Soular Energy, CANNOBALL ADDERLEY z Somethin’ Else, czy PATRICIA BARBER z Companion, nie potrafiłem skupić się na ocenie dźwięku, czy nawet różnic wynikających z współpracy EX-2000 z innym, nazywając rzeczy po imieniu, jeszcze sporo lepszym przedwzmacniaczem. Muzyka, płynna, gęsta, kipiąca bogactwem informacji, wypełniona powietrzem, oddychająca swobodnie, wypełniała pokój, porywała i relaksowała jednocześnie, nie dawała czasu by złapać oddech, bo każdy kolejny kawałek, ba!, nawet wiele dźwięków brzmiało wyjątkowo.

Wszystko było duże, gęste, namacalne i prawdziwe, wręcz organiczne. Japońska wkładka, jak chyba żadna inna do tej pory sprawiała, że kontakt z muzyką był czymś równie naturalnym, był równie wielkim przeżyciem, jak te, które pamiętam z najlepszych koncertów. Nie było czasu i miejsca na analizę basu, średnicy, wysokich, przestrzeni, PRAT-u, dynamiki, itp., itd. Tu wszystko działo się o poziom, albo i dwa wyżej, gdzie wszystkie aspekty prezentacji, którymi zwykle się ekscytujemy i które porównujemy nie miały znaczenia.

Znaczenie miało jedynie to, jak zabrzmi kolejny znany niemal na pamięć dźwięk, akord, wokal, detal, utwór, bo te potrafiły zaskakiwać swoim bogactwem, wewnętrzną energią i intensywnością, tym jak bezpośrednio trafiały do mnie, jakby z pominięciem całego procesu rejestracji, produkcji i mechanicznego odtwarzania. To nie było granie analityczne, nie było idealnie neutralne, bo, po części (ale jedynie po części) za sprawą lampowego przedwzmacniacza, było naturalnie ciepłe.

Tyle że jednocześnie było również kapitalnie rozdzielcze i doskonale różnicowane. Wszystko z tą wkładką nakierowane jest w moim odczuciu na zaangażowanie słuchacza (słuchaczki) i zapewnienia mu (jej) wielu godzin doznań i emocji na poziomie, jaki zarezerwowany jest zwykle dla kontaktu z żywą muzyką. To nie jest takie samo granie, ani równoważne z tym wszystkim, co można przeżyć na koncercie, bo żywego instrumentu nie sposób pomylić z nagraniem, ale z EX-2000 pozwala zbliżyć się tak blisko, jak naprawdę niewiele znanych mi komponentów/systemów audio.

Podsumowanie

Wkładka za 99 000 złotych? Taż to czyste szaleństwo! To prawda, tak samo jak wzmacniacze, „daki”, kolumny, odtwarzacze CD za 100, czy kilkaset tysięcy złotych. Dążąc do nieosiągalnego ideału brzmienia, a może raczej poziomu, czy intensywności przeżyć, jakie może zapewnić nawet muzyka odtwarzana z nagrań, (odpowiednio majętny) człowiek gotów jest jednakże wydać właściwie dowolną kwotę by dotrzeć jeszcze nieco bliżej szczytów audiofilskich Himalajów.

EX-1000 pozostaje dla mnie jedną z ledwie kilku najlepszych wkładek, z jakimi miałem do czynienia do tej pory. EX-500 jest swego rodzaju złotym środkiem, który za wyraźnie niższą kwotę oferuje fantastyczną jakość brzmienia i wyjątkowe emocje. Niemniej na szczycie muszę umieścić Analog Relax EX-2000, która idzie jeszcze o krok dalej. Jeszcze lepsza rozdzielczość, różnicowanie, wypełnienie i dociążenie dźwięku, niezwykła wewnętrzna energia, genialna spójność, gładkość, płynność i naturalność grania serwują bowiem poziom doznań, który tak naprawdę trudno, przynajmniej mi, oddać w pełni słowami.

Proszę więc moim, niedoskonałym, niewystarczającym słowom nie wierzyć, proszę posłuchać w dobrze skomponowanym, jak najwyższej klasy systemie! Nie wyobrażam sobie, byście mogli żałować takiego, wyjątkowego doświadczenia. Od nas wyróżnienie ˻ GOLD FINGERPRINT ˺.

Dane techniczne (wg producenta)

Typ wkładki: Moving Coil (z ruchomą cewką) niskopoziomowa
Impedancja wewnętrzna: 8 Ω
Rekomendowany nacisk igły: 2-2,1 g
Poziom wyjściowy: 0,4 mV (1 kHz)
Waga: 9 g
Igła: Solid diament a specjalnym szlifie Super Curved Line Contact V.3
Wspornik: diament
Cewka: nawinięta miedzianym drutem o czystości 6N
Magnesy: neodymowe
Korpus: świerk z południowego Tyrolu

Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ.

www.AIAP-online.org

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl


System referencyjny 2022

ŹRÓDŁA CYFROWE

1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10
• karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ
• JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono)
• przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ

2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ

ŹRÓDŁO ANALOGOWE

1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ
• ramię J.Sikora KV12
• wkładka Air Tight PC-3

2. Przedwzmacniacze gramofonowe:
• ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ
• Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ

WZMACNIACZ

1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ

2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany)

3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ

KOLUMNY

1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ

2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ

OKABLOWANIE

1. Interkonekty analogowe:
• Hijiri MILLION KIWAMI
• Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ
• Hijiri HCI-20
• TelluriumQ ULTRA BLACK
• KBL Sound ZODIAC XLR

2. Interkonekty cyfrowe:
• David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ
• David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ

3. Kable głośnikowe:
• LessLoss ANCHORWAVE

4. Kable zasilające:
LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ

ZASILANIE

1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ

2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2

3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y

4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)

ANTYWIBRACJA

1. Stoliki:
• Base VI
• Rogoz Audio 3RP3/BBS

2. Akcesoria antywibracyjne
• platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16
• nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII
• nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT
• nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ