2007-12-18
GOLDFRAPP
Premiera albumu 25 lutego 2007 "Śniło mi się drzewo z numerem siedem. Było to przepiękne drzewo o wielkich konarach kołyszące się niczym podwodne wodorosty. Rano obudziłam się z mocnym postanowieniem, że tak właśnie nazwę nową płytę - "Siódme drzewo".” Alison Goldfrapp ma nieco zakłopotaną minę, kiedy wyjaśnia genezę nazwy czwartego albumu Goldfrapp, Seventh Tree. Jej wspólnik w interesach Will Gregory z uśmiechem potwierdza jej słowa: "Skoro Alison miała taki sen, to musi być przeznaczenie." W ostatniej odsłonie oglądaliśmy Goldfrapp w roli wytrawnych bestii disco operujących przewrotnym brzmieniem stylizowanym na szyk lat siedemdziesiątych przyprawiony erotycznym pieprzem i odrobiną brytyjskiego humoru. Zespół rozwijał ten styl na ostatnich trzech albumach: Felt Mountain (2000), Black Cherry (2003) oraz Supernature (2005). Od brawury Lovely Head po mocny cios Ooh La La ich brzmienie charakteryzowało się nieskazitelnym wykonaniem i fascynującą odwagą. Stanowiło eksplozję lustrzanych kul, elektroniki i imprezowej ekstazy, którą potęgowały ich koncerty z występami tancerek we frędzlach i dyskotekowych kostiumach koni. Teraz powracają albumem Seventh Tree, który wyraźnie odstaje od poprzednich swym ciepłem, zmysłowością i delikatnym blaskiem: oto muzyczna wersja brytyjskiego delirium, w której pobrzmiewają echa nonsensownej poezji Edwarda Leara i ekscentryczności wczesnego Pink Floyd. Płyta nagrana w domu letniskowym z lat 60-tych w Bath jest świadomym odejściem od kabaretowego przepychu wcześniejszej twórczości i krokiem w stronę psychodelii. "Ciągle sobie powtarzaliśmy: to musi być jeszcze bardziej psychodeliczne," wspomina Will. "Choć żadne z nas nie wiedziało, co to dokładnie znaczy. Chyba mieliśmy na myśli senną, wiejską atmosferę przesiąkniętą jednocześnie mrokiem." "Rozmawialiśmy o filmach typu Kult," dodaje Alison, "bardzo angielskich, mrocznych, czerpiących z pogańskich tradycji, a jednocześnie nasyconych typowo brytyjskim humorem. To połączenie naiwnego angielskiego folkloru z odrobiną horroru i blaskiem kalifornijskiego słońca na dokładkę." Alison i Will poznali się w 1999 roku, a połączyła ich miłość do awangardy i Scotta Walkera. Wymieniali się muzyką, książkami i listami, sprawdzając zasięg granic wspólnych zainteresowań i stopień ich zaawansowania. Gdy zaczęli tworzyć razem muzykę, bez trudu odnaleźli własny styl, który szybko przerodził się z przestrzennej elektroniki w wyraziste, alternatywne disco. Powstał dziwny, symboliczny i frapujący kolaż Roxy Music, science fiction i łbów wilka, a publika znużona flegmatycznym indie rockiem Oasis i im podobnych, obdarzyła Goldfrapp niemal służalczym oddaniem. Witano ich z entuzjazmem w całej Europie i Stanach, piosenki wykorzystywano w filmach i telewizji, teledyski wychwalano, a grupa szybko wyrobiła sobie opinię jednego z najbardziej elektryzujących zespołów koncertowych świata. Nagranie Seventh Tree zajęło dużo więcej czasu niż któregokolwiek z poprzednich albumów. Była to świadoma decyzja podjęta z pod wpływem zmęczenia intensywnym koncertowaniem i pragnienia, by stworzyć coś wyraźnie innego. "To był zwrot w przeciwnym kierunku," mówi Will. "Po tournee nasze głowy wręcz pękały od Supernature. Pomyśleliśmy, że byłoby miło wypełnić je dla odmiany otwartą przestrzenią, a nie podkręconym muzycznym hałasem. Przestrzeń kojarzy się na przykład z kimś brzdąkającym na gitarze wśród zgromadzonych przy ognisku ludzi. Kłopot w tym, że żadne z nas nie gra na gitarze." Słynący z pracy tylko we dwójkę, Will and Alison zaprosili do tworzenia Seventh Tree nie tylko Flooda w roli współproducenta, ale także innych muzyków, między innymi Ruth Wall, która zagrała na swej zaprojektowanej w XVII wieku harfie o stalowych strunach. Jej zsamplowane brzmienie usłyszymy na 'Road To Somewhere'. "Nigdy wcześniej nie słyszałam takich dźwięków," mówi Alison. "Brzmi niemal jak sitar. Wyobrażasz sobie harfy jako anielskie instrumenty, a ta miała twarde, brudne brzmienie." "Często dźwięki są świetnym początkiem, inspirują do pisania piosenek," wyjaśnia Will. "Tak powstała ta płyta. Bardzo nam pomogła obecność prawdziwych muzyków, wcześniej nasz proces twórczy polegał na mrówczej, niezbyt spontanicznej pracy." Niecodzienny instrument pojawia się też w utworze 'Eat Yourself'. "To była zabawka firmy Mattel o nazwie Optigon - bardzo wyrafinowana rzecz, gdzie na maleńkich dyskach optycznych zapisane były zapętlone brzmienia. Wykorzystaliśmy urocze brzmienie folkowej gitary, bardzo nieregularne, bo zabawka powstała w latach 60 i jest już nieźle podniszczona. Potem Alison zaśpiewała do tego wokalizę, która od razu trafiła na płytę. Nigdy nie słyszałem, by tak śpiewała. Stwierdziliśmy, że wszystko razem brzmi jak skrzyżowanie New Seekers z Emmanuelem." Wiele utworów zrodziło się z muzycznych i słownych improwizacji. "Ludzie automatycznie zakładają, że skoro używamy syntezatorów i programujemy dźwięki, to nie ma u nas miejsca na swobodne muzykowanie," mówi Alison. "Ale to mit. Uważa się, że keyboard to nie jest prawdziwy instrument, bo wydaje elektroniczne dźwięki i nie wymaga umiejętności ani myślenia. To kompletna bzdura, ma on po prostu inny zestaw i typ brzmień." Owoce ich spontanicznych jam session można usłyszeć szczególnie wyraźnie w takich kawałkach jak otwierające album 'Clowns', gdzie tekst zainspirowały programy typu reality show, silikonowe piersi i podglądactwo, a także w 'Cologne Cerrone Houdini' - piosence, która według Alison opowiada "o byciu z kimś w podróży i nagłym zrozumieniu, że czegoś nam brakuje." Wiele utworów, dodaje artystka, "muzycznie i tekstowo opowiada o zmierzaniu do jakiegoś celu." Faktycznie, 'Little Bird' to opowieść o przyjaciółce Alison, którą "wciąż gdzieś nosi", a 'Caravan Girl', "opowiada o dziewczynie z amnezją, która chce uciec z koleżanką z wozu kempingowego". Teksty wydają się napisane w przypływie inwencji, a towarzysząca im muzyka ma rozkosznie radosną atmosferę. "To C-durowy klimat," mówi Will. "Ogarnęło nas jakieś wielkie szczęście i powstała ta organowa melodyjka. Ale to również zgryw. Nieskrywanie naiwna i wyszczerzona popowa produkcja o jaskrawych kolorach... jest w niej coś chorego i cudownego zarazem." W kolejnych podróżach udają się do Los Angeles, "które mi się podoba przez trzy dni, jak głupie, ale wciągające programy w telewizji," wyznaje Alison. "Potem zaczynam czuć niepokój." Jej słowa potwierdza tekst 'Monster Love' opiewający samotność i potworną powierzchowność Hollywoodu. Nie wszystkie podróże odbywają się w przestrzeni, 'Happiness' to raczej wyprawa w głąb siebie w poszukiwaniu sposobów na szczęście. "Zrobiliśmy z tej piosenki nieco dziwaczny kawałek" mówi Alison. "Staraliśmy się nadać jej lekko psychodeliczne, wyrafinowane, niemal deliryczne brzmienia." Album już gotowy, teraz więc Goldfrapp zastanawiają się jak przełożyć przymgloną angielską psychodelię dźwięków na język sceny. "Dla mnie muzyka i obraz nierozerwalnie się łączą," potwierdza Alison. "Dźwięki mają swoją atmosferę, klimat, barwy i charakter." Uśmiecha się łobuzersko. "Myślę o skąpo odzianych tancerkach ludowych we wstążkach i kwiatach tańczących jak na rurze przy tradycyjnie umajonych na święto wiosny słupach..." Źródło: EMI Music Poland |
© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B |