2007-12-18
NICK CAVE AND THE BAD SEEDS
Premiera 3 marca 2008 Może czegoś ci brakuje? Trudno określić i wyrazić, co to może być, ale leżysz nocą w łóżku nie mogąc zasnąć, bo ogarnia cię nagła tęsknota za kolejnymi cytatami z Wallace'a Stevensa zaśpiewanymi do mrocznej, sugestywnej muzyki. Może czujesz nagłe pragnienie, by znów usłyszeć w muzyce popularnej takie słowa jak "myksomatyczny", czy "rozcapierzać" zamiast standardowego zestawu księżycowych nocy i miłosnej niemocy? Może zgłodniałeś za piosenkami wywołującymi duchy Marilyn Monroe, Valerie Solanas i Harry'ego Houdiniego w nowych wersjach? A może po prostu instynktownie czujesz, że już czas na nową płytę zespołu Nick Cave And The Bad Seeds - bo kto inny spełni te wszystkie tęsknoty? Misją Nicka Cave'a i jego pobratymców jest ciągłe szukanie nowych dróg, by w pełni zasłużyć sobie na nazwę iście Diabelskiego Nasienia. W ciągu ostatnich dwóch lat ich nieprzerwany rozwój nabrał oszałamiającego tempa. Ostatnio widziani publicznie w radosnym przebraniu Grindermana, konkretnej rockowej kapeli powstałej po to, "by rozstawić się w piwnicy i wyszaleć", teraz Nick Cave And The Bad Seeds naciskają w windzie guzik piętra z ich wykwintnym apartamentem i powracają czternastym albumem DIG, LAZARUS, DIG!!! "To krwotok słów i pomysłów" - tak następczynię cudownie obszernej podwójnej płyty Abattoir Blues/The Lyre of Orpheus opisuje Cave. "Grinderman celowo operował oszczędnymi, prostymi środkami wyrazu," wyjaśnia artysta. "Na DIG, LAZARUS, DIG!!! pozwoliliśmy sobie na wylewność". To prawda. DIG, LAZARUS, DIG!!! jest ulotne, zalotne i wręcz górnolotne. To przyprawiająca o zawrót głowy epicka opowieść o zachodniej cywilizacji od Homera po Freuda, od Biblii po bitników, ale okraszona też własnym zestawem mitycznych postaci. Mała Janie i ponury Mr. Sandman wirują w złowieszczym tańcu w Today's Lesson, potwornej rockowej bajeczce z seksualnym podtekstem; tułające się dusze z Albert Goes West wyruszają na wielką wyprawę po spelunach z piwem i urojeniami w tle; tymczasem w tytułowym utworze, który łączy w całość biblijne cudy, wiktoriański spirytyzm i nowojorską dekadencję, biedny Łazarz czuje się zagubiony i samotny. Do tego dorzućmy błyskotliwą, subtelną i autoironiczna rozprawkę: We Call Upon The Author (To Explain), gdzie Pan Autor Cave staje pod pręgierzem, Bóg ma się wyspowiadać, a obok rozwija się literacki zatarg (Bukowski to wieśniak! Berryman rządzi!!!), wszystko zaś dzieje się w oprawie porywającego rytmu. Album DIG, LAZARUS, DIG!!! - interpunkcja tytułu to cios dla językowych nudziarzy - został nagrany przez Cave'a, Micka Harveya, Warrena Ellisa, Martyna Casey'ego, Jima Sclavunosa, Thomasa Wydlera, Jamesa Johnstona i Conwaya Savage w londyńskim studiu State of the Ark. Jego właścicielem jest Terry Britton odpowiedzialny za przebój Tiny Turner What's Love Got To Do With It? Cóż, miłość z nową płytą Nicka Cave'a i The Bad Seeds nie ma zbyt wiele wspólnego. DIG, LAZARUS, DIG!!! jest po części wynikiem pragnienia Cave'a, by odejść od "klasycznych pieśni o miłości" i zwiedzić bardziej abstrakcyjne obszary emocji. Fortepian usunął się w cień, a zespół otrzymał polecenie, by unikać zbyt łatwej urody nastrojowych akordów. Zastąpiły je pętle i zakłócenia, zniekształcone brzmienia i powoli rosnące napięcie. Czasem wokale Cave'a są celowo wyzute z emocji, choć zwykle słynie on z wściekłej mocy i udręczonych tonów. Podejście to zrodziło się podczas niedawnej pracy Cave'a nad muzyką filmową, między innymi nad jego wspólnymi kompozycjami z Warrenem Ellisem do Historii zabójstwa Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda Andrew Dominika. "Ostatnie czego pragniesz, to zobaczyć w filmie smutną scenę, której towarzyszy wejście tęsknych smyków," mówi Cave. "Szukamy większej neutralności muzycznej. Dyskretnej manipulacji. Muzyki, którą przyswaja się po jakimś czasie, a nie z miejsca wpada w ucho." Na nowej płycie znajdziemy sugestywną, subtelną i urzekającą muzykę, świadczącą o tym, że Cave niezmiennie poważnie traktuje wyzwanie szukania nowych ścieżek, które podjął w 1984 roku pierwszą płytą po rozpadzie The Birthday Party zatytułowaną From Her To Eternity. Wszystko zaczęło się jednak od odświeżenia dawnego pragnienia, by zrobić płytę w dużej mierze akustyczną, jak to było w przypadku Henry's Dream z 1992 roku. "Chciałem, żeby Henry's Dream było szalenie hałaśliwą płytą, gdzie wszyscy ostro polecą i zupełnie odstawimy elektryczne brzmienia," wspomina Cave. "Z różnych powodów to się nie udało i powstał rockowy album. Postanowiłem teraz powrócić do tego pomysłu, ale rezultat znów brzmi raczej elektrycznie. Jednak pozostała jakaś piękna przepaść pomiędzy fundamentem piosenek, czyli gitarą akustyczną, basem i perkusją, a mocno naładowanym energią dysonansem brzmieniowym na wierzchu. Warren naprawdę dokonał tutaj cudów – coś niesamowitego." Pomiędzy tymi wszystkimi warstwami pozostaje przestrzeń na narrację Cave'a i jego opis kondycji ludzkiej. Choć "klasyczne pieśni o miłości" tym razem dostały wolne, jedna z nich poszła w zaparte i została na płycie: to Jesus Of The Moon, wspaniała ballada, która śmiało może konkurować z Into My Arms, czy The Ship Song. "Po prostu nie mogłem jej wyrzucić do kosza," wyjaśnia wzruszając ramionami Cave. Reszta płyty nie zajmuje się jednak wielkimi gestami i burzami namiętności, ale tymi nieokreślonymi, stłumionymi odczuciami, które rzadko odnajdziemy w rockowych piosenkach, zwykle skupionych na ostrych kontrastach: apatią, zagubieniem, zadręczaniem się, ogłupieniem i problemami psychoseksualnymi. Mamy Moonland, zimę nuklearną jednego człowieka, Night Of The Lotus Eaters, gdzie globalny chaos wdziera się przez tamy zbudowane z braku umiaru i samozadowolenia; męskie sposoby na okłamywanie siebie samego w Hold On To Yourself; wreszcie upiorne pośmiertne przyjęcie z More News From Nowhere, pełne demonów o imieniu Deanna i refleksji o przemijaniu. DIG, LAZARUS, DIG!!! wyciąga bebechy na wierzch, podziemie wystawia na widok, a zespół prowadzi słuchacza przez krainę niepewności i chaosu nie cofając się przed żadnymi trudnościami. Trudno wyobrazić sobie lepszych przewodników po tym niepokojącym, pomieszanym świecie i na szczęście nie trzeba już nikogo szukać. "Chcę nagrać tak dużo płyt, jak się da. Chcę napisać całe mnóstwo piosenek," wyznaje Cave. "Do tego się to wszystko sprowadza. Pisanie piosenek mnie uszczęśliwia, zadowala i pozwala trzymać się prosto. Póki mam ochotę komponować, wszystko jest na swoim miejscu." Źródło: EMI Music Poland |
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |